Dziś kilka ostrych, ale potrzebnych słów do wszystkich beztroskich matek, których równie beztroskie i sfrustrowane pociechy uprzykrzają życie innym dzieciom. I matkom takim jak ja przy okazji.

Sytuacja, która nam się przydarzyła do tej pory podnosi mi ciśnienie. Jakiś czas temu, podczas wizyty w bawialni, Lenka siedziała na jeździku. Chociaż to akurat na czym siedziała, nie ma tu zbyt wielkiego znaczenia. Nagle przyszedł chłopiec, który też chciał na nim posiedzieć, a co! Nie będzie jakaś tam dziewczyna zajmować tej zacnej miejscówki. Więc zaczął ją popychać i kopać, żeby zeszła i mu ustąpiła. A matka gdzie? Ano stała obok i patrzyła, bo uważa, że  dzieciaki przecież ostatecznie same się dogadają… Jak powinnam postąpić? Jak Wy byście postąpiły, gdyby chodziło o Wasze dziecko? Zwróciłybyście uwagę, że tak nie wolno czy dla świętego spokoju zabrałybyście córkę od małego agresora i tym samym dały jej do zrozumienia, że ma wszystkim schodzić z drogi, kiedy tego zechcą?

Jestem na maksa wkurzona (żeby nie powiedzieć gorzej) na rodziców, którzy nie reagują na to, jak zachowuje się ich własne dziecko. Pewnie pamiętacie ten tekst: Zabraniam ci zwracać się do mojego dziecka.  Tak, wciąż nie chcę żeby ktoś wychowywał mi dziecko i nie znoszę być stawiana w sytuacjach, kiedy ja muszę wychowywać dzieci innych ludzi.

Sytuacja zmienia się, kiedy dziecko robi komuś krzywdę. Gdyby moja Lenka rzuciła się z pazurami na inne dziecko – reagowałabym. I tego samego oczekuję od innych rodziców. Że w porę zareagują na to, że innemu dziecku dzieje się krzywda z powodu karygodnego zachowania ich latorośli. Wiadomo, że dzieci bywają niegrzeczne i czasem wdają się w bójki. To jest normalna sprawa i tak jest od pokoleń.

Ale do cholery, jeśli Ty, matko od siedmiu boleści, widzisz i nie grzmisz, kiedy Twoje dziecko okłada pięściami drugie.  Ja nie jestem od wychowywania Twojego potomstwa, to jest Twoja rola! Ale jeśli kiedykolwiek zobaczę, że moje dziecko jest bite, cierpi i jest bezbronne wobec Twojego małego bandyty, to wiedz, że złamię swoją zasadę i zwrócę mu uwagę, ale to Tobie dostanie się ode mnie bardziej. Bo nie upilnowałaś. Bo nie chciałaś widzieć. Bo olałaś sprawę. Bo udawałaś, że nic się nie dzieje. Ot taka mała bójka jeszcze nikomu nie zaszkodziła, nie?

Oczekuję po prostu, że na drugi raz zwrócisz uwagę swojemu dziecku. Żebym ja nie musiała tego robić. Zastanawiam się, jak to jest, że niektórzy rodzice zapominają języka w gębie i nie potrafią zareagować, kiedy ich dziecko leje moje. Czy to ta słynna szkoła pn. „Nie wtrącamy się” albo „Dajemy dzieciom rozwiązywać konflikty między sobą po swojemu”? Czy może bardziej NIEMOC wobec PRZEMOCY? Ale dość tego! Nie będę biernie się przyglądać, bo wszystko ma pewne granice. I kiedy plac zabaw zmienia się w ring bokserski, to ktoś przytomny musi na niego wkroczyć niczym sędzia. I szczerze wolałabym, żeby to był rodzic agresywnego dziecka, a nie ja. Bo nie chcę strofować czyjegoś dziecka, jest to w końcu sytuacja nieco krępująca. Jestem odpowiedzialna tylko i wyłącznie za swoje. I ty matko też bądź i upominaj, kiedy innemu brzdącowi dzieje się krzywda.

Bo co innego, kiedy dziecko krzyczy, biega, łobuzuje, a co innego, kiedy bije innych.  W takiej sytuacji niczym filmowy Kiler „poczekam, popatrzę, zrozumiem więcej i wtedy wreszcie sama też włączę się do akcji”. Bo jeśli matka nie reaguje od razu, to po ogarnięciu „przedstawienia” wkraczam ja i informuję małego zbira, że ma przestać. Bo jeśli widziałabym, że jedno obce mi dziecko kopie drugie równie obce, to też bym podeszła i zwróciła mu uwagę. Bo nie ma we mnie przyzwolenia na przemoc, zwłaszcza jeśli na pierwszy rzut oka widać, że to drugie dziecko się samo nie obroni i przyjmuje ciosy niczym Popek Monster od Pudziana w parterze.

Jak wiecie, we wrześniu tamtego roku byliśmy na dwutygodniowych wakacjach nad morzem z moją przyjaciółką i jej rodziną. Tak się składa, że podczas tych wakacji jej córka codziennie biła albo próbowała bić moją Lenkę. Tak sobie jakoś ją upatrzyła za cel i testowała może wytrzymałość koleżanki i cierpliwość dorosłych.  Nie dociekam czyja to wina, że dziecko zachowało się tak, a nie inaczej. Może to wina stresu, może zazdrości,  może kreskówki, a może po prostu nuda. Nie mam do przyjaciół pretensji. Dlaczego? Bo w porę reagowali. Pilnowali, żeby ich dziecko nie robiło krzywdy mojej córce i  po sto razy dziennie tłumaczyli córce cierpliwie, że tak nie można postępować. Ani razu nie musiałam sama zwracać uwagi ich dziecku.

Gdyby moje dziecko było na miejscu tej dziewczynki, to również pierwsze co robię, to mówię, że ma natychmiast przestać. Reaguję, bo tak jak już pisałam – jestem za nią odpowiedzialna i nie pozwalam na takie zachowania. Nie chcę, żeby inne dziecko przez nią cierpiało i nie chcę, żeby ona sama wyrosła na osiedlowego terrorystę. I do cholery, Ty droga matko też się ocknij, kiedy widzisz, że Twój słodki łobuz to tak naprawdę gorzki oprawca. Bo dziecko ma prawo nie wiedzieć, że biciem nie rozwiązuje się problemów. Ale Ty jesteś dorosła… Czy nie?