Ostatnio z przerażaniem i rozbawieniem słuchałam żali mojego znajomego – młodego ojca, który nie chciał przyjąć do wiadomości, że mleko modyfikowane rozpuszcza się w ciepłej wodzie, a nie zimnej. Dobrze, że poskarżył się mamusi, że dziecko nie chce pić, bo pewnie próbowałby wciskać maluszkowi taką miksturę przez następne tygodnie…
Taka prawda, że młodzi rodzice nie mają pojęcia, co tak naprawdę jest potrzebne noworodkowi i niemowlakowi dopóki nie staną przed problemem: jest 3.00 w nocy, skończyło się mleko/pieluchy/odparzyła mu się pupa/ma kolkę. My też męczyliśmy się czasem z naszym niemowlakiem, a potem okazywało się, że rozwiązanie leży w pobliskim sklepie. Przy drugim dziecku będzie lepiej.
Oto moja lista rzeczy, których zabrakło mi przy pierwszym dziecku, a w które jednak powinnam była się zaopatrzyć. Mam nadzieję, że dopiszecie do niej swoje must have świeżo upieczonego rodzica:
1. Leżaczek-bujaczek –wiem, że rehabilitanci ostrzegają przed niekorzystnym działaniem tego ustrojstwa na stawy biodrowe i kręgosłupy dzieci. Ale nikt nie mówi tutaj o kilkugodzinnym przesiadywaniu, tylko chwilowym włączeniu funkcji „stand-by” u waszego potomka. W ferworze walki z noworodkowymi widzimisiami, nie pomyślałam, że taki leżaczek to i przenieść można, włączyć maluchowi muzyczkę, w międzyczasie oddać się relaksowi w wannie, gdy dziecko w nim śpi… no, to już ostatnie jest fantazją, ale gdybym odkryła ten bujaczek wcześniej, więcej czasu po porodzie spędzałabym w innych pomieszczeniach domu a nie tylko w pokoju, w którym leżała w łóżeczku moja córka.
2. Chusta lub nosidełko -jaka naiwna byłam (ale chyba dlatego mam teraz takie mięśnie ramion…) wszędzie nosząc swoje dziecko! Oczywiście jako przykładna mama pierworodnego wiedziałam, że dziecko potrzebuje bliskości i nie można mu odmawiać noszenia. Gdzie byliście jednak wszyscy doradcy, kiedy kazaliście mi nosić, a nie wspomnieliście o milionie wariantów chust i nosidełek, które sprawią, że po całym dniu nie będę ciągnęła rąk po ziemi jak orangutan?!
3. Szumiący miś – gdy Lenka była mała, takie produkty dopiero wchodziły na rynek i ostatnią rzeczą, na którą wydałabym wtedy pieniądze, byłby właśnie szumiący miś czy przytulanka imitująca bicie serca matki. A teraz dałabym za nie każde pieniądze, bo jak przypomnę sobie, o ile wzrosły u nas rachunki za prąd, gdy próbowaliśmy usypiać dziecko szumiącą przez godzinę suszarką, okapem kuchennym czy radiem nastawionym na tzw. biały szum, to jednak taniej byłoby kupić misia.
4. Kwiat z materiału do kąpania dziecka w… zlewie – gdy myślę sobie, jak każdorazowo mordowaliśmy się z tą śliską, nieporęczną wanienką, która każdego wieczora czaiła się na naszego noworodka, aby tylko wciągnąć go w odmęty wody, to żałuję, że nie połakomiłam się na ten wynalazek. Są to mięciutkie wkłady do zlewu lub umywalki w kształcie kolorowych kwiatów, dzięki którym można bezpiecznie wykąpać niemowlaka. Maluch nie ślizga się, przyjmuje wygodną pozycję, a zlew jest akurat odpowiedniej wielkości dla niego. Tańszą alternatywą jest też specjalne wiaderko do kąpania niemowląt – to lepszy wybór niż nieporęczna wanienka a i maluchy czują się w nim bezpieczniej. A tak w ogóle to położne myją noworodki pod kranem, trzymając je w jednej (!) ręce jak kociaki – i maluchy też zadowolone. Podobno…
5. Bepanthen Baby – ktoś, kto źle mi życzył, poradził mi po narodzinach, że najlepiej smarować pupę dziecka kremem z cynkiem, żeby zapobiec odparzeniom. Taką próbkę dostałam też w szpitalu, więc stwierdziłam, że to standard. Teraz wiem, że to wierutna bzdura, bo maść służy tylko doraźnie, gdy pupa dziecka jest już mocno podrażniona. Maść z tlenkiem cynku nie nadaje się do profilaktyki, bo wysusza skórę jeśli nie jest ona podrażniona. Do codziennej pielęgnacji potrzeba nam delikatnej maści z prowitaminą B5 i lanoliną, która zabezpiecza przed dalszymi podrażnieniami. Dzieje się tak dlatego, że zostawia na skórze delikatną warstwę ochronną, chroniącą przed wilgocią i odporną na zmywanie, ale jednocześnie przepuszczającą powietrze.
Co więcej, niezwykle ważne jest, że Bepanthen Baby nie zawiera substancji drażniących i alergenów – jak wiele w dzisiejszym świecie jest dzieci-alergików, nie muszę chyba wyjaśniać. Żałuję, że poznałam Bepanthen Baby tak późno, bo większość znajomych przy swoich niemowlakach sama popełniała ten sam błąd, co ja – czyli nadużywała maści z tlenkiem cynku. I jest jeszcze jedno zastosowanie Bepanthen Baby, o którym opowiadały mi obolałe, karmiące matki. Gdybym wtedy miała tę maść…ale o tym już innym razem…
6. Lampka z projektorem – kiedy moja znajoma zaprezentowała mi jej działanie, Lenka była już pannicą. Ale tak mnie zachwyciły magiczne gwiazdki, które ta lampka w ciemności wyczarowała na suficie, że oczyma wyobraźni już widziałam, jak mój niemowlak patrzy w nie urzeczony i zajmuje się sobą przez kolejne 2 godziny, po czym spokojnie zasypia (ooo, naiwności!). Za moich czasów był teatrzyk cieni – też magia, co?
7. Poduszka do karmienia – jak zobaczyłam moją znajomą, w jakim komforcie karmi swoje dziecko, to olśniło mnie: to na pewno brak takiej poduszki przełożył się na problemy z karmieniem, jakie miałam na początku. Zważywszy na to, że dzieci czasem spędzają przy piersi kilka godzin dziennie, wydatek szybko ci się zwróci. Poduszka do karmienia odciąża kręgosłup i ręce masz wolne – możesz czytać czy przerzucać kanały w TV.
8. Niania z kamerą i monitorem oddechu – gdy urodziła się Lenka, miałam jakąś nianię elektroniczną. Ale więcej to szumiało niż działało i za każdy razem wydawało mi się, że to ostatnie odgłosy walczącego o życie dziecka… Teraz nie oszczędzałabym na tym sprzęcie i zafundowała sobie nianię nie tylko z kamerą, ale i monitorem oddechu. Niektóre dzieci śpią tak spokojnie, że budzisz się nerwowo co pół godziny sprawdzając, czy oddycha. Inne z kolei rzucają się po łóżku jak piskorz (oczywiście te kilkumiesięczne, które opanowały technikę obracania się) i nigdy nie masz pewności, czy właśnie nie wpycha głowy między szczebelki. Elektroniczna niania z kamerą na pewno oszczędzi ci nocnych stresów i spacerów do dziecięcego pokoju.
9. Frida – nie oszukujmy się: żadna gruszka do nosa nie poradzi sobie z katarem tak jak frida właśnie. Osobiście bardzo długo nie potrzebowałam niczego, co pomogłoby mi oczyścić nos dziecka, bo Lenka nie chorowała i wystarczała tylko woda morska (też niezbędna rzecz). Potem jednak, gdy złapała pierwszy katar, dowiedziałam się, że mądrzy Szwedzi wynaleźli sprzęt, który może wydawać wam się obrzydliwy (i taki wydał się też mnie – matka wyciągająca katar dziecku własnymi ustami?!), ale ratuje życie gdy dziecko dopada choroba. Jeszcze lepszym patentem jest frida do odkurzacza – niezastąpiona, gdy katar umiejscowił się głęboko i nie radzisz sobie tradycyjną rurką.
10. Otulacz – miałam naturalnie rożek, który był wymagany w szpitalu, i używałam go. Ale dziś zastąpiłabym go miękkim otulaczem, w który mogę zawinąć dziecko szczelnie. Filmiki, na których dziecko uspokaja się po minucie od szczelnego opatulenia go, obejrzałam zbyt późno, bo Lenka nie zmieściłaby się już do żadnego otulacza – życie płodowe było już dla niej tylko mętnym wspomnieniem. Jednak nie od parady pierwsze 3 miesiące życia dziecka nazywają 4. trymestrem ciąży – dziecko psychicznie nadal jest w łonie matki, więc dlaczego nie ułatwić mu adaptacji właśnie szczelnie zawijając je w otulacz? Dzieci lubią być spowijane nawet do końca 3 miesiąca, a ten zabieg w żaden sposób nie zakłóca jego rozwoju. Przeciwnie – spowijane noworodki lepiej śpią i są spokojniejsze.
KONKURS
To moja lista, ale jestem przekonana, że dodacie do niej swoje „must have” świeżo upieczonego rodzica. Trochę na to liczę, a żeby was zachęcić, przygotowałam konkurs z atrakcyjnymi nagrodami. Wybierzcie jeden przedmiot, który NAPRAWDĘ przydał wam się po urodzeniu dziecka i opiszcie w śmieszny, straszny lub wzruszający sposób, w jakiej sytuacji uratował wam życie. Wybiorę trzy komentarze, które najbardziej zwrócą moją uwagę. Dzięki firmie Bayer, producentowi maści Bepanthen Baby mogę nagrodzić najlepsze odpowiedzi.
Oto nagrody:
Wybrany zostanie 1 zwycięzca, któremu przysługiwać będzie nagroda I stopnia i 2 zwycięzców, którym będą przysługiwać nagrody II stopnia
Nagroda I stopnia : wózek spacerowy Maclaren Mark II Midnight Navy, zestaw maści Bepanthen Baby oraz kocyk wyprodukowany dla firmy Bayer.
Nagroda II stopnia: zestaw maści Bepanthen Baby oraz kocyk wyprodukowany dla firmy Bayer.
Artykuł powstał we współpracy z firmą Bayer L.PL.MKT.08.2016.4148
Wyniki konkursu:
I miejsce
BACH
Jedyną nie do przecenienia rzeczą i rodzicielskim must have w moim i chyba każdego było i jest WSPARCIE! Moim największym wsparciem jest tata, tata mojego dziecka, mój mąż. Wiem, że dałabym radę bez wszystkich przedmiotów, ale nie wiem czy dałabym rady bez niego.”
II oraz III miejsce
„Czy znacie zabawną komedię „Moje wielkie grackie wesele”, w której ojciec panny młodej na każdą dolegliwość stosuje jedno, niezawodne rozwiązanie- kilka „psików” płynu do mycia szyb Windex? A gdyby tak filmowy Windex zastąpić OCTENISEPTEM? Psik psik na kikucik- szybko się zasklepi, psik psik na potówki- w mig znikają, psik psik na zadrapaną buzię- już zagojona, psik psik na ugryzienie- znika swędzenie… Wygląda na to, że odkryłam swoje greckie korzenie. Pozostaje mi tylko udowodnić, że Octenispet pochodzi z języka greckiego 😉”
ANNA
„U nas najpraktyczniejsza rzeczą okazała się poduszka anty wstrząsowa” motylek”, jak tatuś pierwszym razem wybrał się sam na spacer z 2 tygodniową córeczką i przez okno zobaczyłam jak trzęsie wózkiem niczym młotem pneumatycznym przeraziłam się…Jak spytałam dlaczego tak trząsł
odpowiedział: cały czas płakała
ja na to : może dlatego że prawie latała w tym wózku wiec pewnie się bała, dla takiego malucha to szok
mąż na to : przecież po to kupiłaś tego motylka żeby mogła polatać…
Pozostawiłam to bez komentarza”
Koło dekoracyjne: Mila Decor
Od razu zaznaczę, że ta historia wydarzyła się naprawdę. Wszelkie podobieństwa do realnych osób i zdarzeń, które stały się ich udziałem są jak najdalsze od przypadkowych.
Była wczesna jesień, złote liście szumiały jeszcze na drzewach, co chwila zagadując do tych, które wcześniej zdążyły już spaść. Od przeszło miesiąca pewien warszawski blok był bogatszy o jednego lokatora. Lokatorkę k woli uściślenia. Agata – bo takie imię nosiła rzeczona dama – spędzała sen z powiek swoim rodzicom bardzo częstymi i trwającymi po kilka kwadransów szlochaniami. Rodzice jak to rodzice – zakochani do nieprzytomności i zatroskani o stan ciała i ducha swojej pociechy – spróbowali już wszystkiego (prawie, jak się miało niebawem okazać). Interniści, wszelkiej maści „-lodzy” z klinik i przychodni wszelakich oglądali Agatę z każdej strony. Diagnoza straszna: z pewnością coś było nie tak, ale co – nie sposób dociec! Matka płacze, ojciec z łysiny ostatnie włosy rwie, rodzinne narady jak w sztabie przed przełamaniem frontu (co chwila i w największym napięciu).
Aż tu w pewne wtorkowe popołudnie wpada w odwiedziny ciotka Agaty z niechlujnie zapakowanym prezentem. Po zerwaniu papieru ojciec, brat ciotki rodzony, odkrywa, że w środku siedzi WHYCRY (http://www.fabrykawafelkow.pl/urzadzenia-elektroniczne/821-alalizator-placzu-dziecka-whycry-mini-8809059505045.html). Uśmiecha się szyderczo pod nosem, znając wartość tego typu gadżetów, ale na tyle, na ile w ówczesnym stanie było możliwe docenia poczucie humoru ciotki. „Dlaczego płacze” jest bowiem najczęściej zadawanym pytaniem ostatnich tygodni. Dla hecy jednak postanawia włożyć załączone przez producenta baterie i – zgodnie z przewidywaniami nie musi czekać dłużej niż dwa kwadranse na następny pokaz płaczu. Kula rzucona, koło fortuny się toczy, po chwili zupełnie nową hipoteza się pojawia: bored. Co?! Jak to??? No tak, dowód na to, że gadżet jest do bani. Druga, trzecia i szósta próba pokazują to samo – panienka się nudzi. To nie ma żadnego sensu, przecież 24/7 ma towarzystwo, ale o.k., ojciec wchodzi w tę partię. Wygrzebuje z pawlacza strój żaby – to pamiątka po ubiegłorocznym karnawale, już tyle razy miał trafić na allegro, ale nigdy nie było czasu. Z lekka zszarganą godnością wkłada go na T-shirt i jeansy, po czym bez właściwego przygotowania warsztatowego i bez żadnej zaprawy procentowej zaczyna żabi musical solo.
To, co się dzieje potem jest tak bardzo niemożliwe, że po dziś dzień najbliższa rodzina i krewni Agaty zastanawiają się, czy nie padli ofiarami zbiorowej hipnozy. Agata widząc bowiem ten żenujący spektakl przestaje momentalnie płakać. KAŻDE dotychczasowe wyjście z płaczu było procesem, w którym wyraźnie rysowało się kilka faz, chlipanie, zanoszenie się szlochem, ponowne chlipanie (na dwa, nie na trzy, jak pierwsze), itp. Następnie PO RAZ PIERWSZY w swoim krótkim życiu uśmiecha się.
Zakończenie tej historii jest takie, że Agata chorowała na brak pokazów teatralnych w stroju żaby. Rzadka i potworna choroba. Gdyby nie absurdalne z pozoru wskazanie whycry mogłyby minąć kolejne tygodnie zanim konwencjonalna medycyna wpadła by na ów trop i przepisała właściwe lekarstwo – żabi strój 🙂
A naszym must have okazały się….zatyczki do uszy! Wszyscy mawiali, że pierwszy miesiąc dziecko tylko je i śpi (taa, jasne…). Nam jednak trafił się egzemplarz bez funkcji długiego snu, a do tego tak ekspresywny, że nawet przez sen jęczał, wzdychał i wydawał baaardzo głośne odgłosy. Nocą nasze dziecię urządzało sobie najlepsze pogawędki i miało największe chęci do zacieśniania więzów rodzinnych. Zatem, wprowadziliśmy z mężem dyżury nocne-jedna noc ja zajmowałam się maluszkiem, drugą zaś on. Niewysapanie co drugi dzień jest lepsze niż całotygodniowa bezsenność obojga. Do tego wniosku doszliśmy jednogłośnie jak nigdy:) Pojawił się jednak kłopot natury technicznej. Jak to drugie ma się wyspać? A ponieważ wtedy mieszkaliśmy jeszcze w dwupokojowym mieszkanku z rodzicami nie było opcji niż spanie we trójkę w jednym pokoiku. Częsty płacz synka, jego jęki, nerwowe posapywanie przez sen budziły ciągle też i tą osobą, która danej nocy miała się wyspać i obydwoje wciąż chodziliśmy jak zombi. Aż w końcu:
M (mąż): Już wiem! Łazienka! Osoba która ma się wyspać danej nocy będzie spać w łazience!
J (ja): Może lepiej się prześpij, ja z małym pójdę na spacer, bo majaczysz już! W brodziku będziesz spał? Chyba na stojąco….
M: Kuchnia? Gdyby tak wynieść stół wszedłby materac.
J: Może zaraz jeszcze zaproponujesz, że w piwnicy cicho, wygodnie…uprzątnie się i jak znalazł będzie kwatera do spania…..
M: Cóż jak tak to ładnie opisujesz to w gruncie rzeczy…..
J: Mhm! Nie denerwuj matki swego dziecka! Zatyczki do uszu sobie sprawię, by nie słuchać tych herezji…
M: Zatyczki? ha! Genialne! Kotku zaraz wracam!
I mąż wyleciał z domu pełen energii. A wrócił z zatyczkami do uszu! I tak mąż stał się bohaterem domu, a zatyczki naszym must have! Pierwszej nocy po zakupach mnie przypadł zaszczyt testowania:) I….przespałam całą noc! To było niesamowite. Kładziesz się i wstajesz dopiero rano. A to uczucie bycia wypoczętym i pełnym energii….bosko! Drugiej nocy zamiana. Ja wstawałam do małego, czuwałam, tuliłam, karmiłam, lulałam, a mąż się wyspał. I tak zatyczki do uszu pozostały naszym odkryciem roku, który dosłownie nas uratował od zostania Zombi. Niewyspani chodziliśmy rozdrażnieni, kłóciliśmy się, a po wyspaniu jak ręką odjął. Babcia mawiała, że jak człek się wyśpi to i świat lepszy, a problemy mniejsze. Każda mama potrzebuje snu. I tata też. Wszystkie gadżety ułatwiają opiekę, pielęgnację ale zdrowy, nieprzerwany sen rodzica też jest ważny. Chociażby dla bycia lepszym rodzicem! Wyspany rodzic, to zadowolony rodzic, a zadowolony rodzic to szczęśliwe dziecko. Wtedy całe rodzicielstwo jest bardziej proste, kolki, płacz malucha nie tak straszny. Większość młodych mam zazwyczaj, gdy ma prosić o coś dla siebie to marzy o wyspaniu się, a nasze zatyczki te pragnienia spełniają;)
U mnie poduszka do karmienia się nie sprawdziła, nie umiałam odpowiednio ułożyć córki do piersi aby ładnie ssała. Ja się denerwowałam i ona też. Za to pomógł mi rożek. Po kilku tygodniach prób, płaczu i bólu znalazłam swoja idealną pozycję do karmienia i to dzięki właśnie rożkowi. Chusty, szumisia, projektora i kwiatu nie posiadam. Nie są mi potrzebne, aczkolwiek długo się zastanawiałam nad szumisiem czy on naprawdę pomaga. Córka miała około 4 mcy kolki. Dziś juz ich nie ma i jakoś przeżyliśmy bez niego 🙂 Zamiast fridy mam katarek, A leżaczek-bujaczek posiadam, fajna sprawa. Na początku zabierałam ja wszędzie w leżaczku. Podobało jej sie to. Teraz nie usiedzi w nim nawet 10 minut. Także u mnie MUST HAVE to ROŻEK 🙂
Skarpetki – zwykla rzecz, a jednak jakze atrakcyjna dla malego dzidziusia. Bezczelnie przyciagaja wzrok, prowokijac kolorami i wzorami. Dzidzius zauwaza , obserwuje takie cudenka z pasja i skupieniem godnym medrca. Taka skarpetka, z pozoru zwykla po jakims czasie daje sie zedrzec z nogi. Swietnie chlonie nadmiar sliny, smakuje tez.niezle. Zmiana pampersa u dzidziusia nie lubiacego lezenia na pleckach ? Moze skarpetka ? Zawsze godna obejrzenia, za kazdym razem doskonale polaryzujaca uwage i psujaca plany dzidziusiowej ucieczki . Trzeba ja porzadnie zbadac skoro juz jest w rekach. Tak w rekach… a powinna byc na nodze. Ile wysilku trzeba wlozyc w zdjecie i umiejscowienie skarpetki na dawnym miejscu. Niepojete ! Mama z tata ogarniaja jak TO TO TO wdziac na powrot, a dzidzis walczy z pasja , niby idzie dobrze ale max duzy palec mozna w to włożyć. Skoro tak ma sie sprawa to najlepiej jak z ta skarpetka uciekniemy! Super zabawa 😀
Na wielkie krzyki, Ryki i płacze niezastąpiony był samochód;) ehe myślisz sobie wariatka:p mojego dziecka nic tak nie uspokajało jak jazda samochodem. Kupiliśmy szumisia, nową suszarkę, (bo stara przez to, że często jej używaliśmy, żeby uspokoić Młodą najzwyczajniej w świecie się spaliła) i inne pierdoły które pokazały nam jak łatwo i szybko można pozbyć się domowych oszczędności w tydzień. Wszystko po to żeby dziecko nie płakało. Gdy mąż odpalał naszego żęcha od razu cisza jak makiem zasiał ( nie licząc warkotu starego Forda). My „rodzice” tej oto bohaterki mojej historii w pidżamie o godzinie 2.15 opatuleni starymi znoszonymi swetrami, starym gratem (nie chodzi o meża:p)przemierzalismy ulice i uliczki naszego miasta. Mój mężczyzna po każdej „wycieczce” był dumny jak paw i powtarzał ” widzisz , mówiłem żeby kupować diesla. Czułem. Ojcowski instynkt.” Dobrze, że ten okres szybko minął. Wtedy nie było nam tak wesolo:) Samochód! Tak! Ma to COŚ czego nie ma żadna inna magiczna rzecz. Historia prawdziwa. Ktos tez tak mial ?Polecam i pozdrawiam!
Pisać nie pisać …..długo myślałam co!!! Jestem matka trójki !!! Wspaniałej 😉 mamy dużo rożnych rzeczy potrzebnych, bardzo potrzebnych i zbędnych!!!! I wybrałam nianie elektryczna bez której nie wyobrażam sobie normalnie funkcjonować!!! Na początku była to zwykła dzwiękowa ale dawała radę przy dwójce !! Baby śpi a Ty gotujesz przy niani, biegniesz powiesić pranie bądź na grządkę po jarzyny do obiadu z niania;)itp a wieczorem prasujesz albo oglądasz film! Jest impreza, nie jedna ;)razem z niania. Przy trzecim dziecku zmieniliśmy na nianie z monitorkiem i jest rewelacyjna szkoda ze nie zdecydowalismy sie na taka wcześniej!! Słyszysz jszcZe lepiej, widzisz wszystko co sie dzieje, jest super!!! Możesz tez podglądać dziadków jak bawią dzieci jak jesteś daleko od domu !!! Czy tez znaleźć dzięki niani i nagraniu zagubiona pluszowa maskotkę 😉 zdecydowanie dla mnie jest to niezbędnik. I rodzica polecam !!!!
A nasz konieczny zakup który uratował nas od bezsenności to karuzela z paluszkami .Mały miał problem z zasypianiem w łóżeczku nie wiadomo czy się bał czy poprostu lubił się do nas tulić .Po zamontowaniu karuzeli walczyliśmy zaliczone przy niej kołysanki i jak reka odjał przestał płakać a my mogliśmy słońcu trochę odpocząć mały wreszcie spał w swoim łóżeczku słuchając kolysanek i patrzeć na kręcące pluszaki
Kochana Młoda Mamo,
opwoiem Ci historie o tym jak planowałam być idealną Mamą. Na dwa miesiące przed porodem miałam skompletowana wyprawkę, kupioną mate edukacyjną, nosidełko i antykolkowe butelki. Tu mogłabym opowiadać dalej o mniej więcej dwustupozycyjnej liście ale nie będę zanudzać. Nadszedł ten dzień, wyjątkowy, magiczny – po raz pierwszy trzymam dziecko w ramionach, takie słodkie, mięciutkie i pachnące czymś całkowicie nieziemskim. oto świat uśmiecha się do mnie, nie od ucha do ucha ale wręcz dookoła głowy. Przygotowana na problemy z karmieniem bo bo cesarka i zaburzenia hormonalne walczę w drugiej dobie z nawałem pokarmu i czterdziestostopniową gorączką, w konsekwencji również z zatorem mlecznym. Nie pomaga laktator, dziecko zbyt maleńkie i nie maże zassać, nie pomagają masaże ani prysznice i tylko łzy ciągle płyną po dwóch nosach, tym dużym który okrutnie cierpi z bólu i bezsilności i maleńkim z pustym brzuszkiem w tym nowym świecie. Mija kilka godzin zapisanych łzami, bólem, poczuciem przegranej i oto w drzwiach niczym Supermen staje Babcia – uśmiechnięta, dumna z torbą jakby właśnie wracała ze świątecznych zakupów. Wyobraźcie sobie zdziwienie koleżanek z sali, moje i pewnie wszystkich, którzy tą Super Kobietę widzieli w sytuacji gdy na wizycie na oddziale położniczym wyciągnęła wpierw tłuczek do mięsa (o zgrozo ale obciach, matka zwariowała) a po nim okazałą główkę kapusty.
Zdezynfekowane, schłodzone i rozbite liście kapusty poradziły sobie z problemem w trzy godziny – Mama Supermenka zmieniła się na ten czas w troskliwa pielęgniarkę i przykładała, okładała i przystawiała malucha do piersi.
Kiedy mleko wreszcie popłynęło a ból ustąpił czułam wielką miłość i wdzięczność dla Mamy, za jej troskę i pomoc ale moim „must have” na najbliższe miesiące stała się zawsze świeża główka kapusty z chłodziarce domowej. A więc Kochane Mamy, dobra inwestycja i to całkiem niedroga, zwłaszcza w sezonie to rodzima polska kapusta. Długo się nie rozstawałyśmy i po latach również do niej wróciłam…. Zgadniecie co trzymam w dolnej szufladzie w lodówce???
Jak sobie pomyślę jaka byłam zielona ze wszystkim przed pierwszym dzieckiem a jak wydawało mi się, że wszystko wiem bo przecież przebrnęłam przez wszystkie czeluści rodzicielskiego internetu i przeczytałam wszystkie możliwe foldery, to chce mi się po prostu śmiać. 🙂 Ale w tych rodzicach niczego nieświadomych jest coś pociesznego i wzruszającego. Jeśli chodzi o mnie to mam jedną rzecz, która uratowała mi życie, myślę, że i małżeństwo :-P, tylko nie wiem czy pasuje ona do kanonu odpowiedzi wyżej ale spróbuję. Moim niezbędnikiem, rzeczą absolutnie konieczną, która pomogła mi przetrwać były…. stopery do uszu. Pozostałość po czasach studenckich, gdy były używane podczas wielodniowych imprez pod/w akademiku a spać przecież trzeba. Myślałam, że najgorszy hałas już mam za sobą – och ja naiwna! Moje dzieci dały mi popalić, dostałam wycisk jak w wojsku. Decybeli do białego rana dostarczyły mi w ilościach nieprzebranych. Gdyby nie te stopery marnie bym skończyła. Każdy kto bujał płaczącego maluszka w nocy wie jak straszliwy straszliwie odbija się te dźwięk w mózgoczaszce. 🙂 Dzięki stoperom po prostu przetrwałam! 🙂
witam, może napiszę co już wcześniej się gdzieś pojawiło ,ale moim must have przy drugim dziecku okazał się drugi smoczek… otóż historia prosta, jak to co dzień bywało wieczorem po kąpieli nakarmiłam małego i dałam smoczka aby go usypiać, już prawie spał, już oczy miał zamknięte i nagle wyciągał ręką smoczek z buźki i budził się bo ..nie było w buzi smoczka(chociaż on sam go wyciągał) . pewnego wieczoru gdy go tak usypiałam i zaczął znowu wyciągać smoczka z buzi spojrzałam na stół na którym leżał drugi smoczek na ” w razie co” jakby pierwszy zgubił i wtedy wzięłam ten drugi smoczek dałam mu w rączkę i spokojnie zasnął mając jeden smoczek w buzi a drugi w ręce, od tej pory przy usypianiu małego zawsze mam dwa smoczki i zasypia w kilka chwil,
natomiast przy pierwszym dziecku niezbędne okazało się włączone na całą noc na minimalnej głośności radio . moja córka od początku była przyzwyczajona do tego ,że w ciągu dnia non stop coś słychać(mamy wielki dom i mieszka w nim 10 osób więc zawsze ktoś coś i jest hałas)i noce miała ciężkie, co chwilę się budziła albo też robiła sobie 2 godzinne przerwy w spaniu, po którejś takiej nocy nie przespanej stwierdziłam ,że może jest jej za cicho bo w dzień zawsze ładnie sypiała , i tak raz spróbowaliśmy i okazało to się strzałem w 10 , od tamtej pory co noc cichuteńko grała nam muzyczka z radia a ja noce mogłam spokojnie przesypiać
Ta jedna najwazniejsza i niezbędna rzecz kiedy pojawi się maluszek na świecie to…chusteczki nawilżające. Ratują pupę dziecka przez odpażeniem zanim zajdzie konieczność użycia kremow typu „SOS”. Super, uniwersalny wynalazek bez którego w obecnych czasach ani rusz. Nie mogę sobie nawet wyobrazić jak nasze babcie i mamy radziły sobie np. Na spacerze z dzieckiem lub jakimś ważnym wyjściu gdzie dostęp do bieżącej wody był ograniczony a tu wpadła „smierdzaca” sprawa pełnej pieluchy:( A jak musiały męczyć się dzieciaczki w tych czasach 🙁 całe szczęście, że teraz chusteczki nawilżające na wyciągnięcie ręki mamy i często ich używamy 🙂
Przedmiot, o którym chcę napisać jest stworzony głównie dla mamy i jej wygody, jak większość wyżej wymienionych. Moja historia należy raczej do tych zabawnych. Jako przykładna matka Polka już będąc w ciąży postanowiłam twardo, że co najmniej do 6go miesiąca będę karmiła swojego synka piersią. Wszystko super, pięknie i ładnie. Szkoda tylko, że przed porodem nikt mi nie powiedział o jednej ważnej kwestii. Karmiąc dziecko jedną piersią z drugiej również płynie życiodajny nektar dla maluszka. Jakie było moje zdziwienie gdy siedząc na szpitalnym łóżku, podczas karmienia moja koszula na drugiej piersi stawała się coraz bardziej mokra. Nie mogłam odstawić głodnego dziecka od piersi więc świadomie czekałam do końca patrząc jak mleczko zaczyna sięgać już do becika. Po wszystkim maluszkowi również trzeba było zmienić „opakowanie”. Czy już wszyscy wiedzą o czym mowa? WKŁADKI LAKTACYJNE. Dodam, że kiedy użyłam ich po raz pierwszy, nie wiem skąd to zaćmienie umysłu, chyba przez te emocje porodowe, wlożyłam je sobie klejącą stroną do skóry. I znowu mnie zalało. Taka sytuacja. Minęły dwa lata, synka karmiłam 9 miesięcy, lada moment na świat przyjdzie drugi potomek. Wkladki laktacyjne już czekają spakowane w torbie do szpitala. Bez nich ani rusz.
Dodam, że wielu rzeczy z powyższej listy przy pierwszym dziecku również nie miałam ale teraz uległo to zmianie. Nie miałam laktatora mimo tego iż długo karmiłam, ani poduszki do karmienia, używałam zwykłej. Teraz LAKTATOR I PODUSZKA czekają w szafie. Piszę to jako wskazówkę dla przyszłych karmiących mam. Teraz wiem że mogły naprawdę ułatwić i umilić te chwile z maluszkiem. A po porodzie siłami natury (Tego też nie miałam za pierwszym razem) KOŁO POŁOGOWE. Czeka mnie jeszcze zakup lepszej NIANI ELEKTRONICZNEJ. Nie kupujcie tych za 100zl. Szumią i trzeszczą jak zepsute radio. Oczywiście Bepanthen niezbędny nie tylko dla dzidzi ale i na zbolałe piersi. A jeśli nie on to maści robione w aptece na receptę. Rewelacja. Sudocrem odradzam. Dla delikatnej skóry maluszka zbyt ciężki. Do kąpieli zdecydowanie na początku emolienty. Po ok. pół roku przeszłam na zwykłe szampony dla dzieci i było ok. Body kopertowe jak pisała któraś z mam oczywiście jestem za. O wiele łatwiej ubrać noworodka niewprawionej ręce. Pozdrawiam wszystkie przyszłe mamy☺
Suszarka – taka okrojona wersja „szumisia” sprzed 9 lat… pamiętam jak się dziwiłam jak znajomi – świeżo upieczeni rodzice wytrzymują z włączonym prawie bez przerwy odkurzaczem, że też nie ześwirują? Jak oni wyrabiają na rachunki za prąd? – myślałam. Zrozumiałam wszystko i nie dziwiłam się już zupełnie gdy sama zostałam mamą, a jedynym uspokajaczem działającym na moje dziecię stała się suszarka, którą zakupiliśmy tylko i wyłącznie ze względu na Tośkę – nigdy wcześniej jakoś nie była nam potrzebna. Suszyliśmy non stop przez jakieś pół roku – serio! Sąsiadka z piętra wyżej do dziś śmieje się z tego jak to suszyliśmy Tośkę gdy była mała. Dzisiaj już wiem, że szumiący miś jest niezbędnikiem dla rodziców noworodka i chyba kompletowanie wyprawki zaczęłabym od niego! 😀
Pierwsza ciąża, brak małych dzieci w rodzinie, sprawiło że kompletnie nie wiedziałam nic o rodzicielstwie.
Byłam nastawiona na karmienie piersią, nie znałam gadżetów ani super wspomagaczy. Myślałam że to takie proste …
Po porodzie zamieszkałam u męża, pokój mieliśmy na piętrze, łazienka, kuchnia były tylko na dole.
Córa była od początku bardzo wymagająca i leniwa. Pokarm w cycach był, no ba ! Gdy mała się darła z głodu – położne przychodziły i sprawdzały czy mam pokarm, jedna jak nacisnęła, to myślałam że mój cyc został jej w rękach, ale mleko trysnęło!
Niestety, że miałyśmy problem z karmieniem, mała nie potrafiła dobrze złapać, mleka było za dużo- tryskało na wszystkie strony świata, jak tylko pociągnęła, krztusiła się i dławiła, lub było go za mało i musiała siłować się z jego „wydobyciem”.
Położne kazały więc kupić mleko i butelkę, bo Julcia nie przybierała na wadze, przeciwnie traciła i to powyżej norm. Płakałam razem z nią, chciałam być w domu, myślałam że będzie łatwiej, jednak zostawili nas na dzień dłużej bo za dużo „schudła”. Każda sekunda w szpitalu ciągnęła się w nieskończoność, najgorsze były noce kiedy mała chciała jeść, ale nie pierś, tylko butlę.
Wróciłyśmy do domu, na mleku modyfikowanym Julcia przybierała ładnie, jeszcze miesiąc karmiłam trochę piersią, trochę mieszanką, niestety przyszedł czas że kompletnie pierś odrzuciła.
Nie miałam siły już walczyć, byłam zmęczona i nie potrafiłam cieszyć się z bycia mamą, dlatego też przeszłyśmy zupełnie na mm.
Do meritum…
Najgorsze były noce!
Mleko- ciepła woda- czysta butelka – środek nocy – zombi (czyli ja) i głodomór, czyli Julcia.
Nic nie wskazywało, że małe dziecko na mm będzie potrafiło jeść w nocy nawet kila razy więcej niż powinno…
Codzienne wstawanie w nocy – czasem kilkanaście razy ! Zejście na dół do kuchni po schodach, podgrzanie wody, przygotowanie mieszanki męczyło mnie bardzo. Czasem chodził mąż, ale rzadko, Wszystko „spało” na mnie.
Zakończyłam to w jednej chwili, gdy pewnej nocy, źle policzyłam schodki i ominęłam jeden spadając ze schodów jak kulka, bo wtedy tak się czułam.
Nie dość, że nie mogłam się wyspać, to byłam jeszcze porozbijana. Na szczęście nic groźnego się nie stało, ale mogło się skończyć nawet katastrofą, bo nie było jeszcze wtedy poręczy i mogłam upaść „na głowę” dosłownie i w przenośni.
Ze łzami w oczach i z bezsilności pomyślałam dość! Muszę o czymś pomyśleć, coś zmienić, bo tak się nie da żyć.
W ciągu kilku tygodni schudłam tak, że znajomi pytali co mi się stało, wróciłam do wagi- ba! Ja schudłam z wagi sprzed ciąży, wyglądałam jak cień, ledwo słaniałam się na nogach, byłam zmęczona i można było liczyć u mnie kości w każdej części ciała.
Tak też wpadłam na pomysł i kupiłam go
…
pojawił się ON
.
..
…
….
TERMOS, tak ! Termos uratował mi życie, bo nie wiem jak by się skończyło schodzenie na dół do kuchni w celu przygotowania mieszanki, przez kilkanaście miesięcy, po kilkanaście (taaak kilkanaście!) razy w ciągu nocy.
Na wieczór wlewałam ciepłą, przegotowaną wodę do termosu, do butelki sypałam mieszankę, a w nocy zalewałam ją tylko wodą!
Woda była zawsze ciepła, idealna, a mieszanka gotowa w mig. Mała nie musiała czekać, nie rozbudzała się.
Na noc miałam zapas kilku czystych butelek, abym nie musiała schodzić na dół i myć na bieżąco.
Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że taka mała rzecz, a tak cieszy.
Ktoś powie dlaczego termos nie podgrzewacz, a dlatego że w podgrzewaczu musiałam mieć zawsze wodę, włączać go do gniazda, pilnować odpowiedniej temperatury mleka, czasem bywało że woda chlupała z niego, pryskając na mnie tym wrzątkiem.
Teraz się uśmiecham, poprzez łzy jakie mam z tych wspomnień – wzruszenia, bólu i radości, nie wiem czy śmiać się, czy płakać – bo za chwilę pojawi się druga córka, na szczęście teraz mam własną kuchnię na górze i schodzenie po schodach już mi nie grozi, bynajmniej nie w środku nocy 😀
Jakby nie było muszę napisać, że tamten czas był tak wyjątkowy, że wspominam go z uśmiechem na twarzy. Często wracam do zdjęć i przypominam sobie te chwile, a termos traktuję jak członka naszej rodziny 😀
Przepraszam za rozpisanie i pozdrawiam wszystkie mamusie.
Moje „must have” przy noworodku i niemowlaczku to…. uwaga, uwaga…. huśtawka, ale tylko i wyłącznie elektryczna. Jakież było moje zdziwienie, kiedy na początku drogi rodzicielskiej dziecko nie uspokajało się na rękach nawet u mamy, a co dopiero u taty – teraz sobie tak myślę, że byłam młoda, niedoświadczona, naiwna!! Dziecko miało kolki, wiecznie bolał go brzuszek, przespane noce mogę wyliczyć w tamtym czasie na palcach nie u dwóch rąk, ale niestety u jednej ręki 🙁 , dziecko było wręcz bordowe z płaczu, nasza pani doktor zapewniała, że to wszystko z czasem ustanie, a ja zaczynałam patrzeć ze zmęczenia w jeden stały punkt. Dzisiaj kupiłam takową huśtawkę z pocałowaniem ręki dla sprzedającej. Przypinam dziecko pasami, robię „klik” -huśtawka lekko zaczyna się bujać. Robię drugi „klik” – o ! leci muzyczka w tle, która rozładowała właśnie złe emocje dziecka. Pałąk wiszący w powietrzu sprawia, że czuję dopiero teraz 100% ulgę, – psychicznie myślę sobie, że mogę wreszcie usiąść na 5 min., a fizycznie wygląda to tak, że zasiadam a ręce zwisają mimowolnie aż do ziemi (o właśnie tak jak to Pani ujęła, moje ręce wyglądają już jak u orangutana 🙂 ) – niestety do tej pory musiałam nosić dziecko na rękach, więc moim kolejnym „must have” będzie chusta.
Wszyscy pewnie będą pisać o wyparzaczach butelek, o termometrach bezdotykowych,o misiach szumisiach i innych czadowych wynalazkach których nasze mamy nie miały a jakoś nas wychowały. Ja również nie miałam takich rzeczy, tylko podstawy i w sumie nie uważam że źle zrobiłam nie kupując ich. Ale była jedna rzecz którą dostaliśmy od dziadków. Stary, brzydki fotel bujany. Okropy, byłam zła jak go przywieźli -wcześniej tego nie skonsultowali z nami. Ale babcia mówi „wiem, że nie jest piękny ale zobaczysz że go polubisz”.. Pokiwałam głową i mówię „niech im będzie”. Fotel stał w kącie. Syn stał się marudny, cały czas płakał, chciał się przytulać. Gdy już plecy odmówiły posłuszeństwa łapałam się wszystkiego żeby odpocząć. Wreszcie usiadłam na tym starym strupie i zaczęłam się bujać z młodym. Aleks był szczęśliwy, spokojny, w końcu zasnął. Od tamtej pory korzystaliśmy z fotela bujanego cały czas. Pierwsze 3 miesiące spędziliśmy na tym fotelu. Jest genialny! Pokochałam go 🙂 a babcia, dumna i zadowolona że tak nam ułatwiła życie. Teraz synuś ma rok a ja nie mam sumienia pozbyć się ukochanego strup. Pozdrawiamy i kobietki.. Korzystajcie z rad starszych 🙂 są bezcenne!
Poduszka do karmienia ??? DLa mnie zbedna, wolałam po prostu polozyc sobie poduszke pod reke .
szumis to ulubiona zabawak mojego bartusia. nie rozstaje sie z nia odkad mamy w posiadaniu, dostalismy w prezencie, najbardziej udany prezent dla dziecka.
Pani Kingo do jakiego wieku/ kilogramow jest przeznaczona ta spacerowka ?
katarek do nosa na przeziebienie konieczny. sama mailam fride do ust mamy, ale kiedy moje dziecko sotalo pierwszego kataru myslalam ze wyzione pluca i strace pol dnia zeby wyciagnac maluszkowi katar. ten do odkurzacza jest genialny, mila musila sie przyzwyczaic bo na poczatku sie go bardzo bala ale w koncu sie przekoanla i teraz sama podchodzi i chce zebym jej wydmuchala odkurzaczem 🙂
Laktator. Mój Synek od razu po nagłym cesarskim cięciu został przewieziony na intensywną terapię i patologię noworodka z mnóstwem nieprawidłowości. To był koszmar. Mogliśmy z nim być tylko od 12 do 15 codziennie, co teoretycznie nie pozwalało mi na podtrzymanie laktacji tudzież karmienia piersią – czego nie pozwolono mi robić z racji tego, że Syn był zbyt słaby. W szpitalu był karmiony sondą do żołądkową. Żebyśmy przetrwali szpitalny czas, najpierw laktator pożyczony a później kupony bo tamtej nie dawał rady – ściągałam litr mleka i zawoziliśmy Synusiowi do szpitala. Po powrocie do domu cały dzień Kubiś był przy piersi by odruch ssania powrócił i tak cudownie nam minęło 1,5roku cycowania 🙂 Dziś Kuba ma 2,5 roku, jest cudownym rezolutnym chłopcem. Jestem pewna, że bez mojego pokarmu nie doszedł by tak szybko do siebie, mamy mleko dało Mu siłę do walki. gdyby nie laktator poddałabym się szybko z braku możliwości przystawienie Kubusia do piersi. To zdecydowanie mój faworyt i ratunek dla mnie – Mamy, która bardzo chciała karmić piersią.
W brzuszku moim mieszka – kolejny potomek, Michałek – świetny koleżka! Siostra Jego, czteroletnia Amelka doczekać się nie może na tego małego kumpelka;) Jednak już niedługo się doczekamy, a póki co wyprawkę do kompletu składamy. I tak się akurat zdarzyło, że wózka nam brakuje, co wesołą wyprawę na spacer nam zagwarantuje!
Starsza siostrzyczka, rodziców już nauczyła, że w poduszeczce antywstrząsowej ANGEL’S WINGS jest magia
i ukryta siła!:)
Do dziś pamiętam, jak poduszeczka główce Amelki bezpieczeństwo dawała, gdy ja wysokie, miejskie krawężniki pokonywałam – (ha! i z nimi wygrywałam;)) Dzieciątka nie obudziłam i główki wstrząsami nie obiłam!Poduszka głowę stabilnie podtrzymywała, aby się główka córce nie urwała;p Po każdym spacerze dzieciątko bez urazów, wesołe wracało i sygnalizowało, że spacerów mu mało!:)
Dla mnie, jako mamy, najważniejsza jest dziecka wygoda oraz aby nie stała mu się żadna szkoda. Nie ukrywam również, że rolę ważną gra też moja swoboda, a poduszeczka antywstrząsowa zapewnia spokój i spokojny sen mojego dzieciątka.
Jeśli więc z dzieckiem dużo podróżujesz i aktywne życie preferujesz, w poduszeczkę ANGEL’S WINGS zaopatrz swe dziecię, by główki swej delikatnej nie poturbowało, wstrząsów podczas spokojnego snu nie odczuwało oraz komfortem podróży się delektowało:)
Mam cichą nadzieję, że wózek dla mojego Michałka uda mi się zdobyć, by na spacery z dziećmi jak najczęściej wychodzić! Bo pamiętać należy, że absolutnym – MUST HAVE – poza kupnymi gadżetami, jest powietrze – dla zdrowia dzieciaczków i mamy!
Opowieść nr 1.
Zimna, rok 2009.
Malutka Zuzanka drze się jak opętana w swoim łóżeczku. Spocona, nie wykąpana od 2 dni, padając na twarz biegnę do niej, co sił w nogach. Bujam, nosze, śpiewam. Nic. Ryczy dalej. Kiedy się lekko uspokaja buszuje po internetach, aż czytam – szum! Dziecko lubi szum. Po 4 miesiącach walki z malutką, różową kruszynką o głosie donośniejszym niż połączenie ryku lwa z Nergalem odpalam suszarkę. I niebiosa się rozstępują – do domu zawitała błoga cisza. No, nie wspominając szumu. Już wspominałam, że była zima – sroga? I co z tego, w pokoju Zuzi były tropiki. Suszara nagrzewała pokój do granic wytrzymałości, ale….Polak potrafi? Mąż wytargał ze starego komputera wentylator, który szumiał równie głośno jak suszarka i działał tak samo cudownie. Odzyskałam i suszarkę i spokój.
Przy drugim byłam zdecydowanie mądrzejsza i uzbrojona za wczas. Zakupiłam 2 sztuki Szumiasia – w razie gdyby jeden zaniemógł. Szumi nam już 10 miesięcy.
Opowieść nr 2.
Nadal rok 2009, zima – wpsominałam, że mega sroga z mrozem do -30?
„Co tu tak śmierdzi? „– zawołałam wieczorem otwierając szafkę z koszem na śmieci.
„No, jak to co.? Zuzia zrobiła kupę? „ – powiedział mąż.
„No to idź to wyrzuć? „ – rzuciłam szybko i zamknęłam z impetem drzwiczki.
„Kobieto – 30, nigdzie nie idę. Następnym razem załóż klamerkę na nos jak będziesz otwierać. Do rana przeżyjemy”.
Może on przeżyje, faceci w końcu nie muszą się myć 3 dni i żyją, ubieram sweter, kurtkę, kozaki i idę na śmetnik wyrzuć pieluchy, a za mną woń się ciągnie….cieszę się, że żadnej sąsiad za mną nie idzie po schodach.
Jaki morał z tej opowieści.
Od 10 miesięcy posiadam mój HIT – kosz na zużyte pieluchy – u nas Korbell! I nic nam nie śmierdzi.
Oczekiwanie na narodziny pierwszego dziecka.. 9 miesięcy myślenia tylko o tym jak to będzie, w to się trzeba zaopatrzyć, jak się przygotować w 100% na rodzicielstwo (z perspektywy czas chciałabym powiedzieć, że najlepsze zabezpieczenie przyszłej matki to zamiast robić zakupy to moje drogie – ŚPIJCIE!!! wyśpijcie się za całe życie bo już nigdy się nie wyśpicie hehe). Wracając do myśli przewodniej : w moim przypadku szybko poszłam na zwolnienie lekarskie, więc miałam duuuuużo czasu na kupowanie:) starałam się jednak kupować racjonalnie, każdą rzecz wcześniej googlowałam, szukałam opinii rodziców czy warto i co warto zakupić. Muszę się pochwalić, że nie wiele rzeczy zostało nie użyte lub mało razy użyte. Jednym z hitów, które udało mi się kupić były woreczki zapachowe na pieluszki. Wiadomo, ze jako niepraktykujący rodzice i w sumie nie mający w najbliższym otoczeniu malucha, byliśmy wyjątkowo nie wprawieni z brzydkimi zapachami. Wszyscy wkoło mówili, że własne dziecko nie śmierdzi, ale nie chciałam im wierzyć, myśląc, że są po prostu nie czuli! I cieszę się niemiłosiernie bo już za pierwszym razem ta śmierdząca sprawa przerosła mnie i mojego męża jako nowo upieczonych rodziców! Wiadomo pokochaliśmy nasze maleństwo całym sercem, aleeee litości! Jaki taki słodki bobas może zrobić coś tak po prostu .. brzydkiego! Pierwsze pieluchy zmienialiśmy tak, że jedna osoba miała przyjemność przewijać dziecko a druga stała i zatykała swój nos i nieszczęśnika, który miał dodatkowe efekty wzrokowe;) W ciągu pierwszych dni i przyzwyczajania się młodych rodziców do nowego ładu życia nie wyobrażam sobie zmiany pieluszek bez woreczków zapachowych! Bez nich musielibyśmy z każdym zmienionym pampersem lecieć do śmietnika i dodatkowo wietrzyć całe mieszkanie – a to był środek zimy jak nasza córa przyszła na świat więc sami rozumiecie powagę sytuacji! Ooo pieluszkowy zbawco – dzięki Ci za to! Ocaliłeś nasze nosy, aby mogły się teraz rozkoszować słodyczą letnich kwiatów:)
Pieluchy-tykająca bomba,którą obdarza nas nasza pociecha w oczywisty aromatyzujący sposób. Przejecie i rozbrojenie tego typu ładunku to nie lada wyczyn. O dziwo to kobiety wiodą prym w przeprowadzaniu śmierdzionośnych akcji(choć z początku również tatuś wykazuje chęci interwencyjne, to jednak szybko je traci przekonawszy sie o wadze zadania). W naszej szafie oprócz ochronnego skafandera znajdą się również maski izolujące nozdrza przed wysokim stężeniem metanu w powietrzu. Kiedy tatuś zostaje sam na sam ze swoim potomkiem marzy tylko o szybkim powrocie żony z zakupów by uniknąć nieprzyjemnego dla niego wydarzenia. W gruncie rzeczy nie jest tak źle-po akcji zakończonej powodzeniem pielucha trafia do zsypu na śmieci a jej likwidator z czystym sumieniem może powiedzieć DOBRA ROBOTA!
Mnie uratował …Laktator 🙂 Po porodzie synek bardzo szybko przyssał się do mnie przez co od razu pobudził laktację. Po powrocie do domu dostałam takiego nawału pokarmu, że nawet mój mały żarłoczek nie dawał sobie rady z opróżnianiem piersi. Mąż na sygnale musiał jechać do apteki po laktator 🙂 Po użyciu go poczułam niesamowitą ulgę. Później jeszcze nie raz był przydatny przy odciąganiu. Cała górna półka w lodówce to była moja mleczna produkcja 🙂 Laktator na tyle się przydał, że produkcja mleka trwała u mnie 2,5 roku. Przez ten czas wykarmiłam dużego zdrowego chłopaka, który nie poznał nawet smaku mleka modyfikowanego. I gdyby nie to , że sama uznałam, że to juz czas odstawienie go od „cycusia” to pewnie nadal bym karmiła. Mimo, iż jestem bardzo drobną osobą to po użyciu laktatora miałam tyle pokarmu, że wykarmiłabym całe przedszkole 🙂
Przy okazji namawiam mamy, żeby karmiły swoje pociechy jak najdłużej i nie wstydziły się tego.
Pozdrawiam
my jako przyszli mlodzi rodzice wpadlismy w szal zakupow dla dziecka.. jak sie teraz okazalo (po 7 miesiacach) wielu rzeczy nie uzywalismy i nie uzyjemy.. jednak moim najwiekszym hitem bez ktorego ciezko byloby mi przetrwac poczatki macierzynstwa a zwlaszcza zabkowanie i ktory polecam kolezankom w ciazy to szczoteczka do dziasel dla dziecka.. jest to super gadzet ktory ulatwia zycie rodzicom i dziecku w tych ciezkich chwilach jak czas zabkowania.. gryzaki moga pojsc w kat gdyz szczoteczka ta czysci masuje i daje ogromna ulge dla malenstwa.. u naszej nuny uzywamy jej od 3 miesiaca gdy tylko zaczelo sie slinienie marudzenie wkladanie wszystkiego do buzi.. bylam zalamana tym jak ciezko nasza ksiezniczka przechodzi czas pierwszych zabkow niewyspana z powodu ciaglego placzu i marudzenia malej chodzilam jak zombie ciagle zasliniona pogryziona i zalamana cierpieniem mojego dziecka.. wtedy najlepszy chrzesny na swiecie za rada swojej dziewczyny kupil naszej malej ta szczoteczke.. na poczatku bylam do niej nastawiona raczej na nie ale jak sie okazalo po kilku godz nie moglam sie juz z nia rozstac.. cale zabkowanie przechodzimy juz prawie bez objawowo a szczoteczke zabieramy wszedzie.. nasza kruszyna uczy sie dbac o przyszle zabki wiec nie bedzie problemow ze szczotkowaniem w przyszlosci teraz sama chce czyscic buzie oczywiscie pod nadzorem rodzicow dziasla sa wymasowane wiec nie puchna i nie bola zabki wyzynaja sie mniej bolesnie i szybciej a dodatkowo szczoteczka to rowniez swietna zabawka..
Niezbędników-niezbędnych, niezbędników-gadżetów, niezbędników-wykreowanych do obsługi małego dziecka są tysiące…
Jako doświadczona Matka Polka zaprawiona w bojach, oczekująca przyjścia na świat drugiej latorośli, mogę z całą pewnością stwierdzić, że moim niezbędnikiem-niezbędnym jest nie jeden przedmiot, ale zestaw: laktator elektryczny plus dobra książka kryminalna.
Początki mojego macierzyństwa były mocno depresyjne przy wciąż wrzeszczącym ssaku, pomimo pomocy teściowej i męża. Moje zdrowie psychiczne uratował właśnie laktator (Mały był zbyt leniwy na cyca, a ja chciałam ambitnie karmić go swoim mlekiem) w zestawie z książkami kryminalnymi/thrillerami (zamykałam się w oddzielnym pokoju na ważną czynność ściągania pokarmu przez Matkę Żywicielkę i miałam święty spokój, mogłam czytać, czytać o krwawych morderstwach i zagadkach kryminalnych).
Tak, a teraz jako doświadczona Matka zakupuję już najnowsze pozycje książkowe, żeby mieć na trudny czas po porodzie – dla swojego i najbliższego otoczenia zdrowia psychicznego 😉
Będąc w ciąży oczywiście chciałam być meeega mądrą mamusią i starałam się kupować jak najmniej korzystając właśnie z podpowiedzi innych mam, które robiły listy wyprawkowe „must have”. Tego nie kupować, tamtego też nie, a i tamto się nie przyda. Walizki nie mogłam spakować, bo ciągle myślałam co spakować… I z tego mojego myślenia, pewnego niezbyt pięknego zimowego dnia, 8 miesięcy temu, na kontroli w poradni powiedziano mi, że ja to do domu nie wrócę, bo mało wód płodowych i leżymy do rozwiązania. Super! Niewidomy tata musiał z metropolii do naszej mieściny wrócić sam, ja sama zachlipana i wystraszona, a to tylko początek problemów. Pakowanie walizy mojej i dziecka przez kamerkę skypa wyglądało tak:
J: to po lewej… to po prawej… w szafie po prawej na drugiej półce z lewej strony z tyłu szóste body od góry… w komodzie…
P: To my mamy komodę?!
J: Tak, kurczę, przecież dla Małej kupiłam, w komodzie żółte skarpeteczki z kaczuszką…
P: Bardzo śmieszne…
J: Co?!
P: Pogadaj ze ślepym o kolorach…
J: Oj sorki, dotykaj po kolei to powiem bingo…
Po ciężkim dla mnie czasie na oddziale podjęto decyzję: tniemy!
I pocięli.
Dzwonię i mówię babci:
J: Kup mi w aptece Octanisept i gaziki, muszę o ranę dbać, Paweł niech weźmie.
B: W porządku.
Przywiózł spirytus…
Robię wielkie oczy, baaardzo wielkie. No ale przywiózł co mu babcia dała, pomyliło jej się w tych całych nerwach.
Nie próbowałam spirytusem, musiałam żyć dla swojego dziecka, udało się zdobyć Octanisept!
Rozmowa tego samego dnia:
J: Kochanie, muszę mieć laktator, muszę laktację rozbujać. Pisali, żeby nie kupować za wcześnie i nie mam, a mi się po cesarce nie chce mlesio ruszyć jak powinno. Powiem babci, kupi i przywieziesz…
P: Mhm, jak znam babcię, to Ci dojarkę dla krów kupi, a ja będę tachać …
Nie wybaczyłam mu tego do tej pory, szwy mało nie pękły i musiałam się zgłosić do dyżurki, bo tak bolało… ot taki jego żarcik…
Historia dość przydługa, ale no… Must have walizę z wyprawką nawet 3 miesiące przed planowanym porodem, a w niej laktator, na wszelki wypadek, nie wierzcie, że się nie przyda i w razie czego ktoś wam dokupi… Gra toczy się o wasze piersi, które i tak się na tym etapie macierzyństwa wycierpią będąc memłane co i rusz… Mi laktator zdecydowanie ratował życie i w szpitalu i przez kilka tygodni po szpitalu. Co prawda robił takie bzzzz… buch… bzzz… buch… i do końca używania był dla mnie „dojarką”, ale i tak go uwielbiałam za jego piękną robotę!
A obecny must have dla nas to wózek w podróże.
Jedno jest pewne, babci nie poprosimy, bo gotowa nam drezynę załatwić…
Mój synek urodził się z zaburzeniami rytmu serca. Przez pierwsze dni był na oddziale patologii noworodka, a ja każdą wolną chwilę spędzałam z nim. W nocy zchodziłam na karmienie – personel pokazał mi takie ewakuacyjne schodki, którymi miałam blisko z oddziału do synka. Wtedy nieodzowna okazała się latarka… Ale przedmiot, który okazał się niezbędny a w życiu bym nie przypuszczała – to karimata! W wigilię synka przewieziono do kliniki kardiologii, mnie zaś wypisano z oddziału i kazano do niego jechać. 15 minut przed zamknięciem sklepów (godzina 13 45), niedobitki błąkają się po hipermarkecie w poszukiwanie prezentów, maku czy czego tam zapomnieli, a my z mężem rzutem na taśmę – wbiegamy do sklepu, chwytamy karimatę i biegniemy do kasy. Produkt pierwszej potrzeby w wigilię! Otóż w klinice, do której zawieziono Szymonka, rodzic mógł zostać z dzieckiem, jeśli przy jego łóżeczku rozkładał karimatę. Wigilię, święta i Nowy Rok spędziliśmy z nim na karimacie. O tak – karimata nas uratowała!
Czytajac Twoja liste, jakbym widziała siebie. Nie kupilam szumisia bo troche szkoda kasy, nie kupilam porzadnej poduchy do kp bo przeciez ta za 30 zl tez dobra (nie, nue byla dobra), elektroniczna niania? Po co mi – powiedziala ta co kupila nianie po 9 miesiącach. Itp itd. Must have? Wg mnie chusta zeby uwolnic rece i moc zrobic cokolwiek! Kupilam taka tania za 60 zl jak dzievko mialo 6 miesięcy, bo myślałam ze taka moze być – jak sie okazało nie spisała sie – ani chusta ani ja – bo kupilam ją za późno. Do listy ułatwiającej życie, dodakabym nakładki na sutki – uratowaly nasza mleczna drogę 😉 i uchronily wiele moich łez 🙂
Witam! Jeszcze przed urodzeniem Synka nabyliśmy monitor oddechu, jednak z naszej perspektywy „na całe szczęście” przelezal on swoje w szafie. Gdy blisko 2 lata temu na świat przyszła nasza Córka nic nie wskazywało na to, iż zostanie on używany. Los chciał inaczej. Po kilku dniach w domu Dzieciątko zaczęło nam się dusić podczas snu. Te momenty sekundy były straszne. Ileż to razy bałam się, że nie zdążymy dobiec do łóżeczka by chwycić w ramiona i pomoc złapać oddech. To były starsze miesiące. MONITOR ODDECHU okazał się bezcenny. Nie wspominając o nocach gdy budził nas alarmem. Na szczęście Córka wyrosła z bezdechu i za miesiąc będzie obchodzić 2 urodziny. Strach pomyśleć co gdyby nie MONITOR ODDECHU.
Ja napiszę o oczywistej sprawie…BODZIAKI :)… jednak ta historia pozwoliła mi docenić to jak były uszyte. Młodym rodzicom, jeszcze trochę nieporadnym i zdenerwowanym wykonywaniem rożnych czynności przy dziecku zdecydowanie polecam KOPERTOWE BODY. Na początku rodzić nie wie jak takie, maleństwo złapać, przytulic a co dopiero przebrać. I jak już się uda założyć bodziaka i spodenki ewentualnie pajacyk to człowiek jest cały spocony ale zachwycony , że skończył mu się udało. Wtedy zwykle następuje tzw. zrzut 😉 czy nasza pociecha robi kupę. Jak wiadomo te pierwsze są dość luźne i częste. Więc znów rozbieranie , mycie i ubieranie. Dużo łatwiej jest z z takimi maluszkami, kiedy nie trzeba przeciskać ubranek przez główkę. Szczerze polecam w tych pierwszych miesiącach, kiedy noworodek tej główki jeszcze sam nie trzyma i wszystko jest takie delikatne.
Nam kopertowe body uratowało skórę już nie raz. Sytaucja, do której często wracamy z uśmiechem na ustach miała miejsce juz jakiś czas temu. wybraliśmy się z córą na spacerek. Zrobiło się chłodno więc mąż zaproponował naszą ulubioną kawiarnię. Stojąc w kolejce i marząc o karmelowej latte zostaliśmy sprowadzeni na ziemię słysząc z wózeczka stękanie „yyyyy” i „Plllffff”… I już wiedzieliśmy co to znaczy! Ba nawet czuliśmy! Początkowe licytacje czyja kolej na przewijanie skończyły się ty, że poszliśmy do toalety ( o dziwo był tam przewijak) oboje. I podnosząc dziecko już zauważaliśmy że jet „grubo”. Mała była po pachy w kupie. Mmmmmm… Wszystko pięknie – mama przezorna w torbie miała i pieluszki i chusteczki i nawet ubranko na zmiane ( tyle ze na wypadek ulania). Kiedy jak ją rozebrać, żeby nie ubrudzić jednocześnie twarzy , włosów rak itd… Jak złapać , jak znacząc ? i eureka… na szczęście nie trzeba była rozcinać 🙂 Hania miała na sobie KOPERTOWE BODY ! UFFFFFFF! Ale przerażenie było duże…. Heheh… do dziś wspominamy te sytuację pijąc kawe w tej kawiarni… mało eleganckie ale śmieszne
Może nie dodam nic do Pani listy, ale zbawienny dla mnie okazał się leżaczek-bujaczek. Dumny tata czułem się niczym Hulk- silny, a w ramionach mój pierworodny. Chciałbym być dla synka super bohaterem latać niczym Superman, ratować ludzi jak Spiderman fajnie byłoby tak poruszać się za pomocą pajęczyn…jednak szybko zostałem sprowadzony na ziemię. Żona musiała iść pilnie do lekarza więc zostałem w domu z synkiem, najpierw czułem się jak w bajce później jak na polu minowym- zły ruch i synek w płacz. Pomyślałem, że super byłoby mieć moc Super Taty i coś zaradzić, skierowałem się kilka kroków w prawo i w lewo, aż moim oczom ukazał się cudowny sprzęt ratujący ojców w potrzebie. TAK to leżaczek-bujaczek nie była to moja super moc lecz moc bujaczka pozwoliła synkowi zasnąć i go uspokoić, podziwiam wszystkie kobiety bo opieka nad dzieckiem to ciężka i odpowiedzialna przeprawa.
Gdy moja dzidzia się urodziła,
Mama ją z trudem spania uczyła,
Kiedy ją tylko wkładała do łózia,
Od razu była krzycząca buzia,
Spała na tacie, na mamie spała,
Lecz w inny sposób zasnąć nie chciała,
Aż razu pewnego tata bohater,
Wziął problem spania na swoją klatę,
Kupił karuzelkę, co przepięknie grała,
I od tamtej pory nad łóżeczkiem wisiała.
Gdy ją zobaczyła nasza córeczka,
W ogóle nie chciała by brać ją z łóżeczka,
Patrzyła na zwierzaki, muzyczki słuchała,
I rączkami do nich sięgnąć próbowała.
Pierwszej nocy, gdy spaliśmy
Nagle się obudziliśmy,
Patrzymy na córcię, a ta całkiem sama,
Gada do żaby i hipopotama,
„Aaaaa, a gu gu” i tak przez pół nocy,
Aż w końcu zasnęła bez naszej pomocy.
Ręce są szczęśliwe, bo spać mogły bez obciążenia,
Ach jak wiele karuzelka w zasypianiu zmienia.
Piękna, uśmiechnięta mama trzyma w ramionach swoje dziecko. Maluch wtulony w jej ciało rytmicznie ssie pierś…Idealny obraz? Niestety nie u nas…Wcześniak, brak odruchu ssania i kłopoty z laktacją po cesarce. Do tego żmudne godziny z laktatorem, tabelka do wypełniania, karmienie sondą itd. 10 miesięcy temu nie wierzyłam, że uda mi się karmić piersią. A jednak. Jesteśmy tu i teraz, z nietolerancją laktozy po drodze, z trwającą nadal dietą eliminacyjną (mleko krowie, orzechy, czekolada, mód) i nadaktywną Zosią, która podczas ssania ma do załatwienia mnóstwo innych spraw. Nie będzie w tym przesady, jeśli walkę o mleko uznam za jedną z najważniejszych w moim życiu. Wygrałam ją dzięki wspaniałym osobom z poradni laktacyjnej i elektrycznego laktatora!
W żaden sposób nie umniejszam w niczym, tym matkom, które walczyły o laktację a jednak się nie udało. Znam wiele cudownych matek, które musiały karmić mm, znam też kilka kiepskich, które karmiły piersią. Zdecydowanie nie ma to związku z byciem „dobrą” matką, liczą się same chęci i podjęte próby. Ja mogę śmiało powiedzieć, że jestem zwycięzcą swojej walki. Jestem nim, bo się zaparłam, ale przede wszystkim dzięki pomocy, po którą mogłam i chciałam sięgnąć.
W moim przypadku najbardziej potrzebną rzeczą po porodzie okazał się laktator elektryczny, który nie tylko uratował moje zdrowie (niedaleko było mi do zapalenia piersi), ale również samopoczucie i podejście do karmienia piersią. Synek od urodzenia miał problem ze ssaniem cyca, a ja jako młoda mama problem z przystawianiem, co przyczyniło się do tego, że piersi były obolałe i twarde jak kamień. W dniu wypisu wyczuwałam już pod palcami guzki (niestety w szpitalu trafiłam na pielęgniarki, które nie służyły żadną pomocą w temacie kp), w domu było jeszcze gorzej (ból, ból, ból i łzy). I wtedy mój kochany mąż pojechał po laktator, który w kilka minut „uwolnił” moje piersi od nadmiaru pokarmu, dzięki czemu mogłam prowadzić dalszą walkę o to, by karmić syna własnym mlekiem. Dziś minęło już trochę czasu od tego dnia, ale syn dalej ma przydomek SMERF MARUDA (Krystianek smerf marusa co doi cycka, jak mu się uda).
Pozdrawiam Joanna Dziurban
Myślę i myślę i przecież mam coś, co uratowało mi, jeżeli nie życie, to karmienie piersią. I jest to rzecz, o której sama długo nie wiedziałam, a dopiero po dwóch miesiącach szczęśliwie na to wpadłam. Jak teraz o tym wspominam, to aż dziwne, że tak długo wytrzymałam z karmieniem, bo był to po prostu horror. Przez budowę brodawek i brak wprawy z mojej strony, szybko brodawki zmieniły się w otwarte rany i w efekcie karmiłam mlekiem z krwią. Ból był nieziemski. Oczywiście próbowałam wszystkiego – kremów, kapturków, wkładek laktacyjnych, wietrzenia, odciągania laktatorem. Ale bolał nawet dotyk t-shirtu i ręcznika, strupy się ciągle zrywały, nie miały kiedy się zagoić. Tą rzeczą, która mnie wtedy uratowała, były osłony formujące do płaskich i wklęsłych brodawek, przeze mnie nazywane pieszczotliwie „rondelki”. Dzięki nim rana nie stykała się z tkaniną, mogła wyschnąć, mleko spływało do rondelka, a nie prosto na ubranie, co też wcześniej było okropnie uciążliwe. Mleko (a z początku leje się go całkiem sporo) można było wylać albo dodać do kąpieli dziecka, co niektórzy propagują. Główną korzyścią było oczywiście to, że po dwóch miesiącach karmienie mojego dziecka przestało być gehenną. Na koniec – zdaję sobie sprawę, że moja historia nie jest może najprzyjemniejsza w odbiorze i taka sytuacja nie dotyczy pewnie wielu osób, ale może komuś się przyda informacja o tych osłonkach. Ja bym im chętnie wystawiła pomnik 😉
Moim must have po urodzeniu synusia okazała się torba i łóżeczko 2w1 🙂 Często podróżujemy do moich rodziców, którzy mieszkają ponad 200 km od naszego miejsca zamieszkania. Mamy mały samochód-mój mąż nazywa go żartobliwie Puszką Pandory . W sumie nie wiem skąd mu się się to wzięło bo ja uważam go za super niebieską cytrynkę choć nie jest kwaśna daje radę 🙂 Bagażnik mały z ledwością wpakowujemy tam wózek, który ze względu na wciskanie, dociskanie wygląda jak wygląda nie było mowy, żeby zmieścić jeszcze moją kosmetyczkę z wacikami, a co dopiero łóżeczko turystyczne :O Troszkę zajęło mi wyszukanie odpowiednika łóżeczka i tak nagle mnie olśniło. Przeglądają strony internetowe ukazało się moim oczom łóżeczko-torba 2w1. Pomyślałam zbawienie. Zrobiłam w kierunku męża oczy ze Shreka i zapytałam, a może takie coś? On podekscytowany niczym Shrek widzący Fionę odparł:” TAK to starzał w 10. Puszka Pandor yw końcu będzie miała domknięty bagażnik to i będzie torba, którą wiecznie gubisz gdzieś w domu.” Odetchnęłam z ulgą i czym prędzej niczym znany biegacz U, Bolt popędziłam do sklepu z akcesoriami dziecięcymi. Mam w dłoni upragnione cudo, które będzie idealne dla naszego maluszka i dla nas. Szłam śmiejąc się od ucha do ucha- tak pewnie wyglądałam całkiem dziwnie bo przechodnie na mnie zerkali. Czułam się niczym sportowiec zapalający Znicz Olimpijski przepełniała mnie duma. Oczywiście po powrocie zaczęliśmy testować nowy zakup. W kilka sekund z torby zmieniliśmy to cudo w łóżeczko. Super rozwiązanie- z torby zmieniając ją w łóżeczko nie trzeba nic wyjmować kieszonki z akcesoriami znajdują się wokół łóżeczka, Jest lekka, praktyczna idealna dla każdego, który podróżuje z malutkim dzieckiem. Synek uwielbiał leżeć w tym kojcu i z łatwością go w nim przewijałam. Nasze podróże już nie były tak męczące ze względu na nerwy związane z pakownością bagażnika. I my z mężem i synek byliśmy zadowoleni, a Puszka Pandory nie była męczona już upychaniem i dopychaniem różnych przedmiotów 😉
Och Lady Gugu 🙂 Też mi się wydawało, że chusta jest genialna. Dopóki nie kupiłam jej za 300 zł. Wydatek zupełnie bez sensu. Tak samo kręgosłup boli a nawet jeszcze bardziej!!!! BO jak nosisz i córeczka zaśnie, to ją odłożysz a jak masz ją w chuście to musisz nosić co najmniej 45 min, bo jak się juz nawiążesz, to nie opłaca się od razu rozwiązywać. Moja Lili zaraz po rozwiązaniu budziła się i tyle. Przy drugim dziecku chusty na bank nie kupimy. Przy drugim dziecku z chustą będziesz jeszcze większym orangutanem 😉
Za to szumiś!!!! Sprawa genialna!!!! Najlepszy na świecie. Lili ma 9 miesięcy, do dziś jest to niezbędnik a i my śpimy przy nim jak dzieci.
Lampka z projektorem. Ech… Lady Gugu to kolejny bubel!!! Dziecko do usypianiainie powinno mieć żadnych dodatkowych bodźców. Wystarczy szumiś i przytulasek mamy. Projektor tylko rozprasza uwagę. Moja Lili była rozdrażniona. Dlatego jest już sprzedany. Również daruj sobie przy drugim 😉
Kolejny niepotrzebny wydatek to poduszka do karmienia. Karmie córę juz 9 miesiąc. Dokładnie dziś mija 9 miesięcy 🙂 Poduszkę mam i służy mi tylko do spania, między nogi jak boli kręgosłup. Jak mnie połozne obłożyły poduszkami to się pogubiłam i dostałam zapalenia piersi, nie umiałam karmić. Dałam spokój, zaufałam sobie, że zrobie po swojemu i… karmię do dziś a na koniec na pewno sie nie zanosi 🙂
Frida genialna!!! Z nami od 9 miesięcy!!!
A ten otulacz też zastosowałabym przy drugim dziecku. Połozna doradziła nam zawijać ręcznikiem w kokon i faktycznie pomagało!!!
Moja Lilianna ma jeszcze Pania Sowę. Dostałą od cioci jak była jeszcze w moim przuszku. To taki mały kocyczek, bardzo mini, kwadracik z niebieską sową pluszakiem. Jak to dostaliśmy to nie miałam pojęcia co to. Ale mała spała na początku w wózku, więc podkładałam jej obok głowki. I tak Pani Sowa jest najlepszą przyjaciółką Lili do dziś. Bez niej nie uśnie. Zakłada na głowę i śpi. A jak jej nie ma na noc… Szkoda gadać 😉 W atakach lęku, płaczu, smutku ma chyba drugie miejsce na świecie po mamie 😉 Ale jest oryginalna, niepowtarzalna.
Dobry wieczór ! Nazywam się Basia :)… postanowiłam podzielić się naszym 'must have’, gdyż przedmiot, który za chwilę przedstawię może naprawdę uratować komuś życie! TAMTARADAM…. karuzelka ! Najlepiej z projektorem !
Przygoda z karuzelą rozpoczęła się zaraz po narodzinach naszego rozkosznego bobasa… dostaliśmy ją 'w spadku’ 🙂 Pewnego dnia mąż przywiózł do domu ten tandetnie kolorowy przedmiot… 'phi ! coż za paskudny badziew !’ – pomyślałam i rzuciłam karuzelkę w kąt. Pokoik był dopieszczony – pudrowo-szaro-biały… karuzelka po prostu nie pasowala i już!
Ale małżonek nie odpuścił i wkońcu (po miesiącu walki ze mną) odpalił ją… i rzecz stała się niesłychana. Dzięcię oszalało ! Ze szczęścia rzecz jasna ! Karuzelka uspokajała… karuzelka bawiła, ROZŚMIESZAŁA, karuzelka usypiała… karuzelka wszystko. I dopiero wtedy zobaczyłam jaka jest piękna 🙂 I dopiero wtedy zrozumiałam, że to co podoba się nam rodzicom, nie zawsze podoba się naszym BOBASOM… Dzięki niej nasza córeczka pokazała nam jak bardzo lubi muzykę, kolory, kontrasty, migoczące światełka… (nie jakieś tam mdłe pudrowe wzory…). Obecnie ma 5 miesięcy i nadal lubi swoją karuzelę – coraz częściej rozmawia ze zwierzątkami (podgryzając w między czasie żyrafę Sophie:))
pozdrawiam gorąco!
B. B.
Kiedy na świat przychodzi pierworodny, każda matka vel wariatka matka, z najbardziej wyważonej i poukładanej kobiety staje się oszalałą kobietą na punkcie swojego dziecka, która próbuje wszystkiego, aby życie maluszka od pierwszych jego chwil było idealne.
I tak, kiedy pojawiają się świeczki w nosie (śmiertelnie poważna dolegliwość), matka dowiaduje się, że istnieje coś lepszego od sławnej FRIDY, dlatego biegnie i kupuje KATAREK, po czym wraca do domu i ogarnia jego funkcjonalność.
Okazuje się, że KATAREK działa w połączeniu z odkurzaczem, ale matka ma Robota, którym się wysługuje w życiu codziennym, a który w żaden sposób nie jest kompatybilny z KATARKIEM(sic!)!
Wtedy matka doznaje olśnienia, pół godziny później zadowolona wraca z olbrzymim odkurzaczem i to właśnie ten odkurzacz ratuje jej spokój ducha, a maluchowi przynosi ulgę.
Później do domu wraca tata i matka tłumaczy powód zakupu odkurzacza do świeczek z nosa, a on jest na tyle miły, że udaje, że rozumie i zaczyna testować sprzęt na sobie.
Jestem mamą 6 miesięcznej Poli i do tych wszystkich super rzeczy dodałabym regał z wbudowanym przewijakiem z ikei bo przecież nie ma nic lepszego jak przewijanie maluszka na wysokości dorosłej osoby czyli najcześciej tą osobą jest matka i smarowania pupki dziecka taką super maścią ochronną jak Bepanthen Moje dziecko jest prze szczęśliwe jak ją kładę na tym przewijaku a wszystkie ubranka,pieluszki,chusteczki i maście są na wyciągnięciu ręki
Przepraszam, wkradł się psikus wordowski do mojego poematu. To właściwa wersja (proszę o skasowanie poprzedniej)
Gdybym tylko mogła,
to KATARKOWI przyznałabym Rodzicielskiego Nobla!
Infekcja bakteryjna czy wirusowa,
każdy inny aspirator się przy nim chowa!
Siła i szybkość jego działania
pochodzą od odkurzacza ssania.
Rodzic niczego robić nie musi.
Pacholęcia gilami się nie zakrztusi.
Nie musi mieć płuc niczym saksofonista,
by była mała jama nosowa czysta.
Jedną reką unieruchomienia dziecka dokonuje,
drugą końcówkę katarka do nosa aplikuje.
W niecałą jedną dziesiątą minuty
eksmitowane są z nosa wszystkie gluty.
W naszym przypadku tą jedyną rzeczą, która nas uratowała, okazał się smoczek. Dziecko strasznie płakało w środku nocy, niczym nie dawało się go uspokoić, żadne misie, nawet grające nie pomagały. Dopiero, kiedy daliśmy dziecku smoczek, nagle zrobiło się cicho, dziecko zasnęło i my również w końcu mogliśmy iść spać.
Kiedy kompletowałam wyprawkę dla córci nie przewidziałam jednej rzeczy,a mianowicie iż hormony w ciąży sprawią że będę dla Pani Sklepowych najłatwiejszym łupem. Przypuszczam ,że potrafiłyby mi wcisnąć podpaski,gdyby pisało na nich „for baby…”.Dlatego wiele rzeczy leżało w kącie zbierając domowe koty kurzowe. Ale jest jeden przedmiot który odmienił moje macierzyństwo, mój dom i moje życie!
A to było tak…
Ciągłe zmęczenie, karmienie,przewijanie, ulewanie i zasypianie z głowa w pierogach.A wszystko przez jednego mało śpiącego brzdąca,który nie uznawał żadnych zasad spania.Potrafił zasypiac na 5 minut żeby po godzinie znów uciąc sobie taka drzemkę. Nie było litości dla Mamuśki. Miała zajęte ręce,głowę i n ogi non stop. Zero odpoczynku. I wtedy wrócił mąz z delagacji. Zamiast zapachu szarlotki przywitał go zapach splesniałych pampersów. Więc zarzucił krawat na plecy,założył maskę gazową ,przeszedł niczym Tom Cruise pomiędzy porozrzucanymi klockami, uniknął ataku brudnych ubranek i ulewającego się mleka.W biegu ucałował żonę i…otworzył na laptopie allegro. Za dwa dni zjawił się kurier z małą paczuszką.Po godzinie po moim domu plątał się jakis robak,który niczym dżdżownica ziemię ,pożerał wszystek brud który stanął na jego drodze. Mao okrągły i sam ie kiedy wyjśc ze swojej norki. Biega ,kręci się i odkurza…wow co za cudo. Wtedy jeszcze nie wiedział jej odmieni moje życie. Delikatny szum który wydawał sprawiał że moja córcia zasypiała samoistnie. Więc jeśli chciała spać po prostu porozrzucałam płatki a mały robot wychodził żeby zagrać kołysnakę-przemiły szum…Po kilku miesiącach atrakcyjne światełka i uciekający przyjaciel sprawił że córcia zaczeła raczkować,a mój dom nadal lśnił! No i miałam czas pomalowac paznokcie,ba nawet wyschnąc zdązyły! Jak on zajmował moja córkę , zabawiał, a nawet tak zmęczył iż usypiała w kilka chwil. Potem zaczeła na nim jeżdzić, tłuc go i przytulać. Zabawka roku!No cóż można kupowac różne gadzety a można kupić jeden konkretny. M,ój mąz poleca!
Gdybym tylko mogła,
to KATARKOWI przyznałabym Rodzicielskiego Nobla!
Infekcja bakteryjna czy wirusowa,
każdy inny aspirator się przy nim chowa!
Siła i szybkość jego działania
pochodzą od odkurzacza ssania.
Rodzic niczego robić nie musi.
Pacholęcia gilami się nie zakrztusi.
Nie musi mieć płuc niczym saksofonista,
by mała jama nosowa czysta.
Jedną reką unieruchomienia dziecka dokonuje,
drugą końcówkę katarka do nosa aplikuje.
W niecałą jedną dziesiątą minuty
eksmitowane są z nosa wszystkie gluty.
Tuż po narodzeniu Synka życie uratowała na chusta. Nasz pierwszy tzw. pasiak. Pomogła wtedy, gdy Syn potrzebował bliskości i poczucia bezpieczeństwa. Dodatkowo dawał nam wolne ręce, którymi mogliśmy wykonywać inne prace, tj. wyjście z psem na spacer bez konieczności brania wózka. Chusta doskonale sprawdziła się podczas tzw. skoków rozwojowych, kiedy Maluszek był nie swój, płakał i potrzebował ogromu rodzicielskiej bliskości i cierpliwości. Podobnie uratowała nam życie podczas bezsennych nocy a pełnych bólu u ząbkującego dziecka. Teraz kiedy w marcu urodziłam 2 syna, chusta również jest naszym ratunkiem. Pomaga w chwilach zabawy ze starszym dzieckiem, kiedy są potrzebne wolne ręce a Maleństwo jest także przy mamie bądź tacie i również ma zaspokojoną potrzebę bliskości. Zanim urodził się nasz młodszy Syn chusta była także ratunkiem dla mnie, pomagając odciążyć obolałe plecy. Wystarczyło, że zamotałam nią ciążowy brzuszek 🙂
Podsumowując, kawał materiały a jakże pomocnego niczym koc ratunkowy.
Mój synek od pierwszych chwil na świecie strasznie ulewał. Ulewał po każdym posiłku, w trakcie karmienia, po skończonym posiłku, a nawet kilka godzin później. Nie pomagały syropki, substancje zagęszczające mleko, zmiana pozycji karmienia, robienie przerw w ich trakcie. Nie pomagało niestety nic. Mały ulewał rano, po południu, wieczorem i jak się okazało niestety także w nocy. A zauważyłam to, kiedy mój malusieńki, niespełna dwumiesięczny synek dławił się mlekiem, które mu się właśnie ulało. Akurat tej nocy nie mogłam spać, nie potrafię powiedzieć, dlaczego. Po prostu nie spałam i chciałam małego przykryć, bo zrobiło się chłodniej i patrzę, a on nie może złapać oddechu… W panice obudziłam śpiącego męża i tej nocy czuwaliśmy nad małym na zmiany. Na następny dzień kupiliśmy MONITOR ODDECHU, taki który się wkłada pod łóżeczko. To naprawdę był najlepszy zakup, bo jak się później także okazało Oskarek oprócz ciągłego ulewania miał także problem z bezdechami. Monitor potrafił alarmować nas, że dziecko nie oddycha nawet 2 razy w tygodniu i takie alarmy trwały dość długi czas. Ale na szczęście na ten moment już nie używamy monitora, ale czeka schowany w szafie przy okazji kolejnego maluszka. Jeśli któraś Mama waha się, czy zakupić monitor, bo może wydawać się za drogi, to nie ma nad czym się zastanawiać! Lepiej zaoszczędzić troszkę pieniążków i np. kupić mniej ubranek, a mieć pewność, że nasze dzieciątko będzie żyło.
MOP-owieść- Kiedy nasz synek miał trudności z zasypianiem gdy miał 2 miesiące i nic nie pomagało to płakałam razem z nim. W tym momencie mój mąż wrócił z zakupów z nowym zwyczajnym nudnym mopem… Od niechcenia z bezsilności, zabawiłam malucha końcówką pełną sznureczków i w ten oto sposób, zwyczajny mop stał się nadzwyczajny i chyba nie ma drugiego na Świecie tak ukochanego. Mop pomagał zasnąć, mop rozwesela, mop leczy każdy smutek. Ta oto szczotka była z nami podczas chrzcin, na weselu, leciała samolotem (ku uciesze stewardes), jest cały czas w mojej torebce, jeździ na spacery i zmyła nam wszystkie problemy z maleństwem…
Nigdy nie miałam zapędów na zostanie eko mamą, bo żyję za szybko, za intensywnie, brak mi cierpliwości, nie mam czasu na gotowanie pieluch w kasztanach czy przecieranie ugotowanej marchewki przez drobne sitko, dlatego otworzyłam ze zdumieniem oczy gdy tuż przed rozwiązaniem mojej pierwszej ciąży, która w moim odczuciu trwała chyba wieki, ukazała się moja serdeczna przyjaciółka ,ściskająca pod pachą niewielki pakunek i wykrzykująca w niebogłosy: ” Agata! mam dla Was coś super przydatnego, praktycznego, będziesz zadowolona! Zaciekawiona i zniecierpliwiona, podziękowałam, uściskałam Jolkę i zabrałam się za rozpakowywanie starannie zapakowanego prezentu, który ku mojemu zdziwieniu i zmartwieniu, nie okazał się ślicznym różowym, miękkim kocykiem z jakże modnego teraz Minky, bo opakowanie zawierało kawałek szarej szmaty – tak nie bójmy się tego słowa, na dodatek niemiłosiernie długiej szmaty , wykonanej oczywiście z ekologicznej bawełny z domieszka lycry chyba, bo owa długa szmata przy próbie rozciągania, powiększała jeszcze bardziej soje wymiary.
” Jolka, zwariowałaś, po co mi taka długa ścierka do podłogi- zapytałam ją nieco z sarkazmem bo dobrze wiedziałam, że moja serdeczna i ukochana przyjaciółka chce ze mnie zrobić eko-mamę, chustoszącą swoje niemowlę przy wszelorakich czynnościach bardziej lub mniej domowych, sprawiając że mój potomek po narodzinach będzie miał i mamusię i jej cycusie w zasięgu buzi i na każde zawołanie i zapierdzenie. Nie muszę chyba dodawać, że z prezentu nie byłam zadowolona i czym prędzej schowałam go do szafy ale nie zapomniałam o nim bo szmata walała się na półce, zabierając mi cenne miejsce oraz zaprzątała mi głowę co z tym kawałkiem materiału mam zrobić bo przecież nigdy, przenigdy nie pomyślałabym, że kiedykolwiek będę potrafiła się tym czymś obwiązać na dodatek na tyle starannie, żeby dziecko czuło się komfortowo i na dodatek żeby nie wypadło oraz żeby mój biedny kręgosłup nie złożył się jak domek z kart po pierwszym zastosowaniu ekoszmaty- chusty znaczy.
Nigdy, przenigdy też nie przypuszczałam i nie dałabym wiary , że ta przerażająco długa ścierka do podłogi uratuje pokłady mojej cierpliwości, wiarę, że jednak nie jestem taką beznadziejną matką jakby mogło się wydawać dla osoby obserwującej mnie obok, zaoszczędzi mojej najukochańszej córeczce, która jest ciekawa świata, cierpi na gigantyczne kolki a do tego nie chce leżeć w łóżeczku, w leżaczku bujaczku, na kolorowej macie edukacyjnej kupionej za miliony monet oraz spacerować w wypasionym i jakże przereklamowanym wózku, wielu nerwów i ogromu stresu. Chustoszenia nauczyłam się szybko, jeszcze szybciej polubiłam się z moją szarą szmatą, w myślach po strokroć przepraszałam i ją za wiele złych słów i myśli, które padły pod jej adresem i teraz z perspektywy czasu wprost nie wyobrażam sobie, jak bez chusty mogłabym zacząć moją kolejną wielką, wspaniałą przygodę z macierzyństwem mimo, że nadal nie uważam się za eko matkę.
moje najdłuższe 5 zdań w życiu 🙂
Jako mama, urodzonego 3 miesiące temu Olka , do listy radze dopisac MLEKO MODYFIKOWANE , A dlaczego ?
Ladygugu konkurs ogłasza
I nie tylko doświadczone mamy do niego zaprasza.
Najważniejsze pytanie w nim także pada
Więc odpowiedzieć dobrze przecież wypada
Ladygugu pyta co jest potrzebne dla maluszka
A ja wam moją historię rzeknę do uszka
Gdy z maluszkiem ze szpitala wychodziłam to się nie radowałam
że mleczka mało w piersiach miałam
Tego się nie spodziewałam !!
W nocy tatusia po mleczko modyfikowane do sklepu wysłałam
I z synkiem na rękach na niego czekałam
Bo synek płakał i głodny już był
A taka sytuacja jest bardzo nie miła
Dlatego maluszek mleczka potrzebuje
wówczas Jego serduszko się raduje
Bo gdy brzuszek Olka mleczko zdobędzie.
Wtedy wiem, że radosny będzie.
Kolejną rzeczą czego potrzebuje maluszek
To także paka mięciutkich pieluszek
Pampersy u nas bardzo się sprawdziły
I wiele radości nam uczyniły.
Dziecko z początku dużo pampersów potrzebuje
A ich w domu gdzie dziecko nigdy nie brakuje.
Pieluchy tetrowe trzeba prać i gotować
A na to lepiej czasu nie marnować
Lepiej się sprawdzają te jednorazowe
I w razie kupki wszystko szybko gotowe.
Kolejną rzeczą są też ubranka
A to już nie jest taka sielanka
Najpierw jest ich szukanie i kupowanie
A na końcu piękne synka ubieranie.
Z tym myciem pod kranem bywa roznie, my probowalismy w 3 rodzajach wanienek i pod kranem i pod prysznicem i dopiwerojak maluch skonczyl 4 mieisace byl zadowolony z kapieli. Zalezy jakie dziecko.
Na odparzenia najlepszy zwykly linomag, mam juz przetestowany , moje dziecko milo non stop odparzenia pupy.
My mieliśmy wszytsko to co opisałaś i wiesz co – gdyby tego nie bylo byloby tak samo. 🙂
Nie polecam chusty ani nosiedelka, mialam oba i strata pieniedzy. Lepiej sobie pozyczyc na poczagtek zeby zobaczyc czy w gole dasz rade. W nosidelku dziecko moze przebywac jak ukonczy 4 mieisace, a moje 4 miesiaczne dziecko bylo juz tak ciazkie ze dluzej niz 5 minut nie utrzymalam go w nim, wiec sobie darowalam. Chuste nalzezy mocno wiazac, wierze ze ci sie uda ale jakos wolalam nosic dziecko na rekach niz lazic z ta niewygodna chusta.
Wszystkie wymienione rzeczy są naprawdę przydatne i świetne – i wszystkie je posiadam, natomiast przy pierwszym dziecku – a było to 14lat temu – najbardziej pamiętam okropny ból brodawek przy karmieniu…. ehhh łzy same cisnęły się do oczu gdy dziecko chciało jeść (a jadło dużo 😉 )a krew zaczynała się sączyć…. później osuszanie, smarowanie maściami, które przed karmieniem znowu ścierać bo dla dziecka niedobre…
Obecnie przy drugiej córki odkryłam maść maltan – polecałam i polecam wszystkim koleżankom, a one to potwierdzają. Nie stosowałam jak zalecają na ulotce chyba już 2mce przed porodem. Rozpoczęłam pielęgnację jak tylko zaczęłam odczuwać ból i dyskomfort już w pierwszej dobie życia dziecka. Obyło się bez łez a każda chwila przytulania maluszka to najszczęśliwsza chwila dla nas dwóch 🙂 Polecam serdecznie każdej mamie 🙂
Tymek to moje pierwsze dziecko, w związku z czym moje macierzyństwo jest czysto intuicyjne i wiele rzeczy z listy nie znalazło u nas zastosowania – głównie z powodu powątpiewania w skuteczność i zawsze pilniejszych wydatków. Numerem 1 w kompletowaniu wyprawki był oczywiście wózek ! Piękny, nowoczesny i conajważniejsze wygodny i bezpieczny dla maluszka. Zwiedziliśmy masę sklepów aby przed narodzinami syna wybrać pojazd odpowiedni dla potomka. Jakie było nasze zdziwienie, gdy ten, tak starannie wyselekcjonowany spośród wielu kandydatów wózek okazał się wrogiem nr 1 mojego dziecka… Co z tego ze był ładny, co z tego ze dobrej holenderskiej firmy, co z tego ze kosztował majątek, jak mój pierworodny płakał ilekroć wyjechałam na spacer. Chciałoby się dodać, co z tego że tak łatwo prowadzić go jedną ręką, ale to okazało się zbawienne gdy rozwrzeszczane niemowlę niosłam na rękach i próbowałam doprowadzić pojazd do domu. Sumarycznie więcej synka nosiłam niż woziłam. I wtedy też postanowiłam zainwestować w jedną z „fanaberii” jakim jest nosidło ergonomiczne 🙂 nasze życie zmieniło sie nie do poznania – spacery były w końcu możliwe, mnie nie bolały ręce i kręgosłup, a moja koala przeszczęśliwa tuliła się do mojego serca i zasypiała w rytm jego uderzeń 🙂 obecnie synek skończył już roczek i powoli odchodzi od noszenia się, co więcej miał już kilka prób w wózku spacerowym i zaakceptował tą formę transportu. Czas więc na zakup kolejnego ulatwiacza życia dla dziecka i rodzica. Zakupu nosidła nie żałuje, może jedynie tego, ze zwlekałam zbyt długo. Jest to „gadżet” który ułatwia codzienne funkcjonowanie ale tez zbliża dziecko z mamą. Jeśli ktorej z mam trafił się rownież niewózkowy egzemplarz polecam spróbować noszenia w chuście lub nosidle 😉
Mi codziennie „ratuje życie” karuzela która można powiesić nad łóżeczkiem. Mój Filip ma 3 miesiące i to moje pierwsze dziecko, które raczej nie leży spokojnie samo grzecznie, a chce non stop byc w centrum uwagi 🙂 Generalnie jestem przeciwna kupowaniu masy zabawek którymi dzieci bawią się tydzień a potem rzucają w kąt. Jednak stwierdziłam ze Filip musi coś dostać od rodziców na miesięcznicę żeby uczcić przetrwanie pierwszych 30 dni (my – Filip, Filip – my:)). Wieszam karuzelę w dniu miesięcznicy i jak to miesięczne dziecko patrzy troszkę na to mętnie, mało zainteresowany. Ale kazdego dnia Filip wykazywał coraz wieksze zainteresowanie az do momentu ok 2 miesięcy kiedy moje dziecko dosłownie się zaczęło”zapalać” jak widziało kolorowe rybki nad sobą – machał rączkami, nóżkami, śmiał się, a podczas ogladania pohukiwał jak sowa. 5 rybek jedna melodia a ile radości :))) – i tak do dziś 🙂
Dzieki temu moge spokojnie zjeść śniadanie, umyć włosy czy choćby iść do toalety 🙂 Czytalam ze po 3 miesiącu dziecku nudzi się juz ta karuzela ale moj ma juz ponad 3 miechy a kazdego dnia ta sama intensywna reakcja :)))
Laktator ręczny. Nie byłam przekonana… Do dnia w ktorym zdarzyl sie koszmar. Okazało sie, że Antosiowi nie pasuje już cycuś! Brał do ust, ciągnał.. A potem… Warczał i krzyczał i machal konczynkami.. Bardzo.. Tak bardzo , ze sprytna mama wziela do reki laktator i odciagnela plynne zloto do butelki ( ktorej swoja droga Antos omal nie polknal). W ten oto sposob ominela nas tragedia!! Moglismy przeciez umrzec z glodu… Albo z nerwow. Albo i to i to. A laktator kupilismy tydzien przed porodem. Na szczescie…
Bardzo dobra lista! Mnie również większość wymienionych przez Ciebie rzeczy bardzo się przydała. niemniej jednak gdybym miała dodać coś do twojej listy to byłoby to krzesełko do karmienia. Mebelek niezbędny, chociaż użyteczny dopiero kiedy bobas samodzielnie siedzi, czyli ok. 6 miesiąca życia. Mnie nie raz uratował z opresji, kiedy chcieliśmy spokojnie zjeść obiad. A wiadomo jak to jest przy małym dziecku, kiedy siadamy do stołu i chcemy zjeść, to wtedy zaczynają się krzyki i dziecko prężąc się daje znak, że chce na ręce. Poza tym, że dziecko szybciej uczy się samodzielnie jeść siedząc w krzesełku to dodatkowym plusem jest to, że znajduje się wyżej i obserwuje swobodnie otoczenie ( zwłaszcza mamę krzątającą się po domu) i jest spokojniejsze. Ja sadzałam małą do krzesełka dawałam jej bułeczkę do ręki i miałam chwilę, żeby posprzątać kuchnie czy umyć naczynia. Oprócz tego świetnie nadaje się na wyjazdy z dzieckiem, nie musimy karmić malucha na kolanach.
Fotelik rowerowy :)) być może to niestandardowy element wyprawki ale z pewnością godny polecenia. Oczywiście nie może być używany od urodzenia ale dopiero gdy dziecko skończy 8 miesięcy. Według mnie to rewelacyjny „wynalazek” zarówno dla mamy, taty jak i dziecka. Dla mnie to przyjemnie spędzony czas na świeżym powietrzu, moment dla siebie (ale z dzieckiem) żeby pomyśleć, odprężyć się lub zadbać o kondycję 😉 Córka od początku z ogromną radością podróżuje w swoim foteliku i nawet teraz codziennie domaga się transportu rowerem do przedszkola. Naprawdę polecam wszystkim 🙂
Do naszych must have zaliczyć muszę szoteczke silikonowa nakladana na palec. Posiada ona wypustki i szcoteczke. Córka bardzo źle znosi ząbkowanie. Szczoteczka przynosi jej widoczna ulgę. Chociaż palec boli, bo córka bardzo mocno gryzie. Jednak czego się nie robi dla swojego dziecka 🙂
Jeśli chodzi o niezbędnik dla malucha dodałabym suchy termoforek z pestek wiśni. Moj maluszek cierpialy na duże kolki. Pomagały pieluszki nagrzane przez żelazko. Ale jak to zrobić gdy jesteśmy same a musimy trzymać malucha na rękach a do tego pieluchy szybko stygnie. Niestety o termoforkach dowiedziałam się za późno gdy małej kolki przeszły… Ale gdy będę miała drugie dziecko na pewno o nim nie zapomnę. Nie powoduje uczulen, ma odpowiednią wagę, długo utrzymuje ciepło i nie poparzy dziecka. Dla mnie idealny!
Mnie uratowała maść Bepanthen Baby, sprawdziła się rewelacyjnie przy odparzeniach, ale nie tylko 😛 Mieszkam z teściową, która po urodzeniu mojego syna co chwile przychodziła do nas do pokoju. Nie ważne czy karmiłam, nie ważne, czy była 22 – po prostu bez pukania, łapała za klamkę i wchodziła żeby sprawdzić czy aby na pewno radze sobie z dzidziusiem. Jak się raz wkurzyłam, tak wysmarowałam klamkę Bepanthenem i czekałam na jej odwiedziny. Jej mina była bezcenna, gdy złapała za klamkę – momentalnie się wycofała umyć ręce, chyba dało jej to do myślenia bo od tej pory nieco ograniczyła odwiedziny 🙂
Dla mnie niezbędnikiem okazała się… mąka ziemniaczana. Mała urodziła się w wielkie upały i pomimo częstej zmiany pieluch i dbania o pupę, niestety zaczęły pojawiać się delikatne odparzenia. A że z dobrodziejstwa mąki ziemniaczanej korzystałam sama jako nastolatka (używając jej zamiast pudru), nie wahałam się długo. Mąka powędrowała na pupę po każdym przewijaniu i osuszeniu. Tata, wklepując ją delikatnie opuszkami palców, mówi „Emilka, robimy ciasto!”. Pomogło piorunem, a skóra zrobiła się znów cudownie miękka. Podobne działanie uzyskaliśmy, robiąc z mąki krochmal do kąpieli – żaden balsam nie był potem potrzebny. I chyba się uzależniliśmy, bo chociaż wszystko jest w porządku, Mila i tak raz na jakiś czas ma na pupie ciasto 🙂
Nie napiszę nic nowego, bo dla mnie super wynalazkiem jest aspirator do noska Farida, ale użyty w bardzo nietypowy sposób, i to chyba użyty niezgodnie z instrukcją obsługi… Ale cóż – bardzo pomocny 🙂 Moja córka, nigdy katarku nie miała, ale jakoś musiałam usunąć zalegające w nosku zaschnięte, niepotrzebne i utrudniające dziecku oddychanie „rzeczy”. Początkowo stosowałam tradycyjną gruszkę, ale niestety mała płakała, wierciła się, zasłaniała rączkami buzię. było to dla mnie stresujące zajęcie, tym bardziej, że szło to opornie i w zasadzie nie odnosiło skutku. Bardzo ciężko było wyciągną mi z noska to co zalegało. Pewnego dnia mąż kupił Faridę, myśląc że będzie lepiej. Jednak tak się nie stało. Sytuacja nie zmieniła się. Kiedyś córka szarpnęła za aspirator i urwała jego górną część, w taki sposób, że z całego urządzenia został tylko wężyk. Spróbowałam wyciagać tylko nim, i jak się okazało skutek był zadowalający. Wężyk sprawdził się w 100%. Za jednym pociągnięciem nosek od razu się opróżnia i nie trwa to długo, a dziecko nie męczy się. Od tamtego momentu stosujemy tylko wężyk, a jego górna część już na się nie przydaje 😉 Jak to z powiedzeniem ” i wilk syty i owca cała” 🙂
Super lista!
To naprawdę niezastąpione rzeczy dla noworodka /niemowlaka. W moim przypadku był to laktator. Bardzo pragnęłam karmić córeczkę piersią, więc od razu pojawiły się wątpliwości – „po co mi laktator, skoro będę karmiła ją naturalnie?”
Dziś wiem, ze to najgłupsze pytanie na świecie!
Córka urodziła się z niedodmą, przetrwałym krążeniem plucnym itd. chorób okoloporodowych nie było końca. Byliśmy przerażeni, zagubieni w tych wszystkim, byliśmy się o naszą Małgosie… Lekarze zdecydowali o zatrzymaniu córki na oddziale. Miałam dużo pokarmu, w 2 dobie wystąpił u mnie ogromny nawał. Piersi były jak kamień, nawet oddech sprawiał ból. Do tego jeszcze nie mogłam dłużej być już na oddziale. Wypisano mnie do domu. A moja kruszynka? Została w szpitalu… Nie chciałam aby była karmiona mm, więc musiałam dostarczać mleczko do szpitala.
Zaczęłam ściągać pokarm ręcznie, tragedia. Mleczka mało, ręce mi cierply… Po kilku godzinach powiedziałam DOŚĆ i wysłałam męża do apteki po laktator.
W moim przypadku wybór padł na laktator elektryczny Lovi. Spisał się świetnie, odciagal dużo i szybko. Miałam mnóstwo czasu aby spędzić z córką i spokojnie się kangurowac.
Córka po 2 tygodniach była już z nami. Dziś ma roczek jest zdrowym, wesołym i psotliwym dzieckiem, nadal karmię ją piersią:-)
Ja takze polecam Bepanthen! Pamietam jak wrocilismy ze szpitala, ja ledwo ruszajaca sie ze szwami po cesarskim cieciu, a tu kupka do przewiniecia (ochydna smółka;)). Maz podjal sie wyzwania i pierwszy raz zaczal przewijac pieluszke kazac mi stac przy nim zebym mu ewentualnie pomogla. Szlo mu dobrze dopoki malutka nie zaczela ruszac nozkami i obie piety wyladowaly w ..smolce. Ja wpadlam w glupawke i natychmiast tego pozalowalam ze wzgledu na szwy, ale widzac mine meza nie moglam sie uspokoic 😀
Jak must have polece Angelcare Monitor Oddechu Z Nianią Ac 401 z dwiema plytkami sensorycznymi. Obie plytki wlozone pod materacyk dziecka plus niania, w ktorej mozna wlaczyc swiatelko o pieknym mietowym kolorze. Raz wyjelam coreczke z lozeczka zeby ja nakarmic i zapomnialam o wylaczeniu czujnikow z monitora oddechu, po chwili zaczal piszczec i az sie przestraszylam. Przy takim glosnym pikaniu nie ma szans nie obudzic sie 😉 teraz jestem w drugiej ciazy i juz mam przygotowany Monitor oddechu pod materacykiem 🙂 bardzo polecam!
Jest wiele rzeczy które mi oraz mojej żonie przydały sie i sprawdzily. Ale numerem jeden jest Zyrafka Sophie, która podczas bolesnego ząbkowania ratowała nas z opresji. Podczas zabkowania uzywalismy zelów łagodzacych na dziąsła ale gdy malutka dostawała żyrafkę, to ona dzialała na nią kojąco. Ten kauczukowy gryzak byl idealnym rozwiazaniem, jest wykonana z naturalnych składników, córka wrecz ją „porzerała” uszy, nogi były ciągle kąsane , widocznie sprawiało to wielka ulge dziecku. Ponadto zyrafka jest kontrastowa co stymuluje wzrok małucha, wydaje dzwieki wiec stymuluje sluch . Polecam każdemu rodzicowi, bo zabkowanie to nie łatwy okres w zyciu niemowlaka 🙂
U nas jak najbardziej przydał się monitor oddechu przez mojego panikujacego męża gdy wróciłyśmy ze szpitala wkoncu poszłam się wykompac spokojnie w swojej łazience wchodząc do pokoju zobaczyłam męża siedzącego na krzesełku koło łóżeczka pytając co robi patrzę czy oddycha i zadaje mi pytanie kto pierwszy czuwa ty czy ja. i monitor oddechu akurat dostaliśmy od znajomych wiec dla jego spokoju podłączyliśmy ale i tak wstawał i sprawdzał czy oddycha teraz ma niecałe trzy lata i tak mu zostało za 7 miesięcy pojawi się drugie i aż się się boje jak wtedy będzie chodzil
PODUSZKA „RELAKSACYJNA”, wiesz taka jak na np na podróż pod kark… Rzecz wydawałoby się śmieszna i mało kto myśli o tym przed (chyba że ma się coś takiego w domu). Musi mieć kształt przypominający koło ratunkowe (i tym dosłownie się dla mnie stała!!) – z dziurą w środku i wypełniona delikatnymi kulkami styropianowymi czy czymś takim. Jakaż ja byłam naiwna, że skoro nie mam cesarki, udało się urodzić naturalnie, to jestem superbohaterką, której już nic na drodze nie stanie.. A guzik z pętelką! Jak wróciłyśmy z małą do domu to się okazało, że przez „wspaniałe” nacinanie krocza i związane z tym wystające z niego okropne szwy nie jestem się w stanie prawie wcale poruszać, leży się fatalnie a siedzieć nie dało się WCALE! Na szczęście moja teściowa widząc mnie na skraju wyczerpania, upłakaną całą (bo nie umiałam chodzić, leżeć ani siedzieć więc tylko stałam, a od tego pękał i kręgosłup), próbowała pomóc jak umie i najpierw sprawiła mi zwykłe koło ratunkowe (akurat jakoś biedronka polecała dla dzieci) ale było ciut za małe i za miękkie ale się nie poddała i kupiła mi taką oto właśnie poduszkę relaksacyjną. Będę jej za to dozgonnie wdzięczna, bo dzięki niej mogłam powoli i boleśnie ale przynajmniej na chwilę usiąść prawie jak człowiek! 🙂
P.S. Wiem miała być tylko jedna rzecz, ale nie mogę nie wspomnieć o Angel Care – elektroniczna niania z monitorem oddechu (szkoda tylko że nie ma kamerki to jej absolutnie jedyna wada). Wydawało nam się że to przesada i ponad 400 zł pójdzie w błoto ale wspomniana teściowa powinna mieć jeszcze jedną siostrę, której nie ma bo ta kruszynka zmarła w bezdechu sennym w pierwszej dobie w swoim łóżeczku! Jak to sobie przypomniałam to zaraz się otrząsnęłam z wątpliwości i zamawialiśmy. Kiedy Zosia miała jakieś 4 tyg w nocy nagle wstałam spanikowana (piersi pełne mleka= dziecko nie jadło „o czasie”/dlaczego ona jeszcze się nie obudziła itd) ale spojrzałam na nianię i widziałam, że czuwa, że jest OK. Dla pewności z wyszarpanym ze snu mężem pognaliśmy sprawdzić czy to na pewno działa i dziecku nic nie jest i.. się okazało, że mała po prostu postanowiła pierwszy raz przespać 8h ciągiem, ale co się strachu najedliśmy to nasze 🙂 Przydaje się do teraz (a mała ma 2 lata) bo jakbym nie przebudziła się np przy wychodzeniu córki z łóżeczka to niania od razu da znać, że jej tam nie ma 🙂
Dla mnie te 2 rzeczy to absolutne must have i polecam każdemu kto pyta. Przy drugiej ciąży, to będą rzeczy o których pomyślę przy szykowaniu kącika dziecka i torby do szpitala jako o pierwszych! (a dodam, ze intensywnie myślimy o drugim;-) ).
P.S.2 z Twojej listy mieliśmy: nianię, leżaczek-bujaczek, bepanthen absolutnie niezawodny (mamy go naw szelki wypadek do teraz), fridę i poduchę rogala to spania i karmienia (a potem też zabawy niemowlaka- cudowny wynalazek :D).
Jak zwykle pozdrawiam serdecznie 🙂
Przy kolejnym dziecku nie wyobrazam sobie domu bez basenu dmuchanego. Basen uratował mi życie kiedy moja Gwiazdka nauczyła się juz raczkowac. Nie pomagały kojce zabawki tylko pelzala po calym domu albo krzyk i ręce. nie moglam w domu nic zrobić. Moja mama wpadla na pomysł kupmy basen napompujemy zrobimy kojec ona będzie miala wiecej miejsca i będzie wszystko widziała. Muszę powiedzieć że pomysl byl rewelacyjny od tampej pory nie było problemu. Oczywiście najśmieszniejsze byly momenty jak chciala sie z niego wydostać jak była większa. Nie da sie tego w kilku zdaniach opisać trzeba samemu wypróbować. Polecam kojec basen 🙂
Moja niezastapiona rzecza …a raczej osoba jest babcia . To wlasnie moja mama w pierwszych dniach po porodzie gdy bylam bez sil pomogla mi przy dwojce dzieci. Gdy starsza corke musialam odwiesc do przedszkola to wlasnie babcia zostawala z noworodkiem na 15min w domu. Nie chcialam ciagac noworrodka do takiego siedliska bakteri jakim jest przedszkole. Tym bardziej ze maluszek slodko.spal a ubieranie malucha wkladanie do nosidelka by tylko rozbudzalo. Dzis moja najmlodsza ma 3msc I juz sama ogarniam temat ale te pierwsze tygodnie zazwyczaj sa bardzo ciezkie aby przyzwyczaic sie do nowej podwojnej roli bycia mama. Mama najpiekniejsze co moze nam sie przytrafic(bycie mama) A ja dziekuje mojej mamie za ten dar ze przekazala mi najlepsze wartosci I od niej moge brac przyklad I pomocna dlon w kazdej sytuacji
Witam,
nas uratował podgrzewacz do mleka. Ot mój mąż twierdził, że zbędnę urządzenie w domu. Będzie zawalać i kurzyć się. Do 6-stego miesiąca życia Jeanne miał rację , bo karmiłam piersią, sytuacja zmieniła się radykalnie gdy wróciłam do pracy. Przygotowanie idealnie ciepłego a nie za gorącego mleka okazało się mega trudne do wyczucia. Raz mleko bylo za gorące raz za zimne, a córka wyje w niebogłosy. Mąż wytrzymał 3 dni z dzieckiem w domu, bez mamy i podgrzewacza. Jakież było moje zwycięstwo gdy mogłam wyrzxucić z siebie : A nie mówiłam! A nie mówiłam! Sytuacja podkręciłą się w podróży, gdyż niektóre stacje benzynowe zagraniczne nie miały mikrofalówki do podgrzania butelki z wodą dla Małej. Całe szczęście ,że podgrzewacz miał wtyczkę do zapalniczki samochodowej i bez trudu mogliśmym pogrzać mleko w ciagu 3 minut 🙂
O jezu mój numer jeden to leżaczek-bujaczek. Ja młodego nauczyłam zasypiać w leżaczku, lekkie kołysanie szybko go uspokajało i zamykało oczka, później przedkładałam do łóżeczka. I tak w sumie jest do dziś wieczorne zasypianie z rodzicami a popołudniowa drzemka bujanie w leżaczku. Kiedyś maż został z małym i jak zwykle zaczął go bujać na drzemkę, a tu klops bo leżaczek się złamał(mieliśmy jakiś model po znajomych bright stars na takich metalowych „płozach” i ta właśnie płoza zakończyła swój żywot)! Młody zrobił oczy, ojciec jeszcze większe na ten widok :D:d haha i skończyło się na bujaniu…uwaga w wanience: D:D mąż nic innego nie wymyślił
😀 ale mały zasnął. Okazało się, że leżaczek był do 9 kg a nasz mały przekroczył 10 kg:D A co do innych rzeczy też dużo przy drugim dziecku zrobiłabym inaczej. :):) Pewnie kupiłabym szumisia, bo młody uwielbiał pospać dłużej przy suszarce, a dwie niestety przy nim spaliliśmy, nie wspomnę o rachunkach za prąd. Pozdrawiam serdecznie 🙂
Z całej listy 10 wymienionych rzeczy posiadałam tylko 3, na dzień dzisiejszy dokupiłabym może trzy rzeczy.
U nas, doskonale sprawdził się Miś-szumiś oraz blender, poniewaz Nasz Pączuś jest ciekawskim stworkiem uwielbia wszystko wpychać do buzi, doszliśmy z mężem do wniosku ze poraz rozszerzyc dietę Pączka. W tym celu udalismy sie do sklepu aby zakupić własnie blender. Mąż oczywiście kręcił nosem bo nie taki, za mało mocy itd. Ostatecznie wybralismy po drodze do domu targ i ekologiczna marchew na pierwszą zupkę. Doszłam tylko do wniosku ze jest juz pozno czas spania Pączka, postanowilam ugotowac zupkę dnia nastepnego. Po kąpieli standardowo karmienie i usypianie, ale słyszę z pokoju Małego ze maz straszliwie sie tarabani w kuchni, i nagle o zgrozo szłyszę blender raz drugi trzeci włacza i wyłacza, mieli i mieli. Odłożyłam spiacego Pączka do łożeczka lece do kuchni niczym strzala i mowie: co robisz Paczek spi. Na to maz ze smutkiem mowi tak: wiesz tak sie uparłem na ten blender a myslałem ze bedzie lepszy skoro ma tyle mocy, a ta zupka nie wychodzi taka jak powina. Rozgladam sie po kuchni oczą nie wierze a tam bałagan jakby bomba wybuchła, po czym mowie Kotek, ale Ty masz na mysli to, ze nie wyszła Ci papka z tej marchewki tak? Mąż odpowiada, no tak! Na to ja zalana łzami leze na podlodze juz ze smiechu i mowie mężu aby wyszła paciajka NAJPIERW TRZEBA UGOTOWAC MARCHEWKĘ. Bo inaczej jak jest surowa to tylko ja siekasz nie blendujesz. Ha ha ha . Jego mina była bezcenna 😉
Jestem mamą Olafa, jest to mój pierwszy długo wyczekiwany i upragniony synek. Pewnie jak wiele mam przy pierwszym dziecku chciałam robić wszystko najlepiej i tak postanowiłam sobie że nie będziemy używać pampersów tylko synusia będę przewijać używając tylko pieluszek tetrowych. Przez pierwsze dni super, ale potem jak maluszek zacząć coraz częściej budzić te pieluszki przez to nic nie robiłam tylko stałam, prałam i prasowałam jego tetre która za chwilę i tak nadawała się do ponownego prania ręce mi opadły bo przecież przy takim noworodku jest też ogrom innych obowiązków niż tylko pranie i prasownie. Po 4 tygodniach życia mój synek zaczął nosić zwykłe pampersy, teraz sobie już nie wyobrażam przewijać mojego maluszka używając pieluch tetrowych. Moim niezbędnikiem są właśnie pampersy, może to i śmieszne ale tak właśnie jest.
Jeden przedmiot? Po urodzeniu dziecka? Ktorego?;) Po urodzeniu dziecka numer jeden przydałoby się większość z listy, dlatego przed urodzeniem dziecka numer dwa brakowało mniejszosci:) Były misie, poduszki, pół działu dziecięcego MediaSklepu i ćwierć apteki:) Luksusy! Juz myslalam o trzecim…aż tu syn moj stwierdził ze leżeć wiecej nie bedzie. Kupiła matka tulę-nosidło. Pakuję go do środka, nogi naciągam…nie! Nie bedzie i już! Wiec zastanawiam sie jak mężowi wytłumaczę ze nosidło za jednączwartą średniej krajowej bedzie leżało bo młody na nie?! Ostatecznie okazało się ze mąż zachwycony, nachwalić się nie może jaką to wspaniały wynalazek kupilam, bo…nie musi targać po sklepie/spacerze/… / starszej córki pod pachą. Zapakuje dwu-i-pół-latkę w nosidło i może grzać:) I tak to po urodzeniu drugiego dziecka przydała sie tula dla pierwszego dziecka:) Bez tego ani rusz:)
A u mnie po prostu wygrała intuicja i odrobina szczęścia. Gadżetów miałam co niemiara, wszystko dla mojego maleństwa! Łóżeczko dostawka swietnie sprawdziło sie dla przechowywania pluszaków, wózek mieści prawie wszystkie zakupy, tylko cieżko sie pcha jak maleństwo na rękach no a bujaczek „z wyższej polki”, no cóż… Prawie jak kolejna polka, ale za to swietnie wyglada i bedzie idealny do usypiania super gadzeciarskich zabawek w przyszłości
Genialny wynalazek wymyślony przez mamę dla siebie i innych mam. Ręcznik cuddledry. Jest to ręcznik który rodzic zakłada na szyję jak fartuch mając wolne ręce może od razu przytulić dziecko owinąć z każdej strony jest też wszyta kieszonka na główkę. Wykonany z mięciutkiego i bardzo chłonnego materiału. Polecam.każdenu kto jeszcze nie spróbował.
Katarek jest super ale dla trochę większych dzieci – w pierwszych miesiącach nie powinni się go stosować.
U nas zlotym przedmiotem okazal sie lezaczek-bujaczek.. bez niego bysmy chyba zginelli marnie.. pomogl nam w czasie kolek ktore atakowaly nasza corcie przez blisko 3miesiace teraz aktualnie sluzy do 'ubujania’ do snu gdy lozeczko gryzie w dupke do codziennych wyglupow jak i do jedzenia posilkow innych niz mleko
Z wielkim bolem serca powoli bedziemy sie z nim rozstawac gdyz waga naszej Niunki dochodzi do 'max’ wytrzymalosci lezaczka(chociaz kilka razy wladowal sie na niego 3latek;-)).. polecam te z regulowanym poziomem pleckow 🙂
Gdy byłam w ciąży przeleżałam dużo czasu na patologii ciąży, ten czas wykorzystywałam na obmyślanie imienia, imprez rodzinnych, w myślach meblowałam pokoik i przekopywałam największe zakamarki internetu by uzyskać odpowiedzi na wszystkie mocno nurtujące mnie pytania. Któregoś dnia wpadłam na zdjęcie dziwnego łóżeczka – otwartego z jednej strony. Nie wiedziałam o co chodzi póki nie zglebiłam tematu – to była dostawka do łóżka. Piękna, miniatura łóżeczka dziecięcego, z baldachimem i wszystkimi innymi cudownościami, montowana do ramy łóżka rodziców otwartą stroną. Pomyślałam, że jest to genialne rozwiązanie dla noworodka i czym prędzej kupiłam taką dostawkę. To był najlepszy zakup w moim życiu ! Pod sam koniec ciąży okazało się, że moja pierworodna przyjdzie na świat przez cesarskie cięcie i gdyby nie ta dostawka i możliwość zobaczenia co słychać u niej gdy tylko otworzy się oczy to nie wiem. Wynalazca tego łóżeczka mam nadzieję, że zarabia na nim miliony, bo mu się słusznie należą! Aktualnie pod moim sercem bije kolejne serduszko , które na pewno skorzysta z dostawki po starszej siostrze.
A nas uratował właśnie Bephanten Baby… Gdy wróciliśmy ze szpitala, podczas zmiany pieluszki użyłam profilaktycznie, polecanego przez położną cudownego kremu. Po jakimś czasie (przy kolejnej zmianie pieluszki) ujrzałam na pupie mojego syna potworne zaczerwienienie. Z pewnością nie była to wina niechlujstwa, bo to pierwsze dziecko i często zmienialiśmy pieluszkę, a tu taki zonk. Kilka dni męczyliśmy się z tą przykrą dolegliwością – próbując co raz to innych specyfików, i kompletnie nic nie pomagało. W końcu sięgnęłam po Bephanten, i to, w jak expresowym tempie przyniósł ulgę naszemu dziecku, zadziwiło mnie szalenie. Od tamtej pory nie rozstajemy się z nim na krok. Pomógł nam nawet na trądzik niemowlęcy. Cudowny wynalazek, który poleciłabym każdej mamie 🙂 <3 Jestem pewna, że jeżeli Bóg obdarzy nas kolejnym dzieckiem, to pierwszą kosmetyczną rzeczą jaką zakupię, będzie Bephanten <3
Witam serdecznie mam dwójkę dzieci 8 letniego chłopca Huberta i 2 letnia córkę Gabriele. Moim odkryciem u córki był inchaator z
U nas must have okazał się monitor oddechu. Będąc w ciąży śmiałam się, kiedy ktoś proponował mi kupno takiego urządzenia. Przecież co może się stać zdrowemu dziecku? Zmieniłam zdanie po pierwszej nocy spędzone z małżeństwem w domu. Nie spaliśmy całą noc, co chwilę sprawdzając, czy dziecko oddycha. Z samego rana wysłałam męża do apteki 🙂 Po dwóch miesiącach spokojnych, prawie przespanych nocy, włączył się alarm. Nie mogłam synka dobudzić. Do tej pory nie wiem, czy rzeczywiście przestał oddychać, czy tak głęboko spał, ale cieszę się, że jednak kupiliśmy to urządzenie. Ala już więcej nie zadzwonił. Teraz przy drugim dziecku, nawet się nie zastanawialiśmy, monitor czekał na malucha już w łóżeczku. Zastanowiłabym się jeszcze nad monitorem przyczepianym do pieluszki, ale to może przy trzecim?
Mnie uratował uwaga… smoczek! Ponieważ skończyłam pedagogikę i logopedię byłam bardzo świadoma jaki wpływ (również niekorzystny) ma stosowanie tego wynalazku na rozwój dziecka. Ponad to rodziłam w szpitalu, który jest bardzo pro natura, więc używanie smoczka nie było dobrze widziane. Ponieważ założyłam, że o ile nie będzie takiej konieczności, to nie będziemy korzystać ze smoczka. Co więcej nawet go nie kupiłam. He he Po powrocie do domu okazało się że odruch ssania jest dość silny. W szpitalu poradzono mi, aby zaspokajać ten odruch wkładając mały palec do buzi noworodka. Ok. Konieczność taka nastała już pierwszej nocy. Wisiałam nas łóżeczkiem wtykając synkowi palecbdo buzi. Przetrwaliśmy. Drugiej nocy powtórka z rozrywki z tym że mały spał już ze mną w łóżku. Mój palec w jego twarzy. Po chyba 3h się obudziłam z przerażeniem bo mój palec nadal tkwił w buzi tego malca. Wyjęłam go,a on cały pomarszczony jak po godzinnej kąpieli. I stwierdziłam, że tak być nie może, bo albo coś się stanie synkowi albo mi palec w końcu odpadnie. Niestety mieszkaliśmy na osiedlu położonym na uboczu i w pobliżu nie można było zaopatrzyć się w ten gadżet więc wykonałam telefon rozpaczy do mamy aby koniecznie kupiła nam po drodze smoczek. Spodziewamy się drugiego synka. Pierwszą rzeczą którą kupiłam dla niego jest właśnie smoczek
U mnie odkryciem był szumiący ptaszek. Kupiłam go po pięciu miesiącach słuchania wszystkich dostępnych szumów z YouTube na moim telefonie. Nikt nie mógł się do mnie dodzwonić. Wcześniej Nie wierzyłam w szumisie,myślałam, że maja tylko dobrą reklamę. Chciałam odzyskać swój telefon,a syn bez szumu spał tylko dziesięć minut. Teraz już wiem, że to hit.
A dla mnie gadżetem, którego mi brakowało przy synie, był laktator elektryczny. Szpital i wyjście do domu było dla mnie trauma. Musiałam kupić mleko modyfikowane, bo rzekomo 2-3dobowy nawał pokarmu nie nastąpił, w cycach susza. W domu płacz mój i synka. Syn – głodny. Matka – załamana. Przecież miałam karmić piersią. Nie poddałam się, bawarki, herbatki laktacyjne i walka z laktatorem. Suszenie poranionych sutek. 6 doba pierwsze efekty karmienia, praktycznie tylko piersią. 7 dzień mleko płynęło rzeką. Jaka byłam szczęśliwa. Synek najedzony i zapas zrobiony – zamrożony. 8 dzień – piersi kamień. Laktator ręczny nic nie daje 🙁 wieczór gorączka 39 stopni nie mam sił wstać z łóżka i synem się zająć 🙁 żelazko tetra przekładanie wraz z kapustą. Mleko nic nie schodzi. Piersi gorące i twarde. Z nieba spadła koleżanka która przyszła na następny dzień w odwiedziny i pożyczyła laktator elektryczny. Ciepła kąpiel i laktator. Do tego synek. Mleko schodzilo piersi miekly. Po 3 dniach męki znowu żyłam. Czułam się jakbym zmartwychwstała! Dlatego zaraz po wyzdrowieniu zakupiłam laktator elektryczny i trzymam go na drugie dziecko.
Po obejrzeniu jednego z filmików pokazujących kojące i uspokajające działanie wiaderka do kąpieli, zdecydowaliśmy się na zakup. Świetna sprawa, mały uwielbia kąpiele i jest wygodnie kiedy myję go sama. W dodatku zajmuje mało miejsca (mamy malusieńkie mieszkanie). Pewnego wieczoru, kiedy z mężem przez pare godzin podawaliśmy sobie wrzeszczącego nie wiadomo czemu synka, przypomnieliśmy sobie o wiaderku. Ale trzeba nagrzać w pokoju do 25 stopni, trzeba włączyć muzykę odpowiednią (gdzie ta płyta do kąpieli?!), trzeba przygotować rozkładany przewijak, który jest zamontowany na ścianie… Dodałam, że to nasze pierwsze dziecko? 🙂 Mąż stwierdził, że owiniemy małego miękkim kocykiem i go włożymy. Oczywiście nie pionowo! Musiał być pochylony pod kątem około 45 stopni. Włożyliśmy małego, opatulonego, płaczącego, wiercącego się, mąż uklęknął na ziemi i oparliśmy o jego nogi wiaderko. Po kilku minutach mały się uspokoił i zasnął! SUPER! Ale mężowi zaczęły cierpnąć nogi i zaczęliśmy się zamieniać. Każdy troszkę mocniejszy ruch budził małego, który zaczynał znów płakać, ale szybko się uspokajał. Pospał około 3 godz., my cali spoceni, ale szczęśliwi, że już jest lepiej stwierdziliśmy, że wiaderko to nasz wybawca 🙂
Po urodzeniu pierwszej corki niewiele wiedziałam. Więc musiałam mieć prawie wszystko. Czy było potrzebne czy nie, to było. Przy drugiej córce, miałam już sporo, ale jednak nie wszystko. Ponieważ moja pierwsza córka nauczyła się zasypiam bawiąc się metkami, sądziłam że druga córkę też to zainteresuje. I nie pomyliłam się. Pewnego razu przeglądając Internet, natknęłam się na… metkowca. A cóż to takiego? Kawałek szmatki, miękkiego materiału, a dookoła poprzyszywane najróżniejsze metki. W środku materiału szeleszczace 'coś’. Kiedy córka miała zasnąć, kladlam ją z tym metkowcem do łóżeczka, a ona oglądając każdą metke z osobna, w końcu zasypiala. Pewnego razu jednak metkowiec gdzieś się zapodział. Ile ja się go naszukałam. Wiedziałam że będzie problem, żeby córka bez niego zasnęła. położyłam córkę na dywanie, a sama przetrząsnęłam cały dom. Kiedy dałam sobie spokój, spojrzałam na córkę, a ona… spała. Obok leżał metkowiec. Gdyby nie on, nie wiem jak bym położyła córkę spać. Mąż pyta czego tak szukam. Jak mu powiedziałam, to mówi do mnie że schował pod poduszką żeby się nie zgubił i dał go teraz córce żeby się nim pobawila. Myślałam, że go udusze. Ale najważniejsze, że metkowiec nie raz uratował nam życie i córka bez problemu zasypiala.
U mnie jest kilka takich rzeczy, ale chyba najbardziej udaną było zwykłe, a jednak niezwykłe łóżeczko z allegro. Dlaczego niezwykłe? Bo jego nóżki można wymienić na płoty do bujnia albo kółeczka. Łóżeczko -kołyska chyba było marzeniem mojego Męża, bo jak wróciłam ze szpitala to zostałam je właśnie w takim stanie. Lecz szybko marzenia zderzyły się z rzeczywistością, bo spróbujcie przewinąć dziecko na chybotliwym przewijają położonym na łóżku -kolysce. Niewykonalne! Szczególnie jak się jest początkującą Mamą malucha, który wydaje się taki łatwy do uszkodzenia. No więc płozy wylądowały na strychu i nadeszła era kółek. I to był strzał w 10. Na noc łóżeczko podjeżdżało do naszego łoża i miałam córeczkę obok, a nie bałam się, że śpi z nami i ją zgniotę. I pewnie jak każda początkującą mama miałam schizy na temat czy dziecko oddycha, więc szybko mogłam to sprawdzić. I jak to ułatwiało nocne karmienie (kupiłam sobie specjalny fotel do karmienia, a przez łóżeczko przy łóżku nie został nigdy użyty). W dzień łóżeczko wjeżdżało na swoje miejsce i było można się ruszyć w pokoju. Kółka zostały do tej pory mimo,że łóżeczko stoi już tam gdzie powinno, nawet nie wiecie jak ułatwia to odkurzanie i wyciąganie zaginionych smoczków czy innych skarbów. A dodatkowym bonusem jest to,że łóżeczko ma szufladę. Co w małym domku jest bardzo przydatne, bo trzeba wykorzystać każdą przestrzeń. Teraz sami widzicie niby zwykle łóżeczko, a jednak niezwykłe;-)
Mnie uratował uwaga … smoczek! Ponieważ skończyłam pedagogikę i logopedię byłam bardzo świadoma jaki wpływ (również niekorzystny ) ma stosowanie tego wynalazku na rozwój dziecka. Do tego rodziłam w szpitalu, który był bardzo pro natura więc korzystanie ze smoczka nie było dobrze widziane. Założyłam, że jeżeli nie będzie takiej konieczności to nie bedziemy go używać, ba nawet go nie kupiłam. Po powrocie do domu okazało się że synek
Moim Nr 1 byla komorka 🙂 bialy szum/suszarka/odkurzacz bardzo dlugo byly hitami na mojej liscie na Youtube 🙂 przy pierwszym dziecku często sie odkurzalo i odkurzacz w nocy przy lozku trzymalo 🙂
1. Katarek! Frida przy nim wysiada – minus ze trzeba miec cichy odkurzacz. Chyba ze uzywany sie od urodzenia (maluch przyzwyczaja sie do dzwieku). Szybko, bez wysilku I 100%.
Przy pierwszej 2 nie posiadalam, kupilam 3 synkowi jak mial miesiac (we wrzesniu skonczylo 2 lata), a w tej ciazy zanim bylam pewna czy donosze – projektor z muzyczkami! Po raz pierwszy mlody przespal dzieki niemu noc! Starszy do tej pory ma swoj projektor I z nim zasypia.
Kocyki – nigdy nie uwazalam ze sa AZ tak wazne. Teraz mam ich DOSLOWNIE 50 w najrozniejszych rozmiarach. Gdy Philip mial poltora roku znalazlam go spiacego w szafie POMIEDZY kocami – prawie zawalu dostalam!
Laktator! Przy pierwszym dziecku miałam taką śmieszną pompkę, którą byłam w stanie ściągnąć kilka ml mleka. Nie miałam przy córce problemów z nawałem i nadmiarem pokarmu, ale z czasem pojawił się problem z jego niedoborem. Może gdybym miała laktator to rozruszałabym laktację i karmiłabym dłużej. Przy drugim dziecku kupiłam, i była to moja najlepsza decyzja. Miałam przy synu ogromny nawał, z którego nie wyszłabym bez zapalenia gdyby nie regularne odciąganie pokarmu (do uczucia ulgi). Walczyłam z nawałem przez 2 tygodnie i przy okazji zgromadziłam niezły zapas mrożonego mleka. 🙂 Laktator przydał się również później gdy z jakiś względów musiałam podać dziecku odciągnięte mleko.
W przypadku mojej „kariery”macierzyńskiej (osobników sztuk jeden) duże znaczenie odegrał ewien przystojny i miły w dotyku Pan Miś. To pluszaczek wielkości pollitrowej butelki, który w środku swojego pluszowego wnętrza posiadał wbudowany sprzęt grający. przy pociągnięciu sznureczka miś wydaje przyjemny dla ucha dźwięk kojacej spokojnej muzyki. Zabralam tego misia do wyprawki szpitalnej, a zatem był z moją Klementyna od pierwszych chwil jej życia i aż do teraz pełni rolę bardzo ważnego wśród całej plejady misiów. Z czasem i przybieraniem Maleństwa na wadze co było kłopotliwe w noszeniu ciągłym tych słodkich kilogramów wpadlam na pomysł, wykorzystania Pana Misia. Córka bardzo była do mnie przywiązana i na kazdyym kroku wyczuwala, że się oddalilam na łyk zimnej herbaty. P potraktowałam misia swoimi perfumami, spryskany został jego każdy najmniejszy kawalek aby dziecku czuło moja obecności. Taki mis pozytywka to wspaniała pamiątka dla dziecka ale i dla rodziców. Ileż to było śmiesznych sytuacji kiedy w pośpiechu pakowalismy do wyjścia dziecko, pieluszki, mleko i …. Pana Misia
Termometr bezdotykowy ! Cudowny wynalazek który odkryłam wraz z urodzinami mojego 2 dziecka, synka. Ile to osób mówi wokół nas ze najlepszy rteciowy ze najlepszy pomiar precyzyjny. Nasze babki używały nie było innych cudów A wystarczyły! I ze ten pomiar robic w jednym pewnym miejscu…ze to pupa ma byc ! Ale jak ?taki maly brzdac! JesCze chlopiec 😉 Trudna sprawa. Dziecko spi goraczkuje strach ruszyc zeby nie obudzic zeby nie plakalo zeby nie bolalo. Mamy serce podpowiada mierzyc co 2 minuty na wszelki wypadek czy temperatura rosnie czy maleje i jak to robic zeby nie zbudzic. Bla bla bla. Chyba wszystkie mamy maluchów wiedzą o czym pisze 😉 jakie to proste z bezdotykowym termometrem ! Dziecko spi a mierzyc można sprawdzać kontrolować . Spokój mamy i dziecka gwarantowany. Bez tego ani rusz. Cud-wynalazek 🙂
Zamiast fridy zdecydowanie bardziej polecam katarek 😉