Pewnego dnia odezwała się do mnie znajoma z dużego miasta. Wiedziałam, że studiuje i wkrótce rozpocznie praktyki w żłobku oraz przedszkolu, ale nie spodziewałam się, że ma dla mnie takie informacje. Od słowa do słowa wyznała mi, iż myślała, że to miejsca, w których dzieci mogą bezpiecznie, zdrowo i przyjemnie spędzać czas, ucząc się nowych rzeczy. Ale po tym, co zobaczyła, zastanawia się nad zmianą zawodu. Bo w przedszkolach i żłobkach wcale nie jest tak kolorowo, jak na to wygląda…
Większość z jej koleżanek przeżyła podobny szok, bo nieprawidłowości w żłobkach i przedszkolach, w których odbywały praktyki, ciężko było zliczyć (wszystkie miały praktyki w tym samym mieście, ale w różnych placówkach). Poniżej zebrałam to, co od niej usłyszałam. Na szczęście dziewczyny (brawo!) spisały się na medal i wszystko, co działało na szkodę dzieci dokumentowały (ach, te telefony…) i spisywały, z myślą o tym, że zawiadomią kogo tylko się da. Wszystko po to, aby dzieciom nie działa się krzywda, choć na szczęście przemocy fizycznej nie było.
Po pierwsze JEDZENIE. Jeśli masz do wyboru placówkę z cateringiem lub własną kuchnią, zawsze wybieraj to drugie! Może i firmy cateringowe dwoją się i troją, aby urozmaicać potrawy, ale niestety: małe dzieci nie są skore do eksperymentów kulinarnych. Placówka nie ma wielkiego wpływu na to, co te firmy serwują na posiłki – można oczywiście zgłaszać sugestie, ale praktycznie nigdy nie zostają one uwzględnione. Powód? Taka firma dostarcza posiłki nie tylko do jednego przedszkola i gdyby chciała dogodzić wszystkim, musiałaby gotować każdemu co innego. Udziwnione jedzenie to jeszcze pół biedy, ale gorzej, jeśli te posiłki są niskiej jakości. Zdarzało się, że dzieci na całe przedszkole (prywatne, 1 grupa) dostały 10-cm plaster pasztetu podłej jakości, a panie musiały obdzielić tym wszystkich głodomorów na śniadanie. Niestety, w wielu placówkach panuje też zwyczaj wśród personelu, o którym żaden rodzic nawet nie słyszał: gdy przyjeżdżają posiłki, najpierw kilka porcji ląduje w nauczycielskich torbach. Z tego, co zostaje, obdziela się pozostałe dzieci, kombinując i krojąc, jak się da. W pewnym przedszkolu zdarzyło się również, że zamawiane są porcje tylko dla połowy obecnych tego dnia dzieci! Nie wiem, jak sprytny dyrektor to rozliczał, ale zamawiał posiłki tylko dla części dzieciaków, a resztę pieniędzy, które rodzice przecież wpłacali, pożytkował na inne cele (pewnie swoje własne). Połowa posiłków musiała więc wystarczyć dla wszystkich. Dlatego własna kuchnia w placówce to skarb: dzieciom nigdy nie zabraknie jedzenia, zawsze są dokładki, a ścisłe kontrole nie pozwalają używać podłych produktów czy nadmiernej ilości przypraw.
Po drugie ZAJĘCIA. W samorządowym przedszkolu masz ich zazwyczaj 2×30 minut dziennie. Mówimy tu o zajęciach tematycznych według planu tygodniowego, w trakcie których realizowane są treści nauczania wynikające z podstawy programowej. Podobnie powinno być też w placówkach prywatnych, z tym że niestety często zdarza się, że ten etap dnia bywa pomijany. Wszystko dlatego, że bardzo często dyrektor pojawia się w takich miejscach raz na jakiś czas i nikt nie skontroluje, czy temat został zrealizowany (i w jaki sposób). Jak wtedy wygląda dzień? Cóż, dzieci robią sobie, co chcą, byleby były cicho i bawiły się bezpiecznie.
Nawiasem mówiąc: zastanawialiście się czasem, dlaczego dzieci nie wychodzą na zewnątrz zbyt często (szczególnie w porze kurtkowo-czapkowej)? No właśnie – ubieranie dzieci potrafi czasem trwać dłużej niż cały spacer, a nauczyciel (albo opiekun w żłobku) nie ma czasem siły walczyć z dwudziestoma szalikami, czterdziestoma rękawiczkami czy taką samą ilością butów. Łatwiej mieć tę ekipę na oku w sali, gdzie przynajmniej: nie spadną z drabinki, nie nabiją guza i nie użądli ich pszczoła.
Po trzecie OPIEKA. W przedszkolach są nauczyciele, w żłobkach – opiekunowie, choć w placówkach samorządowych (i lepszych prywatnych) niechętnie zatrudnia się osoby bez studiów wyższych. Wydawało by się fachowo, co? Owszem, ale problem w tym, że ci ludzie nie mają jak pokazać swojej wiedzy, bo zwyczajnie nie mają na to czasu! W prywatnych placówkach najważniejsze jest, aby nie nadwyrężać budżetu, a na czym najlepiej oszczędzać? Na personelu! Mamy w nich więc jednego nauczyciela i żadnej pomocy do sprzątania, czynności higienicznych itd. Taka osoba musi przygotować posiłek i posprzątać po nim (pomyśl, ile okruchów i rozlanej zupy zostawia 25 dzieci!), a także sprzątać salę z wycieraniem kurzu i odkurzaniem dywanów włącznie. A zgadnij, co dzieje się z resztą grupy, gdy pani pomaga najmłodszemu w toalecie? Tak, najprawdopodobniej część grupy wypija w tym czasie wodę z akwarium (bywają w przedszkolach), a reszta huśta się na lampie.
Nieraz nauczyciel nie ma nawet jak wyjść do toalety! Normy dotyczące zagęszczenia traktowane są szczególnie po macoszemu w żłobkach. Nie wiem, czy wiecie, ale na 8 dzieci powinien być jeden opiekun (albo jeden na 5 dzieci, jeśli w grupie jest choć jedno dziecko do 1 roku życia lub niepełnosprawne). Po godzinie 15.30 – 16 praktycznie nigdy nie ma już drugiego opiekuna, choć pod opieką ma nadal 10-12 dzieci. Wyobraźcie sobie, co się dzieje z maluchami pozostawionymi samopas, gdy opiekunka musi zmienić jednemu pieluchę, a drugi właśnie zaczął wymiotować (przykład z życia). Armagedon.
Oczywiście to nie wszystko, bo brak właściwej dezynfekcji (np. dzieciaki sadza się jeden po drugim na JEDEN nocnik, nie opróżniając nawet jego zawartości – fakt!) czy wycieranie dzieciom rączek szmatkami zamiast mycia ich pod kranem (bardzo częste w żłobkach – ręczniczki są nieskazitelne, ale nie zobaczysz tego, bo rodzic nie ma wstępu) skutkuje jednym: twoje dziecko chodzi wiecznie chore. Zresztą nawet jak nie zachoruje od tego, to i tak zarazi je jakieś dziecko, które od pół roku ma ropny katar, a rodzic usilnie twierdzi, że to alergia (a opiekun tak naprawdę nie ma prawa żądać zaświadczenia od lekarza – może jedynie prosić).
Zabawki są dezynfekowane 1 RAZ W ROKU, chyba że którejś „cioci” się przypomni. W placówkach samorządowych jest taki plus, że wszystkie wspomniane zabawki są raczej dobrej jakości i muszą mieć atesty (tego wymagają odpowiednie organy). Ale w prywatnych często to, co znajdzie się na sali, należało wcześniej do syna dyrektorki, który wyrósł już z zabawy. Niepaństwowe placówki nie inwestują też w materiały, jakimi posługuje się nauczyciel, i ten albo przygotowuje wszystko sam, albo po prostu daje sobie przysłowiowego siana i uczy dzieci po najmniejszej linii oporu (czyli nie uczy). Co dziecko wyniesie z takiej edukacji przedszkolnej?!
Prywatne placówki nie dają też pieniędzy na dokształcanie się, nauczyciel nie jest chroniony kartą nauczyciela, rzadko kiedy może realizować awans zawodowy. Pracuje tyle godzin, ile każe mu dyrektor, często na umowę zlecenie. Myślicie, że chce mu się angażować w takich warunkach w wychowanie waszego dziecka?! Czeka tylko, aby przy najbliższej okazji uciec do placówki samorządowej. Co to oznacza dla twojego potomka? Ciągłe zmiany w personelu, braki kadrowe i łatanie dziur w grafiku kim się tylko da (nawet pomocą kuchenną – zdarzało się).
A na koniec dodam, że nie warto dawać nabierać się na hasła typu „przedszkole z elementami Montessori”. Pedagogika w tym nurcie to bardzo mądra ścieżka edukacji, ale tylko pod warunkiem, że będzie prowadzona przez fachowców i realizowana rzetelnie. Dlatego najczęściej „elementy Montessori” wyjaśniają zagadkę grup łączonych wiekowo (np. od 2,5 do 6 lat – totalne nieporozumienie, ale jaka oszczędność miejsca i kadry!), a dzieci robią to, co chcą zgodnie z założeniem Marii Montessori, że najlepiej pomożesz dziecku nie przeszkadzając mu .
Nie myślcie, że chcę zniechęcić was do posyłania dziecka do żłobka lub przedszkola. Warto jednak trzeźwym okiem spojrzeć na pracę placówki. Jeśli coś nam się nie podoba – interweniować, nie bać się. W tajemnicy powiem wam, że dziecko rodzica, który należy do tych „uciążliwych”, jest traktowane nie gorzej, a lepiej! Rodzic myśli, że ktoś może szykanować jego dziecko za domaganie się respektowania praw, a tymczasem jest dokładnie odwrotnie! Taki maluch traktowany jest potem z wyjątkową ostrożnością i włos mu z głowy nie spadnie – a wszystko przez strach, że znowu rodzic przybiegnie z awanturą lub nie daj Boże pójdzie na skargę do kuratorium (lub Wydziału Zdrowia urzędu miasta w przypadku żłobków). To oznacza duuuże kłopoty dla dyrektora, który swój ciepły stołeczek ceni ponad wszystko…
Po tym, co usłyszałam od koleżanki (ale jak już mówiłam, powyższe przeżycia są też doświadczeniami pozostałych studentek), zmroziło mnie. Ja wiem, że to są tylko „wypadki przy pracy” i takie nieprawidłowości nie są na porządku dziennym, ale i tak sam fakt, iż jakimś dzieciom może dziać się krzywda, nie jest zbyt wesoły.
Muszę przyznać, że sama nigdy nie miałam dużych uwag do mojego przedszkola, choć zawsze pewne pytania tkwiły mi w głowie. Niestety, nie będę po tym co usłyszałam spać spokojnie i może lepiej byłoby po prostu nie wiedzieć?..
Niestety, praktyki dziewczyn wciąż trwają, więc (JESZCZE) nie mogę zdradzić, w jakim mieście dzieje się akcja. Jednak zapewniają, że one tak sprawy nie zostawią, a ten tekst jest tylko pierwszym na to dowodem.
Jestem nauczycielką wczesnoszkolną i przedszkolną. Pracowałam jako nauczyciel przedszkolny w prywatnym przedszkolu w Krakowie. Niedawno było remontowane i wygląda teraz naprawdę dobrze. Ale właśnie… głównie wygląda. Właściciele stworzyli w Krakowie całą sieć przedszkoli i anglojęzycznych szkół podstawowych, i jedyne, co się dla nich liczy, to żeby rodzice widzieli, że jest super. Zamontowano nawet atrapy filtrów przeciwsmogowych, żeby przyciągnąć więcej rodziców. Codziennie robi się dzieciom mnóstwo zdjęć, ponieważ w galerii na stronie przedszkola musi być widać, że „coś się dzieje”. Często jest to sztuczne – zakłada się dziecku czapkę kucharską, wbija do miski dwa jajka, daje się dziecku mikser i robi się zdjęcie. Później po kolei każdemu dziecku daje się do ręki np. łyżkę mąki/ cukru/ kilka rodzynek/ kakao i każe wrzucić do miski.Wszystko trwa 5 minut, ale rodzice się cieszą, że dzieci mają tak urozmaicone zajęcia. Tak samo robi się zdjęcia. Podpis: „Kolejne warsztaty kulinarne za nami!”. Prace plastyczne wykonują nauczyciele, żeby „ładnie wyglądały”. Oczywiście, z pracami – wykonanymi przez nauczyciela – też dzieci pozują, a rodzice zachwyceni tym, jak to pani zmotywowała ich dziecko do tak starannego wykonania pracy. Cztery z siedmiu zatrudnionych nauczycielek skończyło tylko licencjat (w dwóch przypadkach nawet nie z pedagogiki), a na stronie przedszkola i tak dopisywano im „mgr” przed nazwiskiem, dodając przy okazji kilka „ukończonych” kursów i szczególnych umiejętności kadry. Dzieci mogły jeść, ile chciały. Ale miały na to za mało czasu, więc połowa i tak odchodziła od stolika głodna. Zajęcia dodatkowe, które teoretycznie miały się odbywać codziennie, w praktyce wypadały czasem dwa razy w tygodniu, a czasem nie było tych zajęć przez trzy tygodnie. Rodziców się o tym nie informowało. Kadra była tam od wszystkiego – pomagania w toalecie, sprzątania po posiłkach (właściciele byli zafiksowani na punkcie porządku – zabawki układało się „pod linijkę” – „żeby na zdjęciach ładnie wyglądało…”), mycia wielkich okien, sprzątania po remoncie, mopowania podłogi w korytarzu, a także układania dokumentów w biurze pana managera. Mogłabym długo jeszcze pisać, ale nie ma potrzeby. Nie jest mi więc trudno uwierzyć, że przedstawione w artykule sytuacje mogły mieć miejsce. Jednak znam też przedszkola, w których i dzieci, i kadrę traktuje się naprawdę wspaniale.
Moja mama jest nauczycielem dyplomowanym i chyba juz ponad 25 lat pracuje w przedszkolu publicznym, niedawno rozmawiała z koleżanką ktora była salową w przedszkolu prywatnym. Na wieści które usłyszała włos jeżył się na głowie. U mojej mamy jest naprawdę bardzo dobrze, zostało przedszkole ocenione przez jakąś (nie wiem co to było) kontrole na 5. Jedzenie pierwsza klasa i wszyscy są zachwyceni, dzieci uczone są zasad zdrowego odzywienia i roznych smaków. Dostają na przekąski owoce pokrojone różne do wyboru np. Jabluszka gruszki ale też mango papaje, orzechy albo kolorowe soki z sokowirowki wolnoobrotowej. Nauczyciele wysoko wykwalifikowani i wyczuleni na problemy dzieci i na ewentualne nieprawidlowosci. Pomagają w wychowaniu, doradzają w problemach. Nigdy swojego dziecka nie poślę do prywatnego przedszkola, tam nie ma zadnych norm ani kontroli. Powinny one tak samo publiczne i prywatne przedszkola dotyczyć! Jak można dać dziecku zabawki bez atestu? Na teren na przykład? Plastelinę toksyczną czy końcówki kredek bo nowe szkoda kupić albo przypalone jedzenie bo i o tym slyszalam. Albo trzymac dziecko z problemami ze zdrowymi dziecmi gdzie nie ma czasu ani kwalifikacji kadra a dziecko powinno być w specjalnej placowce otoczone odpowiednia opieka i tylko czas cieka bo zamiast poinformować rodzinę i poszukać rozwiązań, miejsc gdzie bedzie moglo sie rozwijac trzymaja takie i biorą grube pieniądze za nie. Dziecko wrzeszczy i biega po sali, ucieka, ma napady agresji, kopie bije, uderza głową w ścianę i wszyscy sie męczą, inne dzieci, nauczycielki i ono samo. 🙁 Szkoda pieniedzy na to niestety publicznych placówek jest za mało i nie ma czasem wyboru 🙁
Szanowni Państwo, jestem wykładowcą akademickim z 16- letnim stażem zawodowym w uczelniach wyższych. Wypromowałam kilkuset magistrów i licencjatów z pedagogiki i psychologii. Moje wnioski są następujące: Rodzice wymagajcie wglądu w dokumenty potwierdzające wykształcenie nauczycieli w przedszkolach! Z informacji od moich magistrów, praktyk studenckich, hospitacji, prywatnych rozmów z nauczycielami wiem, że bardzo często dyrekcja placówek prywatnych każe pracownikom okłamywać Rodziców. W rezultacie muszą udawać, że np. ukończyli rehabilitację, anglistykę, AWF, muzykologię, pedagogikę specjalną itd. Gdy zapytałam jak można uczyć angielskiego, gdy samemu się go nie zna lub w bardzo ograniczonym zakresie, usłyszałam, że puszcza się piosenki po angielsku i z dnia na dzień samemu uczy się słówek. Rehabilitację lub zajęcia rewalidacyjne też można „ściemniać”, wmawiając, że dziecko jest masowane lub ćwiczone w określony sposób a tak w rzeczywistości każe mu się ruszać nóżką czy rączką tak aby Rodzice myśleli, że to ma jakieś merytoryczne uzasadnienie. Do tego niby ekologiczne posiłki z produktów ze wsi lub bio są tylko na stronie internetowej, bo w rezultacie kupuje się to, na co jest promocja w markecie. Moje magistrantki musiały też dodatkowo sprzątać łazienki, podwórko, odśnieżać, grabić liście. Większość pracowników nie miałam też aktualnych książeczek zdrowia. Nie wspomnę już ile zarabiały moje absolwentki. Za 8-10 godzin pracy ok 1600- 1800 zł. Jest mi niezmiernie szkoda tych dziewczyn, ponieważ wymaga się od nich realizacji zadań niemożliwych! Jak i mają efektywnie pracować same z 25 dzieci??? Co ciekawe czesne za pobyt dziecka w tych placówkach wynosiło ok. 1200 zł!!! Kolejna sprawa. W grupie były też dzieci niepełnosprawne. Panie nie miały wiedzy jak właściwie zająć się nimi. Pogarszało to czasem sami Rodzice, którzy zaprzeczali, że dziecko ma problemy i nie chcieli go diagnozować. Dyrekcja radziła podwładnym: dbajcie tylko, żeby się dzieci nie zabiły a rehabilitacją niech zajmie się kiedyś szkoła i rodzice jak prywatnie pójdą do poradni. W ramach uzupełnienia dodam, że cenię sobie ludzi, którzy pracują z pasją, niezależnie od tego jakie mają wykształcenie. Jednak skoro Rodzice płacą za zajęcia dodatkowe, które ma prowadzić specjalista, to niech on nim rzeczywiście będzie. Tak samo z jedzeniem. Skoro obiecuje się jedzenie ze wsi lub bio, za co Rodzic płaci więcej, to należy je zapewnić! Sytuacje, które przedstawiłam miały miejsce w Warszawie. Podsumowując: nie wolno generalizować. Nie wszędzie tak jest. Po prostu należy być czujnym i wymagać ale konkretów, czyli dokumentów potwierdzających obietnice!
Wypowiem się za zewnętrzna firmę cateringowa. Tak, nauczyciele zamawiają połowę posiłków. Wykorzystują to, że lejemy zupę z zapasem i tym zaspokajają głód dzieci, drugie dania zamawiają mniej niż połowę ilości dzieci.zmiany można wprowadzać i Zawsze są wprowadzane, nie na wyjątków nawet. Naprawdę. Zbyt często są to zmiany dla nauczycieli, którzy jedzą te posiłki głównie i to widać. Jak np. Uwagi że dzieci nie lubią zup z lanym ciastem (dorośli nie lubia) albo że chcą zamienić pierogi na słodko na ruskie (bo nauczyciele wola je bardzuej). Setki razy dostawalismy zgłoszenia, że zupy mleczne odpadają, bo opiekunkom nie chce się karmić i czyścić kubków niekapkow. I się z tym nie kryją. To nie catering zewnętrzny jest problemem
Drodzy Państwo,
Jestem nauczycielem wychowania przedszkolnego i nie mogę uwierzyć w to wszystko o czym Państwo wspominacie! Nie spotkałam się jeszcze z sytuacją, w której nauczyciele zamawialiby z premedytacją mniej posiłków? Po co? Jaki mieliby w tym sens? Nauczyciel ma zupełnie inne obowiązki. To Panie w „kuchni” odpowiadają za ilość zamawianych posiłków.
Druga kwestia – zupy z lanym ciastem – w grupie mam 18 dzieci i prosze mi wierzyć, że spośród nich może połowa akceptuje lane ciasto. Dokładnie taka sama sytuacja jest z zupami mlecznymi. Dzieci mają różne upodobania smakowe wyniesione z domu. Czemu zupa mleczna nie jest smaczna? Bo ma delikatny smak – zbyt delikatny dla podniebienia już pobudzonego przez przesolone, pikantne chipsy, frytki czy przesłodzone ciastka, lody itp. Co do czyszczenia kupków niekapków – dziecko przyjęte do przedszkola powinno posiadać pewien poziom czynności samoobsługowych (w tym posługiwać się sztućcami aby swobodnie zjeść obiad) – zatem ten argument zupełnie do mnie nie trafia. W żłobku – rozumiem.
Zastanawia mnie tylko skąd Państwo – nie mający kontaktu z dziećmi, dla których przygotowujecie posiłki – znacie ich preferencje i jesteście w 100% pewni, że WSZYSTKIE dzieci kochają lane ciasto w zupie, słodkie pierogi itp. ? Jakim cudem? Osobiście przepadam za pierogami na słodko, a sporo z moich podopiecznych ich po prostu nie lubi.
Nie generalizujcie Państwo, nie oceniajcie bez wcześniejszego utwierdzenia się w przekonaniu, że taka sytuacja ma faktycznie miejsce.
Mój synek chodzi do prywatnego przedszkola i nie mogę złego słowa powiedzieć. Codziennie mają zajęcia dydaktyczne i jeśli jest ładna pogoda wychodzą dwa razy dziennie na dwór. Jeśli jest pochmurno ale nie pada to raz. Śniadania i podwieczorki przygotowywane są w przedszkolu. Obiady przyjeżdżają z cateringu i nigdy nic mojemu synkowi nie było. Nawet mogą dostać dokładkę. W przedszkolu codziennie jest sprzątanie i sama na własne oczy to widziałam.
U nas na 10 osób w grupie przypadają 2 ciocie jak jest więcej dzieci max 20 w grupie to są 3 ciocie. Jak jakas ciocia jest chora to pomaga Pani dyrektor która w przedszkolu jest codziennie.
Więc proszę nie mówić że państwowe przedszkola są lepsze bo kiedyś może i były w dzisiejszych czasach już nie. Zajęć jest niewiele a dzieci są puszczane samopas. I według mnie dzieci z państwowych przedszkoli są takie same a w prywatnych każdy jest inaczej traktowany.
Wiem że tym komentarzem mogę wywołać burzę i obrazić niektóre mamy z ich dziećmi z państwowych przedszkoli ale to jest tylko mojr zdanie i mogę je wyrazić.
Zgadzam się i równocześnie się nie zgadzam!
Po pierwsze trzeba być nauczycielem, żeby zobaczyć cały system od środka w szczególności jeżeli chodzi o placówki prywatne. Z drugiej strony tak jak Pani pisze, placówki publiczne wcale nie muszą być lepsze. W placówkach niepublicznych większość zależy od dyrektora, a w publicznych od nauczycieli. Przerabiając 2 placówki prywatne i 3 publiczne mogę stwierdzić, że jest różnie.
A czy moze ktos polecic dobre przedszkole w Warszawie Mokotow?
Mój synek chodzi do prywatnego przedszkola. Prowadzonego przez Panią Ewę Król. W Białogardzie. Dużo zajęć dogoterapia, zmysłowa fizyka, zajęcia muzyczne, angielski. Itd. Panie pracujące z dziećmi są wręcz kochane. Pracują z miłością. Dzieci często są na spacerach jak pogoda do pisuje. Jedzenie jest z cateringu. Bardzo dobre. W piątek szwedzki stół. Synek uwielbia ten dzień. Nie ma problemu z dzieckiem co ma alergie. Jest menu dostosowane. Zabawki nie są po innych dzieciach. Pani Ewa kupuję. (ja miałam dużo nowych gier planszowych to oddalam) jest to najlepsze miejsce w Białogardzie i okolicy.
Czyzby Akademia Smyka w Poznaniu? ?
Moje dziecko chodzi do przedszkola samorządowego i jestem bardzo zadowolona. Dyrekcja jest otwarta na sugestie rodziców, jest czysto, dzieci mają dużo zajęć. Mój syn świetnie się rozwija i czasem zadziwia mnie tym, co wie. To oczywiście zasługa Pań, które solidnie pracują, przytulają dzieci. Jedna Pani, która zaszła wciążę i teraz czasami odwiedza dzieci, jest witana z ogromnym entuzjazmem. Dzieci dosłownie orzucają się na nią, ściskają, przytulają. Jedzenie też jest ok. Zdarzają się danonki, ale sama też czasem daje.
Moze nie warto genralizowac? Pracowalam w dwoch przedszkolach, prywatnych i takie rzeczy nie mialy miejsca. Zajecia byly normalnie realizowane, dyrektorka umozliwiala nam liczne szkolenia i byla szczerze nastawiona na dobro Maluchow. Nikt niczego nie kradl, zawsze byly dwie przedszkolanki na zmianie plus pomoc jesli jakies dziecko takowej potrzebowało.
dlatego też żadne z moich dzieci nie pośle do żłobka i nawet chyba nie do przedszkola. prawda jest taka, ze dziecko matki potrzebuje zwlaszcza do 3 r ż, ja wierze w Boga i Bog mi wszystko zapewnia, nie musze pracować i nie mam kredytów. wiem, ze Bog chce abym byla z dziecmi, a nie w korporacji za biurkiem,podczas gdy ktos obcy je wychowuje. Zatem polecam wszystkim zapracowanym, zakredytowanym i majacym dzieci- wezcie Pismo Sw, poczytajcie zawarte w nim obietnice i oczekujcie ich wypełnienia.
Psalm 127 Jeżeli Pan domu nie zbuduje,
na próżno się trudzą ci, którzy go wznoszą.
Jeżeli Pan miasta nie ustrzeże,
strażnik czuwa daremnie.
2 Daremnym jest dla was
wstawać przed świtem,
wysiadywać do późna –
dla was, którzy jecie chleb zapracowany ciężko;
tyle daje On i we śnie tym, których miłuje.
autentycznie doświadczam odkąd Boga postawiłam na pierwszym miejscu tego, że „tyle daje On i we śnie tym, których miłuje. ”
wystarczy zaufać Panu, nie sobie i ustawić priorytety czyli najpierw Bóg, potem rodzina a potem praca i zycie jest piękne
„Panie Boże jakim mnie stworzyłeś, takim mnie masz…”
Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola . Musze przyznać ze przed przedszkolem nie chorowało wcale teraz często ale to wina rodziców ze puszczają do przedszkola chore dzieci. Jedziecie ok . Mamy własną stołówkę . Klasa jaka dostaliśmy nie była najlepsza ale….od czego są rodzice . Jedna mama załatwiła regał na zabawki składki na tablicę na fototapety. Nasza nauczycielka jak i inni rodzice znaleźli sponsorów dostaliśmy 20 wielkich poduch gry zabawki . Sami przynieslismy zabawki z domu takie które dziecku się znudziły ale dla innego będą nowe. Nauczycielka młoda taka której się chce. Codziennie wrzuca zdjęcia na naszą grupę co dzieci robią . Były już 2 wycieczki dodatkowo mamy w przedszkolu spotkania z ciekawymi ludźmi . Była pani z Pieskiem, karate pokaz autek RC oraz dronow, był trener piłkarski i pani z biblioteki itp. Wszystko w państwowym przedszkolu. Mamy 1 w tygodniu Angielski i rytmie oraz logopeda. Ja jestem zadowolona i moje dziecko też. Po części to zasługa rodziców bo im też się chce coś robić dla dzieci nie posyłamy do placówki i nie myślimy co się tam dzieje tylko uczestniczymy w ich rozwoju.
Porównując Klub Malucha do którego moja córka chodziła od 1 roku życia /grupa łączona wg Montessori / na pełen etat 9-17 do placówki panstwowej w której wytrzymała/lismy raptem miesiąc to jak niebo i ziemia. Podejście opiekunów i ich brak empatii do „mas” skutkowało wymiotami dzieci przy porannym wejściu do placówki … Mój mąż kilka razy zwrócił opiekunkom uwagę ze dziecko to nie parasol który się wyrywa w szatni siła i wypycha przy tym rodzica za drzwi. Do tego dzieci wyszły dosłownie dwa razy na powietrze we wrześniu gdzie przedszkole miało spory teren i własny plac zabaw. I już we wrześniu co któreś z gilem wiszącym pod nosem rozsiewajace zarazki na inne. Mam wrażenie ze przedszkola nie reaguja na tak nieodpowiedzialne zachowanie rodziców bo jest im na rękę taki naturalny przesiew ilościowy szczególnie we wrześniu gdzie przychodzą najmłodsze dzieci wymagające więcej uwagi personelu. Jedyny plus z przedszkola państwowego to własna kuchnia i świeże posiłki. Obecnie znów jesteśmy w prywatnej placówce po przeprowadzce do domu pod miastem i jesteśmy zadowoleni. Angielski hiszpański rytmika raz w mcu teatr i kino ciągle się coś dzieje. I tu w porównaniu z większym miastem opłata za czesne 400 zl nie jest wcale wysoka. Jedyny minus to brak kuchni i catering który proponuje w kt dzień np jajko sadzone i fasolę które mało które dziecko zjada. I podwieczorki na które panie serwują – paczki, misie Lubisie, serki Danio a banan czy jabłko pojawia się raptem dwa razy w tygodniu. Planuje porozmawiać na ten temat ale nie wiem czy to przyniesie skutek w postaci zamiany słodyczy na owoce.
Posyłam mojego syna prywatnie… wyjścia nie miałam bo po zmianie w państwowym były 2 miejsca. Mam możliwość wejścia na salę w każdej chwili, mój syn po 3 mc łapie angielski ( liczy do 5 i reaguje na proste polecenia ) ma też sporo zajęć ruchowych i hiszpański. Niestety co do wychodzenia na dwór to niestwty racja, ale czasem mni z jednym coś trafia jak mam ubrać… Choruje często ale to wima rodziców którzy przyprowadzają swoje pociechy z gilem do pasa i kaszlem że płuca wyplówają. Ogólnie jestem zadowolona bo dzieci mają sporo zajęć plastycznych i panie bardzo zaangażowane. Wiele zależy od placówki.
Mój syn – autysta – uczęszcza do przedszkola prywatnego. Grupa 13 dzieci w wieku od 1.5 do 5.5 lat. Na kazdej zmianie sa 3 panie. Wspaniałe, pomysłowe osoby. Jedzenie bardzo dobre, syn nauczył się w jaki sposób odnosić się do swojej małej siostrzyczki. Zajęć mnóstwo – arteterapia, dogoterapia, podstawa programowa (po 3 mies zaczyna czytać), rytmika, angielski. Przedszkole czysciutkie. Nie zawsze chyba jest tak złe…
Po linii najmniejszego oporu. Nieważne, żeby linia była najmniejsza tylko jej opór
Czytam ten artykul i czesc komentarzy. I nie moge uwierzyc. Ja zaczelam chodzic do przedszkola jak mialam 3 lata. Bylo to panstwowe przedszkole. 3-4,4-5, 5-6 i. 6-7 tzw zerowka z sali bylo wejscie do lazienki w ktorej byly 3 sedesy 1 prysznic i kilka zlewow nie pamietam ile. Kazda grupa miala wejscie do swojej lazienki prosto z sali Kazde dziecjo musialo miec swoj reczniczek szczoteczke do zebow paste mydelniczke z mydlem i kubek do mycia zebow. Wszystko musialo byc podpisane.. A rodzice musieli zabierac reczniki dzieci do prania minimum raz w tygodniu tak samo jak poszewki na posciel (uzywane do lezakowania) Na sali byly 2 panie zawsze a posilki z kuchni przedszkolnej przywozila na wozku wozna ktora pomagala pania ogarnac nas podczas posilkow. Jak paniom bakowalo czegos np kredek kartek kolorowanek itp to wywieszaly kartke z tym czego potrzebuja lub pytaly rodzocow czy nnie mogliby przyniesc i zawsze ktos cos przyniosl. O to nie jedna osoba 40blokow tylko kazdy po trochu bez wyznaczania kto ma co przyniesc . Kazdy przynosil to co mogl z wlasnej woli. Przedszkola wtedy tez byly platne . I zaden rodzic nie mial problemu z zabraniem recznika fo prania czy przyniesieniem paczki kredek czy bloku.
Moja córka chodzi od roku do żłobka prywatnego. Rewelacja – tyle powiem tym wszystkim, którzy się wahają wysłać dziecko. Mała zadowolona – nie chce wracać do domu, jedzenie też jest ok, kreatywność pań i wymyślone przez nie zabawy sensoryczne i motoryczne niesamowite. Dziecko nie jest dzikusem. Lubi bawić się z innymi. Czasem choruje, ale mam porównanie z dzieckiem koleżanki która ma nianię – podobnie. Może super trafiliśmy, może zaleta małego miasta. Ja szczerze polecam.
Mam porównanie jeżeli chodzi o prywatne przedszkole a to publiczne. Żałuję, że przeniosłam synka do publicznej przechowalni. Panie znudzone, brak ciekawych zajęć, jedzenie fatalne (syn każdego dnia zjada na śniadanie kanapkę z marnej jakości wędliny), dzieciaki zajmują się sobą, nawet nie chcę wiedzieć kiedy ostatnio były myte zabawki. Szczoteczki do mycia zębów wymieniane są dwa razy w roku! Od dziecka słyszę, że w przedszkolu jest nudno, są nudne zabawki i nudne panie. Czegoś takiego nie usłyszałam wcześniej, gdy był w prywatnej placówce. Syn miał bardzo ciekawe zajęcia, pyszne i zdrowe jedzenie, zadbane sale, zabawki czyste i nieuszkodzone, szczoteczka wymieniana raz w miesiącu. Nie wkładajmy wszystkich do jednego worka. Odniosłam wrażenie, że w artykule przedstawiła Pani bardzo źle głównie prywatne przedszkola. Wystarczy posłuchać dziecka i samemu zainteresować się tym co się dzieje w placówce. Tylko w ten sposób takie pseudo placówki nie będą miały racji bytu.
Mam porownanie dwoch przedszkoli prywatnych w jednym tylko miescie. Dziecko przez rok chodzilo do przedszkola,ktore jawnie wykorzystywalo pracownice. W zimie jedna z pan np odsniezala sciezke i mini parking, calorocznie ta sama pani podawala dzieciom (obdzielala,nakladala) posilki z cateringu,sprzatala,otwierala drzwi itd. W lecie praktycznie caly dzien dzieci spedzaly na podworku, w zimie krecily sie po sali bez ladu i skladu. Raz na dwa tygodnie jakas aktrakcyjniejsza forma zajec… Cieszylismy sie gdy Corka chociaz jeden tydzien chodzila zdrowa,w dodatku, gdy dziecko choc raz zakaszlalo bylismy wzywani lub upominani,bo chore a gdy dziecku znajomych dyrekcji przez tydzien wisial zielony gil nikt nie reagowal. Do nowej placowki chodzimy od lutego i do tej pory (kwiecien) ani razu nie wystapil nawet katar. Uwielbia swoja Pania, przedszkole ma wlasna kuchnie, duze, wygodne sale, dwie panie na grupe. Grup w sumie 4 (podzial wiekowy, w poprzednim byly 2 grupy takie z tzw „elementami montessori” stad prawie czteroletnia Corka byla w grupie np z niemowiacymi dwulatkami). Teraz zajecia z podstawy i inne wydarzenia sa dokumentowane na fb, pelno dobrej jakosci,czystych zabawek. Pomoce dydaktyczne Panie przygotowuja, drukuja,laminuja, staraja sie jak moga, rozpisany grafik dla kazdej grupy,ktorego rzeczywiscie sie trzymaja. I nie rozumiem jak to mozliwe,ale koszt jest nizszy o prawie 250zl niz w poprzednim przedszkolu. Ktos potrafi mi to wyjasnic?
Ja obstawiam Kraków. Miałam wątpliwą przyjemność, na szczęście krótką, pracować w jednym z krakowskich prywatnych przedszkoli gdzie tęczowo było tylko w nazwie 😉 Pozdrawiam „bardzo kompetentną i solidną” panią dyrektor. Współczuję wszystkim dziewczynom, które muszą się męczyć w tych pseudoplacówkach.
Widzę że mamy to samo zdanie. Też Kraków, też Tęczowo miało być ale było tylko w nazwie. Jeśli był to ten żłobek o którym myślę a do którego chodził mój syn, radzę napisać sobie pismo do ZUS z zapytaniem o składki bo Pani Dyrektor często zapomniała że trzeba je zapłacić…
To nie wina przedszkoli, ani nauczycielek, tylko tych matek ktore przyprowadzaja chore inne zarazaja, a mowia ze to alergia.
DOKLADNIE! a inne matki i nauczyciele srednio wiedza ze nawet gdy dziecko ma alergie to szybciej lapie infekcje a jak ma infekcje to alergia sie nasila, i tak robie sie bledne kolo
Hm sama nie wiem co mam teraz myslec, ja taka zwolenniczka przedszkoli, mam 12 mieisieczne dziecko i za rok chce puscic do zlobka, mam pewne obawy teraz.
I właśnie taki jest skutek czytania bzdur;) proponuje zapoznać się z ofertami przedszkoli- opiniami innych. Przedszkole to najlepsze co może być dla dziecka ! Niech się Pani nie przeraża !!!
Zbyt czesto to wychodza nasze dzieci w przedszkolu. Siedza tam praktycznie caly dzien jak jest pogoda, az czasemjestem zla ze zamist ich czegos uczyc to grzebia w piachu albo lataja po trawie.
ja pracuję w przedszkolu i wiem, że nie wszędzie kwestia czystości to priorytet. Chciałam jednak poruszyć kwestię chorób dzieci. Otóż rodzice nawet ci niepracujący nie zważają na to, że ich zakatarzone dziecko posyłają do przedszkola, narażając tym samym jego rówieśników. I nie chodzi tu o byle katar, bo to najmniejsze zło…posyłają dzieci z wszami, ropną wydzieliną a nawet temperaturą. i wiem, ze czasem nie mają wyjścia bo …praca, praca, ale to najlepsza odpowiedź na pytanie o ciągłe choroby. A tym bardziej nie skomentuję postawy rodziców niepracujących, którzy dla świętego spokoju wolą posłać dziecko do przedszkola, nawet jesli jest chore.
nom mam kolezanki przedszkolanki ale one mi takich rzeczy nie mowily, boja sie ze straca prace
Postanowiłam zrobić eksperyment.
Moje dziecko od pol roku chodziło do złobka, (nie wiem czy mozna nazwac to chodzeniem bo bywaly miesiace ze bylo tylko 2 dni. Bo ciagle chore, jak nie zapalenie pluc to oskrzela jak nie oskrzela to krtan, a jak nie to to rotawirus i tak w kolko. Katar dla mnie to tez choroba bo niesie za soba cholera wie co … Konczy sie zaplaniem albo szpitalem. No wiec ze moje dziecko zanim poszlo do zlobka nie chorowalo a jak juz chorowalo to tylko na katar , przestalam je puszczac. I wiecie co ????
Od 2 miesiecy siedzi w domu i jest zdrowe 100% nawet katarku, kataruniuuu, katareczuniuuu deka.
Wiec niewiem czy nie zrezygnuje po proastu bo wole ze zdrowym dzieckiem siedziec w domu caly miesiac niz miec chore w domu 25 dni w miesiacu i placic za przedszkole plus za leki i meczyc sie z katarem ze znudzonym dzieckiem gdzie na zewnatrze tez wyjsc sie nie da nie mowic o wyjsciu do kolezanki. Totalna klapa.
Nieposylanie dziecka nigdzie uwazam za blad. Jasne w domu bedzie zdrowe. Ciekawe tylko kiedy będzie znów chorować. Mnie rodzice zabrali z przedszkola po 2 miesiącach bo chorowałam. Mama nie pracowała więc po co miałam się męczyć. Jak poszłam do szkoły to pierwsze 3 lata chorowalam cały czas. Niby alergię mialam, niby ciężki pacjent. A potem minęło i alergie i wszystko. Córkę posłałam do żłobka i fakt chorowala dużo przez pierwszy rok. Ale potem już nie. Teraz ma 3 lata i Panie w przedszkolu dziwią się ze ma taką odporność. Ze inne dzieci to ciagle chore. A ona nie. Ja uwazam ze trzeba swoje wychorowac zeby nabrac odpornosci. Wcześniej czy później. Jedynie lekarze za czesto przepisuja antybiotyki. Więc trzeba znaleźć dobrego.
Święta prawda, moją córkę posłałam do żlobka gdy miala rok, chorowała do roku w zlobku potem juz było ok teraz do pol roku chodzi do przedszkola ciurkiem, nie choruje jak narazie wogolr, dziecko musi nabrac odpornosci a im szybciej tym lepiej
Jak tam wchodze od razu mam wrazenie ze jestem oblepiona wirusami i bakteriami.
Świetne informację , naprawdę nic tylko płacić za czesne w przedszkolach i łudzić się dobrem dziecka
Wszystko zniosę naprawdę, ale te nocniki wypelnione to az mi sie nie wierzyc nie che, sama chyba bym na to nie wpadla zeby cala grupe wysikac w jeden. Co za ludzie tam pracuja
Ejjj ija teraz nie bede spac po nocach.
I te dywany!
Po co dywany czy wykladziny w takich miejsach, lepiej zetrzec szmata codzinnie panele albo nawet stary parkiet niz bawic sie w dywany w ktorych jest siedlisko najwieksze bakterii grzybow, roztoczy plesni i resztek po jedzeniu , siusiach i kupach , obrzydlistwo!
Bo dzieci w w wieku żłobkowym/przedszkolnym sporo czasu spędzają na zabawach dywanowych ? Nie wiem czy tak bardzo by Pani chciała żeby Pani dziecko pełzalo po „gołej” podłodze.
DEZYNFEKCJA! A raczej jej brak. To uwazam jest najgorszy problem w żłobkach.
Bo o ile mycie zabawek raz na rok jest dla mnie okropne, tak wycieranie rak w ten sam recznik przez np. tydzien jest niedopuszczalne a tak jest
No cóż nie mamy wpływu na pewne rzeczy, lepiej modlic sie o to zeby bylo wszystko ok ,a moze i nie wiedziec co sie dzieje w zlobkach :/
Dlatego mam niankę z któym jestm super zadowolona a moje dziecko nie choruje. A jak dziecko zdrowe to i matka od zmysłów nie odchodzi.
A później przychodzą do szkoły takie a-społeczne dzieci… żadna niańka nie zastąpi dziecku innych dzieci. A choroby? Kiedyś musi nabrać odporności. Trzymanie pod kloszem wcale nie wychodzi w przyszłości na dobre 🙂
Nie tylko posiłki lądują w torbach nauczycieli.
Pomoce dla dzieci, kredki mazaki, farbki, koraliki i inne pierdołki.
Za nasze pieniądze ludzie za nasze.
W naszym krakowkim smogu zima lepiej zeby te dzieci nie wychdzily na pole. Ale fakt jest ze nawet mi matce nie chce sie ubierac mojej dwojki dzieci co dopiero paniom w przedszkolu np. 10 dzieci. Zanim wyjda juz to pierwsze jest spocone i katar gotowy
Zawsze miałąm dobre zdanie o przedszkolach i o przedszkolanakch dopoki moje 12 miesieczne dziecko nie poszlo do złobka! To zaraza, nie posylajcie dzieci do tej instytucji – zadnej bez wzgledu na to czy to panstwowe czy prywatne. Choroby , choroby i jeszcze raz choroby, z brudu, zaniedbania dzieci nie mowic o innych aspektach ktore w tym momencie ponad zdrwie nie sa az tak wazne ale pewnie bylyby na tej samej pozycji gdyby moje dziecko bylo bardziej odporne.
Ja mam takie samo zdanie, ale sprostuje fakt, że przedszkolanki są w przedszkolu, a opiekunki w żłobku.?
Puściłam moje dziecko do samorzadowego przedszkola i po jednym dniu mialam dosc. Nie tylko ja ale i ona. Panie przeokropne, brud i syf, stare meble i brudne dywany. Emilcia wyszla zaplakana. Dziś od pol roku uczeszcza do prywatnego i jestem zdania ze tam gdzie sie placi to jest wymagane i egzekwowane od wlascicieli. W panstwowych wszytscy i wszytsko maja w d…. lacznie z naszymi dziecmi. 🙁
Płaci pani za to co Widzi? Gratuluje.
Kinga! Kiedy ogłosisz gdzie i jakie to placówki ? Jestem przeciekawa.
A naiwny sfrajerony rodzic mysli ze przedszkole to najlepsza opieka dla dziecka plus jeszcze za to placi. :/
Raz do roku jakby myli zabawki to i tak swienie! Po ilosci zachorowan mojego dziecka jestem pewna ze ani raz od poczatku istnienia nie byly myte!
W naszym przedszkolu jedyne co bym zmienila to jedna z nauczycielek ktora nie dosyc ze w ogole nie ma podejcia do dzieci to pojecia o ich potrzebach .amen
Z tym jedzieniem to tez jaja sa, u nas w przedszkolu catering juz zmienili w tym roku szkolnym 4 raz bo zawsze cos, nauczyciele sie skarza to za male porcje, to za duzo glutenu, to nie wywiazywanie sie z umowy i tak w kolko. Miejmy nadzieje ze teraz juz zostanie na dluzej.
Jestem bardzo ciekawa jakie to przedszkola i w jakim miescie.
No tak niewiadomo jak lepiej czy do panstwowego czy prywatnego, wszedzie nie jest idealnie.
Z tym siusianiem do jednego nocnika bez jego oprozniania mnie zabiłaś. Chyba zaczynam sie cieszyc ze moje dziecko jeszcze jest nie odpieluchowane.
Dlatego ja posylam swoje dziecko do lesnego przedszkola gdzie takich problemow nie ma 🙂 Moje dziecko nie choruje. Ale wiem, ze takie przedszkola sa w niewielu miejscach Polski dlatego najlepiej wybrac takie z monitoringiem gdzie po zalogowaniu na strone rodzic wszystko widzi.
Boże … litości. Nie dajmy się zwariować! W moim przedszkolu jest monitoring ale nie do wglądu rodziców! Chyba ze są ku temu przesłanki. Trochę zaufania! Pani by chciała być obserwowana na każdym kroku? Nie jest to fajne …
Dobrze że mam ciotkę ktora pracuje w przedszkolu gdzie chodzi moje dziecko.
Wnioskuję z postu, że jest Pani dosyć negatywnie nastawiona do tematu. Tzn ja rozumiem, że coś takiego co Pani opisuje nie może mieć miejsca, a jeżeli się to dzieje to trzeba szybko interweniować. Ale odnoszę wrażenie, że po tym co się Pani dowiedziała od znajomej, uważa Pani, że w każdym żłobku/przedszkolu dzieją się złe rzeczy, ponieważ Pani znajoma i jej koleżanki były w różnych żłobkach/przedszkolach i w każdej placówce coś się działo.
Wydaje mi się, że „gorzej” postrzega też Pani placówki prywatne.
Ja muszę powiedzieć, że kiedy Kubuś szedł do żłobka we wrześniu tamtego roku, również każdy się bał jak to będzie, czy żłobek będzie tym idealnym. I co? Wszystko jest super. Na prawdę, nie ma się do czego przyczepić. A jest to żłobek prywatny.
W grupie jest 15 dzieci w tym kilka z niepełnosprawnością a do opieki są 3 panie. Jedna Pani zostaje sama dopiero od godziny 16:30 (żłobek czynny do 17:30), kiedy w grupie zostaje 2-5 dzieci. Grupa składa się z dzieci 1-2 letnich, niektóre dopiero w żłobku nauczyły się chodzić. Sala jest ogromna, dzieci mają miejsce na zabawę, bawią się zadbanymi zabawkami. Znajduje się tam też część przeznaczona do prac plastycznych i jedzenia. W każdej sali jest łazienka z WC, przewijakiem, prysznicem i umywalkami. Każde dziecko ma swój organizer w łazience ze swoimi podpisanymi rzeczami, każdy ma też swój nocnik. W czasie snu dzieci są w oddzielnej sali, gdzie nie rozpraszają ich zabawki czy ozdoby. Każde ma swoje łóżeczko ze swoją pościelą, dziecko zawsze przebierane jest w piżamkę. W czasie jedzenia do grupy przychodzi dodatkowo Pani z kuchni, pomagać w karmieniu dzieci które jeszcze tego nie potrafią. To właśnie w żłobku Kubuś nauczył się jeść zupkę (idąc do żłobka w wieku 1 roku i 2 msc, nauczony był już jeść kanapki i drugie danie łyżką). Kuba nigdy nie wrócił do domu brudny. Jeżeli pobrudził się w czasie zajęć plastycznych (dzieci malują farbami, lepią z modeliny, naklejają itp), zawsze był przebierany w świeże ubranka. Pampersy również często ma zmieniane, nigdy nie miał odparzeń, pupa pachnąca i czysta 🙂 Maluchy wychodzą również na spacery! Grupa posiada dwa wózki 6 osobowe i dzieci w nich jadą, a potem są wyciągane np w parku. W związku z alergią pokarmową, Kuba ma w żłobku specjalną dietę (bez nabiału, jajek, owoców, kilku warzyw i z ograniczonymi cukrami). Żłobek ma własną kuchnię a jedzenie jest urozmaicone i świeże.
Na prawdę żłobek Kuby jest jednym z najlepszych o jakich słyszałam i dzięki temu łamie stereotypy dotyczące tego typu placówek.
Wklejam link, by sama mogła Pani zobaczyć, że takie żłobki na prawdę istnieją i owszem, są też placówki o których Pani napisała, ale nie warto wrzucać wszystkiego do jednego worka i zastanawiać się wiecznie, czy nasze dziecko na pewno jest bezpieczne, tylko dlatego, że są miejsca gdzie nie wszystko jest dopracowane 🙂
Pozdrawiam 🙂
Pani Zuzo – brzmi świetnie – w jakim mieście ten żlobek?
No i moja świadomość właśnie została załamana. Dzięki za tego posta.
Niech Pani dalej czyta takie bzdury ;/
wszedzie dobrze gdzie nas nie ma. moja koeaenka bardzo ale o bardzo zalowala ze jej dziecko nie dostalo sie do przedszkola tak gdzie moje ale jej teraz przynajmniej mniej choruje, bo moje to juz 2 miesiac siedzi w domu