Było „Pustkowie Smauga”, jest „Pustkowie Smogu”. Nie podoba mi się taka zmiana. A tobie, bezmyślny palaczu? 

Dym z komina kojarzył mi się do tej pory z charakterystycznym zapachem, kiedy w latach 90-tych o świcie wychodziło się do szkoły. Mówiło się wtedy: „O, czuć zimę”. Tak naprawdę to czuć było nie zimę, tylko dym z kominów pobliskich domów. Częsty argument, jaki słyszę to: „przecież smog był zawsze”. Tak, tylko wtedy jakoś nie przeszkadzał i nie mówiło się o nim. A może był po prostu inny, mniej szkodliwy, bo i śmieci wytwarzaliśmy mniej? Dziś problem tego, czym się pali w piecach jest powszechny. Bo ludzie sami sobie szkodzą. Psioczą na sąsiada, a potem schodzą do piwnicy i robią to samo co on, czyli palą czym popadnie. W ruch idą plastiki, stare ubrania i szmaty, guma i cholera wie co jeszcze. Same śmieci, które powinno się segregować. Pomysłowość ludzka nie zna granic. W głowie mi się nie mieści co można wsadzić do pieca i podpalić.

Przygotowane, żeby pójść w powietrze. Takie rzeczy znaleziono w czasie kontroli w jednym z pieców w naszym kraju.

smieci w piecu

Kiedyś odwiedziła mnie dawna znajoma. Piszę „dawna”, bo nasz kontakt urwał się po tym, jak mi zaprezentowała swój „poziom ekologiczny”. Kobieta, około 40 lat, mama dwóch córek w wieku szkolnym. Na widok naszego przepełnionego śmietnika zdziwiła się i uznała, że wyrzucamy za dużo śmieci.  Bo ona to wszystkie butelki plastikowe, kartony po mleku i tym podobne pali co jakiś czas za domem.

Poza tym często spotykam się ze stwierdzeniem typu: „ale co ja mogę, ja sama/sam nic na to nie poradzę”. I to nie jest prawda, bo powinniśmy zacząć zmieniać świat od samych siebie. Poza tym jeśli nie będziemy upominać, zgłaszać i karać, to problem sam się nie zlikwiduje. Dlatego wstyd mi za tych, którzy trują mnie i rodzinę, choć to oni powinni się wstydzić. Tak dziś powodem do wstydu może być to, że kiedyś kradliśmy z sadu sąsiada jabłka, tak teraz wstyd powinien się przenieść na sferę palenia czymkolwiek. Bo to też taki rodzaj złodziejstwa. To jest kradzież zdrowia.

Jedna z czytelniczek napisała do mnie, że zimą lubi sobie uchylić okno. Nawet jak jest -20 stopni na zewnątrz. Bo tak hartuje organizm i tak była od małego nauczona. Jak zamknie okno, to ma wrażenie, że brakuje jej tchu i robi jej się po prostu duszno. Ale w ostatnich latach jej przyzwyczajenie przechodzi poważny sprawdzian. Bo okna już nie da się po prostu otworzyć, kiedy sąsiedzi na jej ulicy odpalą swoje piece. Zaczyna się wtedy „rewia zapachów”. Czuć dosłownie wszystkim. Raz wydawało jej się, że czuje, jakby komuś wykipiało mleko. Zeszła na dół do teściów sprawdzić, czy ktoś sobie nie zapomniał, że robił sobie „kakałko”. Ale to nie było to. Smród zajeżdżał z pola. A już notorycznie się zdarza, że najbliżsi sąsiedzi palą w swoich domach czymś, co przywodzi na myśl fajczący się szpital. I to dosłownie! Jak pisze mi wspomniana dziewczyna: „Ktoś na mojej ulicy upatrzył sobie chyba jakieś leki i opakowania po detergentach i namiętnie kopci nimi w piecu. Okno od razu trzeba zamknąć, bo dym drapie aż w gardło! Nie da się oddychać takim powietrzem. Mam ochotę wyjść wtedy z domu, zlokalizować źródło smrodu i prać winowajcę ile wlezie”.

I wiecie co? Mam podobne odczucia. Bo choć nienawidzę przemocy, to też był prała. I to po dupsku, bo po głowie już chyba za późno. Do takich ludzi nic nie dotrze, bo zamiast mózgu mają chyba sieczkę. I aż dziw, że im się ta sieczka nie zapaliła, jak w tych swoich piecach palą. Nie rozumieją, że trują nie tylko siebie, własną rodzinę, dzieci, ale też osoby w pobliżu ich domu. Jeśli trucicielem okazałby się stary, niezamożny człowiek, który nigdy nie był nauczony ekologicznego myślenia i pali tym, co ma pod ręką, to jeszcze pół biedy, choć też nóż się w kieszeni otwiera. Ale jeśli to samo robi człowiek  stosunkowo młody, z małym dzieckiem pod dachem, to ja po prostu nie mam słów. Bo musiałabym użyć tylko tych niecenzuralnych. Dla niektórych ludzi plastiki, stare kapcie czy rozklekotane meble to takie samo paliwo jak węgiel. Czasem jak jadę do domu i patrzę mimochodem na kominy, to z co drugiego wydobywa się czarny dym… Z tego powodu ja swoje dzieci trzymam w domu, bo powietrze śmierdzi, jakby się przebywało w kotłowni (o przymusowym „domowym wiezieniu” pisałam już tutaj).

Jest taka piosenka zespołu Raz Dwa Trzy, w której są słowa:  „nie pal, nie pal, nie pal, mówię ci (…) nie pal, nie pal, nie pal, bo będziesz kaszlał i będzie ci źle”. Wprawdzie to utwór o papierosach, ale do spalania śmieci pasuje wprost idealnie. Bo porządni ludzie też „hajcują” w piecu, ale dbają o to, by palić węglem dobrej jakości i nie pozwoliliby sobie na to, by podtruwać siebie i przy okazji wszystkich dookoła. Bo karma wraca. I ja mam nadzieję, że ona wróci ze zdwojoną siłą do tych, którzy fundują nam rakotwórcze związki w powietrzu, astmę, nowotwory płuc i inne dziadostwa.

Chce mi się po prostu płakać, bo tu chodzi o zdrowie nasze i naszych dzieci. Ja się staram, robię co mogę, żeby się dobrze odżywiały, żeby były bezpieczne, szczęśliwe, żeby nie chorowały, a tu jakiś obcy człowiek mi je zwyczajnie truje.  Mam ochotę do niego iść i mu wystawić fakturę za leczenie całej mojej rodziny. Niech  buli do końca życia! A najlepiej, żeby na swój własny komin założył tubę i jej końcówkę wsadził sobie w okno i wpuścił dym do środka. Niech oddycha i… zdycha!

Tagged in:

,