Gdy niedługo po ślubie dowiedziałam się, że jestem w ciąży, nie zdawałam sobie sprawy, z czym to się wiąże. Cieszyłam się jak głupia – dosłownie i w przenośni. Bo szybko po porodzie, a nawet jeszcze w ciąży dowiedziałam się, że jestem totalnym zerem, jeśli chodzi o wychowywanie dziecka. Nie znam się nawet na jego pielęgnacji, karmieniu, nie mówiąc już o psychologii. Codziennie ktoś uświadamiał mi, że byłam bardziej głupia, niż myślałam. Na spacerze, w najbliższym otoczeniu, w przychodni, w sklepie… wszędzie słyszałam to samo: krytykę. Nie podobało im się wiele, począwszy od czapeczki przy 15 stopniach po jej brak przy… 15 stopniach. Gdybym chciała słuchać innych, ściągałabym te czapeczki i nakładała po pięć razy w ciągu jednego spaceru! Zawsze było coś nie tak…

mama niemowleNiektórzy na przykład szału dostali, gdy dowiedzieli się, że szczepię. „Oszalałaś?! Poczytaj trochę o tym”, wołali. A ja im na to, że tak, taką podjęliśmy decyzję. Trochę z automatu, bo nie zamierzałam szukać wiedzy na temat tego, jakie konkretne substancje znajdują się w szczepionkach. Żaden ze mnie biotechnolog – nie znam się na farmakologii. Nie obchodzi mnie, kto i ile na tym zarabia – nie jestem z wykształcenia ekonomistą. Wzięłam odpowiedzialność za NOP, podjęłam ryzyko. Ostatnim miejscem, w jakim szukałam informacji na temat szczepień byłby zresztą Internet. Nie żałuję. A wszystkim, którzy mnie oskarżali o szaleństwo, odpowiadałam „Tak, szczepię, ale to nasza sprawa. A jeśli ty nie szczepisz, to twoja. I kropka”.

Pamiętam też, że gdy przyszło do kąpieli malucha, to na dobre się zaczęło: „Myjesz niemowlaka w płynie X? A dlaczego nie w Y? Jest najlepszy”. Najlepszy dla kogo, chciałam zawsze zapytać? Bo dla mnie najlepsze jest to, co działa na MOJE dziecko! Coś, co nie podrażnia  i nie wysusza skóry MOJEGO malucha. Coś, co sprawdziłam na MOIM dziecku, a nie coś, co przetestował ktoś zupełnie inny, o innym rodzaju skóry. Każdy ma prawo do własnych prób i testów. Ale jeśli ktoś używa szarego mydła, to też pięknie. Ważne, że działa na NIEGO. Bo czy smaruję kremem czy oliwką to i tak zawsze stosuję zasadę „Po pierwsze nie szkodzić”. Chyba jak każda mama.

kosmetyki dla niemowlakababy dove opiniePotem dowiedziałam się, że głupia jestem, pozwalając Lence zacząć przedszkole. „Po co ci to, skoro siedzisz w domu. Przedszkole to tylko owsiki i choroby”, ostrzegali. A ja jeszcze ani razu nie pożałowałam swojej decyzji, choć puszczając Lenkę do przedszkola poczułam się, jakby ktoś odciął mi po raz drugi pępowinę. Tak, celowo piszę „puszczając”, a nie „wysyłając”, bo to córka najmocniej z naszej trójki ciągnęła do przedszkola. Łaknęła ludzi, pragnęła rozrywek, była żądna wiedzy, głodna nauki. Z radością obserwowałam, jak rozwija się wśród rówieśników, jak uczy się współpracy. Potem, gdy Lenka poszła do zwykłego przedszkola, słyszałam: „Czemu nie Montessori? Czemu nie przedszkole leśne? Czemu nie językowe?”.  A ja szybko ucinałam dyskusje: „Bo tam jest szczęśliwa”.

Telefony urywały się, gdy podjęliśmy decyzję o kupnie psa. „Przecież wkrótce w domu pojawi się dziecko!”, wołali. Psa kupiłam, bo od długiego czasu prosiła mnie o niego córka. Nie żałuję, choć nie da się ukryć, że to najbardziej absorbujący członek naszej rodziny. Pies uwielbia dzieci, dzieci uwielbiają psa – nie żałuję, bo najwięcej chorób przynoszą do naszego domu ludzie, nie psy. Czy mam tym pierwszym zakazać odwiedzin?.. Każdy ma prawo do umilania sobie życia: jedni mają telewizor, inni konsolę, a my psa. Zawsze to jedna osoba więcej do kochania, a ja przecież mam serce pojemne jak przedwojenna wanna.

Niektórzy nie mogli się też nadziwić: „Jeszcze nie przebiliście jej uszu?!” Nie łudzę się, że do końca życia pozostanę jedynym autorytetem dla swojej córki. Ale na razie patrzy we mnie jak w obrazek. Lubi czesać się podobnie jak ja, marzy, aby mieć takie same ubrania, kosmetyki i ozdoby. A jako że jestem chyba ostatnią kobietą w Polsce, która nie ma przebitych uszu, to Lenka jak na razie pozostanie jedną z tych dziewczynek, które nie noszą kolczyków. Przykro mi – nie jestem w stanie zrobić tego własnemu dziecku. Jest piękna taka, jak jest – żadne ozdoby tego nie zmienią. Co nie znaczy, że nie podobają mi się przebite uszy. Owszem, podobają… ale na innych.

Stając się matką, musisz, po prostu MUSISZ stać się głucha i ślepa. Oczywiście na innych, którzy zawsze znajdą coś, do czego można się doczepić. Ja słucham tylko swojego serca i… własnego dziecka. Głuchnę, gdy ktoś mnie krytykuje, podważa moje wybory, narzuca swój światopogląd, zabiera mi szansę na uczenie się na błędach. Bo całe nasze rodzicielstwo to długoletnia nauka. Każda matka chce wierzyć, że robi wszystko co najlepsze dla swojego dziecka. Podcinając jej skrzydła sami nie polecimy wyżej!

niemowle i pies

Krzesełko Kidsmill: Muppetshop

Partnerem wpisu o prawdziwym macierzyństwie jest marka Baby Dove.