Życie matki całe składa się z chwil. Rzadko kiedy możemy zaplanować przyszły tydzień, miesiąc, a już nie mówię o całym roku. Bo wiecie, jak to jest: ty sobie coś ułożysz, a tu godzinę przed tym dziecko dostanie gorączki albo uprze się, że akurat teraz musi wylać na siebie farby – i cały plan bierze w łeb. Dlatego osobiście skupiam się na chwilach i właśnie takie wspomnienia mam z pierwszych dni po narodzinach dzieci. Nie pamiętam, co robiłam dzień po dniu, tydzień zlewa mi się z tygodniem, ale mam w pamięci kilka wyjątkowych chwil. Mniej i bardziej miłych, ale ani bez jednych ani bez drugich moje macierzyństwo nie byłoby pełne:
Gdy po porodzie nie da się chodzić – totalnie mnie to zaskoczyło, bo mimo iż koleżanki opowiadały mi o swoich przeżyciach, to jednak na ten stan nie da się przygotować. Po porodzie zwyczajnie NIE DA SIĘ stanąć prosto i to niezależnie od tego, jaki był to typ porodu. Osobiście nigdy nie zapomnę momentu, w którym po raz pierwszy po cesarskim cięciu spuściłam nogi z łóżka i próbowałam stanąć. Potem zaczęłam człapać. I człapałam jeszcze przez kilka najbliższych dni. Przeżycie nie do zapomnienia…
Gdy okazało się, że jest problem z karmieniem – nigdy nie sądziłam, że dziecko, które naturalnie stworzone jest do ssania (w końcu jesteśmy ssakami) może mieć z tym problem. Mało pocieszające, że większość mam zmaga się z brakiem pokarmu, złą techniką ssania u dziecka czy bólem. A czasem po prostu się nie da i sama zapamiętam do końca życia tę chwilę, kiedy okazało się, że córka zwyczajnie nie chce pić z piersi. Zawód, smutek, poczucie niespełnionego obowiązku – wszystko to kołatało się w mojej głowie.
W przypadku córki przygodę z karmieniem naturalnym skończyłam szybko, ale z synem bawimy się do dziś. I zabawa to dobre słowo, szczególnie teraz, gdy testuję zupełnie nowy laktator LOVI Expert. Miałam już wcześniej do czynienia ze sprzętem tej firmy i było naprawdę profesjonalnie. Ale ten używany przeze mnie obecnie to po prostu Porsche wśród laktatorów! W perfekcyjny sposób naśladuje metodę ssania dziecka, które -jak wiemy – nie tylko ssie, ale też masuje (językiem brodawkę) i naciska (wargami, a czasem pomaga sobie w tym rączką…). Laktator LOVI Expert robi dokładnie to samo, przez co odciąganie jest bardzo efektywne, choć delikatne – 100 ml mleka spokojnie uzyskuję w około 10-12 minut. A dla pań, które sporo podróżują (ja, ja!), lekka, kompaktowa forma laktatora, zamknięta w przenośnej walizce, jest rewelacyjnym konceptem.
Gdy w końcu udało się przezwyciężyć problemy z karmieniem – w przypadku córki po kilku, może kilkunastu dniach męczarni dziecko w końcu pojęło, czym jest pierś i… udało mu się nieco napić. Jaka błogość na mnie spłynęła! Ulga, samozadowolenie… dopóki nie okazało się, że Lenka nie ciągnie zbyt efektywnie i musimy wprowadzić butelkę. Wprawdzie tylko przez moment, ale i tak cieszyłam się chwilami karmienia piersią jak szalona. Szkoda tylko, że tak krótko, ale i tak chwila, gdy dziecko po raz pierwszy pije z piersi – nie do zapomnienia.
Gdy pojawiła się pierwsza gorączka – to z kolei nienajlepsze wspomnienie. Przed kilku laty gdy urodziłam córkę nie spodziewałam się zdrowotnych problemów z jej strony. Niby wiedziałam, że dzieci chorują, ale dlaczego moje by miało, skoro jej nie przegrzewam, buduje swoją odporność pijąc mleko z piersi, ja wietrzę dom i maluch ma w nim niemal sterylne warunki. A tymczasem pewnej nocy usłyszałam, że córka dziwnie oddycha. Dotknęłam ręką jej czoła i… była cała rozpalona. Błyskawicznie zmierzyliśmy temperaturę – prawie 39 stopni! Panika, szok i niedowierzanie – tak opisałabym tę chwilę. Nigdy jej nie zapomnę, bo choć sytuację szybko opanował środek przeciwgorączkowy, to długo nie mogłam się opanować. Niby bzdura, a i tak miałam przed oczami najgorsze z możliwych zakończeń tej nieprzyjemnej historii… Od tamtego momentu gorączek mieliśmy już sporo, ale ja tę pierwszą, niemowlęcą, pamiętam jakby to było wczoraj.
Gdy dziecko zaciska rączkę na twoim palcu – zawsze wzruszały mnie zdjęcia zaciśniętej rączki dziecka na większej dłoni rodzica. Nie wiedziałam, że gdy moje kilkugodzinne dziecko zrobi to samo, aż zatka mnie ze wzruszenia. Te maleńkie, pachnące paluszki, mięciutkie paznokcie, które można gładzić i gładzić bez końca. Aż sama się wzruszam, jak o tym piszę (i idę pogładzić po rączce Antka…)
Gdy zobaczyłam pierwszy uśmiech – matki przez pierwsze noce życia nie śpią, ale nie zawsze dlatego, że maluch dokazuje. Niektóre po prostu uwielbiają się gapić. I ja do takich należałam – wsłuchiwałam się w oddech, patrzyłam, jak dziecku podnosi się klatka piersiowa i ile emocji kryje jego śpiąca twarz. A najlepsze są te pierwsze, nieświadome uśmiechy – dziecko jest na świecie kilka dni i jeszcze nie wie, że powodów do uśmiechu będzie miało mnóstwo. A to, co mu się śni, gdy tak rozpromienia swoją twarz (Lenka bezwiednie przez sen uśmiechała się całą bezzębną buzią!), na zawsze pozostaje tajemnicą… Pierwszy senny, ten jeszcze nieświadomy uśmiech kilkudniowego malucha szybko znika, więc warto dla niego zarwać noce.
Gdy ktoś powiedział mi „Nie przesadzaj!” – byłam kiedyś taka głupia, że zwierzyłam się pewnej Osobie ze swojego zmęczenia, niedospania i małej satysfakcji, jaką daje opieka nad kilkutygodniowym szkrabem, który tylko śpi. No i mi się dostało. Że przesadzam, że inni mają gorzej, że dawniej to dopiero mieli i że Osoba wychowała trójkę dzieci, a w tydzień po porodzie szła już na wykopki. Zamknęłam więc buzię i tak nie odzywam się do tej osoby od pięciu lat. Nigdy jej nie zapomnę, że jedyne wsparcie jakiej od niej dostałam to paczka pieluch i demotywujący ochrzan, który niby miał mnie wzmocnić. Niestety, osłabił. Bo czasem najlepsza pomoc jakiej matki potrzebują to miłe słowo. I już jest raźniej.
KONKURS
Oczywiście takich chwil w moim macierzyństwie było więcej i mogłabym tak pisać do rana… W zamian zostawiam miejsce dla was – chętnie posłucham, co takiego zapadło w pamięć wam, matkom, z tych pierwszych dni po porodzie. Opiszcie jeden najcudowniejszy moment z tego okresu (po co wspominać najgorsze?..) . Taki, który sprawił, że powiedziałyście sobie: „A jednak warto było męczyć się te dziewięć miesięcy”. Dla autorek trzech najciekawszych komentarzy mam laktatory LOVI Expert. ( wyniki ogłoszę w tym poście do 15.07.2017)
Wyniki konkursu
Dziękuję Wam za komentarze i tyle pięknych historii. Żałuje, że nie mogę wysłać paczki do każdej z was.
Laktatory wysyłam do:
Marlena
Dla mnie najpiękniejsze wspomnienie z pierwszych chwil macierzyństwa związane jest z moim ojcem, czyli dziadkiem mego syna. On zawsze uwielbiał dzieci, szczególnie maleńkie, więc spodziewałam się, że na punkcie wnuka oszaleje. Ale to, co zobaczyłam, po prostu totalnie mnie zaskoczyło. Mój tata, który do małych nie należy (ma ponad 1,90 m wzrostu i 100 kg żywej wagi) w pierwszym dniu po narodzinach wziął małego na ręce. Głaskał jego paluszki, a ja pierwszy raz widziałam, jak płacze. Łzy kapały mu ciurkiem, temu chłopu, którego nigdy w życiu nie widziałam ani wzruszonego ani smutnego. Pierwszy raz widziałam, jak mój starzejący się ojciec łka jak dziecko na widok dziecka. I choć miał dziesiątki maluchów wcześniej na rekach (znany jest w rodzinie jako Pan Niania), to gdy przytulał swojego wnuka i porównywał jego paluszki ze swoimi łapami to płakał rzewnymi łzami. A ja płakałam razem z nim ? Cudowne wspomnienie!!!
xxxxkicia5
„Niestety mój poprzedni wpis w ogóle się nie pojawił, trochę mi szkoda, bo był tak szczery, tak dogłębnie zajrzałam we własne wspomnienia i wydusiłam z siebie emocje… teraz ? pewnie już tego nie powtórzę … ale ! Postanowiłam opisać inny, cudowny moment z okresu bycia MAMĄ, świeżo upieczoną MAMĄ ! Bo … bo nagroda jest mi niezbędna jak woda na pustyni , może to właśnie ten laktator cud uczyni, i pozwoli mi cieszyć się możliwością karmienia piersią …. !
Po wyjściu ze szpitala z dzieckiem zostawałam całkiem sama ! Mąż w pracy, teściowie na dole… Pranie, sprzątanie, gotowanie i opieka nad małym Skarbem spoczęły na mojej głowie. Pierwsze kilka nieprzespanych nocy, obrzęk piersi i zmęczenie, dały o sobie znać! Przyznałam się mężowi, że czuję się wyczerpana, że nie radzę sobie, że po prostu opadłam z sił… a mała? cierpiała jeszcze na kolki…. Całej rozmowie w ukryciu przysłuchiwała się teściowa ! Na koniec weszła do pokoju, mówiąc, że „niechcący” wszystko słyszała! W mojej głowie pojawiła się już czarna otchłań, wiedziałam, że zaraz puści kazanie, jak to ona wychowywała trójkę małych dzieci i ze wszystkim sobie radziła, że nie narzekała, że ją nazwać można prawdziwą MAMĄ, a ja?
I wiecie co ? Doznałam szoku ! TEŚCIOWA przytuliła mnie mocno i powiedziała „jesteś dla mnie już jak córka! Czemu nic nie mówiłaś? Przecież bym ci pomogła… macierzyństwo to ciężka praca, i zrozumie to jedynie inna MAMA” . Oczy wytrzeszczyłam jak pięciozłotówki, miałam w nich łzy wzruszenia. Mąż z uśmiechem również mnie przytulił. Obiecali pomoc ! Tego dnia zmieniło się moje życie ! Z teściową uzgodniłyśmy, że ona będzie gotowała, a w wolnej chwili zajmie się małą kruszynką bym mogła wypocząć. Pamiętam jeszcze tego samego dnia, wzięła maleństwo i wraz z teściem , jako DUMNI dziadkowie udali się na pierwszy spacer z wnukiem ! Patrzyłam przez okno ! Byłam tak szczęśliwa ! Każdego dnia na nowo robiłam „schemat ” dnia, i doszłam do takiej wprawy, że macierzyństwo zaczęło mnie cieszyć! A to wszystko dzięki nim, moim bliskim którzy zamiast oskarżać i krytykować, zrozumieli i pomogli ! Mam wielkie szczęście że ich MAM ! Do dziś dziękuję za ich pomoc, bo dzięki niej jestem szczęśliwa. Teraz drugi maluszek już prawie na świecie a ja? Nadal mogę liczyć na ich wsparcie! Ale … wsparcie naprawdę pomocne, bez wtrącania się, bez decydowania za mnie, bez pouczania, bez narzekania ! I oto właśnie szczęście mojego macierzyństwa.
Mimo trudów, pokonałam przeciwności. I wiem że warto bylo pod serduszkiem nosić maleństwo przez 9 miesięcy ! Teraz sytuacja się powtarza! Ale juz wiem, że o własnych pitrzebach, odczuciach będe mówiła otwarcie i nie powstydzę się prosić o pomoc ! Bo mam na kogo liczyć ! „
MONIAAA777
Niemal każdego dnia w życiu każdej matki zdarzają się takie momenty, że chciałoby się krzyczeć wniebogłosy: „A jednak warto było męczyć się te dziewięć miesięcy”! I ja sama doświadczyłam tego niejednokrotnie…Bowiem odkąd dowiedziałam się, że zostanę mamą nie mogłam po prostu doczekać się tej małej istotki, którą będę tulić w swoich ramionach i nie przyszło mi nawet wtedy do głowy, że już lada chwila poczuję jak mój maluszek wpływa na mój humorek ? Jedną z pierwszych najcudowniejszych chwil jakie dostarczyła mi córeczka będąc jeszcze w brzuszku był pierwszy kopniak – było to tak cudowne uczucie, że aż łezka zakręciła mi się w oku ze wzruszenia. Od tamtego wieczoru kopniaków nie było końca, a ja z utęsknieniem czekałam na dzień, w którym ją zobaczę. No i nadszedł czas na nasze spotkanie…Przyznam szczerze, że mój poród nie należał do najłatwiejszych – brak postępu porodu przesądził o szybkim cięciu cesarskim, na który w ogóle nie byłam gotowa! Przez pierwsze dni czułam się fatalnie, a do tego doszedł stres związany z brakiem pokarmu – moja córeczka tak zawzięcie ssała pierś, że aż serce krajało mi się z rozpaczy, że pokarmu zwyczajnie nie mam! Były płacze, wrzaski i zapadła decyzja o dokarmianiu. Niemniej jednak nie poddałam się. Postanowiłam, że zrobię wszystko, aby karmić swoją córeczkę…I tak wspomagałam się herbatkami na pobudzenie laktacji, stymulowałam piersi ręcznym laktatorem (ileż, ja się omachałam wiedzą tylko moje dłonie!!), przystawiałam córkę co chwile do piersi. Trwało to kilkanaście dni, i kiedy już miałam się poddać nastąpiło coś nadzwyczajnego – pokarm pojawił się ni stąd, ni zowąd (co prawda nie było go wiele, ale to dało mi nadzieję, że w końcu mi się uda osiągnąć cel). Pierwszy dźwięk połykanego mleka, które wysysała z mojej piersi córka – na jego dźwięk mogłabym biec na koniec świata, żeby dać mojemu dziecku wszystko co najlepsze (i nie chodzi mi tylko o sam pokarm, ale też o tę cudowną i niesamowitą bliskość) – to był najcudowniejszy moment!! Córeczka szybko dorasta i nie będzie pamiętała tych chwil, ale ja ich nigdy nie zapomnę, zwłaszcza, że moja walka o pokarm wciąż trwa w najlepsze…
Koszucielka w kwiaty (super do karmienia piersią)/ RISK made in WARSAW
Tych gorszych bylo na ten etap wiecej niz tych najpiekniejszych. Cos by sie znalazlo ale jednak jestem po tych 5 miesiach macierzysntwa tak zmeczona zyciem i tak niewyspana ze zaczne doceniac po zdjeciach za kilka miesiecy jak juz sie unormuje cala nasza domowa sytuacja.
Kocham moje dziecko dlatego sam ten fakt jest dla mnie napieknijszy.
pierwsze swiadectwo mojego syna z paskiem, duma mama ,nie zapomnialach o jego natordzinach i pierwszych wszytskich chwilach tak waznych jak kocham cie mamo albo pierwsze kroki, tego sie nie zapomina, ale na tym etapie zycia na ktorym jestesmy obydwoje teraz to jest dla mnie cudowny moment. doceniam swoja prace bo tez tak jakbym ja przyniosla pasek ze szkoly. w koncu uczymy sie razem.
Moje macierzynswo było, i jest nadal pięknym doznaniem . Te chwile ktore minely razem z moim synem sa najpiekniejsze i te ktore jeszcze przedemna rowniez.
To co utkwilo mi bardzo w pamieci to moment kiedy moj synek zaczal usmiechac do mnie a ja wowczas bylam w bardzo zlej kondycji psychicznej poniewaz niedawno zmarł mi ojciec. Te usmiech dziecka spowodowal ze w tak ciezkiej chwili i ja sie usmiecham.
Mimo iz uplynelo juz 4 lata od narodzin mojego synka to ja wiem i pamietam wszytsko jakby to bylo wczoraj. Mimo iz nastawiona bylam na lekki porod bezproblemowy to jednak bylo zuplenie inaczej. Moje dziecko bylo okrecone pepowina i tracilo tetno podczas akcji, na szczescie wszystko skonczylo sie powodzeniem i dla to byla najcudowniejsza chwila , ze dzis mam zdrowego 4 latka. bo stresow milam sporo
Ahh…pojutrze mijają rowniutkie 2 lata odkąd jestem mamą Łucji. Najpiekniejsze lata, z największą dawką miłości. 16 lipca 2015 r. wywrócił moje życie do góry nogami. Chciałoby sie napisać tak wiele, bo przecież przy pierwszym dziecku wszystko jest „nowe”, wyjątkowe i najważniejsze. Z tych pierwszych dni po porodzie zapamietałam bardzo dużo i faktycznie wszystko było dla mnie magiczne. I dla wszystkiego warto sie bylo męczyć tę całą noc w bólach żeby wydać na świat Ten Cud. A co najbardziej zapamiętałam z tych pierwszych dni po porodzie? Otóż zapamietałam….zapach! Najbardziej wyjątkowy zapach na świecie. Zapach, którego nie potrafie opisać. Zapach mojego dziecka. Zapach, ktory cały czas czulam na sobie i ja i moj mąż..Mój mąż zwierzał mi sie, że kiedy wracał od nas ze szpitala(a bylysmy w nim z córką tydzień) to wciąż czuł Jej zapach, który był dla niego najpiekniejszym zapachem na świecie. Zasypiał z tym zapachem, budził się…Nie potrafimy tego wytlumaczyć, ale oboje z sentymentem ten zapach wspominamy. I myslę, że jest to jedno z tych wspomnień, ktore obojgu nam jednakowo wryło się w pamięć, które oboje jednakowo przeżywaliśmy. To wspólne wspomnienie także w pewien sposób nas łaczy. Bo przecież oczywistym jest że narodziny dziecka inaczej przeżywa kobieta, matka a inaczej facet, ojciec. Tak…zapachy w moim życiu odgrywają ważną rolę ? a ten odegrał najważniejszą!
Najpiękniejszy moment z pierwszych chwil jako matki, to dzień w którym rodzina przyszła odwiedzić nas w szpitalu. Była to 2 doba po porodzie. Tego dnia odwiedzili nas moi rodzice oraz siostra z 8 letnią córką Nadią. Nadia przez całą ciąże, za każdym razem gdy mnie widziała tuliła się do brzucha i mówiła mi,że wyglądam najpiękniej na świecie. Nie ukrywam,że było to miłe szczególnie,że przytyłam 15kilogramów i pod koniec nie czułam się najlepiej w swoim ciele. Pocieszałam się,że skoro siostrzenica za każdym razem tak mówi,a dzieci to najszczersze istoty na świecie to musi tak być 🙂 Gdy Nadia zobaczyła mnie w szpitalu podeszła i się przytuliła. Nie odezwała się jednak ani słowem,co trochę mnie zdziwiło bo gaduła z niej straszna. Po chwili gdy trochę już się oswoiła i ,,obejrzała” kuzyna powiedziała:” Wiesz co ciocia, teraz to na prawdę jesteś piękna,wtedy to wuja kazał mi tak mówić,żeby Ci nie było przykro”
Cała rodzinka wybuchnęła śmiechem, a tą chwilę wspominam bardzo miło i uważam,że 9 miesięcy ciąży i 15kg na plusie były tego warte:)
Dla mnie najpiękniejsze wspomnienie z pierwszych chwil macierzyństwa związane jest z moim ojcem, czyli dziadkiem mego syna. On zawsze uwielbiał dzieci, szczególnie maleńkie, więc spodziewałam się, że na punkcie wnuka oszaleje. Ale to, co zobaczyłam, po prostu totalnie mnie zaskoczyło. Mój tata, który do małych nie należy (ma ponad 1,90 m wzrostu i 100 kg żywej wagi) w pierwszym dniu po narodzinach wziął małego na ręce. Głaskał jego paluszki, a ja pierwszy raz widziałam, jak płacze. Łzy kapały mu ciurkiem, temu chłopu, którego nigdy w życiu nie widziałam ani wzruszonego ani smutnego. Pierwszy raz widziałam, jak mój starzejący się ojciec łka jak dziecko na widok dziecka. I choć miał dziesiątki maluchów wcześniej na rekach (znany jest w rodzinie jako Pan Niania), to gdy przytulał swojego wnuka i porównywał jego paluszki ze swoimi łapami to płakał rzewnymi łzami. A ja płakałam razem z nim 🙂 Cudowne wspomnienie!!!
Niemal każdego dnia w życiu każdej matki zdarzają się takie momenty, że chciałoby się krzyczeć wniebogłosy: „A jednak warto było męczyć się te dziewięć miesięcy”! I ja sama doświadczyłam tego niejednokrotnie…Bowiem odkąd dowiedziałam się, że zostanę mamą nie mogłam po prostu doczekać się tej małej istotki, którą będę tulić w swoich ramionach i nie przyszło mi nawet wtedy do głowy, że już lada chwila poczuję jak mój maluszek wpływa na mój humorek 😉 Jedną z pierwszych najcudowniejszych chwil jakie dostarczyła mi córeczka będąc jeszcze w brzuszku był pierwszy kopniak – było to tak cudowne uczucie, że aż łezka zakręciła mi się w oku ze wzruszenia. Od tamtego wieczoru kopniaków nie było końca, a ja z utęsknieniem czekałam na dzień, w którym ją zobaczę. No i nadszedł czas na nasze spotkanie…Przyznam szczerze, że mój poród nie należał do najłatwiejszych – brak postępu porodu przesądził o szybkim cięciu cesarskim, na który w ogóle nie byłam gotowa! Przez pierwsze dni czułam się fatalnie, a do tego doszedł stres związany z brakiem pokarmu – moja córeczka tak zawzięcie ssała pierś, że aż serce krajało mi się z rozpaczy, że pokarmu zwyczajnie nie mam! Były płacze, wrzaski i zapadła decyzja o dokarmianiu. Niemniej jednak nie poddałam się. Postanowiłam, że zrobię wszystko, aby karmić swoją córeczkę…I tak wspomagałam się herbatkami na pobudzenie laktacji, stymulowałam piersi ręcznym laktatorem (ileż, ja się omachałam wiedzą tylko moje dłonie!!), przystawiałam córkę co chwile do piersi. Trwało to kilkanaście dni, i kiedy już miałam się poddać nastąpiło coś nadzwyczajnego – pokarm pojawił się ni stąd, ni zowąd (co prawda nie było go wiele, ale to dało mi nadzieję, że w końcu mi się uda osiągnąć cel). Pierwszy dźwięk połykanego mleka, które wysysała z mojej piersi córka – na jego dźwięk mogłabym biec na koniec świata, żeby dać mojemu dziecku wszystko co najlepsze (i nie chodzi mi tylko o sam pokarm, ale też o tę cudowną i niesamowitą bliskość) – to był najcudowniejszy moment!! Córeczka szybko dorasta i nie będzie pamiętała tych chwil, ale ja ich nigdy nie zapomnę, zwłaszcza, że moja walka o pokarm wciąż trwa w najlepsze…
Macierzyństwo to czas wspaniały
To dar wielki i niebywały.
Każda z nas mam wie doskonale
Że chwil gdy mówimy „Warto było”
Zliczyć sie nie da wcale.
Z takich momentów życie z naszym maluszkiem się składa
Każda z nas ciagle” Warto było się poświęcać przez te dziewięć miesięcy” powiada.
A taki moment w moim życiu przełomowy
Który zawsze mi przychodzi do głowy
To chwila gdy moją córeczkę karmiłam
I choć pierwszy raz to robiłam
Ona mi bardzo pomogła.
Stres i zdenerwowanie mi przemóc pomogła.
Na mojej ręce do piersi przytulona
Spojrzała na mnie, byłam zaskoczona
I uśmiech szczery mi posłala
A swą malutką dłonią mego kciuka złapała
I cały czas trzymała.
Patrzyła tak na mnie chwil pare
Ten moment to chwile wspaniałe.
I wiedziałam że dla takiego cudu warto było
Bo dzięki Niej moje życie się odmieniło.
JESTEŚ W CIĄŻY ! JESTEŚ W CIĄŻY !
Te słowa niczym echo rozbrzmiewały w głowie, a ja nadal nie mogłam uwierzyć, że nam się udało. Mijały miesiące, a wraz z nimi stawałam się coraz większa i większa. Niewiele brakło, a nie zmieściłabym się w drzwiach, ale wiecie co… to mało ważne, ważne, że tuż pod swoim sercem nosiłam życie, nowe życie. Minęło niecałe 9 miesięcy, na świecie pojawił się Szymuś, nasz kochany Szymuś ! Nie mogłam doczekać się, kiedy wezmę go w ramiona, kiedy po raz pierwszy zabiorę go do domu, do naszego domu. Wyczekałam ten moment, była to najpiękniejsza chwila w moim życiu. W domu czekało na nas przyjęcie powitalne, zjechała się cała rodzina aby poznać nowego członka rodziny. Stos prezentów, życzeń dla mnie i Szymka… marzyłam tylko, aby już poszli, abyśmy zostali tylko my, chciałam się nim nacieszyć, w końcu tyle na niego czekałam ! Przed nami była pierwsza noc, przyznam szczerze, że obawiałam się czy sobie poradzę. Na szczęście obok miałam mojego ukochanego męża, który w każdej chwili mnie wspierał i dodawał otuchy. Bycie matką wcale nie jest łatwe ! Przekonałam się o tym już pierwszej nocy. Szymuś nie chciał spać, obudził się w środku nocy z płaczem. Za nic w świecie nie mogliśmy go uspokoić, nie chciał jeść , wciąż płakał a ja nie wiedziałam co robić. Byłam przerażona, z bezsilności zaczęłam mruczeć coś pod nosem i stało się. Koniec płaczu, ale zaraz , jak to możliwe ?! Mój głos go uspokaja, zaczęłam więc nucić cichutko kołysankę głaszcząc delikatnie małego po główce. Udało się, maluch się uspokoił a ja byłam taka szczęśliwa, że mi się udało. Poradziłam sobie z własnym lękiem. Wtedy właśnie zrozumiałam, że warto było przez te 9 miesięcy męczyć się, aby teraz cieszyć się każdą chwilą spędzoną razem !
P.S … Mam problem, nie mogę uwolnić się od teściowej !
Siadam wygodnie w fotelu i oczyma wyobraźni przenoszę się do dnia kiedy moja mała kruszynka z tryskającym uśmiechem i energią zmierzała do przedszkola tanecznym krokiem po raz pierwszy w życiu. Pląsając u boku mojej spódnicy początkowo z lekkim strachem wkroczyła na obszar sali przedszkolnej. Pełna strachu czekałam u progu szatni na ewentualny atak płaczu, lecz nawet odgłos cichego szlochania nie dotarł do moich uszu. Uff – rozmyślając całymi godzinami o mojej córeczce, gapiąc się co chwila na ekran telefonu na ewentualny kontakt Pani przedszkolanki, dzielnie stawiałam obowiązkom w pracy, co przyznam szczerze wcale nie było łatwym zadaniem 😉 W końcu nadszedł moment, w którym miałam odebrać moją księżniczkę. Z drżącym sercem i przeraźliwym strachem w oczach weszłam do przedszkolnego budynku. Z lekką obawą otworzyłam drzwi przedszkolnej sali i ukradkiem spoglądając dostrzegłam moją Zosię z wielkim bananem na twarzyczce tańcującą w kółeczku z innymi maluszkami. Te iskierki radości w jej oczach obrazowały ekscytację nowym miejscem, szczęście wywołane mnóstwem zabaw i przeświadczenie, że to będzie jej drugi dom!! Kamień spadł mi z serca, bowiem wtedy uświadomiłam sobie, że zapisanie Zosi do przedszkola to była najlepsza decyzja. Kontakt z dziećmi, zabawy ruchowe, wspólne śpiewanie, nauka kompromisów w zabawie…- to wszystko moja córka miała na wyciągnięcie ręki. Każdego ranka z przyjemnością zawożę Zosię do przedszkola, by w cudownej aurze radości i przyjaznego nastawienia mogła bawić się wśród przyjaciół, uczyła się podstawowych literek, kolorów…no i by nieco za mną zatęskniła 😉 I nie ukrywam, że ja jako pełnoetatowa mama każdego dnia przeżywam podobne chwile. I chociaż są różne, to dla mnie są tak samo ważne, i tak samo piękne! Czas płynie nieubłaganie i ważna jest każda chwila, dlatego ciężko jest wybrać tą jedną najcudowniejszą, na wspomnienie, której powiedziałabym: „A jednak warto było męczyć się te dziewięć miesięcy”…bo czy jest to pierwsze spotkanie z dzieckiem po męczącym porodzie, czy pierwsze karmienie maluszka, pierwszy uśmiech, tak szczery i rozbrajający, że aż chce się piszczeć z zachwytu, pierwszy ząbek bądź też pierwszy dźwięk słowa „mama”. Za każdym razem pojawiają się łzy szczęścia. ścisk radości w sercu, ekscytacja i wszędobylski spokój o prawidłowy rozwój dziecka, czasem też jest strach i smutek…no, ale czym byłoby moje życie bez moich dzieciątek…Bo czym jest szczęśliwe życie przekonałam się dopiero wówczas, kiedy te małe promyki słońca postanowiły zaistnieć w moim życiu.
Pierwsze dni po porodzie. Uczciwie napiszę, że nasłuchałam się wielu różnych historii ale niestety mogę sobie to tylko wyobrażać. Mój pierwszy poród przede mną. Noszę pod sercem mojego Synka i zastanawiam się co mnie zaskoczy. A może raczej co mnie nie zaskoczy? Będzie on i będę ja, w nowej roli. Będzie mój mąż jako tata i zaskoczy mnie, tak jak do tej pory, jak można było tak we dwoje przez tyle lat. Największym moim potencjalnym zaskoczeniem (poza moją niezdarnością i nieporadnością) będzie to, że naprawdę nie da się zaplanować niczego co do minuty i , że moje plany to sobie mogą być, plan to będzie miał Maluszek – na swój dzień, na nasz dom. Że raptem wpasuje się w nasz świat mały Ktoś i zawładnie nami, a raczej zapanuje nad nami bez pytania czy może. Jak to powiedział mój mąż: zaskoczeniem największym będzie to, że to nie druga osoba będzie dla mnie , ale ja dla niej. I mam nadzieję, że o tym nigdy nie zapomnę.
Od dwóch tygodni nosiłam się z zamiarem napisania tego komentarza. I przez ten czas rozmyślałam, który to moment wynagrodził mi wszystkie bolączki z okresu ciąży. Minął czas, a ja dalej nie potrafiłam wybrać czegoś najpiękniejszego. Każda chwila z moją córeczką była, jest i będzie ważna. I każda jest dla mnie remedium na zło tego świata i wynagradza mi każdą myśl, która nawet nie zrodziła się w mojej głowie, a mogłaby w jakikolwiek sposób przenieść mnie w fantazji do świata, w którym nie ma miejsca na dziecko, a jest tylko praca, kariera, wyjścia, życie towarzyskie i imprezy. Nie potrzebuję tego, mam Ją. 5 lat temu po niezwykle ciężkim i bolesnym porodzie w końcu mogłam wziąć Ją na ręce, przytulić, zobaczyć. Wcześniej przyjaźniłyśmy się poprzez moje ciało, teraz jesteśmy psiapsiółami na innym szczeblu. I tak jak nigdy nie zapomnę jej cudownego uśmiechu podczas karmienia piersią, gdy odrywała się z ustami pełnymi mleka, tylko po to, żeby spojrzeć prosto w moje oczy i rozpłynąć się w błogiej chwili, tak nigdy nie zapomnę dzisiejszego poranka, gdy przyszła do mnie do łóżka w piżamkach szczęśliwa, że po przedszkolu jedziemy do babci, wczorajszego wieczoru, gdy nie mogła zasnąć, marudziła i była już bardzo zła, przedwczorajszego popołudnia, gdy spacerowałyśmy po parku i opowiadała mi o swoich koleżankach i o tym jak bawiły się w przedszkolu. Moja córka każdego dnia jest moją Nagrodą. Dodatkowo, za 1,5 miesiąca po raz drugi zostanę mamą, na świat przyjdzie druga dziewczynka – a jest ona długo wyczekiwana, zagrożona. Dla niej leżałam 3 miesiące plackiem, łykałam tabletki, jeździłam po szpitalach, wszystko, żeby tylko utrzymać ciążę. Teraz, gdy wiem, że miłość wkrótce się podwoi, że starsza córka już nie może się doczekać siostrzyczki – czuję wielkie szczęście i bezgraniczną miłość. I nic mnie już nie boli, nie ma żadnych ciążowych dolegliwości, dodatkowe kilogramy stają się lekkie jak piórko. Mawiają: chcesz mieć idealnego mężczyznę – musisz go sobie urodzić. Ja mówię: chcesz mieć idealną miłość – ona rodzi się wraz z dzieckiem. Jest tak ogromna i bezkresna, że całe życie można w niej tonąć i cały czas unosić się na tafli. Dziękuję, że mogłam przelać te myśli i emocje. Wybaczcie za chaos, ale to hormony 🙂 Pozdrawiam wszystkie Mamy i Autorkę bloga. Karolina.
Historia mojego macierzyństwa tak naprawdę dopiero się zaczyna, więc bardziej doświadczona Mama mogłaby się oburzyć i powiedzieć „co ja wiem o trudach wychowania dzieci”. Owszem, zapewne niewiele. Ale cały czas uczę się tej nowej roli i bardzo chciałabym być dla mojego Synka wspaniałą Mamą. Szkoda, że nie od początku było tak kolorowo… Sama ciąża przebiegła pomyślnie, bez komplikacji. Dzieciątko zaplanowane, wszystko pięknie w domu czekało przygotowane. Kilka fałszywych alarmów i jeżdżenia do szpitala na darmo… no i wreszcie ten dzień!
Dokładnie w 1 rocznicę zaręczyn, dziewięć i pół miesiąca po ślubie nasz Skarb postanowił opuścić Mamusiowy brzuszek. Nie będę tu opisywać hard-coru (czyt. porodu), bo może natknie się na mój wpis kobieta w stanie jeszcze-błogosławionym i się rozmyśli… ale nie wiem, co też mi do głowy strzeliło by rodzić zupełnie „na żywca”. Naczytałam się na forach, że znieczulenie może opóźniać postępy porodu, że nie będę czuła co się z Dzieckiem dzieje… a że oksytocyna to na pewno będzie miała szkodliwy wpływ na Maleństwo już na starcie. Z resztą kobiety z afrykańskich wiosek od wieków rodzą bez tych zdobyczy medycyny i nasze prababki być może także przez to przechodziły i dały radę (inaczej przecież nas by nie było). Także nie trudno sobie wyobrazić, co się działo, gdy akcja rozkręciła się na dobre… Całe szczęście, że w takich sytuacjach kobiecie nie przysługuje prawo odwrotu… Mój wspierający Mąż był wszystkiego świadkiem i jestem pełna podziwu, że wytrwał do końca… O dziwo chce jeszcze mieć kolejne dzieci (ale na razie mówi, że nie szybko). Chyle czoła przed Mamami, które w ten sam sposób rodziły, aczkolwiek to sprawa indywidualna i czasem trwa to chwilę, a nie godzinami jak u mnie. Tylko proszę mi nie wmawiać, że jak już się zobaczy różowego Dzidziusia to się zapomina o tym całym bólu…
Synek urodził się szczęśliwie, piękny, zdrowy, 10/10 punktów. Gdy już miało być po wszystkim nagle… krwotok! W jednej chwili na sali zrobiło się kilkanaście osób przyodzianych w białe fartuchy. Mnie uśpiono, a Męża wyprosili na korytarz dając mu rozkrzyczanego noworodka w opiekę… Oszczedzę opisu co się działo potem, grunt że się wykarasałam, ale na początku moje ciało było słabe. Ja, zawsze silna i wysportowana kobieta, nagle miałam problemy ze zwyczajnymi czynnościami, a co tu mówić o dodatkowych obowiązkach macierzyńskich. Nie od razu odnalazłam się w nowej roli. Oczywiście od początku bardzo kochałam tą małą Istotkę, która wtulała się we mnie praktycznie non stop… ale nie czułam wszędobylskiej radości, która emanuje z wszelkich reklam propagujących bycie mamą. W szpitalu praktycznie nie przespałam ani godziny po porodzie… o zgrozo od kąd jestem Mamą nie było ani jednej przespanej całej nocy do teraz. Momentami czułam jakby ktoś zabrał mi moje dotychczasowe życie. Karmienie-odbicie-pielucha-cyc-noszenie-mycie-pielucha-karmienie itd.
Ale trzeciej nocy po porodzie, gdy jeszcze byliśmy w szpitalu miała miejsce pewna sytuacja… komuś patrzącemu na to z boku zapewne nie wydałaby się ona nadzwyczajna, albo nawet by nic nie zauważył. Na sali wszyscy spali, ja czuwałam i patrzyłam na Synka, z którym leżąc na krawędzi dzieliłam moje jednoosobowe łóżko. Nie dał się ani na chwilę odłożyć do swojego noworodkowego łóżeczka. W pewnym momencie przebudził się… nie płakał, ale patrzył na mnie, ja na Niego… cisza, chwilę to trwało… czułam jak bezgraniczna wielka miłość wypełnia w moim sercu pustkę, o której istnieniu nigdy wcześniej nie miałam nawet pojęcia. Ta mała bezbronna Istotka leżała cichutko obok mnie i była całkowicie zdana na mnie. Wówczas zrozumiałam czym jest odpowiedzialność za drugiego człowieka, troska o Dzieciątko, którym pan Bóg mnie obdarzył…
Po chwili Synek wtulił się w cyca jeszcze mocniej, pociamkał i błogo usnął.
Udało mi się nagrać tą sytuację chwilę po tym i wzruszam się za każdym razem, gdy ją odtwarzam… szkoda, że nie da się tu załączyć filmiku, ale w razie czego dysponuję takowym… 😉
Jest duzo takich momentow kiedy mysle sobie oooo jakie to cudowne uczuicie i biegne kolejna sytuacje zapisac w moim kajeciku pamietniku z czasow dziecinstwa moich pociech. I tak jak zapamietalam bardzo moment kiedy moj strszy syn pierwszy raz mnie objal i przytylil to nic tak nie pamietam na serio. Cudowne uczucie , mial wtedy jakies 6 miesiecy a bylo to 5 lat temu na jeziorem na wakacjach
Moja coreczka jest bardzo niesmiala i pol roku adoptowala sie w przedszkolu zanim moglam ja zostawic same na 4 godziny. Bardzo boi sie dzieci i jest wrazliwa. Nie mozna ja popchnac ani zbic a takie sytuacje w przedszkolu sa na porzadku dziennym i jestem tego swiadoma. niestety moja praca jest wymagajaca i nie moge pozwolic sobie na siedzenia z nia w domu a uwazam tez swoja droga ze przedszkole napewno jej pomoze bardziej niz zaszkodzi w takiej sytuacji jakiej jestesmy. Ale do rzeczy:
Pewnego dnia poszlam z nia na podworko, bylo kilkoro dzieci razem sie sie bawili , ona podeszla niesmialo zapyatla czy moze pograc w pilke, jeden z chlopcow krzyknac na nia i powiedzial glosnia ze nie. Normalnie ona by sie rozplakala, ale powiedzial mu nie krzycz na mnie nie chcesz to nie bede sie bawic z innymi dziecmi . Bez placzy i bez wzruszenia, w koncu pomyslalam.
Jako ze mam dwoje dzieci i obydwoje to straszne łobuzy(2 synow) najpiekniejszy moment to kiedy siedzą we dwójkę w pokoju , najlepiej zamkniętym i się razem bawią bez bijatyki i bez wyrywania sobie nawzajem zabawek. To moment kiedy sie przytulaja mowia sobie mile slowa, dla matki to miod na serce i rozkosz dla duszy. Ja tak mam przyjamniej.
nie bede ukrywac e moment narodzin mojego synka bartusia byl dla mnie niezapominany, jedyny i juz wtedy wszystko sie dla mnie zmienilo. to tak samo kiedy kiefy pierwszy raz swiadomie sie na mnie popatrzyl a potem usmiechnal, bylam przeszczesliwa, koncu doznalam jakiej reakcji od mojego dzieka, byl to wspaniale uczucie
Najpiekniesza chwila codziennie ejst ta kiedy dzieci juz spia a ja w koncu moge na nie popatrzec troch z innej perspetywy niz tylko oczami matki ktora ma pelno obiwiazkow. Wieczorem jak zasna moge w koncu popatrzec i pomys;ec ze sa tylko moje, bezpieczne , najedzone i odpoczywaja czyli to co dla mnie matki najwazniejsze.
Moja teściowa uwielbia wpadać bez zapowiedzi na wizytację (nie, wizytą nie można tego nazwać). Strasznie denerwowałam się po powrocie z maluszkiem do domu słysząc dźwięk domofonu. Bo może to ona wpada właśnie na kontrolę… Aż tu telefon. To teściowa zadzwoniła z informacją, że ma katar, więc nie może nas odwiedzić, bo jeszcze zarazi naszą kruszynkę.
Jak wiadomo leczony czy nie trwa 7 dni. Oj, warto było się męczyć te 9 miesięcy dla tego tygodnia spokoju. I po to, by chociaż przez 7 dni moje maleństwo miało szczęśliwą i wyluzowaną mamę.
Dla mnie najpiekniejsze momenty to takie w ktorych uronilam lzy, i tak bardzo jak plakalam ze szczescie kiedy przywieziono mi synka po cesarskim cieciu i znieczuleniu ogolnym to nie plaklam nigdy to samo bylo kiedy pierwszy raz mi powiedzial kocham cie mamuniu. loveeee
w sumie to bardzo dobrze ze zadalas mi to pytanie, moze nie osobiscie , ale jednak jak zaczelam sie nad tym bardziej zastanawiac to musze szczerze stwierdziec ze nie ma takiej jednej jedynej chwili ktora moglabym najpiekniejsza, sklada sie to na inne rozne powiazane ze soba momenty , chwile itp. Moge napisac jedno ze macierzynstwo to cud, i samo w sobie ejst piekne bez konkurencyjne
dla mnie jako ze nigdy nie chcialam miec dzieci i jakos trudno mi teraz w to az uwierzyc ze tak bylo ale naprawde na wszytskie mowilam ze to bachory. dzis sama mam dziecko i smiac mi sie chce z mojego podejcia ale wiem jak bardzo odbiegaja moje mysli odnosnie macierzystwa teraz a jakie byly one kiedy jeszcze nie bylam w posiadanu. dlatego najpiekniejszy moment to taki kiedy staje sie byc mama, swiat jest inny i zycie
po pierwsze to narodziny
po drugie to usmiech
po trzecie to pierwsze slowo mama
po czwarte to pierwszy krok do przodu
po piate to pierwszy wierszyk w przedszkolu z okazji dnia mamy
po szoste – szczery usmiech na jej twarzy ktory wiem ze jest z serca bez obludy i bez okazywania wzajemnosci tak po prostu
Oj wiele to wiele bylo chwil moich pieknych zwiazancuh z macierzynstwem i nawet ta wymiana piluchy pierwszorazowo to jakis cud, tak samo jak cud narodzin i te hormony ktore buzuja w glowie. Jak dzis pamietam jak trzymalam w rekach moja co dopiero narodzina corunie i wylam jak bobr ze szczescia ot tak bez powodu , ze ja mam 🙂
Dla mnie najcudowniejszy był dzień narodzin mojej córeczki.Każda mama już nie może się doczekać kiedy urodzi i zobaczy swoje dziecko.Dla nas była to naprawdę cudowna niespodzianka,ponieważ do samego końca nie wiedzieliśmy czy to będzie synek czy córeczka?Jak zobaczyłam córkę po raz pierwszy to z emocji się popłakałam.Bo jak to możliwe,że taki organizm żył i rósł w brzuszku a teraz potrafi funkcjonować poza nim.Pamiętam te małe oczka i bardzo długie paznokcie u rączek.Pierwsze wspólne minuty,godziny były najpiękniejszymi chwilami spędzonymi już we trójkę.Pamiętam tą radość a zarazem lęk,obawę,gdy tuliłam córeczkę. Pamiętam męża załzawione oczy i jaki był dumny,szczęśliwy,gdy patrzył na nas.
Narodziny dziecka i ja i mąż wspominamy do dzisiaj.Tego wyjątkowego dnia nigdy się nie zapomnę,bo od tego dnia stajemy się odpowiedzialnymi rodzicami.
Niestety mój poprzedni wpis w ogóle się nie pojawił, trochę mi szkoda, bo był tak szczery, tak dogłębnie zajrzałam we własne wspomnienia i wydusiłam z siebie emocje… teraz ? pewnie już tego nie powtórzę … ale ! Postanowiłam opisać inny, cudowny moment z okresu bycia MAMĄ, świeżo upieczoną MAMĄ ! Bo … bo nagroda jest mi niezbędna jak woda na pustyni , może to właśnie ten laktator cud uczyni, i pozwoli mi cieszyć się możliwością karmienia piersią …. !
Po wyjściu ze szpitala z dzieckiem zostawałam całkiem sama ! Mąż w pracy, teściowie na dole… Pranie, sprzątanie, gotowanie i opieka nad małym Skarbem spoczęły na mojej głowie. Pierwsze kilka nieprzespanych nocy, obrzęk piersi i zmęczenie, dały o sobie znać! Przyznałam się mężowi, że czuję się wyczerpana, że nie radzę sobie, że po prostu opadłam z sił… a mała? cierpiała jeszcze na kolki…. Całej rozmowie w ukryciu przysłuchiwała się teściowa ! Na koniec weszła do pokoju, mówiąc, że „niechcący” wszystko słyszała! W mojej głowie pojawiła się już czarna otchłań, wiedziałam, że zaraz puści kazanie, jak to ona wychowywała trójkę małych dzieci i ze wszystkim sobie radziła, że nie narzekała, że ją nazwać można prawdziwą MAMĄ, a ja?
I wiecie co ? Doznałam szoku ! TEŚCIOWA przytuliła mnie mocno i powiedziała „jesteś dla mnie już jak córka! Czemu nic nie mówiłaś? Przecież bym ci pomogła… macierzyństwo to ciężka praca, i zrozumie to jedynie inna MAMA” . Oczy wytrzeszczyłam jak pięciozłotówki, miałam w nich łzy wzruszenia. Mąż z uśmiechem również mnie przytulił. Obiecali pomoc ! Tego dnia zmieniło się moje życie ! Z teściową uzgodniłyśmy, że ona będzie gotowała, a w wolnej chwili zajmie się małą kruszynką bym mogła wypocząć. Pamiętam jeszcze tego samego dnia, wzięła maleństwo i wraz z teściem , jako DUMNI dziadkowie udali się na pierwszy spacer z wnukiem ! Patrzyłam przez okno ! Byłam tak szczęśliwa ! Każdego dnia na nowo robiłam „schemat ” dnia, i doszłam do takiej wprawy, że macierzyństwo zaczęło mnie cieszyć! A to wszystko dzięki nim, moim bliskim którzy zamiast oskarżać i krytykować, zrozumieli i pomogli ! Mam wielkie szczęście że ich MAM ! Do dziś dziękuję za ich pomoc, bo dzięki niej jestem szczęśliwa. Teraz drugi maluszek już prawie na świecie a ja? Nadal mogę liczyć na ich wsparcie! Ale … wsparcie naprawdę pomocne, bez wtrącania się, bez decydowania za mnie, bez pouczania, bez narzekania ! I oto właśnie szczęście mojego macierzyństwa.
Mimo trudów, pokonałam przeciwności. I wiem że warto bylo pod serduszkiem nosić maleństwo przez 9 miesięcy ! Teraz sytuacja się powtarza! Ale juz wiem, że o własnych pitrzebach, odczuciach będe mówiła otwarcie i nie powstydzę się prosić o pomoc ! Bo mam na kogo liczyć !
Gdy zaszłam w ciąże, ze szczęścia oszalałam,
Jednak samego porodu bardzo się obawiałam,
Myślałam tylko, ach jak będzie mnie bolało,
Ale nic mnie tak do końca nie motywowało,
Jak świadomość, że mamą wreszcie zostanę,
I gdy po raz pierwszy maleństwo na ręce dostanę.
Te dwie myśli, przy nadziei mnie trzymały,
Że poród sam w sobie nie był tak obolały,
Po dwóch godzinach męczenia, nagrodę dostałam,
Do snu mojego Synka Szymusia ukołysałam.
Moja radość nigdy nie osiągnęła takiego poziomu,
Jak wtedy gdy po raz pierwszy przekroczyliśmy próg domu,
Nie było płaczu, ani nawet zajęknięcia,
Gdy na moich rękach pozował do zdjęcia.
Urodzony model-tak sobie pomyślałam,
I to ja wtedy właśnie się rozpłakałam,
To były łzy szczęścia, nigdy ich nie zapomnę,
Wszystkie uczucia wracają, gdy tylko to wspomnę.
Ten moment zaważył na moim życiu całym,
Od tej chwili nie przejmowałam się ciałem obolałym.
Przez 9 miesięcy Cię nosiłam,
Bardzo z tego się cieszyłam,
Pod sercem czuwałeś dnia i nocy,
Dodając mi dzięki temu mocy.
Czekałam na Ciebie- ach, warto było,
Twoje maleńkie ciało, świat mi przysłoniło,
Dzisiaj już wiem, czasu cofnąć bym nie chciała,
Bo wiem, że niestety bym Cie nie poznała.
Teraz już wiem, że warto jednak było,
Bez powodu to się nie zdarzyło.
Pewnego dnia usłyszałem cudowny głos. Poprosiłem Boga aby pozwolił mi spotkać się z nim. Przez 9 miesięcy słuchałem jak się śmieje, placze i krzyczy. Dziś 6 października o godzinie 16:35 postanowiłem poznać go osobiście. Jednak kiedy udało mi się zrobić pierwszy oddech, kiedy pierwszy promień słońca oślepił moje oczka spotkałem tylko mamę i tatę. Dobrze mi z nimi ale gdzie jest właścicielka tego słodkiego głosu, który tak bardzo chciał mnie spotkać? Czy ktoś wie? Czekałem dzień i noc. Mama tak słodko pachniała, było mi tak dobrze, ale brakowało mi cały czas tego głosu. Zaczęłem się niecierpliwić. Płakać. Mama nie wiedziała, co się ze mną dzieje. Po 3 dniach ubrali mnie ciepło, wsadzili do jeżdżącego wehikułu i zawieźli do DOMU. Tak na niego mówili. Pachniało tam ciastem, które zrobiła pani zwana babcią. I kiedy rozpakowali mnie z ubrań, śpiworów….nastapił cud. Ktoś pogłaskał mnie po główce i powiedział: „Wreszcie jesteś w domu, braciszku”. To był TEN głos. Ten na który czekałem. Głos mojej siostry. Teraz już wiedziałem, że jesteśmy w komplecie.
…………….
Bo najpiękniejsze było zobaczyć rodzeństwo razem. Moje dwa skarby.
Hej mój komentarz został odrzucony? niedawno jeszcze wyświetlał się na stronie, dziś go do dodałam a teraz nie ma:( do kiedy można wysyłać komentarze?
Widzę twój komentarz z dzisiejszą datą. JEst na stronie.
Faktycznie..tak mi teraz głupio… ale komentarz męża bezcenny… przeżywam, mówię mu o sytuacji a ten na pewno zwróciłaś na siebie uwagę… „boże co za idiotka”:) za to go kocham…
Dziecko jest najpiękniejszym cudem, jakiego doświadczamy w życiu… aby podkreślić wartość tego cudu dla mnie muszę pokrótce nakreślić historię swojego życia… Wiadomość o ciąży zbiegła się z bardzo traumatycznym dla mnie wydarzeniem… moja mama trafiła do szpitala po bardzo ciężkim udarze… lekarze z góry nastawili nas abyśmy przebywali z nią jak najczęściej – była nieprzytomna – rozumiałam co to znaczy…dwa lata wcześniej pochowałam tatę – po trzech latach walki z rakiem… została mi tylko ona nie potrafię opisać uczuć które mi wtedy towarzyszyły… przez ten stres, emocje nie zwróciłam uwagi na spóźniającą się miesiączkę… raz po powrocie od mamy ze szpitala zakupiłam test ciążowy… były dwie kreski… radość i smutek, szczęście i żal do losu nie potrafię opisać swoich uczuć z tego dnia… jeszcze tego samego dnia pojechałam do mamy do szpitala wyszeptać jej do ucha, że zostanie babcią… dwa tygodnie później zmarła… sama ciąża początkowo przebiegała książkowo, około 30 tygodnia pośliznęłam się pod prysznicem – musiałam zrobić dla własnego spokoju usg (gdzie parę dni wcześniej było robione usg genetyczne a wyniki prawidłowe) synek okazało się był dwukrotnie owinięty pępowiną i do tego łożysko było w bardzo kiepskim stanie… zaczęła się walka o każdy dzień.. tak się bałam… ale udało nam się dotrwać do 37 tygodnia, dzień przed porodem miałam kontrolne usg przepływów lekarz stwierdził mętne wody i od razu kazał udać się na szpital… bałam się, że mogło dojść do niedotlenienia… jednak synek urodził się zdrów jak ryba… i to jest ten cud – mam dla kogo żyć i za każdym razem co na niego patrzę widzę swoją mamę, tak bardzo jest do niej podobny… on jest teraz moją motywacją do życia – straciłam swoje rodzinę – swoje dzieciństwo ale mam wspaniałego synka i kochającego męża… los nam daje i los odbiera… trzeba umieć doceniać siebie, doceniać codzienność, doceniać to co mamy obok siebie, żyć dniem dzisiejszym bo życie jest takie kruche…
„Co takiego zapadło mi w pamięć, z tych pierwszych dni po porodzie?”
Przez całe dziewięć miesięcy mojej pierwszej ciąży czekałam na TEN dzień z dużą obawą, z nadzieją, z utęsknieniem…i w końcu doczekałam się szczęśliwego rozwiązania. Mimo to, bardzo bałam się, że nie sprostam roli matki. W końcu powstaje w nas mały nowy człowiek, więc próbowałam sobie wytłumaczyć cały ten proces „stawania się mamą”. Teraz już wiem, że TO dzieje się samo, jakby bez naszego udziału – bo staje się właśnie CUD.
Dlatego to co najbardziej zapadło mi w pamięć po porodzie, to moment kiedy dziecko trafiło w moje ramiona – ramiona kochającej mamy. Położone na moim brzuszku mogło znów poczuć się tak bezpiecznie, jak podczas naszej wspólnej 9-miesięcznej podróży przez świat. Pierwsze głaskanie mojego bobaska po pleckach, rączkach i nóżkach – czuły dotyk. Tak właśnie narodziła się nasza miłość, a ta mała kruszynka nagle stała się całym naszym światem. Pierwsze emocje, które towarzyszyły mi przy karmieniu piersią, kontakt z maluchem, kiedy znów był tak blisko mnie i rozpoznawał mamę w tym nowym świecie. Wtedy tak bardzo wsłuchiwałam się w jego oddech, bicie malutkiego serduszka. Pozwalałam mu ssać pierś bardzo długo, sama nie do końca wiedząc czy to pierwsze karmienie przebiega prawidłowo. Nagle w głowie zrodziło się sto pytań, szereg wątpliwości i znaków zapytania, bo przecież teraz czeka mnie TO wielkie zadanie i największa życiowa przygoda. Trzymając tę malutką rączkę, wyobraziłam sobie kolejne tygodnie życia – nie tylko karmienie, przewijanie i pielęgnowanie tej małej istotki, ale przede wszystkim wtedy poczułam, że to ja wprowadzę go w cały ten świat, by jak najlepiej pokazać mu jego piękno i uczyć miłości.
Dlatego w całym moim wachlarzu emocji z tych pierwszych dni, szczególnie przeżyłam właśnie to uczucie przeistoczenia się w prawdziwą „mamę”, i zrozumiałam jak wiele otrzymałam od swojej własnej mamy, która od narodzin obdarzała mnie swym matczynym dobrem.
Moja ciąża była nieplanowana, chcieliśmy zacząć starania dopiero po wakacjach, a na początku kwietnia zrobiłam test i okazał się pozytywny. Wszystko szło znakomicie. Aż do 24 maja. Lekarz, który robił USG, podejrzanie długo wpatrywał się w ekran. „Ciąża nie rozwija się prawidłowo. Proszę leżeć”. Wróciłam do domu i położyłam się. Pojawiło się krwawienie. Pół godziny później byłam już w szpitalu. Badający mnie lekarz dyżurny powiedział smutno: „Niestety, nie słyszę bicia serca”. Następnego dnia stwierdzono poronienie. Dla mnie to był koniec świata. Ale szpital spisał się na medal. Lekarze, pielęgniarki byli mili i taktowni. Na salę zabiegową wiozła mnie piękna, młoda dziewczyna. W windzie wzięła mnie za rękę i powiedziała: „Wiem, co pani czuje, bo mam to doświadczenie za sobą”. Obudziłam się z pustym brzuchem i uświadomiłam sobie, że jest już 26 maja… Dzień Matki. Zaczęłam szlochać. Sąsiadka wezwała pielęgniarkę. A ona przytuliła mnie: „Jeszcze wszystko przed panią, proszę mi wierzyć”. I miała rację. Nadal chcieliśmy mieć dziecko. Minęło trochę czasu i znów zaczęliśmy się o nie starać. Udało się, ale tym razem nie mówiliśmy nic nikomu. Lekarz wpadł na pomysł, żeby spróbować zastrzyków podtrzymujących ciążę. Dwa tygodnie przed Wigilią za pomocą cesarskiego cięcia na świat przyszła nasza córka. Zdrowa i śliczna. Ale przede wszystkim żywa. Poczułam ogromną ulgę, która na zawsze zakorzeniła się w mojej pamięci. Ból po porodzie przestał się dla mnie liczyć. Złe wspomnienia zostały mi wynagrodzone. Teraz przestało być dla mnie ważne, to że stoję w ogromnym korku, że nie mam nowego szala, nie dostałam wypłaty i torebka nie pasuje mi do płaszcza. W takich momentach przepełnia mnie pewność, że to wszystko jest zupełnie nieistotne. Nie denerwuję się wtedy, tylko uśmiecham. Bo przypominam sobie moment, w którym po 9 miesiącach strachu zasianego przez wcześniejsze poronienie, urodziłam zdrową córeczkę. To wspomnienie zawsze dodaje mi siły i pokazuję błahość pewnych codziennych rzeczy.
Chyba bede tu jedynym tatą ale mam nadzieję, że to mnie nie dyskwalifikuje:) mamy wspaniałą córkę- Julię. Moja żona to prawdziwa superbohaterka- dokonała czegoś wspaniałego- urodziła dziecko. Najwspanialszy moment jaki pamiętam to chwila gdy pierwszy raz zobaczyliśmy naszego okruszka- mała, bezbronna istotka, która głośno płakała. Położna owineła ja w rożek i podała żonie. Mała natychmiast przestała płakać, spojrzała na żonę i uśmiechneła się. Płakałem jak szalony z tego ogromnego szcześcia. Tuliłem je mocno i cieszyłem się, że w życiu towarzyszyć mi bedą dwie tak wspaniałe istoty. Ten moment to z pewnością chwila, w której mogę powiedzieć” Warto było!”.
Witam, mogłabyś sprawdzić w SPAM bo mój komentarz się nie pojawił ? ;((
Jeśli dodałaś go pod tym samym mailem to nie ma go. Może nie zatwoerdziłaś? Dodaj jeszcze raz i napisz mi maila jesli się nie pojawi. Będę to kontrolować
właśnie z tego e-maila dodałam…
pisałam odpowiedź z 3 godziny , tak prostu z serucha…
niestety,nie zapisałam jej. A na pewno potwierdziłam bo jak chciałam dodać raz jeszcze to wyskoczyło „wykryto duplikat”… no nic, szkoda
No nie ma:( strasznie żałuję, ale jak komentarz nie został dodany to nic nie zrobię.
tamtego wpisu już nie odzyskam. Postanowiłam jednak napisać od nowa
„Niestety mój poprzedni wpis w ogóle się nie pojawił, trochę mi szkoda, bo był tak szczery, tak dogłębnie zajrzałam we własne wspomnienia i wydusiłam z siebie emocje… teraz ? pewnie już tego nie powtórzę … ale ! Postanowiłam opisać inny, cudowny moment z okresu bycia MAMĄ, świeżo upieczoną MAMĄ ! Bo … bo nagroda jest mi niezbędna jak woda na pustyni , może to właśnie ten laktator cud uczyni, i pozwoli mi cieszyć się możliwością karmienia piersią …. !
Po wyjściu ze szpitala z dzieckiem zostawałam całkiem sama ! Mąż w pracy, teściowie na dole… Pranie, sprzątanie, gotowanie i opieka nad małym Skarbem spoczęły na mojej głowie. Pierwsze kilka nieprzespanych nocy, obrzęk piersi i zmęczenie, dały o sobie znać! Przyznałam się mężowi, że czuję się wyczerpana, że nie radzę sobie, że po prostu opadłam z sił… a mała? cierpiała jeszcze na kolki…. Całej rozmowie w ukryciu przysłuchiwała się teściowa ! Na koniec weszła do pokoju, mówiąc, że „niechcący” wszystko słyszała! W mojej głowie pojawiła się już czarna otchłań, wiedziałam, że zaraz puści kazanie, jak to ona wychowywała trójkę małych dzieci i ze wszystkim sobie radziła, że nie narzekała, że ją nazwać można prawdziwą MAMĄ, a ja?
I wiecie co ? Doznałam szoku ! TEŚCIOWA przytuliła mnie mocno i powiedziała „jesteś dla mnie już jak córka! Czemu nic nie mówiłaś? Przecież bym ci pomogła… macierzyństwo to ciężka praca, i zrozumie to jedynie inna MAMA” . Oczy wytrzeszczyłam jak pięciozłotówki, miałam w nich łzy wzruszenia. Mąż z uśmiechem również mnie przytulił. Obiecali pomoc ! Tego dnia zmieniło się moje życie ! Z teściową uzgodniłyśmy, że ona będzie gotowała, a w wolnej chwili zajmie się małą kruszynką bym mogła wypocząć. Pamiętam jeszcze tego samego dnia, wzięła maleństwo i wraz z teściem , jako DUMNI dziadkowie udali się na pierwszy spacer z wnukiem ! Patrzyłam przez okno ! Byłam tak szczęśliwa ! Każdego dnia na nowo robiłam „schemat ” dnia, i doszłam do takiej wprawy, że macierzyństwo zaczęło mnie cieszyć! A to wszystko dzięki nim, moim bliskim którzy zamiast oskarżać i krytykować, zrozumieli i pomogli ! Mam wielkie szczęście że ich MAM ! Do dziś dziękuję za ich pomoc, bo dzięki niej jestem szczęśliwa. Teraz drugi maluszek już prawie na świecie a ja? Nadal mogę liczyć na ich wsparcie! Ale … wsparcie naprawdę pomocne, bez wtrącania się, bez decydowania za mnie, bez pouczania, bez narzekania ! I oto właśnie szczęście mojego macierzyństwa.
Mimo trudów, pokonałam przeciwności. I wiem że warto bylo pod serduszkiem nosić maleństwo przez 9 miesięcy ! Teraz sytuacja się powtarza! Ale juz wiem, że o własnych pitrzebach, odczuciach będe mówiła otwarcie i nie powstydzę się prosić o pomoc ! Bo mam na kogo liczyć ! „
<3 dzięki. Tym razem jest:)
Nie zapomnę tego momentu gdy po traumie (poronieniu) na teście ponownie pojawiły się dwie kreski! Tak bardzo upragnione, wymarzone, ten strach a jednocześnie szczęście! Jeszcze przed ślubem marzyliśmy by mieć dziudziusia ! Całą ciążę brałam tabletki, uważałam na siebie, i choć mdłości mi nie dopisywały i czułam się świetnie, to jednak nie popadałam w totalną radość. Wszak wszystko mogło się zdarzyć. I tak z dnia na dzień podziwiałam mój rosnący brzuszek, cieszyłam się z ukochanym z każdego kopnięcia , on, tak dumny i opiekuńczy nie odstępował mnie na krok. Czułam jego miłość i miłość do naszego maleństwa.
Ze względów zdrowotnych zaplanowano mi cesarkę na dnia 20 czerwca, a tak bardzo chciałam by było to 19 bo wtedy urodziny miał mój mąż i tego też dnia przypadała 4 rocznica naszego ślubu. Ale ! Pogodziłam się z tym, bo na tego dnia było zbyt wiele cesarek i miejsca już nie było. 19 czerwca zaniepokojona skurczami udałam się do szpitala. Tam? Wykonano mi szereg badań i kazano leżeć. Miałam nadzieję że może jeszcze tego dnia maluszek pojawi się na świecie, że to jakiś znak by spełniły się marzenia. Jednak, mijały godziny a nic się nie działo. Już prawie spałam, było już po 23 . Nagle… skurcz, mokro! Zawołałam pielęgniarkę! Ta szybko wezwała lekarza, twierdząc że odeszły wody, że poród się zaczyna, że nie mogę naturalnie bo to zbyt niebezpiecznie. Czułam że ich rozmowy przedłużają się w nieskończoność, choć może tylko mi się wydawało. Szybko przewieźli mnie na salę, wykonali cesarkę i dokładnie o 23:55 na świecie pojaił się nasz synek ! Cud ! Mąż zaalarmowany zbliżającym się porodem, w szpitalu zjawił się w momencie samego porodu. Ja pamiętam tylko to, że chłopiec był zdrowy. Mąż wziął maleństwo na rączki, widok był niesamowity. Ja też miałam tą małą kruszynkę, położna położyła ją na moim ciele, a on? Tak niesfornie się do mnie tulił, taki maleńki, kochany ! Do dziś pamiętam te emocje ! Czy tego dnia zdarzył się cud? Owszem!Wraz z mężem wierzymy, że maluszek słyszał nasze rozmowy, i postanowił zrobić nam niespodziankę, przychodząc na świat dzień wcześniej .
Pierwszy uśmiech, pierwszy wpatrzony wzrok maleństwa sprawił, że zrozumiałam „warto było nosić go pod serduszkiem te 9 miesięcy”. I mimo iż kolejnych 16 nocy nie przespałam, to jednak miałam oparcie w mężu, któremu zwierzyłam się ze zmęczenia ,a który stawał na głowie bym wypoczęła. I nie było mowy o tym że „przesadzam”, było tylko zrozumienie i okazywanie mi miłości. Dziś? Jestem najszczęśliwszą mamą i żoną na świecie. Bo warto mówić o swoich potrzebach, obawach i bezcenny skarb ma ten, kto ma osobę która to wszystko zrozumie ! Ot tak ! Z ludzskiej miłości …. I choć nie bywa kolorowo, bo marzy mi się by pobudzić laktację, by maluszek zaczął ssać pierś, to jednak nie poddaje się! Bo mam wsparcie i mam dla kogo walczyć
Ja najbardziej pamiętam jeden najpiękniejszy a zarazem magiczny moment. Krótki wstęp: Córka po porodzie została niestety zabrana do Kliniki Patologii Noworodka w Zabrzu. Nie mogłam jej karmić,bo nie wiedzieli co świństwo ją dopadło, a ja sama to świństwo miałam w sobie. Także… karmiąc mogłam jej jedynie zaszkodzić. Tam córka ostro walczyła o zdrowie i życie ale po 28 dniach wróciła do domu. Ja przez te 28 dni robiłam wszystko, aby tylko po powrocie córka mogła pic z piersi. Efekt był marny, laktatorem ręcznym ściągałam zaledwie 5 – 10 ml. Koniec wstępu, a teraz ten magiczny moment 🙂 Gdy córka wróciła do domu, próbowałam przystawić ja do piersi, ale niestety poznała wcześniej butelkę i nie chciała złapać piersi. Krzyczała z głodu i złości bo nie wiedziała czego od niej chce i wtedy moje piersi „usłyszały” pierwszy raz jej krzyk i zaczęło płynąć z nich mleko jak szalone. Szybko podłożyłam buteleczki i łącznie z obu piersi uzbierało się 180ml. Przez prawie miesiąc walczyłam i nie odciągnęłam dla córki prawie nic… a tu wystarczyła jej obecność. Niestety to było jedyne mleko które córka dostałą ode mnie, ale dziś w drodze jest jej brat lub siostra i zrobię WSZYSTKO aby móc karmić piersią. Tak bardzo brak mi tej bliskości. Macierzyństwo jest pełne magii!
Kiedy obudzilam sie po narkozie i cesarskim ciezu i zobacyzlam twarz mojego synka. Niedowiezanie ze taki cud wyszedl ze mnie i jest moj.
Dla mnie od zawsze na pierwszym mieiscu stawiam zdrowie i zycie, dlatego kiedy lerzaz na badaniu stwerdzil u moje coreczki i guza w brzuchu bylam przerazona i nie myslalamz e kiedykolwiek mnie spotka takie nieszczescie, po urodzeniu coreka zaraz zostala przewieziona do innego szpitala gdzie ja zopreowano a w dzien operacji kiedy lekarz powiedzial ze bedzie wsyztko ok i operacje udala sie ja byklma najszczesliwszaosoba mama na swiecie.
Po 5 latach starania sie o cieze , po 3 poronieniach kiey okazalo sie ze jestem w kolejnej ciazy jakos mnie to nie ucieszylp ,bardziej balam sie ze znow pojdzie nie tak jak chce ale kiedy urodzilam moja ukochana i wyczekiwana coreczke bylo to dla mnie spelnienie marzen i moj najcudowniejszy dzien i moment w calym zyciu
Kiedy dostalam pierwszego ciziaka ot tak bezinteresownie i za nic, po prostu. Bylam najszczesliwsz amama na swiecie.
Cudowne uczucie kiedy dzieck osamo zaczelo jescbez marudzenia i bez dokarmiania, bez umazianej podlogi i calego ubrania. mialam wielki problem z synkiem poniewaz wiecznie byl za chudy i poza norma w siatkach centylowych , zawsze musulam wymyslac co na obiad i kolacje i sniadnaie i tak codziennie zeby tylko zjadl od jakiegos czasu sam dopowina sie o repete 🙂
Moja ciąża była nieplanowana, chcieliśmy zacząć starania dopiero po wakacjach, a na początku kwietnia zrobiłam test i okazał się pozytywny. Wszystko szło znakomicie. Aż do 24 maja. Lekarz, który robił USG, podejrzanie długo wpatrywał się w ekran. „Ciąża nie rozwija się prawidłowo. Proszę leżeć”. Wróciłam do domu i położyłam się. Pojawiło się krwawienie. Pół godziny później byłam już w szpitalu. Badający mnie lekarz dyżurny powiedział smutno: „Niestety, nie słyszę bicia serca”. Następnego dnia stwierdzono poronienie. Dla mnie to był koniec świata. Ale szpital spisał się na medal. Lekarze, pielęgniarki byli mili i taktowni. Na salę zabiegową wiozła mnie piękna, młoda dziewczyna. W windzie wzięła mnie za rękę i powiedziała: „Wiem, co pani czuje, bo mam to doświadczenie za sobą”. Obudziłam się z pustym brzuchem i uświadomiłam sobie, że jest już 26 maja… Dzień Matki. Zaczęłam szlochać. Sąsiadka wezwała pielęgniarkę. A ona przytuliła mnie: „Jeszcze wszystko przed panią, proszę mi wierzyć”. I miała rację. Nadal chcieliśmy mieć dziecko. Minęło trochę czasu i znów zaczęliśmy się o nie starać. Udało się, ale tym razem nie mówiliśmy nic nikomu. Lekarz wpadł na pomysł, żeby spróbować zastrzyków podtrzymujących ciążę. Dwa tygodnie przed Wigilią za pomocą cesarskiego cięcia na świat przyszła nasza córka. Zdrowa i śliczna. Ale przede wszystkim żywa. Poczułam ogromną ulgę, która na zawsze zakorzeniła się w mojej pamięci. Ból po porodzie przestał się dla mnie liczyć. Złe wspomnienia zostały mi wynagrodzone. Teraz przestało być dla mnie ważne, to że stoję w ogromnym korku, że nie mam nowego szala, nie dostałam wypłaty i torebka nie pasuje mi do płaszcza. W takich momentach przepełnia mnie pewność, że to wszystko jest zupełnie nieistotne. Nie denerwuję się wtedy, tylko uśmiecham. Bo przypominam sobie moment, w którym po 9 miesiącach strachu zasianego przez wcześniejsze poronienie, urodziłam zdrową córeczkę. To wspomnienie zawsze dodaje mi siły i pokazuję błahość pewnych codziennych rzeczy, którymi nazbyt się zadręczamy.
Co mi zapadło w pamięci? Hmm… jak pierwszy raz świadomie zaczął wodzic za mną wzrokiem. Było to 3 tyg po porodzie kiedy lezelismy w szpitalu. Podczas zabiegu cały czas na mnie patrzył. Pielęgniarka również zwróciła na to uwagę. To było najcudowniejsze przeżycie jak do tej pory
Długo czekaliśmy na naszego drugiego malca zanim wreszcie udało się nam zajść w upragnioną ciążę. Tylko czas płynął nie ubłagalnie i drugiego synka urodziłam krótko przed 40 – stką. Naszą radość (starszy synek też bardzo cieszył się) zmąciły badania prenatalne, po których okazało się, że na 95% kolejne maleństwo będzie obarczone zespołem Downa i innymi wadami rozwojowymi 🙁 Rozpacz pomieszana z mdłościami i radością z ciąży, o którą walczyliśmy z mężem kilka lat. Lekarze sugerowali aborcję. Nikomu nie życzę tych wszystkich uczuć, myśli, wątpliwości, łez, które wylewają się dzień po dniu po takiej diagnozie. I każda decyzja jest trudna, nie ma łatwego rozwiązania. Każda pociąga za sobą taki ogrom zmian i odpowiedzialności, że reorganizacja życia przy zdrowym noworodku to pestka… Zdecydowaliśmy utrzymać ciążę. Stwierdziliśmy, że pokażemy naszemu dziecku wszystko, co będzie w stanie ogarnąć swoim umysłem, że będziemy walczyć o jego zdrowie i życie, że będziemy uczyć się od niego, bo na pewno ma nam wiele miłości do przekazania. Nadszedł dzień rozwiązania – ból fizyczny i razem z nim psychiczny – mieszały się na wzajem. Udało się, na świat przyszedł nasz drugi syn. Przytuliłam go, płakałam i ze szczęścia i ze strachu, jak będzie dalej. Mąż dostał maluszka do kangurowania, a ja miałam dodatkowe badania, bo coś było nie tak z macicą. Kiedy przywieziono mnie na salę mąż podał mi na piersi naszego synka i wyszeptał zlany łzami – kochanie, nasze dziecko jest zdrowe, nie ma zespołu Downa; jednak znalazł się w tych małych 5% niepewności badań 🙂 Patrzyłam to na męża to na synka i nie pojmowałam, co do mnie mówi. Na inną rzeczywistość przygotowywaliśmy się przez wiele miesięcy, na znacznie gorszą. Wybuchnęłam płaczem, szloch wyrwał się z moich piersi i spłynęły wszystkie emocje, które dotychczas tłumiłam, bo starałam się być dzielna. Płakałam i śmiałam się jednocześnie i pierwszy raz nie przeszkadzało mi słońce świecące prosto w oczy ze szpitalnego okna 🙂 Kwintesencja oczekiwania przez 9 miesięcy na najgorsze – nagroda w postaci zdrowego dziecka nie da się porównać z niczym. Z tych wszystkich problemów zdrowotnych synek ma tylko skazę białkową i męczące kolki, ale to drobiazg, to tylko drobiazg….
Nasze pierwsze spotkanie już po tej stronie brzuszka i jego ZAPACH :-D- taki inny, ciepły, wyjątkowy, niepowtarzalny już nigdy później. Tak ten nasz pierwszy raz jest naznaczony właśnie zapachem. Teraz po trzech miesiącach pachnie inaczej- mlekiem mamy i jej zapachami, dziecinnym mydełkiem…. Też pieknie ale jednak inaczej… I to ta właśnie chwila najbardziej zapada w pamięć, ból i strach zwiazany z nagłym cc odszedł już w niepamięć. 🙂
Nigdy nie wyobrażałam sobie, że naprawdę będę kiedyś mamą. Oczywiście, miałam to gdzieś z tyłu głowy, że bym chciała i że kiedyś tak, ale zawsze miałam wcześniej jeszcze coś do zrobienia. Z moim mężem poznaliśmy się, kiedy ja miałam 19 lat, a on 21. Szybko razem zamieszkaliśmy. Lata leciały, a nam ciągle wydawało się, że jesteśmy młodzi. W moim otoczeniu coraz więcej osób zostawało rodzicami. Bardzo mnie śmieszyło jak koleżanki mi mówiły „moje dziecko ma 13 miesięcy”, „25 miesięcy” itp. Ja byłam cudowną ciocią, która godzinami szalała z maleństwami, ale jak wychodziłam, czułam ulgę i szłam robić rzeczy inne! Byłam zachwycona mogąc kupować prezenty dla szkrabów w sklepach w Nowym Jorku, przywozić prezenty z zagranicznych wakacji, ale jednak spać, do której chcę i korzystać z wolności. Z biegiem czasu, moje serce coraz częściej mówiło, że potrzebuję czegoś więcej. Zapadła decyzja. Staramy się! I tu spotkało nas rozczarowanie. Mijały miesiące i nic, a czas biegł do przodu nieubłaganie. Minuty zmieniały się w godziny, godziny w dni, te z kolei w tygodnie, one w miesiące aż minął rok. Nie mam pojęcia ile testów ciążowych wykonałam, ale na pewno było ich wiele, gdy już straciłam nadzieję okazało się, że jest. Osiem miesięcy zleciało bardzo szybko. Nie docierało do mnie, że zostanę mamą lada dzień, córka urodziła się trochę przed czasem. Ja po porodzie chodziłam jak we śnie i nie dowierzałam w szczęście, które mnie spotkało. Będąc jeszcze w szpitalu podeszłam do córki i powiedziałam: Choć słoneczko, ciocia Cię przewinie. Zawsze byłam ciocią, więc wypowiedziałam to z automatu. Spojrzenia koleżanek z sali były tak srogie, że chętnie zapadłabym się pod ziemię. Moje serce zamarło i przez gardło przeszły mi słowa, Mama Cię przewinie. Dopiero wtedy dotarło do mnie, że jestem mamą, że mam swój cud, to była najpiękniejsza chwila w moim życiu. I wiecie bardzo lubię być mamą, a wręcz kocham. Moja córka ma 23 miesiące i dziesięć dni a za 85 dni na świecie przywitamy nasze drugie dziecko i czuje się najszczęśliwsza na świecie. Kiedyś ktoś mi powiedział, że na ziemię spadają czasami kawałki nieba, zdecydowanie miał rację! Spoglądając na szczęśliwe dzieci i ich rodziców myślę, że nie czasami a bardzo często! I wiem, że dziecko nie jest przeszkodą w niczym, dziecko jest baterią, która napędza wszystkie nasze marzenia!
Jako mama dwojki dzieci nie mam jedynej pieknej chwili jest ich wiecej iciagle jakies sytuacje dowodza na to ze cudownie jest byc w stanie macierzynsywa i nalezy sie nim cieszyc i czerpac same przyjemnosci. Napewno sam moment narodzil ale tez pierwsze slowo wypowiedzianke mama, albo usmiech, albo glaskanie po twarzy, piersze kroki , cudowne te momenty niezapomniane
Piękna ta sukienka, jeszcze nie jestem matka dlatego nie wiem jaki jest piekny ten okres, ale licze ze zadlugo zajde w koncu w oczekiwana ciaze i w koncu dolacze do grona matek 🙂
Dzieńnarodzin mojej coreczki date godzine, wage cm glowki, cm dlugosci i imie poloznej : Ala która mi ja polozyla na piersiach , niezapomne do konca zycia. Jej glosu tez. To takie niby blach i pewnie kazda pani pisze tutaj to samo, ale tak dla mnie wlasnie jest i nie bede tego ukrywac ani pisac cos co nie jest do konca prawda
Z wielka niecierpliwoscia czekalam zeby moja corecza pierwszy raz powedziala mama, zanim jednak to zorbila zaczela sie smaic w glos. To bylo dla mnie niesamowite przezycie, po pierwsze ze sie rozwija a po drugie ze chyba jej dobrze z nami w domu skoro sie tak smieje.
Kiedy moje dziecko w koncu zaeczlo samo jesc i nie musilam je do tego zmuszac. To jest zasluga naszego kochanego przedszkolaod ktorego sie wszytsko zaczelo. Moj syn bardzo nie chcial jesc ale od kiedy reularnie uczeszcza do zlobka zjadal sam cale posilki. Polecam zlobek kazdej zdesperowanej mamie
Narodziny mojej córeczki, kiedy leżałam na stole operacyjnym i czekałam jak zacznie płakać, kiedy ja zobaczyłam i usłyszałam nie zapomnę tego nigdy jest to najcudowniejsza chwila w moim życiu. Długo czekałam na ten moment nie dziewięć miesięcy tylko kilka lat. Pierwsza ciąża zakończyła się niepowodzeniem bardzo długo po tym dochodziłam do siebie… Kiedy zdecydowałam się na kolejny krok okazało się, że jest problem z zajściem w ciążę długo staraliśmy się, kiedy w końcu udało się moja radość nie trwała długo, bo okazało się, że niestety nic z tego nie będzie. Byłam załamana już myślałam, że nie jest mi dane bycie mamą. Jednak nie podałam się i teraz jestem mamą cudownej kruszynki. Kiedy moja córeczka była już na świecie pojawił się kolejny problem z laktacja a mianowicie całkowity jej brak pewnie na to wszystko wpłynął stres i to, że akurat w dniu mojego porodu zamknęli szpital dla odwiedzających i zostałam po cesarce całkiem sama, ale nie ma tego złego radziłam sobie. Kiedy uświadomiła sobie, że nie nakarmię swojego dziecka zakasałam rękawy i tak zaczęłam przygodę z laktatorem, która trwa do dziś. Karmię już prawie sześć miesięcy, z czego jestem bardzo dumna, że udało mi się rozkręcić laktacje na tyle żebym mogła karmić. Mój laktator mówi już nieeee!!!;), ale ja mu mówię dasz radę i walczymy, co dzień i będziemy dopóki ja mu nie powiem, że to już koniec możesz w końcu zasnąć snem wiecznym;-)
„Proszę przeć!!!!”
Słucham, jak to? Nie rozumiem. Ale już teraz, tak nagle? Minęło 12 godzin na porodowce, niemożliwe.
Ale poczekajmy jeszcze troszkę, przecież nie jestem gotowa, a jak zacznę TO robić to wydarzy się właśnie TOOOO…. !
Zmeczenie, strach, ból którego nie da się opisać słowami. I te emocje. Jedyne tak na prawdę co pamiętam z tych ostatnich chwil razem to emocje. Nie pamiętam już bólu, widzę w pamięci kilka sekund, kilka ujęć i…. Jest! Położyli mi na piersi małe, ciepłe, miękkie.. o świecie, to On, jest na prawdę! Ludzie, wiecie co się stało? Mam Syna, jestem Mamą! Jestem najlepsza Mamą pod słońcem z najpiękniejszym dzieckiem na Ziemi. Chce mi się krzyczeć, niech usłyszą wszyscy moją radość! Słyszeli kilka godzin tylko mnie… a to przepraszam. Zapach, dotyk, w głowie i sercu istne szaleństwo.
Zabieracie umyć, nie, nie oddam nikomu, tylko ja wiem co jemu trzeba. Jak lwica ciałem obronie. Mam odpocząć… nie, nie ma po czym… a może jednak, zamknę oczy.
A gdy już wszystko stało się normalnościa, a my stworzyliśmy prawdziwą rodzinę mój świat okazał się być bajką. Malutki synek w pięknym ubraniu, w swoim łóżeczku na czystej podusi. Każdy dzień, nawet ten pełen lez, wzmacnia więzi. Po gorszym dniu nastaje lepszy, radosny dający siły na kolejne chwilę. Każdy dzień jest wyjatkowy. Chociaż czas szybko leci i znów w głowie pozostają tylko wspomnienia. Teraz patrzę na mojego prawie 5latka i nie wierzę, że tak dużo razem i wspólnie osiągnęliśmy. Że jest takim mądrym, rezolutnym chłopcem. Takim dużym małym mężczyzną.
Jednak pokłady sił, miłości i cierpliwości nadal są u mnie Wysokie. Pod sercem noszę kolejnego synka, moje życie stanie się jeszcze pełniejsze i to jest najpiękniejsze co w życiu mogło mnie spotkać.
Historia każdej z nas jest sama w swoim rodzaju wyjątkowa… mimo iż w oczach całego świata nie osiągnęłyśmy nic nadzwyczajnego w końcu taka jest nasza rola biologiczna jak rodzenie dzieci – stajemy się matkami jak całe mnóstwo innych kobiet na świecie to w oczach nas samych prawdziwe z nas bohaterki:) Wszystko przeżywamy po raz pierwszy, nasz świat wywraca się do góry nogami w końcu dałyśmy nowe życie, tworząc z tą maleńką istotką najpiękniejszą i najtrwalszą więź jaką można zawiązać w życiu. Kiedy sięgam pamięcią wstecz tak naprawdę wszystko było piękne w tych pierwszych dniach, patrzyłam na maleństwo z taką dumą w oczach – tak to moje własne szczęście:) Momentem, który do tej pory wywołuje uśmiech na mej twarzy ilekroć tylko go wspominam była duma z pierwszej przewiniętej samodzielnie pieluszki z kupką:) Tak wtedy właśnie poczułam tą pewność, że dam już sobie rade:) Urodziłam synka przez cesarskie cięcie, doświadczona w temacie siostra na pytanie czy to bardzo boli odpowiadała „trochę ciągnie” – i z takim pozytywnym nastawieniem pojechałam do szpitala:) Jednak to trochę w pierwszych dobach mnie przerosło, synek miał ponad 4kg i strasznie bałam się brać go na ręce, sama nie mogła za dobrze ustać, ciągle potrzebowałam pomocy pod koniec drugiego dnia zebrałam w sobie wszystkie pokłady sił, kiedy przewinęłam i nakarmiłam synka bez żadnej pomocy poczułam właśnie tą dumę z bycia mamą:) Nawiązując jeszcze do tematu laktacji w samej ciąży do karmienia piersią byłam nastawiona neutralnie – będę karmić bo tak wypada – nie ważne jakby to brzmiało i nie będę tutaj wyskakiwać z niczym wyjątkowym bo jak na mamę przystało bezgranicznie pokochałam tą bliskość i czułość jaka miała miejsce podczas karmienia piersią:)
Moze to zbyt prozaiczne ale moja napiekniejsza chwila to kiedy lekarz chirurg wyszedl z operacji mojego syna i powedzial ze bedzie wszytsko dobrze a syn bedzie chodzil . Maks mial powarze schozenie kregoslupa i mial operacje , slowa doktora przeszyly mnie az od glowy po stopy, najlepsze informacje dla mnie , dzis moj synek ma 8 lat i biega i cieszy sie dziecinstwem.
Kiedy lekarz pokazal mi corcie po cesarskim cieciu na sali operacyjnej i powedzail „no widac ze dzieczynka taka ma ladna buzie po mamie ” oj nie tylko czulam sie pieknie ja ale i to byl moj najcudowniejszy dzien kiedy zostalam mama.
Kiedy lekarz potwierdzil moja ciaze. Sam test ciazowy jeszcze mnie tak nie ucieszyl bo chyba nie moglam az w to uwierzyc ze jestem w ciazy, ale wizyta osoateczna w gabinecie usg byla dla mnie spelnieniem moich marzen o dziecku wlasnie
W moim zyciu mnostwo takich pieknych chwil, wszytke jednak zwiazane sa z dziecmi, bo to dzieci dla mnie to najwieksze szczescie i tak od pierwszego bicia serca do pierszego slowa mama czy tata po pierwszy krok, pierszy usmiech jestem najszczesliwsza mama na swiecie.
Najpiekniejsza chwila w moim zyciu bylo kiedy uslyszalam bicie serca mojej coreczki kiedy to poszlam do ginekologa poraz kolejny na wizyte gdzie co chwile przepisywal mi inne leki na ciaze a ja nie bylam w ogole swiadoma ze mam pod sercem juz dziecko. Cudowna chwila, jedyna niezapomniana. Dzis ciesze sie juz 8 miesiacem ciazy i czekamy czekamy z niecierpliwoascia z mezem na wyczeikana coreczka Kornelke.
Jeden najpiękniejszy moment po porodzie to taki kiedy położna położyła mi Córeczkę na moją klatkę piersiową. Ciało do ciała. Leżałyśmy tak gołe przez chyba godzinę. Co prawda bardzo szybko ona minęła. W tym czasie była próba nakarmienia piersią. Ale to co zapadnie mi w pamięć do końca mojego życia to ciepło malutkiego ciałka, to delikatna skórka, to piękny zapach, to włoski jak puszek. Zawsze jak o tym sobie przypomnę to rozpływam się z rozkoszy. Patrzyłam tak na moją Córeczkę i nie mogłam uwierzyć w t , że oto właśnie patrzę na CUD. CUDA się zdarzają a ten mały Cud leży na moim brzuchu.
Gdy Twoje serduszko po raz pierwszy usłyszałam, aż cała zadrżałam,
Od razu wielką miłością Cię pokochałam.
Każdy Twój ruch, każdy Twój gest sprawia mi wiele radości,
Przy Tobie się uczę cierpliwości.
Jesteś sensem mojego istnienia,
Z Tobą chcę spełniać marzenia.
Gdy Cię na świecie ujrzałam,
Swoje serce i miłość w dłoniach Ci ofiarowałam.
Jesteś dla mnie światem całym,
Jesteś CUDEM moim małym.
Przy Tobie lepszym człowiekiem się staje,
Od nowa poznaję świat i jego zwyczaje.
Z Tobą na nowo wszystko odkryje,
Nauczę Cię, pokażę, a nawet narysuję.
Miłość bezgraniczną w moje życie wprowadziłaś,
Świat piękniejszym uczyniłaś.
Jesteś najważniejszą dla mnie osobą,
Zawsze będę z Tobą!
Od teraz nigdy już nie będziesz Córeczko sama,
Będę przy Tobie ja-Twój Anioł- Twoja Mama!
Mama Poli i Agatki
Najbardziej zapamiętałam pierwszy płacz córeczki. Było to dla mnie coś pięknego, wiedziałam wtedy, że jest z nią wszystko w porządku, czułam to. Jak tylko dostałam moją Kruszynę to sama płakałam ze szczęścia. Była taka cudowna, taka jaką sobie wymarzyliśmy.
Ciąża mi nie służyła wyjątkowo, mogłam wydrukować liste możliwych „skutków ubocznych” i na czuja je odhaczać, miałam niemal wszystko od mdłości, krwawienia z nosa po żylaki i opuchliznę, koszmar, ratowałam się zdjęciami z USG i poszukiwaniem biegającej stopy wewnątrz brzucha, to dawało motywacje, by udżwignąć ten słodki ciężar do końca. A jeszcze wokół atakowały mnie tabloidy zdjęciami celebrytek w ciąży, pięknych, szczupłych, na siłowni, z uśmiechem, szczupłymi kostkami… I kiedy nadeszła godzina W, nie bałam się nic a nic, czułam wręcz ulgę, że to już koniec tego stanu wyjątkowo dla mnie mało błogosławionego. I kiedy położono mi moją kruszynkę na brzuchu, a ona spojrzała na mnie tymi wielkim niebieskimi oczami tak jakoś mądrze, jakby rozumiała wszystko i chciała naprawdę się przywitać, wiedziałam ze warto było tak się męczyć te 9 miesięcy i ze mogłabym dla tej chwili męczyć się dużo dłużej. I tak się na siebie patrzymy z bezgraniczną miłością już trzeci miesiąc.
U introligatora zamówiłam księgę oprawioną w skórę. Postanowiłam zapisywać w niej wszystkie ważne chwile od momentu urodzenia syna, aby w przyszłości podarować mu ten pamiętnik w prezencie. Skóra, złote literki. Kiedy niosłam ją do domu, ludzie się za mną oglądali. A mąż przywitał mnie w drzwiach słowami: „Kto dziś takie rzeczy robi?”. W tę książkę włożono wiele pracy, dlatego jest piękna, i może przetrwa kilka pokoleń. A oto właśnie chodzi. Ręczne pismo, kartki przesiąknięte aromatem maminych perfum, który będzie się synowi dobrze kojarzył. Pomimo uznania dla technologii, wciąż mam ogromny sentyment do takich tradycyjnych form. Wierzę, że ta księga trafi kiedyś nie tyko w ręce mojego syna, ale także wnuków i prawnuków. Będą mogli jej dotknąć, powąchać, doświadczyć wszystkimi zmysłami tej podróży do przeszłości. A tam pierwsze miłe wspomnienie po porodzie, które chciałabym przytoczyć. Właśnie od tego zapisu mój syn zacznie kiedyś czytanie swego pamiętnika.
19 luty 2017
Grzesiu, dokładnie siedem dni temu przyszedłeś na ten świat. Wciąż nie mogę uwierzyć w to, że jeszcze niedawno byłeś w moim brzuszku, a teraz śpisz smacznie w swoim łóżeczku tuż obok mnie. Dzielnie czuwa przy Tobie Atena, nasz piesek. Ona też pokochała Cię od pierwszego wejrzenia. Na pewno nie pozwoli Cię nikomu skrzywdzić i zostaniecie wspaniałymi przyjaciółmi. Tatuś pojechał do sklepu po małe zakupy. Specjalnie wziął w pracy kilka dniu urlopu, żebyśmy byli wszyscy razem podczas Twoich pierwszych dni w domku. Za oknem wirują płatki śniegu, a ja wsłuchuję się w Twój spokojny oddech, popijając herbatę z miodem. Dostaliśmy go od Twojego dziadka, który hoduje pszczoły i nie może się już doczekać, kiedy podrośniesz, żeby mógł Ci je pokazać. Tatuś nazywa Cię swoim „Bąbelkiem”. Masz słodkie, pyzate policzki i okrągły brzuszek. Bardzo lubisz, kiedy Cię w niego całuję. Śmiejesz się wtedy i energicznie machasz rączkami. Jesteś kochanym dzieckiem. Dużo śpisz i mało płaczesz. Pewnie, gdy sam zostaniesz ojcem, wrócisz do tego fragmentu i zrozumiesz, czemu to takie bezcenne dla rodzica. Odkąd jesteś w domku nasze wieczory wyglądają tak samo. Siadamy z tatusiem na kanapie i przyglądamy się jak śnisz w swoim łóżeczku, a Atena zasypia tuż obok niego, pilnując Cię jak skrzyni pełnej złota. Patrząc na to jestem więcej niż szczęśliwa. Tatuś zrobił Ci nawet takie zdjęcie z naszej perspektywy, żebyśmy zawsze mogli wracać do tej chwili. Gdy tylko je wywoła, wkleję je pod tym zapiskiem, żebyś też mógł zobaczyć siebie takiego słodkiego. A teraz muszę już kończyć, bo powoli zaczynasz się budzić i pewnie zaraz będziesz wołał jeść. Mój mały łakomczuszku, rośnij nam zdrowy.
Kocham Cię,
mama.
Słowo mama znaczy dla mnie bardzo wiele. Zawsze chciałam nią być. I mam to szczęście – udało się, z mężem doczekaliśmy się wspaniałego synka. A obecnie, już w trójkę czekamy na narodziny jego siostry! Odkąd synek dowiedział się, że będzie miał małą siostrę, całuje i głaszcze mój brzuszek, choć ma tylko 2 latka – tak młody, a rozumie już tak wiele! Wracając do tematu – rodziłam naturalnie, pamiętam okropny ból kręgosłupa, ale to nic w porównaniu z radością jaką przeżyłam gdy położono mi tego maluszka na brzuchu.
Jego małe rączki i nóżki wtulały się we mnie w swoich pierwszych chwilach na świecie, a ja nie mogłam oderwać od niego wzroku. Był taki mały, taki słodziutki i taki bezbronny. Na początku bałam się o niego strasznie – pamiętam, gdy na sali delikatnie kładłam go koło siebie, a za chwilę odkładałam na łóżeczko: pamiętam słowa pielęgniarki, która skwitowała mnie, że „nie powinnam dziecka izolować od siebie”. A ja tylko bałam się, tak bardzo się bałam, że gdy usnę z wyczerpania, mogę go przydusić i zrobić mu niechcący krzywdę! Ale od tego momentu starałam się mieć go zawsze blisko siebie, tak bardzo, jak to tylko możliwe. Pamiętam też powrót do domu, to jak razem z mężem wpatrywaliśmy się w naszego skarba godzinami – ostatnio przeglądaliśmy zdjęcia z tych pierwszych dni – i zaczęliśmy się śmiać – jedno ze zdjęć przedstawiało naszego Dawidka, na środku naszego dużego łóżka, otoczonego z każdej strony poduszkami, kołdrą, narzutą, aby tylko nie spadł. A przecież wiedzieliśmy, że takie małe dziecko się jeszcze nie przemieszcza!
Teraz tłumaczymy naszemu synkowi, że jego siostrzyczka będzie malutka i trzeba będzie bardzo na nią uważać, pokazujemy mu zdjęcia, z czasów jak on był tak malutki. Fajnie jest pokazywać dziecku jego zdjęcia, gdy on bierze je i przytula – to słodkie i miłe przeżycia. Już nie możemy się doczekać momentu, gdy nasza rodzinka będzie w komplecie – i choć na początku znów będzie ciężko i trochę zwariowanie, ale te chwile są najpiękniejsze – warte przeżycia, znów będzie co wspominać!
Moja ciąża była książkowa, przytyłam 10 kg, wszystkie badania miałam idealne, po za jednym – GBS’em. Nie martwiłam się ty bo moja wspaniała Pani Ginekolog uspokajała, że przed porodem dostanę antybiotyk i mojemu synkowi nic nie grozi, podobnie mówiły koleżanki które to przechodziły. Niestety antybiotyk nie zadziałał, i spędziliśmy tydzień w szpitalu. Nie będę opisywać w jakim byłam dołku psychicznym. Do tego doszedł brak pokarmu, który był spowodowany moim zabiegiem wycięcia gruczolako-włókniaka z lewej piersi, w skutek zabiegu miałam przecięte kanaliki i niestety karmić mogłam tylko prawą piersią. W szpitalu karmiłam mieszanie, personel medyczny z góry założył że jedną piersią nie wykarmię 4 kg dziecka. W domu lewa pierś bez poprawy, za to w prawej miałam tyle pokarmu że pewnie i bliźniaki bym wykarmiła 😀 I tak pierwszą noc w domu spędziłam karmiąc synka i ściągając pokarm na później 😉 Magia domowego zacisza <3
Mój komentarz będzie bardzo krótki 🙂 Wszystko co było ciężkie ciąża i poród poszły w niepamięć gdy zobaczyłam pierwszy uśmiech podczas gdy rano zmęczona i wykończona śpiewałam kołysanke „małym dzieciom mrużą już oczka…” to był pierwszy świadomy uśmiech 🙂 płakałam jak bóbr ze szczęścia 🙂
Pojawiłeś się na świecie skarbie w zimny dzionek. Mamusia trzęsła się jak galareta . Gdy tylko usłyszałam Twój pierwszy krzyk z oczy moich poleciały łzy. Po chwili mogłam Cię dotknąć ,pocałować. Przytulić mocno do swego serduszka. Dni mijały nam na poznaniu siebie. Mamusia bajeczki czytała i była w każdej Twej potrzebie! Patrzyła gdy spałeś i często płakała. Płakała ,bo swoje szczęście w Tobie odnajdywała. Ty jesteś mym słonkiem co rozpuszcza lody i moim budzikiem gdy dzień rano wstaje. W życie moje wprowadziłeś rozgardiasz, a mimo wszystko szczęśliwa jestem bardzo! Gdy trzymasz mój paluszek i mrugasz oczkami moje serce wypełnia się motylkami. A gdy Twój pierwszy uśmiech zobaczyłam ze szczęścia do góry jak kangur skoczyłam. I będziemy tak razem odkrywać nasz świat- przez życie pójdziemy za rękę. I będę Cię wspierać i kochać co dnia- dbać byś był zdrowy, szczęśliwy i szczery. Życie Twoje różami usłane będzie, bo jesteś moim życiem , szczęściem i powietrzem!
Najcudowniejszym momentem była dla mnie chwila, w której zrozumiałam, że moje dziecko mnie potrzebuje i jestem dla niego lekiem na całe zło. Było to po powrocie do domu ze szpitala. Pierwszy raz sam na sam. Bez położnych, bez babć i doświadczonych koleżanek. Mała zaczęła płakać, a ja wpadłam w panikę. Nie wiedziałam, czy jest głodna, coś ją boli, a może się mnie boi? Złapałam za telefon, żeby wystukać numer alarmowy do mojej mamy. Wtedy dotarło do mnie, że od teraz ja też jestem matką, więc muszę kierować się własnym instynktem. Wzięłam córkę na ręce, zaczęłam ją kołysać, całować i szeptać jej do uszka. Zaśmiała się. W jej dużych oczach dostrzegłam spokój. I w końcu to poczułam – ona mi ufa. Niesamowity moment, bo tak naprawdę wtedy to chyba ja przestałam się bać swojej córki. Zrozumiałam, że nikt nie zaopiekuje się nią lepiej ode mnie, a ona nikogo nie potrzebuje tak mocno jak mnie. Piękne wspomnienie, które już zawsze będzie rozgrzewać mi serce. Tamtego dnia nie mogłam nacieszyć się tym, co czułam, gdy mój dotyk, głos, a nawet wzrok koił niepokój córeczki. Do późnej nocy siedziałam przy łóżeczku i delikatnie muskałam palcami jej policzek, a ona słodko spała, czując się przy mnie bezpiecznie. Pewnie nawet za dwadzieścia parę lat, gdy tylko odwiedzi starą matkę jako studentka, będę zakradać się do jej pokoju, żeby popatrzeć jak śpi i znów pogłaskać ją po policzku. Wspominając chwilę, w której zrobiłam to po raz pierwszy.
Poród. Wydawać by się mogło, że wszystko jest zaplanowane, że urodzisz swój mały cud w zaplanowanym terminie i za chwilę będziesz je trzymać na rękach. Tak, myślałam, że właśnie tak to będzie wyglądać jednak było zupełnie inaczej. Wszystkie plany poszły w niepamięć gdy to 5 marca obudziłam się ze skurczami. Szybki przejazd do szpitala, badania, kroplówka na powstrzymanie skórczy, które pomogły na jakieś 2 godziny. Po tym czasie akcja porodowa postąpiła. Żadana z pielęgniarek nie wierzyła w to iż mam skórcze gdyż KTG ich nie wykrywało. Zapewniała, że jest profesjonalistką i powinnam jej zaufać. No niestety moje zaufanie na tym się skończyło, że wezwałam lekarza, który na salę przyszedł dopiero po dwóch godzinach. Kazał, nie ładnie prosił abym w ogóle się nie ruszała. Niestety było to awykonalne gdyż bóle były tak intensynw, że nie potrafiłam sobie z nimi poradzić. Zostałam po pewnym czasie zbadana i od tego momentu rozpoczęła się pogoń a raczej walka o cudo w moim brzuchu. 8 centymetrowe rozwarcie, szybka aplikacja cewnika oraz USG. Tragiczne przeżycie. Po jakiś 20 minutach znalazłam się na sali operacyjnej. Cała się trzęsłam i ze starchu i z zimna ( z pewnością to skutek uboczny znieczulenia). Za chwilę ujrzałam najwspanialszy CUD ŚWIATA! 2230 kg ZŁOTA, 56cm SZCZĘŚCIA. Przytuliłam go dopiero po 5 godzinach od CC. Na początku karmiony był sztucznym pokarmem, ale ja się nie poddawałam. Każdą chwilę poświęcałam temu by móc karmić nasze CUDO mlekiem. Mleko Matki to istna Kraina Mlekiem i Miłością płynąca. Zaprzyjaźniłam się z laktatorem, który sprawił, że pokarm z piersi wykarmił by conajmniej połowę oddziału noworodkowego. Nie karmiłam dość długo, ale wiem, że te 6 miesięcy dało mojemu synkowi ogromne zbliżenie, poczucie bezpieczeństwa, odporność. Dodać pragnę jeszcze, że mój poród skończył się niestety tym iż mój synek miał wysokie zwichnięcie stawu biodrowego. Więc porodu wspominać nigdy nie będę dobrze. Prawie 2 lata bez przerwy spędzone w szpitalu na wyciągu, operacja w linice, kolejne dwa miesiące w gipsie. Przeżyliśmy bardzo smutne chwile, ale przeżyliśmy je razem. Chwile te bardzo nas zbliżyły. Synek ma teraz 6 lat i wiem, że miłość opieka jaką mu okazałam dzisiaj on przejawia w chwilach gdy to ja choruje, czuję się słabiej. Przytula, okrywa kocem, troszczy się, mówi słowa jakie każda Mama pragnie usłyszeć „Jesteś najwspanialszą Mamą na świecie” i właśnie takie momenty udawadniają mi to, że to co robiłam było właściwe. Jestem dumna, że mogę teraz opisać nasze wspólne przeżycia chociaż były smutne to dzisiaj dzięki nim uśmiechamy się i z każdym dniem coraz bardziej się KOCHAMY. Za 6 miesięcy przyjdzie na świat nasze kolejne CUDO, którego nie możemy się doczekać. Czeka nasza trójką, która obdaruje to małe CUDO niespodziewaną ilością MIŁOŚCI, RADOŚCI I SZCZĘŚCIA. Bo szczęśliwa rodzina to najlepszy lek na trudne chwile.Dlaczego? Bo rodzina zawsze trzyma się razem i w tych trudnych i w tych pięknych chwilach.
Długo wyczekiwana ciąża, starania przez kilka lat w końcu dały swój OWOC! Pojawiły się dwie kreski ! Dziewięć miesięcy szczęścia, radości i tego oczekiwania na maleństwo, tej nadziei i wyobrażania sobie, jaką to wspaniałą MAMĄ będę! Od razu wiedziałam, że chcę karmić piersią, że nie zwiodą ani nie zniechęcą mnie gadania koleżanek że piersi obwisną, że będzie bolało, że mleko z proszki jest równie dobre ! Ja ? Ja czułam wewnętrzną chęć, miłość i potrzebę karmienia piersią, które dla mnie było karmieniem miłością . I tak po trudach, wyrzeczeniach, po ciężkich chwilach i trudnym porodzie, wzięłam w ramiona swojego synka ! Wszystko co złe od razu przestało mieć znaczenie, od razu poczułam się lepiej, poczułam się spełniona. Kamień spadł mi z serca . Czułam, że w końcu spełniły się moje marzenia! Czułam, że mogę przenosić góry, że nie straszny mi poporodowy ból, że jestem supermenem, bo dostałam MOC bycia Mamą ! I właśnie ! Los mi dokopał ! Myślałam, że wszystko będzie pięknie, ładnie, wręcz bajkowo, tak jak sobie zaplanowałam ! Ale nie ! Przecież ja zawsze muszę mieć po górkę! Synek nie chciał mojej piersi, pokarmu początkowo nie było, piersi bolały, dostałam zapalenia ! Wszyscy mówili bym dała sobie spokój, bo „bez sensu” walczyć o coś czego nie ma, a co i tak jest nieistotne ! Ale ! Ale ja zebrałam w sobie resztki sił, resztki chęci i ze wsparciem męża przyrzekłam sobie, że mi się uda, że chcę, że warto ! I ? Wraz z pomocą eksperta próbowałam coś robić w tym kierunku. Masowałam , pielęgnowałam, dużo piłam, dobrze się odżywiałam, imałam się każdej „iskierki” nadziei że mi się uda ! Bo tej batalii pamiętam jak dziś ten jeden, szczególny dzień . Przystawiłam synka do piersi a on? A on zaczął „ssać”. Ogromna radość, szczęście napłynęło mi do serca, a w oczach pojawły się łzy. Właśnie maż stanął w drzwiach ! Jego uśmiech od ucha do ucha mówił wszystko ! Podszedł, przytulił mnie i powiedział ” a widzisz, warto było się starać ! Nie warto było słuchać innych”. Dziś ? Wiem jedno! Nie żałuję! I choć muszę mierzyć się z bólem piersi, podrażnieniami to nie zrezygnuję z tego ! Bo … bo mam dla kogo się starać ! Bo widząc wpatrzony podczas karmienia we mnie wzrok synka, czuję się jak w siódmym niebie ! Czuję, że moje kłopoty i smutki odchodzą, że problemy przestają mieć znaczenie, że spełniam się jako Mama ! Proszę Was kobiety ! Nie dajcie sobie wmówić że nie warto ! Bo warto ! To uczucie gdy pierwszy raz maluszek przyssał się do piersi ? Bezcenne ! I ominęłoby mnie to, gdybym zwątpiła, gdybym się poddała ! Dziś ? Pragnęłabym pomocy elektronocznego laktatora, który pomógłby mi zwiększyć ilość pokarmu, złagodzić ból i dać poczucie spokoju, bezpieczeństwa . Bo … bo bycie MAMĄ i karmienie piersią to najlepszy zawód na świecie ! Który rozwija, który daje więcej niż kariera, niż skarby świata ! Jest bezcenne i pełne pasji, pełne zaangażowania i szczęścia. Zaskakuje każdego dnia, dając nam niespodzianki, w postaci nowych czynności wykonywanych przez dziecko. Pozdrawiam, marząca o pomocy, Mama Edyta
„A jednak warto było się męczyć przez 9msc” Syn jest ze mną od 4msc prawie…tych chwil jest sporo…było wiele przeciwnosci losu wczesny poród, wypis ze szpitala z dużą żółtaczką (dzieki pediatrze szybko odkrylismy to)baby blues, problemy z przystawianiem do piersi,brak pokarmu (pobudzałam laktatorem-niestety karmie inaczej ponieważ ze strony położnej nie mogłam liczyc na pomoc i nikogo innego) ciężki poród który niestety zakończył się cesarskim cięciem ale dla takiego uśmiechu warto było przejść wszystko…jest to niesamowite jak jego malutkie rączki obejmują mnie jakby chcial powiedzieć mamo ufam ci dziekuje że jestes i kocham cie…a uśmiech niesamowity poprostu aż łzy się cisną ze szczęścia…nasze „rozmowy” wspolne z ktorych też tak sie cieszy…zadowolenie i ukojenie kiedy biorę go na ręce..przepiękne oczy niewinne i bezbronne…codzień gdy patrzę na syna wiem w 100proc że mimo iz bylo ciężko to jego uśmiech sprawia że mogłabym góry przenosić 🙂
Czekam wciąż zniecierpliwiona,
Kiedy wezmę mojego maluszka w ramiona.
Obdarzę go matczyną miłością,
On odwdzięczy się grzecznością.
Nie mam go jeszcze na świecie,
Lecz o wspomnieniach miłych się dowiecie.
Pierwsze już w okresie zimowym,
Pamietam, gdy na teście ciążowym,
Pokazały się dwie kreski w kolorze czerwonym.
Krótko po tym, by się zdawało,
Pierwszy kopniak w brzuch mi się oberwało.
Zaraz pięta się wybiła
I szybko kształt brzucha zmieniła.
Brzuch aż skacze, podskakuje,
A to czkawka moje maleństwo denerwuje.
Szukam, szperam i kupuje,
Wyprawkę dla synka szykuję.
Wspomnień już mam bez liku,
Wszystkie zapisane w moim pamiętniku ????
Tak za pierwszym razem już ponad 4 lata temu jak i kilka tygodni temu zaledwie były takie same wydarzenia dzięki którym moje serducho urosło i cały trud ciąży i trudnych porodów stał się błahostką…To chwile kiedy i pierwsza i druga córeczka w kontakcie skóra do skóry po kilku chwilach podpełzały do piersi i same zaczęły szukać sutka i przystawiały się jakby robiły to już wiele razy…teraz to już było mniejsze zaskoczenie, bo przy pierwszej córeczce byłam w ogromnym szoku, że to kilkuminutowe maleństwo samodzielnie dokonało takiego wyczynu jak by na to nie patrząc. Tak za pierwszym jak i za drugim razem łzy szczęścia i wzruszenia płynęły z moich oczu niczym grochy, u mojego męża twardziela też oczy zwilgotniały;) Nasza droga mleczna choć czasami wyboista, to jednak pełna szczęścia jest, pierwsza trwająca niemal 2 lata bez kilku dni aż do samo odstawienia a i druga którą nie dawno rozpoczęłam i mam nadzieję, że krótszą nie będzie jak przy starszej córeczce. Przy ogromnym wsparciu mojego cudownego męża, starszej siostry która na lada kwękniecie krzyczy do mnie „mamuś daj cyca Basieńce!” i samej zainteresowanej cycoholiczki mam nadzieję, że ta przygoda szybko nie dobiegnie końca bo ilekroć patrzę w te oczątka kiedy mała ssie, rozpływam się w szczęściu:):)
Nigdy nie zapomnę jak pierwszy raz 28.04.2017 zobaczyłam moją małą kruszynkę.Najpierw dałam jej życie,później rosła w moim brzuszku pod serduszkiem a następnie ją urodziłam.Najbardziej magiczne i wzruszające momenty miały miejsce tuż po porodzie.Niesamowity był pierwszy dotyk…..pocałunek….przytulenie….tego maleńkiego cudu stworzenia.Byłam tak szczęśliwa,że oto jest nasze dzieło,które stworzyliśmy i za które będziemy odpowiedzialni.Wtedy też dotarło do mnie,że właśnie zostałam MAMĄ.
Nie da się też zapomnieć emocji,które towarzyszyły mi podczas pierwszego karmienia.Bardzo się tego bałam jak to będzie?Jak taka mała główka będzie wiedziała,gdzie ma szukać pokarmu?Czy będzie umiała chwycić brodawkę?Czy to będzie bolało i czy w moich piersiach będzie pokarm?Podczas pierwszego przystawienia do piersi spoglądałam na tą malutką czerwoną buźkę,małe usteczka,na te spuchnięte oczka i trochę sino-czerwone ciałko bezbronnego mojego dzieciątka.I odetchnęłam z ulgą,że córeczka jest cała i zdrowa a o co się bałam całą ciążę.Byłam przeszczęśliwa widząc jak od samego początku potrafi ssać pierś.Dla dziecka to naturalny odruch a dla mnie było to zadziwiające,że córeczka to potrafi.Dodam,że tak nam się to spodobało,ze karmimy się do dzisiaj.
Momentów godnych zapamiętania było o wiele więcej……. Doskonale pamiętam moją radość i nigdy nie zapomnę ,gdy usłyszałam pierwsze wypowiedziane słowo „Ma-ma”.Aż się wtedy popłakałam.
Oczywiście pomyliłam rok- prawidłowa data to 28.04.2016!!! 🙂
U mnie było tych wspaniałych momentów kilka. Pierwszy z nich to oczywiście płacz moich dwóch synów. Nie wiedziałam, że może to wywołać tak silne emocje. Kolejny bardzo wzruszający moment to kiedy mój mąż wziął pierwszego z synów na ręce i poplakal się w głos. Nigdy nie widziałem tak jego wzruszonego. Pierwsza noc była magiczna. Wsluchiwalismy się w oddech, patrzylismy na jego malutka buźkę. Kolejny moment szczęścia to kiedy Tymek dołączył po dwóch tygodniach do brata i byliśmy już już komplecie. To wszystko było tak emocjonalne ze już z mężem zastanawiamy się nad kolejnymi dziećmi w przyszłości żeby móc znowu to wszystko przeżyć jeszcze raz
Najbardziej intensywnym, a jednocześnie najcudowniejszym, zapadającym w pamięć dniem był nasz… pierwszy dzień razem. Synek Kacper urodził się 7 stycznia, o 20:00 i był moim 2900 gramowym szczęściem 🙂 na dobrą sprawę gdy poszliśmy spać było już grubo po północy, wiadomo, synek spał z przerwami ja jednak dopiero późnym wieczorem zapadłam w sen. Nasz pierwszy dzień zaczął się o 5 nad ranem. To wtedy mogłam przyjrzeć się bliżej mojemu synkowi, jak smacznie jadł a potem spał, jego pierwszym minkom, to tego dnia dostał pierwszy raz czkawki, uśmiechnął się przez sen i przez cały ten czas byliśmy blisko siebie, potrzebowaliśmy tego 🙂 w tym dniu poznawaliśmy się w nowym wymiarze. Ten dzień uważam za najcudowniejszy, tego dnia mogłam świadomie doświadczyć jak to jest być mamą 🙂 Kacperek obecnie ma już 6 lat, teraz spodziewamy się naszej drugiej pociechy,a nagroda -jak dla mnie marzenie, wiem na własnej skórze jak to jest z laktatorem ręcznym. Tak więc trzymam za siebie ale i za inne przyszłe jak i świeżo upieczone mamy kciuki 🙂
Zostawiając tu swój komentarz nie liczę na nagrodę gdyż moja córeczka dzis ma 5lat…chce tylko pokazać wszystkim kobietkom Tym które czytaja tego fajnego bloga i tym ktore zostawiaja swoje komenatrze w tym konkursie,że wszystkie jestescie wspanialymi matkami dla swoich dzieci. Kazda ta wspaniala chwila czy ta gorsza pokaze waszym dzieciom ze to Ty matka jestes jego bohaterka i kazdego dnia powinnaś nosic koszulke z napisem Supermama…za te wszystkie dobre wspaniale chwile które warte sa zapamiętania i te gorsze zle które najchętniej wymazalabys z pamięci za nie wszystkie kiedyś uslyszysz Dziekuje…Moja córka ma 5 lat od chwili jej narodzin do dzis wychowywalam ja sama…chodz sama nie bylam! Kazda zla chwile pamietam do dzis…ale tymi najgorszymi chwilami byly chyba momenty kiedy moja corka patrzyla kazdego dnia na szczesliwe zycie swojej siostrzyczki ciotecznej gdzie tata kazdego dnia obdarowywal ja szczesciem…moje dziecko patrzylo na nich i pytalo dlaczego ona nie ma takiego taty…kiedy to dziadek przejmowal ta role kiedy zawsze bylysmy we dwie a ja robilam wszystko by nie odczuwala jakiego kolwiek braku…Dzis kazda chwila jest ta wspaniala bo mimo trudnego dorastania moja córka uśmiechnięta podbiega do mnie sciska mocno i mowi…kocham Cie najbardziej na świecie mamusiu jestes moim calym swiatem…i biegnie dalej wesola i szczesliwa…a ja patrze na nia i czuje ze dalam z siebie chyba wszystko…Wszystkie ze swoimi historiami zaslugujecie na nagrode wazne jest to byscie zawsze pozostaly w oczach i sercach swoich dzieci jako matka bohaterka tego Wam zycze!
Serce mi się raduje, czytając Twoje posty i komentarze innych mam. Wiem już, że nie ja jedna mam takie problemy i nie mnie jedyną wiele rzeczy zaskoczyło. Na studiach jak i w ogóle w życiu do wszystkiego byłam dobrze przygotowana, że mało co było w stanie mnie zaskoczyć. Myślałam, że jak przeczytam wszystko co się da, mądre książki, artykuły, że Wypytam się innych O różne rzeczy to wszystko będzie szło jak z płatka. Niestety nie..Od samego początku ciąży ciężkie alergie skórne, leki, maści i ciągły strach czy nie zaszkodzi to dziecku. Potem był ciężki poród, zupełnie niepodrecznikowy (a tak robiłam skrupulatnie notatki w szkole rodzenia), gdzie nie było czasu na ćwiczenia, masaże, leki p/bolowe Tak szybko postępował. Moja walka z każdym skurczem, żeby dobrze mocno przec i słowa lekarza pod koniec, że pacjentka nie współpracuje, nie prze dobrze, że trzeba naciąć i użyć proznociagu bo dziecko sie dusi. I znowu ten strach, że przeze mnie dziecko może mieć problemy. Po porodzie walka z własnym pokiereszowanym ciałem i laktacja. Byłam nastawiona na karmienie wyłącznie piersią. krytykowalam karmienie butelką do tego stopnia, że nie kupiłam przed porodem ani laktatora, ani butelek bo po co, przecież nie będą mi potrzebne. O przekorny losie. Moje dziecko po porodzie było długo bardzo ospale. Przesypialo wszystkie pory karmienia (karmienie na żądanie-czysta abstrakcja), przy piersi spało i nie dało się wybudzic a jak ssalo to niefektywnie i po kilku minutach zmagań z piersią zasypialo. Nikt mi nie pokazał Tak naprawdę, jak sobie z tym poradzić, tylko słyszałam, że nie robię pewnie tego co mi radzą skoro nie ma efektów i trzeba dokarmiac sztucznym bo dziecko głodne i spada mu waga. No i znowu złość na siebie i strach, że przez moje nieudolne karmienie dziecko słabe. Pozwoliłam na wprowadzenie laktatora, mleka modyfikowanego, butelek. Nie wiedziałam, że to początek góry lodowej. Od początku funkcjonuje w systemie-karmienie piersią, odciagnietym mlekiem, modyfikowanym, potem pożyczony laktator i przygnębienie, że znowu tylko 20 czy 30ml. I ta walka trwa od dwóch miesięcy. Czytając w necie o kobietach, które laktacje rozbujaly w kilka dni, mleko tryskalo na dwa metry, dziecko najedzone w 15 minut, są wyspane bo dziecko przesypia przerwy między karmieniami, mają czas na godzinne odbijanie dziecka, mają czas coś zrobić koło siebie i w domu, byłam zalamana. A ja co? Pory karmienia mi się zlewaja, trwają Tak długo( nauka ssania, butelki, przewijanie, odbijanie), zmęczona przesypiam niektóre z nich, zwłaszcza w nocy(bo miałam się zdrzemnac na godzinkę a wyszło z tego 5 godzin) i walka ciągła z laktatorem, żeby odciągnąć choć trochę bo niedługo będę musiała go oddać a tu znowu tylko 10ml. Ooj długo by pisać o moich problemach. To wszystko sprawiło, że pewnego wieczoru przy laktatorze rozplakalam się, bo miałam być taka perfekcyjna mamą a jestem taka nieudolna, że pewnie przeze mnie moje dziecko Tak słabo przybiera na wadze. Tak było do pewnego poranka, kiedy to moja malutka o czwartej rano w momencie zmieniania jej pieluszki uśmiechnęła się do mnie pierwszy raz świadomie całą sobą, wierzgajac przy tym radośnie, jakby chciała mi powiedzieć – mamusiu wszystko jest dobrze, nie martw się, ja jestem szczęśliwaszczęśliwa i już będzie dobrze. Wtedy rozplakalam się kolejny raz Ale tym razem ze szczęścia, że mimo tych ciągłych perypetii moje dziecko jest radosne i żywe. Mniej więcej w tym samym okresie malutka zaczęła książkowo przybierać na wadze i pięknie się rozwijać i choć jej
Waga jest nadal poza normą i ciągle walczę o laktacje, dalej próbujac ja nauczyć efektywnego ssania to już inaczej do tego podchodzę, widząc uśmiech dziecka na twarzy i tak duża jej potrzebę bliskości 🙂
W miłosnych uniesieniach stworzyliśmy dwa cudy. Cud numer jeden narodził się 09.06.2014r w bólach tak paskudnych, ze klnelam matkę naturę, ze wpadła na tak szalony pomysł jakim jest poród. Mówiłam nigdy więcej. Mówiłam ale przecież jak stworzyła sobie cud to zapragniesz na bank mieć takich cudów więcej. No i tak oto Mama i Daddy na przełomie sierpnia i września stworzyli cud numer dwa, który narodził się 07.06.2016r. I mimo, że pierwsza ciąża była taka piękna to trzy razy byłam w szpitalu na oddziale „patologi ciąży”, miesiąc przeleżałam plackiem w łóżku w obawie na przedwczesny poród (koniec końców skończyło się indukcją porodu w 41tc). Druga ciąża była już bezproblemowa ale… ciąża i dwulatek to mieszanka wybuchowa! Było ciężko. Było ogromne zmęczenie mimo pomocy Daddiego. Gdy wspominam ten czas spokojnie stwierdzam, że byłam bardziej zmęczona i obolała niż w tydzień po porodzie drugiego dzidziusia. Ale dałam radę. Za ten czas dostałam nagrodę. Najpiękniejszą jaka się kobiecie zdarza. Mam ICH. Ale mam też coś więcej. Jestem z siebie dumna, ponieważ dałam im siebie. Bratu brata. Więc teraz uczę ich odczuwania przyjemności z przebywania razem. By kiedyś jedno za drugim stanęło murem. Ale to kiedyś. Teraz niech mają w sobie nawzajem towarzysza zabaw. Niech robią do siebie akuku i niech oglądają wspólnie książki a w chwili kiedy chcę wypić spokojnie kawę niech bawią się samochodami i ich żabą i małpą. Gdy mnie zabraknie zawsze będą mieli siebie. Tak. Zdecydowanie TO jest powód, dla którego cieszę się, że zdecydowałam się na bycie matką, na trud obu ciąż i porodów (zwłaszcza tego paskudnego pierwszego). Ich więź jest fascynująca dla mnie jako matki. To mega fajne patrzeć na to wszystko. Wiesz wydaje mi się, że wielu uśmiechów przegapiłabym gdyby nie oni. Fascynacja, zauroczenie, zaciekawienie, podziw, szczęście, zadowolenie. Trud tych podwójnych, 9ciu miesięcy jest niczym, mimo wszystko. Zobacz ile można za to „dostać”.
Kochajcie się.
Myślałam, że w swoim życiu przeżyłam już wiele najpiękniejszych chwil. Myliłam się! Poród, ból, ciekawość jak wygląda maluszek to wstęp do najpiękniejszej bajki mojego życia.
Najcudowniejszy obraz, który zapamiętam do końca życia to widok męża ze złami w oczach, dumą na twarzy i uśmiechem na ustach stojący przy mnie na sali porodowej, a na moich rękach córeczka. Słowa męża „Dziękuję” do dziś powodują, że się rozklejam. Po tych pięknych chwilach przyszło mi zmierzyć się z rzeczywistością. Problemy były. Jak wykąpać maluszka, żeby nie zrobić jej krzywdy, kiedy karmić , żeby nie była głodna, kiedy przewinąć i tysiąc myśli czy na pewno moje dziecko jest szczęśliwe? Łóżeczka nie odstępowałam na krok, nie chciałam przegapić pierwszego uśmiechu, pierwszego gaworzenia, trzymania za paluszek. Najcudowniejsze jest uczucie, gdy podchodzę do córeczki i wiem, że jestem jej całym światem. Leżąc przy moim serduszku uspokaja się, pijąc mleko z piersi czuje mój zapach, a mój dotyk zawsze sprawia, że czuje się bezpieczna. Ze złami w oczach wybiegam w przyszłość i nie mogę uwierzyć, że kiedyś powie do mnie MAMO, KOCHAM CIĘ!
Olek jest moim pierwszym synem. Ciąża była wyjątkowo ciężkim dla nas okresem. Jak tylko wyszliśmy ze szpitala to znowu do niego wracaliśmy, przyplatalo sie wiele powikłań a przy końcu ciąży lekarze na siłę szukali wad rozwojowych u naszego maluszka. I znaleźli 32tc diagnoza stopa prawa konsko-szpotawa i podejrzenie wodoglowia. Na nic zdały sie moje dopytywania czy dziecko mogło sie tak ułożyć tylko podczas usg. Pani profesor ciesząca się dużym autorytetem w klinice tak stwierdziła więc napewno to jest prawda (w przekonaniu lekarzy), więc zdążyliśmy się już pogodzić z tą myślą. Porod był dla mnie dużym szokiem bo zaczął się o miesiąc za wcześnie. Kiedy już nadszedł ten upragniony moment ze Olek miał się dosłownie za chwilkę pojawić po drugiej stronie brzucha byliśmy bardzo podekcytowani ale też zdenerwowani bo cały czas mieliśmy nadzieję że jednak jego stopka będZie zdrowa (wodoglowie wykluczono wczesniej). I wiecie co? Kiedy tylko położna wyciągnęła go widziałam to, jego stopy były proste. Tylko my wierzyliśmy w to że tak będZie. Tylko my zapewnialismy Go jeszcze w brzuszku ze wszystko będzie dobrze, a rodzice zrobia wszystko by nie cierpiał i tylko my wtedy wiedzieliśmy co nas za szczęście spotkało że Olek jest zdrowym wczesniakiem, a mimo tego że tylko rodzice wierzyli w jego zdrowie to wygrał z wszystkimi diagnozami lekarskimi. Nie było żadnych z wad którymi nas nastraszono w ciąży. Żadnych! Nasz mały wojownik wytrwał i urodzil się całkiem zdrowy. To było dla nas szczęście nie do opisania!
Tak jak tu wiele mam pisze poród jest najszczęśliwszym ale i najbardziej wykańczającym wydarzeniem w moim życiu. Od porodu przez cały pobyt w szpitalu nie spałam dłużej niż 2 h. Ponieważ nasz synek był wcześniakiem nie miał jeszcze odruchu ssania. Ile mieliśmy kłopotów żeby go nakarmić. Piersia nie był wcale zainteresowany. Karmienie butelką trwało nawet do godziny przy ciągłej stymulacji a i tak wypijal tyle co nic. Ten wzrok położnych który mówił ” co z ciebie za matka nie potrafisz nakarmić swojego dziecka” sprawiał ze moje siły JeszcE bardziej słabły, mały tracił na wadze ale pić też nie chciał. Cały czas walczyłam o laktacje, skrupulatnie odciaglam mleko żeby je mu podać chociaż efekty tego były marne. I kiedy w domu już odkryłam co robiliśmy cały czas źle z butelka ze on nie pił i udało mi się to naprawić w taki sposób że Olek bez problemu wypił pierwsza butelkę to był mój drugi najpiękniejszy moment w moim życiu. Zrozumiałam ze nie jestem złą matka, że potrafię go nakarmić a co najważniejsze moja kruszynka pierwszy raz tak naprawdę zjadła! Tutaj pewnie spotkam się z krytyką ze nie ma sie z czego cieszyć jak i tak karmię butelka mm a nie piersią ale dla mnie to było szczęśliwe wydarzenie nie ważne jak karmię i czy mleko jest sztuczne. Ważne że moje dziecko je!
A dla mnie najpiekniejsze było to ze jest. Że ją mogę pogłaskać, przytulić, pocałować, nakarmić bez najmniejszego problemu po cc. Że jest zdrowa. Ma cudne stópki które masowałam jak tylko nożki były gołe. Dla mnie cud najwiekszy. Siła natury nieporównywalna z żadnym tornadem, potopem czy epoką lodowcową. Piękna mała dziewczynka nad którą zachwycałam sie od pierwszego momentu i zachwycam do dzisiaj. Nic w tym dziwnego by nie było. Nie pierwsze dziecko, nie ostatnie. Tysiące się rodzi na świecie w ciagu minuty. Lecz moja mama podczas jej porodu usłyszała że będę żyła tylko 3miesiące. Rozszczep kręgosłupa wtedy byl wyrokiem. Lecz inna siła pozwoliła zostać mi z moją mamą. I teraz sama nią jestem choć tak krucha i nieidealna według własnej oceny. Ale najważniejsze ze słyszę z ust mojej coreczki że jestem najlepszą i najpiękniejszą mamą na świecie która dała jej najcudowniejszą siostrzyczkę.
Dla mnie najpiękniejszymi momentami były te kiedy trzymając Emilkę w ramionach ona była taka spokojna. Po prostu leżała, patrzyła na mnie tak spokojnie… Wtedy zatracałam się w jej oczach i uśmiechałam i czułam się jakbym wygrała WSZYSTKO!
Tak naprawde to chyba kazda pozytywna chwila czy nowa umiejetnosc naszej pociechy powoduje ze pojawia sie nam matkom usmiech na buzi i myslimy „jak my taki cud stworzylismy?”. Aleee.. Jest taki jeden najcudowniejszy moment w zyciu kobiety. Narodziny dziecka. Moj syn ma juz dwa lata a ja dalej pamietam jego zapach zaraz po porodzie. Panie polożyly mi go na klacie a ja zamiast sie cieszyc, ogladac czy cokolwiek powiedzialam „ale to juz?”. Bylam w takim szoku! Dostalam syna i dopiero po chwili dostarlo do mnie co sie stalo i ze od tego momentu moje zycie nabralo totalnego sensu. Rozplakalam sie a pani polozna powiedziala „caluj matka caluj” 🙂 oczywiscie calowalam ile wlezie.. Teraz jak chce buziaka to slysze „mamo, nie ce sie calowac”? takze apel: Matki. Calujcie ciagle swoje bejbiki! To nie bedzie trwac wiecznie!
Każdego dnia, gdy codziennie rano mój maluch otwiera oczka, patrzy na mnie i uśmiecha się stwierdzam że to najpiękniejszy widok na świecie, że warto przetrwać poranne mdłości, obrzęki nóg, bóle kręgosłupa dla takiego widoku. Już w szpitalu tuż po porodzie, gdy pierwszy raz zobaczyłam swoje maleństwo, a ono spojrzało na mnie swoimi jeszcze nie do końca widzącymi oczkami wiedziałam że zdecydowanie było warto przetrwać całą ciążę i poród, że choć łatwo nie będzie to na pewno warto.
Planując dziecko nie oczekiwałam, że dostanę Aniołka z Bożego Top Rankingu. Ale szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się też, że mój noworodek będzie…. jakby go nie było. To smerf śpioch !!! Nawet na posiłki się nie budzi:)
Każdy mi opowiadał, że będę miała roboty przy nim i nie będę wiedziała w co ręce włożyć. A ja się NUDZĘ !!!
Godzinami patrzę na synka i na jego słodkie minki.
Najpięknieszą chwilą po całym trudzie, było to, gdy trzymając mojego maluszka on przestał płakać. Dosłownie to był moment, kiedy usłyszał mój głos. Poznałam miłość swojego życia od pierwszego wejrzenia. Zdałam sobie sprawę, że on na prawdę był u mnie w brzuszku i mnie słyszał. Fakt, że on podświadomie wie, że to właśnie ja jestem jego mamą był najcudowniejszym prezentem. Później spojrzałam w jego malutkie oczka. Nie wiem, czy on mnie widział, nie wiem, czy jego spojrzenie było skierowane na mnie, jednak poczułam więź, o której nie przeczytamy w książkach, poradnikach, czy internecie. To trzeba poczuć. Nie wiem kiedy poleciały łzy. Czułam tylko palce męża, które wycierały wilgotne policzki. Chwile te na zawsze pozostaną w mojej pamięci oraz głęboko w sercu.
Cała ciąża była dla mnie magiczna, poród również należał do całkiem fajnych, choć dziwnych przeżyć (cc, gdyż maluch był ułożony pośladkowo) no i te pierwsze wspólne chwile! Ale ta najcudowniejsza chwila jaka zapadła mi w pamięć…kiedy po 3 dobach nieprzespanych, znów nastaje noc, a ja siedzę zalana łzami bo nie potrafię sprawić, aby mój króliczek zasnął na dłużej niż 20 min, przypominam sobie, że jeszcze kiedy był w brzuszku i wywijał „fikołki”, zawsze uspokajał się, jak tylko przykładałam dłonie w miejsce, gdzie miał główkę. I tak zrobiłam tym razem, przyłożyłam dłonie do tej małej główki i nagle zasnął! To było coś niesamowitego, coś co mnie wzruszyło tak, że tym razem poleciały łzy wzruszenia. Mój dotyk znów okazał się kojący dla maluszka i wiedziałam, że pamięta to jeszcze z brzuszka. To było naprawdę dla mnie magiczne i zarazem niesamowite. I do tej chwili, jak sobie przypomnę ten moment wzruszam się za każdym razem.
Mój drugi syn urodził się pięć miesięcy temu. Wszyscy mówili że drugi poród będzie łatwiejszy i można powiedzieć że był 😉 zamiast 30 godziny 20 godzin skurczow i w końcu mały przyszedł na świat. Jak tylko się urodził położona położyła mi go na pierś i w tedy wszystko przestało mieć znaczenie. Liczyło się tylko to że jest cały i zdrowy i oddycha leżąc przytulony. Najlepszy lek przeciwbólowy i ta ulga że wszystko jest dobrze i że jest już z nami 🙂
Ooo tak to prawda…!!! To my dając życie bierzemy na siebie cały ten ciężar. Te wszystkie ciężkie noce przed narodzeniem i nie przespane po, bóle nóg, pleców, rzeber i te okropne odbicie w lustrze rozstępów i cellulitu który z dnia na dzień się powiększa…a mąż Cie uspokaja mówiąc ’ nie widac’ gdzis wiesz, ze jest inaczej…ale gdy już wieczorem kładąc się do łóżka i spokojnie lezysz czujesz tego małego Koziołka? że kopie jak szalony że jest Ci wdzięczny za to że jest i może Cię kopać, że to już przed narodzeniem to ONO pokochuje Twój głos Bicie serca, że jesteście ciało w ciało i że zaraz po narodzeniu one w Twoich ramionach się uspokaja i tylko czując ciebie czuje się bezpiecznie bo przez 9 miesięcy mimo wszystko chronilas je i będziesz chronić dalej mimo bólu przy narodzinach wiesz ze to najpiękniejsze co mogło Cie spotkać bo wkoncu jesteście w swoich ramionach jako jedność to wystarczy więcej słów nie trzeba bo każda matka wie że tak naprawdę to wszystko to nic gdy mamy już je w ramionach
kiedy pierwsz raz niewidnnie powedzialo mama, miod na me serce, potem dopiero za 2 miesiace byla powtorka ale warto bylo czekac na kolejne i kolejne takie slowa.
Pewnie wyjdę na matkę – egoistkę, ale pamiętajmy, że 'matka’ to także 'człowiek’ i czasem potrzebuje odpoczynku 😉 Uwieranie na pęcherz, nocne wstawanie do toalety – w moim przypadku nawet po kilka razy przy końcówce ciąży, a wreszcie bóle krzyżowe przez całą noc poprzedzającą poród i… wysiłek związany z samym porodem… Oczywiście, że wzięcie upragnionego dziecka po raz pierwszy w ramiona było dla mnie cudownym i niepowtarzalnym momentem w życiu, a widok dumnego męża trzymającego nieporadnie maleńkiego synka i łzy kręcącej się w jego oku pozostaną na zawsze w mojej pamięci! Ale… Równie cudownym momentem w tym wyjątkowym dniu było przyjście pielęgniarki i pytanie, czy życzę sobie, by zabrała dziecko na pierwszą noc, żebym trochę odpoczęła po porodzie. I wiecie co? Przytaknęłam! Dodam jeszcze, że nie miałam żadnych skrupułów podejmując taką decyzję! To była pierwsza, przespana w całości noc od wielu wielu miesięcy. Rano wstałam wypoczęta i szczęśliwa i już mogłam w pełni cieszyć się swoim syneczkiem 🙂 Może niektórym z Was wyda się to dziwne, może nawet podłe, ale niech pierwsza rzuci kamień ta, która chociaż raz nie chciała stać się niewidzialna i choć na trochę odpocząć od macierzyństwa… Mnie to dopadło już pierwszej nocy, ale powtórzę jeszcze raz – pamiętajmy, że 'matka’ to także 'człowiek’ i potrzebuje czasem odpoczynku. Jeśli dopadnie Was kiedyś zmęczenie, będziecie mieć dosyć wszystkiego, nie miejcie wyrzutów sumienia z tego powodu. Wiedzcie, że zdarza się to każdej matce – a niektórym już pierwszego dnia 😉
Najpiekniejsza chwila dla nas bylo przyjscie naszego maluszka na swiat <3 po ciezkim porodzie, totalnie wyczerpana, przytulilam swojego syna! najwspanialsze uczucie jakie w zyciu moglam doznac, jego zapach, dotyk, bliskosc to bylo cos niesamowitego! Warto bylo sie pomeczyc by w koncu zobaczyc swoje cudo.
Pytanie kierowane jest do matek, ale myślę, że jako ojciec też mógłbym coś powiedzieć na ten temat. Tak, wiem… my faceci nie chodzimy w ciąży, nie rodzimy, więc nic nie wiemy jaki to ból. Ale uwierzcie drogie mamy, że wielu mężczyzn również chciałoby tego doświadczyć i czasami skrycie zazdroszczą więzi jaka przez to doświadczenie nawiązuje się między potomkiem a rodzicielką. Czasami spotykam się ze stwierdzeniem, że ojciec jest postrzegany jako rodzic drugiej kategorii. I niestety, ale myślę, że jest w tym ziarnko prawdy. Matka to ta, która nosiła dziecko pod sercem, żeby potem wydać je na świat. Matka tolerowała wszystkie nieudogodnienia związane z ciąża. Moja żona swój błogosławiony stan przechodziła bardzo ciężko. Ja starałem się zawsze przy niej być. Ocierać łzy bólu, trzymać za rękę, nie spać, kiedy ona nie może spać przez dolegliwości. Wiem, że nawet w jednym procencie nie przeżyłem tego, co ona. Ale umknęły mi nie tylko przykre momenty, ale też całe to piękno noszenia w sobie nowego życia. Podziwiam kobiety za to, że rodzą! Chociaż mężczyźni starają się uchodzić za twardzieli, to ja uważam, że matki są od nas silniejsze. Gdy moja żona rodziła bardzo się o nią bałem. Nigdy nie widziałem jej tak wyczerpanej. Najgorsza była jednak moja niemoc. Chciałem jej pomóc, ulżyć w tych katuszach, ale nie mogłem niczego zrobić. Musiała przejść przez to sama. I za to jestem jej wdzięczny do końca życia. I gdybym tylko miał taką możliwość, to wziąłbym na siebie ciężar rodzenia naszych kolejnych dzieci. Nie mogę tego zrobić, ale piękne jest dla mnie to, że w pewien sposób przeszliśmy przez ten okres razem. Nie próbuję nawet porównać swojej roli do roli żony. Jest dla mnie prawdziwą bohaterką. Spokój, ulga i radość w jej oczach, kiedy już leżała w domu z naszym synkiem – to był dla mnie najpiękniejszy widok. Moment, w którym zrozumiałem dlaczego była gotowa przez to wszystko przejść. I dlaczego matka pełni tak ważną rolę w życiu dziecka. Ja mogłem ją tylko ucałować, podziękować, zapewnić, że jest dla mnie najwspanialszą kobietą na świecie. Chociaż nigdy nie będę w stanie pisać o doświadczeniach porodu i rodzicielstwa jak matka, to chciałbym tylko zaznaczyć, że mężczyźni doceniają poświęcenie swoich kobiet. Ze wzruszeniem patrzą na pierwsze chwile dziecka w ramionach matki. I nawet czytają blogi parentingowe, aby jak najlepiej zrozumieć rolę ojca. Wiem, że nasza rola nigdy nie będzie tak ważna jak rola matki, ale pierwszy oddech, pierwszy płacz i spokojny sen dziecka są dla nas bezcenne. Ja dla mojego syna i żony zrobiłbym wszystko.
Pierwsze dni z dzieckiem w domu – Nasz dotychczasowy rytm dnia właśnie wtedy kompletnie się rozsypał. Teraz wszystko zaczęła ustalać nasza mała kierowniczka. Pamiętam, że te pierwsze dni były naprawdę wyjątkowe. Praktycznie całymi dniami gapiliśmy się na Polę i przyjmowaliśmy na zmianę gości, którzy przyjeżdżali z milionem prezentów, uścisków i gratulacji. Tata paradował z dzieckiem na rękach dumny jak paw, a ja uśmiechnięta, z powerem do życia jak nigdy wcześniej. W głośnikach było słychać pierwsze kołysanki, wszędzie walały się dziecięce gadżety i generalnie panował lekki chaos. To właśnie wtedy wprawialiśmy się w rolę rodziców. Pokochaliśmy to na zabój!
Tej pierwszej „naszej” najpiękniejszej chwili nie zapomnę do końca życia. Ilonka chciała przyjść na świat szybciej niż wszyscy planowali i w 35 tygodniu ciąży tego dokonała. Poród był ciężki, trwał 15 godzin. Moja córcia, jak się okazało nie należała do grup tych małych wcześniaków, sama natychmiast pięknie oddychała i dostała nawet pełną 10 punktów.
Mimo tego, nie doznałam wtedy co to kontakt „skóra do skóry” ani karmienia piersią. Ilonka zniknęła na salę obserwacyjną tak szybko jak się pojawiła. Odwiedzałam moje samotne maleństwo na wyższym piętrze tak często jak to możliwe. Wciąż nie było mi dane nakarmić dziecka bo mimo mojej prośby podawano butle. 3 doba- wielkie moje zwycięstwo, jesteśmy w końcu razem! Moje najdroższe maleństwo wraca po południu do sali mamy akurat w momencie gdy moje „sąsiadki” wychodzą do domu. Nasza pierwsza, i tylko nasza, wspólna chwila. Przyszło mi na nią trochę dłużej poczekać. Moja córeczka otwiera swe śliczne oczka i robiąc dziubek usteczkami, instynktownie szuka … piersi mamy! Biorę Ilonke do swojego łóżka i po prostu pierwszy raz w życiu karmię swoje dziecko. Kładzie swoje małe paluszki na mej piersi i patrzy prosto w moje oczy na mnie jakby chciała pierwszy raz dobrze w życiu mi się przyjrzeć. Ja jej również. Ogarnęło mnie tak niesamowite szczęście, którego nie jestem w stanie nawet opisać! Poczułam tą bezgraniczną, bezwarunkową miłość! A pierwszy prezent od mojej córci nadszedł szybciej niż się spodziewałam. Gdy syta już oderwała się ode mnie, mając usteczka i poliki umorusane moim mleczkiem, podarowała mi najpiękniejszy, najcudowniejszy uśmiech na całym świecie! A jeszcze wspaniałe jest to, że zdążyłam uwiecznić ten pierwszy uśmiech dla mamy swoim telefonem. Nigdy nie zapomnę tej chwili. Tego momentu tylko dla nas bez ludzi i tej aparatury. Czas stanął wtedy w miejscu. I co patrzę na to zdjęcie to napływają mi łzy. Łzy wszechogarniającego szczęścia! Warto było czekać i przejść to wszystko. Naprawdę. Choćby tylko dla takiego jednego uśmiechu.
.Pierwszy poród wspominam bardzo ciężko bo przez upor pielęgniarek mogłam stracić upragnionego syna,gdzie nalegaly na poród silami natury.Maluch urodził się z zamartwica ale na szczęście bez żadnych powikłań.Gdy zobaczyłam go pierwszy raz po ok 10 godz. od porodu lezacego w inkubatorze same łzy cisneły się do oczu na widok tak małej bezbronnej kruszynki.To był najcudowniejsze widok w moim życiu.
Natomiast przy drugiej ciazy po 5 miesiącach leżenia plackiem aby moc utrzymać ciążę w końcu nadszedł ten upragniony moment porodu dziecka. Po mimo próśb i nacisku pielęgniarek na poród silami natury nie zgodzilam się.To była chyba najlepsza decyzja w moim życiu gdyz Franek mógł nie przyjść żywy na świat,nie dość że był okrecony pępowina wokół szyi to na dodatek gdzie bardzo rzadko się zdarza miał już zawiązany węzeł prawdziwy . Więc jedeno większe parcie a mogl się zadusic. A teraz dzięki mojemu uporowi mogę go tulić w swoich ramionach.
Najpiękniejszym momentem było kiedy położna położyła mi Córeczkę na piersiach wtedy uświadamiasz sobie że to Ty ją nosiłaś przez 9 miesięcy, że to Ty sprawiłaś że jest na tym świecie, wiesz że będziesz robiła wszystko aby było dla niej jak najlepiej, będziesz uczyła ją stawiać pierwszy krok, będziesz pocieszała gdy przejdzie swą pierwszą nieszczęśliwą miłość, a na koniec to ona się Tobą zaopiekuje kiedy będziesz tego potrzebowała i podziękuje Ci za to co wszystko dla niej zrobiłaś że jest tu z Tobą. Nie ma dla mnie chwili która jest najpiękniejsza, jest nią całe życie które z nią spędzę
Decyzja o cięciu, stół i całe te przygotowania, miałam wrażenie jakby już biegali. Nie mogli wyjąć małego. Strasznie szarpali. Ja tylko myślałam, żeby było z małym ok, mdlałam ze strachu. Nasłuchiwałam krzyku dziecka, a tu cisza, zabójcza cisza. Nie do zniesienia, przeszywała aż do szpiku. Zza parawanu wyłania się powoli główka – miałam wrażenie jakby czas zwolnił a przestrzeń wokół się rozmyła-z małego kapało, zielone wody spadły na parawan, zaciśnięte oczka i zdziwienie – duże dziecko, jak ty się tam zmieścił. Lekarz-„Na moje oko 4kg”. Patrzę -oddycha, ale nie płacze. Nareszcie jest. W końcu jest na świecie. Mam dziecko. Moje dziecko jest tu. Ulga że nic się nie stało. Nagle zabierają szybko, po 2 min płacz, jest, żyje. Ten płacz wsłuchiwałam się bez końca. Straciłam kontakt z otoczeniem po 8. Ocknęłam się po 15. Gdzie dziecko. Mąż siedział, a ja panika, co jest z moim dzieckiem. Weszła pielęgniarka, „chce pani dziecko”. Dali mi dziecko. Moje dziecko jest przy mnie. Moje. Stres opadł, szczęście nieziemskie juz zawsze przy mnie.