Czasem tak sobie myślę, że chciałabym na jeden dzień, tylko na jeden dzień przenieść się do najbardziej beztroskich czasów mojego życia, bez zobowiązań, zmartwień. Bez dzieci, które zajmują 100% moich myśli i czasu.

Miałabym wtedy perfekcyjne, nienadszarpnięte dwiema ciążami ciało, świetną przemianę materii, idealnie napiętą skórę i u stóp cały świat. Przed nadchodzącym latem myślałabym o szalonych wakacjach, a nie o tym, że pranie szybciej wyschnie. Noce mogłabym zarwać jedynie na imprezę, albo nowy sezon ulubionego serialu. Ba! Mogłabym wypić kawę na siedząco, a może nawet (o, zgrozo!) przeczytać ulubioną książkę. Wisiałabym z koleżankami na gorącej linii, wymieniając się plotkami, a przed imprezą miałabym godziny na to, żeby się stroić przed lustrem. Zero ryzyka, że sukienkę ozdobią niezapowiedziane bełty potomstwa.

No, tak sobie snuję tą moją sielankową wizję powrotu do lat cielęcych. A potem idę po rozum do głowy.

Czy ja marzę o cofnięciu czasu do okresu, w którym byłam zakompleksioną istotą, z wieczną niepewnością szukającą akceptacji w oczach – często wrednych! – koleżanek? Bez planu na przyszłość, bez planu na następny dzień.

Marzę o tym, żeby znów nie mieć za grosz pewności siebie, wstydzić się uśmiechu, bo ten nie jest hollywoodzki, poddawać analizie wymyślną mapę trądziku na twarzy, rozmyślać nad tym, ile lat świetlnych dzieli mnie od osiągnięcia ideału dziewczyn z kolorowych czasopism?

Przekroczyłam trzydziestkę. Urodziłam dwoje dzieci. I wiecie co? Świat się wcale nie zawalił. Wręcz przeciwnie. Kocham to. Tempo mojemu życiu nadają właśnie dzieci. A wiem, że nie tylko u mnie to tempo jest zaskakująco szybkie. Ale jakoś znajduję czas na wszystko.

Droga Mamo. Tak, do Ciebie mówię. Do Ciebie, która czujesz się zakompleksiona, która wzdychasz do swojego wyglądu sprzed ciąży. Która masz więcej kilogramów i o wiele mnie czasu dla siebie. Bliznę po cięciu cesarskim, albo dożywotni zapas rozstępów w miejscach, w których nawet nie przypuszczałaś, że możesz je mieć. Do Ciebie, która ukrywasz ciało latem, chowasz je przed mężem, nie jesteś w stanie siebie zaakceptować. Czy naprawdę chcesz pozwolić na to, żeby głos  zakompleksionej nastolatki dyktował Ci, jak masz się czuć? Walczyć o samoakceptację wśród toksycznych ludzi, zazdrosnych koleżanek, które sprawiają ci przykrość i czekają na okazję, żeby wbić gdzieś szpilkę?

Coś Ci teraz powiem. Na wypadek, gdybyś miała dość rad od bezdzietnych / bogatych trenerek, albo sloganów w stylu: zaakceptuj siebie, uwierz w siebie, jesteś piękna. Bo Ty patrzysz w lustro i widzisz tylko własne niedoskonałości, prawda? Masz wyrzuty sumienia, bo przecież nie będziesz odbierać czasu dzieciom, żeby zrobić sobie paznokcie. Zjesz byle co, ważne, żeby dzieci jadły pysznie i zdrowo. Odmówisz sobie wymarzonej sukienki, żeby kupić dzieciom kolejną rzecz, którą zaraz rzucą w kąt. Nie znajdziesz czasu na małe przyjemności, bo czułabyś się jak wyrodna matka. Romantyczna kolacja? Przecież musiałabyś się wyszykować, a to tyle zachodu. Przecież nie masz na to czasu, pogoń za byciem idealną matką trwa. Ale wiesz co? Teraz uważaj, wjedzie slogan: nie ma ideałów. Serio ich nie ma. Nieważne jakbyś się starała, zawsze będzie coś, co sprawi, że gra w idealną matkę, żonę, kucharkę, sprzątaczkę, powierniczkę, córkę, przyjaciółkę itd. się nie uda. A Ty będziesz się czuła coraz gorzej z samą sobą. Jak ta zahukana dziewczynka, która nienawidzi swojego brzucha, ale nie ma czasu i motywacji, żeby coś z tym zrobić. Matka Polka w dresie i niedbałej fryzurze, 24h na dobę, 7 dni w tygodniu. Pełen etat matki dogorywającej.

Zwracam się do Ciebie, bo wiem, o czym mówię. Ja, mama dwojga małych dzieci, mówię Ci, że zasługujesz na chwilę dla siebie. Zasługujesz na to, żeby czuć się atrakcyjną. Żeby o siebie zadbać. Żeby nie dać sobie podkopać pewności siebie przykrym komentarzem. Zasługujesz na to, żeby zaślinioną bluzkę z resztkami jedzenia wymienić na seksowną kieckę i wyjście z koleżankami. Żeby wydać parę złotych na własne przyjemności. Zrobić piękny makijaż i odnaleźć w sobie kobietę, nie zahukaną nastolatkę, ani zmęczoną życiem staruszkę po trzydziestce.

Ile szans zmarnowałaś już przez brak pewności siebie? Ile radości straciłaś przez własne kompleksy? Ile razy zadręczałaś samą siebie jakimiś błahostkami? 

Bądź dla siebie milsza. Bądź wyrozumiała. Ale nie daj sobie wmówić, że nam, matkom już nic się nie należy od życia. Że matka to już nie kobieta. Że każda rzecz, jaką robisz dla siebie, musi Cię wpędzić w poczucie winy. Staraj się być jak najlepszą wersją siebie. Również, a może przede wszystkim dla swoich dzieci. Chciałabyś, żeby widziały Cię nieszczęśliwą, zaniedbaną, zahukaną? Chciałabyś, żeby Twoja córka zadręczała się kompleksami, jakimi Ty się zadręczasz?

Nie mówię, że masz stawiać przed sobą nierealne cele, które bedą Cię tylko mocniej frustrowac. Mówię, że masz o siebie dbać. Dbać o swoje zdrowie fizyczne i psychiczne. A żeby tak było, musisz zadbać o swój wygląd na tyle, żebys czuła się dobrze sama z sobą. Bo przecież w gruncie rzeczy, to całkiem fajna z Ciebie babeczka, prawda?

Tagged in: