Macierzyństwo… chyba najbardziej wyświechtane słowo świata. Odmieniane przez wszystkie przypadki na wszelkie możliwe sposoby. Przemyślane po sto razy.

Zaplanowane czy niespodziewane, dla nas, matek, to nie tylko słowo. To realne życie. Nikt nas nie ostrzegł, że wkraczając na nieznane wody wskoczymy jednocześnie do paszczy lwa. Do tego same go sobie urodziłyśmy. Bycie matką to nieustanny bieg od jednego ekstremum do drugiego. Jest albo bardzo do dupy albo zajebiście. Rzadko płyniemy równo jak między liniami, częściej miotamy się wokół rozpaczliwym pieskiem. Przegrywamy bitwę, a zaraz potem podnosimy się i wygrywamy wojnę.

A czasem docieramy do ściany i zaczynamy walić głową w mur. Albo stajemy nad przepaścią i spoglądamy w dół. Szukamy ratunku w niebie, wzdychamy „Mój Boże”. Każdy to, co lubi. Niektóre siadają i patrzą tępo w telewizor. Inne scrollują facebooka. Zero energii. Są, bo są. A raczej jesteśmy bo jesteśmy, bo sama mam tak często.

I tylko jedno cię wtedy ratuje. Przerwa. Bo bycie matką powinno być jak dzień w szkole – na lekcji maksymalne skupienie. Na przerwie wrzeszczysz i szalejesz do siódmych potów. Zapominasz o tym, co zaraz cię czeka albo jaka lekcja właśnie się skończyła. Przerwa to moment, w którym nie myślisz o zbliżających się sprawdzianach. Totalny reset.

Przerwa od macierzyństwa to jedyne, co może sprawić, że nie powiesz kiedyś „Mam dość moich dzieci”. Dlatego one będą ci naprawdę wdzięczne, że na chwilę je zostawisz. Bo tak, przerwa musi się odbyć bez dzieci. Boisz się? Nie musi być długa. Idź na manikiur. Na masaż. Do sauny. Skocz na zakupy, ale nie wchodź na dział dziecięcy. Wyjdź do parku – innego, niż chodzisz z dziećmi. Niech nic ci się nie kojarzy z tym, co zostało w domu. Zapomnij na chwilę o tym, że jesteś matką. Wiadomo, że nią jesteś: czasem fajną, czasem do bani. Ale żeby być obecną przy swoich dzieciach, tak naprawdę OBECNĄ, potrzebujesz przerwy.

Bo z macierzyństwem jest jak z jazdą samochodem: musisz stale dolewać benzyny. A skąd masz ją niby brać? Owszem, czasem energii dodają ci dzieci, ale czasem… sama wiesz, pędzą na tak wysokich obrotach, że aż silnik się zaciera. I z matki robi się stary gruchot. Staje albo ledwo się wlecze. Taką matką chcesz być?

Dlatego uwierz mi: potrzebujesz tej przerwy.

Jechałam ostatnio na konferencję. Już w drodze na dworzec poczułam, że wraca mi energia. Po dwóch dniach wróciłam jak nowo narodzona. W ogóle o dzieciach nie myślałam. Wiedziałam: są bezpieczne, najedzone. Stęskniły się nawet. A ja jeszcze bardziej. Kolejne dni spędzone z nimi były pełne, prawdziwe, najeżone atrakcjami. Cieszyliśmy się sobą.

Dlatego gdy tylko czuję, że wyczerpują mi się baterie i brakuje benzyny, robię sobie przerwę. Nie mam wyrzutów sumienia: dzieci mi jeszcze za to podziękują. Bo gdy jestem sfrustrowana, niezadowolona i zmęczona, to sama siebie zwyczajnie nie lubię. To jak niby mają mnie lubić własne dzieci?!

Dlatego uwierz mi, matko: potrzebujesz przerwy. Małej. Dużej. Jakiejkolwiek. Ja wiem, trudno czasem to zrobić, ale nie bój się. Będziesz zaskoczona, jakie nowe korytarze ci to otworzy. Bo macierzyństwo jest jak labirynt: czasem błądzisz i się gubisz, ale gdy siądziesz i pomyślisz, to zawsze znajdziesz wyjście.