To był nasz trzeci długi pobyt na Florydzie. Za każdym razem obiecywaliśmy sobie, że przy planowaniu kolejnego wyjazdu nie popełnimy już tych samych błędów. Dlatego popełnialiśmy nowe.

Siedzę przed laptopem i myślę, czy można się było przed nimi uchronić. Chyba nie. Podróże faktycznie kształcą, ale ich planowanie kształci przede wszystkim logistycznie, wystawia na próbę nasze nerwy, umiejętność przewidywania i siłę charakteru. Na szczęście te kilka wyjazdów dało nam sporą szkołę, ale dzięki niej mogę się z Wami dzisiaj podzielić kilkoma wskazówkami. Może dzięki nim unikniecie naszych błędów.

Wizy do USA – pierwszy raz polecieliśmy do USA kiedy Lenka miała pół roku, dlatego teraz Antoś był jedynym członkiem wyprawy, któremu musieliśmy wyrobić wizę. Co musieliśmy zrobić? 

Dlatego że ja i Adam mieliśmy już wizy, wystarczyło wypełnić dokumenty na stronie konsulatu, a potem wysłać paszport Antosia do konsulatu kurierem. Tak więc ominęło nas stanie w kolejce, pogawędka z urzędnikiem przy okienku i odpowiadanie na pytania, czy Antoś przypadkiem nie ma zamiaru zostać w USA na stałe. Konsulat odesłał nam wizę razem z paszportem po 10 dniach, także tutaj akurat wszystko poszło sprawnie. ALE… Wyzwanie nr 1: do wizy trzeba mieć zdjęcia. Kto śledzi nas na Instagramie ten wie, że ulubione zabawki Antosia to mop i odkurzacz. Syn zgodził się pozować do zdjęcia, ale tylko z nimi. A że zależało nam na wizie turystycznej, a nie pracowniczej, zrobienie mu zdjęcia „po bożemu” było chyba trudniejsze od dostania wizy.

Wyzwanie nr 2: za wizę dla dziecka też trzeba zapłacić. I taka przyjemność kosztuje „jedyne” 600 zł.  Ciężko mi było to przetrawić, bo to nie jest miłe uczucie, kiedy zanim w ogóle dotrzesz do kraju, do którego lot kosztuje cię majątek, i w którym zostawisz sporo pieniędzy, na „dzień dobry” musisz tyle wydać tylko po to, żeby dostać zgodę na wyjazd…

Bilety lotnicze na Florydę – cóż, nie ma co ukrywać – bilety z Polski do USA są naprawdę drogie. Dlatego warto zaplanować wyjazd z wyprzedzeniem i po prostu polować na okazje. My już planujemy wyjazd na styczeń przyszłego roku. Zawsze tak robimy i tym razem polecieliśmy z Krakowa do Orlando za 9 tys. zł. Kupiliśmy te bilety naprawdę okazyjnie, ale kiedy leci się 4-osobową rodziną, to niestety nawet z 4 atrakcyjnych cen biletu wychodzi niezła sumka. Na okacje polowaliśmy na trzech stronach: www.kiwi.com, www.skyscanner.pl, www.kayak.pl i tam was odsyłam, jeśli planujecie urlop.

Kiedy najlepiej wybrać się na Florydę? Tutaj złota rada – zawsze sprawdzajcie przed wyjazdem, kiedy w poszczególnych stanach zaczyna się jakieś wolne. My tego nie zrobiliśmy i trafiliśmy na Spring Break – wiosenną przerwę od szkoły. O ile nie stanowiło to większego problemu w codziennym funkcjonowaniu, o tyle wyjeżdżając w jakiekolwiek popularne miejsce czułam się jak mrówka w mrowisku. Rekord został pobity w Disneylandzie. Nawet zaprawienie w bojach nad polskim morzem w szczytowym sezonie nie wystarczy, żeby się do tego przygotować. I mała wskazówka: warto taką wyprawę do Disneylandu zaliczyć zaraz po przylocie. Nie, nic mi się nie pomyliło. To dlatego, że po przylocie musimy się zmierzyć z JetLagiem – i tak pewnie wstaniecie bardzo wcześnie więc warto to wykorzystać. Jeśli tak czy tak będziecie na nogach około 5 rano to bez bólu możecie zjawić się pod bramą Disneylandu już w okolicach 7, żeby chociaż przez godzinę nacieszyć się tym urokliwym miejscem nie obijając się o innych.

Ceny na miejscu – czy można wyjechać na Florydę i nie zbankrutować? Można, ale trzeba się dosyć solidnie przygotować. Pewnie słyszeliście, że w USA ludzie otyli to ludzie… biedni. I kiedy tam docierasz, przestajesz się dziwić. Tanie jedzenie jest po prostu potwornie niezdrowe. Kto nie ma pieniędzy, kupuje takie „rarytasy” albo objada się w fast foodach.

 Zawsze czytam etykiety, robiłam to też na Florydzie i włosy jeżyły mi się na głowie. Jasne, można kupić wartościowe i zdrowe rzeczy, ale trzeba za nie słono zapłacić.

Po wporocie do domu podsumowlaiśmy wydatki. A właścicie to zrobiła to za nas aplikacja, którą mój mąż zainstalował do karty płatniczej. A więc po podsumowaniu okazało się, że najwięcej podczas tych czterech tygodni  wydalimy na jedzenie i codzienne wydatki.

Ponieważ nasze wakacje zaczęliśmy w marcu, a skończyliśmy w kwietniu, screen po lewej stronie przedstawia wydatki z pierwszego miesiąca, prawy screen z drugiego miesiąca. W marcu prawie 50% naszych wydatków to zakupy w sklepach spożywczych… wygląda na to, że w kwietniu byliśmy już na diecie.

Ja jestem z tej grupy osób, która na urlop zabiera wszystko co tylko się da.

Dziś śmieję się z faktu, że 7 lat temu dzielnie wlokłam z sobą na Florydę 18 puszek mleka modyfikowanego dla Lenki  (wyobraźcie sobie minę celników na widok walizki mleka). Fakt, że mleko zabrałam, bo nie chciałam ryzykować, że moje półroczne dziecko nie będzie tolerować innego mleka. Ale nie żałuję. Są rzeczy, które po prostu trzeba z sobą zabrać, jeśli chcemy spokojnie spędzić wakacje i na dodatek nie zbankrutować. Oczywiście nie da się wziąć z sobą walizki jedzenia, ale ja zabieram kremy, kosmetyki, szampony. Bo moja skóra je toleruje,bo jestem do nich przyzwyczajona. Rzeczy, które są sprawdzone i które wystarczą mi na cały pobyt. Dzięki temu można uniknąć nie tylko nieplanowanych wydatków, ale też np. wysypki i innych „przyjemności”. I tutaj na listę rzeczy, które zabieram z Polski na pewno trafia jeden must have: krem z przeciwsłoneczny. Nie da się spędzić urlopu na Florydzie bez dobrego kremu z filtrem.

Tym razem też pojechał z nami spray Emolium Suncare. Dlaczego? Po prostu do Emolium mam zaufanie. W słońcu Florydy naprawdę nie ma czasu na eksperymenty, trzeba działać sprawdzonymi sposobami. Ten produkt zasłużył na wspólny urlop z nami  z dwóch powodów:  mimo tego, że nie jest duży, wystarczył całej naszej czwórce na cały pobyt, a w walizce zajął naprawdę niewiele miejsca. Zabrałam dwa opakowania, jedno wróciło z nami do domu.

Emolium ma w składzie 100% filtrów mineralnych, jest wodoodporny i chroni przed szkodliwym działaniem promieniowania. Chyba jego największym atutem poza wydajnością jest to, że nadaje się dla skóry niemowląt i dzieci tak samo dobrze, jak dla dorosłych, nawet tych ze skórą skłonną do alergii i z alergią na filtry chemiczne. Butelka faktycznie bez problemu starczyła nam na cały wyjazd. Choć wiem, że każdego kusi robienie zakupów w USA,  gdzie widzimy mnóstwo produktów, których u nas nie ma (albo są i chcemy je porównać), jeśli nie chcemy pójść z torbami warto po prostu zabrać rzeczy, które darzymy zaufaniem. Tym bardziej że ciężko o eksperymenty podczas podróży z dziećmi. Będziemy mieć dużo wrażeń i bez tego.

Nieprzewidziane sytuacje: na wakacjach nie wszystko idzie zgodnie z planem, o czym boleśnie przekonaliśmy się tym razem. Już w samolocie byliśmy chorzy, tak więc pierwszą atrakcją, jakiej szukaliśmy na miejscu, był lekarz. I tu bardzo ważna sprawa: służba zdrowia w USA to naprawdę nie są tanie rzeczy. Wiedziałam, że za przyjazd karetki można zapłacić nawet kilka tysięcy dolarów. Nasz znajomy za przyjazd karetki i pierwszą pomoc, kiedy złamał nogę, zapłacił 17 tysięcy dolarów! Ale Antoś dotarł na Florydę w naprawdę złym stanie – spał, nie jadł, gorączka nawet po podaniu syropu po kilku godzinach znów dobijała do 40 stopni.  Byliśmy przerażeni całą sytuacją i nie do końca wiedzieliśmy gdzie szukać pomocy. Na szczęście z pomocą przyszły dziewczyny mieszkające w USA, które obserwują mnie na Instagramie. Podpowiedziały, żeby lekarza szukać, wpisując w google hasło „ pediatric after hours”, a gogle już zrobi całą resztę za nas wyszukując odpowiednie miejsca po lokalizacji, czyli najbliżej naszego położenia. Wystarczy wybrać taką, która ma najlepsze opinie i można powiedzieć, że mamy prawie pewność, że trafimy w dobre ręce. Warto tylko zwrócić uwagę, żeby wybrać miejsce, które nie tylko ma dobrą ogólną opinię ( np. 4,5 na 5 gwiazdek), ale też ma tych opinii możliwie dużo. Bo co z tego, że pediatra ma 5 gwiazdek, skoro pod tymi gwiazdkami kryje się tylko jedna opinia).

Tak znalazłam w pobliżu klinikę, w której po 1,5 h postawili Antosia na nogi. W tym czasie badało go 6 osób (!), zrobili mu inhalację, podali leki, wypisali receptę,  a za wizytę razem z lekarstwami zapłaciliśmy… 200 dolarów! Antoś z kliniki wyszedł, a nawet wybiegł na własnych nogach.

Ubezpieczenie: jak się już domyślacie po pkt. nr 3:  ubezpieczenie po prostu trzeba mieć. Nigdy nie wiadomo co nas spotka, a na pewno nikt nie chciałby zostawić oszczędności życia amerykańskiej służbie zdrowia.  Nasze ubezpieczenie pokrywało rachunki za leczenie od 180 dolarów, a że rachunek w klinice bez wykupionych lekarstw wynosił 160 dolarów, musieliśmy zapłacić go sami i wysłać dokumenty do ubezpieczyciela z prośbą o zwrot kosztów.  Ubezpieczenie na podróż wykupiliśmy na stronie www.truetraveller.com i kosztowało nas 730 zł.

Lotniska na Florydzie – co tu dużo mówić…  ani lotnisko w Tampie ani w Orlando nie są przyjazne dla rodzin z małymi dziećmi. Nie mają absolutnie żadnych udogodnień i litości – nieważne, czy jesteś ciężarna, czy masz dzieci. Przylatujesz po prawie dobie w podróży i stoisz 2 godziny w kolejce, żeby przez 2 minuty pogadać z celnikiem i pokazać mu paszport. Nie ma na czym usiąść, po prostu musisz odstać i odczekać swoje. Na całym świecie, w NY czy Chicago zresztą też, rodzice z dziećmi są przyjmowani poza kolejką. Nie tutaj. Wyjeżdżając na Florydę po prostu nie ma co liczyć na podobne traktowanie i przywileje i warto się na to przygotować… chociażby psychicznie.

Uff, to chyba tyle. Trochę się rozgadałam, ale jeśli macie jeszcze jakieś pytania oczywiście chętnie odpowiem. I najważniejsze – nie zrażajcie się. Planowanie takiej wyprawy nie jest łatwe, szczególnie kiedy jedziesz z całą rodziną. Ale wierzcie mi, że mimo wszystkich trudów, naprawdę warto!