Od miesięcy narastała we mnie ta myśl, która podobna była do guli w gardle. Tej, co nie da się jej przełknąć. Próbowałam ją odgonić, ale zrozumiałam, że się nie da: trzeba w końcu stawić jej czoła…
Parenting
Co wybierasz: rodzicielstwo czy parenting?
Nie wiem czy wiecie, ale jestem fetyszystką słowną. Mam wielką słabość do pewnych wyrazów – z polskich o dreszcze przysparza mnie m.in. „bowiem” oraz „ułuda”. Z angielskich – „sophisticated” oraz… „parenting”. Tak, wiem że jest na to polski odpowiednik, czyli „rodzicielstwo”. Ale gdy widzę na okładce nowego pisma słowo „parenting” lub gdy ktoś przesyła mi linka do swojego bloga, określanego mianem „parentingowy”, jakoś nie mogę sobie odmówić przyjemności i zaglądam. Rodzicielski już tak na mnie nie działa.
Parenting to w zasadzie nowa moda i dopiero niedawno przestał być traktowany po macoszemu. Dawniej rodzic kojarzył się z rozmemłanymi mamuśkami i niedospanymi tatusiami, teraz sfera parentingowa pełna jest zadbanych, aktywnych, młodych mam i tatusiów. Co więcej, literatura i portale internetowe związane z pojęciem parentingu przestały już dawno umieszczać rady typu: jak pozbyć się kupy z ubrania czy jak walczyć z ciemieniuchą. W zamian pokazują, jak można stać się świadomym rodzicem, nie zakopać się w pieluchach i doskonalić się we własnym macierzyństwie i ojcostwie. Rodzicielstwo oznaczało kiedyś: jakoś to będzie, a teraz parenting mówi: może być lepiej.
Wiem, że samo słowo jest ostatnio na cenzurowanym, wyśmiewane przez zwolenników rodzimego „rodzicielstwa”. Ale staję tu w jego obronie – parenting kojarzy mi się z przyjemnością i stylem życia, a rodzicielstwo z koniecznością i odpowiedzialnością. Rodzicielstwo to poważna sprawa, tutaj nie możesz zawieźć – parenting daje ci zielone światło na pomyłki, doskonalenie się i przyznanie, że masz prawo do błądzenia.
Może się czepiam, ale postanowiłam zabrać głos w dyskusji nad tym, dlaczego polskie słowa są wypierane przez zagraniczne. Czasem – mimo identycznego znaczenia – wydają się mniej lub bardziej pojemne. Niby wiemy, że znaczą to samo, ale pozwalają poczuć się inaczej, może lepiej?.. Czasem pozwalają na dystans… I właśnie tego rodzicielskiego, tfu: parentingowego dystansu sobie i wam życzę.
Bo wszystkie bez wyjątku jesteśmy złymi matkami. Czasami. I właśnie to czyni z nas MATKI PRAWDZIWE. A ja? Też jestem złą matką…
Macierzyństwo… chyba najbardziej wyświechtane słowo świata. Odmieniane przez wszystkie przypadki na wszelkie możliwe sposoby. Przemyślane po sto razy.
Tym, które mają już dzieci pewnie nic nowego nie w powiem, ale te panie, które potomka się spodziewają albo go planują mogę jeszcze ostrzec. Mianowicie jedyną rzeczą, w jaką naprawdę musicie się zaopatrzyć w wyprawce dla niemowlaka jest twarda dupa.
Kryteria szczęścia są naprawdę w dzisiejszym świecie wyśrubowane. Narzuca się nam, że skoro mamy już to upragnione dziecko, to powinnyśmy chodzić z bananem na twarzy, zadowolone i bezpretensjonalne. To jeszcze bardziej dołuje…
„Rodzicielstwo to jak skok do jeziora. Ci, co już skoczyli, wiedzą doskonale, że woda jest wściekle zimna i odmrozi ci tyłek. Ale i tak wołają: Skacz, ciepła jest!”.
26 hektarów powierzchni, atrakcje dla dzieci i dorosłych w każdym wieku i…ceny zrobią piorunujące wrażenie na każdym.
Potrzebuję niani do zadań specjalnych, która nadąży za moją trzylatką i błyskawicznie przekaże mi, co dzieje się w jej pokoju….
Zależy nam na bezpieczeństwie naszego dziecka, ale czy wiemy jak udzielić mu pomocy w razie wypadku?