Dziś będzie na poważnie. Bo i temat wymaga powagi, choć z drugiej strony trzeba mieć do niego dystans. I będzie momentami dosadnie. Bardzo dosadnie. Dziś napiszę szczery list do ciebie, droga mamo swoich dzieci. 

To nie będzie słowo na niedzielę. To będzie słowo na każdy dzień tygodnia. Bo matką się nie bywa, matką się zostaje na całe życie. W świątek, piątek i niedzielę też. Nie ma wolnego od macierzyństwa. Jeśli przed zajściem w ciążę myślałaś, że najtrudniejsze etapy to dojrzewanie, pierwsza miłość czy egzaminy na studia – byłaś w błędzie. Najtrudniejszy etap ma znacznie szersze ramy czasowe i zaczyna się właściwie od chwili poczęcia. Bo już wtedy musisz myśleć za dwie osoby. Za siebie i za tę małą istotę, którą nosisz w sobie. Dbać, chronić, podglądać, czy wszystko u niej ok. A kiedy już ją wydasz na świat, czeka cię to samo plus wiele innych nowych obowiązków, które cię przytłoczą niczym głaz. Będzie trudno – mówili. Będzie bolało – mówili. I niestety nie kłamali. W tym jednym przypadku wolałabyś pewnie, żeby minęli się z prawdą… prawda?

Zgaduję, że jesteś kobietą w okolicach 30-tki. Może masz w tej chwili jedno dziecko. Może dwoje. A może więcej. W różnym wieku. I na pewno masz też mnóstwo spraw na głowie i wokół siebie. Masz w domu jednocześnie śmiech i płacz. Masz śmieszne miny i ząbkowanie. Masz ładnie zjedzony obiadek i kolki. Masz jednocześnie niebo i piekło na ziemi. Jesteś między młotem a kowadłem. Bo co byś nie zrobiła, sama siebie karzesz w myślach, że to jednak za mało. Że coś poszło nie tak. Że prawdziwa matka by się tak nie zachowała. I właśnie teraz największym twoim problemem są wszechobecne i świdrujące mózg wyrzuty sumienia. Że za mało czasu spędzasz z dziećmi, że za wcześnie wróciłaś do pracy, że nie gotujesz codziennie zdrowych obiadów z ekologicznych warzyw, że nie karmisz/karmiłaś piersią albo że nie wstałaś ten jeden raz w nocy do płaczącego dziecka, bo zasnęłaś kamiennym snem.

Macierzyństwo to pole bitwy i nieustanna walka o przetrwanie i „normalność”. Najpierw o mniejszy ból po porodzie. O dodatkowe 5 minut snu. O odpoczynek. Potem o ciut cieplejszą kawę. O płaski brzuch. O zjedzony w całości obiadek. O czyste podłogi i niezarzyganą kanapę. O skarpetki do pary. W końcu o punktualne wyjście z domu. O wszystko, co do tej pory było na porządku dziennym. Jak to się stało, że to nagle zostało Ci odebrane?

Jak to się stało, że czasem nie rozumiesz co się dzieje z twoim ciałem, dzieckiem, życiem w ogóle? Jak to się stało, że jest tak cholernie trudno? Czy robisz coś nie tak? Czy jesteś gorsza od innych matek?

Nie, nie i jeszcze raz nie. Zabraniam ci tak myśleć o sobie. Nie skazuj się na psychiczne cierpienie tylko dlatego, że od czasu do czasu dajesz swojemu dziecku parówki albo po powrocie z pracy, zamiast się z nim bawić, puszczasz mu kolejną bajkę, byleby się tylko uspokoiło dając ci chwilę na odpoczynek. Twoje hormony buzują. Raz doprowadzają cię do szału, a raz zamieniają w potulnego baranka. Taka macierzyńska wersja Dr Jekyll’a i Mr Hide’a.  I jest ci z taką huśtawką nieziemsko ciężko. Nie pojmujesz ogromu zmian.

Ale coś ci powiem. Nie jesteś sama. Masz prawo być zmęczona, zniecierpliwiona, pełna żalu i pretensji do całego świata. Masz też prawo płakać, a za chwilę śmiać się do rozpuku. Nie masz za to prawa czuć się niepełnowartościową matką. Nie masz prawa czuć się brzydszą wersją wcześniejszej siebie. I nie masz prawa mieć poczucia winy. Każda matka miewa gorsze i lepsze dni, bo takie są PRAWDZIWE matki. Każda matka ma ochotę tulić swoje dziecko, a za chwilę kazać mu iść do diabła. I każda matka daje z siebie wszystko to, na co pozwala jej aktualny stan emocjonalny. Nie jesteśmy robotami do czytania bajek i kąpieli ani maszynami z darmowym mlekiem i ciepłym ciałem. Wciąż jesteśmy kobietami. Pięknymi kobietami, które wcieliły się tylko w nową rolę. Trudną do nauczenia, bez aktorskiej gaży i bez oklasków. Oscara dostaniesz tylko wtedy, gdy dasz tak na imię swojemu synowi.

Powiem ci więcej: jesteś kierownikiem. Codziennie planujesz, doglądasz, kontrolujesz, organizujesz. Żyjesz między drzemkami dzieci i ich zajęciami pozalekcyjnymi. Żyjesz w ciągłym niedoczasie i masz wrażenie, że znów wiele ważnych rzeczy ci umyka. Chrzanić je! Skoro nie miałaś czasu się nimi zając, to znaczy, że wcale nie były ważne.

A więc nie miej wyrzutów sumienia. Nie miej poczucia winy. ROBISZ TO DOBRZE. Najlepiej jak umiesz. Starasz się i dajesz z siebie wszystko, co możesz na tę chwilę dać. Być może w innych warunkach, przy innej pogodzie, przy innym nastroju coś zrobiłabyś inaczej. Ale życia nie zaprogramujesz, nie uda ci się go zaplanować.

Szukasz równowagi pomiędzy matkowaniem a byciem dawną sobą, ale nie znajdziesz. Zawsze coś będzie ważniejsze. To równia pochyła. Jednak zajmując się dzieckiem, nie musisz zaniedbywać siebie. Kiedy wychodzisz na piwo z koleżankami, nie ma cię przy dziecku. Ale nie ma w tym nic złego. Matka to też człowiek. Masz takie dni, kiedy nie możesz się doczekać, aż dzieci pójdą spać, żeby móc odpocząć, odsapnąć, naładować akumulatory na kolejny ciężki dzień pełen przygód. Ja też tak mam. Wszystkie mamy. Marzysz o tym, żeby w spokoju usiąść i obejrzeć serial. Bez wysłuchiwania tła w postaci krzyków, paplaniny, kłótni czy innego marudzenia, że do wspomnianych parówek miał być przecież keczup, a nie musztarda.

Chcę ci dodać otuchy. Nie jesteś sama ze swoimi myślami. Co z tego, że czasem ci nie wychodzi? Każda z nas przechodzi podobne kryzysy.  Ale ty zachowaj spokój i bądź matką na swój własny sposób. Pieprz konwenanse i „ciocie dobre rady”. Pieprz rozlany soczek i nieuprasowane ciuchy. Mamo, mamusiu, mateczko – nie jesteś zła w tym SWOIM macierzyństwie. Bo nie ma jednego przepisu na bycie dobrą matką. I pamiętaj – to cudowny etap w twoim życiu. Trudny, ale cudowny. Robisz dobrą robotę. A teraz spocznij!

Tagged in: