O metodzie kilka dni temu opowiedziała mi koleżanka, której synek jest wielkim fanem wpychania sobie klocków do nosa.
Moim zdaniem
Jest taka piosenka zespołu Raz Dwa Trzy, w której są słowa: „nie pal, nie pal, nie pal, mówię ci (…) nie pal, nie pal, nie pal, bo będziesz kaszlał i będzie ci źle”.
Sytuacja, która nam się przydarzyła do tej pory podnosi mi ciśnienie. Powiedzcie mi tak szczerze. Jak Wy byście postąpiły, gdyby chodziło o Wasze dziecko?
A Wy umiecie rozróżnić zwykłe przeziębienie od „niezwykłej” grypy? Bo o ile przeziębienie możemy próbować wyleczyć domowymi sposobami to z grypą już nie ma żartów i trzeba się do tego lekarza jednak przespacerować.
W myśl słów piosenki Elektrycznych Gitar: „Przewróciło się niech leży, cały luksus polega na tym, że nie muszę go podnosić, będę się potykał czasem. Będę się czasem potykał, ale nie muszę sprzątać”.
Nie wiem, dlaczego akurat ten napis utkwił mi w pamięci, ale kiedy myślałam o dzisiejszym wpisie, różowa karteczka znów stanęła mi przed oczami.
No to teraz wszyscy wchodzimy do wehikułu czasu i przenosimy się w czasie gdzieś między rok 1988 a – powiedzmy – 1994. To przełom między ponurym światem PRL-u a kolorowym kalejdoskopem nowej epoki.
Kupujesz fotelik. Radzisz się, szukasz, wybierasz. Sprawdzasz wagę dziecka, dopasowujesz do modelu samochodu. Może jeszcze naklejki z ostrzeżeniem na szybę. Przypinasz pasami. Jeździsz ostrożnie. Myślisz, że robisz wszystko, żeby dziecko było bezpieczne, prawda?
Pewnie nie zdawaliście sobie z tego sprawy, ale ponoć namawiając dziecko do samodzielnego, głośnego czytania utrwalamy w nim złe nawyki i utrudniamy przyszłą naukę… Szok, prawda?