Na początku był chaos. Totalny chaos, bo zaczęliśmy dosłownie od zera. Czyli od zdemontowania podłogi i zerwania tapet. Była krew, pot i łzy, i różne wizje: moja, Lenki i Adama.

Spotkaliśmy się gdzieś pośrodku, chociaż powiem Wam, że nić porozumienia ciężko było znaleźć. 

I tak oto narodził się on, świeżutki pokój Lenki. Wyrósł ze strasznego chaosu i jeszcze większego bałaganu. 

Efekt końcowy to taki kompromis między naszymi wizjami. I tu muszę się Wam przyznać, że mój autorytet trochę legł w gruzach… razem z podłogą w pokoju Lenki.  Bo to o nią dzielnie walczyłam – o podłogę. Batalię przegrałam, bo Adam i Lenka w tym zakresie trzymali sztamę. Było 2:1, zgodziłam się na wykładzinę. 

No i wiecie jak to jest – dziewczynka, która ma już 7 poważnych lat życia za sobą, ma też poważną wizję tego, jak jej pokój powinien wyglądać. I ta wizja zazwyczaj daleko pada od wizji matki. Więc przed nami było spore wyzwanie: rozsądnie rozplanować raczej niewielki pokój, ale wpleść w niego pomysły honorowej lokatorki. 

Jaki jest efekt naszych starań? Oceńcie same!

Tak było przed:  

A skoro był remont, to musiało być też malowanie. Na ścianach, oprócz tej jednej z tapetą, zdecydiwaliśmy się na farbę. Tak jak w całym domu, zainwestowaliśmy w hydrofobowe farby Dulux w kolorze nieskazitelnej bieli. Bo sprawdziły się w innych pomieszczeniach, bo mogę każdą plamę zmyć nawilżoną ściereczką a tę opcję przy dzieciach niestety wykorzystuję codziennie.

A po remoncie wygląda to tak:

Łóżko piętrowe z biurkiem

Jest łóżko piętrowe z biurkiem

I z niego chyba najbardziej jesteśmy dumni. Wygodne, tak zaprojektowane, że mimo moich wcześniejszych obaw, pozwoliło nam zyskać sporo miejsca w królestwie Lenki.

Na darmo szukałam łóżka piętowego z biurkiem w sklepach. Przejrzałam chyba wszystkie sklepy z meblami i ostatecznie z pomocą przyszedł Pinterest i zaprzyjaźniony stolarz.

Wydrukowałam zdjęcie znalezionej inspiracji i na ich podstawie stolarz zrobił dla nas mebel… dokładnie taki jak chcieliśmy.

Ktoś mi mówił, że łóżko piętrowe to tylko taki kaprys dziecka i bardzo szybko się nudzi. No cóż mogę powiedzieć po prawie roku po remoncie? Może zwykłe łóżko piętrowe, ale z pewnością nie takie.

Tapeta w kwiaty

stonowane kolory i piękna tapeta w kwiaty (tak chciałam ja, Kinga), a całość dopełniają – jakżeby inaczej – pstrokate dodatki (tak chciała Lenka). Można się pogodzić? Można, wystarczą chęci z obu stron.

Jak już Wam wspominałam, najbardziej spornym punktem była wykładzina. Zdemontowaliśmy podłogę i na jej miejsce położyliśmy wykładzinę. Co prawda od początku wyrażałam stanowczy sprzeciw, ale przegrałam. I całe szczęście… stwierdzam po pewnym czasie.

To jest trochę tak, jak z zakupem droższego obicia na kanapę. Kiedyś też wydawało mi się, że to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Aż w moim domu pojawiły się dzieci…

Kanapa codziennie pokrywa się kolejnymi plamami, niektóre powstają w bardzo tajemniczych okolicznościach. A ja zamiast dostawać białej gorączki, biorę mokrą ściereczkę i wszystko bez trudu usuwam.

Tak samo mają się sprawy z wykładziną. Jak kupisz tanią wykładzinę to może i będzie ładna, ale bardzo krótko.

My kupiliśmy wykładzinę Satisfaction 09. Przeżyła już wylanie slajma, przeżyła nagły przypływ weny Antosia, który postanowił ją umazać pisakami… no i muszę przyznać, że wykładzina wzięła to na klatę – przyjęła to godnie. Nadal wygląda bez zarzutu.

Ale muszę sprawiedliwe dodać, że zainwestowaliśmy od razu w odkurzacz piorący. Mieliśmy wybór między takim zakupem albo zapisaniem firmy piorącej tuż obok telefonów alarmowych. Postawiliśmy na to pierwsze, będzie mniej kłopotu.

W pokoju Antosia na razie mamy fajny dywan, ale też planujemy go zmienić na wykładzinę, jak tylko Antoś przestanie niszczyć wszystko, co napotka na swojej drodze (to już niedługo, prawda?!). 

Teraz trzymamy się prostej zasady, którą polecam każdemu, kto ma wykładzinę – żadnego jedzenia w pokoju! Sprawdziłam na własnej wykładzinie i powiem Wam, że działa jak złoto.

Tapetę w kwiaty (nieskromnie powiem, że przepiękną), kupiliśy w Dekornik. Mają ogromną ofertę i ciężko było wybrać faworytkę, ale moim zdaniem wybraliśmy całkiem dobrze. Wybieranie tapety sprawiło mi sporą radochę.

Uchwyty do mebli są z Regałki, a żyrandol z piórek z Pufadesign. Pewnie jak ją zobaczycie, będziecie się zastanawiać nad tym samym, co ja na początku, ale pędzę rozwiać wątpliwości: też na początku obawiałam się, że taki żyrandol jest tak delikatny, że szybki straci swój piękny wygląd, ale po około roku mogę śmiało powiedzieć, że wciąż wygląda tak samo. Wystarczy, że raz na dwa tygodnie otrzepię go z kurzu i jest jak nówka sztuka. 

U Antosia zresztą też mamy lampę z tego sklepu, zdjęcia wrzucałam tutaj: Pokój Antosia.

Kosze na zabawki – niezbędny element wyposażenia każdego dziecięcego pokoju – kupiliśmy w Nollipolli. Sama nie wiem, czy bardziej przydają się dziecku, czy rodzicom. Te są mega pojemne i lubię je za to, ze nawet kiedy są puste grzecznie stoją i nie wyginają się, więc łatwo do nich wrzucać zabawki, nic się nie rozsypuje i nie przewraca. No i to chyba jedyne zapykane kosze na zabawki, jakie znalazłam..

Tutaj nasz przyszły kącik czytelniczy, w którym na razie leży pufa od baha_popofcolor. Jest ogromna, można zdjąć pokrycie i wyprać, ale materiał jest bardzo dobrej jakości, więc to pranie to tylko dla odświeżenia raz na jakiś czas.

Pewnie Wam już wspominałam, że Lence zostawiamy włączone światło na noc, także przy wyborze lampki nocnej zależało nam, żeby tworzyła przyjemny klimat i dawała niezbyt mocne światło. No i postawiliśmy na Little Lights.

Nie wiem kto stoi za tymi lampkami, ale ma niesamowite pomysły. Lampki nie są tanie, ale na przykładzie naszej mogę Wam powiedzieć, że są solidnie wykonane. Macie duży wybór wzorów i możecie dowolnie kombinowac z kolorystką, także ogranicza Was jedynie własna wyobraźnia. 

I tak kończymy zwiedzanie przy… dwóch kompletach pościeli. I tutaj wrzucam Wam link, ale ostrzegam, że do sklepu wchodzicie na własną odpowiedzialność, i żeby później nie było na mnie, jak zabraknie kasy na prezent pod choinkę. Pościel w Mandarynki, i cudowna różowa pościel z koronką, którą bardzo chcę wam podlinkować, ale nie pamiętam gdzie była zamawiana a producent nie pomyślał o metce ( jeśli wiecie z jakiego sklepu pochodzi, koniecznie dajcie mi znać w komentarzu).

My mamy soczyste mandarynki i na zmianę już bardziej stonowany róż z koronką. Ale coś czuję, że na tych kompletach może się nie skończyć.

Powiem Wam, że jak słyszę słowo ”remont”, to dosłownie dostaję gęsiej skórki. To bardzo niepozorne określenie na przewrócenie wszystkiego do góry nogami. Ale chyba udało nam się osiągnąć to, co najważniejsze – WSZYSCY lubimy ten pokój, spędzamy w nim sporo czasu i jest nam w nim po prostu przytulnie.

Jeśli macie ochotę na więcej to zapraszam was na film, w którym oprowadzimy was z Lenką po jej pokoju:

Pokój dla dziewczynki w wieku szkolnym