A oto taka sytuacja: jesteśmy sobie na podwórku. Obok nas bawi się Judytka (2,5 roku) i mama. Mama raczej podpiera drzewo niż się bawi… Nagle nadchodzi tata i mówi, że na chwilę musi gdzieś podjechać. Judytka chce z nim, ale rodzice protestują. Judytka zaczyna płacz i wrzask, łzy lecą jak grochy. Tata chwilę patrzy i odchodzi, płacz zostaje. Co na to mama? Ano: „No co ty, przestań. Ale z ciebie zołza(!). Daj spokój. Przecież jesteś duża dziewczynka”. Judytka popłakuje, smutnieje, patyki i robak jej już nie interesują. Mnie kraja się serce i dobrze, że za chwilę para odchodzi, bo już wyciągałam z kieszeni nóż…
Dlaczego się ciskam? Niby wiem, że nie wszyscy czytają mądre książki. Że niektórzy uważają, że to pierdoły i ich nikt z książek nie wychowywał. Ale dlaczego niektórzy rodzice nie chcą zauważać emocji swojego dwu-, trzylatka?! Dlaczego niektórych niemiłosiernie wkurza, kiedy ich synek histeryzuje albo dlaczego opadają im z bezsilności ręce?
Psycholodzy mówią, że nazywanie trudnych emocji osłabia ich siłę. Sami nie zawsze zdajemy sobie sprawę, jak silne emocje targają kilkulatkiem. Z jednej strony ma niezwykle silną potrzeba bycia niezależnym. Stąd tak często powtarzane „nie jestem już dzidziusiem”. Z drugiej strony pojawia się frustracja, że sam nie radzi sobie z wieloma uczuciami, które pojawiają się wraz z poznawaniem przez dziecko świata. Te uczucia narastają i narasta też strach dziecka przed nimi – nie potrafi ich zrozumieć i dlatego często wybucha. W takich chwilach dziecko chętnie usłyszy: „Rozumiem, że jesteś zły/smutny/musisz się strasznie bać/jakie to musi być dla ciebie irytujące”.
Dziecko wcale nie oczekuje naszych rad. Dlaczego? Otóż ten mały człowiek od początku stoi na straconej pozycji – w stosunku do nas jest zawsze podrzędny. Zaczyna to odczuwać odkąd kończy mniej więcej 16 miesięcy. To rodzi u niego silną frustrację, dlatego zadaniem rodzica jest unikanie sytuacji, w których podkreślamy naszą nadrzędną pozycję wobec dziecka. Można porównać to do relacji szef-pracownik: czy ktoś z was lubi, kiedy szef podkreśla swoją władzę w firmie i pomniejsza twoje znaczenie w zespole? Ja w każdym razie nie. Tak samo jest z dzieckiem: dając rady, pokazując, że mamy na wszystko gotowe rozwiązania i złote środki pokazujemy, że zawsze jesteśmy mądrzejsi i jesteśmy górą. Dzieci nie lubią, kiedy uświadamia się im ich pozycję, szczególnie wrażliwi są na to 6/7-latkowie i nastolatkowie.
Trzeba pamiętać, żeby nie oceniać dziecięcych emocji, bo nie ma czegoś takiego, jak emocja zła lub dobra. Ona po prostu pojawia się nagle i po prostu jest. Nie można powiedzieć, że dziecko, które odczuwa złość lub strach jest automatycznie złe, bo miotają nim „złe” emocje. Jeśli zaakceptujemy je wszystkie, możemy przejść do następnego etapu, czyli oswajania dzikiego zwierza. Bo takie miotające się dziecko naprawdę go trochę przypomina… Ale emocji nie da się okiełznać i nawet nie powinno; reakcje matek (niestety, głównie matek…) typu „Natychmiast przestań się tak zachowywać!” itp. nakazują dziecku niemożliwą w wykonaniu kontrolę. Nie da się opanować emocjonalnej hekatomby. To reakcje pierwotne i odruchowe, porównywane przez naukowców do… mrugania oczami. Małe dziecko nie potrafi i długo nie będzie potrafiło radzić sobie ze skrajnymi emocjami. Co najwyżej przestanie z nimi do nas przychodzić, niestety głównie ze strachu…
Czy nie zdarzyło się wam, że dziecko wcale nie reaguje tak, jak chcecie, na próby waszego pocieszania typu: „Nie przejmuj się, kupię ci nowe, uśmiechnij się teraz”? Że tylko pogłębia to jego frustrację i powoduje jeszcze większą rozpacz? No właśnie. To doskonały dowód na to, jak kiepsko rozumiemy emocje naszych dzieci. Ono potrzebuje przede wszystkim zrozumienia, i to słowo jest kluczowe w kontaktach rodzic-dziecko. Wielokrotnie uznajemy, że dziecko wymyśla, przesadza, wydziwia, podczas gdy ten jego mały świat po raz kolejny runął jak domek z kart. Nie chcemy zrozumieć, że dziecko to też człowiek i że wiele zmieniło się w badaniach nad dziećmi od czasów, kiedy sami nimi byliśmy. Maria Montessori mówi, że „dziecko jest inne”. Chodzi tutaj o inny sposób postrzegania, rozumienia, wyrażania. Teraz dopiero tryumfy święci hasło Janusza Korczaka „Nie ma dzieci – są ludzie”. Kiedy pisał te słowa dzieci uważano za mało rozumne stwory, które można lepić na dowolny kształt. Na szczęście czasy poszły do przodu nie tylko w dziedzinie informatyki i dlatego nie trzeba wstydzić się mówienia o emocjach własnych i nie można zabraniać przeżywać tych emocji dzieciom na własny sposób.
Wielu rodziców nie ma pomysłu, jak reagować na rozemocjonowane, krzycząco-płaczące dziecko i po prostu ignoruje je myśląc, że zaraz samo przejdzie. To jest trochę jak chowanie głowy w piasek – unikamy tematu w nadziei, że minie. Ale pogłębia to jeszcze tylko frustrację dziecka, które czuje, że jego emocje są tutaj niechciane, nie umie jednak sam ich rozgonić. Tkwią wtedy w dziecku jak zadra.
Pewnie pomyślicie, że jestem zwolennikiem bezstresowego wychowania. Oczywiście nawet gdybym była to nie przyznałabym się do tego. Ale jeśli bezstresowością nazywacie pozwalanie dziecku na przeżywanie własnych emocji nie w sobie, ale uzewnętrznianiu ich i próbie nazywania ich i rozmawiania o nich to tak, jestem zwolenniczką takiej formy wychowania. Jednak absolutnie nie oznacza to, że pozwalam na wszelkiego typu zachowania. Bo emocje to jedno, a sposób wyrażania ich to drugie. Dlatego wolno złościć się na mamę, ale nie wolno jej uderzyć. Wolno wyrażać frustrację, bo lalka nie chce współpracować z Lenką-fryzjerką, ale nie wolno zrzucać lalki ze schodów. Na szczęście takich sytuacji nie mam wiele, bo Lenka nie przysparza dużych problemów (dodam: jeszcze…). A mówię „na szczęście”, bo pozwala mi to na reagowanie natychmiastowo i z reguły skutecznie. Jak to robię? Cóż, sposobem na opanowanie emocji jest… emocja. Musimy reagować w sposób adekwatny do naszych aktualnych odczuć: zatem jeśli jesteśmy wściekli, nie cedźmy przez zęby, że „mamusia się troszkę zdenerwowała” i na odwrót: jeśli coś nas śmieszy w nieodpowiednim zachowaniu dziecka, nie udawajmy, że się gniewamy. Dziecko to prawdziwy emocjonalny barometr: wyczuje na kilometr, że rozsadza nas złość lub dusimy się ze śmiechu próbując przywołać dziecko do porządku.
Uważam, że nawet najmniejsze dzieci, które zaczynają etap mówienia, powinny być uczone trudnej sztuki nazywania emocji. Wiem, że brzmi to jak popularne sztuczki zaklinaczek dzieci czy psychologiczna nowomowa – ale podobno działa i na pewno ułatwi twojemu dziecku uporanie się z furią czy smutkiem. Jestem przekonana, że jeśli będziecie mogli pomóc swojemu dziecku to na pewno to zrobicie. A przynajmniej spróbujecie.
Tak sobie czytam tego bloga, jest super, ale… czasem pojawiaja się sprzeczności. Oto kolejna:
Trzeba pamiętać, żeby nie oceniać dziecięcych emocji, bo nie ma czegoś takiego, jak emocja zła lub dobra. Ona po prostu pojawia się nagle i po prostu jest. Nie można powiedzieć, że dziecko, które odczuwa złość lub strach jest automatycznie złe, bo miotają nim „złe” emocje. Jeśli zaakceptujemy je wszystkie, możemy przejść do następnego etapu, czyli oswajania dzikiego zwierza. Bo takie miotające się dziecko naprawdę go trochę przypomina… Ale emocji nie da się okiełznać i nawet nie powinno; reakcje matek (niestety, głównie matek…) typu „Natychmiast przestań się tak zachowywać!” itp. nakazują dziecku niemożliwą w wykonaniu kontrolę. Nie da się opanować emocjonalnej hekatomby. To reakcje pierwotne i odruchowe, porównywane przez naukowców do… mrugania oczami.
I wszystko super. Ja tak mam do dziś. Jest to odruchowe. I super, że Lady gugu mnie rozumie, ale… w innym poście jestem juz niestety energetycznym wampirem:
A może spotkałaś kiedyś na swojej życiowej drodze taką oto postać: miły, cierpliwy, serdeczny typ. Można na niego liczyć w każdej sytuacji. Naprawdę sympatyczna osoba. Spytacie, to co to za wampir? Ano taki, że spróbujcie mu tylko nie przytaknąć. Spróbujcie wleźć na odcisk, poruszyć sprawę, która dla niego jest tematem newralgicznym, sprzeciwić! W sekundę potrafi zmienić swoją twarz. Uśmiech znika, a na jego miejsce pojawia się bezwzględna maska kata. Cynizm i sarkazm to tylko jego najłagodniejsze rodzaje broni.
A z takich dzieci, wyrastają tacy dorośli. łatwo zrzumieć dziecko, dorosłego trzeba od siebie odsunąć….
Denerwuje mnie jedno. Gdy jest bardzo małe dziecko rodzice mówią że jest już duże, w podstawówce to samo, w liceum mówi się że młodzież jest już w pełni dorosłe. Dziwna tendencja i ja robię wszystko aby swoim maluchom nigdy nie mówić „jesteś już duży”, to ma się nijak do wychowywania i według mojej opinii powoduje brak akceptacji. Oczywiście to moje zdanie.
Pozdrawiam
Aurelia
Bardzo ważny wpis, często kwestie emocji są całkowicie pomijane lub marginalizowane. Trzeba o tym mówić dużo i mądrze 🙂
Szczera prawda wynika z tego wpisiku.
Super że poruszasz tak trudne i zapominane tematy.
Dzięki Bogu moj Kacper jest lekkim w wychowaniu dzieckiem
Rany tak czytam i czytam Twojego bloga i nie mogę pojąć ile jeszcze ciężkich chwil przede mną. Mam pół roczne dziecko a wydaje mi sie że już przeżyłam wszystko, przecież jeszcze szkoła, studia, praca, jego miłosci, zawody i porażki. Czy ja dam z tym wszystkim radę, jakim on będzie człowiekiem. Jestem przerażona, chciałabym żeby zawsze był małym słodkiem bobasem, którego największym porblemem jest głód czy kupka w pieluszcze.
nie potrafimy sobie nawet wyobrazić ile w dziecku jest skrajnych emocji
Dlatego róbmy tak aby dziecko nie było z góry podrzenym osobnikiem względem nas rodziców.
No właśnie, dzieci to jak barometr , one czuja i wiedza najlepiej, nie musimy udawać , bo to im wychodzi na gorzej nam również
Dziecko wcale nie wydziwia i nie przesadza, to my zbyt duzo od niego wymagamy. Kiedys tez bylismy dziecmi i nie bardzo chyba chcielismy zostawac ponizani przez starszych rodzicow
Dzieci to też ludzie! Dokłądnie – dobrze napisane Dzieci = Ludzie , nie dzieci to dzieci
Złość w dzieciach to nie tylko wynik zachowań które wynosi z domu. Nie jest to wina rowniez do konca rodziców, a wszczegolności mowie tu o matce. Oczywiście 80% zachowan wynosi po za dom wlasnie z domu, kwestia ktora tutaj dochodzi to tez otoczenie. Byc moze rodzce zbyt duzo sluchaja radia i ogladaja tv. Byc moze za duzo pracuja, byc moze nie poswiecej dziecku czasu tyle ile ono potrzebuje. A procz tego wszystkiego dochodzi aspekt samego kochania. moze jest go za malo, a przeciez to najwazniejsze okazywanie uczuc swojemu dziecku
Dzieci czasem nie tylko krzycza jak zwierzeta, wazne aby zrobic z nich ludzi , dobrych ludzi dlatego wazna jest pomoc psychiczna juz od najmlodszych lat, pozdrawiamy z Bydgoszczy !
Więcej takich tekstów, świetnie to napisałaś.
Reakcje, o których piszesz mi wydają się naturalne i wynikające z empatii, ale może właśnie w braku empatii tkwi problem…
Drażni mnie mnie kiedy mówi się do dziecko kiedy zepsuło zabawkę ” nie przejmuj sie kupię Ci nową”
A ja tak z innej beczki, co myślisz o przedszkolach „Montessori” ? Mam zamiar zapisac tam mojego 3 letniego synka, masz jakąś wiedzę na temat tych placówek.
Chcę więcej takich tematów na Twoim blogu! rewelacyjnie piszesz
„Duża dziewczynka” Ciekawe od kiedy jej tak mówi pewnie od noworodka ;/ i takie dziecko jak slyszy jestes duza , jestes duza potem jak naprawde jest duza i ma swoje srodowiska w koncu moze sobie poplakac, maka przeciez zabronila :/
No właśnie i taka sliczna dziewczyna ze zdjecia musi robic sie brzydka bo mama nie przytuli i nie ucałuje kiedy ona jest w skrajnych emocjach i placze.
Nigdy samo nie przejdzie jak sie nie potuli. Co musi siedziec w glowie takiego maluszka jak na jego placz nikt nie zareaguje… 🙁 smutne to
Jak mozna nie reagowac na płacz dziecka, przecież to takie bezbronne isoty i dobrze napisałas że to inne ludzie niż dorosły. Inaczej wydobywa swoje emocje, inaczej mysli .
Kiedy moje dziecko zapłaczę, ja odrazu reaguję, nie mówie mu żeby sobie popłakało. Wkurza mnie takie gadanie matek
Z tym reagowaniem na zlosc dziecka to temat rzeka, dzieci tez sa rozne i zalezy jak w danej rodzinie wyglada sytuacja. Nie da sie wszystkich wrzucic do jednego worka, na jedengo zadziala prosta zasada „nie placz mama przytuli” a do innych trzeba specjalistycznego podejscia, hm takie dzieci
Bardzo fajny temat rzuciłaś na tapetę! Moje dziecko nie raz mnie zirytowało, i nie raz wrzeszczało, płakało, zgrzytało zębami ze złości ale nigdy tego nie bagatelizowałam, zawsze próbowałam z wszystkich sił by przesało płakać.
Bardzo fajne rzeczy Pani napisała. Ze strony dziecko moge potwierdzić wszystko.