Kiedy ostatni raz robiłyście coś po raz pierwszy?!  Bo ja właśnie kilka dni temu. Sama, z własnej woli, nie przymuszana przez nikogo, ale i nie zatrzymywana siłą czy perswazją, wsiadłam do samolotu i opuściłam swoje rodzinne gniazdko. Przyznaję: nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek czuła się tak czemuś winna. Nie wyobrażacie sobie, jak było mi ciężko, kiedy patrzyłam, jak mój bagaż odjeżdża na taśmie – miałam ochotę rzucić się na niego i wracać do domu na walizce (w końcu ma kółka, nie?). Która matka lubi rozstawać się na długo ze swoimi dziećmi? Wiadomo: każda ma taką chwilę, w której marzy, aby wyjść i nie wrócić, niektóre nawet w dramatycznych momentach pokonują te kilka metrów wokół domu… ale zawsze wracają, jakby wiązała ich z dziećmi niewidzialna nić, po której zawsze dotrą tam, gdzie najbardziej ich potrzebują.

U mnie nie było tak, że po prostu miałam dość. Wręcz przeciwnie: jeszcze nawet nie zdążyłam się nacieszyć 3-miesięcznym synkiem, a tu już przychodzi mi go zostawić. I to na całe pięć i pół dnia! – „Przecież w takim wieku to cała wieczność!” – krzyczało we mnie coś. „Wyrodna matka, dzieci porzuca”- podjudzało drugie coś. „Na pewno zacznie w tym czasie chodzić” – słyszałam w duchu.

Aż tu nagle odezwał się we mnie człowiek, nie matka. Bo że co niby? Na moim macierzyństwie kończy się moje JA? Czy ja spełniam się tylko w podtrzymywaniu domowego ogniska? A mój wewnętrzny ogień? Czy już całkiem zgasł, a ja jestem w środku pusta i wysuszona?! I przypomniałam sobie, jak wcześniej, zanim dostałam do odegrania najważniejszą rolę życia (matki oczywiście), wodziłam palcem po mapie, marząc o dalekich podróżach. Rozważałam, jak by to było, gdybym zwiedzając nie musiała martwić się, czy w tej restauracji jest przewijak i że droga musi trwać nieprzerwanie maksymalnie godzinę, bo ktoś na pewno chce siku (i nie jestem to ja…).

Poczucie winy nadal we mnie wrzeszczało, ale zagłuszał je inny krzyk. To krzyczał mąż. To on uświadamiał mi przez dwa tygodnie, że w pięć dni zobaczę tyle, ile podczas kolejnych dziesięciu lat urlopów z dziećmi. Podkreślał, że tak ogromne wyróżnienie, jakim było zaproszenie do Nowego Jorku na urodziny marki DOVE, nie może się zmarnować. Dowodził, że widocznie jestem wyjątkowa nie tylko dla swojej 5-latki i niemowlaka, skoro we mnie, podwójnej matce, DOVE dostrzegało nadal kobietę i człowieka.

kostka myjaca dove Bo my, matki, same skazujemy się na swoją niedolę. Narzekamy, że mamy za dużo na głowie, a gdy tylko ktoś chce nas odciążyć, utrzymujemy, że damy sobie radę same. Wciskamy same sobie, że bycie matką to jedyne, co mogło nam się zdarzyć dobrego i na nic więcej nic już nie możemy liczyć, myślimy tak przez 20-25 lat… a potem zostajemy same, z tymi swoimi marzeniami o perfekcyjnym macierzyństwie, które staje się celem naszego życia. I lądujemy z ręką w nocniku, bo nocnik oczywiście sobie zostawiamy, w razie, gdyby nasze dorosłe dziecko jednak zmieniło zdanie i postanowiło nie dorastać (marzenie każdej matki, co?).

Pofrunęłam więc do USA, zostawiając dzieci w najbezpieczniejszym otoczeniu i pod najlepszą opieką pod słońcem. Gdyby nie mój mąż (którego bardziej nazwę partnerem, bo oprócz bycia samym „ślubnym”, jest też ojcem i panem domu pełną gębą), pewnie  zamiast zwiedzać Manhattan płakałabym nad straconą okazją. Cieszę się, że mogłam sobie pozwolić na ten komfort spełnienia mojego największego blogowego marzenia. Mogłam poczuć się przez kilka dni jak Carrie Bradshaw i poszukać seksu… tfu, sukcesu w wielkim mieście. Poza tym nie mogłam przegapić okazji, żeby zobaczyć, jak moje ulubione kosmetyki mają się w wieku 60 lat.

nowy jorknowy jork w dziennowy jork w nocynowy jork nocnew york nocaDługo będę wspominać tę chwilę – chwilę, w której na moment zapomniałam, iż bycie matką to nie jedyna wspaniała rzecz, jaka mnie spotkała w życiu. Ale wiecie co? Mam nadzieję, że to nie koniec spełniania moich marzeń…

Nowy Jork jest cudowny, szczególnie w takim towarzystwie, w jakim ja miałam okazję go zwiedzać.  Polska reprezentacja (od lewej Marta, Karolina i Eliza) na globalnej konferencji DOVE nie mogła być bardziej zgrana. Aż ciężko uwierzyć, że jeszcze kilka dni temu większości z tych dziewczyn nawet nie znałam…

dove new york

Zaglądajcie na bloga i na Instagrama, gdzie przez kilka najbliższych dni będę się z Wami dzielić relacją z naszego wyjazdu.