Ileż można jeszcze napisać i wydać książek o trudach macierzyństwa?! Odpowiadam: wiele, i mam w planach je wszystkie przeczytać. Im więcej tym lepiej, bo może do kogoś w końcu dojdzie, że nie ma perfekcyjnych matek, są tylko te, które lepiej lub gorzej się kamuflują! I że za każdym genialnym dzieckiem stoi matka, która jest pewna, że wszystko spieprzyła.
„Macierzyństwo non-fiction” Joanna Woźniczko-Czeczott
Joanna Woźniczko-Czeczott w książce „Macierzyństwo non-fiction” nie wyważa drzwi w tym temacie, bo każda pani, która kiedyś została matką, przeżywa dokładnie to samo, co ona. Jednak nie każda ma odwagę przyznać się do wielu spraw. Autorka zaczyna od tego, że NIKT, dosłownie NIKT nie ostrzega cię w ciąży, że macierzyństwo będzie trudne. Owszem, ktoś tam coś tam przebąkuje, że wyśpij się na zapas, że „teraz to ci się zacznie”, ale dlaczego nikt nie przełamuje zmowy milczenia o pierwszym okresie po porodzie, kiedy matka z wybranki bogów, jaką czuje się w ciąży, zamienia się w dojną krowę i niewidzialną istotę w połogu? Bo jak inaczej wyjaśnić fakt, że kobietom w ciąży zawsze się ustępuje miejsca, przepuszcza w kolejkach u lekarza, a takie, które mają tygodniowego noworodka w domu i piętnaście szwów w kroku traktuje na równi z resztą społeczeństwa? Wszyscy przyzwyczajają nas w ciąży, że jesteśmy the best, a gdy rodzimy, jakoś nikt się naszymi dolegliwościami nie przejmuje… Jestem wdzięczna autorce, bo trafnie zauważa tak wiele bolesnych spraw, o których matki matek i ich babki nie odważyły się mówić: „Zmowa, zmowa milczenia. Macierzyństwo oficjalnie jest cudem. O innych trudnych sprawach dowiesz się po fakcie”.
Rzeczywiście, po porodzie czujesz się, jakby ktoś wylał ci wiadro zimnej wody na głowę. Pierwsze miesiące jeszcze żyjesz w euforii, nie dociera do ciebie wiele spraw. Wprawdzie pewnie w ciąży dostrzegłaś, że doświadczyłaś cudownego rozmnożenia i z liczby pojedynczej nagle stałaś się liczbą mnogą, bo NIKT nie zwraca się do ciebie per „TY”, tylko „WY”. Po porodzie jest jeszcze lepiej, bo tracisz nawet imię – w piaskownicy, żłobku, wśród sąsiadów nie jesteś już Kingą, tylko „Mamą Lenki”. Musisz mocno walczyć, żeby ktoś dostrzegł cię zza tego kilkudziesięcio-centymetrowego szkraba, od którego przecież jesteś trzy razy większa. Twoja rodzina nagle poszerza się do niebotycznych rozmiarów, bo podczas gdy kiedyś miałaś znajome i kolegów, to teraz same „ciocie” i „wujków”. I to, nad czym pastwię się na blogu od dawna, czyli dobre rady – każdy ma jakąś dla młodej matki, ale nikt przed porodem nie ostrzegał, że te rady będą się ciągle wzajemnie wykluczać.
Niuansów macierzyństwa jest mnóstwo i Joanna Woźniczko-Czeczott pisze o nich w większości w zabawny sposób. Ale nie zawsze, bo przyznaje się do porażek, jak wtedy, gdy mówi: „Trzy razy się na nią porządnie wkurzyłam. Dwa razy ze złością powiedziałam „Zamknij się”, a raz, przystawiając pierś, „żryj”. KAŻDA matka ma taki epizod, tylko żadna się do tego nie przyzna, nawet przed własnym mężem.
Jest takie określenie psychologów „chaotyczne rodzicielstwo”. To wtedy, gdy szukasz jeszcze metody idealnej, która zadziała na twoje dziecko. To właśnie w książce „Macierzyństwo non-fiction” dowiedziałam się, że nie ma metody działającej w 100% na każde dziecko. Nie da się tego nauczyć z książek. Jedyną dobrą metodą jest taka, która działa właśnie na twoje dziecko. Czyli skoro działa – jest dobra. To ważny przekaz dla wszystkich bujających, noszących, śpiących z dziećmi (heloł, to ja!), karmiących byle czym, byle by zjadło (oj, to już nie ja…). Jestem cholernie zła, że odkryłam tę książkę dopiero teraz, kiedy moje dziecko już niedługo pójdzie mieszkać do internatu (żart…a może nie?..). Ale jeśli chcecie się podbudować w tym, jakie fajne jest niedoskonałe macierzyństwo i dojść do wniosku, że cokolwiek nie zrobisz, to i tak jesteś taka sama jak inne matki, to sięgnijcie po tę książkę. Dla mnie już za późno, ale wy możecie jeszcze się uratować i nie dać oszukać się przez świat „perfekcyjnych matek”.
Przeczytałam dwukrotnie 🙂 za pierwszym razem syn miał kilka miesięcy, za drugim razem młodsza córka miała 3,5 roku 🙂 za każdym razem uśmiechałam się i potakiwalam sO….sO…True :)zdecydowanie polecam, chociaż nie mam sumienia przerywać zmowy milczenia przed którąkolwiek znajoma Ciężarówką: a może ona będzie miała lżejszy poród, a może jej dziecko będzie przesypiac noce, a może ona właśnie wróci w dwa tygodnie do formy, a może jej mąż będzie idealnym ojcem, itd. po co uprzedzac fakty;) chociaż czas weryfikuje wszelkie wątpliwości i oczekiwania. Jedno porozumiewawcze spojrzenie spoza sterty pieluch: i teraz już wiesz. Pozdrawiam! PS. Dobra organizacja i w magiczny sposób znów znalazłam czas na książki, tak, tez w wannie, tak mniej więcej o północy.
Jako że nie lubię czytać książek chętnie wezmę sie za tą. Przekonywująco o niej piszesz 🙂
Chce taką na urodziny które juz za tydzien- mam kolejny prezent oprocz tej szczoteczki ktora polecasz :d
Typowo babska książka czyli dla typowej baby , czyli mnie.
Czuję że mogłabym przeczytać ja w jedną noc, juz mnie wciagnela sama twoja recenzja.
Książki to moja pasja bez której nie moge zyc ani jednego dnia. Dlaczego ja wczesniej nie slyszalam o tej ksiazce dopiero u ciebie na blogu sie dowiedzlam to ja nie wiem :/
Nie ma to jak poczytać coś rozlużniającego. Czytalam te ksiazke i tez smialo moge polecic. DLa wszytskich wspanilych matke i tych ktore dopiero zaczynaja przygode z dziecmi. Polecam bardzo.
Musze mieć ta ksiazke.
IDelanie pasuje do mojego staniu zycia.
Ciąża – cudowny stan. Najlepszy.
Nawet gorszy humor jest mi wybaczany.
Właśnie mi przypomniałaś jak to w pierwszych miesiącach po porodzie i narodzeniu. Masz swieta racje, w ciazy jestes traktowana jak jakas zlota istota a ze szwami i kidajacym mlekiem oraz pekajacymi brodawkami i piersami juz nie. Ale dasz rade. Dlatego tak nie lubie jak sie ciezarke traktuje jakby byly jakies chore. One sa zdrowsze maja sie lepiej niz te z rocznym dzieckiem na rekach.
coś czuję że mi się nada jak żadna inna, a że generalnie uwielbiam taka tematyke ksazek to sie posmieje przy jej czytaniu, przynajmniej na tyle ile ja przedstwilas tutaj.
Dziękuję gugu za propozycję, mam kilka książek które muszę przeczytać , ale ta juz zapisuje jako nastepną pozycję. dziekuje.
Jestem w 23 tyg ciąży i bardzo chce mi się czytać, nudzi mi sie w domu a nie chodze do pracy wiec chlone propozycje ksiazkowe jak mol ksiazkowy,
To czytaj ile masz sily, bo nastepna taka okazja jak dziecko pojdzie na studia 🙂
Tego mi trzba, ksiazki dobitnie szczerej z poczuciem humoru.
Ja też śpię ze swoim dzieckiem i dobrze m iz tym, nie wyobrazam sobie nie spac teraz bez niego. Predzej wywaliłbym meza niz syna. 🙂 Ale to tak miedzy nami.
Zaraz sprawdzam jaka jest jej cena ? 🙂
Zamawiam dziś przez neta. Mam nadzieję że bedzie tak dobra jak sobie wyobrazam.
Macierzynstwo to szkola zycia, ktora nauczy wszytskiego w jeden rok zycia dziecka.
I ja też to potwierdzam – nie ma idealnej metody na dziecko. I tak jak fajnie to opislas kazda metoda skoro dziala jest dobra. Dzieci ci za tego posta.
Takie właśnie idealne matki ktore niegdy nic o sobie zlego nie powiedza a juz bron boze o nich nie mozna powedziec to najgorsze dwulicowe kolezanki z podworka. Znam takie ale nie odzywam sie o sobie o moglby mnie oskarzyc i poszlabym siedziec. A ja przeciez kocham moje dzieci i nie wyobrazam sobie byc dnia bez nich .
musze ją mieć. dobra jest .
Swietnie że sa takie autorki co pisza bez owijania i cukrowania jakie to macierzynstwo nie jest cudowne i jak to mozna sobie dziecko wychowac ksiazkowo, A mowie g…. prawda. Kazde dziecko inne i jak na jedno zadziala metoda krzyknij i sie uspokoi to inne bedzie ze zdwojona silą walilo dkugopisem w stol az mu nie peknie. To taki pzyklad ;p
To zdecydowanie książka dla mnie! Kocham czytac i wiem ktore ksiazki sa dla mnie, ta pasuje idealnie.
„Zamknij się”, a raz, przystawiając pierś, „żryj” PRZYZNAJĘ SIĘ TAK BYŁO 🙂
Wprawdzie nie mam czasu na czytanie ksiażek, ostatnią – durną swoją drogą – czytałam jeszcze w ciąży (czyli jakieś 2 lata temu). Od tego momentu powiedziałam, że nigdy nie będę czytać książek o macierzyństwie bo one wszystkie kłamią. Ale ta jeśli znajdę czas to przeczytam, lubie taką literaturę – opisałaś ją fenomenalnie, więc – proszę o rezerwację bo pożyczam :):):)
Fragment tekst o porażkach autorki podniósł mnie na duchu, naprawdę! Nawet nie wyobrażasz sobie jak potrzebne mi dziś było (i do momentu przeczytania tego ja też o tym nie wiedziałam!) uświadomienie sobie, że nie tylko zdarzy się czasem w bardzo niefajny sposób zwrócić do dziecka…. Dzięki :*
cudownie ze jest taka ksiazka, siegam wiec po nia 🙂