Na pewno już o nim słyszałyście, choć to zjawisko stosunkowo nowe i mam wrażenie, że zbyt długo bagatelizowane. Kodeks karny nie obejmuje go jeszcze jako odrębnego przestępstwa, a zjawisko jest nie tylko demoralizujące. Bywa naprawdę niebezpieczne. Szczególnie dla wszystkich dzieci i nastolatków, które mają nieograniczony dostęp do Internetu. Zgodnie z zasadą, że lepiej zapobiegać, niż leczyć – po prostu bądźmy świadomi zagrożenia!

Patostream to internetowa transmisja na żywo, prowadzona głównie (ale nie tylko), na serwisie YouTube. To ważne, żeby odróżnić go od zwykłego streamu, który sam w sobie nie jest niczym groźnym. Jak wskazuje nazwa, patostream wiążę się z patologicznymi zachowaniamiupijaniem się do nieprzytomności, przemocą (np. uderzaniem dziewczyny w głowę butelką) wulgaryzmami, seksem. Nie, nie czytacie jakiegoś kiepskiego scenariusza. Takie rzeczy są powszechnie dostępne nawet dla dzieci, w polskim Internecie. 

Patostreamy czasem trwają nawet kilka godzin i gwarantuję Wam – obejrzyjcie jakikolwiek, a włos zjeży Wam się na głowie. To „rozrywka”, przy której zachce Wam się płakać. 

Okropne jest to, że takie treści mają setki tysięcy odbiorców, a zdecydowaną większość z nich stanowią dzieci i młodzież. Co gorsza, ta sama grupa wiekowa staje się też bohaterami filmików. Ostatnie głośne przypadki omawiane w mediach to np. patostreamer-pedofil, namawiający dziewczynki do rozbierania się, albo czterech nastolatków, znęcających się na nagraniu nad bezdomną. O tych przypadkach mówiły ogólnopolskie media, bo autorzy wspomnianych patostreamów odpowiedzą przed sądem za popełnione przestępstwa. Ale musimy mieć świadomość, że patostreamy ukazują się ciągle, w mediach mówi się jedynie o nielicznych przykładach. 

Niektórzy porównują patostreamy do Big Brothera, ale myślę, że to zjawisko znacznie bardziej niebezpieczne niż programy typu reality show. Dzieci, które chcą czuć się częścią grupy i boją się wykluczenia, są bardzo słabe i podatne na manipulacje. Nagrania dają poczucie, że jest się bohaterem  reżyserowanego filmu. To z kolei daje patostreamerom poczucie bezkarności, a najgorsze, że całkowicie zabija w nich poczucie przyzwoitości, godności i… człowieczeństwa. Alkohol leje się strumieniami. W grę wchodzą też inne używki. Wulgaryzmy sypią się jak z rękawa. Na nagraniach używa się brutalnej przemocy. Chłopcy biją dziewczynę. Pokazuje się nagość i seks. Te filmy naprawdę sięgają dna. Wszystko to z przerażających pobudek: dla chwili dziwnie pojętej sławy, poczucia, że jest się „cool”, podziwianym, nawet, jeśli tylko ze względu na własną głupotę. 

Najgorsze jest to, że patostreamerzy to nie są fikcyjne postacie z jakiegoś amerykańskiego serialu. To młodzi ludzie, często nastolatkowie, którzy być może chodzą z naszymi dziećmi do szkół. A jeśli nie, stają się dla nich influenceremyoutuberem, którego będą oglądać, a może nawet naśladować. Oprócz chwili „sławy” ci patologiczni youtuberzy zyskują na swoich relacjach… pieniądze. Ciężko w to uwierzyć, ale istnieje grupa ludzi, którzy autorom takich filmików dobrowolnie przesyłają pieniądze. Taki youtuber  może zarobić nawet do 20 tys. zł miesięcznie! 

Pokazywanie patostreamów jako głupawych filmów, z których można się pośmiać, jest bardzo niebezpieczne. Nazywanie ich twórczością internetową, jest zwyczajnie głupie. Wiadomo, jeśli coś jest modne, prędzej czy później, choćby dla zabicia ciekawości, pomysł obejrzenia zagości też w głowie dziecka. Żeby odpowiednio uczulić je na to zjawisko, sami musimy trzymać rękę na pulsie. Bo jakie standardy i wzorce promuje patostreaming? Czego uczy nastolatków? Co będzie następne?

Są już pierwsze akty oskarżenia wobec autorów pastostreamów, ale fakty są takie, że zjawisko jest dla polskich służb nowe i nie do końca wiadomo, jak sobie z nim radzić. Co gorsza, wielu rodziców jest kompletnie nieświadomych problemu. Bo niby kto z pokolenia 35+ pomyślałby, że  można takie rzeczy robić i pokazywać w Internecie? I to za pieniądze albo dla chwili „lansu”? 

To teraz pomyślcie, że my też przecież chcieliśmy być fajni, chcieliśmy czuć się częścią grupy, naśladować popularnych i czuć się akceptowanymi i znanymi. Tyle że wtedy Internet nie był dla nikogo na porządku dziennym i nie czyhało na nas tyle niebezpieczeństw. Dlatego, choć nie mieści Ci się to w głowie, także twoje dziecko – które starasz się dobrze i mądrze wychować, dziecko, któremu niczego nie brakuje, może być narażone. Głównie dlatego, że pozbyliśmy się autorytetów. Przykład? Zajrzyjcie na Wykop i popatrzcie, jak przedstawiany jest tam choćby Jan Paweł II (a to on już wspominał, że niebezpiecznie jest, kiedy postęp technologiczny nie idzie w parze z postępem moralnym). Gwarantuje, że nie trzeba być gorliwym katolikiem, żeby być zniesmaczonym tym poziomem żartów. Do tego przerzucający się błotem politycy, celebryci, których jedyną wartością jest wygląd, idole tęskniący za rozumem. W takie realia idealnie wpasowuje się patostreaming. 

Dlaczego o tym piszę? Nie chce Was straszyć i namawiać, żeby w popłochu odłączyć dziecku Internet. Chociaż sama jeszcze nie mam nastoletnich dzieci, pamiętam, jak ciężko być nastolatkiem, szczególnie, jeśli nie masz wsparcia i twoje problemy są wyśmiewane i traktowane jako błahe. Wtedy łatwo się zwrócić w stronę niewłaściwych wzorców. Jedyne co możemy zrobić, to bardzo dbać o zdrowe relacje z naszymi dziećmi. Starać się rozmawiać o czymś więcej niż: jak było w szkole i jaka pogoda. I orientować się, co dzieje się w sieci. Bo chociaż patostreming to nie jest norma, a raczej jakieś chore odstępstwo, to niewiedza jest największą bronią przeciwko nam, rodzicom. Zabranianie korzystania z Youtuba przyniesie odwrotny skutek. Sęk w tym, żeby tłumaczyć, mądrze sprawdzać i… starać się budować właściwe autorytety, zamiast je burzyć i wyśmiewać. Na koniec dodam, że według Najwyższej Izby Kontroli, z przemocą w Internecie spotkało się już ok. 40% uczniów. Ilu się do tego nie przyznaje…?