Pan mąż wraca do domu. Za oknem już ciemno. Nie mam pojęcia jak on to robi, ale po całym dniu pracy, ten nadal wygląda w tym swoim garniturku jakby dopiero co wyszedł z domu. Od progu mówi:
– Jestem głodny jak pies! – i sunie do kuchni zanim zamknę za nim drzwi, odwieszę jego płaszcz i odniosę teczkę do pokoju. Mimo że pędzę do niego tak szybko, że aż nogi rozjeżdżają mi się na tych śliskich płytkach (polerowałam cały ranek), to i tak zdążył mi zachlapać kuchenkę próbując zupy z chochli. Odganiam go mówiąc:
– Zostaw, lepiej wina nalej.
On idzie do spiżarki, ale zawracam go słowami:
– Powiedziałam „Nalej”, a nie otwórz. Już stoi w karafce na stole.
Idzie. Siada. Czeka. Ja podaję. Zupa-krem z grzybów (sama zbierałam). Na kolanach serwetki. Na ustach uśmiechy.
No dobrze, przyznaję się: ta „ja” to Kożuchowska, „mąż” – Żebrowski, a ta scena wcale nie z mojego domu, tylko z filmu „Senność”. Oglądam ten dramat już któryś raz, śmiejąc się do upadłego, bo jak sobie włączę w głowie własny film, ten z naszych rodzinnych posiłków, to przypomina on raczej komedię z niemych filmów. Wiecie, taką w przyspieszonym tempie, ze śmieszną muzyczką, w której aktorzy co chwilę na siebie coś wylewają i włażą w puszkę z farbą. Albo – jak w moim przypadku – w psią miskę z jedzeniem…
Na podłodze zamiast błyszczących płytek warstwa wczorajszej kolacji (a może nawet śniadania?..), która po zdrapaniu spokojnie mogłaby stać się jutrzejszym obiadem (w takich chwilach dziękuję producentowi sprzętu foto, że na zdjęciach plan na podłodze nie widać). Czasem na stole zamiast serwetek i świec plastikowe kubki w neonowych kolorach z Minionkami i innymi kucykami Pony. Córka uwielbia urządzać imprezy urodzinowe… co z tego, że nikt akurat nie obchodzi urodzin. Tyle tego, że nawet wazy z zupą nie ma gdzie postawić… ale zaraz, ja nawet wazy nie mam (już wiem o co poproszę Mikołaja w tym roku).
Mąż zamiast garnituru zasiada przy owym stole w ulubionych spodniach w dziurą w nogawce, przez które zakochałam się w nim na studiach – gdy próbowałam je ostatnio wyrzucić, zagroził rozwodem. Biedny, przez cały obiad usilnie będzie starał się nie zasnąć z nosem w ziemniakach – nikt oprócz mnie nie wie, ile kosztuje go codzienne wstawanie o piątej rano. Właśnie zdradzam jego życiowy sekret, ale co tam: zwleka się o tej piątej tylko po to, żeby pójść do pracy najwcześniej, jak się da i wrócić, gdy na dworze jeszcze widno. Tylko dlatego dzień w dzień mamy okazję posiedzieć sobie przy wspólnym stole, zjadając to, co ugotowałam. Ani jemu ani mnie nie przeszkadza, że ten stół czasy świetności dawno ma już za sobą; że wokół wciąż krąży pies, który złapie wszystko, co spadnie na ziemię (nawet jeśli spadnie niechcący); że jedno dziecko na pewno zawoła „To jest paskudne!”, a drugie w końcu dobrze wyceluje i trafi papką prosto w czyjeś oko. Ja zamiast kremu z kurek podam wykwintne, wyrafinowane danie włoskie – makaron za 3,99 i sos zrobiony z pasaty pomidorowej. Albo kurczaka z frytkami i rosół… trzeci raz w tym tygodniu bo córka akurat teraz wyjątkowo upodobała sobie takie menu.
Wszyscy czekamy na ten moment. I choć wiem, że codziennie będzie wyglądał tak samo – córka pomarudzi, mąż przyśnie nad zupą, ja poślizgnę się na makaronie, który zrzucił syn, a pies korzystając z nieuwagi wyliże mi talerze w zmywarce– to i tak jest to dla nas najświętszy moment dnia. Czasem to nawet już wieczór, ale czekam na niego jak na zbawienie. To jedyna chwila, gdy nie odbiorę telefonu, kiedy ktoś zadzwoni. Będę wycierać buzie, życzyć smacznego, mlaskać, śmiać się i mówić z pełnymi ustami. Bo to moje małe, codzienne prywatne święto – jedyna chwila, w której mam wszystkich pod ręką i wiem, że choć przez pięć minut nie rozbiegną się do swoich zabawek, komputerów i gryzaków (albo śmieci z dywanu – to Antek…). Mam ich przy sobie – nie gdzieś daleko w świecie, na studiach, w szpitalu, w podróży. Zdrowych, głośnych, głodnych i szczęśliwych. Więc świętuję ten moment codziennie gdy tylko mogę – bo jeśli zdrowa, pełna, zadowolona, choć trochę nieznośna rodzina nie jest wystarczającym powodem do świętowania, to co nim niby jest?!
#zrobsobieswieto
Garnki, noże, deska do krojenia, sztućce: gerlach
Prawda!
Zadowolona jesteś z noży ? Chcemy z siostrą kupić pod choinkę dla mamy, warte ceny ?
Jak jest to jakis latwy przepis na obiadi koniecznie zeby byl szybki to plisss dawaj go tu 🙂
Co to za zupa wchodzi na stół? no i te zeimniaczki chyba zrobie , bede posilkowac sie na tym zdjeciu ktore trzymasz na tacy 🙂
śmiesznie to opisalas, bardzo pozytywny post i zdjecia mega. troche sytuacji jak identycznych u nas. pozdrawiam
Syn Ci urósł bardzo. Pamitam zdjecia jak byl taki malusienki okruszek.
Makaron u mnie to juz standard, z braku czasu to ja bazuje glownie na nim, nawet czasu na obranie ziemniakow nie ma, jak ziemniaki to zawsze u mamy 🙂
Tak prawie jakbym slyszala swojego meza jak wchodzi do domu po pracy hehe
Bardzo podobaja mi sie wasze zdjecia nie tylko na tym poscie ale ogolnie na blogu, no i super rodzina.
Fajna to szara doniczka w ktorej masz chyba bazylię. Gdzie kupilas? Jaki to materiał?
Oby jak nawięcej takich obiadow i wspolnych chwil, dzieci tak szybko rosna, trzeba lapac chwile choc ich malo to ciagnac bo ten czas jest tylko raz
Jak noże ? U nas zawsze nozy za malo i wiecznie tepe !
Zadko pijemy wino, w sumie to czemu nie zaczac nowych tradycji 🙂 zdrowka
stoł w kuchni masz drewniany? moge zapytac jakie drewno ? jestes zadowolona?
Piekna kuchnia 🙂 i super rodzinka
U mnie wchodzi i mówi – Jest coś dobrego na obiad, jestem głodny jak wilk.
Super pierwsza fotka 🙂 no i super ze w koncu maz na zdjeciu 🙂
Nie ma to jak drewniana deska do krojenia, niby utrudnienie bo w zmywarce nie wymyjesz, ale plasiku nie jesz i sluzy lata
ymmm ziemniaczki z piekarniczka pycha
skad ja to znam, moj maz kiedys usnal z kawa w rece na kanapie jak lecial jego mecz w tv
my swietujemy i bardzo sobie cenimy wspolny czas.
Ale to smacznie wygląda. Jak zwykle mi smaczka robisz.
u mnie ostanio tylko dania typu makaron z gotowym sosem i jakas kura czy indyk byleby szybko i bez uzywania duzej ilsoci naczyc, zmywac przeciez nie ma kto
Też nie mam wazy, w sumie to poco mi? Zaraz pewnie by sie rozbila, juz to widze jak niosne waze z rosolem a pod nogami moja 3 rozbieganych dzieci hahahah
Makaron to ja moja droga kupuje za 1,99 zł 🙂
Ja też mam takie najfajniejsze spodnie. Nie oddam ich w kosz chociazby dawni wyszly z mody, a moze juz wyszly.. ? leza w szafie i mam same tylk opozytywne mysli nawet jak na nie patrze, ubierac nie musze, a nawet i nie chce bo przeciez szkoda umazywac to z pamieci, w razie gdyby pekly ze starosci jak zaloze na siebie.
Co to gotowałaś?
Mój mąż też ma swoje ulubione spodnie któe mają z 10 lat, ja ich nie znosze, ale on sam zaklada je tyko na wyjatkowe okazje. Sa sprane, znieszczone juz, ale jeansy w jego ulubionym kolorze ktore kojarza mu sie z najlespzymi latami. pf coz nie moge ich wyrzucic.
Zazdroszcze takich wspolnych swietowan, ja niestety swietuje raz na miesiac. Ale dobre i to
Garlach moja uwlubiona firma garow. Jak gary to tyle od nich :] Przyznam szczerze, że jak weszłam i zobaczyłąm zdjecie garnkow gerlacha od razu pomyslalam, moze to konkurs na blogu, ucieszylam sie. Szkoda ze nie masz do wygrania, ja kocham te garnki.
Jakoś nie mogę uwierzyć że u Ciebie na podłodze moze lezec wczorajsza kolacja, a w zyciu 😉
Witam Pana meża, nie znałam, dobrze go tu widziec 🙂
Oj winka z mezem do obiadu to ja juz wieki nie pilam. Czas to zmienic. Koniecznie!
Antonio jak urosł, dawno tu nie byłam, chyba mnie ominęło sporo ciekawych wpisów, az wstyd sie przyznac
Noże masz skad?
Może tez przepis jeszcze wrzucisz tu pod postem?
Chętnie coś nowego wyprobuje bo juz nie moge w kolko swojej kuchni.
JEŚLI MAM COŚ DODAĆ TO TYLKO TO ŻE JAK ŚWIĘTOWAĆ TO TYLKO Z CALA RODZINA ZAWSZE. U MNIE NIESTETY OBIADY SNIADANIA DO KOLACJI GENERALNIE JADAMY SAME, JA I MOJE CORKI. MEZA NIE MA W TYGODNIU DO GODZIN WIECZORNYCH A SZKODA. 🙁
ale smaki robisz, pieknie to wszystko wyglada.
u kubeczki z elsa oraz caly zestaw sztucow w niebieskich kolorach, generalnie wszytsko musi byc z kraina lodu , cala moja corka
Super rodzinka, jedzenie u nas zawsze na pierwszym miejscu, kiedy maz w weekend jest w domu, myslimy tylko od pory sniadania do obiadu od obiadu do podwieczorka i tak w kolko caly dzien tylko jedzenie i jedznie.
Mam w domu jeden pieknie wyglądający, który super sie sprawdza garnek od gerlacha. Chyba najlepszy jaki mialam do tej pory 🙂