Czy Wy też macie traumę z dzieciństwa polegającą na tym, że mama budziła Was w sobotni poranek z nakazem generalnych porządków? Nic dziwnego, że teraz większość z nas ma uczulenie na robotę w sobotę…

Ale wiecie co? Udało mi się jakoś obejść ten przymus. Nie to, żebym w soboty leżała i nic nie robiła, bo bym srogo skłamała. Ale dojście do pewnych przydatnych rytuałów zajęło mi trochę czasu i dzięki nim mogę powiedzieć, że teraz porządki w domu robię tak, żeby zrobić, a żeby się nie narobić (bo przecież każdy z nas ma coś z lenia). Wierzcie mi lub nie, ale to działa. Nie chcę wam tu wciskać, że mam sterylnie czysto, bo dom to nie laboratorium ani muzeum. Tu się mieszka, tu są dzieciaki i zwierzaki, więc nie latam z mopem za każdym małym brudem. Ale przez lata wypracowane metody zaowocowały tym, że nie boję się już niespodziewanych gości. Mam dla Was kilka moich sprawdzonych sposobów na to, by dom przy jednoczesnym oszczędzaniu czasu i pieniędzy był zawsze czysty i pachnący. No prawie zawsze. Chcecie wiedzieć jak to robię? No to lecimy:


1. Ocet. Czyszczę nim prawie wszystko. I to jest super metoda na wszelki brud i kamień – wiem to nie od wczoraj, nie od miesiąca, ale od lat. Kiedyś wszyscy łapali się za głowę, że swoją mieszanką wody z octem myję nawet drewniany stół, ale skoro po 7 latach nic mu nie dolega, to znaczy że ocet nadaje się do czyszczenia niemal wszystkich powierzchni.

Dla jednych używanie octu zamiast sklepowych środków czystości to świetny sposób na dezynfekcję czyszczonych powierzchni, dla innych na pozbycie się kamienia, jeszcze inni używają go bo zastępując nim środki czystości potrzebne do wysprzątania całego domu można sporo oszczędzić. I pisząc SPORO, mam na myśli naprawdę sporo. Ja używam octu właściwie z wszystkich tych powodów. Zresztą zapewniam wam, że jeśli zaczniecie sprzątać dom mieszanką wody z octem, to raczej szybko nie spojrzycie w stronę sklepowych półek z chemią gospodarczą.

2. Odświeżacz. No dobra, przyznaję: ocet pachnie octem. To chyba jego jedyna wada: mimo iż szybko wietrzeje i jego zapach ulatnia się po ok. 5 minutach, to jednak dla niektórych osób (np. tych, które dopiero wchodzą do domu) wciąż jest wyczuwalny. W większości przypadków wystarczy konkretnie przewietrzyć mieszkanie lub na koniec użyć samej wody do przemycia powierzchni, ale nie zawsze to działa. Do tego, codziennie gotuję, mamy w domu zwierzaka, więc nasz dom wymaga małego „czary mary”, bo nie wiem, jak wy, ale ja uważam, że zapach jest równie ważny, jak czyste podłogi.

Długo szukałam czegoś co skutecznie zneutralizuje zapachy i wcale nie tak dawno znalazłam idealny odświeżacz powierza. Air Wick z pewnością kojarzy każdy, a odświeżacz z serii Essential Mist, to prawdopodobnie nowość tej marki. Osoboście uważam, że ten odświecz nie ma sobie równych.

A z tematu odświeżaczy to mogę robić niemal doktorat, bo trochę ich w życiu przetestowałam. Ten, który Wam polecam ma neutralny design, nie rzuca się więc w oczy i przez to pasuje właściwie do każdego wnętrza. Ja mam wersję czarną, ale jest jeszcze biała.Choć wygląd to sprawa drugorzędna. Najważniejsze jest to, że jest po prostu mega wydajny. Zauważyłam, że jeśli hula bez przerwy, to wystarcza na minimum 40 dni (a jeśli nie pomyliłam się w liczeniu, to nawet na dłużej), a to według mnie bardzo dużo. Ma trójstopniową regulację intensywności i częstotliwości rozproszenia mgiełki z funkcją automatycznego wyłączania.


Ładnie prezentuje się np. na komodzie, na szafce w łazience czy na półeczce w pokoju. U nas, jesli zajdzie taka potrzeba ,odświeżać z parteru wędruje na komodę na piętrze i tym sposobem „obsługuje” cały dom.

Do tego ma całkiem przystępną cenę. Ale nie byłabym sobą, gdybym nie namawiała was do polowania na jakąś okazję. Np. aktualnie możecie go kupić w Rossmann w mega promocji, bo za 39,99 zł. Tutaj zostawiam wam link: KLIK.

Sama do tej pory odkryłam cztery, mega przyjemne zapachy: róża; limonka i pomarańcza; cytryna i tymianek; melon i ogórek (nasz ulubiony), choć być może jest ich więcej.


3. Ekologiczne proszki do prania. Tu się bawię w chemika, bo sama je robię w domu. To akurat jest moje nowe odkrycie. Są tanie, pachną tak jak ja chcę, albo nie pachną wcale, bardzo dokładnie piorą i myją naczynia. Zrobienie proszku do prania czy do zmywarki zajmuje mi dosłownie 5 minut i taki zapas wystarcza mi na około miesiąc. Rewelacja!


4. Nie chomikuję. Co jakiś czas urządzam istne czystki w domu. Albo robię wyprzedaż, albo oddaję komuś niepotrzebne mi rzeczy, albo po prostu wyrzucam. To niesamowite czego można się pozbyć z domu w ten sposób. Codziennie pozbywam się przynajmniej kilku rzeczy, które zwyczajnie zaczynają mnie przytłaczać. Nic dziwnego, bo wysypują się z szafek i istnieje niebezpieczeństwo, że autentycznie kiedyś kogoś przywalą. Od pewnego czasu istnieje taka fundacja, której można oddać niepotrzebne ubrania. Wypełniasz na stronie formularz, zamawiasz kuriera, ten przyjeżdża, odbiera ubrania i co jest w tym fajne – można wybrać na jaki cel pójdą pieniądze z ich sprzedaży. Więc nie dość, że robię dobry uczynek, to jeszcze nigdzie nie muszę się ruszać, a i w domu robi się nagle więcej miejsca. Nie ma oszukiwania i chowania skarbów do pudełek, które wylądują w piwnicy czy na strychu. Pozbywamy się rzeczy z domu całkowicie.


5. Ale pudełka też mam i też nie wyobrażam sobie bez nich życia. To, co jeszcze nam się naprawdę przyda możemy pochować do pudeł i posegregować w nich przedmioty. A do tego, jeśli kupi się takie, które pięknie wyglądają, to jeszcze są ozdobą, zamiast psującym wnętrze gratem.

6. Nie gromadzę niepotrzebnych papierów. Oczywiście to co musi przeleżeć np. 5 lat, to leży posegregowane. Resztę wyrzucam, upewniając się wcześniej, że na pewno nie będzie mi potrzebna. Nie odkładam też zbędnych paragonów (chyba że tylko te, które mogą się przydać np. ze względu na gwarancję). Za to wszelkie ulotki błyskawicznie trafiają do kosza, nie mam w domu też żadnych instrukcji obsługi do sprzętów, bo wychodzę z założenia, że wszystko jest do odszukania w Internecie, więc po co mi wersja papierowa. Pomyślcie teraz ile macie w szafkach takich instrukcji: do pralki, zmywarki, telewizora, wieży, komputera, wyciskarki do owoców, pieca itd. Długo by wymieniać. Ale czy one są wam potrzebne?


7. Suszarka bębnowa do ubrań. Od kiedy ją kupiłam, nie mam już ubrań piętrzących się na fotelu czy kanapie. No dobrze, czasem mam, ale już nie tak często jak przed suszarką. Pamiętacie moją choinkę z ubrań, co nie? Taka suszarka ma specjalny program „do szafy”. Dzięki niemu tylko wyjmuję z suszarki, strzepuję i składam lub wieszam. Wspaniały wynalazek, tylko trzeba pamiętać, żeby w jednym cyklu nie suszyć zbyt dużej ilości ubrań, żeby się wzajemnie jednak nie gniotły, muszą mieć przestrzeń. Zaręczam Wam, że ubrania naprawdę wyglądają jak po prasowaniu.


8. Sprzątam po trochu. I to każdego niemal dnia. Brzmi to banalnie, ale naprawdę metoda małych kroków tu działa. Jest to oczywiście dość ryzykowne, bo takie osoby jak ja, kochające porządek mogą zacząć rano w łazience, a skończyć w nocy na garażu. Ale ja lubię codziennie posprzątać sobie np. w jednej szafce. Zajmuje mi to około 5 minut, a efekty – o ile robię to regularnie – są bardzo dobre. Tu kłania się kobieca wielozadaniowość! Gotuję zupę i w trakcie mogę posprzątać jedną szafkę czy szufladę. Po jakimś czasie okazuje się, że mam porządek w każdej możliwej szafce, na półce, w szufladzie itd. I wtedy żadne generalne przedświąteczne  porządki mi nie grożą.

Nie będę Wam mydlić oczu, że sprzątanie jest fascynującą czynnością i codziennie z uśmiechem przystępuje do niego, bo to kocham. No raczej nie. Ale lepiej mi się mieszka w uporządkowanym domu i na pewno każda z Was czuje się lepiej, kiedy w mieszkaniu jest czysto i pachnąco.