Zawsze byłam szczupła. No, może z wyjątkiem kilku miesięcy ciąży, kiedy to nagle, bez ostrzeżenia, z wagi piórkowej przeskoczyłam (a raczej przeturlałam się) do wagi ciężkiej. Po porodzie wypatrywałam dnia, kiedy będę w stanie robić coś, cokolwiek, co pozwoliłoby mi wrócić do formy po ciąży. I niestety, przez długi czas na tym wypatrywaniu się kończyło. Najpierw trzy miesiące obowiązkowego odpoczynku po cesarskim cięciu, potem kolejne tygodnie: bo małe dziecko w domu, bo zmęczenie, zakupy, pranie, gotowanie… Niby chcesz, ale nie możesz zacząć.
Trochę to trwało, ale wreszcie udało mi się wrócić do ćwiczeń. A jak już zaczęłam, to nie mogę ( i nie chcę) przestać. Ćwiczę, bo lubię, bo pomaga mi to wyrzucić z siebie złe emocje, nabrać dystansu do wielu spraw i, o dziwo, odpocząć.
Dziś chcę was zachęcić żebyście do mnie dołączyły i razem ze mną podniosły się z kanapy. Nie składajcie sobie obietnic, że zaczniecie jutro, na wiosnę czy w nowym roku. Zacznijcie dziś. Dziś jest najlepszy dzień, żeby zacząć się ruszać. Wstańcie z kanapy, ubierzcie się i idźcie biegać. Nie lubicie biegać? Jest jeszcze basen, aerobik, siłowania, jazda na rowerze albo ćwiczenia w domu. Lista aktywności jest długa, więc każda z was znajdzie coś dla siebie. Coś co sprawi wam przyjemność, bo to właśnie o przyjemność chodzi. Zgrabna sylwetka, jędrne ciało to efekt uboczny, który pojawi się po pewnym czasie.
Znajdźcie sobie partnera. Takiego, który motywuje, któremu zawsze się chce; nie takiego, któremu nie chce się ruszyć czterech liter z kanapy. Zapewniam was, że dobre towarzystwo to już połowa sukcesu; złe, to gwarancja, że nic z tego nie wyjdzie. Ćwiczcie dla przyjemności. Niech to nie będzie przykry obowiązek. Wskakujcie w sportowe buty i dajcie się ponieść endorfinom. Na końcu czeka na was dzika satysfakcja i… zgrabne ciało. Nie mówię, że będzie łatwo, ale mogę wam obiecać, że będzie warto. Wchodzicie w to?
KONKURS
Opisz w kilku zdaniach swoje przygody z ćwiczeniami – czy ruszasz się ciągle czy może wcale? Czy robiłaś to kiedyś, a teraz coś (co?) nie pozwala ci wrócić? A może nienawidziłaś wf-u od zawsze i jest tak do dzisiaj? Zapraszam was do dyskusji.
Wśród waszych wypowiedzi wybiorę komentarz / komentarze, a autorkę obdaruję zestawem ubrań od Under Armour (buty, bluzka lub biustonosz sportowy, bluza i spodnie) i piękną torbą sportową od Morini ( kolor do wyboru: czarny, grafitowy lub brązowy).
Konkurs trwa od 6.11.2015 do 15.11.2015. Wyniki ogłoszę do 20.11.1015.
Wyniki konkursu
Zestaw ubrań z torbą i butami wygrywa Karolina (karolinam…[email protected]
Zaglądajcie na bloga, bo mam dla was jeszcze kilka niespodzianek.
Torba: Morini
Kamizelka:Under Armour
Bluza:Under Armour
Nie umiem żyć bez ćwiczeń. Ide odwiedzić koleżankę z wieżowca to ona dobrze wie, że trochę poczeka bo wejde na 11-ste piętro ( ona mieszka na 5) i dopiero zejde do niej. Pies ma mnie dość i patrzy tęsknym okiem w stronę domu gdy robimy kolejne okrążenia osiedla. Nawet film oglądam kręcąc hulahopem, a czytając książkę zaciskam pośladki. Teraz spełniam się również na siłowni, chodzę razem z chłopakiem, ćwiczę z ciężarami i dość dobrze mi tam idzie, konkuruję z chłopakami ( nie karkami, ale jednak) Nie zmuszam się do aktywności, nie katuję się dla zdobycia wymarzonej sylwetki. Poprostu robię to co mi sprawia przyjemnośç, a jędrne i szczupłe ciało to przyjemny efekt uboczny.
A więc zacznę od tego,że dopiero od niedawna zaczęłam ćwiczyć. Zmotywowałam się tym, myśląc o wakacjach. Nie lubię bezczynnie siedzieć. Mój pan z wf mówi zawsze ze zima, jesień jest to najlepszy czas na to by zacząć robić coś samemu dla siebie. Dlatego własnie biegam, ćwiczę w domu na brzuch, pupę (myślę własnie wtedy o wakacjach 😉 )Musze się pochwalić, że przekonałam swoich rodzic do aktywnego trybu życia.
Od małej dziewczynki aż do dorosłej kobiety zawsze miałam pulchne policzki. Chociaż nie należałam do osób z bardzo dużą nadwagą. Nie lubiłam się ruszać, choć rzadko zdarzało mi się unikać lekcji wf-u. Zazwyczaj zaczynało się od dwóch okrążeń wokół szkoły a następnie kończyło się na siedzeniu na ławce przy szkolnym boisku.
Nadszedł ten moment kiedy chciałam powiedzieć NIE wszystkim słodkością a także fast foodom. Postanowiłam, że zorganizuję sobie harmonogram ćwiczeń. Mój pomysł został zrealizowany, chociaż ciężko było każdego dnia robić nową partię ćwiczeń. Zaczęło się odkładanie „na później”. Mimo to wiedziałam, że im później tym gorzej będzie dla mnie.
Przewijając tablicę na facebook’u widziałam zdjęcia moich znajomych z zajęć na siłowni. Chciałam wyglądać tak jak one. Udałam się do nowej siłowni w naszym mieście. Wykupiłam miesięczny karnet. Pierwsze wizyty nie wspominam dobrze. Pot, łzy, ogromny wycisk. Po dwóch latach zajęć jestem zadowolona z siebie. Udało mi się zmotywować. W przyszłości planuję prowadzić zajęcia fitness. Może nawet w przyszłości wydam książkę, jak się zmotywować do ćwiczen?? 🙂
Oj, jak ja się ruszałam! Jeszcze z osiem miesięcy temu skakałam przed telewizorem w rytm ćwiczeń Chodakowskiej, wymachując hantelkami i swymi kończynami dolnymi. Czasem zakładałam dres, sportowe obuwie i biegłam z psem (lub za psem, gdy ten miał lepszy dzień) w ramach bardziej efektywnego spaceru. A teraz? Teraz moja jedyną aktywnością są całodzienne sprinty do łazienki na „siusiu”, odbywające się średnio co pół godziny. Lub wieczorne maratony do lodówki po ogórki kiszone i słoik kremu czekoladowego. W ciąży jestem. 🙂 Od siedmiu miesięcy nie tylko regularnie się rozrastam, ale i staję się mniej aktywna, bo czuję się jak mały słoń z nóżkami zatopionymi w betonie. 🙂 I w dodatku ze względu na ciążę zagrożoną muszę głównie leżeć. O ruchu w dawnym stylu lekarz kazał mi zapomnieć. Czasem patrząc w lustro marzę o dawnej wersji siebie. Takiej aktywnej, wysportowanej, szczupłej, z talią i piersiami wpisującymi się normy społeczne (bo teraz przekraczają je kilkukrotnie). Bycie mamą to pewnie najpiękniejsza rola w moim życiowym spektaklu, za którą bardzo będę chciała zasłużyć na Oscara. Ale wiem, że kiedy już będę mogła – z chęcią powrócę do odbudowywania swej dawnej sylwetki i sprawności. Dla siebie i dla tego małego brzdąca, który właśnie wywinął mi z półobrotu gdzieś w okolicach wątroby. 🙂
W szkole podstawowej wf był po prostu lekcją w planie. Nikt zbytnio się nim nie przejmował, pewnie z racji tego, że głównie graliśmy na nim w zbijaka czy inne gry z użyciem piłki. Później było coraz gorzej. Zaczęła się wytwarzać rywalizacja. Byli ci lepsi, których zawsze wybierano na początku i ci gorsi, którzy zostawali na sam koniec. Ja niestety zaliczałam się do tej drugiej grupy, ale starałam się. W 6 klasie okazało się, że mam bardzo dobrą kondycję i szybko biegam długie dystanse. Pomyślałam sobie, że to jest to! W końcu się do czegoś nadaję! Byłam na zawodach, które niestety źle wypadły. Mieliśmy chyba ostatnie miejsce, jednak pocieszający był fakt, że nie przeze mnie, a przynajmniej nie tylko. Na wf’ie nie potrafiłam grać w siatkówkę, ręczną czy koszykówkę. Lubiłam gimnastykę, ale było jej coraz mniej. Nie chciałam już ćwiczyć na wf’ie i kiedy tylko nadarzała się okazja, żeby na niego nie iść to z niej korzystałam. Później nauczyciel dodał dwie nowe „dyscypliny”. Zaczęliśmy grać w hokeja ziemnego i piłkę nożną, które o dziwo dość dobrze mi szły. Jednak wszystko inne było dla mnie zbyt wymagające. Płakałam, kiedy dziewczyny z drużyny krzyczały, że nie potrafię złapać piłki, a nieobronioną bramkę traktowały niemal na równi z zabójstwem. Dyscypliny, które lubiłam powoli znikały, a zostawała głównie ręczna i siatkówka. W tej drugiej radziłam sobie całkiem nieźle poza szkołą, ale w niej… No cóż. Jakoś bałam się piłki. W niezobowiązującym gronie znajomych to była sympatyczna forma rozrywki. W I gim. zaczęłyśmy grać z moją koleżanką w badmintona. Dzięki temu bardzo schudłam i odkryłam, że nie tylko mam talię, ale i dość zgrabne nogi. Poza tym zakochałam się w badmintonie. To może śmiesznie brzmieć, a ten sport wywołuje raczej skojarzenia z grą rodzinną albo zajęciem dla dzieci, ale po 6 latach gry jestem skłonna powiedzieć, że to nie jest takie proste. Wymaga szybkości, siły, precyzji i refleksu. Niestety w 3 gimnazjum okazało się, że mam już sporą wadę wzroku, która wciąż się rozwija, problem z płatkiem sercowym i… zbyt prosty kręgosłup. Dostałam całkowite zwolnienie z wf, jednak mogłam biegać, grać w badmintona i jeździć na rowerze, czyli to co od zawsze lubiłam. Teraz mam 18 lat i zimą zawsze mam spory problem. Na wiosnę i latem zawsze jestem aktywna, ale zimą… niekoniecznie. Chciała wypracować mięśnie brzucha i nawet próbowałam kilku ćwiczeń, ale prawie wszystkie obciążają kręgosłup, a jeśli nie to są bardzo wymagające jak na takiego laika, jakim jestem. Próbowałam robić choćby zwykłe brzuszki, ale wieczorem nie mogłam zasnąć. Po prostu mój kręgosłup bolał tak bardzo, że myślałam, że do rana umrę. Staram się żyć na tyle aktywnie na ile to możliwe, jednak moje ciało nie wygląda tak jak bym chciała. Niestety muszę poszukać specjalnego trenera, który coś wymyśli, ponieważ na własną rękę nigdy nie wyrobię takiej sylwetki, jakiej bym chciała. Niepokoi mnie to o tyle, że kiedyś prawdopodobnie zajdę w ciążę, a w mojej rodzinie kobiety mają tendencję do tycia nawet 30 kg, które po ciąży nie chcą zniknąć. Obawiam się, że wtedy moja jazda na rowerze i bieganie nie wystarczą. Nie mówiąc już o tym, że pewnie nie będzie na nie czasu. Dlatego chciałabym znaleźć takie ćwiczenia w domu, które mi na to pozwolą… Nie lubię bezczynności dlatego nadal chcę walczyć, ale powoli zaczynam tracić nadzieję…
Lekcje wychowania fizycznego, o zgrozo. Czułam w głowie rozrywane mięśnie, rozciągane zaraz po wyjściu z szatni. Zdarzy mi się sen o miażdżeniu ścięgien suchym biegiem albo przy krojeniu marchwi przypominam sobie serie pajacy i niepopranie wykonywanych brzuchów, co również wiąże się z kontuzjami. Uczęszczałam do dobrych szkół, jednakowoż niesprawiedliwe ocenianie i złe podejście do uczniów przez wuefistów było powielane na każdym, dosłownie na każdym kroku. Nie chciałam mieć ze sportem nic wspólnego przez całą szkołę podstawową oraz gimnazjum. Nadszedł czas szkoły średniej, tym samym pierwszy sezon w życiu. Nieodkryty talent, nieoszlifowany diament. Byłam tym szmaragdem. Klub lekkoatletyczny przyjął mnie z uśmiechem, a właściwie jeden z dwóch w okolicy, które o mnie zabiegały. Tam zaczęła się moja przygoda z bieganiem krótkodystansowym i skokami w dal. Aktualnie piąty sezon przede mną. Żałuję jednak straconych lat gimnazjalnych, pozbawionych treningów, na rzecz myśli, że słabiak ze mnie, zawsze z trójami w dzienniku 🙂 Trenuję ciężko, dojeżdżam kawał drogi na stadion, rosnę w siłę. Szczerze dziewczyny? Jak zaczynasz zdobywać cele, widzieć postępy i lepsze wyniki, figura nie gra roli. Tracisz orientację, twoje ciało i umysł funkcjonuje inaczej. Miasto nocą, jesienny las czy zimowe pagórki – to daje ci luksus. W momencie twoje zycie staje się podporządkowane jednemu – TOBIE. Nie mówi tego sportowiec. Mówią i moi znajomi oraz dziadek, którego nauczyłam schematu 'right – left – reapeat’.
Nierzadko bywa tak, że kobieta
ma wielki dylemat – marchewki czy kotleta :)?
Lecz każda słowa „ĆWICZENIA” litera
ma w sobie coś z motywującego bohatera!
Ć – ĆWIERĆ wieku posiadam, dorosła pani 🙂
W – WYRUSZAĆ w drogę lubię czasami!
I – INTELIGENTNIE wybieram trasy
C – CIEKAWE miejsca, a potem zakwasy!
Z – ZRZUCIĆ kilogramów parę poprzez bieganie!
E – ENERGII czuję moc, lubię takie spalanie!
N – NIESTETY pokus także jest co nie miara
I – INTERESUJĄCE ćwiczenia, czy kaloryczne dania?
A – APETYT mam jednak na ćwiczenia w dobrym zestawie
a jeśli wygram 🙂 to jakoś brak słodyczy przetrawię!
Sport towarzyszył mi od dziecka. Nic wielkiego…treningi w koszykówkę, kilka razy udział w zawodach. Przygoda skończyła się w szkole średniej, ze względu na brak warunków w szkole. Sama również nie specjalnie zajmowałam się ćwiczeniami. Największy powrót do fascynacji sportem nastąpił około 1,5 roku temu. Przytyłam i chciałam się pozbyć zbędnych kilogramów. Zaczęłam biegać. Pokochałam to. Uwielbiałam szczególnie dystans 10 km. Nie lubię monotonii, więc wybierałam zawsze inną trasę – zwykle dookoła jakiegoś warmińskiego jeziora lub po prostu w jego okolicy. Niestety przygoda z bieganiem nie trwała długo. Nabawiłam się kontuzji – dyskopatia w odcinku lędźwiowym. przeszłam rehabilitację, podczas której mój terapeuta zabronił mi uprawiania jakiegokolwiek sportu. Pozostały i marsze. Codziennie o 5 rano przed pracą, wychodziłam na godzinny marsz ze swoim psem. Nie zdążyłam zakończyć rehabilitacji, kiedy okazało się, że jestem w ciąży 🙂 Żeby nie leżeć na kanapie maszerowałam z kijkami i chodziłam na aerobik wodny przeznaczony dla kobiet w ciąży. Niestety pozwalałam sobie na jedzeniowe pokusy, co przyczyniło się do tego, że w dniu porodu miałam 20 kilo do przodu!! Urodziłam pięknego i zdrowego synka 🙂 Ma 8 miesięcy. Po 5 doszłam do wagi sprzed ciąży. Obecnie ważę jeszcze mniej. Wszystko dzięki marszom i zdrowemu odżywianiu. Od dwóch tygodni uczęszczam na treningi crossfit, Pod okiem trenera dbam o technikę i plecy nie dają się we znaki. Choć nie będę już mogła nigdy biegać, grać w koszykówkę czy siatkówkę…nie poddaję się. Szukam i robię wszystko, by wyglądać i czuć się zdrowo 🙂
Moja przygoda z ćwiczeniami rozpoczęła się kilka miesięcy temu. Poznałam pewnego kolegę,który mnie zaimponował tym co robi.Często czytałam o nim w gazecie,zajmował pierwsze miejsca w różnych kategoriach biegów. Pomyślałam,że warto spróbować zacząć coś działać w swoim życiu. Pierwszy bieg był dla mnie ogromnym wyzwaniem.Na początku były marsze i truchty.Teraz biegam już normalnie mniej się męczę i mam ochotę to robić dalej.Źle się czuje,gdy nie mam czasu na to lecz nawet w godzinach wieczornych gdy już jest spokój na mieście można wyjść i godzinę odprężyć się za pomocą biegania. Ruch na świeżym powietrzu to doskonałe odprężenie.
W-F nie był nigdy moją zmorą, choć nie bardzo przepadałam za bieganiem i wszelkimi „fikołkami”, przebieraniem się w tandetne getry i trampki (wymagane były na ten czas onegdaj). Lata mijały, na studiach zajęcia sportowe zostały mi odpuszczone, gdyż akurat zwichnęłam bark… aż tu na mojej drodze pojawił się pewien przystojniak, wysportowany (ajakże!) miły itd.itp. No i co się okazało?… był absolwentem AWF 😀 W najśmielszych snach/koszmarach nie marzyłam o chodzeniu z Panem od WueFu… jaki los bywa przewrotny, nieprawdaż? od 5 lat sukcesywnie wdraża mnie ta moja miłość w sportowy swój świat, a co lepsze nie jestem temu przeciwna, wręcz z lubością kompletuję przyrządy do ćwiczeń domowych, sexy kolorowe wygodne stroje „ćwiczebne”, które nie przypominają tych pretensjonalnych szkolnych uniformów WueFowych… latem chętnie wychodzę pobiegać/na rower, a od jesieni regularnie ćwiczę w domu (chłopak układa mi treningi – gratisowe!:D) i pomimo niedoczynności tarczycy – w końcu czuję, że chudnę! 😀
Zazwyczaj jest tak, że im młodszy jest człowiek tym bardziej aktywnie żyje. W moim przypadku jednak można zaobserwować zdecydowanie odwrotne zjawisko. Nigdy nie lubiłam w-f- u, a jakakolwiek aktywność fizyczna była dla mnie złem koniecznym. Zawsze byłam wzorowym uczniem, uwielbiałam książki, przyjemność sprawiało mi ślęczenie nad matematycznymi równaniami. Jedynym przedmiotem, którego unikałam jak ognia było właśnie wychowanie fizyczne. I gdyby nie moja wzorowa opinia w szkole zapewne uciekałabym z każdej lekcji. I to oczywiście z każdym dniem stawało się bardziej widoczne w moim wyglądzie. Byłam najzwyczajniej na świecie może nie otyła, ale jednak zdecydowanie pulchna. Dziś patrząc z perspektywy dorosłego człowieka zakochanego po uszy w aktywności fizycznej próbuję rozwikłać zagadkę mojej dziwnej niechęci do aktywności fizycznej. Może to moja tusza, która nie pozwalała mi na dorównanie szybszym, szczuplejszym i zdecydowanie zwinniejszym koleżankom budziła we mnie poczucie strachu przed porażką i ośmieszeniem. Z pewnością ważną rolę odgrywali też nauczyciele którzy stanęli na mojej drodze – po prostu nie trafił mi się nauczyciel który płonąłby swoją pasją rozsiewając motywację. Zupełnie jakby dla nich aktywność też była złem koniecznym. W każdym razie z pewnością brakło w moim życiu jakiejkolwiek iskierki zapalnej, która rozpaliłaby ogień miłości do aktywności fizycznej. I tak żyłam w nieświadomości do 24 roku życia, kiedy to wstydziłam się własnego ciała i z nutką obrzydzenia spoglądałam w lustrzane odbicie. Zamiast jednak wziąć życie w swoje ręce zapijałam smutki puszką piwa i przegryzałam pysznymi (jak wydawało mi się kiedyś) chipsami o smaku zielonej cebulki. I z każdym dniem w ten właśnie sposób pozbawiałam się chęci i siły do życia. Mimo swojej tuszy znalazłam miłość swojego życia, człowieka który kochał mnie bardziej niż ja samą siebie. Pewnego dnia spotkałam swoją byłą przyjaciółkę, która po urodzeniu dwójki dzieci tryskała energią i jakby miłością do życia. Każdego dnia znajdowała czas na bieganie czy chociażby krótki trening w domowym zaciszu. I wtedy coś we mnie pękło. Zaczęłam od krótkich treningów obiecując sobie, że dam sobie 8 tygodni na systematyczną pracę nad swoim ciałem, a później podejmę decyzję co dalej. 8 tygodni wystarczyło by zauważyć zmiany w swoim ciele i w swojej psychice. Przepadłam zakochując się bez pamięci w to niesamowite uczucie towarzyszące mi o zakończonym treningu. Dziś z pewnością mogę stwierdzić, że to była najlepsza w moim życiu decyzja. I wcale nie przez wzgląd na ciało, ale na psychikę. Z każdym dniem jakby bardziej przychylnie spoglądałam na swoje odbicie w lustrze, z każdym dniem czułam, że świat stoi przede mną otworem. Nauczyłam się najważniejszej w życiu lekcji – brania odpowiedzialności za własne ciało i za własne życie. Dziś wiem co mi szkodzi, a co dostarcza tego co cenne i wartościowe. Zamieniłam produkty których skład przypomina tablicę Mendelejewa na naturalne, nie przetworzone pokarmy, które dają lekkość i prawdziwe odżywiają każdą komórkę mojego ciała. Zamiast ciągle szukać wymówek i winnych tego co dzieje się z moim życiem zaczęłam układać je dokładnie tak jak kiedyś marzyłam. Nauczyłam się czegoś czego w niestety nie uczą w szkołach, a co moim zdaniem jest podstawą do szczęśliwego życia bez względu na to gdzie poniesie nas los. Uwierzyłam wreszcie w to, że moje życie jest w moich rękach, a ciężka praca zawsze przynosi wymierne efekty. Dziś nie wyobrażam sobie dnia bez aktywności fizycznej. To jakby mój sposób na medytację i ułożenie własnych myśli, na wyładowanie emocji i nabranie siły do tego by zamiast dostrzegać w życiu problemy zacząć przemieniać je w wyzwania i szanse. Okopałam skryte na dnie serca marzenia i zamiast przyglądać im się z żalem że się nie spełniają zaczęłam sama je spełniać. Aktywność fizyczna przemieniła się w moją pasję z dnia na dzień dokonując metamorfozy mojego życia i mojego sposobu myślenia. Świadomość pokonywania własnych słabości i zmierzania się z urojonymi od dziecka ograniczeniami własnego ciała daje mi ogromne dawki energii i świadomości tego, że w życiu naprawdę można być kim tylko się zechce. Wystarczy tylko mocno w to uwierzyć i w pocie czoła ciężko na to pracować. Szkoda, że nie spotkałam wcześniej na swojej drodze kogoś kto stałby się tzw. iskierką zapalną w moim życiu i otworzył oczy na świat.
Wf był dla mnie zawsze ulubioną lekcją,nie pamiętam bym kiedykolwiek opuszczała ta lekcję bez powodu.
Później zainteresował mnie fitness i wkręciłam się w modne wówczas jego formy.Ruszałam się,ale bardziej w chęci podążania za modą niż świadomie,dla siebie.Pół roku temu przeszłam operację,która spowodowała,że ponad miesiąc chodziłam jak ślimak,zgięta wpół.Każda aktywna osoba,która choć raz została unieruchomiona na jakis czas,doskonale mnie zrozumie.Marzyłam o zwykłym spacerze,basenie,a rower to byłoby już ekstremalne wydarzenie.Po dwóch miesiącach powoli zaczęłam wracać do ,,żywych” w tym temacie.Na początku strach,że rana się rozejdzie,ale i niesamowita radość,że pomimo przerwy nogi same się kręcą!!! Dzisiaj świadomie i konsekwentnie funduję sobie codzienną dawkę ruchu.I jest to moja nagroda,za nic,dla siebie. Fizycznie czuje się jak nastolatka,chociaż 40 -ka za chwilę.Sylwetkę mam lepszą niż w czasach licealnych,chociaż jem normalnie.Kolejną zaletą mojej aktywności jest fakt,że pożegnałam się z nałogiem słodyczowym ,tak po prostu,z dnia na dzień przestały mi smakować.Czuję w sobie siłę,czuję swoje mięśnie i żal mi bardzo tych wszystkich zdrowych osób,które siedzą i apatycznie mija im życie.Tyle osób dałaby wszystko,by móc z tego fotela wstać,nie tylko po kolejne piwo…
Od wielu lat starałam się żyć na sportowo ale jednak co zaczynałam ćwiczenia byłam bardzo słaba, zmęczona. Nawet w szkole na lekcjach wychowania fizycznego nie dawałam rady. Rówieśnicy wyśmiewali się ze mnie – no bo jak to ? Nie daje rady biegać dookoła boiska? Ledwo co wytrzymała na rozgrzewce? Beznadziejna.. nie chcemy jej w naszej drużynie. Okazało się, że choruję na niedoczynność tarczycy. W pewnym sensie ta choroba nie pozwalała mi w pełni sił uprawiać sportu. Poddałam się i na kilka lat zaprzestałam ćwiczeń. Z wf miałam zwolnienie od lekarza. Gdy skończyłam studia i na mojej drodze pojawił się mój przyszły mąż, który uwielbia grać w tenisa stołowego i jeździć na rowerze, powoli zaczęłam ruszać się razem z nim. Pierwszym krokiem był prezent od M. – piękny rower. Zaczęły się wycieczki, najpierw krótkie potem coraz dłuższe i dłuższe. Następnie zmieniłam lekarza prowadzącego moją chorobę. Okazało się, że choruję na Hashimoto, stąd to ciągłe zmęczenie, zaburzenia pracy serca no i niestety lekkie stany depresyjne. Po dobraniu dawki leku zaczęłam wracać do formy. M. bardzo mi kibicował do tego stopnia, że po półtora roku po rozpoczęciu leczenia zaszłam w ciąże 🙂 Ćwiczenia odeszły na bok choć czułam się świetnie. Bałam się jednak, że przez moją chorobę (która może doprowadzić do poronień) mogę stracić dziecko. Wszystko szło po naszej myśli. W lipcu urodziłam śliczną, zdrową dziewczynkę Michalinkę. Na początku nie myślałam o trenowaniu ale pozostał mi delikatny brzuch. No i oczywiście mała waży coraz więcej, kręgosłup dostaje „w kość”. Mąż codziennie mówi, że zaczniemy wzmacniać nasze mięśnie bo on już też wymięka 🙂 A ja na maila dostaje wiadomości od aplikacji sportowej o temacie ” Nati brakuje nam Ciebie…” 😀 Już powoli zaczynam czuć się winna, że nie mam czasu na chwilę ćwiczeń. Obiecujemy sobie we dwoje, że jak Michasia zacznie siedzieć kupujemy fotelik na rower i zaczynamy wycieczki. I znów od początku – krótkie, coraz dłuższe i dłuższe… A może zapiszę się na siłownie ?
Sport? Zawsze byl moja wielka pasja. Od malego zawsze mialam z nim stycznosc. Tata karateka mama lekkoatletka. Zawsze bylam wysokim dzieckiem ( sporo przerastalam kolegow z klasy :D) i wpadlam w siatkarki wir. Kochalam to ponad zycie. Szkola dom trening i tak na okraglo. Czasem w biegu zapominalam zjesc. Wracalam do domu w nocy ale bylam spelniona.. trenowalam 7 lat. Do roku 2012. Osiaglam sukcesy te male i duze. Mialam idealna jak na nastolatke figure. Sport dawal mi mnostwo energii i checi do zycia. Po 7 latach ciezkich treningow hektolitrow wylanego potu zaczelam czuc sie gorzej. Poszlam do lekarza. I uslyszalam wyrok. Kregoslup jak u starszej pani. KONIEC Z WYSILKIEM. Nie moglam w to uwierzyc. Przeciez sport byl moim zyciem nie wyobrazalam sobie co bede robic przez dzien kiedy nie bede na treningu. Tak tez i bylo. Siedzialam w domu calymi dniami plakalam jadlam jadlam jadlam i jeszcze raz jadlam. Zalamalam sie brakiem perspektyw i brakiem czegos co tak bardzo kochalam. Przytylam 20 kg to byl najgorszy okres mojego zycia.. bylam nastolatka.. otyla natolatka ktora kiedys miala figure modelki. Trwalo to 2 lata. Nieustanne jedzenie i twierdzenie ze po co mam wygladac dobrze skoro i tak nic nie robie? Pewnego dnia poszlam do lekarza ( kontrolnie) powiedzial mi ze jesli niebpostaram sie zrzucic wagi moj kregoslup moze tego nie wytrzymac. Pomyslalam .. trenowalam zle.. teraz tez zle. Podlamalam sie jeszcze bardziej. Nie moglam patrzec na faldy na swoim Ciele. Az pewnego dnia powiedzialam stop . Nie cwiczylam z poczatku. Trzymalam scisla diete. Schudlam 7 kg. Czulam sie leoiej ale wiedzialam ze to nadal nie to. Zaczelam cwiczyc. Delikatnie godzine dziennie. Bez nadwyrezania kregoslupa. Schudlam kolejne 5 kg. Pozniej zaczelam cwiczyc intensywniej. Udawalo mi sie to..! A radosc znow wrocila. Staralam sie cwiczyc nie obciazajac kregoslupa. Udawalo mi sie to. Aktualnie wrocilam do swojej wymarzonej i idealnej wagi 🙂 co prawda zajelo mi to bardzo duzo czasu z powodu kregoslupa ale jak to sie mowi po trupach do celu :). Idealna waga utrzymuje sie od 4 miesiecy. 😉 i dodam jeszcze ze z kregosupem juz lepiej 🙂 rekreacyjnie pykam w moj sport na rozgrywkach akademickich :). Wszystko idzie tak jak chcialam. A w sekrecie powiem ze dzieki cwiczeniom i postawionym sobie wyzwaniom poznalam milosc swojego zycia 🙂 . Aktualnie jestesmy para jak to mowia fit 🙂 poznalismy sie na silowni 🙂
Pozdrawiam ! 🙂
Ps zyczcie mi dalszych sukcesow a noz kto wie moze za niedlugo wskocze w wymarzona suknie slubna :)!
Szkoda że aktywność fizyczna pojawia się w życiu gdy zaczynamy już odczuwać zdrowotne skutki jej braku. Ale zawsze lepiej późno niż wcale!
WF byl zawsze moim ulubionym przedmiotem. Jako jedyna dziewczyna nie wykrecalam sie bolem brzucha, glowy, nogi od cwiczen i z radoscia rywalizowalam z chlopakami. Lubilam tez grac z chlopakami w druzynie. Dziewczyny byly zawsze leniwe, nie dawaly z siebie wszystkiego a jak gralysmy w nozna to kopaly po kostkach a jak w siatkowe to baly sie odbierac pilek. Nigdy nie moglam zrozumiec dlaczego i strasznie mnie to denerowalo. 9 lat gralam w siatkowke. Wczesniej probowalam lekkoatletyki, plywania badmintona a nawet unihokeja. Jednak to siatkowka skradla mi serce. Kocham nasza meska reprezentacje (damska siatkowka – pewnie przed doswiadczenia ze szkolnego wf – nudzi mnie). Teraz gram tylko rekreacyjnie w druzynie uniwersyteckiej ktora dopiero sie tworzy w bolach (jest malo chetnych dziewczyn!!!!). Do teraz zaluje ze po 9 latach rzuciłam siatkowke. I pewnie nigdy sobie nie wybacze. Trudno, czasu nie cofne. Gram rekreacyjnie, kibicuje chlopakom, jezdze na mecze klubowe i reprezentacyjne. Mimo wszystko brakuje mi takiej sportowej pasji jaka byla siatkowka. Chcialabym zaczac cos od nowa, cos czego jeszcze nie robilam, zeby moc sie temu poswiecic i moc cos osiagnac. (na profesjonalne granie w siatkowke jest juz za pozno). Dlatego postanowilam zaczac biegac. Chce wysratowac w maratonie i stanac na podium. Zdobyc medal i znow poczuc ta dawke adrenaliny i sportowej rywalizajcji, Najgorsze jest jednak to ze mamy teraz najbardziej depresyjny miesiac na swiecie – listopad – w ktorym najchetniej zapadlabym w sen zimowy. Brakuje mi troche tego „kopa” i dawki motywacji zeby zaczac biegac…
Ćwiczenia?! kto by pomyślał że będą najsłabszą stroną u mnie, ale niestety tak jest. Kiedyś motywacja była… mieszkając na wsi blisko polnych dróżek zaczynałam biegać. Punktem mety był wielkie drzewo – dąb. Zaczęłam najpierw sama, po pewnym czasie dołączyła koleżanka, małe dzieci też (zakończeniem biegu- były śliwki prosto z drzewa, aby dodały energii 🙂 ). Niestety… po pewnym czasie musiałam zrezygnować dla pracy… różne godziny pracy, zmęczenie. I moja przygoda ze sportem się zakończyła. Chętnie wróciłam bym do wielkiego dębu na polanie i tych pysznych śliwek.
Aktywność nigdy nie była moim wielkim wrogiem ale nie byla też przyjacielem. Wśród ćwiczeń zawsze preferowalam te bardziej siłowe, na sprzęcie i byl okres kiedy regularnie korzystalam z siłowni, do tego duzo plywania latem, jesienia przygotowywanie drewna na zimę…tak uwielbiałam rąbać drzewo, taji wysilek pomagal mi poradzić sobie ze złymi emocjami. Przed ciąża ważylam 51 kg, w ciąży też nie tylam mocno i szybko wrocilam do formy…a potem zaczely sie schody….ciraz wiecej obowiązków, problemów, szara codzienność i chęć bycia idealna mamą i żoną…taka perfwkcyjna pania domu…tylko zapomnialam w tym wszystkim o sobie. .waga poszla di góry. Nie jakos strasznie ale kiedy ide do sklepu i zamiast rozmiaru 36 musze wziac 40 to jest to rejestrujące…nie lubie swojego ciała, wstydzę sie go i niestety nie potrafię sobie ztym poradzić a to coraz bardziej utrudnia życie…Mąż mnie wspiera, ale tez juz czasami ma tego dość. Ile mozna słychać że masz dosc swojego grubego tyłka….Problem polega na tym że stres nie dziala na mnie motywująco, wrecz przeciwbie – doluje mnie… Ale wiem ze muszę sie wrescue wziąć w garść dla siebie- przecież wiem ze potrafię inaczej
Moja przygoda zaczyna się średnio raz na miesiąc, kiedy to zamarzy mi się pięknej figury. Aktualnie jestem na etapie ćwiczeń domowych i udaje mi się nie robić dłuższej przerwy. ! Moją motywacją jest mój narzeczony, który mimowolnie odwraca wzrok za zgrabnymi paniami 😛
„Nakarmię Małego, położę spać, będę miała całe mnóstwo czasu na ruszenie tyłka z kanapy, zmianę swojej sylwetki” – ile razy to sobie powtarzałam?? Powtarzałaś?? Chyba nie chciałybyśmy głośno usłyszeć odpowiedzi. Rzeczywistość bywa brutalna! „Eh. Obejrzę Barwy Szczęścia, M jak miłość, a to jeszcze na kulisy poczekam, bo przecież takie ciekawe. Kurcze, dochodzi 22.00 za chwilę obudzi się Mały, więc nie opłaca się zaczynać ćwiczeń” – znajomy scenariusz? Czekaj na rozwój wydarzeń, przecież Mały się napije to Będziesz miała czas wskoczyć w sportowy strój. „Hmm, jaki strój, przecież jeśli nie mam super profesjonalnego stroju sportowego to jak mam ćwiczyć?”, ale moją ulubiona wymówka brzmi mniej więcej tak: „Oh, zjadłam kawałek (czyt. Kawał) mojego ulubionego ciacha, już nie opłaca się dzisiaj zaczynać”. Tak wygląda zapewne życie nie jednej z Nas i choć tak na prawdę nic nie stoji nam na przeszkodzie, aby zacząć, ciągle wynajdujemy sobie nowe wymówki. Chyba tym wpisem sama siebie zmotywowałam i po nakarmieniu Małego wskoczę w dres, bez stanika sportowego, bez specjalnego obuwia, za to w trampkach najzwyklejszych na świecie i porobię trochę pajacyków, przysiadów i co mi tam jeszcze przyjdzie do głowy! Mam nadzieję, że dziś nastąpił w końcu przełom i zmotywuję się do regularnych ćwiczeń, nie czekając na: „od poniedziałku” 😉
’Nakarmię Małego, położę spać, będę miała całe mnóstwo czasu na ruszenie tyłka z kanapy, zmianę swojej sylwetki’ – ile razy to sobie powtarzałam?? Powtarzałaś?? Chyba nie chciałybyśmy głośno usłyszeć odpowiedzi. Rzeczywistość bywa brutalna! 'Eh. Obejrzę Barwy Szczęścia, M jak miłość, a to jeszcze na kulisy poczekam, bo przecież takie ciekawe. Kurcze, dochodzi 22.00 za chwilę obudzi się Mały, więc nie opłaca się zaczynać ćwiczeń’ – znajomy scenariusz? Czekaj na rozwój wydarzeń, przecież Mały się napije to Będziesz miała czas wskoczyć w sportowy strój. 'Hmm, jaki strój, przecież jeśli nie mam super profesjonalnego stroju sportowego to jak mam ćwiczyć?’, ale moją ulubiona wymówka brzmi mniej więcej tak: 'Oh, zjadłam kawałek (czyt. Kawał) mojego ulubionego ciacha, już nie opłaca się dzisiaj ćwiczyć’. Tak wygląda zapewne życie nie jednej z Nas i choć tak na prawdę nic nie stoji nam na przeszkodzie, aby zacząć ciągle wynajdujemy sobie nowe wymówki. Chyba tym wpisem sama siebie zmotywowałam i po nakarmieniu Małego wskoczę w dres, bez stanika sportowego, bez specjalnego obuwia, za to w trampkach najzwyklejszych na świecie i porobię trochę pajacyków, przysiadów i
Witam, jestem Ania. Mam 28 lat i jeszcze w marcu tego roku miałam 65 kg nadwagi, nie dawałam juz rady, nie moglam patrzeć na siebie, każde przypadkowe przegladniecie sie w lustrze powodowało płacz.. Będąc jeszcze w szkole miałam ciagle zwolnienie z zajęć wf, byłam szykanowana przez nauczycielkę i upokarzana przed innymi, dlatego…. Gdybym wtedy byla tak silna jak dziś, gdyby ktoś wpoił mi , ze ruch moze być świetną zabawą i dawać takie poczucie satysfakcji to napewno bym postąpiła inaczej, jednakże było jak było a ważne jest to co jest tu i teraz.
Zastanawiałam się jak dalej będzie wyglądać moje życie, czy mój mąż mnie w końcu nie zostawi, tego balam sie najbardziej, zapewniał ze kocha ale ja wiedzialam swoje….
Gdybym wtedy wzięła udział w tym konkursie pasowały by na mnie jedynie buty… Nosilam ciuchy w rozmiarze spadochronu, rozm. 56. Przyszedl moment kiedy cos we mnie peklo, zrobilam krok do przodu, krok do moich marzeń o byciu zdrowym i ładnej sylwetce. Korzystam od marca z usług trenera personalnego i bardzo sobie cenię tą współpracę, mam obok siebie trenera, fantastycznego człowieka, który jest teraz moim serdecznym przyjacielem. Wspiera mnie, dopinguje i na każdym kroku udowadnia ze nie ma rzeczy niemozliwych. W życiu jak w sporcie. Masz dwa wyjscia albo walczysz o swoje albo przyglądasz się jak przestają być twoje. I tak poprzez diete i rzetelne cwiczenia udało mi sie na dzień dzisiejszy zrzucić z siebie balast ważący 35kg, przejść z rozm 56 do 42/44. Jestem szczęśliwa, szczęśliwa jak diabli z tego co udalo mi sie osiągnąć. Mam fantastyczną 5 letnią córkę i cudownego męża, który wspiera mnie na każdym kroku. Gdyby los okrutnie mnie nie doświadczył miałabym jeszcze rocznego synka Filipa, niestety nie ma go z nami…. Moze tak mialo być.
W moim odchudzaniu jeszcze daleka droga do celu ale dam radę, nie odpuszczę choćby nie wiem co. Pozdrawiam serdecznie wszystkich, walczących z kilogramami i życzę dużo siły i samozaparcia. Możemy wszystko a Wszystkie ograniczenia są wytworem naszego umysłu. Życzę spełnienia marzeń i pozfrawiam serdecznie.
Ania
Zawsze byłam większa od rówieśników. Po iluś tam latach zaczęłam sobie wmawiać, że może jednak to tak ma być? Może ja byłam stworzona do bycia grubą? Może tak w naturze jest, że na 3 osoby szczupłe przypada jeden grubas, no i akurat padło na mnie. Gdy próbowałam coś zmienić, znajomi i rodzina twierdzili, że nawet sobie mnie nie wyobrażają szczupłej, no taka juz moja natura, że mam więcej ciałka. Niestety, więcej ciałka zmieniło się w 51% tłuszczu i otyłość II stopnia. Moja pewność siebie juz od dawna nie istniała, psychicznie czułam się o wiele gorzej niż fizycznie.
Od sierpnia walczę. Jeszcze daleko mi do mojej wymarzonej wagi. Zaczęłam od spacerów, potem wzięłam sie za bieganie, jednak to nie dla mnie. Po kilku tygodniach odkryłam coś, w czym czuje się dobrze, w czym jestem dobra i co daje mi satysfakcje – pływanie. To jest jedyy sport w którym sama potrafię się motywować, zeby sprawdzać moje możliwości. Z każdym razem próbuje płynąć dalej, szybciej. Za każdym razem gdy wchodzę do basenu moja pewność siebie rośnie. Nie obchodzą mnie pogardliwe spojrzenia innych, bo wiem że robię to dla siebie i jestem z siebie dumna.
Ja też zawsze byłam szczupła, aż do…. po porodzie błyskawicznie wróciłam do wagi sprzed ciąży. Byłam z siebie taka dumna 🙂 A później zrezygnowałam z pracy by poświęcić czas dziecku. Zaczęłam podjadac słodycze i tyć w oczach. Teraz do zrzucenia mam 20 kg więc trzymajcie kciuki. Twój konkurs spadł mi jak z nieba, bo właśnie dziś poszłam na pierwszy trening – trening obwodowy. Kupiłam karnet ale nie pomyślałam ze powinnam również kupić Nowe ciuchy. Kurczę. W luźnych dresach i zwykłej bawełnianej koszulce wygladałam jak ostatnia sierota 😉 kiedy po zajęciach zajrzałam do mini sklepu przylegajacego do siłowni i chciałam szarpnąć się na nową bluzkę do ćwiczeń – Pani z niedowierzaniem i dziwnym grymasem na ustach szybko mnie naprostowała „yyyy… ale to jest bluzka do squasha proszę pani”. Ok. Bluzki nie mam. W czwartek kolejne zajęcia. Tym razem wystapię chyba w stroju kąpielowym… ratunku….
Zawsze byłam trochę większa i wstydziłam się tego. Byłam zamknięta w sobie, ale z wiekiem mój charakter się wyrobił lecz nadal wyglądam jak wyglądam. Gdy byłam młodsza zdarzyło mi się płakać przez opinię najbliższej mi osoby. Pół roku temu wzięłam się za ćwiczenia i schudłam 5 kg. Potem troszkę sobie odpuściłam i nie mogłam znów się za to zabrać. Nie wiedziałam jak. Mam straszne kompleksy i mysle tylko o tym co mam zrobić, żeby nie umięśnić łydek. To moje utrapienie. Nadal popełniam błędy żywieniowe, ale bardzo staram się ich unikać. Od poniedziałku wzięłam się za ćwiczenia w domu. To już mój drugi dzień ćwiczeń. Jest mi ciężko, ale cieszę się z zakwasów. Przez to czuję się świetnie, bo wiem, że zaczęłam przemianę!
Zawsze lubiłam zajęcia z w-f, zważywszy że nauczycieli miałam na prawdę super. W liceum trochę grałam w siatkę. Raz w tygodniu basen – godzina pływania. Wtedy potrafiłam przepłynąć 400 m bez większej zadyszki. Niestety teraz mam 33 lata i dwóch małych łobuziaków w domu. Oczywiście ciąża i brak czasu, a może zła organizacja, zrobiły swoje. Nie mam nadwagi, jednak wskaźnik masy ciała jest przy górnej granicy. dzień rozpoczynam o 5 i tak na prawdę dopiero o 21 mam chwilę dla siebie – poświęcam ją na czytanie książek. Łudzę się, że jak chłopcy dorosną to mama znajdzie czas dla siebie, czas pokaże … pozdrowienia dla wszystkich aktywnych i takich jak ja, mam 🙂
W sporcie jest jakas magia. Uwielbiam sport, uwielbiam sie ruszać , rowerki, fitness, bieganie, siłownia kilka razy w tygodniu kochałam to! Potem zaszłam w ciąże , urodziłam synka. Syn ma juz 3,5 roku a mi ciagle w głowie tli sie ta iskierka sportsmenki. Zawsze miałam mnóstwo chętnych na wspólne ćwiczenia ale odkąd sie przeprowadziliśmy do innego miasta oddaleni o setki kilometrów od przyjaciół i rodziny, cieżko jest zacząć samej. Twoj wpis bardzo mnie zachęcił a wygrana dałaby niesamowitego kopa 🙂
Z kim Wamsię kojarzy Chłopczyca? Ze mnie była mała Chłopczyca- zawsze aktywna, grająca w piłkę, wdrapująca się na płoty i na drzewa, ciągle w towarzystwie Chłopców- Kumpli. Żaden konkretny sport, a mimo to byłam bardzo wysportowanym dzieckiem. Później aktywności było ciagle jakby mniej i mniej…aż wysportowana sylwetka została już tylko w mojej głowie. Wtedy bieganie kojarzyło mi się tylko ze stresem związanym z zawodami, na sam zapach tartanu reagowałam skrętem żołądka. I tak do czasu kiedy koledzy z pracy postanowili wyciągnąć mnie pobiegać. Pierwszy bieg- 100m i totalne wyczerpanie…jeden trening, drugi, kolejny, 5km, 10km…pochłonęło mnie to bez reszty…i tak przebiegłam mój pierwszy w życiu maraton! Tak, ja mała bezbronna, czasem zakompleksiona Kama przebiegłam 42km z haczykiem! Piękne uczucie i poczucie że wiele jest w naszych rękach. Dziś sport to dla mnie lekarstwo na wszystko! Od około miesiąca mam przerwę z powodu wypadku…czekam z utęsknieniem na pierwszy trening…czas kiedy znowu sie zacznie, 100m, 5km, 10km, 15km, 21,097 i upragnione 42,195! Życzę wszystkim powodzenia w realizacji swoich sportowych marzeń!
Ćwiczyć niecierpiałam okrutnie
w domu z mamą o w-f zawsze były kłótnie.
Albo wymyślałam że głowa mnie boli
albo niedysponowaniem szafowałam do woli.
Podejście me zmieniło się razu pewnego
gdy poznałam obecnego Męża mego.
Trafiło akurat na faceta takiego
co do sportu jest zapalony ns całego.
Miłośnik tenisa, w siatkówkę grający
jakby miał żyć z takim „leniem śmierdzącym”?
I tak chcąc nie chcąc wciągnęłam się i ja
oświadczam że bez sportu funkcjonować się nie da!!!
Tu w kościach łamie, tam w szyi strzyka
a tyłek rośnie i zamek w spodniach się nie zamyka
Teraz po dwóch ciążach
ćwiczyć musze regularnie
aby nie straszyć swoim wyglądem- to nie byłoby fajne.
I choć rymy moje „czestochowskimi” Mąż nazywa
napisać musiałam. Wiem „…nie urywa”
Cześć 🙂 Wprawdzie nie mam dwójki dzieci i osmiogodzinnej pracy. Natomiast mam swoje pasje i zainteresowania. Uwielbiam jeździć konno (może i pół roku, ale z dnia na dzień kocham to coraz bardziej), wbrew pozorom wystarczą legginsy i ciepła bluza, konia zawsze się znajdzie :D. Odkąd pamiętam zawsze się ruszalam. W podstawówce grałam w piłkę ręczna, przez całe gimnazjum uprawiałam lekkoatletyke, a w liceum udawałam ze nie mam czasu, bo nauka. W wakacje zebralam się i postanowiłam biegać po lesie. I o dziwo udawało się, przynajmniej 2 razy w tygodniu. Niestety teraz jest za zimno i dzisiaj zapisałam się na siłownię, bo piękne ciało trzeba mieć cały rok! Co mnie motywuje? Ja sama! Wystarczy ze spojrzę w lustro i widzę delikatne mięśnie. Czuje wtedy ze trening jest zrobiony na 100%. A w nagrodę czasami kupuje sobie piękny strój do ćwiczeń, niestety budżet jest ograniczony, bowiem nie proszę o to rodziców, a działam sama. Udzielam korepetycji dzieciakom i jednocześnie utrwalam swój angielski. Uważam że każdy niezależnie od tego ile ma lat zawsze znajdzie czas na chociaż 30 minut aktywności w ciągu dnia. I pamiętajmy, jesteśmy tylko ludźmi i co za dużo to nie zdrowo 🙂
Pozdrawiam i życzę aktywnego jutrzejszego dnia, w końcu wolne, wiec może ostatni raz na rower? 🙂
Od lat dziecięcych, a raczej szkolnych w-fu nienawidziłam, boziuuu jaka to była zmora dla mnie. Nie wiem właściwie czemu, przypuszczam, że było to spowodowane tym, że jestem niską osobą i przeważnie jak były zawody na lekcji to drużyna w której byłam, przegrywała, hmm.. oczywiście obwiniałam siebie, koledzy zapewne też, choć tego nie mówili.. Bardzo mnie to zraziło do wychowania fizycznego. W starszych klasach podstawówki, czyli klasy 4,5,6, na lekacjach w-fu ja odwiedzałam dentystę (wtedy dentysta jeszcze był w szkołach, nie wiem jak teraz), tym sposobem wyleczyłam wszystkie zęby, jedyny plus tych lekcji.. Jak wyleczyłam zęby to zaczęły się symulowania, a to boli brzuch, a to głowa, a to nie dobrze.. Zawsze cos. Ale były dni, kiedy trzeba było ćwiczyć, więc ćwiczyłam. W gimnazjum wcale się nie polepszyło w tej sprawie, w sumie chyba nawet pogorszyło. To był okres zauroczeń, wstydu, bo ja jestem taka a inne dziewczyny takie. Dodatkowo na jednej lekcji na sali byly obecne 2-3 inne klasy, chłopacy, którzy się podobali, więc jak ćwiczyć jak oni patrzą.. No i sobie znowu 'bimbałam’, chyba że zajęcia były na siłowni, wtedy mogłam ćwiczyć, brzuszki, rowerek, oo to to, to akurat uwielbiałam. Po gimnazjum przyszła szkoła średnia, również nie polepszyło się moje zainteresowanie lekcjami wychowania fizycznego.. Ale minął wstyd, pojawiły się dziewczyny, które również nie miały ochoty ćwiczyć, więc przeważnie się ściemniało nauczycielom, że posiedzimy sobie na siłowni, ewentualnie coś poćwiczymy, wychodziło na to, że jedne siedziały i gadały, drugie na telefonach grały, a nie liczne wykonywały jakieś ćwiczenia. Tak więc okres, w którym najbardziej powinno mi zależeć na sporcie, na kondycji, na wyrobieniu sobie bez problemów jakiś mięśni minął bardzo szybko i z marnymi skutkami. Teraz po 3 latach od skończenia nauki szkolnej baardzo żałuję, że nie przykładałam dużej wagi do sportu. Obecnie jestem 5 miesięcy po porodzie, hmm.. szybko ten czas leci. Przed porodem a po skończeniu szkoły średniej moja aktywność fizyczna jako tako się poprawiła, no może nie ćwiczyłam dokladnie 3 lata, ale od 2013 r próbowałam coś ze sobą zrobić (niestety podczas przyjmowania antykoncepcji hormonalnej jeszcze w szkole średniej, moja waga wzrastała, niby to widziałam, ale nic z tym nie robiłam). Moja waga przy 155 cm wzrostu była na poziomie 50-55 kg. Niby ok, ale mi to nie odpowiadało. Od 2013 r byłam za granicą, latem postanowiłam zacząć ćwiczyć, oczywiście na pierwszy ogień Chodakowska, ćwiczyłam 3 miesiące, wieczorami, po pracy, nie były to treningi codzienne, ale starałam się być systematyczna, widziałam poprawę, więc była motywacja. Pewnego dnia kompletnie nie miałam ochoty na trening, więc odpuściłam, później kolejny dzień i następny i tak dalej, tym sposobem zaprzestałam w ogóle ćwiczyć. Postanowienie na rok 2014? Będę ćwiczyć, nie od razu od 1 stycznia, ale będę.. No i były dni kiedy robiłam trening, ale wiecej dni było bez treningu. Nie miałam siły, motywacji.. We wrześniu 2014 r zrobiłam ostatni trening, centymetry w obwodzie, w biodrach, udach spadły po tych paru treningach, byłam szczęśliwa, w październiku dowiedziałam się, że jestem w ciąży. Ok myślę, jak tylko minie pierwszy trymestr zacznę jakąś aktywność, żebym się nie zastała, lepszy poród, lepsza forma po porodzie i szybciej wrócę do sylwetki z przed ciąży.. Minął pierwszy trymestr, drugi, trzeci.. Aktywności nie było, nie mam zielonego pojęcia dlaczego? Wmawiałam sobie, że plecy bolą, że nie dobrze mi, ze brak sił, ogólnie bla bla bla.. Poród przebiegł mimo wszystko sprawnie. Siłami natury. Aaa.. Pod koniec ciąży obiecałam partnerowi, że po porodzie jak tylko będę mogła to zaczynam ćwiczyć, zgubię brzuszek, takie tam. Do 6 tyg po porodzie byłam 'zwolniona’, wiadoma sprawa. Po 6 tygodniach hmm… „nie mam czasu, nie mam siły, nie wyspana jestem, ciągle muszę się małą zajmować, ona ciągle płacze” moje wymówki.. Wiem, bez sensu.. Weź się w garść, jak chcesz to dasz radę. Środek października mówię sobie ok, trzeba się wziąć za siebie, wyczytałam, że do 6 miesięcy po porodzie organizm 'pomaga’ nam w walce ze zbędnym tłuszczem.. Oho.. Zostało nie wiele czasu, muszę w końcu zacząć. Ćwiczyłam 4 razy w tyg dodatkowo chodziłam na spacery, prawie 5 km dziennie.. Dwa tygodnie, tyle wytrzymałam w swojej systematyczności. Zaczął się listopad.. Obiecuję sobie od 10 dni, że się wezmę. Ale nie mam motywacji, tzn niby mam. Chcę wrócić do dawnej figury, chcę pięknie wyglądać, chcę się czuć dobrze sama ze sobą. Chcę wszystkim pokazać, że się da, że jestem piękną kobietą z super figurą i seksownym tyłkiem, bez brzuszka po ciąży! Ale jak? Chyba potrzebuję jakiegoś ogromnego kopa!!
Zaczynajac od dzieciaka lubiłam sport wiec bylam aktywnym szczupłym dzieckiem . W podstawówce , w sumie od 7 klasy zaczełam unikac wfu bo mi się nie chciało ćwiczyć . Zaczełam dojrzewać i zaczeły się wymówki byle nie ćwiczyć .póżniej potoczyło sie dalejtaj samo brak sportu , zawsze znajdywałam ciekawsze zajęcia. W wieku 22 lat sporo schudłam , chodziłam na siłownię . Ogólnie było cacy ale to tez się zepsuło po ok 2 latach.i w sumie trwa do dzis.dziś jestem namą 11 miesięcznego chłopczyka i walczę z nadwagą po ciązy. Walczę to dużo powiedziane.Zalega mi 10 kg których nienawidzę. W ciązy przytyłam aż 30 kg . Wiem ktoś pomyśli obżerała sie. Nieprawda własnie że nie . No ale nadwaga zostala i chciałabym móc na nią nie patrzeć . Codziennie obiecuje sobie że zacznę cwiczyc ale narazie na obietnicach staje. Mam nadzieje ze od jutra zamienię to w czyny i bede mogla się cieszyc
Nigdy nie należałam do osób szczupłych, już od najmłodszych lat towarzyszyła mi nadwaga. Spotykałam się z wieloma nieprzyjemnymi komentarzami, głównie od swojej rodziny. W pewnym momencie bałam się tknąć cokolwiek do jedzenia z obawy, że znowu zostanę zbesztana. W końcu przełamałam sie i zaczęłam myśleć o tym, aby zrzucić nadmiernie zalegający tłuszcz. Przestałam się bać i przejmować opiniami, ze na pewno mi się nie uda. uwierzyłam w siebie. Codziennie rano wstawałam o 4 i przez 2 godziny biegałam. Na początku biegałam bardzo wolno i szybko się męczyłam. Wiele razy myślałam nad tym, aby zrezygnować, lecz powtarzałam sobie, że zaszłam już tak daleko i nie wolno mi się poddać. Po paru miesiącach udało mi się zgubić 15 kilogramów. Byłam przeszczęśliwa. Zrozumiałam też wtedy, że to nie jest jakaś katorga jak mi się na początku wydawało. Sport stał się częścią mojego życia i sprawiał mi radość. Nawet nie zauważyłam momentu kiedy stał się on częscią mnie. Zawsze kiedy mam jakiś problem ide po prostu pobiegać, popływać czy pojeżdzić na rowerze Daje mi to niesamowitą ulgę. Odrywa mnie to od szarej codzienności. Daje wolność, spokój, na który nie moge sobię pozwolić zbytnio w życiu codziennym. Jest odskocznią od każdej przykrości czy nieprzyjemności. Od 6 lat bezustannie uprawiam sport. Od kiedy zależało mi na tym, aby tylko schudnąć do teraz kiedy stał się częscią mnie.
Aktywność fizyczna – straszna sprawa
Brak motywacji o dreszcze przyprawia.
Bo jak tu się mam zmotywować,
gdy za oknem wieje i pada.
Może z rana ?
Czy wieczorem ?
Nigdy nie ma dobrej pory.
Różowa torba mi się zamarzyła,
I motywacje w sobie przyprowadziła.
Więc teraz z nią na ramieniu
biegam wszędzie bez celu.
Kilogramy szybko tracę,
i do formy szybko swe ciało doprowadzę.
Nie zawsze bylam aktywna fizycznie, bo zawsze cos innego bylo ciekawszego do zrobienia. Ale odkad mam dzieci, to moja aktywnosc fizyczna wzrosla o 100% Jestem obecnie 3 miesiące po porodzie cesarskim i mimo nadmiaru obowiązków w związku z maleństwem i pierwszoklasista, to i tak znajduje czas na ruch..W sumie to jestem w ciągłym ruchu – poranne bieganie przy robieniu śniadania do szkoły, pozniej bieg z wózkiem pod górę do szkoły, przy tym ciągnąc syna za rękę. Dalej zaczyna sie 3 godzinny jogging z wozkiem po lesie. Gdy stwierdzam, ze pora na kawke, wracam do domu, gdzie zaczyna sie podnoszenie ciężarów w postaci corciAby wywolac usmiech na jej pieknej buzce, to klade je na nogach, ćwicząc brzuszki..No i wydawalo by się, ze juz sporo tych ćwiczeń, ale jeszcze zoatal bieg z wózkiem po syna do szkoły..Więc ten codzienny trening spowodowal, ze wróciłam do sylwetki przed porodemAle mam w tym bardzo dobrych i kochanych sojusznikow i pomocnikow
Nigdy nie lubiłam ćwiczeń ani wysiłku fizycznego. Najgorsze były lekcje wfu, kiedy to byłam zmuszana do wykonywania rzeczy, które moja psychika uznawała ze niewykonalne, chodziło o wszelkie ćwiczenia wymagające „oderwania się od ziemi na zbyt długi okres czasu”, wszelkie próby skoku przez skrzynie czy kozła, kończyły się paraliżem przed samym wybiciem się od ziemi. Czułam się zażenowana, łzy w oczach, a blokada silniejsza niż mogłoby się wydawać. Stąd może ta moja niechęć, którą staram się zwalczać. Pomocny jest w tym rower, który w przeciwieństwie do wcześniej wspomnianych wspomnień jest niesamowicie przyjemną aktywnością, można w niej połączyć aktywność fizyczną ze zwiedzaniem, oglądaniem widoków, same plusy. Zimą za to postanowiłam wybrać się na siłownie, myślałam „no gdzie ja, taka sierota, na siłownie”, ale postanowiłam spróbować. I warto było, spotkałam się tam z bardzo miłą obsługą, instruktor „oswoił mnie” stopniowo z różnymi typami ćwiczeń, biorąc pod uwagę moje początkowe możliwości i stopniowo je poszerzając. Teraz znów nadszedł okres zastoju fizycznego, ale jednak, mimo niechęci z jednej strony, brakuje mi tego i mam zamiar wziąć się w garść. I to by było na tyle skrótu tego mojego „sportowego” życia 😉
Ja i aktywność fizyczna mieliśmy swoje wzloty i upadki. Jako dziecko (czasy podstawówki) zawsze byłam najwyższa i przez to też czułam się bardziej masywna od innych. Nie, nie byłam gruba, ale też nie byłam taką „kruszynką” jak inne dziewczyny w moim wieku. Taki mój „życiowy kryzys” zaczął się po wakacjach przed gimnazjum… Pojechałam z ciocią i kuzynką na mazury. Przez 2 tygodnie jadłam jedzenie typu „fast-food”. Myślałam sobie „ona może to ja też”. Ale nie wzięłam pod uwagę faktu, że moja kuzynka je za 10 a i tak nie tyje. Nigdy nie zapomnę miny mojej mamy, gdy wróciłam oraz jej słów „Dziecko ! Co ty ze sobą zrobiłaś?!” Spojrzałam w lustro i zaczęłam się zastanawiać nad swoim wyglądem… Nie podobało mi się moje odbicie i mimo, że byłam osobą, która raczej marudziła, ale nic z tym, co jej nie pasowało nie robiła. Tym razem postanowiłam coś zmienić ! Przyznam się, że nie zabrałam się do tego w dobry sposób. ;c Stwierdziłam, że najłatwiej będzie jeść minimalnie, a ćwiczyć maksymalnie… Nie skończyło się to dla mnie dobrze, byłam osłabiona, mdlałam… Stwierdziłam, że nie tędy droga ! Zaczęłam szukać informacji na temat FIT STYLU ŻYCIA. Wprowadziłam w swoje życie zdrowe, racjonalne odżywianie, wszystko stopniowo, jak słodycze to na prawdę od czasu do czasu i to w małych ilościach, jak smażenie to na oleju kokosowym, staram się nie jeść bezwartościowych „śmieciuchów” i co dla mnie było największym wyzwaniem: wyeliminowałam cukier z herbaty. Ja – maniaczka herbatowa, która słodziła po 4-5 łyżeczek. Aktualnie pije zieloną herbatę bez cukru! Walczę o lepszą siebie, szczęśliwszą. Każdy najmniejszy progres wywołuje u mnie uśmiech. I mimo, że mam masę obowiązków : nauka w liceum (jestem jedną z najlepszych uczennic), nauka w szkole muzycznej, obowiązki domowe (na dodatek dużo czasu tracę na dojazdy do szkoły, bo mam do niej 20km), to i tak znajdę czas przynajmniej 4 razy w tygodniu na ćwiczenia oraz czas dla rodziny i przyjaciół! (wszystko tkwi w dobrym gospodarowaniu swoim czasem) .Czasem nawet wyjdę pobiegać, co kiedyś było dla mnie nie do pomyślenia, zatrzymywałam się, po 100m… Ale praktyka czyni mistrza, więc małymi krokami nawet jogging idzie mi coraz lepiej ! Czuję się szczęśliwsza, bardziej pewna siebie, pełna energii i chęci do życia ! Więc zachęcam wszystkich, którzy uciekają od aktywności fizycznej – SPRÓBUJCIE ! nic nie stracicie, a zyskać możecie bardzo dużo !
Pozdrawiam i życzę wszystkim powodzenia na swojej FIT DRODZE,
Asia !
W czasach nastoletnich nieustannie szukałam sposobów aby wymigać się od szkolnych ćwiczeń fizycznych. I do dziś nie dziwi mnie tamta postawa. Zarówno zajęcia w-f w gimnazjum, jak i liceum oparte były bowiem na monotonnym schemacie – grajcie w siatkówkę, ping – ponga, a jak się nie podoba to idźcie biegać. Czy to zachęcało do ruchu? zdecydowanie nie! Gdyby ktoś zaproponował mi wtedy fitness, jogę, basen – nawet bym się nie zastanawiała. Dziś, jako 25- latka męcząca się z skutkami skrzywienia kręgosłupa ćwiczę sama, lub uczęszczam na zajęcia tańca/ fitnessu. Codziennie poświęcam przynajmniej 15 minut na rozciągnięcie się, robienie przysiadów, brzuszków, skłonów. Biegam też od czasu do czasu na zajęcia, a latem uwielbiam jeździć na rowerze. W okresie jesienno – zimowym staram się też wyskoczyć od czasu do czasu na basen. Robię to co lubię i to sprawia mi ogromną przyjemność.
Od zawsze kochalam sport. 5 lat trenowałam piłke siatkową, jednak dostałam nerwicy lękowej, tzw „serca: i zrezygnowałam ze sportu. Od ponad roku, zaczęłam sobie z nią radzić, zapisałam się na siłownie. Dzięki temu czuje od nowa, że żyje, wróciła mi wiara w siebie oraz w możliwości. 🙂
Nie wiadomo dlaczego w szkole królowały u mnie zwolnienia z w-f’u teraz niestety pluję sobie w brodę kiedy muszę wydać (niemałe) pieniądze na siłownie. Zaczęło się to rok temu wieczny brak energii i chęci do czegokolwiek a i waga swoje pokazywała 'wzięłam sprawy w swoje ręcę’. Szybki research po necie dieta jest i ćwiczenia z mel b lecz moja radość nie trwała zbyt długo bo i waga ledwo ruszyła i chęci brakowało. Kilka miesięcy przerwy i w styczniu trafiłam do (genialnej) Pani dietetyk ułożyła dietę (bogu dzięki nie kazała zaprzestać lecz ograniczyć produkty, które uwielbiam), która stała się moim chlebem powszednim i nie jest męcząca teraz wiem co jeść nawet jeśli wcisnę do jadłospisu paczkę czipsów czy tabliczkę czekolady. Oprócz tego zaczęłam długotrwałą przygodę z siłownią. Jest to teraz mój drugi dom, uwielbiam tych pozytywnych ludzi, chęć do życia i reklamowane endorfinki! Skutkiem ubocznym takiego działania było -17kg w dół. 🙂 Choć czasem brakuje sił i odpuszczam na tydzień dwa to jednak daję sobie porządnego kopa w cztery litery i wracam z powrotem w miejsce, któremu tyle zawdzięczam. Oczywiście nowy ciuch na siłownie czy piękna torba były by dodatkową porcją radości z życia. Pozdrawiam aktywnie.
Szczerze powiedziawszy wf dla mnie zawsze był najgorszą zmorą na świecie. Wykonywanie ćwiczeń na siłę, których nawet się nie lubi. Obecnie mój wf ogranicza się do nordic walkingu, ale w zeszłym roku poznałam zumbe. Uwielbiam każdy dzień kiedy mogę włączyć ulubione układy na tv i poskakać sobie przez godzinkę w pokoju. 🙂 W szkole również uczęszczam na zajęcia z tego cudnego tańca a zarazem treningu. Może jakiś efektów nie widać, ale czuję się super tańcząc. A doskonale przy tym swoje wyczucie rytmu, szybkość ruchu, koordynację ruchową oraz opanowuję kocie ruchy. 😀 A nie tylko jest to dobre dla mnie, ale i dla mego lubego to miłe widoki. A jak mowa o moim lubym to niekiedy nawet zwykły spacer do lasu to całkiem przyjemna aktywność, przecież nie muszę spocić się jak przysłowiowa świnia, żeby wyzwolić mase endorfin. 😀
Nie każda z nas lubi aktywność fizyczną, ale zawsze nawet największy leń (jak ja) może znaleźć coś dla siebie, tylko trzeba być otwartym na świat. 😀
Nigdy specjalnie nie przepadałam za ćwiczeniami. Zaczęłam je darzyć jeszcze większą niechęcią kiedy w trakcie wf-u w liceum skręciłam kolano. Uraz o którym powinnam zapomnieć maksymalnie po kilku miesiącach, ciągnął się za mną kilka lat. Było coraz gorzej, trudności z chodzeniem, płacz z bólu wieczorami, w końcu musiałam przejść operację. A jak już noga się zagoiła i zaczęłam się ruszać bez bólu, postanowiłam schudnąć. I polubiłam ćwiczenia. Kiedy kilka dni nie ćwiczyłam, czegoś mi brakowało. Do tego wyglądałam smuklej, czułam się lepiej, poznałam fajnego faceta. A później poszłam do pracy, jednocześnie cały czas się uczyłam zaocznie i na ćwiczenia brakło doby. Ostatnio zmieniłam pracę, mam więcej czasu i planuję znów zacząć regularne ćwiczenia. Potrzebuję tylko jakiegoś impulsu. Może Ty będziesz moim impulsem 🙂
Od dziecka kochałam się ruszać, byłam bardzo aktywna, nie mogłam usiedzieć na miejscu. Wspinanie się po drzewach, akrobacje na trzepakach, szaleństwa na placach zabaw lub po prostu jazda na rowerze, wrotkach, czy bieganie za piłką. W szkole podstawowej grałam w drużynie piłki nożnej, nie przeszkadzało mi to, że jestem jedyną dziewczyną. Jednak w gimnazjum zaczęłam mieć problemy z kolanami i kostką, więc musiałam przestać z aktywnością, gimnazjum, liceum to były zwolnienia z wfu i wieczne ograniczenia przez co dopadło mnie lenistwo. Kiedy mogłam już wrócić do częściowej aktywności to mi się nie chciało. Punktem zwrotnym były treningi judo i samoobrony na studiach. Wtedy też zaczęłam pierwsze treningi z youtubu, najpierw z Mel B, potem Chodakowską i innymi internetowymi trenerkami. Miałam wiele upadków, szybko się poddawałam, wolałam odpocząć na kanapie po ciężkim dniu,a potem nic mi się już nie chciało. Jednak dzięki swojemu chłopakowi nie poddałam się całkowicie, to on zachęcał mnie do biegania, wyciągał na siłownię, a teraz nie umiem ponownie usiedzieć na miejscu. Siłownia, bieganie, yoga, zumba oraz treningi w domu stały się codziennością, dzięki nim się relaksuję i nabieram siły.
Gdy sięgam pamięcią wstecz do czasów dzieciństwa pamiętam, że uwielbiałam ruch na świeżym powietrzu:
gdy było ciepło bawiliśmy się z kolegami w chowanego, w ganianego, grę w klasy, jeździliśmy na rowerach;
gdy było zimno: jazda na sankach, ślizganie się, ganianie się po zaspach.
Może to dla wielu osób być śmieszne ale tak kojarzę swój wolny czas wtedy.
Gdy poszłam do szkoły sytuacja się zmieniła. Co prawda nadal lubiłam zabawy ruchowe z koleżankami poza szkołą ale lekcje wf-u zniechęciły mnie do aktywności fizycznej. Dlaczego? Bo nikt nie zwracał uwagi na to co lubimy ale na to żeby zrealizować program. To zniechęca.
Gdy nic się nie zmieniało zaczęłam niechętnie uczestniczyć w lekcjach wychowania fizycznego. Wcześniejsze spędzanie czasu na świeżym powietrzu zaczęłam stopniowo zastępować siedzeniem przed komputerem. Zaledwie w wieku 13 lat nabawiłam się dyskopatii. Pojawiło się zwolnienie lekarskie z zajęć wf, które miałam aż do ukończenia szkoły średniej.
Ale wtedy też pojawiło się coś jeszcze. Po pierwsze, zamiast siedzieć na ławce podczas zajęć prosiłam nauczyciela o możliwość pogrania z innymi np w siatkówkę (mówiąc najprościej pojawiła się sytuacja w której mogłam wybierać, za przyzwoleniem nauczyciela, rodzaj aktywności fizycznej którą lubiłam). Po drugie zaczęłam jeździć na rehabilitację. Jedna z nich polegała na pływaniu połączonym z ćwiczeniami rozciągającymi. I to było chyba to. Bo wtedy okazało się , że jest wiele sportów i możliwości spędzania wolnego czasu w ruchu – nie tylko te z „programu”.
Kolejne lata to próby – próby odnalezienia „czegoś dla mnie”: ćwiczenia w domu na steperze i orbitreku, zumba, fitness, pływanie, jazda na rowerze, jazda na rolkach, nordic walking, spacery, zajęcia z samoobrony z elementami judo, siłownia.
Lubię otaczać się osobami, których zapał do ćwiczeń nie jest słomiany i które nie załamują się szybko niepowodzeniami. To jest też motywacją dla mnie gdy ktoś mi powie: „podnoś tyłek, nie ma że Ci się nie chce” 🙂
I widzę, że chociaż moja sylwetka jest daleka od ideału to ruch ten sprawia, że jestem kobietą wytrzymałą i siłą dorównującą niektórym mężczyznom 🙂
Od zawsze lubiłam sport. Zaczęło się od biegania po podwórku z kolegami, aż po wf, który ukierunkował mnie w stronę lekkoatletyki. Czułam, że gry zespołowe to coś nie dla mnie. Mimo to starałam się grać i ćwiczyć. Oprócz tego moją pasją jest basen. Aktualnie chętnie korzystam z każdego rodzaju aktywności. Uwielbiam grać w badmintona, tenisa, chętnie jeżdżę na łyżwach i nartach, pływam. Interesuje mnie też taniec i aerobik, ale wszystko przede mną. Nie jest dla mnie najważniejsze, aby być dobrą w jednej rzeczy, ale staram się działać wszechstronnie. Sport to naprawdę fajna rzecz dająca ogromne korzyści. Polecam wszystkim przynajmniej biegi z psem 🙂
Moje przygody z ćwiczeniami? Zaczęły się od mojej babci, która do mnie przyjeżdżała na rowerze załadowana obiadkami itp. 🙂 To dzięki o dziwo to powiem starszemu pokoleniu uwielbiam jeździć na rowerze, to dzięki mojemu dziadkowi już świętej pamięci brałam i biorę przykład aby iść na dwór na spacer, jadę na rowerze do sklepu itp.
Teraz już jestem dorosła i po ciąży mam jakiś nadmiar kilogramów i mniej czasu, ale znajduje czas na nordic walking, ćwiczenia z Ewą Chodakowską:)
a tak wogóle zawsze lubiałam W-F byłam nie szczupła i nie gruba ale za to jaka zwinna i pamiętam święte słowa mojej Pani z w-f że nie powiedziane że szczupły musi mieć lepszą formę, ważne żeby być w dobrej formie a po drugie to ważna jest akceptacja siebie byle się nie zaniedbywać.
Moje zasady ćwiczeń, aktywności przedstawię w punktach:
1. Otaczam się ludźmi którzy lubią aktywność ruchową, dzięki nimi mogę sama się przemóc
2. Patrzę na siebie sprawiedliwie: jestem za gruba bo ledwo się ruszam, trzeba coś zrobić bo inaczej nie wejdę na piętro, jestem akurat ale muszę pamiętać że nawet szczupły od bezruchu może być chory i mieć dolegliwości
3. Motywuje się osobami, które potrafią motywować. Szał Ewy Chodakowskiej uważam jest warty, u niej wszystko się da!
4. Nie wstydze sie chodzić na kijki, jakoś dziwnie się każdy przywyczaił że kijki to dla emerytów a tak naprawdę to coś dla siebie robię a ten kto komentuje lepiej niech zmierzy sobie ciśnienie:)
Także ćwiczmy, organizujmy się, motywujmy i nie wstydzmy się siebie. Ile radości jest z ćwiczeń :):):)
Moja przygoda ze sportem zaczęła się stosunkowo niedawno, bo niecały rok temu. Wtedy zdecydowałam, że pójdę do wojska. Kobieta z karabinem – postrach 😉 No ale się uparłam, więc musiałam wyrobić kondycję i nauczyć się robić dziesiątki pompek. Do wojska się nie dostałam, ale miłość do sportu została. Głównie do biegania. I to na tym chcę się skupić. Nie mam jakiejś jednej, ciekawej przygody z tym związanej. Na początku bieganie było dla mnie udręką, więc nie zwracałam uwagi na otoczenie, tylko na to, by się nie poddać. Dzisiaj biegam z podniesioną głową, z uśmiechem i zauważam coś strasznego! Inni biegacze mnie ignorują! Nie tylko mnie, biegacze ignorują siebie nawzajem! Stwierdziłam, że tak być nie może, więc wzięłam sprawy w swoje ręce. Biegam co najmniej trzy razy w tygodniu, gdy mam czas – dłużej, gdy nie – krócej, ale zawsze macham do osoby biegnącej z naprzeciwka. Bieganie jest czymś, co nas łączy, więc dlaczego nie pozdrawiać się tym miłym gestem? Warto wywołać uśmiech na czyjejś twarzy. Będę biegać i będę machać do innych biegaczy. A do wojska spróbuję za rok, bo warto dążyć do spełnienia marzeń. Pozdrawiam serdecznie! 🙂
Nie lubiłam WFu, bo mnie nauczyciele dręczyli. Starałam się, biegałam najszybciej jak potrafiłam, rzucałam najmocniej na świecie. Wychodziło mi średnio, ale przez to, że jestem i byłam szczupła wszyscy uważali, że powinnam więcej.
Teraz, powoli mnie przekonują grupowe zajęcia z trenerkami, które motywują, pomagają. Lubię też ćwiczyć sama z mel b.
Kocham ćwiczenia na brzuch 🙂
Witam serdecznie. Moja historia związana z aktywnością fizyczną jest zawiła. Od kiedy pamiętam, zawsze byłam szczupła. Nie przejmowałam się swoją wagą, jadłam to na co miałam ochotę, do momentu, gdy zamieszkałam u rodziny mojego męża. Jego, mama a moja teściowa, super kucharka, gotowała przepyszne rzeczy. Z 50 kg momentalnie przytyłam na 64 kg. Następnie zaszłam w ciążę, gdzie uzbierało się kolejnych parę kilogramów. Niestety stało się coś tragicznego w moim życiu, była to strata dziecka. Poroniłam, przez co też przez 2 lata chudłam i przybierałam na wadze. Teraz kiedy mój stan psychiczny poprawił się i żyję pełnią życia, postanowiłam zacząć dbać o siebie poprzez zdrowe odżywianie i aktywność fizyczną. Codziennie jem 5 posiłków, zaczynając od śniadania, które daje mi „kopa” na cały dzień. Wszystkie produkty zawierają niski indeks glikemiczny . Jem rozważnie, nie objadam się, a co za tym idzie codziennie trenuję. Od kiedy zaczęłam ćwiczyć nie mam ochoty na sen w ciągu dnia, mam tzw. ” power”. Codziennie wykonuję trening cardio wraz z ćwiczeniami na różne partie ciała. Wieczorem natomiast ćwiczę kickboxing. Pomimo, iż wydawało by się, że ćwiczenia powodują zmęczenie, to po pewnym czasie tak naprawdę dają one radość i chęć do wykonywania wielu innym czynności. W szczególności dotleniamy mózg , zaś nasz organizm wydziela endorfiny, przez co odczuwamy radość.
BE FIT – jest to moje motto, ćwiczenia i zdrowe odżywianie to taka podstawa mojego codziennego dnia, dzięki której czuję się lepiej. Nie jest to żadne ograniczanie się, choć na początku to się tak odczuwa. Polecam dla wszystkich aktywny tryb życia i odżywianie się z głową, gdyż więcej jest zalet aniżeli strat.
Pozdrawiam 😀
Jako nastolatka nie lubiłam ćwiczeń sportowych, unikałam ich jak ognia 🙂
Jako nastolatka nie lubiłam także krótkich spodenek ani spódniczek 🙂
Wszystko się zmieniło jakieś 5 lat temu gdy ” moja pierwsza miłość ” powiedziała, że już mnie nie chce po 6 letnim związku.
Kilka miesięcy chodziłam przybita i smutna.
Porównywałam się z jego ” Nowa zdobyczą „, uważałam,że jest ładniejsza, zgrabniejsza i bardziej atrakcyjna.
Wszystko się zmieniło w dniu gdy wstałam rano i uznałam, że muszę coś zmienić.
Nie mogę siedzieć w domu i płakać tylko muszę wyjść do ludzi.
Zapisałam się na siłownie i wtedy odkryłam swoją MIŁOŚĆ – miłość do sportu 🙂
Na początku chodziłam na urządzenia Cardio – rowerki, bieżnie, orbitka.
Potem zdecydowałam się dodać zajęcia siłowe oraz grupowe fitness
Po roku zobaczyłam, że moje ciało wygląda zdrowiej 🙂 kilka kilo mniej starczyło by latem wbijać się w modne krótki sukienki i by być „królową” plaż 😀
Od około 6 lat jestem cały czas aktywna 🙂
Wiosną wybieram się w Góry i codziennie zwiedzam i zdobywam szczyty
Latem przejeżdżam około 5000 km rowerem podziwiając piękne zakątki polski
Natomiast Jesień i Zima to miesiące gdy zamykam się w małych kameralnych klubach fitness i siłowniach.
W miejscach tych ładuję baterie, żeby przetrwać szare i zimne dni 🙂
Uwielbiam towarzystwo ludzi pełnych pasji i pełnych motywacji a takie właśnie spotykam w tych kameralnych clubach 🙂
Dziś nie wyobrażam sobie życia bez spinningu oraz bez roweru.
Uważam również, że najlepszym środkiem transportu są nasze własne mięśnie.
Każdej osobie niezależnie od wieku i płci zawsze będę polecać bycie Fit.
Sama obecnie robię kurs na instruktora Spinning by zarażać ludzi miłością do aktywności 🙂
Niestety ja nigdy nie byłam wyjątkowo szczupła. Moja waga ma ciągle wahania. Wystarczy większa uczta i już kg na plusie. Ćwiczę dopiero od miesiąca więc nie jestem ekspertką. Walczę z tłuszczykiem ale i lenistwem i ospałością. Najwięcej kg przybyło mi oczywiście po ciąży i choć zaliczam się do ,normy’ wagowej, to jednak na plusie jest dużo za dużo. Ćwiczę w domu z naszymi polskimi trenerkami 🙂 Głownie z Natalią Gacką, którą polecam wszystkim znajomym. Przyznam szczerze, że czuję się o niebo lepiej. Mam siłę i chęć do życia. Ćwiczenia pozwalają mi wyrzucić wszystkie frustracje dnia codziennego, świetnie śpię i najważniejsze…mam ogromną chęć do życia. Tak więc, sama od siebie polecam każdą aktywność fizyczną. Jeśli nie chce się wstać z łóżka to jest to znak, że trzeba zacząć się ruszać 🙂 Prócz ćwiczeń domowych wraz z córką (2lata) odwiedzamy też basen i uwielbiamy jesienne spacery.
Siniak pod okiem i uwaga w dzienniczku! To była 1 rzecz jaką zobaczyłam u mojej córki gdy wróciła ze szkoły, paskudny sino-granatowy na jej małej buźce to było coś czego nie dało się nie zauważyć. Moja córka pobiła się z koleżanką.SZOK! Już miałam dać długi wykład okraszony karą za tę bijatykę gdy dziecko wytłumaczyło, że pobiło się z koleżanką z mojego powodu. Z MOJEGO? No tak koleżanka powiedziała, że córka ma najgrubszą mamę w klasie!!! Zaśmiałam się trochę nerwowo-ja gruba? Żarty. Chwilę potem przechodząc obok lustra-spojrzałam w zwierciadło i wiecie co? Zdębiałam bynajmniej nie z zachwytu. Szczupła to ja byłam 30 kilogramów temu, a teraz zamiast młodej, zgrabnej dziewczyny ujrzałam grube babsko, ubrane w niedopinający się sweterek spod którego wystają oponki i wielkie jak namiot spodnie. I sama miałam ochotę sobie przyłożyć. Wciąż zajęta pracą, domem itd. nie zauważyłam jak zmieniłam się w monstrum. To była ta krótka chwila w której podjęłam decyzję STOP! Pora coś robić ze swoim ciałem, życiem i sobą. Zapisałam się na aqua aerobik-co w moim przypadku było dużym wyzwaniem bo albo grupa zgrabnych dziewczyn w rozm. 36, albo 2-panie ok. 70,(zgadnijcie którą wybrałam?) chodzę do pracy piechotą, jeżdżę na rowerze , staram się mniej i zdrowo jeść. Widzę już pierwsze efekty, schudłam 3 kg i czuję się trochę lżej. Cieszę się z tego pomimo tego, że córeczka powtarza, że dla niej jestem najpiękniejsza na świecie.
Od kiedy pamiętam kochałam i kocham ruch nie potrafię żyć inaczej. Nie jestem typem człowieka leżącego na kanapie przed telewizorem. W czasie i po ciąży starałam się dbać o kondycję i co za tym idzie dobre samopoczucie a;e wyszło ja wyszło.Na chwilę obecną jestem uziemiona – mam uszkodzony staw barkowo-obojczykowy i przy większej intensywności ruchowej odczuwam silny ból i nie ukrywam,że wcale mi to nie pomaga. Pocieszam się, że to chociaż lew ręka chociaż to marne pocieszenie.Moja motywacja związana z powrotem do dawnej formy została gdzieś z tyłu za mną. Czekam na porządnego kopniaka od życia który ponownie zmotywuję mnie do walki o sama siebie.
Moja przygoda ze sportem? Uprawiałam sport od zawsze. Byłam zawodniczką , a nawet brałam udział w zawodach międzynarodowych. Póżniej na studiach byłam w reprezentacji swojej uczelnię. Co więcej , miałam stypendium rektorskie za osiągnięcia sportowe i występy w reprezentacji uniwersytetu.
A potem? Zalożenie rodziny, praca, kariera…Sport był juz tylko na drugim (trzecim?) planie. Ale cały czas wierzyłam w pamięć mięśniową , w to ,że zazwyczaj szybko wracam do formy! Wystarczało kilka tygodni ćwiczeń.Bieganie , pływanie, fitness…Do pewnego czasu , niestety …
Zmianę zauważyłam rok temu. Nie mogłam już założyć swoich ulubionych ubrań. Ba, nie mogłam zmieścić się w największy dostępny rozmiar w swoich ulubionych sklepach(rozmiar 42!!!) . Co gorsza, zrobiłam się dziwnie ociężała , często męczyłam się , przestałam myśleć pozytywnie. Zaczęlam zastanawiać się nad z tym , jaki sport może uprawiać zapracowana kobieta z trójką dzieci?
Odwiedzając kuzynkę w Anglii, zauważyłam dużo osób w parkach , na ulicach uprawiających chyba najskuteczniejszą i najzdrowszą formę ruchu -SZYBKI MARSZ. W Wielkiej Brytanii się mówi: Mam dwóch lekarzy: moja lewą i prawa nogę . Zdecydowałam spróbować. Zaczynałam od marszerowania 2 razay dziennie po 30 min, z czasem zwiększyłam czas do godziny (rano i wieczorem).
Efekt? Wrociłam do rozmiaru 38! Nie potrzebuję tak modnego dziś trenera osobistego,żeby być fit. Ponadto, wierzę w to ,że szybki marsz nie tylko pozwoli utzrymać obecna wagę, ale równiez wzmocni mięsni i uchroni mózg (najważniejszy mięsień)przed starczym otępieniem.
Sport od dziecka bardzo Kochałam,
Jako nastolatka trochę o Nim zapomniałam…
Jednak po studiach do niego chętnie wróciłam,
i bardzo się uzależniłam 🙂
Gdy już wymarzone efekty osiągnęłam,
(A przyznać muszę, że bardzo się zawzięłam…)…
To się wkrótce okazało,
że pod Moim serduszkiem drugie zamieszkało 🙂
Ostre ćwiczenia zamieniłam na długie spacery i basenowe szaleństwa…
A po przyjściu na Świat mojego Maleństwa,
Czasu i chęci już nie miałam,
Bo gdzie i tylko mogłam, ze zmęczenia zasypiałam.
Ostatnio jednak przełom w moim życiu nastąpił,
Zdziwił się każdy, kto we mnie wątpił!
Bo na zajęcia pole dence się wybrałam 🙂
I się w nich totalnie zakochałam!
Marzę już o następnych zajęciach…
Chcę znaleźć się ponownie w sportu „objęciach” …
Pomimo siniaków, potu i zakwasów,
I niezdrowego pędu, który jest symbolem naszych czasów,
Na sport czas znaleźć po prostu muszę,
Bo już wiem, że bez niego w domku się zwyczajnie uduszę!
Synka miłością do aktywnego wypoczynku zarazimy,
I będziemy wspólnie na dworze szaleć już najbliższej Zimy 😀
Miłość do sportu przekazał mi chyba mój tata w genach;) Skończył AWF i chodź nigdy w zawodzie nie pracował to aktywność fiziczna zawsze w mojej rodzinie była i jest. Od kiedy pamiętam zima kojarzy mi sie z nartami a lato z rowerami.
Teraz już (niestety:) nie mieszkam w domu rodzinnym, ale kontynuuje /wydaje mi sie że podświadomie/ ideały przekazane przez rodziców;)
Kiedy robie się nadto zmęczona albo wkurzona wtedy przypominam sobie kiedy byłam na siłowni…zbyt długi czas bez treningów jest dla mnie nie do wytrzymania 🙂 Moge sporo poświęcić żeby znaleźć tą godzinkę przynajmniej 3 – 4 razy w tygodniu.
Sport to dla mnie forma relaksu, moment w którym jestem sama ze swoimi myslami. Forma medytacji, jak również ćwiczeń charakteru.
Moja przygoda z fitnessem jeszcze raczkuje, ale jestem pełna energii i chęci.
Przez całe życie szkolne gdzieś ten sport się przewijał (piłka ręczna, koszykówka). Lecz po wkroczeniu w dorosłe życie wszelaka forma ruchu odeszła w kąt i na pierwszym planie jedyną formą ruchu było dreptanie z nogi na nogę na imprezkach domowych;). W lipcu 2015 mój brat zapytał, czy przypadkiem nie jestem w ciąży?;). I to był kopniak do tego,że czas zrobić coś z sobą. Od października uczęszczam na fitness. Na razie dwa razy w tygodniu (śmieję się, że to na rozruszanie). Jeszcze nie dostrzegam zmian w wyglądzie ale otrzymałam kilka komplementów,że „schudłaś”:))).
To mnie motywuje i napędza jeszcze bardziej. Nie poddam się!!! Pozdrawiam
Jako dziecko, a potem nastolatka zawsze lubiłam w-f oraz wszelką aktywność fizyczną, chodziłam nawet na dodatkowe zajęcia sks’y i czynnie reprezentowałam szkolną drużynę siatkarską. To było genialne, bo po wygranych meczach byłam zwolniona z zaliczeń i prac domowych, bo przygotowywałam się do meczu w czasie, kiedy inni się uczyli na zaliczenie 🙂
Aktywność sportowa opuściła mnie (a raczej ja ją) na studiach. Studiowałam dwa kierunki jednocześnie (na uniwersytecie i na politechnice), często nie dosypiałam i skrajnie niedojadałam na zmianę z objadaniem się. To był trudny czas, bo miałam dużo stresu na uczelniach, a moje problemy osiągnęły apogeum kiedy odszedł mój największy autorytet – Babcia. Byłyśmy przywiązane, bo to Babcia mnie wychowała, stawała na rzęsach żeby niczego mi nie brakowało.
Minęło już trochę czasu, zamknęłam różne etapy, ale materiał zapasowy który w tym czasie nagromadziłam ( +15 kg..) pozostał ze mą do dzisiaj. Aktualnie chodzę na siłownię 2 razy w tygodniu i dwa razy niezależnie ćwiczę w domu. Masa stanęła w miejscu i ani drgnie, niektórzy mówią że to przez niedoczynność tarczycy, z którą się zmagam. Odżywiam się zdrowo, sama robię wiele produktów, np. jogurt, kefir, chleb, jaka i twaróg kupuję z farmy..
Ale to już nawet nie o tą wagę chodzi, ćwiczę bo zwyczajnie to jest mój czas, mogę rozładować emocję, oczyścić umysł, popracować nad sobą i nawet nie obejrzę się a godzina minie i czuję się taka jakby wyzwolona i zadowolona z siebie 🙂
Kiedy mój chłopak się zaczyna o mnie martwić, to sugeruje żebym poszła poćwiczyć, bo wracam z innym nastrojem i złapałam się na tym, że coś w tym jest!
Życzę dużo wytrwałości i pozytywnego myślenia w budowaniu własnego, silnego ego!
Pozdrawiam!
Brawo Syla, super podejście, trzymam za Ciebie kciuki.pozdrawiam serdecznie
Coraz wiecej osób nie chce ćwiczyć i kombinuje zwolnienia z wfu a tak naprawdę jesteśmy przystosowani i mamy we krwi ruch i aktywność fizyczną. Problem jedynie może być z odpowiednimi butami jako zabezpieczenie stóp. New Balance na jesień ma bardzo dobre buty z Gore-TEX – materiał o wysokiej odporności na wilgoć
Moja przygoda ze sportem na poważnie, zaczęła się kiedy w moim życiu pojawiła się wspaniała postać, mój psiak Acco – border collie. To rasa, która potrzebuje dużo zaangażowania psychicznego ale także fizycznego. To on stał się moim trenerem 😉 Już od jego najmłodszych lat zaczęliśmy stawiać swoje kroki w agility. To sport w którym w jak najszybszym czasie i bezbłędnie trzeba pokonać tor przeszkód, za każdym razem inny, na zawodach kombinacje poznaje się 7 minut przed startem. W tym sporcie liczy się szybkość ale także porozumienie przewodnika z psem. Kocham to całym sercem! To jednak nie jedyny sport : ) Żeby utrzymać kondycję biegam wieczorami z psem, na torze jest to naprawdę ważne. Acco ma przyśpieszenie światła, muszę na prawdę się postarać, żeby na prostej dotrzymać mu tempa 😀 Kolejną aktywnością na którą mogę zabrać mojego czworonoga to jazda konna! Długie wyprawy w teren na końskim grzbiecie i z towarzyszem u boku są na prawdę niezapomniane 🙂 Z każdym następnym dzień chce więcej i więcej! Mając psa w moim przypadku nigdy nie skończy się na pięciominutowym spacerku, zawsze pragniemy więcej : ) Odbiegając jeszcze od mojego przyjaciela, sama chodzę trzy razy w tygodniu na zajęcia fitness. Nie czekałam na moje koleżanki i rodzinę, aż pójdą ze mną. Gdybym miała to robić powiem szczerze, że nigdy bym się na zajęcia nie wybrała, albo byłoby to mniej regularnie. Sama podjęłam taką inicjatywę i trzymam się jej. Wiem, że dzięki ćwiczeniom czuję się lepiej w swoim ciele. Mam też lepszą kondycję, która pozwala mi dogonić swojego psa! Kocham aktywność i wcale Ci się nie dziwię, że nie możesz przestać! Ja też nie przestaje! 🙂
od dziecka kochałam ruch, szczególnie na świeżym powietrzu. Wyssałam to z mlekiem matki i hobby taty. Na zdjęcia taty z czasów młodości moje koleżanki spoglądały z błyskiem w oku. 🙂 Tato też od zawsze spędzał z nami czas na dworze, pod lasem. Zbierał dzieciaki z sąsiedztwa i organizował nam różne zawody sportowe. Zabierał nas na narty, sanki, łyżwy, na basen, na rower, nawet wtedy gdy wracał po ciężkiej pracy ( a był górnikiem) Kochałam to! 🙂 Gdy poszłam do liceum zajęcia wychowania fizycznego prowadzone były przez profesora D. Jakże był przystojny, wszystkie się w nim kochałyśmy i ćwiczyłyśmy ile tylko sił w płucach. Stąd też zawsze byłam bardzo sprawna fizycznie.. aż przyszła kryska na Matyska. Jedna ciąża, potem druga.. brzuszek i bioderka się zaokrągliły, na wadze 15 kg więcej.. Załamka. Mój mąż też nie należał do najszczuplejszych. Pewnego dnia spotkał się z kumplem, którego dawno nie widział. I połknął bakcyla. W Decathlonie odstroił się od stóp do głów i rozpoczął treningi. Bieganie. Teraz mija 4 miesiąc, a on jest 12 kg lżejszy i przebiega 8 km w 50 min. Patrzyłam na niego cała dumna i blada, z zazdrością w oku i żal mi mój gruby tyłek ściskał. I dwa tygodnie temu też się wzięłam za siebie. Orbitrek i tabata. Trzymajcie kciuki, bo w głowie marzenia o bikini na wakacje 2016 mam 🙂
Początki były ciężkie. Rodzice od najmłodszych lat chcieli zapisać mnie na jakiś sport, od taekwondo po gimnastykę, ale wtedy bardzo brakowało mi zaparcia, wolałam bawić się na podwórku. Przez wiele lat nie uprawiałam żadnego sportu, aż powiedziałam – dość! Rok temu koleżanka namówiła mnie, żebym kupiła karnet na siłownię. Na początku bardzo bałam się tam iść, jednak po pierwszym treningu zakochałam się w tym! Teraz chodzę na siłownię 3-4 razy w tygodniu, zmieniłam swój sposób odżywiania, w końcu czuję się zdrowa i silna, nie do pokonania! W końcu robię coś tylko dla siebie i bez tego nie wyobrażam sobie mojego życia 🙂
Sportu trochę mi potrzeba,
oto prośba jest do nieba!
Trochę ćwiczę, nie próżnuję,
żeby być piękną też się maluję.
Już od wielu lat to zmuszanie,
na pewno pomogłaby nagroda w konkursie-przebranie.
Kiedyś ruszać się nie chciała
Sprzeciw miała wobec kultu ciała
Dzisiaj sama obojętna nie została
Wolny czas spożytkowała
Biega, pływa już od roku
Trudno jej dotrzymać kroku!
Tańczy, śpiewa gdzieś na boku
I to wcale nie z doskoku!
Fitness, crossfit pokochała
I rodzinę zachęcała
Bo to radość jest nie mała
A dla zdrowia wielka chwała
By co najmniej w tygodniu parę razy
Ruszyć się po ciężkim dniu pracy
Do ruchu nie mieć odrazy
Oraz dla lepszej strawy!
Zawsze kochałam ruch. Ale: RUCH a nie w-f – tego nienawidziłam bardziej niż jakiegokolwiek innego przedmiotu.
Żmudne i nudne skoki przez kozła, skoki w dal i biegi po szkolnym boisku sprawiały, że każda moja komórka cierpiała a serce wołało o pomstę do nieba.
Ale przecież ruch to nie tylko w-f i ćwiczenia gimnastyczne.
Dla mnie ruch, który kocham od zawsze to taniec i… rower 🙂
Tańczę odkąd pamiętam.
Jako dziecko balowałam wśród lalek.
Później – już w ciąży bujałam brzuchem – może dzięki temu mój młodszy syn (5l.) szaleje na dźwięk każdej (dosłownie! każdej) muzyki.
Dziś kręcę się między pralką, kuchnią a dwójką maluchów, która dodatkowo wzmaga mój ruch. Miedzy pracą, domem, przedszkolem, a od września również szkołą. Najczęściej jednak tańczę kiedy sprzątam – bo przy muzyce nawet mycie podłogi może być znośne 🙂
Na dodatek im chłopcy starsi, tym ja muszę bardziej nadążać 😉
A staram się jak mogę.
Pomaga mi w tym rower – mój stary i zszargany i taki, co to wiele przeszedł, ale za to niezawodny w walce o zdrowie i dobrą kondycję. Na dodatek rower to dla mnie nie tylko ruch – to tez okazja by razem z moimi trzema mężczyznami zwiedzać okolicę i napawać się pięknem świata i świeżym powietrzem.
Jest jeszcze jedna forma ruchu, którą uwielbiam – relaksuje, wyszczupla i koi zszargane nerwy, a na dodatek świetnie działa na zszargany wypadkiem kręgosłup. Pływanie 🙂 Uwielbiam 🙂
Bo w ruchu moim zdaniem nie chodzi o to, by robić coś wbrew sobie, by siłować się z własnym ciałem, ale by znaleźć tę jego formę, która sprawi przyjemność i tak po prostu uszczęśliwi 🙂
Ot, taka refleksja.
Na wstępie: niesamowite zdjęcia Kingo! Piękna, wysportowana modelka na tle zdumiewającej polskiej złotej jesieni 😉
Muszę się nauczyć obsługi lustrzanki i zacząć pstrykać takie pejzaże.
Interesujący konkurs nam zaproponowałaś. Kusisz wspaniałymi nagrodami, które niewątpliwie przydałyby się bo moje aktualne sportowe ubrania i akcesoria są już mocno zużyte.
Cieszę się jednym słowem z powodu zadanego nam przez Ciebie tematu.
No to meritum 🙂
Będąc dzieckiem miałam dość obfite kształty. Być może wynikały one z częstych odwiedzin u rozpieszczających mnie dziadków, którzy robili wszystko by mnie uszczęśliwić.
Jednak powoli zaczęłam tracić zbędny tłuszcz na jednym z moich ulubionych przedmiotów w szkole, na zajęciach w-fu.
I tak powolutku, właściwie bez większych restrykcji i przymusów, moja waga malała i osiągnęła wymarzony cel.
Teraz jako dorosła kobieta, będąc już na studiach, staram się wnosić do swojego życia jak najwięcej ruchu bo wiem, że jest on niezbędny do prawidłowego funkcjonowania nie tylko ciała, ale przede wszystkim umysłu. Dobrze wiem jak oczyszczająco i regenerująco na nasz nastrój, ciało i nerwy działa porządny wysiłek.
Człowiek realizując się w życiu nie powinien zapominać o szacunku do swojego ciała, a chcąc być w porządku wobec niego najlepiej zadbać o siebie i nie pozwolić na zachwianie równowagi pomiędzy naszymi celami a ich realizacją.
Z wykształcenia jestem dyplomowanym dietetykiem. Cieszę się, że dokonałam takiego wyboru i udało mi się osiągnąć to czego pragnie większość ludzi: pracować i czerpać z tego przyjemność. Mam nadzieję pomóc w swoim życiu osobom, które tracąc już nadzieję na „lepsze ja” zapomniały o najważniejszym czynniku sprawczym jakichkolwiek zmian, czyli o sobie samych. Bo to przecież od nas wszystko zależy!
Jeszcze do niedawna moją ukochaną formą aktywności było bieganie, ale niestety złamanie nogi zmusiło mnie do odstawienia joggingu na dłuższy okres. W czasie rehabilitacji, nie mogąc w 100% obciążać nogi bieganiem, wpadłam na pomysł powrotu roweru, który był przeze mnie nagminnie męczony za czasów szkolnych 🙂
To był strzał w dziesiątkę! Nigdy wcześniej jazda rowerem nie sprawiała mi takiej przyjemności. Okazało się, że kręcenie kilometrów jest wspaniałą forma rehabilitacji nogi i zwiotczałych w bezruchu mięśni. Szybko odbudowałam kondycję i w przeciągu paru miesięcy miałam na liczniku już ponad 2.000 km przejechanych wszerz i wzdłuż Polski.
Niefortunny wypadek i złamanie nogi okazały się furtką do czegoś jeszcze piękniejszego. Chciałabym aby każdy odważył się wyciągnąć pozytywne wnioski nawet z najbardziej traumatycznych zdarzeń w swoim życiu. Bo zawsze wady, nieszczęście czy też pech można przekuć na swoją korzyść, w coś pozytywnego.
Dlatego nie warto się bać i być ostrożnym przez całe życie, czasami warto zaryzykować, podjąć trudne decyzje, które mogą zaowocować czymś pięknym!
Życzę Tobie Kingo oraz wszystkim innym siły, odwagi i nowych pomysłów kłębiących się w głowie 🙂
Dziękuję za kreatywne bodźce z Twojego bloga motywujące mnie do działań!
Pozdrawiam serdecznie!
„Ćwiczenia? Jak już, to tylko w domu!” – takie przekonania pokutowały u mnie przez około 3 lata. 3 lata związku z mężczyzną bardzo aktywnym fizycznie. Aż do pewnego momentu – natłok pracy powodował, że czas na nasze spotkania drastycznie się uszczuplił, a mój Ukochany przestał chodzić kilka razy w tygodniu na treningi. Doszliśmy do wniosku, że warto wspierać się również na polu sportowym i w tym tygodniu kupiliśmy sobie karnety na siłownię. Bieganie na bieżni z widokiem na uśmiech mojego chłopaka – nigdy nie było tak przyjemne, serio. Czuję, że robię nie tylko coś dobrego dla własnego ciała, ale również dla związku. Fajnie jest być „fit couple” 🙂
Ach ten sport… Trudny temat. W gimnazjum i szkole średniej wychowanie fizyczne było dla mnie przedmiotem najłagodniej mówiąc mało ważnym. Ot po prostu przerwa między fizyką i historią. Z pewnością nie przemęczałam się, próbowałam w miarę możliwości unikać cięższych ćwiczeń. Bieżnia kojarzyła mi się raczej ze smutnym obowiązkiem „aby tylko zaliczyć”, niż z biegiem po zdrowie i lepszą formę. Gdy tylko nadarzyła się okazja, bezwzględnie wykorzystywałam okres, bóle brzucha, brak stroju, nieprzygotowania, aby tylko uniknąć cięższego wysiłku. Proszę mnie źle nie zrozumieć! Nie byłam zasiedziała i pozbawiona chęci uprawiania aktywności. Z chęcią uczestniczyłam w grach zespołowych i zajęciach gimnastycznych. W pewnym okresie byłam nawet w składzie zespołu cheerleaderek. Przerażało mnie zmęczenie. Taki stan utrzymywał się do zakończenia studiów. Mój partner, a obecnie już mąż zawsze stawiał na aktywność. regularnie biegał, pływał, uprawiał sporty siłowe. Imponowało mi to. Z przyjemnością patrzyłam na jego postępy, dobre samopoczucie i świetnie kształtującą się sylwetkę. Zapragnęłam tego samego. Zaczynałam nieśmiale. Ot krótka przebieżka, szybszy spacer, ćwiczenia przy pomocy plenerowych siłowni. Potem znowu dołek. Nie chce mi się, nie mogę, pogoda nie taka, doktorat niedokończony, złe samopoczucie. Zawsze jakiś powód się znalazł, aby oddalić widmo zmęczenia. Wtedy nastąpił przełom. Mój mąż przyprowadził do domu szczeniaka ze schroniska. Byłam w szoku! W ferworze chęci zapewnienia pieskowi ruchu chodziłam z nim na długie spacery. Mimowolnie piesek wymusił na mnie aktywność. Kilka miesięcy później szczenię zamieniło się w pięknego i kochanego kundelka. Mój mąż rzucił hasło: „Kochanie sprawdź co to canicross.” W tym momencie moje życie uległo zmianie. Poszperałam w internecie, poczytałam fora tematyczne i podjęłam decyzję. Zakupiłam potrzebny osprzęt, elastyczną smycz i buty do biegania. Treningi zaczęły się skromnie po kilka minut biegu. Z radością obserwowałam Benka biegnącego przede mną. Moje ciało zaczęło się zmieniać, nogi stałe się smuklejsze, samopoczucie lepsze. Oczywiście to był powolny proces doskonalenia samego siebie, ale przynoszący mnóstwo satysfakcji! Mąż z podziwem patrzył na postępy, pies był wniebowzięty, a ja po prostu dumna z siebie. Teraz nie wyobrażam sobie dnia bez przebieżki. Tak jak wcześniej pisałam, w szkole nie byłam fanatyczką sportu. Przemiana jaka się u mnie dokonała pokazuje, że każdy jeśli chce może wiele osiągnąć w sporcie. Tylko potrzebny jest bodziec, odrobina samozaparcia i myśl „przecież dam radę!”.
Nieśmiało…na palcach…szeptem…przekroczyłam próg sali…i ZAKOCHAŁAM SIĘ w bólu moich własnych mięśni. Ja nie ćwiczę, ja płynę, unoszę się nad ziemią…nie ma mnie dla świata…Zatapiam się w każdym ruchu, zatracam się…boli, czuję ,ale ćwiczę z uśmiechem…moje ciało tego pragnie. Jestem ja, nie widzę ludzi obok, instruktor…muzyka …ja i moje ciało…szalona, rozpędzona, oderwana od rzeczywistości…nie ma natłoku myśli, nie ma nic…
Shape, Aerobox a na deser joga, w której wyciszam się, wsłuchuję w siebie, uczę siebie…oddycham pełną piersią, wdycham …życie, miłość …do siebie, do całego świata.
Kocham ruch na sali, latem rower…gdy pędzę przed siebie i wiatr rozwiewa mi włosy, pieści moją skórę. Bosko.
Z rozkoszą zanurzam moje ciało w orzeźwiającej wodzie, więc basen a dla relaksu sauna.
Kocham swoje ciało idealnie nieidealne, z każdym gramem tłuszczu, z każdą fałdką i podaruje mu ruch dla zdrowia, dla młodości dla radości życia. Kocham ćwiczyć i moje ciało to kocha. Kocham swoje ciało i podaruje mu to co najlepsze…radość płynącą z aktywności fizycznej. Reszta jest….milczeniem.
O tym jak zaczęła się moja przygoda z ćwiczeniami opowiem wam w formie wierszyka 😉
Jak same dobrze wiecie praca siedząca to zmora,
zamienia chudzinkę w potwora.
Zero ruchu tak to bywa, kilogramów wciąż przybywa.
Na depresję czekolada, przecież płakać nie wypada.
Do serialu kubek lodów, przecież milion jest powodów.
W nocy wstaję do lodówki, robiąc potem dzień głodówki.
Chipsy, frytki i wafelki, do nadwagi krok niewielki.
Hamburgery oraz cola, jaka straszna moja dola.
Tłuszczyk wszędzie się wylewa, w końcu coś z tym zrobić trzeba.
Karnet na siłownie więc kupuję i ciężko nad sobą pracuję.
Trening cardio i siłowy i nadwagę mamyz głowy.
Plus do tego ścisła dieta, będzie ze mnie cud kobieta.
Ćwiczę w ten sposób od roku, nie zwalniając przy tym kroku.
Teraz kiedy patrzę w lustro widzę w swym odbiciu bóstwo!
Ludzie mówią: O do diska, ale z Ciebie teraz laska!
No bo miałam dość energii, żeby zrobić ten krok wielki.
I tak serio, a nie skrycie zmienić w końcu swoje życie.
Ale super wierszyk, wszystko -sama prawda ! widzę że rymowanie staje się sposobem na wyrażenie wszystkich spraw w fajny i śmieszny sposób:)pozdrawiam
Moja historia nie jest ani przesadnie tragiczna ani zabawna, jest zwyczajnie codzienna… 🙂
Sport uprawiałam zawsze „po lekku” jak mawiał mój dziadek, w zależności od humoru, pory roku i wielu innych czynników.
Dzięki temu mam zgrabną sylwetkę, jestem skoordynowana i nie narzekam na zdrowie. Nie jestem jednak i nigdy nie byłam dobra w jakiejś konkretnej dyscyplinie. Na to nie pozwala mi mój charakter – kobieta zmienną jest, a ja jestem wyjątkowo. Podczas wyścigów kolarskich jeździłam przed telewizorem na rowerku stacjonarnym, podczas olimpiady biegałam długie dystanse, później trochę pływałam, zapisałam się na taniec towarzyski, po drodze miałam epizod z boksem, kiedy poznałam mojego obecnego chłopaka zaczęłam z nim chodzić na siłownie i na ściankę wspinaczkową i mogłabym tak wymieniać. 🙂 Do sedna!! Ostatnio zauważyłam (nie ma to jak spostrzegawczość…), że moi rodzice się starzeją i czują fizycznie trochę gorzej. Zaczęłam ich więc namawiać na delikatny rozruch – kupiłam im kije i razem nordickowaliśmy po okolicznych lasach, zabierałam ich w góry na długie spacery i wycieczki rowerowe. W końcu mama stwierdziła, że ona potrzebuje bardziej stacjonarnych ćwiczeń. Mówisz masz! Zaczęłam uprawiać namiętnie jogę, żeby później zachęcić ją do ćwiczeń. Wczoraj będąc u rodziców na kawie, mówię mamie, że joga super, że zestawy ćwiczeń dla początkujących są przyjemne od słowa do czynu, jakom siedziała przy stole, kładę się na podłogę i z dumą prezentuję co będzie robić i jakie to fajne. Podczas jednej z takich półleżących póz do pokoju wchodzi tata i z nieskrywanym zdumieniem oznajmia: koniec! ja rekina na podłodze udawał nie będę, a ty jak się chcesz tak wydurniać przed telewizorem to się upewnij, że nikt tego nie zobaczy! … Tym sposobem pożegnaliśmy ewentualną jogę w rodzinnym wydaniu. To nic, od dziś kupiłam piłkę (była na wyprzedaży, czy to mnie usprawiedliwia? 🙂 ) i już widzę minę taty, kiedy ją zobaczy w swoim salonie. No co? Przecież to prawie jak rehabilitacja. 😀
Pozdrawiam!!! 🙂
Kiedyś sport był w moim życiu. Kiedyś… Był wyczynowy basen, była gimnastyka artystyczna. Życie płata figle i stawia przeszkody. Moje przeszkody postawiło mi moje ciało. Szpital jeden, drugi, trzeci nie pomaga w byciu aktywnym. Wręcz rozleniwia. Teraz mam przed sobą duże wyzwania: codziennie walczę ze stwardnieniem. Walczę i tę walkę wygrywam! Jestem aktywna, tylko w takiej formie, jakiej mogę. Poprzeczkę stawiam wysoko: co najmniej raz w roku jadę w Tatry, bo w nich odnajduję siłę! Idę w góry, bo liczy się droga, nawet ta najcięższa i najbardziej wymagająca! A ścieżki, parki i skwery to spacery, które przygotowują do gór. Tak mogę i tak robię. 🙂
Na w-fie w szkole nie ćwiczyłam. Najpierw miałam problemy zdrowotne( podejrzenie padaczki, częste omdlenia). Więc czym skorupka za młodu nasiąknie, tym na starość trąci. W liceum migałam się jak mogłam, chociaż moje problemy zdrowotne minęły. Poszłam na studia, na drugim roku zaszłam w ciążę. I zaczęło się. Dziecko nie tylko nie dawało spać, odpocząć itp, ale przede wszystkim wymagało wielu akrobacji, wielogodzinnego noszenia, nachylania się, miliona skłonów na dobę. I wtedy wyszło, że ja się do tego nie nadaję. Zaczęły się okropne bóle kręgosłupa, zakwasy na ramionach. Czułam się jak 90-cio letnia staruszka. Do tego szkoła. Męża nigdy nie było w domu, bo przecież ktoś musiał pracować. Byłam na skraju załamania. Pewnego dnia mąż wrócił wcześniej z pracy. Miałam wszystkiego dość. Dusiłam się. Po prostu nałożyłam buty i wybiegłam z domu. Nie myślałam gdzie biegnę, po co i co dzieje się w domu. W ogóle nie myślałam o niczym. Byłam wolna i tak cudownie wypełniona powietrzem. Taka lekka. Kiedy wróciłam do domu powiedziałam mężowi, że od dziś biegam. Mogę to robić nawet w nocy, zresztą uwielbiam wschody słońca i latem zdarza mi się wybiec o świcie. Oprócz biegania zaczęłam też uczęszczać na basen. Przy drugim dziecku , 3 lata później nie miałam takich problemów. A teraz nie wyobrażam sobie życia bez sportu. Namawiam do tego także moje dzieci, aby od najmłodszych lat przekonały się, że sport to zdrowie!
Sport zawszy był dla mnie najważniejszy. Uwielbiałam biegi i byłam w tym naprawdę dobra. To on wiele lat dostarczał mi tej pozytywnej adrenaliny i energii na cały dzień. Bo dzięki niemu czułam się wolna ,lekka i zdrowa. Uwielbiałam ruch w plenerze , czułam ten niesamowity wiatr we włosach , chłodną ,mroźną zimę lub upalne lato. To wszystko dodawało mi skrzydeł i czyniło życie kolorowym i zdrowym.
Wszystko się zmieniło za sprawą komplikacji po ciąży. Pomimo że moje ciało było wysportowane ,nie poradziły sobie z przeciążeniem moje mięśnie brzucha. Miałam ogromną przepuklinę brzuszną , to wykluczyło sport na cztery lata. Ten czas był moim uśpieniem. Zdałam sobie sprawę jak bardzo mi go brakuje. Jak bardzo tęsknię za moimi ścieżkami zdrowia , za ruchem , za lekkością duszy który powoduje sport.
Przeszłam skomplikowaną operację . Lekarze „ złożyli” mnie na nowo. Roczny zakaz ćwiczeń , noszenia ciężarów i niepełnosprawność .
Dziś wracam do tego co kocham. Powolutku rozpoczynam ponownie swoją sportową przygodę. Chodzę na siłownie , biegam ,jeżdżę na rowerze. Są to małe dystanse ,ale jak dla mnie ważne. Mój dziś sześcioletni synek jest moim najwierniejszym fanem i to on dodaje mi skrzydeł. Jestem zmotywowana , uśmiechnięta i wierzę że któregoś dnia wraz z nim pobiegnę starą , wytęsknioną trasą i poczuję magię do której tęskniłam tyle lat.
Ćwiczenia ? Aktywność fizyczna ? Większy wysiłek ? Zawsze byłam na nie! Bo po co, a to nie ma sensu, msm się przemęczać? Wf unikałam jak ognia, zawsze zwolnienie i kłamstwa – a to silne miesiączkowanie, migrena taka aż czuję wymioty, skręcona kostka lub nadgarstek itd… w liceum to samo – zero zero! Pamiętam do tej pory słowa bliskich – Pati ty sie zastaniesz! Pati te złe samopoczucie bi mało się ruszaszz! Zawsze wolałam auto do sklepu nawet o km dalej niż iść pieszo. Wolałam kanapę od aktywnego sprzątania w domu. Byłam LENIEM i to prawdziwym kogo nie zapytacie to Wam to powie. Potem ciąża – słowa ginekologa niech oani aktywnie przejdzie ciążę będzie lepszy poród .. moja myśl ?? ej no ciężarne muszą się oszczędzać! Musze mieć sily na poród !!! Moja waga rosła a samopoczucie dobijalo mnie pod ścianę. . ale ja byłam mądrzejsza.. pani wszystkowiedząca !! Urodziłam… i dalej nic. Bo mi ciężko, bo jestem jie wyspana, a to że boli mnie szycie po naturalnym porodzie. potem depresha poporodowa… a ja ciągle na dupie. Przyszedł przełom. Moja Marika ma 15 msc i kocha biegać, przemieszczać się i gimnastykowac non stop w ruchu. Myślałam o nie, ma ADHD nie dam rady .. ale pewnego dnia wstalam z kanapy się z Nią pobawić – ja ją gonił am a ona uciekała – miała w sobie taką czystą nieskazitelna radość z tego ze ją ganiam – że robilam to cidziennie. Męczył am i pocilam się jak świnia, dysza łam i byłam czerwona ale jej radość nie pozwalała mi przestać. Zabawy w akuku gdzie jesteś, skakanie kto wyżej , tańce przy muzyce, turlanie się po podłodze i czolganie sprawiło ze i ja czułam i czuje się leoiej !! Mam wiecej energii – zawsze jestem uśmiechnięta! Nigdy nie odmawiam jej ruchu. Po 2 msc cuuud- 10 kilo mniej. Czuję się wspaniale i widzę że jestem milsza, ciesze się życiem !! kocham ruch w kazdej postaci. Na spacerach w lesie biegamy za spadającymi listkami z drzewa, goni my ptaki. No i Nasz pies zawsze Nam towarzyszy. Razem wszyscy z uśmiechem na twarzy! Mąż tydzien temu przywiózł mi z niemiec orbiterek i skakanke abym mogła w te jesienne dni wspierać swoją miłość do sportu w fomu. Kończę pisać lecę pobiegać za córka !! a w wolbej chwili trzeba poszukać butów i ciuchów 🙂
WF w szkole to dla mnie był koszmar. Nudne zajęcia i stara baba, która nie potrafiła sama prawidłowo wykonać żadnego ćwiczenia. Brak sali gimnastycznej, basenu i jakichkolwiek sprzętów. Nudy na pudy! Długo nie lubiłam ćwiczyć. W liceum migałam się jak mogłam. Choć pozostałe dziewczyny z klasy piszczały za naszym wuefistą, ja nie rozumiałam tego fenomenu. Drażnił mnie wręcz. Znów moja kondycja na tym cierpiała. Ale w czasie wolnym byłam bardziej aktywna. Rowerem do rodziny – 23 km 🙂
Tak naprawdę pokochałam sport, kiedy rozpoczęłam pracę zawodową i zaczęły się wielkie stresy. Nerwy i stres tak napinały mięśnie, że musiałam coś z tym zrobić. Odkryłam moją obecna miłość. Fitness. Różne zajęcia, różne tempo, wiele możliwości. Zaczęłam ćwiczyć 4 razy w tygodniu i widziałam same zalety takiego trybu życia. Jednak małą przeszkodą okazał się rozwijający się pod moim sercem mały człowiek, który jednak postanowił narobić mi stracha i cisnąć się na świat zbyt szybko. Na okres ciąży musiałam zrezygnować z fitnessu i pozostać przy spacerach oraz ćwiczeniach rozciągających. Dotrwałam! Urodziłam siłami natury i to w trybie ekspresowym i uśmiechem na ustach. Zapewne zawdzięczam to rozciąganiu i ćwiczeniom sprzed ciąży.
Po okresie połogu szybko wróciłam do ćwiczeń. Jednak maluszek wymagał ode mnie dużo opieki, czasu i miłości dlatego przez długi czas ćwiczyłam w domu. Na tyle na ile pozwalał mi Rumpel i kondycja. Postawiłam też na kilka ćwiczeń wspierających powrót do formy dla młodej mamy – mięśnie Kegla, rozciąganie, wzmacnianie mięśni brzucha i kręgosłupa. Powoli wracam do formy i normy. Teraz chcę zakosztować JUMPów. Widzę efekty u koleżanki, prowadzącej zajęcia instruktorki i mam chrapkę na piękna sylwetkę jak ona. Sport, ćwiczenia, fitness już dawno stał się moim sposobem na relaks, odpoczynek i radość i tak też zostało. Póki co ćwiczę jednak bardziej podnoszenie ciężarów (9kg) i wytrzymałość 😉
Od zawsze moje życie związane było ze sportem – mój tata jest członkiem Polskiej Unii Kung Fu, ma czarny pas w tym oto sporcie, aktualnie jest trenerem MMA. Od dziecka zabierał mnie na treningi, gdzie razem z całą grupą, którą tata trenował, robiłam rozgrzewkę i próbowałam powtarzać sportowe sekwencje. Zabierał mnie również na basen, do parku i wymyślał kreatywne, ruchowe zabawy. Niestety, gdy stałam się nastolatką i zaczęłam dorastać, moje zainteresowanie sportem osłabło. Burza hormonów sprawiła, że naprawdę sporo przytyłam i ze szczupłego dziecka stałam się dość przysadzistą kobietą. W wieku 16 lat kompleksy doprowadziły mnie do porzucenia jedzenia w ogóle i morderczych treningów na siłowni, które sprawiły, że straciłam 20 kg. Z pomocą rodziny i przyjaciół udało mi się wrócić do normalnej wagi, jednak po roku znowu wróciłam do bycia „pyzą”. Bałam się zaczynać jakąkolwiek aktywnosć bądź odchudzanie właśnie ze względu na to, że mocno obawiałam się… siebie, powtórki z rozrywki…
Na szczęście po raz kolejny w życiu trafiłam na odpowiednich ludzi. W wieku 21 lat w pracy zaprzyjaźniłam się z 30-letnią matką dwójki dzieci, która zdrowo schudła na moich oczach. Zdrowo się odżywiała, mnóstwo ćwiczyła, sport stał się jej pasją. Tak bardzo zafascynowała mnie fitnessem, ćwiczeniami siłowymi, bieganiem, że do dziś aktywność fizyczna jest ze mną na co dzień. Ćwiczymy razem z mężem, co bardzo nas do siebie zbliża, a równocześnie utrzymuje nas w dobrej formie. Jest cudownie!
Teraz nie wyobrażam sobie życia bez aktywności fizycznej. Jak widać, moja przygoda ze sportem była dość burzliwa, ale teraz jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi. Aktualnie staram się prowadzić jak najzdrowszy tryb życia, ponieważ w najbliższym czasie będziemy się starać z mężem o dziecko. Oby jak najdłużej było tak korzystnie 😉
Faktycznie lekcji wf nie lubiłam już od podstawówki. Ucieczki do szatni czy też pała za nagminny brak stroju było normą dla mnie. Nie ćwiczyłam, jadłam i tyłam oj tak tyłam w szalonym tempie i jeszcze bardziej nie lubiłam się ruszać no bo grubej trudniej…
W wieku 19 lat wstałam rano z łóżka i powiedziałam do lustra „chyba pora schudnąć”. Biegałam rano i wieczorem co na początku przypominało bardziej ślimaczy ślizg niż bieganie, ale po utracie pierwszych 10 kg było już tylko lepiej 🙂 Dzięki bieganiu pozbyłam się 35 kg nadbagażu co pozwoliło mi na uprawianie innych sportów rekreacyjnie. Uwielbiam łyżwy, rower, chodzenie po górach (w miarę możliwości). Staram się codziennie wygospodarować czas na chwilę ruchu i nie zatrzymuje mnie przed tym nawet praca fizyczna. Sport cieszy, uspokaja, pomaga ogarnąć myśli i cały „bałagan” jaki zostawiam w domu. Wracam zmęczona, ale tak pozytywnie i znów mogę wrócić do sprzątania, prania, gotowania bycia najlepszą „Panią domu” 😉 bo wiem, że zrobiłam dla siebie coś dobrego.
Patrząc wstecz moje podejście do sportu zmieniło się o 180 s, kiedyś nie mogłam nosić stroju na wf ze wstydu, a teraz chciałabym góry przenosić 😀
Życzę każdemu żeby znalazł w sobie choć odrobinę chęci i czasu na robienie tego co kocha.
Pozdrawiam
Od zawsze lubiłam ćwiczyć, w podstawowce i gimnazjum byłam kapitanem drużyny siatkarskiej, zawsze mialam nienaganna figurę i byłam mega szczęśliwa nastolatką 🙂 gdy kolezanki grały na komputerze, ja wolałam grac w siatkówkę i chodzić na treningi..do czasu gdy na zajeciach wfu w 3 klasie liceum podczas skoku przy serwie, spadlam na stope i poczulam straszny chwilowy bol.. Ale zaraz ustapil więc to zbagatelizowalam..po ok dwóch tygodniach stopa o sobie przypomniała.. Spuchla tak ze nawet dotyk koldry sprawial mi ogromny bol..wizyta u ortopedy wykazała ze mam przeciążeniowe pęknięcie trzeszczki (mala kostka pod duzym paluchem)..wykluczylo mnie to z gry w siatkówkę..zalamalam się, zaczęłam tyc, jesc sieciowe rzeczy.. Wreszcie na 3 roku studiow się opamiętalam, zapisalam się na siłownię do trenera personalnego i wzielam się za siebie! Schudlam 10 kg i cisne ostro! „jesteś silniejszy niz myślisz ” te słowa mam w glowie zawsze podczas treningu i one mnie motywują do dalszego działania bo wiem ze warto walczyć o lepsza siebie o zdrowie ktore jest najważniejsze i o to by czuc się ze soba dobrze! Nie ukrywam ze nowe ciuszki na siłownię by się bardzo przydały! 🙂 az milej sie ćwiczy w jakichś kolorowych ubrankach! Dziewczyny ruszcoe tyłki, to Wy wyznaczanie sobie metę! 🙂
W szkole zawsze prosiłam mamę by pisała zwolnienie z w-f, bo nauczyciel był denerwujący , uwielbiał podskoki, bo nasze piersi skakały razem z namiPotem ciąża, jedna, druga. Całe szczęście figura wróciła szybko do siebie, bez specjalnego wysiłku. Pewnego dnia mój nastoletni syn patrzył jak się ubierałam. Jak wiadomo dzieci są szczere do bólu-wypalił jak z armaty: Mamo ale ty masz galaretowatą dupę…!!!Mnie zamurowało, lampka się zapaliła w głowie. No i zaczęło się- Ewka Chodakowska,Mel B, serie przysiadów… Nawet pobiegłam z mężem w Biegu Powstania Warszawskiego. Biegania nie lubię, za to uwielbiam nordic. Kiedyś myślałam że kije są dla starszych pań. Nic bardziej błędnego. Mojej pupy może pozazdrościć mi nie jedna nastolatka. Nie mam juz dyskomfortu zakładając bikini. Aktywność fizyczna daje mi więcej energii. Dziś jestem wdzięczna synowi, za ten komentarz, właśnie dzięki niemu znalazłam swoją motywację. Dziś, jak mnie dopada leń, szukam zachęty w lustrze. Ono, tak jak mój syn- prawdę mi powie.
Och żeby nie ćwiczenia,rower,bieganie nadal ważyłabym tyle co mały słoń;/
4 lata zajęło mi zrzucenie 40 kilogramów,opornie to szło,bo traciłam 5 wracało 3-ale ciągle jednak ubywało,powoli ale ubywało.Dziś widzę,ze łatwiej było zgubić wtedy 30 niż teraz 3 🙂 No ale można? MOŻNA!
Rower ciągle mi bliski,bieganie od czasu do czasu i ta myśl wieczorem-„kurcze,poleżę chyba…” i syn wpada do mojego pokoju: -mamo dawaj!brzuch sie sam nie zrobi! Najlepszy motywator jaki znam to mój 8letni Misiek heheh :))
Miało być nie jutro, tylko już teraz natychmiast. Nie wyszło oczywiście, ale to tym razem nie przez miganie się. Tak czy siak, Ja, pierwsza na Twojej liście motywacyjnej 😛 wczoraj przy pięknej słonecznej pogodzie poderwałam swoje litery i dziarskim krokiem podążyłam z Córcią mą (śpiącą aktualnie wózku) do pobliskiego parku (który dookoła otoczony jest domami). Szału może nie było, ale na początek przełamałam swój jakiś wewnętrzny wstyd przed „ludźmi ze wsi” i ich ukradkowymi spojrzeniami na moje koślawe nieporadne podrygi na SIŁOWNI POWIETRZNEJ (bo takową mamy dostępną właśnie w parku). Postanowiłam spokojnie zacząć od zapoznania się ze sprzętami tam obecnymi, z którymi ostatni raz miałam styczność w gimnazjum. I tak spokojnie przeżyłam )choć dziś nieco czuję ramiona i ręce od „wioślarza” :D) a dziecko się wyspało jak zwykle na powietrzu 🙂 Na koniec ja pomykająca na orbitrek,u a tu Pan szanowny przejeżdżający obok ciężarówką dopinguje mnie uśmiechem i kciukiem wystawionym w górę 😉 KINIA, powoli bo powoli, ale ruszyłam się! 😀 Dzisiaj lała jak szlag ale jutro tam wracam 😀
Ekstra. Tak sie cieszę. Działaj kochana. Ja trzymam mocno kciuki. I już pracuję nad kolejnym postem, który ma was jeszcze bardziej zachęcić do działania.
Kiedy urodziłam prawie 5 lat temu Zosie bardzo szybko wróciłam do formy. Dzięki ćwiczeniom właściwie w pół roku po porodzie wyglądałam lepiej niż przed zajściem w ciąże. Nie było to jakoś specjalnie trudne, odrobina zmiany nawyków żywieniowych, trochę ćwiczeń i super figura gwarantowana. Tak myślałam, w duchu dziwiąc się, dlaczego niektóre matki wyglądają dwa lata po porodzie jakby nadal były w ciąży. Skoro mi tak łatwo to przyszło, dlaczego inne matki tak strasznie cierpią z powodu nadprogramowych kilogramów? Czasem dopingowałam, doradzałam i starałam się pomóc w powrocie do stanu sprzed ciąży. Jakie było moje zdziwienie, kiedy po porodzie Antka czyli dwa lata temu, moje ciało było jedna wielką katastrofą. Mój synek był bardzo dużym chłopcem a ja sama przytyłam 25 kilogramów (Antek ważył 4600) Dodam tylko,że jestem raczej drobna i tak wielki płód był ogromnym obciążeniem dla mojego organizmu. Bardzo szybko zaczęłam ćwiczyć, głucha na rady, że nie powinnam się tak forsować kilka tygodni po porodzie. Jednak obsesja płaskiego brzucha siedziała mi tak głęboko w głowie, że ćwiczeniom cardio i robieniu brzuszków poświęciłam prawie każda wolną chwile. Powrót do formy przerwała nagła operacja i usunięcie pęcherzyka żółciowego. Dla niewtajemniczonych jest to laparoskopowa operacja polegająca na dostaniu się do brzucha przez pępek. To były dla mnie chwile grozy, strach przed znieczuleniem ogólnym, a następnie powrót do jako takiego funkcjonowania. Antek miał zaledwie pół roku, a ja nie byłam w stanie się nim zająć. Przerażał mnie tez zakaz jakiejkolwiek aktywności siłowej, zero ćwiczeń angażujących mięśnie brzucha. Wyobraźcie sobie moja wściekłość, skoro pół roku ćwiczeń poszło na marne. Nie jestem jednak osobą , która łatwo się poddaje. Po odczekaniu zaleconych 6 tygodni na nowa zaczęłam treningi. Codzienne bieganie, zestaw ćwiczeń na brzuch, czasem mordercze treningi. W którym momencie stało się to obsesją? Myślę, że był to moment rozmowy z trenerem personalnym, który uświadomił mi, że skóra brzucha maksymalnie wciąga się z powrotem 2 cm rocznie. Chciałam pokazać, że jednak to nieprawda. Jeszcze większa ilośc ćwiczeń i morderczych treningów i… Efekt ciagle ten sam! Stwierdziłam, ze jednak czas trochę przystopować. Zwolnić. Nie mam 20 lat, i muszę byc zdrowa dla moich dzieci. Okazjonalnie ćwiczę, zmieniłam nawyki żywienie, bardzo sie interesuje dietetyka i odżywianiem w stylu eko. Nie mam figury Chodakowskimi i pewnie nigdy juz miec nie będę. Ale i tak jestem bardzo szczęśliwa!
Aktualnie jestem mamą 8miesiecznej cudownej córeczki Igi, moje ostatnie dwa lata przed ciążą bardzo aktywne fizycznie ćwiczyłam 6razy w tygodniu, treningi urozmaicone m.in. spinning, aerobik, trening obwodowy, bieganie, pływanie. Moje ciało było dla mnie idealne. Po zajściu w ciążę przystopowalam bo wszyscy mówili że pierwsze 3 miesiące są najważniejsze żeby przystopowac z ćwiczeniami, bardzo mi brakowało ćwiczeń ale czego nie robi się dla dobra małej istotki która rośnie w brzuszku. I tak minęły kolejne miesiące bez ćwiczeń w obawie o ciążę. W 7 miesiącu ciąży zaczęłam chodzić na basen. 2-3 razy w tygodniu w.9 miesiącu przestałam pływać córcia uciekała mi na kręgosłup ledwo się poruszalam marzyłam o szybkim rozwiązaniu ciąży bo czułam się niedołężna.po porodzie około3 miesiące dochodziła do formy. I tak minęło 8 miesięcy a ja mam ciągła wymowke braku czasu na godzinę treningu dziennie z każdym dniem powtarzam od jutra zaczynam ćwiczyć i co i nie zaczynam chyba potrzebuje motywacji takiego kopa do działania…
Zawsze jako jedyna w całej klasie wolałam lekką atletykę i gimnastykę od sportów zespołowych typu siatkówka czy koszykówka. Skaczenie przez kozła, bieganie na setke, kręcenie hulahop – to było dla mnie!! Gdy wchodziliśmy na sale i zamiast siatki porozstawiane były materace, moje serce się radowało 🙂 Szkoda, że te zajęcia są tak bardzo rzadko na lekcjach wfu (w ciągu semestru max 3 razy). Tylko wtedy miałam szansę na zdobycie dobrych ocen. Uważam, że jest to niesprawiedliwe, przecież nie wszyscy muszą się dobrze czuć w sportach zespołowych. Powinni to zmienić, aby każdy miał szanse na dobre oceny o!
Bardzo lubiłam w-f do czasu, gdy okazało się, że można dostać zwolnienie z powodu wady wzroku, która niestety szybko u mnie postępowała. Ten jeden niewłaściwy krok sprawił, ze zaczęłam unikać ćwiczeń i z kurczaczka zrobiłam się sporą kaczuszką.
Z utęsknieniem patrzyłam na małe i duże sukcesy sportowe moich rówieśników tkwiąc w błędnym przekonaniu, że sport pogłębi moją wadę wzroku.
Na dobrą drogę sprowadziła mnie mama, ktora zaczęła ze mną chodzić na basen i kupiła mi rolki pod choinkę. Od tamtego czasu pokochałam ruch i sport. Potem doszedł rowerek stacjonarny, którym dzisiaj potrafię przejechać 45 km podczas 1,5 godzinnego filmu w telewizji. Dalej noszę okulary, ale wzrok wcale mi się gwałtownie nie pogarszył 😉 teraz mam dodatkową motywacje, bo kupiłam sobie za ciasne spodnie 🙂 tak, lubię wyzwania: dalej, mocniej, dłużej a organizm mi za to na starość podziękuje!
Od małego lubiłam sport ponieważ przychodził mi bardzo łatwo : ) Kiedy dziewczyny siadały na ławkach i nie chciały grać w piłkę nożną, bo to takie męskie ja pierwsza pchałam się na atak. Później zaczęło się gimnazjum i liceum, gdzie nauka zajmowała sporo mojego czasu i zapomniałam o tym co sprawiało mi przyjemność. Po ciężkich chwilach w szkole i zdanej maturze przyszedł czas na wybór studiów. Czym ja się tak naprawdę interesuje? Co ja mam w życiu robić? Kiedy siedziałam załamana nad wszystkimi tymi uczelniami moim oczom ukazał się awf. No tak! Dlaczego nie miałabym wrócić do tego co naprawdę kocham? Na początku było mi ciężko wrócić do formy. Wracałam do domu z zakwasami i myślałam sobie co mi odbiło, że wybrałam sobie taką przyszłość. Jednak z dnia na dzień zdobywałam coraz większe sukcesy. Wrócił mój zapał z dzieciństwa, który dawał mi sił każdego dnia! Powoli zaczynałam ćwiczyć sama dla siebie. Zajęcia na uczelni były tylko dopełnieniem moich codziennych ćwiczeń. Zaczęło się od filmików, które znajdowałam w internecie a później zapisałam się na zajęcia fitness. Poznałam tam wielu wspaniałych ludzi z którymi często się spotykam : ) Sport stał się moim stylem życia. Nawet sama złapałam się na tym, że jem zdrowiej a moja szafa zaczęła wzbogacać się o sportowe ubrania. Kiedy staję teraz codziennie przed lustrem uśmiecham się sama do siebie. Wiem, że codziennie to ja pracuję na swoje ciało i każdego dnia mam siłę by żyć. Zakwasy to przeszłość a moje życie stało się lepsze! Sport to lekarstwo na piękną sylwetkę oraz dobre samopoczucie : )!
no wiec, to było tak…gdy byłam młodsza od 10do 16 lat byłam szczupła, gdy poszłam do liceum duzo przytyłam. Mało sie ruszałam, na wf tez rzadko ćwiczyłam. Po szkole byłam tak zmęczona ze nie chciało mi sie nawet wyjsc z domu. Gdy skończyłam szkołe wzięłam sie za siebie… jak zobaczyłam niektóre dziewczyny jak fajnie wygladaja gdy ćwiczą. Zaczełam od biegania, po bieganiu trochę ćwiczen. Odrazu czuje sie lepiej zdrowiej i ładniej. Polecam wszystkim
Zawsze myślałam, że ćwiczenia to najgorsze co mnie może w życiu spotkać. Od pewnego czasu przyjmuje leki, które bardzo pomagają mi przybrać na wadze. Od roku patrze na siebie z obrzydzeniem w lustrze. Ten moment kiedy spojrzałam w lustro i zobaczyłam toczącą się kule oblepioną cellulitem postanowiłam „przemęczysz się i zaczniesz ćwiczyć!”. Pierwsze dni były prawdziwą udręką, ból zakwasów, smród potu oraz ciągłe zmuszanie się do jakiejkolwiek aktywności strasznie mnie męczyło. Minęły już 2 miesiące a ja straciłam 8kg, ale nie tylko trace kilogramy, ale również zakochuje się w ćwiczeniach. Kiedy tylko mam wolniejszy dzień na uczelni to przeszukuje miliony stron internetowym oraz tysiące filmików na Youtubie w poszukiwaniu nowych ćwiczeń, które potem z radością wykonuje. Moje samopoczucie jest coraz lepsze a zadowolenie z mojego zmieniającego się ciała (tym razem na korzyść) jest ogromne nie do opisania. Najpiękniejsze są chwile kiedy mój mężczyzna patrzy na mnie z uwielbieniem i chwali za każdą nawet najmniejszą różnice. Teraz z czystym sercem moge powiedzieć, że ćwiczenia zmieniają moje życie na lepsze 🙂
Aktywność fizyczna była i jest wpleciona w tryb dnia codziennego. Od najmłodszych lat rywalizowałam o najlepsze wyniki. Zabawa w kaskadera na rowerach zakończyła się rozbieraniem drewnianego płotu żeby wyciągnąć moją głowę spomiędzy sztachet. Wyjaśnienie na „lajpo” pod okiem – byłam Zawiszą Czarnym. Wraz z dorastaniem formy uprawianego sportu były bardziej bezpieczne: piłka ręczna, ringo, skoki w dal. W szkole średniej „karierę” koszykarki zakończyło przerwane ścięgno Achillesa. Gdy wszystko wskazywało, że nie mogę uprawiać sportu na lądzie zapisałam się na naukę pływania. Po kilku latach wypadek na oblodzonym chodniku doprowadził do operacji kolana i usłyszałam diagnozę: zero sportów. Dwa miesiące później wróciłam na basen, a po pół roku siłownia, a po trzech latach boks. Życie bez sportu nie miałoby pełnego uroku. Teraz jestem w ciąży ale nie rezygnuję aktywności, chociaż musiałam mocno zwolnić tempa. Mam nadzieję, a nawet jestem przekonana, że po ciąży wrócę do rytmu sprzed.
Aktywność fizyczna zawsze była bardzo ważna dla mnie aż do… porodu. Nawet w ciąży się gimnastykowałam, szykując się do wysiłku, jakim jest poród. Trochę się zawiodłam, gdy okazało się, że nici z naturalnego porodu. Kiedy pojawiła się na świecie moja córeczka, stała się oczywiście oczkiem w głowie. Początkowo wymówką od ćwiczeń była oczywiście cesarka, ale dość szybko zdałam sobie sprawę z tego, że wygodnie mi się tak nią tłumaczyć. Bezkarnie brnełam tak pół roku w sprytne „nie wolno mi”. Aż pewnego dnia zrozumiałam, że zadyszka za biegającym maluchem to po prostu wstyd. Zaczęłam od powrotu na basen, a następnie endorfiny mnie od siebie na powrót uzależniły. Przypomniałam sobie o sobie. O tym, że dobrą mamą mogę być tylko wówczas, gdy o tą mamę odpowiednio zadbam 🙂 Chodzę na siłownię, ale też nauczyłam się wdrażać sport w codzienność – zakupiłam krzesełko na rower dla córki, rzadziej korzystam z samochodu. I nadążam za córką!
WF-u nigdy nie lubiłam, ale będąc w liceum odkryłam, że na lekcji gimnastyki wspaniale się odstresowuję przed następnymi lekcjami. Polubiłam WF, czekałam na następne lekcje abym mogła się na nich wyżyć emocjonalnie. Tak polubiłam WF, że przeniosłam się do klasy sportowej. Treningi, lekcje, treningi. Było super aż do kontuzji po której już nie wróciłam do sportu. Mam taki uraz. Sport mnie nie interesuje.
Ja z aktywnością miałam różne przygody. W podstawówce i gimnazjum lubiłam wf, o ile mowa była o grach zespołowych (koszykówka, ręczna, siatkówka). Wszelkie ćwiczenia gimanstyczne i biegi były dla mnie zmorą. Czemu? Bo miała o wiele kilogramów za dużo. Nie potrafiłam stać na rękach, ciężko było skakać przez kozła, robić przewroty, a wszelkie biegi kończyły się męczarnią. Tylko gry zespołowe były dobre, bo byłam wysoka i się w tym w miarę sprawdziłam. W liceum przez nauczyciela w ogóle straciłam zapał do jakiejkolwiek aktywności. WF omijałam jak tylko mogłam. Dopiero gdy skończyłam studia licencjackie coś we mnie pękło. Postanowiłam się zmienić, schudnąć, poprawić swój wygląd, a tym samym samopoczucie. Zaczęłam od ćwiczeń w domu. Prostych – przysiady, brzuszki, skakanka. Z czasem czytałam o ćwiczeniach i technice ich wykonywania coraz więcej. Zakupiłam ciężarki, matę, step, kettlebell, odpowiednie buty. Ułożyłam sobie sama treningi. Jednego dnia cardio – albo na gazelle freestyle, albo skakanka. Innego dnia siłowe, z obciążeniem (och, idealnie spalają tkankę tłuszczową, a dodatkowo cudownie rzeźbią ciało!). Pokochałam interwały (tabata, crossfit). Kolejno doszły zajęcia zumby. Wtedy to już totalnie się odpaliłam. Pokochałam całym sercem aktywność fizyczną! Przestałam się wstydzić swojego ciała (a jako młoda dziewczyna naprawdę miałam ogromne kompleksy…). Już nie wstydzę się biegać, nie wstydzę się ćwiczyć. I aż żałuję, że nie mogę się cofnąć kilka lat wstecz, by na wuefie szaleć, a nie chować się po kątach i wstydzić siebie. 🙂
Ponadto bardzo ważne jest odżywianie, jeśli chce się zadbać o dobrą kondycję i ciało. Same ćwiczenia coś pomogą, ale niewiele. I na pewno może być efekt jo-jo.
Gdy się zadba o dobre nawyki żywieniowe, to ogromny sukces jest na wyciągnięcie ręki. Wystarczy kilka prostych zasad: co jeść i kiedy, ile. Czego z czym nie łączyć, co czym zamienić. 🙂 Kiedyś myślałam, że zdrowe odżywianie to istna katorga. Ale zmieniłam zdanie. Warto o tym czytać dużo, bo można poszerzyć swoją wiedzę na tyle, by bez wszelkich kalkulatorów kalorycznych i innych aplikacji szybko i prosto tworzyć takie posiłki, które dostarczą nam odpowiednich wartości, a jednocześnie pozwolą na spalanie tkanki tłuszczowej. 🙂
WF w szkole? To jest tak, że gdy dopada Cie 'dorosłość’ wszystko widzisz inaczej, i w innych barwach. Dla mnie wf w podstawówce był utrapieniem. Nienawidziłam sie przebierać, biegać razem z grupą chłopaków z mojej klasy(wf mieliśmy łączony). Wstydziłam sie ruszać, ćwiczyć, biegać. Te cwiczenia nie dawały mi radości a wręcz stresowaly mnie. Brało się toz tego, ze jestem bardzo nieśmiała. Wstydzę sie i nie lubię zwracać na siebie uwagi. Wiec cwiczenia w szkole były stanowczo na NIE, ale chcąc nie chcąc musiałam zaliczać każde ćwiczenie, ktore było do zaliczenia. I zawsze miałam pierwsze miejsca. Praktycznie we wszystkim. I wtedy zaczęłam sie powoli przełamywać. Potem poszłam do liceum… Tam na każdej lekcji była siatkówka! Okropność. I znowu traciłam zapał. Zaliczałam tylko to co musiałam, ale często po prostu sie nie przebierałam. WF znowu był na NIE.
Lecz jak to w liceum narastał we mnie stres. Duzo nauki, inne otoczenie itp..itd… Zaczęłam tyć. Zażerałam dosłownie swojego lęki. Przytyłam przez trzy lata – 12 kg. Przez swoją wagę straciłam chłopaka. I straciłam swoją 'paczkę znajomych’ bo przyjaciółmi juz nazwać ich nie moge, bądź nawet nie chce. Wtedy zrozumiałam, że teraz nie liczy sie wnętrze. Ludzie Cie obserwują. Jeśli ich oczy Cie kupią, sa Twoi… No a ja widocznie ich nie kupiłam. Pod koniec liceum, juz samotna, zaczęłam bardzo chorować. Często atakowała mnie grypa żołądkowa, byłam osłabiona, aż w końcu pare nocy pod rząd wylądowałam w szpitalu z bólem żołądka. Okazało sie, ze to wrzody. Przez zła dietę, stres, i praktyczny brak ruchu naprawde zaczęłam marnować sobie życie. I wtedy właśnie tak jak piszesz : WSTAŁAM, I ZACZĘŁAM BIEGAĆ. Moj pies, który był moim prawdziwym przyjacielem(czyli leżakował na kanapie całymi dniami, tak jak jego pani) zmotywował mnie do codziennych spacerów, a potem i biegów. Zyskaliśmy na tym oboje:) zmieniłam dietę. Nie jakos drastycznie. Ograniczyłam poprostu słodycze, i jadłam wiecej warzyw. Zaczęłam ćwiczyć kazdego dnia, a jak miałam siły to skakanka czy hula-hop nie były mi opcje. Byłam pełna życia! Czułam sie piekna! I naprawde czułam sie po prostu zdrowo:)
Potem poznałam chłopaka. Warzyłam wtedy 65kg( przy moim wzroście to nie byla waga idealna) ale pokochał mnie. Nie chwil nic zmieniać. Wtedy znowu uwierzyłam w ludzi! No i zamieszkaliśmy razem. Zaczęła sie praca, życie w biegu, codzienność znowu wzbudzała we mnie stres. Szybkie kolacje na mieście, brak śniadania do pracy i zaczęło sie znowu… Warzyłam 70 kg. I znowu krótka myśl… DOSC. WSTAJEMY. ĆWICZYMY.
Za rok mamy ślub. Ćwiczę kazdego dnia, a nawet wciągnęłam w to mojego narzeczonego!!! 🙂 i beda z nas niezłe ciacha, bo planujemy zejść do idealnych kilogramów.
Wiem, ze mialobyc kilka zdań.ale nie udało sie. Chciałam tylko pokazać, że ćwiczenia i dieta naprawde potrafią odmienić życie. Nie przerywajcie tego. Każdy stres i złość mozna wypocić w cudowny sposób!
A każdy dodatkowy kg nie jest straszny dla osoby, ktora wierzy w siebie i ma determinacje.
Och, trochę jakbym czytała siebie!
Gratuluję że udało Ci się zawalczyć o lepszą siebie. O lepsze samopoczucie! I zazdroszczę miłości.
Życzę dużo szczęścia. 😉
W-F w szkole podstawowej czy w gimnazjum nie był moim ulubionym przedmiotem- może dlatego,że w szatniach nie było natrysków a po narzuconych przez prowadzącego nudnych, monotonnych ćwiczeniach czy rzucaniu nam piłki na 2 godziny – biegło się na kolejnych 5,6 lekcji…
W liceum zaczęłam pałać miłością do siłowni, zajęć z gimnastyki artystycznej czy projektu „2godziny dla fitnesu- na zdrowie”, którego pomysłodawcą był nasz mega przystojny wychowawca 😉 Zajęcia w szkole średniej były urozmaicone, po wysiłku był czas na relaks na karimatach przy odprężającej muzyce…Wtedy też sport wpisał się w mój tygodniowy grafik – czy to spacery, jazda rowerem czy fitness, wszystko mimo wylanych siódmych potów dodawało energii. Później problemy zdrowotne, choroba, kilkanaście miesięcy wyjętych z życia. I nagle czegoś zaczęło brakować… Gdy doszłam do siebie przyszedł czas na studia, pracę, masę zajęć. Zmęczona każdego dnia wpadałam do pustego mieszkania- w obcym mieście, jadłam w biegu, nie miałam energii.Marzyłam tylko o tym by położyć się do łóżka.
Po 2 latach studiów pewnego słonecznego dnia gdy wracałam z zajęć zrozumiałam,że nie mam czasu na relaks, nie robię nic dla siebie. Tak też wpadłam do mieszkania i wskoczyłam w wygodne buty, dresik i pobiegłam do lasu 🙂 z szerokim uśmiechem na ustach w drodze powrotnej zrobiłam zakupy i postanowiłam zacząć o siebie dbać. Mimo całkiem niezłej przemiany materii i budowy nastolatki postanowiłam coś zmienić. Karnet na basen, zdrowe jedzonko. Bieganie po parku o 6 rano przed pracą i zajęciami. Sport sprawił, że umiałam odpocząć po ciężkim dniu 🙂 Sylwetka się wysmukliła a ja tryskałam energią mimo niezmiennej ilości obowiązków…
Dziś na czwartym roku studiów znowu gonitwa, pisanie pracy inżynierskiej, nowa praca, natłok myśli i zajęć.
Od kilku miesięcy nawyki delikatnie uległy zmianie, doszło planowanie budowy domu, planowanie dzidziusia ale wiem,że za moment znów zwolnię tempo i zmobilizuję się do powrotu do aktywności, bo daje mi to niesamowitą energię i chęci do działania. Wiem, że czas poświęcony na sport zaowocuje u mnie jako przyszłej mamy , odświeży umysł inżyniera i zaprocentuje gdy będę już babcią Olą 🙂
Obecnie praktykuję zdrowe gotowanie w domowym zaciszu wielkomiejskiej dżungli, marzę o domu na wsi pachnącym świeżo wypiekanym chlebem i o tych łąkach i lasach, które będę przemierzać z wózkiem do joggingu 😉
Sport to zdrowie i nie pomylił się ten kto to powiedział 🙂
Świeży umysł, komfort psychiczny, piękne ciało, nerwy na wodzy 🙂 polecam z całego serduszka wszystkim kanapowym leniuszkom – warto zrobić ten mały krok i zacząć od długich spacerów chociaż dwa razy w tygodniu
Nie trzeba być olimpijczykiem by wskoczyć w dres i wybrać się z drugą połową na rolki czy rower 🙂
Gdy byłam młodsza sport był dla mnie najważniejszą rzeczą na ziemi- taniec, biegi, zawody sportowe, długotrwałe spacery. Aktywnie spędzałam każdą wolną chwilę. Potem poszłam do liceum, wtedy mój czas spędzony aktywnie trochę się skrócił jednak nadal czułam że nie mogę przestać się ruszać i uczęszczałam na dodatkowe lekcję wf. Kolejno studia, nowe otoczenie, więcej zajęć sprawiły, że sport odłożyłam na bok i z miesiąca na miesiąc coraz trudniej było wrócić i tak minęły 3 lata w których straciłam swoją wytrenowaną figurę i sprawność. W tym roku gdy dostałam psa, musiałam zacząć z nim wychodzić po kilka razy dziennie i w ten sposób znowu w moim życiu zawitała większa aktywność fizyczna. Kolejno zobaczyłam, że na mojej uczelni organizowane są zajęcia pilates na które się zapisałam. Od teraz znowu zaczęłam aktywnie ćwiczyć i wracam do dawnej kondycji. Nigdy nie dopuszczę już do sytuacji żeby znowu stracić swoja formę .
W-F to tylko tyle, że istniał ale tak to starałam się nie ćwiczyć na nim no chyba że na siłownię szliśmy to pamiętam dokładnie. A teraz w domu mam rowerek treningowy, na którym staram się przynajmniej z pół godz dziennie pojeździć (no zdarzają się kilkudniowe przerwy). Ale zaczęłam trochę mniej jeść, zmieniłam swoją dietę i w ciągu prawie 2 miesięcy schudłam 4 kg:) jestem z siebie bardzo dumna i mój chłopak także bo mnie motywował do tego:)
Zacznę od tego, że Twoje włosy z piątego zdjęcia aż zwlekły moją pupę z kanapy, by w lustrze sprawdzić, jak się mają moje postępy w olejowaniu;)
Trzy dni konkursu, ponad stówka komentarzy – historie zabawne, wzruszające, wywołujące uśmiech i wywołujące westchnienie. Trudno konkurować, bo moja droga do bycia „fit” nie była jakoś strasznie wyboista, nie pchała mnie w otchłań nieopisanego zmęczenia ani nie wywoływała wodospadów łez…Ot, taka zwykła dziewczyna. Z dobrym metabolizmem (dzięki, Mamo!) i lekkością zrzucania nadprogramowych kilogramów „jesienno-czekoladowych” z łatwością, z jaką strzepuje się płatki śniegu z kurtki…
Styczniowy dzień AD 2005 i jego zielone oczy wśród kołdry śniegu, otulającej świat. Zakochałam się. Trzy lata poznawania siebie, docierania, chwil dobrych i złych, opiekowania się sobą w chorobie i wkurzania za głupoty. A ponad tym kilometry miłości, szacunku, przyjaźni…Ślub i ciąża poczęta podczas podróży po nim:) Radość, zwątpienie i wreszcie dzień, kiedy przybiłam piątkę Malutkiemu Człowieczkowi, którego od tamtej pory kocham miłością bezgraniczną.
A potem konsultacja w lustrze. Brzuch jak znudzona meduza, uda dawno już nie nadające się do rurek, jakieś to wszystko bez życia, bez stałej formy, bez jędrności…A ja ambitna jestem i jak się uprę, to idę jak buldożer. Chodakowska, Mel B, Jillian Michaels – z nimi się zaprzyjaźniłam, z nimi spędzałam na początku tego roku najwięcej czasu. Ból był, zmęczenie było, pot był, krwi i łez nie było. Krata na brzuchu jest, boczków nie ma, rurki są, mój uśmiech do lustra też jest. Bywało ciężko, zwłaszcza z czasem, bo nieraz fikałam na dywanie z laptopem o 23:00, jak już dziecię spało. Lecz najciężej bywało z chęciami. Po całym dniu pracy, opieki nad Małym, ogarnianiem domu i „niedomu” – najchętniej widziałabym siebie na mojej szarej sofie z otwartą stroną Ladygugu i mocną herbatą. A tu trzeba się wbić w jakieś sztuczne ubranko, wstać i o zgrozo, zacząć skakać, schylać się, robić przysiady, pompki i inne cuda na kiju. Moja metoda? Nie myśleć. Zanim w głowie wydźwięczą te cztery słowa „Nie-chce-mi-się”, ja już jestem w legginsach na dywanie i odpalam Chodakowską.
Zrzuciłam 5kg, lecz ta cyfra nie jest ważna. Moje ciało się zmieniło, ujędrniło, a ja czułam się fajnie przez cały sezon bikini, bez skrępowania rozkładając na plaży kocyk i nie czując frustracji przewijając „fit” zdjęcia na Instagramie. Lecz będę szczera – zyski są dużo większe! Nauczyłam się konsekwencji – ja, mistrzyni „słomianego zapału” codziennie się ruszałam, nawet jak byłam zmęczona, wkurzona, zdemotywowana, zła…Nauczyłam się tego, że cele można osiągnąć, gdy się na nie ciężko pracuje. „Nie przytyłaś w jedną noc, nie schudniesz w jedną noc” – święte słowa! Tylko ciężka praca, zacisnąć zęby i do przodu. I pokochałam swoje ciało, tak. Nie dlatego, że mam na brzuchu kratę i „rurkowe” uda. Pokochałam je za to, że tak fajnie mi się odwdzięcza za mój trud. I teraz często się do siebie uśmiechamy w lustrze:)
Biegam od dawna. TAle parę lat temu źle wykorzystywałam bieganie. Startem był mój pokój, natomiast metą – lodówka. A w niej przeróżne pyszności: wędliny, serki, pokarmy bogate w niezdrowe tłuszcze, za mało warzyw i owoców. I tak biegałam od pokoju do kuchni, a drzwi lodówki wachlowały niczym skrzydła lecącego motyla. Uczyłam się na egzaminy na studia, biegałam, jadłam i… tyłam. Niechciane zapasy tłuszczu gromadziły się w mym organizmie. Brzuch, aby był płaski, wciągałam tak, iż miałam wrażenie, że oczy wyskoczą z orbit. A i to wkrótce przestało pomagać. Zaczynałam nie mieścić się w ulubione ubrania, a poczucie mojej atrakcyjności i pewności siebie topniało jak lód w ciepłych promieniach słonecznych. I tak 15 nieproszonych kilogramów osiadło w mym ciele.
„STOP” – powiedziałam pewnego dnia i wzbudziłam w sobie ogromną chęć poprawy. I od tego przełomowego dnia bieganie zmieniłam w czynność, która przynosi same korzyści. Startem i metą stał się mój dom; a trasą już nie jest przedpokój, łączący pokój i kuchnię, lecz uliczki mojej miejscowości. I to jest to bieganie właściwe! Podczas tej czynności wzrasta poziom endorfiny w mym organizmie, dzięki czemu poczucie spełnienia, radości i szczęścia osiągają najwyższe szczyty. I póki co, już osiem nadprogramowych znikło. Zaczynają wyłaniać się właściwe kształty mojej sylwetki. I znów czuję, iż dobrze wyglądam i jestem atrakcyjna. Pewność siebie i poczucie własnej wartości wzrastają ku górze. Mój organizm staje się mocniejszy, silniejszy, a przede wszystkim zdrowszy. Bieg to także wspaniały pogromca nerwów i odtrutka wszelkich stresów. Dzięki niemu łatwiej rozładowuję negatywne emocje, a świat jest bardziej kolorowy i przyjazny. Bieganie to najbardziej skuteczny lek na chorobę, zwaną otyłością. To moja polisa ubezpieczeniowa przeciw różnym chorobom w przyszłości. Jest nie tylko fizyczną czynnością, ale też trenerem duszy. Bieganie to lekcja cierpliwości, wytrwałości i poświęcenia. Kształci silną wolę oraz systematyczność. I tylko od każdego człowieka zależy, jak taką lekcję wykorzysta. Ba – czy będzie chciał w niej uczestniczyć. Czy nauczy się z niej wiele i na jaką ocenę zasłuży… ? 😉
A od narodzin mojego synka ulubioną dyscypliną sportową stało się też podnoszenie 😉 A dokładnie jednego ciężarku, zwanego Krzysiem 😉
Swoją przygodę z tą dyscypliną sportową rozpoczęłam dnia 22 stycznia 2013 roku. Początki były dość łatwe – rozpoczynałam od wagi 3 kg 280 g. Była to niezliczona ilość podniesień w ciągu doby. A często i również nocą 😉
W dniu dzisiejszym jestem na etapie podnoszenia 20 kg 200 g 😉
Nigdy nie opuszczałam lekcji WF’u, wiecznie aktywna po skończeniu 20stki przytyłam i nie mogłam schudnąć. Na nic były mi ćwiczenia, bieganie, (nietrzymane) diety. Schudłam gdy wraz z mężem kupiliśmy… psa! Codzienne spacery, minimum 2 razy w tygodniu długi 1-2 godzinny spacer, wspólne bieganie- muszę dotrzymać tempa super aktywnemu psu! Dzięki emu mam parę kg mniej, 4 razy w tygodniu biegamy- razem z psem!- ćwiczę i trzymam super formę!
Nigdy nie lubiłam się ruszać, jak byłam mała to nawet miałam roczne zwolnienie z wf. Tak było do czasu gdy pierwszy raz zapisałam się na zumbę, która zmieniła moje podejście do sportu. Początki były dość męczące aż w pewnym momencie trafiłam do studia Top Dance w gdańsku gdzie przemiłe instruktorki: Paulina i Matra tak napawały swoją energią, że zawsze z uśmiechem chodziłam na kolejne zajęcia. Dzięki nim polubiłam wysiłek fizyczny i nawet zaczęłam kupować kolejne sportowe ciuchy. Pewnie tańczyłabym do dziś gdyby nie ciąża ale gdy urodzę mam zamiar wrócić i dalej trenować.