Zawsze byłam szczupła. No, może z wyjątkiem kilku miesięcy ciąży, kiedy to nagle, bez ostrzeżenia, z wagi piórkowej przeskoczyłam (a raczej przeturlałam się) do wagi ciężkiej. Po porodzie wypatrywałam dnia, kiedy będę w stanie robić coś, cokolwiek, co pozwoliłoby mi wrócić do formy po ciąży. I niestety, przez długi czas na tym wypatrywaniu się kończyło. Najpierw trzy miesiące obowiązkowego odpoczynku po cesarskim cięciu, potem kolejne tygodnie: bo małe dziecko w domu, bo zmęczenie, zakupy, pranie, gotowanie… Niby chcesz, ale nie możesz zacząć.
Trochę to trwało, ale wreszcie udało mi się wrócić do ćwiczeń. A jak już zaczęłam, to nie mogę ( i nie chcę) przestać. Ćwiczę, bo lubię, bo pomaga mi to wyrzucić z siebie złe emocje, nabrać dystansu do wielu spraw i, o dziwo, odpocząć.
Dziś chcę was zachęcić żebyście do mnie dołączyły i razem ze mną podniosły się z kanapy. Nie składajcie sobie obietnic, że zaczniecie jutro, na wiosnę czy w nowym roku. Zacznijcie dziś. Dziś jest najlepszy dzień, żeby zacząć się ruszać. Wstańcie z kanapy, ubierzcie się i idźcie biegać. Nie lubicie biegać? Jest jeszcze basen, aerobik, siłowania, jazda na rowerze albo ćwiczenia w domu. Lista aktywności jest długa, więc każda z was znajdzie coś dla siebie. Coś co sprawi wam przyjemność, bo to właśnie o przyjemność chodzi. Zgrabna sylwetka, jędrne ciało to efekt uboczny, który pojawi się po pewnym czasie.
Znajdźcie sobie partnera. Takiego, który motywuje, któremu zawsze się chce; nie takiego, któremu nie chce się ruszyć czterech liter z kanapy. Zapewniam was, że dobre towarzystwo to już połowa sukcesu; złe, to gwarancja, że nic z tego nie wyjdzie. Ćwiczcie dla przyjemności. Niech to nie będzie przykry obowiązek. Wskakujcie w sportowe buty i dajcie się ponieść endorfinom. Na końcu czeka na was dzika satysfakcja i… zgrabne ciało. Nie mówię, że będzie łatwo, ale mogę wam obiecać, że będzie warto. Wchodzicie w to?
KONKURS
Opisz w kilku zdaniach swoje przygody z ćwiczeniami – czy ruszasz się ciągle czy może wcale? Czy robiłaś to kiedyś, a teraz coś (co?) nie pozwala ci wrócić? A może nienawidziłaś wf-u od zawsze i jest tak do dzisiaj? Zapraszam was do dyskusji.
Wśród waszych wypowiedzi wybiorę komentarz / komentarze, a autorkę obdaruję zestawem ubrań od Under Armour (buty, bluzka lub biustonosz sportowy, bluza i spodnie) i piękną torbą sportową od Morini ( kolor do wyboru: czarny, grafitowy lub brązowy).
Konkurs trwa od 6.11.2015 do 15.11.2015. Wyniki ogłoszę do 20.11.1015.
Wyniki konkursu
Zestaw ubrań z torbą i butami wygrywa Karolina (karolinam…[email protected]
Zaglądajcie na bloga, bo mam dla was jeszcze kilka niespodzianek.
Torba: Morini
Kamizelka:Under Armour
Bluza:Under Armour
Od zawsze uwielbiałam w-f i ćwiczenia. Czas szkoły podstawowej, gimnazjum i liceum były niezwykle intensywnym czasem dla mojego organizmu. W-fy każdego dnia w tygodniu, dodatkowo lekcje tańca, ale zawsze gdzieś wygrywała siatkówka. Gdy poszłam na studia trochę się pozmieniało, ale moim życiu i tak pozostał najbardziej ukochany sport – czyli siatkówka. Treningi z tej dyscypliny, ze względu na moją niespożytą energią uzupełniałam ćwiczeniami w domu i na świeżym powietrzu – bieganie. Niestety lata intensywnego wysiłku sportowego sprawił, że mój organizm odmówił w pewnym momencie posłuszeństwa… Przez prawie rok, byłam odsyłana od lekarzy do lekarzy.. Był to okropny czas dla mnie, nie mogłam się pogodzić z tym, że muszę przerwać treningi, że muszę sobie odpuścić. Lekarze już stawiali krzyżyk moim pasjom, ale dzięki mojemu wytrwaniu, rehabilitacji – udało się! Od miesiąca staram się powrócić do dawnej formy! Pomalutku, pomalutku, do celu…
Takie wyposażenie mojej szafy na pewno jeszcze bardziej podniesie mnie na duchu i zmotywuje. Grunt to komfort w ruchu i dobre samopoczucie!
Wyniki konkursu: Wyniki ogłoszę do 20.22.1015?? ;O kiedy to będzie? :O A tak bym chciała coś wygrać dla siebie:) Jeśli 20.11.2015 to bym miała prezent od Świętego Mikołaja. Zestaw ubrań w sam do motywacji by zacząć robić brzuszki. Długie zimowe wieczory to chyba najlepsza pora. Albo torebka, z taką torebką na spacer to przez zaspy nawet mogę chodzić 😉
Na pytanie konkursowe odpowiedziałam kilka dni temu 🙂 a w tym komentarzu tak sobie marzę co mnie będzie czekało, gdy wygram 😉
uppps:)Mała pomyłeczka. Dzięki Dorota.
Przez całe życie byłam Olinkiem Okrąglinkiem. 4 lata temu wzięłam się za siebie. Wszystko zaczęło się od zumby, potem siłownia, piletas….aż wylądowałam na pole dance. Łącznie zgubiłam 34kg. Trzymałam wagę dzielnie, aż do momentu. Dostałam wymarzoną pracę z niewymarzoną ilością godzin (ok 350 miesięcznie). Ledwo żyłam, zarabiałam, nie ćwiczyłam. Rzeczy zaczęły być ciasne aż kupiłam nowe. Po roku stanęłm na wagę + 18kg. Tydzień później rzuciłam pracę, miałam dość. Teraz mam nową, normalną. Wracam na dobre tory. Walczę i szukam motywacji Każdego dnia sobie mówię, że nie straciłam wszystkiego, że dam radę. Łatwo nie jest z echem słowa „porażka” z tyłu głowy.
pozdrawiam.
A u mnie to jest tak : KOCHAM sport od ZAWSZE 🙂 od malego zawsze lubilam jezdzic na rowerku , na rolkach , uwielbialam plywac -zawsze czulam sie jak ryba w wodzie ( dlatego tez potem ukonczylam kursy nurkowania i jak tylko to mozliwe nurkuje ) , narty , snowboard – uwielbiam …. tylko czasu na to wszystko brak …. ale w codziennym zyciu ” tealistycznym ” hihihi staram sie miec jak najwiecej ruchu …. w ciazy i po ciazy -spacery dluuugie 🙂 jak wsadzilam dziecko w wozek to potrafilam zrobic dobrych kilkanascie km spacerujac i zalatwiajac przy okazji wazne sprawy . Od wrzesnia wrocilam na areobik do studia ( trafilam na dziewczyne mega mega zajebista do ktorej chodIlam „sto lat temu ” jesCze przed pierwsza ciaza 🙂 ale oczywiscie jak nie jedno dziecko jest chore to drugie i tak chodze na „zmiane” ….. staram sie troche biegac (ale przy mojej chorobie stawowej mam to troszke ograniczone ) Ale na prawde jak cwicze to czuje ze zyje , cwiczenia dodaja mi sily nie tylko fizycznej ale takze psychicznej , czuje sie wspaniale jak moge isc na poranny trening , a spacery z dziecmi lub jazda na rowerze ( potrafimy zrobic 60 km z 8letnim synem 🙂 – Syna tez zarażam pasja do sportu 🙂 ) TO JEST TO CO KOCHAM :))) ❤❤❤
Moją przygodę z aktywnością można podzielić na 3 etapy. Pierwszy to dzieciństwo, w którym nie potrafiłam usiedzieć na trzech literach. Całymi dniami biegałam po dworze, skakałam po drzewach, wieczorami zabawy podwórkowe ze wszystkimi dziećmi ze wsi. Mama zwykle miała problem, by zagonić mnie do domu. Przykre jest to, że obecnie z dziećmi jest na odwrót, często ciężko je wygonić na dwór:( Laptopy, telefony, TV zdominowały życie naszych maluchów. Na co ja osobiście nie mam zamiaru pozwolić w kwestii moich dzieci;) Ale nie o tym teraz mowa. W szkole podstawowej i średniej uwielbiałam wychowanie fizyczne, a zwłaszcza grę w kosza, którą kocham do dziś:) Drugi etap to studia i macierzyństwo. Moja aktywność fizyczna w tym okresie niestety bardzo kulała. Lenistwo nie było jedynym problemem, bardziej obawiałam się utraty wagi. Od zawsze byłam szczupłą osobą i od kiedy pamiętam walczę o każdy kilogram, a kiedy już przybędzie to staram się ze wszystkich sił, by ze mną został. Dobrnęłam do trzeciego etapu, który obfituje w aktywność fizyczną. Aktualnie siedzę w domu z dziećmi i w wolnym czasie przeglądam różne blogi, dużo czytam i wkręcam się w zdrowe odżywianie. Zaczęło się od ćwiczeń, które spowodowały zwiększenie apetytu i z czasem przybrałam moje upragnione 3 kg:)) Ćwiczę 4-5 razy w tygodniu w domu i bardzo dobrze się z tym czuję. Mam dużo energii, moje ciało zmienia się na lepsze, mój mąż inaczej na mnie patrzy, a moje dzieci ćwiczą razem ze mną. Kiedy ja wyciągam swoją matę, one wyciągają swoje małe kocyki i do dzieła:) Kiedy przybijają mi piątkę po każdym ukończonym ćwiczeniu to daje mi kopa do dalszego działania. Mam nadzieję, że zarażę moje dzieci zdrowym trybem życia i aktywnością. W końcu to my rodzice jesteśmy, a raczej powinniśmy być wzorem dla naszych dzieci. Życzę wszystkim wytrwałości i powodzenia:)
W-fu Matka nigdy nie lubiła. Od zawsze! Przerażał ją kozioł, a gigantyczne skrzynie a’la wieża Babel przyprawiały Matkę o zawrót głowy. Ba! już nawet same materace wywoływały u niej nieprzyjemne drgawki i kołatanie serca. O ile wszelkie gry zespołowe nawet sprawiały Matce przyjemność, o tyle kiedy wprowadzono obowiązkowy basen, jej frekwencja na zajęciach spadła. Do zera. Matka znana była Włefistce tylko z nazwiska. Uczeń-Widmo. Niby jest, a nie ma. Człowiek-cień. I nie dziwi Matki w ogóle, że dzisiejsza młodzież nie ćwiczy, że większość ma zwolnienie. Ile by Matka dała za taki świstek od lekarza, by móc uniknąć sportowego terroru! A, że w tej kwestii mama Matki nieugięta była, ta musiała się gimnastykować, jak ćwiczyć, żeby nie ćwiczyć. I skończyło się nieklasyfikacją, a w konsekwencji zagrożeniem. Kiedy Matka poszła na studia, myślała, że będzie łatwo i przyjemnie. Dopóki nie kazali wybrać jej zajęć sportowych:
a) basen (Matka umie tylko tyłek moczyć),
b) w-f ogólny z kozłem w roli głównej,
c) gry zespołowe (a że Matka w-fu unikała jak ognia – albo dwóch, to jej umiejętności wywoływały (u)śmiech u pozostałych),
d) aerobik.
Oczywiście wybór padł na ostatnią dyscyplinę, którą Matka nawet polubiła. I jakoś poszło. Nawet poradziła sobie całkiem nieźle. Po raz pierwszy w całej swojej edukacji, Matka miała ocenę bdb na koniec. I tu miał być koniec jej przygody z w-fem.
Kto by pomyślał, że będąc Matką, będzie się gimnastykować każdego dnia?! Dzień w dzień od blisko 3 lat wykonuje energiczne skłony, przysiady i podskoki. Staje na głowie, by całą chałupę ogarnąć. Chodzi na rzęsach po kolejnej z rzędu nieprzespanej nocy. Popmki? Proszę bardzo! Za każdym razem, gdy kolejna zabawka zniknie w przestrzeniach podmeblowych. Tor przeszkód to pikuś! Spróbujcie przedrzeć się przez niewielką przestrzeń zasypaną wszystkimi zabawkami, porozrzucaną pościelą i nie do końca złożonymi łóżkami, z jednym bobasem na rękach i drugim uwieszonym przy nodze, kiedy podskakująca na garnku pokrywka bezlitośnie mierzy twój czas. Odlicza: dziesięć, dziewięć, osiem, siedem….
Koszykówka – perfect. Matka ćwiczy rzuty na odległość po każdej zmianie pieluchy. Siatka? Pewnie! Ile? Dwie, trzy, dziesięć? Biegi – z wózkiem, bez wózka, z ciężarem lub bez, krótkie i długie dystanse. Nawet wykopy Matka ćwiczy – za każdym razem, kiedy otwiera furtkę. Drzwi otwiera też jak na sportowca przystało – staje na palcach, napina zadek, pośladki znaczy się i powoli wykonuje półprzysiad. I po co Matce siłownia, kiedy 24 godziny na dobę ćwiczy bicepsy, tricepsy i przedramiona z siedmiokilowym ciężarem, który jej nigdy nie odpuści niczym najlepszy trener. A w godzinach 15-23 o jej tężyznę fizyczną dba 15-kilowa Córka. Kiedy wybija godz. 23 i zapada cisza, przerywana pojedynczymi chrapnięciami przez wiecznie usmarkane nosy, Matka trenuje wykroki. Bierze głęboki wdech i robi duży krok do przodu. Stopa bezszelestnie ląduje najpierw na pięcie, potem na palcach. Delikatnie opuszcza kolano jednocześnie nasłuchując, czy oddech Córki i Syna podejrzanie się nie zmienił, sygnalizując przebudzenie. Śpią. Matka próbuje utrzymać w miarę wyprostowaną postawę i stara się nie uderzyć drżącym kolanem o podłogę. Ma ono wisieć nad podłożem. Ćwiczenie wykonuje z największą starannością i skupieniem. Nie spieszy się. Powoli unosi biodra i przenosi nogę do przodu. Wraca do pozycji wyjściowej. Wydech. Wdech. I tak kilka powtórzeń, aż znajdzie się na tyle daleko, że każdy nieprzewidziany ruch nie będzie w stanie zakłócić dziecięcego snu.
Potem jeszcze godzina ćwiczeń relaksacyjnych… 😉 I można iść spać.
A tak poważnie, to czas najwyższy wziąć się za siebie. Przyłączam się do akcji i za cel stawiam sobie mięśnie klatki piersiowej. W końcu żadna matka nie chce by jej piersi przypominały uszy jamnika.
Gdy chodziłam jeszcze do szkoły nienawidziłam w-fu .Byl dla mnie koszmarem a wszystko przez to ,ze ciagle gralismy w znienawidzona prze zemnie siatkę.Tak o to zraziłam się do ćwiczeń .Jednak gdy 6 grudnia 2014 roku urodziłam Alanka coś się we mnie zmieniło .Poczułam ,że muszę wyjść z domu ,postanowiłam rozpocząć przygodę z bieganiem 🙂 Biegałam tak sobie aż do początku pazdziernika ,sport dodawał mi pewności siebie ,znów czułam się dobrze ze sobą .Niestety aktualnie musiałam go zaprzestać ,ponieważ Alanke doi cysia i jest w okresie ,wktórym co chwila się budzi dlatego na wieczorną aktywność póki co nie mogę sobie pozwolić i w dzień także mam mało casu .Mam jednak nadzieje ,że gdy skończymy z piersią znów będę mogła ruszyć z pełnym impetem 🙂
Hmm… aktywność fizyczna… U mnie to zawsze były (i niestety nadal są zrywy). Rozpoczynam pełna sił i zapału, a potem gdzieś to ze mnie uchodzi. Próbowałam już wielu dyscyplin: bieganie, pływanie, aerobik czy aktualnie cross fit.Nigdy nie byłam osobą szczupłą, zawsze te kilka nadprogramowych kilogramów spędzało mi sen z powiek. Oprócz mojego słomianego zapału, problemem jest także nie trzymanie się zdrowej diety 🙁 Ale dość narzekania 😉 Rok temu urodziłam synka i choć krótko po porodzie z wagą i wyglądem było ok, tak im dalej w las tym gorzej. Postanowiłam więc spiąć pośladki i zacząć się ruszać, zaczęłam od ćwiczeń w domu… i co? po 3 tygodniach finito 🙁 Następnie na warsztat wzięłam bieganie, dołączyłam do bratowej… i co? po miesiącu bratowa zaszła w ciążę, zostałam sama na placu boju i the end. Zapału i chęci na aerobik wystarczyło mi aż na 1 zajęcia 🙁 Ale, ale… jest światełko w tunelu: od 2 miesięcy regularnie (podkreślam :regularnie) chodzę na zajęcia cross fit. Mam nadzieję, że starczy mi sił i samozaparcia by nie zboczyć z tej drogi. Jest lepiej, czuję się lepiej, a czy wyglądam lepiej to nie mnie oceniać 😉 Choć jak teraz tak sobie piszę ten komentarz, przyszła mi do głowy jeszcze jedna myśl, że jako dziecko tańczyłam w zespole i to chyba była ta aktywność, która sprawiała że byłam zadowolona 🙂 Biegnę poszukać jakiegoś studia tańca w okolicy… trzymajcie kciuki. A ten piękny zestaw sportowy byłby idealny 😉
Witam.Jako dziecko zawsze byłam bardzo aktywna fizycznie.Biegałam,grałam w pilkę ręczną i nożną.Zresztą co było robic na wsi w latach 80.Graliśmy i biegaliśmy wtedy wszyscy jak najęci.Teraz jestem mamą dwóch chłopców,15 letniego Kacpra i 7 letniego Krystiana.Pracy i ,,biegania,,wokoło domowych obowiązków jest mnóstwo i wydaje nam się,że co jak co,ale kondycje mamy super.Ja przekonałam się ,że rzeczywiście mi sie tylko wydaje.Jakiś czas temu miałam nieprzyjemną sytuację,która wymagała ode mnie szybkiej reakcji i błyskawicznego dobiegnięcia na miejsce.Niestety po przebiegnięciu jakiś 200 metrów myślałam,że płuca wypluje.Na szczęście wszystko skończyło się dobrze.Ale…..Ja dostałam olśnienia,że przecież nie mam najmniejszej kondycji….Zaczęłam biegać.Dlaczego akurat biegać…Chociażby dlatego,że ten rodzaj aktywności nie potrzebuje dużych nakładów finansowych.Znalazłam sobie partnera do biegania( mojego męża).Który po 15 godzinach pracy nigdy mi nie odmówi i ciągle mobilizuje.Biegamy od ponad roku.Tak dla siebie.Codziennie jakieś 3-5 kilometrów.Jestem z nas dumna.Dzięki temu znalazłam sposób na rozladowanie złych emocji,moja figura wygląda coraz lepiej i świetnie się czuję.Zaczęłam tez uczęszczać na zumbe i muszę przyznać,że mimo jestem jedną ze starszych kobiet na zajęciach ,radzę sobie nie raz lepiej niż młode dziewczyny.Zaczynają mi się marzyć biegi masowe.Takie do 10 km.Wiem,że jeszcze jestem nie gotowa,ale kto wie.Dumna jestem z siebie i męża,że tym małym wiejskim społeczeństwie wyrwaliśmy się i robimy cos dla siebie,nawet jak inni patrzą na nas jak dziwaki.pozdrawiam.
Ach…te komentarze nie motywują do ćwiczeń bo jak je przeczytałam to widzę że nie jestem sama, chciałbym ale nie mogę:) może taki super strój mnie zmotywuje … a tak na poważnie to ja tak średnio co pół roku mam zrywy, chodzę regularnie najczęściej na rowerki, które kocham i pilates, do tego w weekend wypad na basen z córcia, i wtedy czuję się super i mam superpowera do działania do momentu aż nagle coś mnie od tego odciąga np. Choroba, wakacyjny wyjazd, nawał pracy i przez kolejne pół roku nie mogę do wrócić. Właśnie mija to nieszczęsne pół roku nic nierobienia i moje cztery litery już same domagają się żeby oderwać je od kanapy
Witam 🙂 a u mnie było tak, że zawsze lubiłam zajęcia z w-f, brałam udział w większości zawodów sportowych, głównie w grach zespołowych – naprawdę bardzo to lubiłam, trochę gorzej było z lekkoatletyką ale i to było ok 🙂 a teraz jestem żoną i mamą Bartka (6 lat) i Natalki (3 lata) :))). moja aktywność fizyczna ogranicza się do spacerów i jazdy na rowerze (z fotelikiem z córcią a syn obok na swoim rowerze) i nie ukrywam, że często to właśnie syn wyciąga mnie na rower :). Marzy mi się zgrabna , wysportowana sylwetka, tylko ciągle odkładam to na później… ale chyba nie ma co odwlekać i zacząć realizować swoje cele 🙂 pozdrawiam serdecznie :*
Moja przygoda z ćwiczeniami tak na poważnie i bez szukania wymówek rozpoczęła się pewnej zimnej listopadowej środy. Otrzymałam telefon z klubu fitness, że powstała nowa grupa zajęciowa i zapraszają wieczorem na pierwsze zajęcia pole dance. Szłam tam pełna obaw. Czy dam radę? Czy wytrzymam godzinę zajęć? Czy nie będę najgorsza w grupie? A potem zobaczyłam instruktorkę. Niewysoka blondynka, krótkie spodenki, sportowy stanik. Umięśnionym ciałem nie zachwycała, a mimo to pomyślałam, że chciałabym kiedyś tak się ubrać na zajęcia i czuć pewnie. Magia zaczynała się w momencie, gdy Ola weszła na rurę. Przecierałyśmy oczy ze zdumienia i zastanawiałyśmy się głośno, czy kiedyś tak będziemy umiały.
I zaczęło się. Rozgrzewka, nauka chodzenia wokół rury, najprostszy i najbardziej podstawowy spin, zabawa na odkręconej rurce. Otarcia w parze z siniakami, których przybywało z każdą kolejną minutą. Godzina zajęć zleciała w mgnieniu oka. Wyszłam z sali wielkim uśmiechem na ustach, naładowana endorfinami, obolała do tego stopnia, że nie byłam w stanie założyć spodni i zaczynałam odliczanie do kolejnej środy.
Następnego dnia miałam zakwasy na całym ciele; w miejscach, o których istnieniu nie wiedziałam. Posiniaczone nogi i ręce dawały się we znaki. Mimo to, czułam że w końcu znalazłam coś dla siebie. Coś, co będzie mi sprawiać radość i przestanę obsesyjnie czekać na spadek wagi, bo na pierwszym miejscu będzie doskonalenie umiejętności.
Od tej listopadowej środy minęły cztery miesiące. Z jednych zajęć tygodniowo zrobiły się trzy. Doszła do tego siłownia, ponieważ w domu nie mam możliwości wzmocnić pleców, a bez tego ani rusz. Dla relaksu – basen. Pole dance stał się prawdziwą pasją. Idę na trening, ponieważ chcę, a nie z obowiązku. Nawet zmęczona po całym dniu zajęć i obowiązków, podpierająca się nosem żeby nie upaść, wchodzę na salę i w momencie dostaję zastrzyk energii. Zapominam o wszystkim. Zaraz po wychodzę zmęczona, ale też szczęśliwa i spełniona.
Czego się nauczyłam przez ten czas? Masę rzeczy. Przede wszystkim przełamałam swoje lęki. Wiem, że wszystko siedzi w głowie i tylko to mnie blokuje. Staję na głowie, mimo że nigdy nie stanęłam na rękach bez asekuracji! Robię inverty, które były dla mnie w strefie marzeń, a okazało się, że nie są aż tak trudne. Wzmocniłam swój chwyt na tyle, że jestem w stanie zrobić bardziej złożone spiny, a na początku zrobienie pojedynczego było dla mnie czymś nieosiągalnym. Mogłabym wymieniać nazwy figur, które nic nie mówią niewtajemniczonym, a pokazane na zdjęciach wywołują podziw u osoby je oglądającej.
Poza sferą czysto fizyczną są też zmiany w psychice i sposobie myślenia. Stałam się bardziej pewna siebie. Na zajęciach jestem w króciutkich spodenkach i staniku sportowym i nie przejmuję się swoim wyglądem, niedoskonałościami brzucha czy zbyt grubymi udami. W momencie, gdy wchodzę na rurę widzę fajną dziewczynę, która robi coraz fajniejsze rzeczy.
Stałam się bardziej otwarta. Kiedyś pójście na zajęcia fitness nie znając absolutnie nikogo było niewykonalne. Teraz mam nowe grono znajomych i szybko odnajduję się w nowej grupie. Nauczyłam się prosić o pomoc i słuchać rad innych, niezależnie od tego czy są od trenerki czy dziewczyny z grupy. Każdy ma coś do zaoferowania i ma się czym dzielić. Przestałam snuć plany na kilka lat w przyszłość. Teraz wybiegam góra dwa tygodnie w przód, a cele jakie sobie stawiam są jak najbardziej realne.
A co najważniejsze dla mnie zrozumiałam, że jak znajdzie się w życiu coś, co sprawia frajdę robi się to mimo wszystko. Skończyły się wymówki, skończyło się odkładanie na jutro. Pole dance wymusił też zmianę nawyków żywieniowych. Żeby mieć siłę i energię nie mogę jeść byle czego i byle jak. Nie trzymam żadnej diety, jem jak zwykle, ale bardziej świadomie. Nie zadręczam się, bo zjem czekoladę, ani nie robię miliona brzuszków. Wiem, że jedna czekolada nie przekreśli tego, co do tej pory osiągnęłam.
Dziesięć kilko,dużo czy nie dużo?W sumie to nie wiem,ale tyle właśnie przybrałam po ciązy.Chyba najważniejsze to jasno sprecyzowac sobie cel. Realny cel. Do którego trzeba dążyć nie bacząc na przeciwności.Przec do przodu niczym podczas porodu. No i szukac motywacji skąd się da. Chyba z miliony razy zaczynałam trenowac i przestwałam.Biegałam kilka miesiący potem już mi się nie chciało, aprzeciez za czasów liceum byłam gwizdą szkolnej koszykówki.A grawitacja działa i moje jędrne ciałko powoli zamienia się w worek wiszący do ziemi. Ale ja mam motywację. Zmieścic się w wymarzoną suknię ślubną,która już wisi w szafie. No niestety musialiśmy odłożyć ślub,bo córka pchała się na świat za wcześnie. Ale teraz kiedy już wszystko zaplanowane,to musze,po prostu musze być w formie. Bo po pierwsze głupio by było poszerzeń kieckę,a po drugie muszę przetańczyć całą noc. Wiec co wieczór,kiedy prawie mąż jest w stanie zając się maleństwem wychodzę pobiegać. No dobra,czasem spaceruję,czasem tylko się wyginam a czasem tylko po prostu chce wyjśc z domu.Żeby naładowac akumulatory,odsapnąć,odzyć,delektowac się ciszą i samotnością.A przy okazji wydzielić troszkę endorfin po wysiłku fizycznym. To dziwne że odpoczywam męcząc się.Polecam każdemu.
Jako dziecko uwielbiałam się ruszać. Chodziłam na basen, siatkówkę, karate, break-dance. Kochałam jeździć na rolkach, rowerze, koniach, tańczyć… później okazało się, że mam dużą alergię wziewną w tym na roztocza i dostałam od lekarzy zakaz chodzenia na w-f. Na break-dansie doznałam kontuzji kolana, która powracała przez kilka kolejnych lat. Alergia się nasilała i tak mój ruch ograniczył się do pójścia do pracy. Przez ślubem zapisałam się z mężem na tańce, spodobało nam się. Chodziliśmy na tańce, aż…. zaszłam w ciąże. No i niestety, ciąża zagrożona i leżenie. Poród zakończył się cc. Nim zaczęłam się ruszać zaszłam w kolejną ciążę. Znowu ciąża leżąca, szpitale. Kolejne cc. Zero się by podnieść się z łóżka nie mówiąc o ćwiczeniach. Moje ciało mimo iż nie przytyłam dużo zrobiło się rozlazłe. Mięśnie gdzieś zaniknęły. Nie mogłam spojrzeć w lustro. Mąż mnie pocieszał i mówił, że jak dojdę do siebie po cc i zacznę się ruszać to moje ciało wróci do dawnej formy. Zmotywowałam się! Zaczęłam ćwiczyć w domu. Najpierw wykonywałam delikatne ćwiczenia, później zaczęłam ćwiczyć z MelB i E. Chodakowską. Kupiłam specjalne buty do trenowania w domu. Niestety mój organizm zaczął się buntować.Zaczęłam krwawić, brzuch zaczął boleć. Za szybko na tak ostre ćwiczenia. Musiałam zrezygnować. Zaczęłam się objadać czekoladą. NA szczęści trwało to tylko 2 tygodnie. Opamiętałam się. Przecież nie tędy droga. Tym sposobem moje ciało się nie ujędrni. Postanowiłam zacząć się więcej ruszać na świeżym powietrzu. Wczoraj kupiłam nowe buty do biegania i chodzenia po asfaltowych nawierzchniach. Dziś byłam je wypróbować. 2letni synek i pół roczna córka w wózku. Torba wypchana po brzegi rzeczami dla dzieci, wózek ciężki i ja pchająca go w tą piękną pogodę. Myślałam, że nic nie zepsuje mi tak świetnego humoru, mimo iż było ciężko. Słońce, endorfiny, śmiejące się dzieci, liście lecące z drzew… i ja, niestety cała mokra. Założyłam to co miałam pod ręką. Zwykłe legginsy i sweter. Słońce grzało tak mocno, że przy marszu strasznie się spociłam. Niestety nie mogłam się rozebrać, a gdy tylko wiatr lekko zawiał przechodził mnie dreszcz. Mam nadzieję, że nie będę chora i że nie skończy się na dzisiejszym dniu moja przygoda. Chcę dalej dbać o siebie, tylko nie w moich ciuchach. Wiem, że odpowiednie obuwie jest tak samo ważne jak odpowiedni strój. Muszę zadbać o siebie i dobrze wyglądać! I muszę pożegnać się z czekoladą, którą tak bardzo kocham…
Zawsze unikałam ćwiczeń i wf był moim koszmarem, na szczęście dla takiego lesera jak ja okazało się, że lekarz bez problemu wypisał co roku nowe zwolnienie z wf. A potem dojrzałam i zaczęłam szukać czegoś dla siebie: aerobik, basen, siłownia, trening obwodowy, bieganie, rower, nordic walking, zumba. Czego ja nie próbowałam? Ćwiczyłam w domu, z ludźmi w klubach fitness i ciągle coś mi nie pasowało. Ciągle szukałam czegoś nowego. Teraz gdy jestem mamą brakuje mi aktywności fizycznej – stwierdziłam, że będę ćwiczyła w domu bo i taniej i nie muszę się jakoś specjalnie ubierać. Ale w domu jak to w domu: a to sprzątanie, a to gotowanie, a to nie ma kto na dziecko zerknąć. Wczoraj się wkurzyłam i powiedziałam dość tego! Minął rok od porodu a ja dalej jestem taka rozwlekła! Co z tego że wiosną i latem biegałam, co z tego że próbowałam ćwiczyć z Chodakowską czy Lewandowską, skoro brakuje mi systematyczności. Do wczoraj. Zapisałam się na pilates. Pierwsze zajęcia jutro a ja? NIE MAM W CO SIĘ UBRAĆ! Dlatego spoko na te pierwsze zajęcia pójdę w starym dresie, a jak chcesz poratować matkę by na kolejne się wylaszczyła i miała jeszcze lepszą motywację to wiesz już kogo wybrać w konkursie :*
Kingo!
Ja też biegam, zaczęłam od tego roku od maja.
świetnie mi z tym.
Polecam każdej kobiecie i zwłaszcza kobiecie mamie.
Jest satysfakcja i wzrasta pewność siebie.
Do tego zawsze to jakaś odskocznia od dzieci.
piąteczka 🙂
W podstawówce i liceum WF był moim ukochanym przedmiotem zaraz po matmie i informatyce. Przez 10 lat trenowałam siatkówkę, byłam w reprezentacji szkoły przez wszystkie lata edukacji. Startowałam też w zawodach biegowych, ping ponga, skoku wzwyż, koszykówki. Po lekcjach godzinami jeździłam na rowerze, grałam w tenisa na osiedlowej drodze, skakałam w gumę, chodzenie po drzewach i przechodzenie przez płoty to było moje aktywne dzieciństwo. Z czasem jak zdałam maturę i poszłam na studia coś we mnie pękło, dziś wiem, że to były początki depresji. Zrezygnowałam z kontynuacji grania w siatkówkę i reprezentowania uczelni w AZSie. To co kiedyś kochałam a mianowicie grę w siatkówkę, stało się tylko wspomnieniem, próba powrotu do sportu po 5 latach przerwy nie przyniosła rezultatu, forma przez ten czas spadła do zera, a z racji depresji nie było energii do jej odbudowania. Dziś mam 30 lat i nie pamiętam kiedy ostatni raz biegałam (nie licząc biegu na autobus) czy grałam w siatkówkę. Bardzo tęsknie do tamtych czasów gdy sport to było moje drugie życie. Chciałabym przed ciążą zadbać o formę, bo boję się, że po urodzeniu dziecka będzie mi ciężko wrócić do obecnej formy czy też zrzucić zalegające zbędne na chwilę obecną 10kg. Z racji depresji w kąt porzuciłam też moje rolki, kije do nordic walkingu oraz buty w góry. Choroba wyssała ze mną całą energię, mam nadzieję, że kiedyś energia wróci i znów będę mogła się cieszyć z uprawiania sportów.
mróz, śnieg, deszcz, skar czy wiatr, nic nie przeszkadza mi w bieganiu po lesie który znam od dziecka i znajduje się niedaleko mojego domu. żadna grypa mi nie straszna a odkąd biegam moja odporność znacznie wzrosła. widzę to po sobie ponieważ od trzech lat jedyną dolegliwością to katar 🙂
Dwa razy w tygodniu, zakładam moje reeboki do biegania, cąły dres i słuchawki na uszy z ulubionymi kawałkami któe jeszcze mocniej napedza mnie do szybszego kroku w bieganiu. To lubie najbardziej 🙂
Gdybym na 100% wiedziałą że dane cwiczenia pomoga zrzucuc mi moje zbedne 10 kilogramów, chetnie podjełabym sie jakiegos wyzwania. Próbowała wiele cwiczen i diet, i nie ma rezultatów. moze byly ale małe. szybko sie wiec zniecheciłam do takich katorży. trudno ..
sport to moja największa miłość!
jestem instruktorą fitness.
obserwuję spoleczenstwo i ludzi. zwłaszcza pani ktore przychodza do mnie na zajecia z zumby.
mam kilka kobietktore regularnie od kilku lat stawiaja sie na fitnesie.
innych twarze widze tylko raz czy dwa.
niestety odpuszczaja.
Jestem zalamana poniewaz jestem w ciazy ale lekarz kazał lezec juz do końca czyli jeszcze 3 miesiace. Nie wyobram sobie jak sie tak zapuszcze jak dojde do siebie po ciazy. juz planuje kiedy zaczne ciwiczyc , juz waga pokazuje 13 kilogramow na plus.
Piłka nozna to dla mnie najciekawszy sport. Grywałem w szkole podstawowej, sredniej i potem jeszcze na studiach. Zdobywałem trofea. Dziś po latach jeszcze chetnie bym zagrał niestety nie ma z kim. od czas kupie krten na silownie i pakuje albo biegam na bierzmi. Nie mam brzucha i czuje sie fantastycznie po przebienięciu 10 kilometrów 🙂
najwazniejsze to miec samozaparcie. w dzisiszej dobie zycia kiedy kazdy goni nie na stadiona le do pracy to ciezko wygospodarowac sobie chwile dla siebie. a jeszcze jak sie ma rodzine gdzie kazde dziecko z osobna wymaga ogromnje uwagi to juz jest problem. staram sie dbac o zdrowie w kazdym jest aspekie, wiem ze sport to zbawinie dla organizku pod kazdym aspektem. staram sie ile moge ….
Typowy ze mnie luzer i leń jeśli chodzi o ćwiczenia jakiekolwiek. Jedyny sport jaki uprawiam to wychodzenie po schodach i szczescie w nieszczesciu, gdyby nie to ze mieszkam na 4 pientrze bez windy pewnie i po schodach bym nie wychodzila.
Pani Kingo, zazdroszcze samozaparcia i takiego super bloga. Chętnie zawsze tutaj zagladam, i mam nadzieje ze wygram choc raz cos fajnego. Zawsze ma Pani takie przydatne rzeczy. Ja jestem srednim wyrazem sportoca. Jak mam czas i chętci to chodze na fitness, oraz tak jak PAni biegam. Nic po za tym. Ale zawsze to coś 🙂 przynajmniej tak sie pocieszam
Jestem zdziwiona postawą niektórych ludzi którzy boją się siłowni i sportów! Całe zycie biegałam, mam kilka medali w zwiazku z braniem udziału w olimpiadach. Nigdy nie imały sie mnie zadne choroby. Wygladam i czuje sie mlodo mimo iz 4 na przodzie. DO dzis dnai nie spoczywam na laurach i nadal trenuje. Polecam wszystkim 🙂
Torba morini super<3 mam taka tylko w innym kolorze, bardzo jestem z niej zadowolona 🙂
Jestem typowym leniwcem z przed telewozora. Nigdy nie lubiłam wfu i starałam sie w miare mozliwosci zglaszc te typowe NP. 🙂 Dzis tego zaluje ponewaz mam rozstepy tu i ówdzie. Do tego włąki na brzuchu i na udach. Nie moge pozwolic sobie na mini w wakacje, cóz , grzechy mlodosci teraz wychodza na jaw.
Gdybym tylko miała czas to chętnie pobiegałabym z Tobą, bardzo lubiłam spotry wszelkiego rodzaju, biegałam maratony i polmaratony, trenowałam wspinacznę , chodziłam po górach i prowadziłąm zajęcia z umby. Niestety od 3 lat jestem kontuzjowana. Miałam wypadek samochododowy gdzie zlamałam obie nogi. Ciągle jestem rehabilitowana. Nie moge doczekac sie kiedy wroce do formy. Ale kosttium chetnie wezmę przyda sie za kilka miesiecy 🙂
Witam, jestem Lidia mam 22 lata i 3 miesieczna coreczke. Jak i autorka postu w czasie ciazy z wagi piorkowej przeszlam w ciezka, moglabym powiedziec nawet w bardzo ciezka. Nigdy nie unikalam WF w szkole , chetnie chodzilam na dodatkowe zajecia sportowe , jednak wszystko zmienialo sie kiedy to trzeba bylo znalezc prace i zarabiac na swoje utrzymanie. Brak wolnego czasu, stres i zmeczenie spowodowane praca wykluczylo do 0 jakakolwiek aktywnosc fizyczna. Podczas ciazy pracowalam az do 7 miesiaca, bylam w ciaglym ruchu wyrabialam 200% norrmy, samochod nie – od czegosc mam przeciez nogi. Z sil opadlam w 9 miesiacu moglabym spac i spac- jakby mi za to placicli, dzisiaj mieszkalabym z mezem i coreczka na Majorce 🙂 Po urodzeniu dziecka czas jest wzgledny, wszystko nawet glupie wyjscie na zakupy trzeba dostosowac do por karmienia. Gdy mala skonczyla 1 miesiac a ja spojrzalam w lustro, powiedzialam sobie – ¨masz 22 lata, cudownego meza, przepiekna coreczke, czas zrobic cos dla siebie¨. I tak o to dotarlam do punktu w ktorym do wagi i figury sprzed ciazy brakuje mi juz tylko troche, kiedy corka idzie spac wlaczam sobie cwiczenia na youtube i pracuje nad soba. Do wszystkich mam; ktore urodzily sliczne dzieci nie poddawajcie sie, nie wstydzcie swojego ciala, zrobilysmy kawal dobrej roboty wydajac na swiat potomstwo. Wystarczy uwierzyc w to ze sie da i miec samozaparcie w dzialaniu i dazeniu do celu.
Kiedy byłam w szkole podstawowej mieszkałam w tygodniu u babci, która opiekowała się mną podczas gdy rodzice pracowali. Babcia starała się jak mogła, jednak nie umiała mi niczego odmówić. Doprowadziło to do mojej nadwagi. Kiedy skończyłam szkołę podstawową przeprowadziłam się z rodziną do innego miasta. Nowa szkoła, nowe otoczenie i chęć akceptacji u rówieśników spowodowało, że zaczęłam się intensywnie odchudzać. Nienawidziłam swojego ciała, czułam się źle sama ze sobą, potrafiłam nie jeść przez kilka dni i godzinami robić brzuszki. Doprowadziło to do wielu tragedii, ciągłe kłótnie z rodzicami, kłamstwa i wiele łez. Chudłam i tyłam. Rodzice myśleli, że wystarczy abym jadła i wszystko będzie dobrze. Kontrolowali mnie ciągle, a ja potrafiłam jeść, a następnie wymiotować. Z choroby pomógł mi wyjść chłopak, którego poznałam w liceum. On pokazał mi, że akceptuje mnie i mój wygląd. Po zdaniu matury poszłam na studia dietetyczne, aby dowiedzieć się więcej o ZDROWYM żywieniu i ZDROWYM odchudzaniu. Teraz jestem na 3 roku. W szkole jak można się domyślić nienawidziłam wf-u, nie lubiłam pokazywać swojego ciała, ćwiczyłam w pokoju gdzie nikt mnie nie widział. Jednak to nie była zdrowa aktywność. Teraz pokochałam sport, chodzę regularnie na basen i na zajęcia w klubie fitness. Sport pozwala mi odpocząć, naładować się pozytywną energią i zrobić coś dla siebie. Uwielbiam wszystkie zajęcia: intensywny trening z obciążeniem, pilates, ćwiczenia z piłkami i gumami. Namówiłam moją młodszą siostrę, aby ćwiczyła razem ze mną. Chcę, aby uniknęła tego co ja doświadczyłam w życiu. Planuję również iść na kurs, żeby zostać trenerem i pokazywać innym ile radości dostarcza aktywność fizyczna i jak w zdrowy sposób dbać o siebie. Nie piszę tego wszystkiego tylko po to, żeby wygrać konkurs, ale przede wszystkim aby ostrzec młode dziewczyny przed nieodpowiednim odchudzaniem. Teraz jestem szczęśliwa, udało mi się pokochać siebie i odnaleźć pasję w życiu. Pozdrawiam serdecznie i trzymam kciuki za wszystkie osoby mające problem z nadwagą i z jedzeniem. Paula 🙂
Sport nigdy nie był moja mocna strona. Zniechęcenie od podstawówki kiedy to „liczby”, „dystanse” i tabelki wfisty były wyznacznikiem zaliczenia przedmiotu. Sport nie sprawiał wtedy radosci a wywoływał strach ze przez taka głupotę bedzie niższa średnia czy brak czerwonego paska. Moze głupota dla jednych, a moze i nie, ale dla dzieciaka ktory był zawsze pilny, ambitny był to koszmar. Dzisiaj nie ma dla mnie problemu wyskoczyć wieczorem pobiegać ścieżka polną bo robie to dla siebie, a nie dlatego ze ktos mi karze.
Przez cały rok trenowałam z programem Mel B i osiągnęłam efekt taki jaki chciałam. Nadal ćwiczę, ale treningi już nie są tak intensywne jak jeszcze pół roku temu. Teraz na sport poświęcam półtorej godziny dziennie, a do tego moja pasja również wymaga wielkiej aktywności fizycznej. Jest to moje mini gospodarstwo połączone ze szklarnia pełną kwiatów.
Moja przygoda z ćwiczeniami myślę dopiero się zacznie… Jestem mamą 2 dzieci więc już troszkę czasu minęło od ostatniego wf-u w szkole;-))) Jednak staram się dbać o siebie i 2 razy w tygodniu chodzimy razem na basen, poza tym polecam Crazy Frog – czyli skakanie na trampolinach – godzina intensywnego skakania i od razu lepiej się czujemy a ile energii to daje na cały tydzień – niesamowita frajda;-))) Od ok 5 lat modny Nordic Walking więc też superfajna propozycja spędzania czasu po pracy i śmiało rzec można każdy powinien spróbować ;-)))))
Kiedyś wydawało mi się, że sport nie jest dla mnie. Jedni w szkole nie lubili czytać lektur na polski,a ja nie znosiłam beznadziejnie prowadzonego wf-u. Prawda jest taka, że po prostu trzeba znaleźć 'swoją’ dyscyplinę, formę aktywności, coś co sprawi nam radość, a nie będzie jedynie przykrym obowiązkiem. Przyszły studia, w tym wf jako jeden z obowiązkowych 'punktów’ do wyrobienia, a na nim niezliczone możliwości, od siłowni, przez taniec towarzyski. Wylądowałam na zajęciach z yogi- trochę z lenistwa(?), a trochę też z ciekawości. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy odkryłam, że takie statyczne zajęcia także dają satysfakcję i naprawdę dobrze działają na mięśnie. Semestry wf-u wyrobione- co robić dalej? Cała stolica biega… może i ja spróbuję? Ze względu na skromny, studencki budżet, kupiłam najtańsze buty do biegania i zaczęłam po prostu popylać po parku. Bez dizajnerskich sportowych ciuchów,w czymkolwiek:) I co? i to naprawdę dawało frajdę! Zakładałam buty, słuchawki na uszy i czułam się jakaś taka…wolna 🙂 Biegałam kiedy byłam zła, żeby wymęczyć tą złość, biegałam kiedy byłam smutna, żeby pobudzić endorfiny. Zabrzmi to trochę 'łzawo’, ale przy bieganiu naprawdę człowiek czuje, że może wszystko. Nie ma problemów,nie ma smutków, tylko własne’ ja’ i 30 minut spokoju. Nagle znajdują się rozwiązania problemów, które wcześniej nie przychodziły do głowy, totalne pierdoły odchodzą w zapomnienie, liczy się tu i teraz. W pewnym momencie jednak przyszedł mega dół. Świeżo po ślubie, młoda mężatka, i zero siły, żeby wstać z łóżka. Ciągła senność, zły humor, żeby nie powiedzieć nawet stany depresyjne. Diagnoza: niedoczynność tarczycy i hashimoto. Walka o uregulowanie poziomu hormonów, a potem skoki wagi, puchnięcie. Efekt to 5 kilo więcej, przyciasne spodnie i brak motywacji. Podświadomie wiem, że powinnam ruszyć się z kanapy, że to mi pomoże, nie tylko fizycznie ale i psychicznie, ale jakoś nie mogę,nie mam siły. W kółko wszystko pod górkę. Czytam motywacyjne teksty,tak jak Twój, czuję zapał, a potem nagle coś wewnętrznego przekłuwa ten radosny balonik, tak jak bym się bała, że zacznę, ale nie będzie efektów, że nie da mi to już satysfakcji. Wszystko się zapętla, bo jeśli nie zacznę, nie pobudzę 'endorfinek’, żeby poczuć się lepiej, ale nie mogę zacząć, bo brakuje mi motywacyjnego kopa. Może spróbujesz? Tylko tak mocno 🙂
Jeszcze się uczę więc wf mam prawie codziennie. Od czasów podstawówki lubiłam i nadal lubię wf oraz wszelką aktywność fizyczną. Ćwiczenia wykonywane na wf nigdy nie sprawiały oraz nie sprawiają żadnej trudności. Oprócz aktywności na wf lubię biegać na dłuższe dystanse. Biegam codziennie niezależnie od pogody. Przebiegam 2000m-2500m. Często także uczestniczę w zawodach. Kiedyś podczas takich zawodów zrobiłam sobie coś z kostką. Bardzo to przeżyłam ponieważ nie mogłam uczestniczyć w lekcjach wf ani nie mogłam biegać. Teraz przed jaką kolwiek aktywnością fizyczną pamiętam o porządnej rozgrzewce.
Teraz trudno mi w to uwierzyć, ale kiedyś nie lubiłam się ruszać, może też nie czułam takiej potrzeby. Mama genetycznie obdarowała mnie wystarczająco szczupła sylwetką, żeby stwierdzić, że nie muszę nic robić. „Jestem szczęściarą, więc mogę wyłożyć się na kanapie z czekoladą, colą i oglądnąć jakąś telenowelę”.. Dzięki Bogu, że przyszło opamiętanie. Nie mówię tu o samej sylwetce, ale o negatywnym wpływie na moje zdrowie, zrozumiałam to dopiero kiedy poczułam wady trybu życia jaki prowadziłam. Dziś mogę szczerze powiedzieć, jestem dumna z drogi jaką już przebyłam, że podjęłam decyzję…i postawiłam pionową kreskę. Odcięłam to co złe i zaczęłam nowy etap. Wprowadziłam nowy jadłospis, po którym czułam się najedzona, ale jednocześnie lekka. Następnie wyeliminowałam fast-food. Po drugie cukier – przestałam nawet słodzić herbatę. Zaczęłam ćwiczyć, pierwszym dobrym krokiem było zakupienie hula-hopu z masażerem. Wszyscy mówili „strata pieniędzy”, ale czasami warto kierować się intuicją. Zakupiłam moje hula-hop i od tego czasu się z nim nie rozstaję, ustalam treningi, zapisuję, realizuję: biegam, ćwiczę, wprowadzam przeróżne rodzaje aktywność w plan tygodnia. W te wakacje na nowo pokochałam też rowerowe wycieczki, biorę przyjaciółkę, dzień wcześniej rozrysowujemy trasę na mapie i jedziemy w nieznane! Ruch stanowi ważną rolę w moim życiu, odpręża, relaksuje , dobrze wpływa na moje zdrowie. Stał się też pewnym rodzajem pasji. Jestem szczęśliwa z tego co robię i marzę o tym, żeby iść w tym kierunku (nie zatrzymując się po drodze na hot doga), ponieważ gdzieś z tyłu głowy siedzi małe marzenie żeby zrobić kurs instruktorki fitness. Kto wie, może to małe marzenie kiedyś się spełni?
Fanką sportu nie byłam przez długie lata, od dziecka byłam przy kości przez co zajęcia wf były prawdziwą udręką… Trwało to i trwało, przecież zawsze tak łatwo znaleźć wymówkę. Szczególnie po urodzeniu dziecka, bo jak znaleźć czas dla siebie kiedy zawsze jest coś do roboty? I tak mijał czas, aż do kwietnia tego roku kiedy weszłam na wagę a tak pojawiło się 85 kg, to był prawdziwy koszmar, który początkowo próbowałam zajadać i pogrążałam się w smutku… Aż pewnego dnia popatrzyłam na siebie z niemalże wstrętem, uznałam się za żałosną więc założyłam dres i poszłam biegać, oczywiście ciężko to nazwać bieganiem bo już po paru metrach pojawiła się zadyszka, ale nie odpuszczałam. Zaczęłam biegać 3-4 razy w tygodniu, wprowadziłam w naszym domu zdrowszą dietę. Powoli zaczęłam się zmieniać, po jakimś czasie odważyłam się wskoczyć w kostium kąpielowy – basen stał się lekiem na całe zło, miejscem w którym odreagowuje stresy, smutki i złości. Zawsze na wakacje wybierałam miejsca do siedzenia i „nic nie robienia” a w tym roku zdecydowałam się na piękne polskie góry! Aktualnie ważę troszkę mniej niż 70 kg, to wciąż dużo, ale dla mnie to niebywały sukces. Jestem z siebie dumna i nie poddaję się, dalej będę walczyć ze swoimi słabościami, bo dopiero teraz zaczynam się czuć dobrze we własnej skórze, co sprawia że jestem szczęśliwa. A moja radość to także radość męża i synka 🙂
Sport dla mnie był od zawsze bardzo ważny. Bardzo lubiłam zajęcia w-f w szkole no i oczywiście zapisywałam się na dodatkowe zajęcia począwszy od siatkówki, biegania , koszykówki, squash a nawet ping ponga ;). Chodziłam nawet na zajęcia Judo zdobywając tylko lub aż żółty pas… Jednak ze wszystkiego na świecie najbardziej lubię jazdę na rowerze i pływanie. Kocham pływać i często w snach widzę jak skaczę do wody. Obecnie jestem mamą dwóch synów 9 letniego Adasia i 6 letniego Kamilka i cały czas poświęcam im oraz mężowi i pracy…Nie mam już tyle czasu dla siebie, moje ciało już nie jest takie same ale wciąż marzę o ruchu jak dawnej bo sprawiało mi to tyle frajdy.
Za czasów podstawówki moim ulubionym przedmiotem był wf. Wtedy jeszcze byłam bardzo chudziutką osobą i ćwiczenia nie stanowiły dla mnie żadnego problemu. Natomiast nie lubiłam swojego ciała. Wystające żebra, brak biustu ( tak wiem, podstawówka, a ja oczekuje biustu wielkiego rozmiaru.. ). To były moje największe kompleksy. Dlatego zaczęłam jeść. Coraz więcej i więcej. Takim sposobem zatraciłam się w jedzeniu i w ciągu 4 lat moja waga osiągnęła 67 kg. Zaczęły się tez problemy z wf-em. Stał się on jednym, z najbardziej znienawidzonych przedmiotów szkolnych. Jak tylko usłyszałam słowa „bieg 10 min” to miałam aż ciarki na ciele. „10 min? Powariowali? Przecież nie przebiegnę nawet 1 minuty…” Dlatego jeśli się tylko dało, to unikałam wf-u jak ognia. Przez te 4 lata mojej nadwagi byłam sama. W tamtym ciele czułam się strasznie źle. No i na szczęście poznałam jednego mężczyznę, dzięki któremu w ciągu 1,5 roku udało mi się schudnąć 12 kg. Szczerze powiem, że nie stosowałam jakichś diet, nie głodziłam się, właściwie nic nie robiłam. Po prostu wystarczyło, że wyszłam z domu. Czas spędzałam spacerując, jeżdżąc na rowerze. Kilka razy brałam się za bieganie, jednak został mi ten dawny strach ” że nie dam sobie rady”. Może i schudłam te 12 kg, ludzie z czasów gimnazjum, liceum bardzo się dziwią jak mnie widzą w całkiem innym ciele, już nie tamtą dziewczynę z nadwagą. Jednak mi czegoś brakuje. Po utracie całej tej masy pozostały mi rozstępy. Są w takich miejscach, że nie da się op nich zapomnieć i mimo tego, że wyglądam na szczupłą osobę, to boję się pokazać swoje całe ciało np przy wyjazdach nad wodę. Wciąż brakuje mi pewności siebie, którą straciłam całkowicie, kiedy byłam jeszcze grubaską. Od kilku miesięcy myślę o siłowni, chciałabym ujędrnić swoje ciało, jednak nie mam na to zbytnio czasu. Na głowie mam studia, później obowiązki domowe, więc w tym całym chaosie rzadko znajduje czas dla siebie i swojego mężczyzny. Jeśli chodzi o ruch, to wybieram tą przyjemniejszą opcje – spacery. Wracając z uczelni staram się dobierać takie autobusy, żebym musiała się przejść ok 5 km do domu. Myślę, że takie spacerki 4 razy w tygodniu, w zależności od pogody, mi jak na razie wystarczają. W przyszłym semestrze letnim mamy mieć zajęcia z wf-u, jednak teraz już nie jestem do nich tak negatywnie nastawiona, raczej czekam na nie z niecierpliwością, szczególnie na grę w siatkówkę. Jeśli chodzi o bieganie, to dalej budzi we mnie strach, jednak jakoś sobie z tym poradzę 🙂
Jestem w drugiej ciąży, od początku sierpnia leżę bo moje dzieciątko chce szybko przyjść do nas na świat, termin mam na grudzień ale lekarze mówią, że urodzę na pewno szybciej, myślę że już w tym miesiącu moje dzieciątko będzie na świecie a wtedy dłuuuga droga przede mną aby wrócić do formy. Od ciągłego leżenia nie mam żadnej kondycji i moim marzeniem jest aby móc nie tylko schudnąć ale przede wszystkim aby móc powrócić do formy z przed ciąży, żebym po wejściu na schody nie sapała jak parowóz ale żebym mogła tam wbiec jak gazela 😉
Moja przygoda:
Zawsze lubiłam sport i aktywne spędzanie czasu. W gimnazjum i liceum uprawiałam go szczególnie dużo. Gdy miałam do wyboru – podjechać gdzieś samochodem z rodzicami, czy znajomymi, czy też zwyczajnie ruszyć się z miejsca – wybierałam drugą opcję. Jestem aktywną osobą, co lubi pokonywać własne możliwości.
Przyszedł czas na studia. Wraz z nimi nowe miejsce zamieszkania, nowe środowisko, nowi ludzie. Można rzec, że obrót życia o 180 stopni. Aktywny obrót! Na uczelnię miałam jakąś godzinę drogi pieszo, co pokonywałam codziennie z uśmiechem. I żeby nie było, że sama, bo wciągnęłam w to moją najlepszą przyjaciółkę, która również ze mną studiowała. Przy tym oszczędzałyśmy na biletach i dotleniałyśmy organizm. Super. Klaudia mieszkała bliżej centrum, więc w dalszą drogę pokonywałam już sama. Tutaj czekało na mnie jeszcze wejście pod wielką górę, albo spacer po blisko 200 schodkach. Do wyboru. Tak, obie drogi były wyczerpujące – ale co to dla kogoś, kto lubi ze sobą walczyć? Nabierałam powietrza w płuca i gnałam do przodu. Satysfakcja na górze, skąd czekał mnie piękny widok na całe miasto – była nieoceniona. Na tyle pozwalało to mi zapomnieć o pokonywanym wysiłku, że zapisałam się na siłownię. Wchodziłam pierwsza, a wychodziłam z niej ostatnia. Często miałam całą salę fitness dla siebie, co pozwoliło mi się maksymalnie skupić na wykonywanych ćwiczeniach. Ekstra przygoda! Choroba, która gdzieś mnie po drodze dorwała, zdawała się szybko ustąpić, bo mój organizm był dość wzmocniony przez styl życia, jaki prowadzę.
Na drugim roku studiów doszedł nam obowiązkowy przedmiot: wf. Każdy mógł znaleźć coś dla siebie, ale wystarczyło, że zobaczyłam pozycję: „siłownia”, wśród listy proponowanych przedmiotów, żebym zapomniała o czytaniu dalszych aktywności fizycznych, objętych tokiem nauki. Gdybym mogła, znów siedziałabym w niej o wiele dłużej, niż tylko godzinę i 30 minut, co nam proponowała uczelnia. Zwariowałam! Dawałam z siebie maksa, a potem wykończona, ale jednocześnie najszczęśliwsza na świecie, wracałam jeszcze pieszo z uczelni – pokonując swój standardowy tor przeszkód do domu. Kochałam to uczucie, kiedy całe napięcie ze mnie schodziło i czułam się lekka jak piórko. Do dziś tak jest. Teraz do całości swojego życiowego trybu – doszedł jeszcze rower i rolki, bez których mało gdzie się ruszam na dłużej.
Swoim podejściem zaraziłam najbliższych, którzy teraz bardzo dużo czasu spędzają na dworze i korzystają z uroków sezonowych sportów. Wcześniej było to niewykonalne, bo spędzali każdą wolną chwilę przed telewizorem. Teraz z podziwem na nich patrzę. Porwałam do konkretnej aktywności: samą siebie, przyjaciółkę i rodzinę, ale najbardziej chciałabym porwać cały świat i przekonać go, że prawdziwe życie, kształtowanie sylwetki, ducha, pokonywanie wewnętrznej blokady i góry ograniczeń – dzieje się w nas!
Pozdrawiam
Jeszcze się uczę więc sport jest wpisany w mój plan zajęć :-). Każdego ranka jeżdżę rowerem niezależnie od pogody, trochę z przymusu, ale głównie dlatego, że lubię przejażdżki rowerowe :-). W czasie wolnym kiedy dodatkowo sprzyja pogoda wyciągam swoich bliskich na rowerowe zwiedzanie okolicy. Zajęcia sportowe miewam również w szkole, jednak nie sprawiają już takiej przyjemności ponieważ nie zawsze mamy miejsce na sali tylko dla siebie :-(. Za duża liczba uczniów. Jednak gdy uda nam się 'zdobyć’ sale tylko dla siebie gra w siatkówkę jest nie tylko przyjemnością, ale również świetną zabawą dla mnie :-). Jeśli chodzi o bieganie , lubię tylko takie na krótki dystans :-). Największą przyjemność sprawiają mi spacery :-). Nie raz zdarzyło mi się zmoknąć podczas nich jednak chyba nic mnie nie znięchęci do uprawiania tego typu aktywności fizycznej :-). Od niedawna również jeżdżę na rolkach i sprawdzam swoje umiejętności na desce jednak niestety nie mogę się nimi cieszyć przez cały rok :-(.
Lubię ćwiczyć, lubię się ruszać i uwielbiam endorfiny, które powodują wielki uśmiech na mojej twarzy. Niestety nie jest łatwo – moja kanapa to taki wielki magnes, który ciągle mnie przyciąga, telewizor kusi łatwą rozrywką bez wysiłku a książki … Moje książki na mnie krzyczą i powodują poczucie winy, że muszą tyle czekać na półce abym po nie sięgnęła. Tak więc codziennie toczę walkę ustalając priorytety i próbując pogodzić wszystko na co mam ochotę przy bardzo ograniczonym czasie wolnym. Jesień to bardzo dobry czas aby skupić się na sobie, aby na chwilę się zatrzymać i zastanowić się nad własnym szczęściem. Myślę że choćby najmniejszy wysiłek fizyczny jest niezbędny do zadowolenia z życia. Dlatego ja się przyłączam – dzisiaj długi spacer. Pozdrawiam Kasia
Więc wf lubiłam zawsze… Biegałam już w gimnazjum, uwielbiam to, jest dla mnie jak narkotyk!!! Sport ogólnie daje mi mnóstwo radości i siły. Ja najczęściej jak biegam znajduję rozwiązania na moje problemy czy pytania bez odpowiedzi 🙂 dla mnie bieganie to relaks!
W moim życiu było niestety w przeszłości kilka lat ok 3 kiedy nie mogłam ćwiczyć i biegać ze względów zdrowotnych, ale ta ponura historia na nic tutaj 😀 teraz ćwiczę biegam i jestem szczęśliwą mamą 7 latka który też uwielbia być w ruchu 🙂
Trzecia ciąża nie była dla mnie zbyt łaskawa :/ Był to dla mnie ciężki okres. Nie dość, że dwukrotnie wylądowałam na patologii to dodatkowo przytyłam 25kg. Przed ciążą miałam świetną kondycję choć chudzinką nigdy nie byłam. Ćwiczyłam intensywnie kilka razy w tygodniu. Uwielbiałam zumbę i belly dance i nie mogłam się doczekać aż po porodzie szybciutko wrócę na zajęcia. Niestety, ciążę rozwiązano za pomocą cięcia cesarskiego i moje plany na szybki powrót do aktywności musiały poczekać. Teraz po czterech miesiącach od porodu powoli wracam do ćwiczeń. Myślałam, że będzie ciężko powrócić do formy sprzed roku ale jak się okazało moje ciało lubi ruch więc jest całkiem dobrze a będzie jeszcze lepiej. Schudłam już 10 kg 😀
Kiedyś byłam szczupła. W-fu w szkole unikałam jak ognia. Tak właśnie było. Mogłam jeść co chciałam i nie tyłam. W ogóle. Nic a nic. Nigdy. Niezależnie od tego co zjadłam i w jakiej ilości. Ćwiczyłam raczej sporadycznie, częściej jeździłam rowerem, tak dla przyjemności. Aż tu nagle nadszedł ten dzień, kiedy zaszłam w ciążę. Ciąża, super, dalej jadłam co chciałam, oczywiście zdrowo, bo dzidziuś. Tyłam, a jakże, bo przecież w ciąży się tyje. Je i tyje, a jakże. Dzidziuś był dobrze odżywiony, donoszony, ja również. W ciąży przytyłam 20 kilo, ale cały czas sobie myślałam, że przecież po ciąży zaraz zrzucę to czego miałam w nadmiarze. W końću przed ciążą byłam szczuplutka. A tu niespodzianka. Po ciąży zostało mi 10 kilo. Ogólnie jest fajnie, tylko ten brzuch. Tak!!!!! Jestem rok po porodzie, a brzuch ciągle jest. Po cesarskim cięciu kilka miesięcy dochodziłam do siebie, więc ćwiczenia musiały poczekać. Jak już dałam radę się zgiąć w miarę normalnie, zaczęły się brzuszki. Na początek 20 dziennie, potem więcej. Ale brzuch ciągle był. Wyglądało to tak na piąty miesiąc ciąży. Nieźle! Więc sobie postanowiłam, że będę bardziej ćwiczyć. I to właśnie robię:
– aerobik w domu, kiedy córcia się przygląda i strasznie ją to śmieszy (jak robię brzuszki zawsze siada za mną, żebym nie mogła się położyć po kolejnej brzuszce, ale i tak daję radę),
– bieganie (bo przecież z wózkiem też można biegać),
– rower (bo chwila sam na sam z rowerem też jest potrzebna, niby się męczę, a przez chwilę odpoczywam od codzienności).
I tak to sobie właśnie ćwiczę. Wygrana bardzo by się przydała, bo nie za bardzo mam w czym ćwiczyć, a taka wygrana też jest przecież motywacją do ruchu. Przede mną jeszcze dużo pracy na moją sylwetką, ale myślę, że dam radę. Muszę!!!
I jeszcze mała historyjka z biegania. Jesień. Biegnę sobie kiedyś po lesie, skręcam w jakąś boczną ścieżkę i przysaję. Myślałam, że zawału dostanę. Przede mną, jakieś 50 metrów ode mnie stoi pies Husky, stoi i na mnie patrzy. Myślałam, że to wilk, więc prowadziłam ze sobą walkę wewnętrzną, żeby tylko nie wpaść w panikę. Ale tak na niego patrzę, nie no to nie może być wilk, jest zbyt ładny i za duży jak na wilka. I tak stoi on i stoję ja. Na szczęście nie zaczął do mnie biec tylko szedł, wolniutko. Więc odwróciłam się na pięcie i idę w stronę wyjścia z lasu. Ukradkiem się oglądałam, a ten idzie. Kurcze, strasznie było. Jak byłam bliżej ulicy już go za mną nie było widać. Ale strachu się najadłam. Nie wiadomo czyj to pies i tak chodzi za ludźmi. Od tamtej pory nie biegam sama po lesie, tylko zawsze w towarzystwie.
Dawniej nie byłam jakimś zwolennikiem ćwiczeń, oczywiście ze sportów to spacery, rower to była codzienność. Biegi czasem- dla odstresowania się. Wf były ok, ale nie powiem, bo często szukałam wymówek, by jednak nie ćwiczyć na wf. Zawsze marzył mi się płaski brzuch, lecz nie miałam w sobie tyle uporu, żeby robić codziennie brzuszki (2-3 dni i zapominałam o ćwiczeniach). Będąc w ciąży moje spacery stały się dużo krótsze. Teraz, już ponad rok po porodzie mogę troszkę podsumować swój powrót do formy. Póki syn był mały, nie chodził mój sport ograniczał się na spacerach z wózkiem (najczęściej to 2-3 godziny dziennie). Gdy mały zaczął się przemieszczać zaczął się u mnie maraton. Bieganie za nim po domu, 5 x dziennie mycie podłóg, odkurzanie itp. oraz spacerki. Czasem, z powodu braku czasu to godzinny spacer, ok 3 km, a czasem jest do dużo dłuższy spacer, np. dziś 7km drogi do celu i z powrotem, plus spacer po parku. Ale czego nie robi, by dziecko mogło zrobić „szuru szuru” listkami 🙂 Przed ciążą ważyłam 45kg, w ciąży miałam ponad 65. I później długo utrzymywała się waga 55kg, myślałam, że tak zostanie, bo każdy mówił, że jak się przytyje ponad 20kg to później ciężko wrócić do swojej wagi. Pozbyłam się ciuchów w rozmiarze xs-s. I nagle w kilka miesięcy wróciłam do 45kg i to wszystko przez to, że dziecko lubi być w ruchu i trzeba biegać za nim. 15 miesięcy to już nie przelewki, trzeba brać Faceta poważnie… 😉
Gdy byłam dzieckiem kochałam bardzo sport. Koszykówka, piłka nożna, siatkówka, biegi, tańce i nawet karate oraz siatko-noga (połączenie siatkówki i piłki nożnej z trzepakiem) 🙂
Trenowałam biegi na różnych długościach, jednak najbardziej lubiłam długie dystanse. Niestety moje kolana nie wytrzymały obciążenia i skończyła się moja przygoda z aktywnym sportem. Teraz jedynie jestem kibicem. A od paru miesięcy mogę chodzić na spacery z moją malutką córeczką i psem. I to jedyna moja aktywność i bardzo ją lubię.
Witam! Mam na imię Sylwia mam lat 33, męża i dwójkę dzieci. W szkole i w dzieciństwie bardzo lubiłam sport i spedzanie wolnego czasu na świeżym powietrzu. Zawsze byłam w sam raz. Teraz widzę po sobie, że przytyłam troszkę kilogramów.Chociaż w pracy mam ruch, w domu też ciągle sprzątam, raz w tygodniu chodzę na siłownię i czasem jeżdżę rowerem to czuję, że powinnam coś jeszcze zrobić, by poprawić sylwetkę. Może spacer albo bieganie pomoże mi w tym co zamierzam osiągnąć. A może jedno i drugie!? Najważniejsze są chęci i myślę, że nawet zacznę od jutra małymi kroczkami… Sylwia
Jakoś specjalnie nie miałam problemów z waga, ale chcialam mieć kondycje, wyjść z domu, poznać jakiś ludzi. Kupiłam buty i poszłam na fitness. Pełna sala, stanęłam z tyłu żeby nikt nie zauważył jak ze mną źle. Czerwona, spocona, przejęta opuszczałam po godzinie sale, zawoł mnie jednak trener i mówi do mnie: ” zajęcia dla niezaawansowanych mamy we wtorki” – zrobiło mi się tak strasznie glupio – to było 5 lat temu – już nigdy więcej tam nie poszłam 🙁 buty są już całkiem niemodne. Jednak kilka miesięcy temu zaczęłam biegać i tak bardzo żałuję, że zbyt późno odkryłam moc satysfakcji jaką z tego czerpię.
Poranne słońce prześwituje przez złoto- brązowe korony drzew. Dookoła rozlega się przemieszany chór wron, skowronków i kosów. W powietrzu czuć zapach palonych liści w ogródkach działkowych. W zeszłym roku o tej porze biegłam. Czułam wiatr we włosach, w nosie kręcił się ostry zapach pierwszych przymrozków. Z każdym ruchem ciała czułam jak mój organizm robi się coraz silniejszy i wbrew logice- młodszy. Fruwałam nad ziemią… Dzisiaj powoli sunę po tej samej drodze w żółwim tempie. Zapachy, dźwięki, kolory- prawie wszystko jest takie samo jak rok temu. Prawie. Dziś czuję ruch, ale nie mojego ciała. Czuję jak z każdym metrem Maleństwo, które we mnie rośnie uspokaja się coraz bardziej i powoli odpływa w krainę snów, bujane moimi powolnymi krokami. Chociaż uwielbiałam poruszać się szybciej i biegałam do końca 7 miesiąca, musiałam przerwać treningi, właśnie ze względu na tego małego Jegomościa pod moim sercem. Przez większość swojego pobyty „u mnie” biegał ze mną- dzięki temu pewnie sam rósł jak na drożdżach, a ja w ciąży przytyłam zaledwie kilka kilogramów! Zostało niewiele dni, aż się zobaczymy i lada chwila też zacznie chłonąć jesienną aurę. Wiem, że zanim sam zacznie biegać minie sporo czasu, ale cieszę się, że już teraz wie, ile radości może sprawiać ruch- dzięki emocjom, które czuł gdy był ze mną na tylu przebieżkach. I mam nadzieję, że za kilka lat będziemy razem gonić spadające liście, skrzeczące wrony i rozganiać poranne mgły. Ale na razie muszę jeszcze kilka dni cierpliwie poczekać, aż sam da znać: „Mamo, już chcę wyjść, lecę, pędzę do Ciebie!”… Ach… to wolne tempo…
Pani Kingo jakoś nie mogę sobie Pani wyobrazić o 18 kilogramów większą. Pani taka drobniutka i zgrabna. Nie potrzeba Pani sportów, świetnie Pani wygląda.
Sama chętnie bym coś porobiła ze swoim ciałem a no i na umysł też by to pomogło. Niestety moja praca i tryb życia lekko pomagają w moich chęciach.
Bardzo dobra jest firmą którą reklamujesz. Mam od nich kilka rzeczy i są nie do zdarcia. Piorę i chodzę na siłownie, piorę i biegam, piorę i łażę po domu. Piorę i uprawiam w nich ogródek. I tak mogę jeszcze prac i prac…. Polecam sa swietne.
Nie mam motywacji niestety, nikt nie chce ze mna cwiczyc a sama tez nie moge sie zmobilizowac. zazdroszcze osoba samozaparcia i checi. zazdorszcze naprawde zazdroszcze.
Nie tylko biegam, chodzę regularnie na basen ale też jeżdżę konno i mam ścisłą dietę. Mam 26 lat i ani jednego śladu tłuszczu. Moje że to trochę egoistyczne ale naprawe dobrze wyglądam. I proszę mi nie mówić że to kwestia genów. Długo pracowałam aby uzystkać takie efekty. W podstawówce wszystkie dzieci się ze mnie smiały że byłam gruba. Po maturze czas odmienił moje życie.
Nigdy nie lubiłam ćwiczyć, nie znosiłam wręcz ale jakbym wygrała konkurs – obiecuje że będe chodzić na fitness 🙂
Jesień rok 2011, 58 kg przy 175 cm wzrostu, wysportowane elastyczne ciało, długie, zgrabne nogi i blond włosy, codzienna aktywność fizyczna dająca entuzjazm w sercu i samonakręcającą się energię do zmiany ŚWIATA na lepsze, mimo wszystko.
Ciąża +25 kg
Jesień rok 2015, 72 kg przy niezmiennym wzroście 🙂 Spacer po lesie, wokół mnie bryka Największy Skarb Świata, Synek, dla którego poświęciłam i wycierpiałam wiele. Zdrowy i radosny. Nic ważniejszego na świecie ! Za nim z zadyszką wlokę się ja, ubrana w bluzkę z nienajmodniejszym kołem ratunkowym, spodnie z cellulitowatymi frędzlami (modne, ale te jakoś wyjątkowo nieestetyczne). Na twarz przyodziałam zmechaconą, zakurzoną czapkę NIEWIDKĘ – widziałam cały świat – jego potrzeby, cierpienia pragnienia. Gdyby tzreba było biec i Go (ich) ratować, na pewno bez wahania wskoczyłabym w adidaski i góry przeniosła. Wszystko, byleby nie być u Siebie. Nie widziałam, nie czułam, nie pragnęłam siebie. Tej na zewnątrz i Tej w środku. Uciekałam gdzie się da, by nie musieć być sama ze sobą…długa i bolesna droga, do momentu kiedy zaczynam WALCZYĆ i CIESZYĆ SIĘ KAŻDYM DNIEM.
Moje Panie nadszedł czas końca jesieni mojego życia. Choć banalnie zabrzmi, Życie jest zbyt piękne by je zmarnować. Żyjmy tu i teraz. I choć bycie SPEŁNIONĄ I SZCZEŚLIWĄ niekoniecznie jest związane z byciem wysportowaną szczupłą i fit, to ja nie znam lepszej recepty na Endorfiny na ŻYCie jak: bycie świadomą siebie + ruch (szczególbnie ten na świeżym powietrzu). Mam nadzieję, że się nie poddam i c.d.n. 🙂
Pozdrawiam
W-f w LO był moim ulubionym przedmiotem, jednak nie z powodu moich wybitnych, sportowych umiejętności. Nie byłam wybitną gimnastyczką, gry drużynowe też nie sprawiały mi frajdy, a już ćwiczenia siłowe były zmorą. Uwielbiałam za to sędziować, mogłam stać w kąciku i uważnie się przyglądać grze moich kolegów. Powodem było pewnie lenistwo. Potem miałam wiele przygód z aerobikami, fitnesami, troszkę biegałam, pływałam… Nic nie trwało długo, brak motywacji i słomiany zapał zawsze wygrywał. Może dlatego, że byłam zadowolona ze swojej figury i samopoczucia. Uważałam, że sportowa sylwetka i ruch nie są niezbędne. Przełom nastąpił niespodziewanie i bez specjalnego powodu. Zaczęłam intensywnie ćwiczyć w domu, przed telewizorem, a motywował mnie zza szklanego ekranu Shaun T. Moja przygoda z tym gościem trwa już kilka lat. Dzięki zadbanej sylwetce pięknie przeszłam ciążę, okres dochodzenia do siebie i powrotu do 'starej’ sylwetki. Kocham swoje ciało po porodzie jeszcze bardziej a ruch stał się moją receptą na wszystko. Z wózkiem jestem w stanie pokonać wiele kilometrów, w domu doprawić bieganiem z mopem a wieczorową porą trening z telewizyjnym trenerem i jest jeszcze ochota i siła na sex! Da się 🙂
W szkole nie przepadałam za wf-em ale lubiłam ćwiczyć. Ta niechęć wynikała z innych powodów. Wyniki z dyscyplin miałam dość mierne ale w zbijaka ( u mnie na to mówiło się dwa ognie) grać lubiłam, ale nie z tego powodu, że umiałam wszystkich skuć, tylko odwrotnie, zwykle to mnie było trudno skuć 😀 W gimnazjum polubiłam jazdę na łyżworolkach. Nie mam pojęcia ile godzin wyjeździłam, zwykle jeździłam codziennie ale nieraz trzy razy dziennie. Choć nie jeździłam mega widowiskowo to i tak miałam dużą frajdę z tego. Taka jazda wiązała się z dużą utrata wagi, ale jakoś wtedy się tym nie przejmowałam. Jeszcze w średniej na bilansie okazywało się, że miałam lekką niedowagę. W średniej zaprzestałam maniakalnej jazdy na łyżworolkach ( jeździłam nadal ale już mniej) a za wf-em jeszcze bardziej nie przepadałam ale ćwiczyłam na nim. U mnie czas studiów to czas między innymi tycia. Nieregularne jedzenie bo nie było czasu, nie jeździłam na rolkach bo nie było czasu i siedzenie całymi dniami na wykładach, po których się wszystkiego odechciewało. W dodatku przed egzaminami jadłam słodycze. Pomagało mi to ale dużo egzaminów/kolokwium i dużo ….. . Teraz gdy już mam czas powoli wracam do ćwiczeń, skacze na skakance, gdy jeszcze było ciepło jeździłam. Może z biegiem czasu coś z tego wyniknie. Teraz po wypisaniu wywodów z mojego życia sportowego to trzeba iść poskakać na skakance ;D
Ruch mi towarzyszy
w mym codziennym życiu
poprawia kondycję
zapobiega tyciu
do pracy chodzę pieszo
i codziennie biegam
lenistwa i bezruchu
bardzo się wystrzegam.
W domu macham mopem
szmatką ścieram kurz
myję okna, piorę
tańcząc- biorę tusz.
To mój sposób życia
już od wielu lat,
jeżdżąc na rowerze
poznaję swój świat.
Sport był zawsze obecny w moim życiu! Od najmłodszych lat… wspinanie się po meblach, po drzewach, na trzepak, reprezentacja szkoły podstawowej w siatkówkę, reprezentacja liceum w koszykówce, areobik, basen, skoki spadochronowe, piesze wędrówki, bieganie, morsowanie. Ostatnia miłość (ta przed ciążą, oprócz męża oczywiście :)) to dość intensywne bieganie. Ponieważ z motywacją jak wiadomo jest różnie. Raczej jej nie ma niż jest, znalazłam w mojej okolicy grupę biegową, która spotykała się regularnie, dwa razy w tygodniu, na treningi. Dzięki temu bieganie stało się niemal codziennością. Dzień układałam tak, aby znaleźć czas na tę formę aktywności. Tygodniowo biegałam ok 40 – 50 km. Z czasem, gdy coraz dłuższe dystanse przestały być dla mnie kłopotliwe, postawiłam przed sobą kolejne wyzwanie. Udział w biegu ulicznym na 10 km. Czas jak na pierwszy bieg dość dobry 00:47:43, kolejny udało się zakończyć z jeszcze lepszym, bo 00:45:00. Wyznaczyłam sobie kolejny cel – udział w półmaratonie. Rozpoczęłam przygotowania. Wraz z przygotowaniami, zaczęło we mnie rozwijać się życie 🙂 Mimo to nie przerwałam biegania. Oczywiście treningi były już mniej intensywne, ale do końca 3 miesiąca regularnie biegałam. Niestety za namową mojej lekarz prowadzącej zrezygnowałam z biegania. W zasadzie to nawet nie za namową a za kategorycznym zakazem :/ W Internecie, w tamtym czasie, nie znalazłam zbyt wiele informacji na temat biegających ciężarnych. Te, które udało mi się wyszukać, były niewystarczające by wziąć na siebie odpowiedzialność za dalsze bieganie. Z żalem i łezką w oku schowałam na kolejne miesiące buty biegowe głęboko do szafy. Bieganie zamieniłam na różnego rodzaju ćwiczenia w domu. Aaaah jak na początku brakowało tego biegania. Miałam wrażenie, że obrastam tłuszczem, że tyje w oczach (co było oczywiście prawdą, nie było się co oszukiwać w końcu byłam w ciąży :)). Oczywiście postanowiłam sobie, że jak tylko na świecie pojawi się nasza córka, gdy minie okres połogu, nic ani nikt mnie nie zatrzyma. No cóż… pewnie wszystkie Drogie mamy przyznają mi tu rację 🙂 Początki są zgoła inne od tych, które sobie wyobrażałyśmy przez ostatnie 9 miesięcy :/ Nie miałam siły ani motywacji, żeby rozpocząć bieganie. Mimo, że wiedziałam, doskonale pamiętałam jak zmienia się samopoczucie po przebiegnięciu chociażby 2 km, nie znalazłam w sobie wystarczających pokładów energii, żeby przebrać się z domowych dresów i ruszyć przed siebie. No nic. Przestałam się karcić za to i oddałam się codziennym obowiązkom. No i nadszedł w końcu ten wyczekiwany dzień, gdy odgrzebałam z szafy buty i zrobiłam swój pierwszy kilometr. Satysfakcja, radość, energia, która wystarczyłaby mi na przenoszenie gór, pozytywne nastawienie, apetyt na więcej 🙂 Co w tej naszej głowie siedzi, że tak się blokujemy na pewne działania. Dziwnie jest człowiek skonstruowany. Ale chyba właśnie na tym życie polega, by mierzyć się ze swoimi słabościami, wychodzić poza strefę komfortu. Bo „TAM” zawsze czeka na nas coś dobrego, lepszego, fajniejszego 🙂 Teraz jestem w kolejnej ciąży (różnica między dziećmi będzie 21 miesięcy). Wiem, że powrót do biegania nie będzie łatwy…. będą obowiązki, trzeba będzie się jakoś zorganizować z dwójką dzieci, wkradnie się na pewno to lenistwo i brak motywacji. Na szczęście mam wspaniałego męża, który z pewnością będzie mnie wspierał, motywował (sam biega i ma za sobą kilka maratonów), brał na siebie część obowiązków. Aaaa i mam cel. Pierwsza uliczna 10 jako mama, później półmaraton i maraton. Can`t wait! 🙂
Do te pory nie miałam żadnego profesjonalnego stroju biegowego. Jedyna rzecz, w którą zainwestowałam były porządne buty biegowe. Reszta to bawełniane koszulki z liceum :), getry z sieciówek, w zimniejsze dni kurtka męża 🙂 Na szczęście bieganie to sport, który nie wymaga dużego wkładu finansowego. Choć wiadomo…. nadmorskie alejki biegowe do czegoś zobowiązują 🙂
Jejku… pełen szacunek dla Ciebie za przebrnięcie przez wszystkie te historie i co więcej za wybranie tej jedynej 🙂 Powodzenie i miłego czytania.
sięgając pamięcią do czasów gdy byl W-F muszę przyzanć że raczej chętnie w nim uczestniczyłam – szczególnie gimnastyka 🙂 obecnie jestem przed samym porodem i już nie mogę się doczekać kiedy znów będę mogła wypocić się za wszysteki czasy ,pobiegać , pójść na siłownię itp. wiem że w ciąży można a nawet powinno się ćwiczyć odpowiednio do stanu ja jednak całe 9 miesięcy bałam się ćwiczeń by nie zrobić nic maluszkowi 🙁 sporo przytyłam z wgi 49 kg udeżyłam sporo ponad 60 i czekam już dnia gdy zacznę to zrzucać ,strasznie brakuje mi ruchu – szczególnie na świerzym powietrzu…
Nigdy nie lubiłam w-fu. Owszem, ćwiczyłam, robiłam, co mi kazali, ale naprawdę tego nie znosiłam. Może też dlatego, że nie lubię, jak się mnie do czegoś zmusza. A w-f, to nie dość, że Cię zmuszają, to jeszcze oceniają!
Dopiero, gdy założyłam własną rodzinę, moje podejście do aktywności fizycznej się zmieniło. Jestem mamą dwójki maluszków. Mam synka prawie 3 letniego i córeczkę 9. miesięczną. I szczerze mówiąc nigdy nie byłam tak aktywna, jak teraz! Ruch w naszej rodzinie to codzienność. Wspólnie zdobywamy szczyty górskie, jeździmy na rowerze i na rolkach, a także biegamy. Gdy zaszłam w ciąże, pierwsze co kupiliśmy dla dziecka, to nosidło turystyczne i przyczepkę rowerową 😉 w ciąży kupiłam buty do biegania. I teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej. Podczas wspólnych wycieczek, czy bieganiu, naprawdę odpoczywam. Ładuję się pozytywnymi myślami i emocjami, które mnie napędzają. Wprawiają w dobry humor. Spędzamy wspólnie czas, a przy okazji robię to, co lubię i dbam o dobrą sylwetkę.
Nawet,gdy ma się dwójkę małych dzieci… jeśli naprawdę chcesz – możesz! Wszystko zależy od Ciebie.
(instagram –> femitrail)
Wstyd się przyznać ale niestety podczas ciazy przytylam az 25 kilogramow. Długo męczyłąm sie zeby zejsc z wagi po ciazy. Zeszło mi prawie dwa lata zanim doszłam do swojej pierwotnej wagi. Duzo niestety kosztowało mnie to wysilku. Ciagla inwestycja w silownie, fitnes, chodzilam kiedy moglam, zdarzalo sie ze nawet 5 razy w tygodniu. Jestem zadowolona ze swoich efektow. Dzis czuje sie swietnie w mojej skorze 🙂
Świetny post ! Zmotywowałaś mnie do działania.
Konkurs ? Doskonały ! Właśnie takiej nagrody mi trzeba.
Mam tylko pytanie, do kiedy on trwa ?
Do grona matek nie należę, więc dodatkowe kilogramy związane z ciążą nie są mi znane. Ale za to od czasu do czasu przypominają się te nieustannie „hodowane” przeze mnie ;). Należę do osób, które nie umieją sobie odmówić dobrego, ulubionego jedzonka i niestety do tych, które przy tym nie mają najlepszej przemiany materii. Dlatego też aby pozwolić sobie na to co lubię staram się ćwiczyć trzy razy w tygodniu. Siłowni nie lubię (raczej wstydniś ze mnie) dlatego o tej porze roku zostają tylko ćwiczenia w domu. Ostatnio zakochałam się w trampolinie fitness – polecam każdemu, świetna zabawa, ćwiczą praktycznie wszystkie mięśnie, a co najważniejsze – podczas ćwiczeń nie ma szans na nudę, nawet jeżeli ćwiczysz sama w domu – dosłownie cieszysz michę do filmu z treningiem (zwłaszcza jeżeli coachem jest mężczyzna ;)).
A zestaw ubranek… idealny na wycieczki rowerowe (do których swoją drogą przekonywałam się rok) 🙂
Wf lubiłam, ale tylko siatkówka.. W ciąży przytyłam 20 kg 🙁 jadłam wszystko co było pod ręką. Wiem, moja wina. Młoda głupia. Teraz wcale nie jestem stara bo mam 22 lata, ale na pewno mądrzejszy. Tyle bym zmieniła jakbym mogła cofnąć czas. Córka za 3 tygodnie kończy 4 latka. Patrzę na mój brzuch cały w rozstępach i śmieje się – bo mam zdrową cudowną córkę! Teraz ważę 50kg. Na paczatku października zaczęłam ćwiczyć. Ćwiczyłam 2 tyg. Czułam się lepiej ale jadłam dalej to samo. Po dziecku też zjadam, nie lubię wyrzucać jedzenia. Zrezygnowałam z ćwiczeń. Brakuje mi tego. Chciałabym zacząć od nowa. Tylko nie wiem jak zacząć od nowa. Chciałabym żeby mój mąż nie tylko grzał sie przy kaloryferze w zimie, ale również przez cały rok przy kaloryferze u swojej żony 😀 bo opony to on już ma 😀
Od zawsze chciałam należeć do kobiet o wadze piórkowej, które nie przejmują się ilością pochłoniętych kalorii, czym więcej zjedzą tym są szczuplejsze. W krytycznym momencie zaczęłam walkę o swoje marzenia i od trzech lat kocham aktywność fizyczną. Szukam nowych rozwiązań i wciąż obieram nowe cele. Będąc na początku mojej przygody nawet mi do głowy nie przyszło, że teraz gdy nie pójdę na siłownie czy na trening będę miała wyrzuty sumienia, że zmarnowałam ten czas na coś głupiego spowodowanego lenistwem hak oglądanie tv. Chciałabym zarazić aktywnością fizyczną moich wszystkich znajomych i resztę ludzi życzących na świecie, ponieważ oni muszą się dowiedzieć jakie to wspaniałe uczucie kochać sport, ruch.
Bardzo chciałabym Ci napisać, że moja aktywność fizyczna towarzyszyła mi od zawsze. Że fajnie jest być szczupłą i wysportowaną. Niestety, pomimo gry w koszykówkę za młodu, licznych sukcesów, po rozpoczęciu studiów, ćwiczenia odeszły na dalszych plan. Zaczęła sie praca… Jedna ciąża, druga… Spadek formy poniżej normy. Dwudziestokilowa nadwaga! W końcu spojrzałam w lustro i powiedziałam sobie dość! Połowa nadbagażu zrzucona! Teraz walczę na siłowni. Tworze PROJEKT FITMAMA z koleżankami. Wspieramy i pokazujemy zmiany na sobie! Motywujemy my, zwykle dziewczyny!
Trzymam kciuki za dalsze sukcesy w byciu fitmamą 😉
Od zawsze nienawidziłam wf-u… Nauczyciele wfu nienawidzili pewnie też i mnie,bo idelana, piątkowo-szóstkowa uczennica, jedynie do sportu miała wszystko lewe. Nie, nie byłam grubym dzieckiem. Byłam mała, ale zwinna, choć nigdy w życiu nei przeskoczyłam przez kozła, a na widok skrzyni popłakałam się i nauczycielka machnęła na mnie ręką… Ocenę końcową zawsze podciągałam ćwiczeniami, robiłam idealną świecę, mostek, przewroty… ale zawsze byłam ostatnia w bieganiu (do dzisiaj pamietam, jak cała klasa mnie dopingowała, kiedy biegłam na 600m !!!) Jak ja tego nienawidziłam… Spocona, zziajana, zmęczona, prawie bez oddechu, na końcu doczłapująca do wychowawczyni, która z rezygnacją przyciskała STOP na stoperze. No chyba mnie znała i nie oczekiwała lepszego wyniku? Potem jakoś prześlizgnęłam się przez liceum i studia. Zawsze wykorzystywałam tyle zwolnień, ile mogłam, a wieczorami robiłam brzuszki w domu. Bo ja jestem mega zadowolona z mojego ciała, a chyba najbardziej właśnie z brzucha, który nawet po dwóch ciążach wygląda tak, jak chcę… Tylko ten sport poza domem jakoś nie miał mi nic do zaoferowania. W pracy koleżanki namawiały mnie na aerobik (nie, bo będę miała zadyszkę), na wspólne bieganie (o Jezu, koszmar z dzieciństwa), na różnego rodzaju rolki (nie mam), rower (nie mam), czy chociażby squash’a (matko, pewnie i tak nie trafię w piłkę). Do dzisiaj nie wiem jakim cudem jedna z nich namówiła mnie na pilates… „Zobaczysz, tam się „tylko” leży, polubisz to”. Poszłam i wpadłam, naprawdę… Kocham pilates, nawet teraz, będąc w ciąży chodzę na zajęcia. Mój brzuch jest (tzn. przed ciążą był) jędrniejszy nawet niż wcześinej. Nie wiedziałam że mam taką liczbę mięśni i to w takich miejscach o których nie wiedziałam, dopóki następnego dnia po zajęciach ich nie poczułam. Czy to jest leżenie? Nie!!! Zdecydowanie nie, ale to jest właśnie ten rodzaj aktywności ,który mi odpowiada. Ten rodzaj panowania nad ciałem, blokowanie pewnych części ciała, aby potrenować inne. Gdyby ktoś powiedział mi 4 lata temu, że będę chodziła do jakiegoś klubu sportowego, puknęłabym go w czoło 🙂 Ale jak widać wszystko jest możliwe. Nadal nie lubię biegania, ale kto wie, może kiedyś jednak spróbuję?
Jeszcze nie odnalazłam w sobie motywacji, by wrócić do sylwetki z przed kilku lat. Wciąż jeszcze mam tak zwane boczki. Zazdroszczę moim koleżanką, które potrafią znaleźć czas dla siebie i zadbać o figurę. Cały czas próbuję się przełamać, wskoczyć w ten rytm, być piękna- po prostu piękna dla siebie. Może to właśnie czas na zmianę?
Pozdrawiam gorąco wszystkich.
Dodam jeszcze, że jak zwykle Wasze zdjęcia zupełnie mnie zauroczyły! Są piękne. Teraz już nie wiem, które z Was robi lepsze 😉 Idąc tropem zmian postanowiłam wreszcie dowiedzieć się czegoś robieniu dobrych zdjęć i do swojej listy Mikołajowej (mamy w rodzinie taką tradycję że już w listopadzie każde z nas powoli robi swoją listę tego o czym marzy i przesyła reszcie „Mikołajów” i jest szansa że wiele marzeń spełni się w grudniu, po wyjęciu prezentów spod choinki :D) dodałam pozycję książkową polecaną kiedyś przez Ciebie o fotografowaniu dzieci- Mamarazzi 🙂
P.S. Czy twoje getry są zwykłe bawełniane czy termoaktywne?
Sport był w moim życiu od zawsze: rower, narty z Tatą, namiętne skakanie w gumę na podwórku z koleżankami – fantastyczne czasy!
Do szkoły chodziłam na popołudniową zmianę i zimą wracało się już niestety po ciemku. Miałam najdalej i wszystkie koleżanki zostawiałam po drodze. Miałam do przejścia garaże i jednego razu zostałam zaczepiona przez mężczyznę, który ciągnął mnie za rękę i coś do mnie mówił. W panicznym strachu udało mi się wyrwać i uciec ile sił w nogach, a że dalej już było jasno i ludzie, na tym ta nieprzyjemna przygoda się skończyła, że dobiegłam szczęśliwie do domu. Paradoksalnie to wydarzenie sprawiło, że poznałam coś, w czym się zakochałam, a mianowicie sztuki walki!
I tak w piątej klasie podstawówki zaczęłam przygodę z Aiki JuJutsu 🙂 To były piękne lata, trenowałam aż do 3ciego roku studiów zdobywając w miedzy czasie pas mistrzowski i dołączając do treningów jeszcze uczelniane Judo zamiast wf-u. Po studiach, po powrocie do rodzinnego miasta, wróciłam na treningi, niestety problemy z kręgosłupem uniemożliwiły mi ten typ aktywności 🙁
Szukałam czegoś innego i padło na rower górski, a potem… przyszła ciąża. W ciąży nie uprawiałam konkretnego sportu, ale dużo spacerowałam i robiłam właściwie wszystko, czułam się, jakbym mogła góry przenosić! To sprawiło, że przytyłam tylko 10,5 kg i 2 tygodnie po porodzie wróciłam do wagi sprzed ciąży. Ale jednak w mojej głowie coś się przestawiło… Doszło mnóstwo obowiązków, nieprzespane noce i oklapłam 🙁 Nie mogłam patrzeć na mój brzuch, dobrze, że mnóstwo spacerowałam z wózkiem (pomimo wrzasków, oj spacery często nie należały do przyjemności, ale byłam pod tym względem zdeterminowana…), to pozwoliło mi nie przytyć. Aż wreszcie, po 2 latach, koleżanki wyciągnęły mnie na zajęcia z Aeroboxingu – czyli połączenie aerobiku ze sztukami walki, które tak kocham! Właśnie minął rok od rozpoczęcia zajęć, a ja nigdy nie czułam się tak dobrze w swojej skórze! Pomimo tego, że na zorganizowane zajęcia chodzimy tylko raz w tygodniu (czas nie pozwala na więcej), to dołączając bieganie za rowerkiem dziecięcym i inne tego typu aktywności 😉 jest naprawdę SUPER!
Ooo konkurs dla mnie 😉 Myślę, że tu idealnie sprawdzi się kopiuj-wklej mojego komentarza z naszej ostatniej dyskusji przy okazji miodu:
Czasem mam wrażenie, że już nic mnie nie zmotywuje.. Oponka? tak jest ale przecież mała (jeszcze) a nie od TIRa.. stopy też widzę (nie to co w ciąży :D) więc nie może być tak źle. W kółko sobie tak powtarzam i kolejny miesiąc mija a ja nic :/ A jak jeszcze się namacham i nachodzę przy codziennym ogarnianiu/zakupach małych codziennych, na które wiecznie dane mi się wybierać z córcią (czytaj jeszcze z wielkim wózkiem itd)to mam dość wszystkiego Ale myślę, ze powoli dojrzewam do tego żeby cokolwiek podziałać w kierunku kondycji bo nie może być tak, że 26 lat i ciągłe zmęczenie, zawroty głowy po dwóch schyleniach i zadyszka z kolką po 1 km biegu.. Dziecko tylko czeka żeby z nią biegać i się wydurniać i tego się muszę trzymać
Dodam tylko, że nie ważę 100 kilko a jedynie 49 więc nie chodzi mi o osiągnięcie idealnej figury, tylko o WYROBIENIE KONDYCJI NA MIARĘ FAJNEJ AKTYWNEJ MAMY i pozbycie się tej rozciągniętej skóry i nadmiaru tłuszczyku z brzucha (póki jest to mały problem), żeby wreszcie poczuć się pewnej. Taki piękny strój pewnie podziałałby motywująco, bo kto by się nie chciał pokazać w czymś takim 😀 Pozdrawiam
Ja mam dwójkę dzieci w tym jedno czteromiesieczne. W ciąży przytylam 17 kg. W sumie niedużo ale bardzo szybko wrucilam do swojej wagi sprzed ciazy. Tylko niestety został mi brzuszek. Co niektórzy myśleli że jestem znowu w ciąży. Więc postanowiłam zacząć się ruszać żeby stracić choć w czesci ten brzuch. To co mi przypadło do gustu to Zumba. Jest świetna! Wszystkie mięśnie ciała pracują a przy tym można się świetnie bawic. Jestem zmęczona bo przy dwójce dzieci jest co roboc, ale jak wracam z zumby to jakoś więcej energii mam jestem wręcz wypoczeta a zarazem zmęczona tylko właśnie pozytywnie zmęczona . Karmię piersią i zawsze znajdę czas na na ćwiczenia o raczej prędko z tym nie skończę
Moje blizniaki maja 16 m-cy. W ciazy nie przytylam wiele, jednak brzuch zostal (dzisiaj kolezanka zapytala czy jestem znowu w ciazy – rece mi opadly). Mowie sobie – dzisiaj zaczne, w czasie drzemki chlopakow albo wieczorem – 🙁 i jak zwykle nic. Zawsze jest cos wazniejszego, wieczorem po ogarnieciu wszystkiego ok 22 pozostaje przytulic sie do meza i lulu bo w nocy nadal biegam, od pokoju do pokoju – i to jest moj sport bieganie za lobuzami, podnoszenie ich, pchanie wozka itd a dzisiejsza noc widzi mi sie strasznie – Syn ma chore gardlo, czyli Sport cala noc. chcialabym kiedys pobiegac w samotnosci, caly stres wybiegac i wrocic nowa ja 🙂
Temat który bardzo przypadł mi do gustu. W ciąży przytyłam aż 30kg do tej pory wszystkiego nie zrzuciłam,ale jest znacznie lepiej. Rok temu uświadomiłam sobie,że mając 30 lat podupadam na zdrowiu,a kondycja totalnie kuleje. Gdy zobaczyłam zdjęcia z sylwestra podjęłam decyzję w 5 minut,dieta+ruch i to od zaraz. Przy dziecku i systemie zmianowym pracy ciężko było wygospodarować chwilę na ruch,ale się udało. Wolałam nie wyspać się,ale poruszać. Zaczęłam codzienne treningi w domku z Jillian Michaels do tego bieganie najczęściej jak się da i oczywiście zrównoważona dietka. Przez zimę zrzuciłam 15kg,do chudych się nie zaliczam,ale kondycję mam lepszą niż niejedna chudzina 🙂 Teraz śmieję,że że w liceum co rusz latałam do lekarza po zwolnienia z biegania na wf,bo teraz żyć bez tego nie umiem. KOCHAM RUCH za to,że w końcu jestem w stanie nadążyć za dzieckiem,mało tego ganiać się z nią przez pół dnia i nie mieć zadyszki,jak również za to że życie stało się jakoś mniej stresujące,bo cała złość znika z każdym przebytym kilometrem 🙂
Pewnego dnia spodkałam się ponownie z przyjaciółką po 8 latach i jakoś zmotywowałyśmy się do ćwiczeń.Miałam pare kilogramów do zżucenia.
Zespół policystyczny jajników wcale nie pomaga 😉
I tak zimą zaczełyśmy jeździć na basen (do dziś pamiętam mine męża jak wychodziłam o 5;40 z domu)i jak skrobałyśmy zamarzniętą szybe.Jak miała któraś gorszy dzień to druga motywowała i tak po miesiącu ja byłam 8 kg lżejsza,ale przede wszystkim pełna energi.Do dziś zdrowiej żyje i ćwicze w miare regularnie oczywiście wraz z przyjaciółką.Jak mamy duży spadek formy idziemy kupić nowe gadżety na fitness i odrazu lepiej się ćwiczy 😉
Niestety nigdy nie zaliczam się do „kruszynek” i zawsze musiałam uważać na to co jem. Ale gdy rok po ciąży zobaczyłam swoje zdjęcie i te trzy paskudne fałdy na brzuchu to ryczałam przez godzinę, ale dobrze mi to zrobiło. Wzięłam się za siebie, najpierw ćwiczenia na you tube, delikatnie, a potem bieganie, crossfit i tak 5 -6 razy w tyg. W ciągu 2 lat straciłam ok 20 kg. Ale najważniejsze że wyrzeźbiłam ciało i nawet pojawił się zarys „szesciopaka” na brzuchu☺ A ponad wszystko pokochałam bieganie. Działa u mnie jak terapia u najlepszego specjalisty. Tylko ja i droga. A teraz jestem w 10 tygodniu ciąży i wiecie co ? Nadal truchtam☺ ( za zgodą lekarza) oczywiście mniej i wolniej . I już się nie boję tych ciążowych kilogramów. Dam sobie z nimi radę
Przygodę z wysiłkiem miałam dawno temu w trawie.. znaczy w szkole, cherliding potem tańce nowoczesne 2-4 razy w tygodniu, a potem wyszłam za mąż i nie wracam … pochłonęła mnie miłość tańce może 1x w tygodniu a potem dzieci i tańce 0 x w tygodniu … 2 dzieci mnie pochlonela a mąż znalazł swoją pasję -bieganie . 10 km polma r a ton maraton i schudł z 96kg do 76kg. Ciągle wychodził trenować i oczywiście mnie też ciągle zachęcał do ćwiczeń a ja … jak tu mieć siłę coś robić kiedy dzieci dają wycisk w ciągu dnia. Kiedy spróbowałam biegać myślałam że płuca wypłuje.. ale na szczęście mój najlepszy motywator mąż przyszedł z pomocą rozpisał plan treningowy delikatny i działam. . Teraz biegam właśnie dla odpoczynku 🙂 i po to żeby mąż nie był chusty ode mnie:) a na zwiększenie wydolności polecam też Crossfit:) daje w kość 🙂 ale też ile samozadowolenia. Pozdrawiam.
Dawno dawno temu, za siedmioma górami i siedmioma lasami żyła sobie Karolina z marzeniami.Marzyła o szczupłej sylwetce i nogach jak z piosenki, biegała więc co wieczór cierpiąc udręki. Przyszedł jednak czas taki : najpier jeden, a potem dwa chłopaki .Odebrały to co ciężką pracą stworzone i znowu do pracy trzeba się wziąć -wiadome. No więc ćwiczę i ćwiczę mimo marnych efektów- lecz brak mi stroju dla lepszych bicepsów. Więc pokornie proszę dla mnie nagrodę, żebym przeżyła kolejną przygodę.
Nigdy nie lubiłam w-f’u.
Słaba byłam w skokach przez kozła, w biegu na 100m, w siatkę, w kosza…
Nigdy nie miałam problemu z nadwaga.
Skłonności mam-spore.
Ale kontroluję się. Staram się utrzymywać wagę na stałym poziomie. Do 25lat moja waga wynosiła 55-58kg.
Po dwóch ciążach ważę obecnie 62kg( wzrost 165cm).
Staram się zdrowo jeść ale mam swoje grzeszki:)
Na ćwiczenia dopiero teraz uczę się wygospodarować czas.
Siłownia-nie dla mnie-nie lubię-nie ten klimat;)
Aerobic-masakra,próbowałam-ćwiczenia w grupie to nie moja bajka;
Ale w domowym zaciszu-gimnastyka-o tak!
A najbardziej lubię kręcić hula-hopem- talia i pupa robią się fajne.
Aha! I praktycznie cały dzień funkcjonuję na napiętych mięśniach brzucha:)
Bo biegania z dwójką dzieci na barana to nie wliczam w aktywność sportową:)))
A ja po ciąży stalam sie otyla. Tylka nie chce mi sie ruszyć. Ciagle jest jutro, pojutrze….. A czas mija. Nie mam także partnera do ćwiczeń. Jestem załamana. Ciagle chodze w luźnych dresach i ciuchach. Tak bardzo chciałabym wyglądać jak Ty. I nosic rozmiar S. Tak bardzo chciałabym wziąć sie w garść. Powiedzieć uda mi sie i to zrobić. Zawsze tylko kończy sie na dobrych chęciach:(
Majka, głowa do góry nigdy nie jest za późno, podejdź do tego z uśmiechem, a nie przymusem i zobaczysz , że dasz radę, Wiem że początki są trudne ,ja wstaje o 21 20 (jak już wybudzę się po usypianiu dzieci) i wtedy do ćwiczeń):)
Powodzenia
Temat postu brzmi: „Jak wrócić do formy PO ciąży”, a ja MUSZĘ wrócić do formy PRZED ciążą. Hormony działają przeciwko mnie – tarczyca, insulina. Zalecenie od lekarza – „niech pani dużo ćwiczy”. Pytam zatem – „Jak żyć, panie doktorze, jak żyć? Kiedy znaleźć czas na ćwiczenia?” A zaraz potem przypominam sobie jeden z najwspanialszych okresów mojego życia – kiedy ćwiczyłam codziennie i… byłam szczęśliwa. Samymi ćwiczeniami udało się zwalczyć część problemów zdrowotnych, więc aktywność miała wpływ na komfort psychiczny i fizyczny (nie wspomnę już nawet o tych wszystkich komplementach 😉 ). Czasami zastanawiam się, dlaczego nie daję sobie być szczęśliwą – dlaczego nie ćwiczę? Po czym mam zryw i ćwiczę przez tydzień… Ale w końcu dam sobie szansę. Dziś zrobiłam pierwszy krok – kupiłam karnet na siłownię. SPINNINGU, PRZYBYWAM!
Zawsze byłam aktywna, nic nie trenowałam zawodowo, ale dużo się ruszałam – rower, rolki, jogging, spacery, aerobik, siłownia, narty, kopanie działki. Po prostu aktywny tryb życia bez telewizora – taki styl życia wpoili mi rodzice za co zawsze będę im bardzo wdzięczna. Aż tu nagle po dobrych 35 latach życia TRACH… wypadł mi dysk. Ot tak, bez przyczyny i koniec. Leżę. Leżę. Leżę… i kwiczę. Jestem po operacji i czekam na tajemny znak sygnał od lekarza kiedy będę mogła zwiększyć swoją aktywność, która póki co ogranicza się do leżenia 🙁
Jestem zrozpaczona – za oknem przepiękna złota polska jesień, a ja leżę na kanapie niczym ten Leń Brzechwy. Staram się patrzeć na przyszłość optymistycznie, ale obawiam się, że poza ponownym wypracowaniem kondycji, będę miała co zrzucać po tym leżeniu.
Przyda mi się każda wyciągnięta dłoń, ciepłe słowo, motywacja i… może zestaw ubrań na nowy, dobry początek? 🙂
7 tygodni juz za nami, jeszcze kilka i wracam do tego co lubię. Tak to bywa po CC…A w oczekiwaniu kiedy znowu spakuje „torbę na gym” już nabyłam kilka nowych rzeczy na kolejne treningi. Aktywny tryb życia to dla mnie nie moda, to inwestycja we własne zdrowie. To zdrowy nawyk, z którego trudno mi zrezygnować. Uwielbiam aktywne poranki w klubie fitness uwalniające we mnie olbrzymią dawkę endorfin i uśmiechu. A więc ciążowy brzuszek to nie powód, by rezygnować z zajęć ruchowych. Niedawno umieściłam wspólnie z moją trenerką opis tego jak wspólnie, we trojkę (liczę oczywiście brzuszek) prowadziłyśmy treningi. Na pytanie „czy ruszasz się nadal” niestety nie odpowiem twierdząco ale tak było jeszcze niedawno 🙂 Wspólnie z Magdą, fantastyczną trenerką, moim niezastąpionym źródłem motywacji przeszłam bezpiecznie przez aktywne 8 miesięcy ciąży, a w 9-tym ukierunkowałam moją niespożytą energię na porządki w garderobie.
Z Magdą ćwiczę już prawie 3 lata więc zna Ona doskonale moje możliwości. Tu właśnie tkwi sekret bezpiecznych treningów dla kobiet w ciąży oraz odpowiednio dobranych ćwiczeń dla tego szczególnego czasu. Nasze spotkania dalekie były od tego co najczęściej przeczytacie w artykułach dla przyszłych mam. Wspólne treningi to o wiele więcej niż spokojny spacer, joga, body ball czy pilates. Nasz ulubiony przyrząd do ćwiczeń? Taśmy TRX i trening z masą własnego ciała! A co powiecie na trening z kettlebells? Ależ tak! Do tego step, hantle, trening mięśni grzbietu na maszynach and much, much more!
W czasie ciąży dbać należy nie tylko o swojego maluszka, ale i o siebie samą. I tu aktywność fizyczna pomaga pozbyć się wielu dolegliwości, towarzyszących ciąży: bólu kręgosłupa, problemów z obrzękami, skurczami łydek. O zbawiennym wpływie na kondycję – fizyczną i psychiczną przyszłej mamy już nie wspominając. I właśnie dlatego, że „z pędzącego pociągu się nie wysiada” (a przed ciążą ćwiczyłam intensywnie 4-5 razy w tygodniu) nie zrezygnowałam z treningów pod okiem fachowca! Dzięki mocnym mięśniom pleców nie wiem co to ból kręgosłupa. Ćwiczyłam nie po to aby z uporem nadal nosić rozmiar 36, o nie! Kilogramów przybywało ale… przecież nie ma większej przyjemności jak z uśmiechem odpowiedzieć na komplementy „jak ładnie wyglądasz” gdy na wadze z każdym tygodniem było ich coraz więcej ☺
U mnie to tez roznie. Jestem wysoka i do studiow w utrzymaniu szczuplej sylwetki wystarczyl wf. Po pierwszej ciazy(przytylam 25 kg) szybko wrocilam do wagi. W miedzyczasie zumba, fitness. Jednak w drugiej ciazy dobilam do 107 kg!!! Masakra. Myslalan ze tak jak po pierwszej, karmienie piersia zalawi sprawe. A tu wafa w miejscu. Dopiero od miesiaca gdy przestalam karmic 3 razy w tygodniu uciekam na 1,5 godzinki na treningi poranne, a małą z dziadziem zostawiam(ma mobilna prace) . Niestety tylko takie mam mozliwosci bo meza na tygodniu nie ma, ale jakos trzrba sobie radzic, bie ma wymowek!! 🙂 chce pokazac corkom ze trzba dazyz do postawionego sobie celu i sie nie poddawac a za.rok na wakacje dumnie prezentowac sylwetke 🙂
Nowe ciuchy bylyby swietna motywacja!!!
Justyna, poruszyłaś bardzo ważny wątek , mianowicie aby pokazywać dzieciom od najmniejszego jak ważne jest dbanie o siebie.! I nie chodzi tutaj tylko o sam wygląd ale przede wszystkim o zdrowie! Dzięki, serdecznie pozdrawiam
Nie ukrywam, że przed napisaniem tego komentarza, przeczytałam większość z tych, już zamieszczonych na blogu. Stwierdzić mogę tylko, że co do figury jestem szczęściarą. Jak to mówią, odziedziczyłam ją w genach lub wyssałam z mlekiem matki. Przy wzroście 174 cm ważyłam zawsze około 52 kg więc stwierdzić można, że miałam nawet niedowagę. Nie liczą się tu tylko dwa okresy w moim życiu: rzucanie palenia i ciąża. W pierwszym przytyłam 10 kg w 2 miesiące, zastępując papierosy niezliczoną ilością ciastek, ciasteczek, itp.. Apetyt na słodycze przeszedł jednak tak szybko jak się pojawił, a co za tym idzie spadła też waga (dodam też, że palenie udało mi się rzucić z dnia na dzień, bez pomocy oszukujących nasz mózg preparatów). Nie pamiętam, abym drastycznie walczyła z moją „nadwagą”, odstawienie przekąsek i normalny tryb życia (praca, wychodzenie z domu ze znajomymi) pozwoliły mi w dość szybki sposób wrócić do poprzedniej figury. Drugi okres to oczywiście ciąża, w czasie której przytyłam 16 kg z powodów ogólnie znanych. Dziś jestem już prawie 5 miesięcy po porodzie i od około miesiąca mieszczę się w swoje jeansy kupione przed ciążą. Nie biegam, nie chodzę na zumbę czy aerobik…opiekuję się swoim synkiem najlepiej jak potrafię i to sprawią, że jestem szczęśliwa, a co za tym idzie szczuplejsza?. Ludzie pytają mnie czy ćwiczę, odpowiadam, że tak…silną wolę by wstać z łóżka, a figura….sama przyszła, jak zawsze.
Życzę wytrwałości dla tych co jej potrzebują i dystansu do siebie tym, którzy go nie mają…
Pozdrawiam
Joanna D.
Moja przygoda z ćwiczeniami jest jak „Moda na sukces” – ciągnie się odkąd pamiętam i jest równie burzliwa co relacje bohaterów znanego wszystkim tasiemca. Od zawsze byłam szczupłym dzieckiem – zasługa tego, że wszędzie mnie było pełno. W podstawówce trenowałam piłkę ręczną, miałam krótki epizod taneczny, a także dochodziły wszelkie zabawy podwórkowe: siatkówka, podchody, berek itp. Później nastało nieszczęsne gimnazjum, w którym dostałam totalnej awersji do WF-u – pokłony w stronę wuefisty, który postanowił, że będę grała w siatkówkę i już – bo jestem wysoka. No cóż, siatkówka to nie było to co szczególnie kochałam, więc na złość wuefiście – jak mi się wtedy wydawało – złamałam sobie rękę, cały semestr wfu z głowy. Później trafiłam do liceum, w którym królowała koszykówka – ooo to dopiero było zło. Zaczęłam tęsknić za siatkówką. Dopiero kiedy zdałam maturę, odkryłam przyjemność z uprawiania sportów – okej, przyznaję, ten cellulit na udach nieco mi pomógł w tym odkrywaniu. Poszłam po prostu po kostium kąpielowy i kiedy obejrzałam się porządnie w lustrze rozpłakałam się jak bóbr. Dziś ruszam się w miarę systematycznie, choć różnorodnie. Pokochałam spin bike`i i – choć nie łatwa jest to miłość sprawia wiele satysfakcji. Nauczyłam się grać w tenisa, trochę ćwiczę z Chodakowską. Żeby nie było tak prosto miewam problemy z kolanami i kręgosłupem, ale każdego dnia toczę nierówną walkę z leniwym tyłkiem i czekoladą, po to w sierpniu przyszłego roku stanąć przed ołtarzem w mojej wymarzonej sukni i wyglądać tak, żeby móc sobie pomyśleć: „nie było łatwo, ale było warto”.
Gdy dzisiaj patrzę na swoja mała córeczkę, to rozumiem moich rodziców, którzy zawsze mówili, ze nie potrafię usiedzieć na miejscu. Chyba, że dostanę książkę 🙂 Pamiętam jak spędzałam całe dnie na podwórku to skacząc w gumę, w kręconkę, lub na skakance, grając w podchody, berka czy chowanego. Do 4 klasy biegałam szybciej niż wszyscy chłopcy w klasie i nieźle grałam w nogę 🙂 Spalałam wszystko co zjadłam i byłam wciąż szczupła, nawet gdy w okresie dojrzewania drastycznie zmieniła mi sie figura 🙂 Ale grałam w siatkę, dużo jeździłam na rowerze i bardzo dużo chodziłam, sprzymierzeńcem była też moja dieta : warzywa i owoce w każdej postaci, umiłowanie razowego chleba i kasz. Co prawda uwielbiałam tez słodycze, ale wtedy nie było ich zbyt wiele. Gdy urodziło sie moje pierwsze dziecko, bardzo szybko wróciłam do formy, chociaż najbardziej w tej ciąży przytyłam, po drugiej też było nieźle i w końcu bez specjalnego wysiłku wymiary przedciążowe wróciły. Niestety czas jest nieubłagany a wraz z wiekiem spada metabolizm. W ostatniej ciąży przytyłam książkowo, ale późniejsze problemy po porodzie sprawiły, że moja dieta nie była racjonalna delikatnie mówiąc, a ponieważ karmiłam piersią i wciąż słyszałam: karmisz nie odmawiaj dziecku, sobie….. i tak do tych 3 kg, które zostały po ciąży dobiło kolejnych pięć nie wiadomo kiedy…… 8 nadwyżki, może to i nie tak strasznie dużo, ale 12 przytyłam w całej ciąży poza tym okropnie się czułam w takim ciele, nie miałam w szafie ubrań które by na mnie pasowały…… Na początku tylko rozpaczałam, ale około 10 miesięcy po porodzie postanowiłam wziąć się za siebie. Siłownia, zumba, treningi na sali nie wchodziły w grę, musiała ćwiczyć w domu i to sama.
Na początku było bardzo ciężko, płakałam, bo nie wszystko wychodziło, bo bardzo bolało, ale się zawziełam. ,Ćwiczyłam codziennie, wychodząc z założenia, że być może jutro nie będę mogła z jakiś powodów. Po 3 miesiącach miałam 5 kg w dół, ale wymiarami jeszcze jakieś 2 w dół. Ostatecznie zrzuciłam całą nadwyżkę a nawet ze 2 kg więcej i ile miałam energii i jak się świetnie czułam. Ćwiczyłam już nie po to by coś spalić, ale żeby mieć siłe biegać za moją córeczką, nosić ją , skakać przez kałuże….i nie wyobrażałam sobie, że mogę przestać ćwiczyć…
Niestety moja mama nagle się rozchorowała i to na cały rok zmieniło moje życie wypełniając czas bez reszty. Skapciałam, trochę przytyłam – choć w granicach normy 😉 ale mam wrażenie, że ktoś zabrał mi siłę. I tylko czekam aż skończę jedną bardzo ważną rzecz, układam wszystko i wracam do ćwiczeń, jeszcze w tym miesiącu, bo zwyczajnie tęsknię za takim intensywnym ruchem, do takich codziennych ćwiczeń. Fajnie jest jak się ma kogoś kto mobilizuje, z kim się ćwiczy, bo wtedy jest łatwiej, gdy ja mam gorszy dzień i może bym odpuściła, to ta druga osoba nie odpuści. Ale samemu też można i też jest fajnie 🙂 Wystarczy odrobina samodyscypliny i wytrwałości.
W sumie u mnie to jak rolekoster raz pędzilam na zajęcia z uśmiechem po kilku moja aktywność spadała jednak odkąd mój mąż po wypadku biedak nie mógł przez pół roku ćwiczyc a on to uwielbia teraz regularnie 5 dni w tygodniu chodzi na siłownię i aż głupio mi była ze on którego boli czasami jak… idzie i potrafi znalezc czas i nie ma głupich wymówek i od kilku tygodni ja też może nie 5 ale staram się 2-3 razy w tygodniu chodzić na zajęcia grupowe, a jeżeli nie mogę to ćwiczę w domu i to wciąga strasznie i teraz mogę powiedzieć że lubię siebie bardziej aktywna przynajmniej chce mi się bawić z corka.
Całe moje życie to walka o szczupła sylwetkę. W dniu mojego ślubu ważyłam 60 kg i czułam się świetnie. Jak się później okazało byłam już w 10 tyg ciąży. Cieszyłam się strasznie. Ale gdy na wadze po 9 miesiącach zobaczyłam 83 kg załamałam się. Na szczęście szybko wróciłam do formy sprzed ciąży. Po roku czasu kolejna ciąża i fiuu…kolejne 23 kg na plusie. Od tamtej pory juz nie szło tak fajnie ( pierwszy poród był sn a drugi cesarka). Jak się w końcu wzięłam za siebie i schudłam ponad 14 kg , okazało się ze znów jestem w ciąży ☺ Od tamtego czasu minęły już 4 miesiące a moja waga nadal pokazuje 80 kg Ćwiczę kiedy tylko mam czas, a jest go naprawdę niewiele (córka ma 3 lata , syn 19 miesięcy i najmniejszy bąbel 4 miesiące). Ale nie poddaje się I osiągnę swój cel , bo forma przy trójce małych dzieci jest naprawdę potrzebna
Aniu, ja przytyłam 18 kg, więc twoje 23 przy moich nie prezentują się tak źle. Trzymam kciuki za ciebie. Wierzę, że jako mama trójki musisz mocno się starać żeby wygospodarować trochę czasu dla siebie. Trzymam kciuki żeby się udawało:)
Od dziecka walczę z astmą. Najgorzej było w szkole podstawowej, kiedy to kompletnie nie radziłam sobie na lekcjach w-fu, szybko się męczyłam, a pod ręką zawsze musiałam mieć inhalator. Przełom nastąpił w gimnazjum, kiedy to zaczęłam małymi kroczkami odnosić sukcesy. Krótkie dystanse, skok w dal, pchanie kulą przynosiły mi najlepsze wyniki w szkole i pomogły zapomnieć o ciągłych kłopotach ze zdrowiem.Do momentu zerwania ścięgna w nodze… Mogła zapomnieć o zawodach i kolejnych sukcesach. Dzisiaj mam już 26 lat. Długo nie uprawiałam sportu, choroba czasem daje o sobie znać, ale bardzo rzadko. W tym roku obiecałam sobie, że zacznę aktywny tryb życia. Byłam na konsultacji u lekarza, zrobiłam badania i dostałam zielone światło (oczywiście z zachowaniem umiaru i rozsądku). W maju zapisałam się na zajęcia taneczne latino i sexi dance. Dzięki temu odkryłam w sobie nie tylko kobiecość, ale również niesamowitą pasję do tańca i ruchu. Potem doszły wieczorne spacery, które z czasem zmieniły się w bieganie i ćwiczenia na siłowni raz w tygodniu. Aktywny tryb życia prowadzę od 6 miesięcy. Nie potrafię opisać tego jak się czuję. Dokonuję rzeczy, których w życiu bym się nie spodziewała. Dzień bez ruchu wydaje mi się dniem straconym, a aktywność stała się używką, z której nie chcę rezygnować.
Przez astme,alergie i leki na to przyjmowane(sterdydy itp) jako 12letnia dziewczynka majaca 155cm wzrostu wazylam 67kg i nosilam rozmiar 42 !dzis 27 latenia mama 5miesiecznej Hani mam 158cm 50kg i rozmiar 32. Jako dziewczynka lubilam sie ruszac, marzylam o balecie ale patrzac w lustro i patrzac na szczuplutkie baletnice spuszczalam glowe w dol i nie przyznawalam sie nawet do tych marzen mamie.Przezylam gimnazjum..taka fajna grubaska ze mnie byla az pewnych wakacji cos we mnie peklo. Wyszla kobieca strona.Mialam dosc posiadania tylko kolegow, chcialam sie podobac jako dziewczyna.Chcialam chlopaka,chcialam czuc sie piekna dla siebie i innych. Etap liceum zaczelam juz jako szczupla panienka kochajaca rolki,rower,lyzwy oraz taniec,ale juz nie balet, a salse!Zdrowo jadlam i ruszalam sie smialo:D Pozniej byly studia i praca jednoczesnie.Wydarzylo sie nawet tragiczne malzenstwo i skonczyla sie salsa …ten etap pominiemy bo zbyt bolesny,ale zaprowadzil mnie do miejsca gdzie jestem tu i teraz. Gdy lekarz pozwolil bylam aktywna w ciazy(11kg+), rowerek, dlugie spacery. W czerwcu przez cc przyszla na swiat Hanulka. Po 6tygodniach przeglad u gina i magiczne slowa:moze sie pani juz ruszac, bo trzeba dojsc do formy 😀 i tak tez zrobilam. Spacery z Hania dziennie 15km, rowerek ,aerobik i ….salsa!po 5 latach wrocilam na parkiet, ale to tylko dzieki obecnemu mezczyznie!Dziekuje mu a ja tryskam energia i jak zaczelam tak nie umie przestac. Biegam z wozkiem, Hania spi to jest aerobik, nie spi to cwiczy ze mna jako slodki 6kg ciezar, narzeczony ma wtorki wolne bym mogla tanczyc! Taka moja historia…jak dobrze, ze ta mala grubaska odeszla daleko:DA patrzac na Hanie widze jak rosnie silna dziewczynka.
Tuż przed zajściem w ciążę udało mi się osiągnąć wymarzoną formę, która pozwoliła mi czuć się w swoim ciele dobrze i przetrwać kolejne 9 miesięcy w całkiem niezłym stanie. Ćwiczyłam bardzo dużo i konieczność „zwolnienia” i zmienienia charakteru treningów na mniej obciążające i wysiłkowe przyszła mi dosyć ciężko. Pod koniec ciąży odliczałam dni do momentu, w którym będę mogła znów wrócić do pełnej aktywności. I właśnie wtedy postanowiłam: sprawie, że nie tylko innym, ale przede wszystkim mi samej szczęka opadnie. Dlaczego? – Dlatego, że po ciąży będę w swojej najlepszej życiowej formie i zaskoczę tym wagę, odbicie w lustrze, otoczenie i swoją ambicję.
Dziecko nigdy nie jest przeszkodą w aktywnym i zdrowym trybie życia. To wymówka, piękna, absolutnie pochłaniająca naszą uwagę i pozwalająca na zrzucanie na nią wszelkiego lenistwa WYMÓWKA. Dziecko może być pretekstem do uprawiania sportu – spacery, jogging z wózkiem, treningi i zumba z dzieckiem w chuście i inne możliwości wspólnych ćwiczeń w domu z wykorzystaniem „słodkiego ciężarka” w postaci dziecka. Sport z dzieckiem to inwestycja nie tylko w nasze zdrowie, ale także w dziecko, które z czasem zacznie nas naśladować, a sport i aktywne spędzanie czasu będzie dla niego czymś naturalnym i interesującym.
Odpowiadając więc na Twoje pytanie – TAK wchodzę w to! Dziękuję za kolejną motywację, aby walczyć o osiągnięcie mojego celu. A piękne sportowe ubrania? Cóż, to zawsze dodatkowy czynnik zachęcający do ruszenia się z kanapy;)
Tu mogę się rozpisywać. Nienawidziłam Wf w szkole podstawowej, nienawidziłam w liceum, a jeszcze bardziej nienawidziłam na studiach. W szczególności nienawidziłam biegania, do dziś kojarzyło mi się z kolkami, zadyszką i spoconą koszulką. To był koszmar. Zawsze przybiegałam jako ostatnia. Późnej pałałam szczerą nienawiścią do gier zespołowych. Na zajęciach WF w liceum ciągle miałam zwolnienia, bo nie potrafiłam robić dwutaktu, bo nie wychodziła mi zagrywka itd. A najgorzej było na studiach, gdzie z braku miejsc trafiłam do grupy trenującej siatkówkę, nie muszę mówić że byłam tam kompletną łamagą. Szybko załatwiłam sobie zaświadczenie, że potrzebuję korekcji kręgosłupa i mogłam chodzić na siłownię. Nie lubię zajęć sportowych, może poza tańcem, ale nie zależało mi na rozwijaniu tej „pasji”. Teraz jestem podwójną mamą i chcąc wrócić do poprzedniej wagi zaczęłam biegać. Mimo nienawiści i braku zrozumienia dla tej formy aktywności fizycznej, postanowiłam spróbować, przede wszystkim ze względu na możliwość biegania wszędzie i o dowolnej porze. Nie mogłam sobie pozwolić na zajęcia zorganizowane, gdyż trudno mi dostosować się do stałych godzin i dni treningu. Tak rozpoczęłam swoją przygodę z bieganiem. Póki co truchtam 4 km w ciągu pół godziny trzy razy w tygodniu. Podeszłam do tego z głową, poczytałam jak zacząć, żeby szybko nie zrezygnować i od dwóch miesięcy kontynuuję ten proceder. Choć sama nie mogę w to uwierzyć podoba mi się taka aktywność. Mogę wywietrzyć głowę, pobyć tylko ze sobą w ciszy. Najbardziej przydałyby mi się buty, bo póki co biegam w starych (choć mało noszonych) butach sportowych, które kupiłam na zajęcia WF jeszcze w liceum. Niestety nie mają żadnej amortyzacji… Fajnie byłoby mieć profesjonalny strój do biegania.
Ja zawsze byłam hmm okrągła 😉 Były takie okresy w moim życiu, że do dziś zdjęcia z niego chowam głęboko do szuflady. Był też taki czas z którego zdjęcia wypełniają cały mój album! 😀 Można pomyśleć raz mam lenia a potem ostro trenuje, ścisła dieta, ale nie! Gdy miałam lat 17 to się zakochałam! taak! nie wiedzieć kiedy i jak schudłam 12kg, moja waga 60kg dla mnie była idealna!! Potem jak to w życiu bywa wspólne obiadki, czekoladki kino domowe.. ruch…hmm tylko nocny 😉 waga urosła, do granic możliwości! Ale nastąpił we mnie przełom postanowiłam nie jeść pieczywa i tak się zawzięłam, że faktycznie znowu dużo schudłam a efekty były widoczne dość długo, tak długo aż nie zaszłam w pierwszą ciążę +22kg. I potem tak jak pisałaś przymusowa przerwa bo zakaz ćwiczeń, pranie sprzątanie, gotowanie, dziecko i minął 1rok i 2miesiące i druga ciąża. Na plusie 12kg (więcej pewnie się nie zmieściło 😉 Teraz synek ma 4 miesiące to czas kiedy pasowało by wkońcu wziąć się za siebie, ruszyć sprzed TV. Pretekstów cała masa: a bo nie ma kiedy przy dwójce, a to zmęczenie podwójne a to mąż ciągle w pracy i nie ma z kim dzieciaków zostawić… Zmotywuj mnie proszę! Przyślij te piękne ubrania sportowe bo nowy ciuch trzeba założyć choć raz! i może wtedy nastąpi we mnie przełom gdy ten pierwszy raz będzie za mną! 😀
Pamietam do dzisiaj jak przyszedł moment kiedy wfu unikałam jak ognia… Bo był nudny, bo nie było gdzie sie wykapać a ja nie chciałam śmierdząca chodzic na lekcje, bo wstydziłam sie przebierać (czesto wlatywali do nas chłopcy), a moim przepisem na szczupła sylwetkę oczywiscie były diety cud! Nie miałam problemu z sylwetka chociaz nigdy nie uważałam sie za atrakcyjna dziewczynę w ten oto sposob nabawiłam sie niedowagi i byłam przekonana ze wygladam cudownie! W momencie kiedy „dojrzałam” do tego aby polubić swoje ciało i zacząć nad nim pracowac zakupiłam karnet na siłownie i w ramach rozrywki odwiedzałam ja 3-4 razy w tyg. Po pracy . Niedługo pozniej poznałam obecnego meza, w kolejnych latach zaszłam w ciaze (bliźniacza) i schody zaczęły sie po porodzie… Niby szczupła ale jednak tłuszczyk sie odkładał… Nadmiar skory dobijał mnie codziennie mogłam rozciągać skore na brzuchu w każdym kierunku swiata:/ powiedziałam sobie teraz albo nigdy! 1,5 roku cwiczylam sama w domu o 23 kiedy dzieci spały a dom i praca była ogarnięta;) następnie poszłam na kursy zostałam trenerka, zaczęłam szkolić sie pod katem dietoterapii, skończyłam juz kilkanaście kursów, przeczytałam kilkadziesiąt książek na temat ruchu oraz diety. Znienilam swoje zycie , mojej rodziny i wielu podpoiecznych i mimo ze skory nadal jest za duzo ja czuje sie w swoim ciele cudownie 🙂 Warto walczyć o lepsza wersje siebie nawet kiedy upadamy zmobilizujmy sie aby podnieść i biec do przodu!