Pamiętam ten piękny dzień, kiedy spodziewając się drugiego dziecka wpadliśmy na genialny pomysł, żeby kupić Lence psa. Ona tak marzyła o pupilu… Wymyśliliśmy sobie, jak to bez problemu nauczymy psiaka czystości, skoro miał się pojawić w domu miesiąc przed planowanym porodem naszego syna. 

Wszystko było ”przemyślane”. Mikołaj zawitał do naszego domu trochę wcześniej i w połowie listopada (nigdy nie kupujcie psa na zimę. NIGDY!), rodzina powiększyła się o sierściucha. Było nam tak wesoło, że Antoś nie wytrzymał – trzy dni później postanowił dołączyć do rodzinnej imprezy.

I tak zaczęła się ta historia…

Jeśli mówią, że możesz mieć wszystko naraz: zwierzęta, dzieci i idealny porządek, kłamią. Jednak nie ma co się poddawać – zwierzak w domu to sporo sierści i błota, ale jeszcze więcej radości i miłości. I dzisiaj przychodzę dodać Wam otuchy: jestem żywym przykładem, że mimo wszystko, mając psa i dzieci, da się utrzymać dom w jako takim porządku. Z naciskiem na jako taki.

Regularność kluczem do sukcesu: w naszym domu porządki (takie z odkurzaniem i myciem podłogi), robimy 2 razy w tygodniu. Ale to nie wszystko… dodatkowo codziennie odkurzanie robi nasz okrągły przyjaciel na dwóch kółkach (ale o tym później). Regularne nawyki sprawiają, że nie trzeba później ogarniać bałaganu pomnożonego x100.

Pies w dom, sierść w dom: czy jakoś tak to leciało… nie bez powodu krąży taki żart o Cavalierach, że gubią sierść dwa razy w roku: od stycznia do czerwca i od lipca do grudnia.
W dodatku Czilka kocha biegać po ogródku, a jesienią przyjęła sobie za punkt honoru dopaść wszystkie liście, które miały odwagę spaść z drzew na jej trawnik. Wyobraźcie sobie w jakim stanie wraca z takiego polowania… i tak docieramy do kolejnego punktu.

Rysunek na szkle i ocet. Duuuużo octu: odkurzanie to nie wszystko. Kto ma dzieci w domu ten wie, że lustra, szyby, fronty od szafek, jakimś cudem same się brudzą (aż czasem chce się zaśpiewać ”jak do tego doszło nie wiem”). U nas do tego dochodzi jeszcze pies, który zamiast szczekać kiedy chce wyjść, to liże mi szybę od drzwi na taras lub drzwi wyjściowych. 

Tak oto na lustrach i szybach pojawiają się przeróżne bohomazy, które od 8 lat zwalczam… octem rozcieńczonym wodą. Jak ktoś mnie odwiedza, to ma barrrdzo duże szanse, że zastanie mnie ze spryskiwaczem w jednej ręce, a ręcznikiem papierowym w drugiej. Powaga, mam wrażenie, że z 24h jakieś 8h na dobę spędzam ze spryskiwaczem w ręku. Jeszcze nie chodzę z nim spać, ale kto wie…

Ręcznik papierowy: używam ręczników papierowych codziennie i nie wyobrażam sobie bez nich funkcjonowania, serio! Korzystam z nich kiedy coś się rozsypie lub rozleje, w kuchni, łazience, salonie i w każdym zakamarku domu. Rolka ręcznika papierowego w naszym domu jest zawsze. I jestem zdania, że lepiej zainwestować w dobrej jakości papier, bo mając dzieci i zwierzę używa się go non stop!

Od dawna przyjaźnię się z jednym ręcznikiem papierowym – Mola Complex 3w1 i jestem pod wrażeniem, bo jak dotąd układa nam się świetnie.

Te listki są super grube i nawet wycierając w niego mokre ręce nie muszę go wyrzucać po jednym razie. Zresztą taki był zamysł Moli, żeby ręczniki sprawdzały się właśnie w codziennych, stresujących sytuacjach, które niepotrzebnie wytrącają nas – matki, z równowagi.

Taki ręcznik składa się z trzech warstw: czyściwa, warstwy chłonnej (rewelacyjnie chłonie wszystkie płyny) i warstwy polerującej. I ta ostatnia to zdecydowanie moja ulubiona. Nic nie doczyszcza tak dokładnie powierzchni typu lustra czy czyby.

A z ciekawostek wam powiem, że jeśli jeszcze nie znacie tego produktu, to możecie wypróbowac go za darmo. Ostatnio na stronie Mola widziałam, że można zgłosić zakup ręcznika Mola Complex, żeby dostać zwrot zapłaconej kwoty. Wiecie, takie „Wypróbuj za darmo” to chyba całkiem fajny sposób na testowanie nowych rozwiązań do sprzątania domu.

Nasz przyjaciel Łoli: na pewno kojarzycie takiego sympatycznego robota z bajki. Nasz robot i największy przyjaciel rodziny, przejął po nim imię. Bo jeśli jak ja uważasz, że nie zasłużyłaś na życie w bałaganie, a decydujesz się przyjąć pod dach sierściucha, to prędzej czy później musisz przyjąć też pod dach robota odkurzającego. Nie, nie oszaleliśmy: nazywamy go pieszczotliwie Łoli, bo codziennie odwala dla nas kawał ciężkiej pracy.

A Wy, macie jakieś swoje patenty na utrzymanie porządku przy ekipie dzieci+pies? Koniecznie dajcie znać w komentarzach!