„Jeśli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o twoich planach na przyszłość” – powiedział kiedyś Woody Allen. Teraz już wiem, że mówił między innymi o naszych planach na wakacje 2020. Miało być pięknie – 14 dni na Chorwacji, tylko my, słońce, plaża i kamper. A wyszło… jak wyszło. Ponoć nadzieja umiera ostatnia, ale nasza powoli zaczyna dogorywać.
Trochę boję się wyjazdu ze względu na tego wirusa, którego nazwy nawet nie będę wymawiać. „Same-Wiecie-Kto”, a raczej same wiecie CO za licho. Wydaje mi się też, że może być za późno na rezerwacje i wypożyczenie kampera. Ale przyznam się Wam, że na samą myśl robi mi się przykro. W Chorwacji są przepiękne kamperowiska. Można sobie zarezerwować miejsce przy samej plaży. Dosłownie… budzisz się, wystawiasz głowę z kampera i już jesteś na plaży. Rozstawiasz stoliczek i jesz śniadanie, wpatrując się w lazurową wodę. W takich warunkach nawet jak wstaje się lewą nogą, to człowiek albo tego nie zauważa, albo szybko o tym zapomina.
Planem B mógłby być wyjazd nad nasze polskie morze. Ale tak mi coś przeczucie mówi, że w tym roku mogą tam być jeszcze większe tłumy, niż zazwyczaj. Więc w tym roku wybierzemy się po sezonie.
Na razie stanęło na tym, że podejmiemy próbę zorganizowania dzieciom wakacji bez większych wyjazdów. Trochę czasu spędzimy u dziadków. Trochę pojeździmy po okolicy, bo też jest co robić. Tylko jak do tej pory, dalekie wyjazdy wydawały się bardziej atrakcyjne.
W podróż jak zwykle zabiorę dzieci, Adama (jak będzie grzeczny) i Czilkę. A poza nimi tylko kilka niezbędnych drobiazgów, które przydadzą się w każdą pogodę i niezależnie od tego, jaki dystans mamy do pokonania. Bo są takie wakacyjne niezbędniki, które sprawdzają się nam od dawna i bez nich nie ruszamy się z domu.
Emolium Suncare – krem z filtrem to podstawa, nawet wtedy, kiedy zamiast na słoneczną plażę wybieramy się na wycieczkę rowerową w pobliżu domu. Krem ochronny Emolium w sprayu był z nami na Florydzie, był na Chorwacji i pewnie pojedzie jeszcze w wiele miejsc.
Ma w składzie 100% filtrów mineralnych, jest wodoodporny i zapewnia bardzo wysoką ochronę przed słońcem 50+ SPF. Jest zaskakująco wydajny co może mieć związek z tym, że ze względu na fakt iż po nałożeniu na skórze zostaje delikatna biała warstwa (odbijająca promieniowanie słoneczne), nie ma mowy o nałożeniu go w nadmiarze. Nakładamy dokładnie tyle ile potrzeba. Ja zamiast wsmarowywać go w skórę, lubię nałożyć go w kilku miejscach i delikatnie wklepać. Tak jest wygodniej i mam pewność, że skóra w każdym miejscu jest dobrze chroniona. Chyba jego największym atutem poza wydajnością jest to, że nadaje się dla skóry niemowląt i dzieci tak samo dobrze, jak dla dorosłych, nawet tych ze skórą skłonną do alergii i z alergią na filtry chemiczne. Butelka faktycznie bez problemu starczyła nam na cały urlop na Florydzie.
Kiedyś lubiłam eksperymentować z kosmetykami, ale teraz trzymam się tego co sprawdzone, bo z dziećmi mam dużo wrażeń i bez tego.
Okulary przeciwsłoneczne dla dzieci – przyznam się, że najbardziej jaramy się tymi, które zmieniają kolor pod wpływem promieni słonecznych. Ale najważniesze dla mnie jest to, że chronią dziecięce oczy. Mają szkła z filtrem UV 400 i powstają z bezpiecznych dla dziecka materiałów. Warto zabrać je w podróż zamiast okularów z sieciówek, które nie tylko nie zapewniają właściwej ochrony, ale i mogą zaszkodzić. (Okulary dzieci są ze sklepu realshades.pl)
Plecak dla dziecka – dziecko w podróży potrafi zaskoczyć rodzica. Czesto się okazuje, że patyk i odrobina piasku bardzo skutecznie zastępują inne gadżety, bez których dotąd nasze dziecko nie potrafiło żyć. A przynajmniej tak się nam wydawało. Podczas podróży staramy się skupiać na odkrywaniu, a kiepsko się odkrywa ze stertą gratów. Zamiast tego każde z dzieci zabiera niewielki plecak, do którego pakuje swoje „skarby” i dzięki temu ograniczamy bagaż tylko do niezbędnych rzeczy.
Przekąski – Polak głodny, Polak zły – znana prawda, stara jak świat. A że nie chcemy się złościć, tylko wypoczywać, zawsze staramy się przygotować na każdą ewentualność, również na to, że w zasięgu wzroku akurat nie będzie nic wartościowego do zjedzenia. Takie przekąski potrafią uratować skórę (i żołądek, rzecz jasna). Warto mieć je pod ręką, zamiast sięgać po jakiś fast food, gdy zrobimy się głodni.
W naszym lunchboxie zazwyczaj są orzechy, suszone owoce, kanapki zapakowane w woskowijki. Te ostatnie są rewelacyjną alternatywą do folii spożywczej i sprawdzają się nie tylko podczas wyjazdów, ale głownie do codziennego użytku w kuchni. Wykonane z wosku pszczelego, odpowiednio przechowywane, mogą służyć przez wiele miesięcy. Dzięki nim można zastąpić pudełka plastikowe i folię spożywczą, co wychodzi na zdrowie i nam, i Matce Naturze.
Mini apteczka: zaczęłam ją ze sobą wozić dopiero kiedy do rodziny dołączył Antoś. A nawet dopiero wtedy, kiedy zaczął się samodzielnie przemieszczać. Okazuje się, że chłopcy są szybcy jak błyskawica i plasterki i różnego rodzaju akcesoria do opatrzenia mniejszych lub większych ran przydają się częściej niż przewidywałam.
Ochrona na kleszcze: tu jestem zwolenniczką naturalnych metod. Od dawna stosujemy spray z naturalnych składników, którym spryskuję skarpetki, nogawki, buty i rękawy. Mieszankę stosujemy tylko sytuacjach, kiedy ryzyko złapania kleszcza jest większe niż podczas zwykłego codziennego biegania po ogrodzie. Jedna buteleczka wystarcza nam na całe wakacje.
I to wszystko. Na szczęście im starsze dziecko, tym mniej gadżetów. A pamiętam jeszcze ten dzieci, kiedy jadąc na jedną noc do dziecko, zabieraliśmy nawet wanienkę do kąpieli i z auta, po otwarciu drzwi wysypywały się gadżety „niezbędne” podczas każdego wyjazdu.
Wpis powstał w ramach współpracy z Emolium.