Wizję mojego wymarzonego domu miałam już od dawna. W tej wizji nie było stert ubrań walających się po domu, ciuchów, które nie mieszczą się na suszarce albo powiewają na balkonie niczym flagi. Ale za to w tej wizji od zawsze pojawiała się ona – moja własna pralnia. 

Co zmieniło się osiem lat temu? Wprowadziliśmy się do własnego domu. Tyle że pralni w nim nie było, a to dlatego, że moje marzenia różniły się od wyobrażeń architekta. Krótko mówiąc, dałam się przekonać, że „niedasię”. No nie i koniec. I tym sposobem przespaliśmy moment, w którym pralnię można było umieścić w naszym domu w miarę łatwo i bezboleśnie. Ale czy wtedy cieszyłabym się z niej tak, jak dzisiaj?

Bo dziś mega się cieszę. Powstawała w bólach, okupiona poświęceniem całej rodziny. A do tego wyburzeniem kominka w salonie, zrobieniem dziury w ścianie, pozbyciem się kilku schodów, wstawieniem drzwi, wywaleniem drzwi i wstawieniem okna. 

Jak teraz pomyślę, że miałam wystarczająco dużo determinacji, żeby to zrealizować, to sama się chwytam za głowę.

W dodatku po drodze zastała nas pandemia. Gdyby nie moja sąsiadka Ania, która była architektem i dobrym duchem tego projektu i pomagała mi go realizować, nie wiem czy sama dałabym radę. Przychodziła nocami, po swojej pracy, uzbrojona w maseczkę i przyłbicę. Mierzyła, rysowała. Kombinowała jak rozmieścić meble, żeby uzyskać możliwie najwięcej wolnego miejsca, ale też szafek do przechowywania.

To chyba prawda, że lepiej nie wiedzieć, z czym wiążą się pewne zmiany, bo za żadne skarby byśmy się na nie zdecydowali. Ale ostatecznie piszę do Was, mając przed oczami wymarzoną pralnię, która powstała na miejscu zagraconego, niezbyt ładnego pomieszczenia gospodarczego. 

Jeśli zapytacie, czy było warto, odpowiem, że TAK! 

Jak zaprojektowałam pralnię?

Właściwie to zaprojektowała ją dla mnie sąsiadka (www). Ja jedynie poszukałam inspiracji tam gdzie szukam ich zwykle czyli na Pinterest. Najpierw tworzę sobie tablicę z różnymi zdjęciami. Potem na ich podstawie powstaje projekt. Właśnie tak znalazłam kolor, wzór na fronty i całą resztę!

Zależało mi na tym, żeby mieć dużo miejsca do przechowywania, dlatego mamy tyle szafek.  I ze względu na to, że musieliśmy zabudować kocioł i mnóstwo rur, górne szafki są bardzo głębokie.

Co tu dużo gadać –  pralnia to po prostu duża wygoda. W takim miejscu nawet sterty ubrań wyglądają estetycznie, a mnie w takich warunkach o wiele przyjemniej wykonuje się powtarzalne czynności takie jak pranie, suszenie, układanie itd.

Mieliśmy niedługo zaczynać remont kolejnego pomieszczenia, bo chciałam dorobić się też własnego biura domowego. Ale po doświadczeniach z pralnią stwierdziłam, że się wstrzymam. Mam dość. Poczekam, aż słowo „remont” przestanie u mnie wywoływać gęsią skórkę.