Opowiem wam historię, która wyda się wam tak naiwna, że spokojnie mogłaby stać się scenariuszem telewizyjnego, bzdurnego programu. Ale jest prawdziwa – na szczęście dla mnie i niestety dla pewnej Krystyny… Działo się to dość dawno temu, kiedy dzieci nie miałam jeszcze nawet w sferze marzeń, nie mówiąc już o planach. Będąc młodą dziewczyną ostatnią rzeczą, o jakiej myślałam, to włóczenie się po przychodniach zdrowia. Któregoś dnia jednak towarzyszyłam mamie w corocznym badaniu USG piersi. Ponieważ mama była tam stałym bywalcem, jakoś udało jej się mnie wcisnąć na takie samo badanie. Piszę: wcisnąć, bo wcale tego dnia nie miałam ochoty marnować kwadransa na byle co. Przecież te 15 minut mogłam wykorzystać na cokolwiek, myślałam. No ale mamie się nie odmawia…

Po badaniu nie dostałyśmy z mamą wyników badań do ręki – ponieważ wszystko działo się w państwowej przychodni, opis badania i zdjęcia trafiały do karty zdrowia; wyniki opisywał lekarz i wydawał podczas wizyty. Wtedy ewentualnie wdrażał dalsze leczenie. Wiem, durne – ale tak działał ten system w owej przychodni. System, którego elementem wkrótce miałam stać się i ja.

Za dwa tygodnie (w trakcie których zdążyłam pewnie zrobić setki, tysiące rzeczy) pojawiłam się u lekarza – i nagle w jednej chwili wszystko przestało się liczyć. Bo wiadomości nie były zbyt dobre. W ogóle wtedy się na tym nie znałam i pojęcia nie miałam, co to za „lita zmiana hypoechogeniczna”, jaka miała wypełniać moją pierś w 10 milimetrach. Zaledwie jednym, malutkim, cholernym centymetrze! Lekarka nawet nie kryła zaniepokojenia – od razu, z zaleceniem „pilne” dała mi skierowanie na biopsję. Matko, ja nawet nie wiedziałam co to takiego ta biopsja!

Wracałam do domu nie widząc drogi. Łzy ciekły mi po twarzy i ludzie pewnie oglądali się za mną na ulicy. Ale nic mnie to wtedy nie obchodziło. Przyszłam do domu i mama tylko na mnie spojrzała – w sekundę zrobiła się biała jak kreda. Pokazałam jej wynik USG, którego kopię dała mi lekarka. Mama czytała, czytała… aż nagle poczułam, jak ktoś puka mnie w głowę (którą oczywiście oparłam o stół, zalewając go łzami).

– Ale zaraz… czy ty nazywasz się Krystyna T.?

Jakoś udało mi się poskładać litery, które jak byk napisane były na wyniku. Krystyna T., zamieszkała… na pewno nie tam, gdzie ja!!! To nie ja byłam Krystyną T., lat 67!!!

– Znowu pomylili wyniki – usłyszałam głos mamy. I faktycznie – po szaleńczej jeździe do przychodni jeszcze tego samego dnia okazało się, że mama miała rację. Lekarka przepraszała mnie przez pół godziny. Że przepracowanie, że stres… Mnie jednak nie obchodziło, że pomyłki się zdarzają. W ogóle nie byłam na nią zła. Ja nawet chciałam jej podziękować. Bo poczułam się, jakby podarowała mi nowe życie, bo moje prawdziwe wyniki były oczywiście bez zarzutu.

Ja wierzę, że nic w życiu nie dzieje się przez przypadek. Naprawdę jestem wdzięczna tej lekarce, która popełniła błąd, wydając mi cudzy wynik. Bo od tej chwili każda jesień oznacza dla mnie jedno: kompleksowy przegląd zdrowia, w tym badanie USG piersi. Mimo że minęło już od tej chwili 10 lat, jeszcze NIGDY nie zapomniałam o tym badaniu, bo zbyt dobrze pamiętam, jak kiedyś wszystkie moje plany i marzenia nagle zostały wrzucone do worka z napisem „Śmieci”. Wszystko nagle przestało się liczyć, bo jedyne, o czym przez te kilkadziesiąt minut myślałam, to co mnie w życiu może ominąć.

Po odebraniu tego felernego wyniku wracałam do domu z jedną myślą: „Dlaczego byłam tak cholernie głupia? Dlaczego nie badałam się regularnie?!”. I dlaczego szkoda mi było poświęcenia kwadransa, aby moje życie trwało tyle, ile ktoś mi zapisał w gwiazdach, a nie tyle, ile wymyślił sobie jakiś głupi nowotwór. Dlatego zachwycił mnie pomysł Chiquity, do którego bez chwili zastanowienia postanowiłam się przyłączyć. Kiedy dowiedziałam się, że w październiku rusza akcja, w ramach której kupując banany przypomnimy sobie o tak ważnym badaniu, jakim jest USG piersi, musiałam, po prostu musiałam do niej dołączyć. Bo kto jak nie ja, ta, która przez kilkadziesiąt minut była pewna, że nosi w sobie coś niepokojącego, powinien namawiać na regularne badania?

Na bananach Chiquita na całym świecie znajdziecie już niedługo naklejki z różową wstążką. Marka przygotowała ich aż 100 milionów! Wszystko po to, żeby zwrócić uwagę jak największej liczby konsumentek na tak ważną kwestię, jaką jest profilaktyka raka piersi. Tego naprawdę nie powinno się przeoczyć. Skoro my, matki, znajdujemy czas na zakupy, to dlaczego żal nam go na krótkie badanie piersi? Nie wiem jak wy, ale ja myślę, że każda okazja jest dobra, aby przypominać o tak ważnej sprawie jaką jest zdrowie kobiety.

Nie wyobrażam sobie że teraz, będąc matką, ponownie przeżywam ten sam strach co przed laty. Leżałabym przy moich dzieciach i myślała, że muszę nawdychać się tego zapachu na zapas, w razie gdyby?.. Że może ich ciepło doda mi sił, aby walczyć?.. Bo chyba o tym myślą kobiety, które usłyszały tę straszną diagnozę… Nikomu tego nie życzę i ciągle myślę o tej biednej Krystynie T., która być może odebrała mój wynik i zdążyła ucieszyć się, że jest zdrowa. Czy ugięły się pod nią nogi, gdy lekarka przepraszała ją i wręczała złą wiadomość?.. Czy tak jak ja poczuła się jak marionetka, której ktoś poprzecinał wszystkie sznurki?..

usg piersiNie ustrzeżemy się koszmarnych wiadomości w naszym życiu. Pewnie nieraz dowiemy się jeszcze czegoś potwornego – o sobie czy naszych bliskich. Ale przed tą jedną diagnozą, związaną z naszymi piersiami, możemy się tak łatwo uchronić, że aż wstyd byłoby to zaniedbać. Badajcie się, dziewczyny: to tylko kwadrans, czasem mniej – czy to tak wiele, abyście przez cały następny rok spały spokojnie?

rozowy pazdziernik usg

Na całym świecie październik jest miesiącem profilaktyki raka piersi. Dla pięciu z was Chiquita przygotowała voucher na badanie USG piersi do wykonania w jednej z placówek sieci Polmed. Napiszcie w komentarzu pod postem, jak na co dzień dbacie o swoje zdrowie – bo może październik to dobra pora, aby niektóre panie w końcu przypomniały sobie… o sobie?! 

chiquita

Wyniki konkursu:

Dziękuję za wszystkie wasze komentarze. Żałuję, że nie mogę do was wszystkich wysłać zaproszeń na badanie. Wybrałam pięć komentarzy. Do dziewczyn wysyłam vouchery.

  1. KRYSKA 

Zadajcie sobie drogie mamy pytanie: Co jest dla mnie w życiu najważniejsze?

Większość z was odpowie, że dzieci. No i dla nich musicie o siebie dbać. Bo musicie być zdrowe żeby te dzieci pielęgnować, dbać o nie i spędzić z nimi chwile, które zapamiętają do końca życia. Ja tak do tego podchodzę i dlatego badam się regularnie raz w roku. Robię wszystkie badania i jak do tej pory jestem okazem zdrowia. Oby tak dalej.

  1. AGNIESZKA 

Bo to jest tak, że pewien schemat zachowania wynosi się z domu… Moja babcia zmagała się z nowotworem piersi… złośliwym. Walkę wygrała.  W czasie choroby babci moja mama też się przebadała , ale na szczęście u żadnej nic nie wykryto. Od tego czasu mama chodzi na badanie piersi jak dostanie zaproszenie – na mammografię. Lekarzy unika, o profilaktykę nie dba. I ja, człowiek wydawałoby się świadomy chorób i bardziej zorientowany w temacie, bo czasem coś mądrego przeczyta, choć nie raz powtarzałam sobie (i mamie oczywiście też) że nie tędy droga, robię dokładnie to samo… Miałam nawet w planach sprawdzić, czy jestem nosicielką tego wadliwego genu babci, co to raka piersi i jajnika powoduje, ale zawsze mam co najmniej tysiąc wymówek (najlepsza: karmię piersią ponad 2 lata, więc na pewno nie zachoruję). No ale w drugiej ciąży nawet nie miałam badania piersi wykonanego przez lekarza , także ten… A co robię dla zdrowia? Zdrowe odżywianie (ale nie tylko jako puste hasło, żadnego śmieciowego jedzonka, serio nawet chipsy wyeliminowałam, ale do pieczonych bakłażanów jeszcze trochę ) i codzienne spacery z dziećmi, raz że to w trosce o ich zdrowie, a dwa w trosce o dobre nawyki. Jednak widzę, że nad innymi nawykami też muszę pracować.

  1. DOMINIKA 

U mojej mamy wykryto w piersi guza kiedy miała 35 lat (!), było to 13 lat temu. Nikomu wtedy do głowy nie przyszło, że taka młoda kobieta i nowotwór. Skąd? Przecież na raka piersi chorują tylko starsze panie. Były łzy, ja lat 13 mój brat lat 4, lekarze, biopsje, szpitale, w końcu mastektomia, długie leczenie w Warszawie (prawie 200 km od domu), rekonstrukcja piersi. Wszystko okupione bólem, cierpieniem ale też nadzieją, która pozwoliła na wyleczenie mamy. Kilka lat później mama musiała przejść histerotomie radykalną, bo lek który dobrze działa na profilaktykę piersi, jest fatalny w skutkach dla dolnych dróg rodnych. Znów… miała raptem 40 lat. Ale moja mama to lwica. Okaleczona psychicznie i fizycznie jest tu dzisiaj z nami i nigdzie się nie wybiera

Znaczna część koleżanek mojej mamy, po jej „przygodzie” pobiegła się przebadać. Większość z nich odetchnęła z ulgą, jednej wykryli niegroźnego guzka, druga miała nowotwór w 3 stadium… Dlatego ja badam piersi regularnie – hiper ważna jest samokontrola, bo to my pierwsze jesteśmy w stanie stwierdzić że coś tu nie gra. Uczulcie też stałych partnerów, narzeczonych, mężów – może to głupio brzmi ale niejednokrotnie to oni znają wasze piersi lepiej niż wy same. Tylko kurcze ja usg piersi robię raz na trzy lata – tak by mi wychodziło, ale chyba warto pomyśleć o robieniu go raz w roku. No i oczywiście raz na rok cytologia – nic nie boli, nie kosztuje majątku (a w razie czego można ją i co roku wydębić na nfz), a jest pierwszym krokiem to zdiagnozowania raka szyjki macicy. Raz na pół roku usg jajników. Przerażające jest to, że są kobiety, ktore pierwszy raz trafiają do ginekologa bo zaszły w ciąże a wiekowo są grubo po 20… Jeśli nic nie dolega – raz w roku pełna morfologia i badanie ogólne moczu. Jeśli dolega to do lekarza wędrujemy jak najszybciej w myśl zasadzie im szybciej wykryte tym łatwiej wyleczyć. Wybrać sobie jeden miesiąc w roku i zapamiętać że to miesiąc moich badań! Badajcie się dziewczyny, bo badam się = mam pewność. Pozdrawiam serdecznie.

  1. Sarna

Staram się na co dzień żyć zdrowo nie tylko jeśli chodzi tu o żywienie oraz o wygląd. Uczęszczam 2 razy w tyg. na zajęcia fitness, jem dużo warzyw , owoców, zdrowa żywność. Myślę ze to nie wystarczy. Najważniejsze jest tez to co mamy w głowie. Należy trenować umysł żeby nastawiał nas tylko pozytywnie do wszystkiego, zero stresów, toksycznych związków, ludzi wokół którzy tylko powodują ze się zamartwiamy i stresujemy.

  1. Karolina 

Hej. Jestem po HCV. Wyleczona zdrowa. Wyszło dzięki ciąży, dzięki mojemu kochanemu synkowi. Uratował mnie, życie, wątrobę. Jak zmieniły mnie te doświadczenia i moje podejście do kwestii zdrowia. Z szaleńczego, rozrywkowego czasem bezmyślnego zachowania. zmieniłam się w osobę zwracającą uwagę na detale. No więc jak dbam o swoje zdrowie: zwracam uwagę na wszystko idąc do kosmetyczki, fryzjera.. czy ma rękawiczki, sprzęt wysterylizowany otwierany przy mnie.. po to żeby się niczym nie zarazić…a wierzcie mi wole znieść uszczypliwy komentarz niż wiadomość o kolejnych zachorowaniu. po drugie leki.. jak najmniej i wtedy kiedy trzeba…każda tabletka zostawia w naszym organizmie ślad.. czy to wątroba czy to nerki… ja pierwsze po co sięgam w przypadku bólu głowy to amol… kataru przeziębienia sok malinowy i cytrynę.. po trzecie regularne badania usg brzucha 2 razy w roku badania krwi co pól roku.. samobadanie co miesiąc a wizyta u ginekologa co pół roku… wiem idzie na to dużo pieniędzy.. ale czy nie warto mieć ręki na pulsie i kontrolować w jakimś stopniu nasz stan zdrowia…Jestem żoną matką córką i naprawdę szkoda byłoby mi zostawić moich chłopaków czy rodzinkę a dać wygrać walkę jakiemuś nowotworowi.

Regulamin konkursu