Bycie rodzicem jest niemałą sztuką. Sztuką zachowania pozorów (że wcale nie chodzę trzeci dzień w tej samej bluzce), sztuką uśmiechania się, kiedy nie mam już na nic sił (gdy po raz czterdziesty w przeciągu kwadransa wyskakuję z szafy udając niedźwiedzia) i sztuką zachowania powagi, kiedy aż rozrywa mnie od śmiechu (kiedy z ust mojej córki słyszę takie oto teksty SMALL TALK ). Jednym słowem: sztuką przetrwania…

Kiedy byłam w ciąży, przeczytałam całe kilogramy poradników dotyczących wychowania dzieci. Skutek? Nie spałam po nocach rozmyślając, co też może wyrosnąć z mojego dziecka i czy aby na pewno nadaję się na rodzica. Prawda jest taka, że nikt z nas nie wie, czy nadaje się do tej roli.  Dzieci stawiają nas w sytuacjach, w których nigdy dotychczas nie mieliśmy okazji się sprawdzić. Jak wybrnąć z z twarzą, nie dostając po drodze przysłowiowej szajby? Na to pytanie odpowiada przełomowa książka Leszka Talko Dziecko dla odważnych. Dlaczego przełomowa? A dlatego, że dzięki niej zrozumiałam, że wszystkie moje dotychczasowe rozterki, lęki, obawy są  przeżyciami wszystkich rodziców na świecie.

dziecko-dla-odwaznych-recenzja

Przynależność do grupy daje człowiekowi bezpieczeństwo, więc i ja odetchnęłam w końcu z ulgą. Szkoda że dopiero po 2,5 roku od pojawienia się Lenki na świecie… Ogólnie mówiąc, książka Dziecko dla odważnych to opowieść o wiecznej wojnie, jaką prowadzą rodzice ze swoimi dziećmi i dzieci ze swoimi rodzicami. To wojna podjazdowa i nierówna. Mali najeźdźcy bezlitośnie wykorzystują słabości wrogów, bezwzględnie uderzając w najczulsze miejsca czyli rozmiękczone serca rodziców. Celem tej wojny jest przetrwanie z jak najmniejszą liczbą strat po obu stronach. Oj tak, wojna ta przyprawia o łzy, ale…śmiechu!

Jestem dumną mamą rezolutnej dziewczynki,  powodów do śmiechu mi nie brakuje, niektórzy mówią nawet, że jestem dowcipna i zabawna, ale przed Talko chylę czoła – chichotałam, wybuchałam gromkim śmiechem, dusiłam się od śmiechu, parskałam i prychałam. Jeśli i wy macie dziecko, które lubi wlewać zupę do buta, smaruje telewizor kremem, nakazuje wam zjadać pianę z kąpieli twierdząc że to lody, z pewnością i też będziecie tarzać się ze śmiechu. Bycie rodzicem to naprawdę ciężka praca, ale czy ktoś powiedział, że w tej pracy nie można się doskonale bawić? Kluczem do sukcesu jest tutaj dystans – dystans do swoich niepowodzeń, do niepokorności dziecka, które jest przecież istotą myślącą i niezależną i wcale nie tak bezwolną, jak byśmy chcieli. Humor pozwala rozładować problematyczne sytuacje. Wie o tym doskonale Lenka, która w chwili naszej kłótni wkracza i kończy dyskusję wołając: Ćetań mama kućać taty. Nie namawiam do obracania w żart problemów,  które wyrastają przed nami codziennie. Chodzi raczej o to, żeby odpuścić tam, gdzie można sobie na to pozwolić. Może umiejętność zdystansowania się do sytuacji jest jedynym sposobem, aby nie zwariować? Rodzicielstwo, jak bardzo nie byłoby pracochłonne, jest przecież największą przygodą naszego życia. Jeżeli humor i moje pozytywne podejście do tego tematu sprawi, że Lenka z dzieciństwa zapamięta perlisty śmiech matki wariatki (albo chociaż jej cienki chichot), uznam, że spełniłam się jako rodzic i moje zadanie wykonałam prawidłowo.