Jakby to zrobić, żeby nie posyłać Lenki do szkoły? Dodam: do takiej szkoły, jakiej myślałam, że już nie ma. Bo można trafić do takiej Legnicy, gdzie dla dzieci pisany jest osobny regulamin wchodzenia do klasy. Dziecko nie może śmiać się, gadać i potrącać. Ba, ono nie może wydawać DŹWIĘKÓW (nie wiem, czy za dźwięk uznawany jest „odgłos paszczowy”, czy niewinne pociąganie nosem też). Regulamin napisany jest tak szczegółowo, że mamy wątpliwość, czy to kolejny dowcip Internetu czy wyciąg z regulaminu Alcatraz. Ale nie. To część obowiązującego regulaminu szkoły dla dzieci. Dla tych dzieci, co to powinny być podmiotem, nie przedmiotem. Dla tych dzieci, dla których ruch jest fizjologiczny i które to dzieci mają tak zbudowany system nerwowy, że nie potrafią wytrzymać bez ruchu dłużej niż kilka minut.
Ja wiem, że było to podyktowane założeniami praktyki behawioralnej. Nie będę udawać, że się na tym znam. Wydaje mi się jednak, że jak silnie nie byłoby zaburzone dziecko, tak ma prawo do decydowania, czy chce akurat podrapać się po… głowie czy położyć tornister przy prawej, a nie lewej nodze.
Można trafić gorzej. Do miejscowości Szczodre w Dolnośląskiem. Tam praktyka nakazuje zaklejanie buzi taśmą. Nie, nie przez porywaczy – przez nauczycielkę klasy zerowej. Kiedy tego słuchałam wmawiałam sobie, że nagranie zostało spreparowane – ot, taki odruch obronny. Ale nie. To Polska szkoła. Ta zreformowana. Rok 2015.
Mam kilka znajomych nauczycielek. Nie miałam okazji zapytać ich, co na ten temat sądzą. Ale wielokrotnie opowiadały mi, jakie straszne jest życie dzisiejszej szkoły. Mówią to te same osoby, co same jako dzieci dawały swoim nauczycielom nieźle popalić. A to jedna wyrzucała kwiatki z doniczek na ulicę. A to druga zjadała ściągi, kiedy nauczyciel zażądał: „Pokaż, co ty tam masz”. Inna nagminnie lała się z chłopakami po szkole na tzw. ustawkach (zawsze wygrywała – jest dziś wuefistką, zresztą chyba bardzo dobrą). Być może te nauczycielki w marzeniach chętnie widziałyby taki regulamin u siebie. Bo od dzieci wymaga się posłuszeństwa, chodzenia pod linijkę i poprawnego zachowania już od przedszkola. Pamiętam, jak byłam świadkiem spaceru jednej przedszkolnej grupy z dwoma paniami. Już na wejściu panie założyły, że dzieci będą się przepychać, zrzucać i wywracać. Żeby temu zapobiec stworzyły naprędce regulamin. Iście wojskowym tonem, nie znoszącym sprzeciwu, traktując dzieci z góry i sprowadzając je do żabiej pozycji. Zatem dzieci dowiedziały się, że jeśli tylko cokolwiek będzie nie tak, MOMENTALNIE wracają do przedszkola. Ale to MOMENTALNIE. I ten palec-kiwalec, czekałam tylko, jak pani wyciągnie miotłę i czarny kruk usiądzie jej na ramieniu. Jeden chłopiec dowiedział się, że nie ma głosu, bo dziś był niegrzeczny, mianowicie nie chciał się ubrać, i teraz mama zabierze go do innego przedszkola. Byłam przerażona. Pot zrosił mi czoło i MOMENTALNIE poczułam się jak w szkole. Blady strach. Bo ja rozumiem, że dyscyplina itepe itede, że inaczej dzieci weszłyby nauczycielom na głowy bla bla bla. Ale moje rozumienie nie ma nic wspólnego z czuciem. Nie interesuje mnie, jak nauczyciel przedszkola czy szkoły wyegzekwuje poprawne zachowanie, byleby nie stawiał mojego dziecka w takiej sytuacji, by poczuło się jak płaz. Gdy pomyślę, że Lenka mogłaby trafić do takiego przedszkola lub do takiej szkoły, to już zaczynam zapoznawać się z tematem „Hometeaching”. Na szczęście ma dziewczynka szczęście i złe przedszkolanki jej nie dopadną.
Oczywiście z tym nauczaniem domowym przesadzam, podobnie jak z demonizowaniem wszystkich innych przedszkoli (oprócz mojego) i szkół. Ale pamiętam czasy swojej szkoły, kiedy to na porządku dziennym były nauczycielskie zwroty typu „dzieci i ryby głosu nie mają”. Co bardziej straszni bili zeszytem po głowie albo linijką po tyłku. Nie wiem, czy gdybyśmy jako dzieci mieli wtedy przy sobie komórki, ktokolwiek zdecydowałby się to nagrać. Prawda jest taka, że w zasadzie się z tego śmialiśmy, a już jako dorośli śmiejemy się bezwzględnie. Z tego co mi wiadomo nikt z klasy nie wyrósł na płatnego zabójcę. Czy rodzice o tym wiedzieli? Oczywiście. Śmiali się z tego tak samo, a może nawet bardziej, i jeszcze dokładali swoje kazanie, jak to trzeba słuchać nauczycieli. Nie wiem, co zmieniło się od tych czasów i dlaczego na samą myśl o tym, że nauczyciel mógłby podnieść na moje dziecko głos, nie mówiąc już, że rękę, dostaję dreszczy. Czy to dlatego, że jestem MATKĄ? Czy to przez brak społecznego zaufania do nauczycieli? Bo przecież wtedy nikt nie kwestionował ich pedagogicznych kompetencji.
Wiem, że praca nauczyciela to katorga, bo ja czasem przy jednej małej dziewczynce odpadam. Wiem, że jest wielu dobrych nauczycieli i też żałuję, że o nich się nie mówi, za to gwiazdami wiadomości są okrutne psychopatki zaklejające dzieciom buzie. Dlatego jako rodzic będę patrzeć im wszystkim na ręce. Nie dlatego, że zakładam, iż są źli. Dopuszczam taką myśl, ale dobrego nauczyciela chyba nie powinna zrazić moja nieufność. Dobry nauczyciel+dobry rodzic=dobre dziecko. Chcę wierzyć, że są jeszcze dobrzy nauczyciele. Są?..
Miało być o źle pojętej dyscyplinie, a samo zeszło na nauczycieli. Podświadomie chyba, bo czym pierwotnie była dyscyplina, można przeczytać tutaj. Każda szkoła posiada statut i regulamin, ale czy ktokolwiek z rodziców zadaje sobie trud, żeby się z nim zapoznać? Z drugiej strony, czy wadliwy w naszym mniemaniu regulamin spowoduje, że zapiszemy dziecko do innej szkoły? Raczej nie, bo nie zawsze mamy taką możliwość i w duchu sądzimy, że regulaminy to tylko papier i nie niesie za sobą żadnych treści. A przypadek Legnicy pokazuje, że słowo pisane ma jednak jakąś treść i przekłada się na życie. W tym przypadku, nie na życie, ale na wegetację, bo dzieci tak silnie skrępowane regulaminem głupiego wchodzenia do klasy muszą mieć w tej szkole istny raj. Szczerze współczuję i cieszę się, że do Legnicy ani do miejscowości Szczodre los mnie raczej nigdy nie rzuci. Czego i wam życzę. No chyba, że wy chcielibyście posłać tam swoje dziecko?..
Może uda się wrócić, do dobrego zwyczaju egzaminowania przed przyjęciem na studia. Dziś kandydaci na pedagogikę są odpytywani np.: z umiejętności sylabizowania. Jakoś tak po cichu, ten kierunek przestał być traktowany poważnie.
Wydaje mi się, że kiedyś rodzice po prostu szanowali nauczycieli/lekarzy/policje itp. Wtedy zawody zaufania publicznego wzbudzały respekt wśród społeczeństwa. Dzisiaj nikt się nikogo nie boi. Wszyscy robią co chcą. Ze złego zachowania nie wyciąga się żadnych konsekwencji (luki prawne itp.). Nawet dzieci w szkole nie czują szacunku do nauczycieli (prawdopodobnie to również wina rodzica, ponieważ w dzisiejszych czasach wszyscy uważają się za mądrzejszych niż inni) i pewnie dlatego uciekają się oni do takich nieludzkich metod (choć ja z przymrużeniem oka czytam takie artykuły, wiem, że tego typu portale muszą podkręcać sensację). Koło się zamyka. Media podają wyolbrzymione informacje, rodzice się boją, nie ufają pedagogom, dzieci to czują, olewają starszych, a Ci rwą włosy z głowy jak zamknąć ich w ryzach.
Nie jestem starą Babą. Mam 22 lata. Mam Syna. Ma dwa lata.
Wiem, że Nam Mamom Maluchów łatwo jest się „mądrzyć”, bo w Naszych oczach Nasze maluchy to słodziutkie Aniołki. Jestem ciekawa jak będziemy szczekać kiedy zaczną się czasy gimnazjum…
A kto układa te regulaminy?
Pamiętam: „Dzieci i ryby głosu nie mają” ale za ściąganie na klasówce trzeba było gadać pod tablicą. Albo czytac co na ściądze było. Człowiek sam już nie wiedział co ma robić, gadać czy milczeć:P
Są dobrzy nauczyciele. Moja mama jest nauczycielką w grupie zerowej, mało tego w szkole integracyjnej. Ma w grupie 3 autystów, jedno dziecko z padaczką, jedno z upośledzeniem w stopniu lekkim i dziewczynkę, która nie chodzi. Często jak wraca do domu to aż płacze ze zmęczenia i bezsilności, tak ją te małe potworki wymęczą, ale nigdy, przenigdy nie zwala winy na dzieci, bo zawsze mówi że to tylko jeszcze maluchy i muszą się wyszaleć i wybawić. Mama nigdy nie podnosi głosu, nie straszy, a największą „karą” jest siedzenie przy stoliku przez 3 minuty. Przykre że takie babska jak ta z Legnicy robią taką opinię nauczycielom. Bo to naprawdę trudny i niedoceniany zawód. Ale wierzcie, że w większości przypadków wasze dzieci są w naprawdę dobrych rękach 🙂
Jeszcze te mlode po studiach próbują zachęcić do skorzystania z lekcji. Zwłaszcza te od języków obcych. Może inaczej ich uczyli jak uczyc na studiach bo te stare wygi to juz d r a m a t
czesto obserwuje pani przedszkolanki jak ida ulica z dziecmi? u mni ani raz zadna nie wzbudzila we mnie zaufania. cos strasznego, gdzie ja dziecko posle jak skonczy 5 lat 🙁
Wstyd się przyznać ale ja też obczajam zawsze przedszkolanki na placu zabaw czy na ulicy. Obserwuje je bacznie, i dochodze do wniosku zawsze ze to nie jest nauczyciel z powolania.
Nie często, ale jak mam okazję to obserwuję
W życiu bym sie nie cofnęła do lat kiedy musiała dymać w każdą pogodę 2 km na piechotę do szkołyi przynośić świadectwa z paskiem po to żeby dziś być bezrobotną:/ Mogłam zająć się innymi fajniejszymi rzeczami a bezrobotna i tak bym była w najgorszym wypadku. Szkoda czasu na slęczenie przy ksiązkach, lepiej znależć sobie hobby 🙂
Fajny post, czy jest tu jeszcze jakiś nauczyciel do dyskusji?
Bardzo chciałam i nadal moim marzeniem jest byc nauczycielką. niestety już za późno na zmiane w życiu.
A moj elementarz do dziś na strychu straszy 🙂
Myslę że tak abstrahując od całej kwesii tych złych nauczycieli którzy bija, zaklajaja usta itp to nasz minister winny jest temu ze boje sie o moje dziecko w szkole.
Jakbym miała takich 20 chłopa w klasie uspokoić to bym wyszła z siebie
NA POCZĄTKU MYSLALAM ZE JESTES NAUCZYCIELEM. SERIO! JAK ZOBACZYLAM POCZATEK TEGO POSTU. AHH PFUUU ODETCHNELAM Z ULGA JEDNAK 🙂 WSPOLCZUJE TAKIEGO ZAWODU ALE W SUMIE KTO BY UCZYL NASZE DZIECI
Dlaczego mamy taki chory system, że w szkole uczą musztry i ćwiczą pamięć poprzez nauki wierszyków i czytanek na pamięć. A gdzie nauka kreatywności, wyobraźni, własnego zdania. Wyjdzie potem taki jeden z druga z liceum i nie potrafi podjąć decyzji względem siebie. Bo przecież od 5 roku zycia Pani nauczyciel kazała robic to i owo. Pani Kingo może jakis pościk w tej tematyce?
Oczywiście że są dobrzy nauczyciele, ja nim jestem:)
Ja się śmieje z igraszek szkolnych. Natomiast nie będzie mi już do śmiechu jeśli moją córkę coś złego tam spotka. Mówie o towarzystwie i takich własnie nauczycielach co zaklejają buzie żeby nie gadać
Ale poważnie ja zastanawiam sie jak tu nie posłać Olci do szkoły:) Zadnej !
Ja też drżę na mysl o wyslaniu dzieci do szkoły. Popłaczę się. Boshee jak ja nie lubiłam chodzic do szkoly
Pamiętam moją śp. Panią d historii, złota kobieta, dar i fach w ręku. Niestety zmarła na raka. 🙁 Do dziś pamiętam jej opowieści i starożytnym egipcie i jak balsamowali zwłoki. Do dziś pamiętam czym zabijali podczas II wojny śwatowej. A nie to żeby kiedykolwiek historia Polski mnie interesowała, po prostu ta nauczycielka potrafiła największemu głąbowi w szkole przekazac i tak zachęcic do wiedzy historycznej 🙂
Tak slyszałam o przypadku dzieci w legnicy, cos strasznego a mamy 2015 rok! Czasem wydaje mi sie ze epoka komuny istnieje nadal tylko nazywa sie inaczej. Pamietam jak mama opowiadała jak matematyca lała ją linijka bo pomyliła sie w tabliczce mnozenia, przeciez „w nocy o polnocy” pownna wiedziec ile jest 6 razy 7 :/ pfffe
Sama kiedyś bardzo chciałam byc nauczycielka. Dobrze ze nie dostałam na te studia bym zwariowałą od halasu i wrzasków. Nie odnalazlabym sie w tym calym polskim systemie nauczania. Przeciez to jakis cyrk
Rzeczywiście zeszłaś na inny tor w tym poście, ale może to i dobrze, ponieważ i ja mam podobne zdanie. Nie ubliżając żadnemu nauczycielowi. W ogóle to czasy szkolne wspominam super, tą beztroskość i wieczny ruch, ale niekórych nauczycieli zapamiętam z imienia i nazwiska baaa a nawet z numeru klasy do końca życia. Wydawanie komend jak w wojsku i jasła typu: „A teraz to ma być taka cisza, że mam tylko muchę słyszeć” i faktycznie , bałam się kaszlnąć bo mogłam być wezwana pod tablice i dostać oczywiście ndst!
to prawda nikt nie czyta regulaminow zanim pusci dziecko do danej szkoly, az drze na mysl o szkole
Studiuję pedagogikę wczesnoszkolną więc temat opisywany przez Ciebie nie jest mi obcy. Dzisiejszą szkołę wyobrażałam sobie inaczej, z jednej strony lepiej, z drugiej gorzej. Wydawało mi się, że dzieci w klasach I-III siedzą przez większość dnia w ławkach, a tak naprawdę nauczyciel może przeprowadzić większość zajęć na dywanie. Patrząc z drugiej strony nie poznałam jeszcze nauczyciela, któremu chciałabym powierzyć swoje dziecko. Nie mówiąc o takich zachowaniach, które wymieniłaś, ale samo „niewinne” poniżanie moim zdaniem jest niedopuszczalne. Często obserwując przedszkolaki na spacerze można zobaczyć szarpanki i groźby. Zresztą nie rozumiem dlaczego dzieci miałyby milczeć prze 45 minut, są zadania, które dzieciaki powinny wykonać w skupieniu, ale są i takie, w których szmer w klasie zupełnie nie przeszkadza.