Kiedy dostałam propozycję przetestowania żelazka Philips, aż podskoczyłam ze szczęścia. Nigdy nie czułam specjalnej potrzeby inwestowania w żelazko zbyt wysokiej kwoty, nie inwestowałam też swojego czasu w szukanie tego odpowiedniego, nie czytałam opinii, nie sprawdzałam, które jest najlepsze, nie pytałam koleżanek. Żelazko jak żelazko, myślałam, kupując decydowałam się na najtańsze, lub najlepiej sprzedające się w tamtym czasie. Nie wydawało mi się to ważne. Właśnie dlatego w moim domu w trakcie ostatniego roku pojawiły się aż dwa żelazka.
Żelazko za 39 zł, które kupiłam na aukcji internetowej, miało jedną podstawową wadę. Nie prasowało. Owszem, zdarzyło mu się rozprostować słabo pogniecioną tkaninę, ale z cięższymi zadaniami już sobie nie radziło. Całe szczęście, że po kilku tygodniach po prostu przestało działać. Wyrzuciłam więc do kosza 39 zł. Kolejne, które kupiłam było już trochę droższe. Pozwoliłam sobie na odrobinę szaleństwa i kupiłam żelazko za 119 zł. Znana firma, pomyślałam, więc musi być dobre. Nie było. Prasuję nim do tej pory, każde prasowanie przypomina raczej szaloną przygodę, która może się zakończyć katastrofą. Żelazko przypala i samo jest przypalone. Brudzi ubrania więc jasne rzeczy mogę prasować tylko przez czystą ściereczkę. Żeby chociaż dokładnie prasowało, niestety nie prasuje.
Philips Gc9550 od moich wcześniejszych żelazek różni się już wyglądem. Po prostu jest ładne. Plus za to, ale żelazka przecież nie kupujemy dla wyglądu. Do rzeczy więc.
Żelazko nie ma pokrętła do ustawiania temperatury. Dlaczego? Wszystko to dzięki technologii Optimal Temp, która pozwala na jedno ustawienie temperatury bezpieczne dla wszystkich rodzajów tkanin. W przypadku osób takich jak ja, które temperaturę w żelazku przestawiają dopiero wtedy, kiedy prasowana rzecz zostanie przypalona, ta technologia może być mocno przydatna i pozwoli zaoszczędzić sporo pieniędzy. Trochę też nie dowierzałam, że żelazko nie przypali mi ubrań, nawet jeśli zostawię je na kilka minut na prasowanej rzeczy. Sprawdziłam. Mogę biec za Lenką, zostawiając żelazko w takiej pozycji w jakiej będę chciała, bez obaw, że po powrocie będę musiała gasić pożar.
Podoba mi się, że ubrania można prasować tylko z jednej strony. Wszystko to dzięki ogromnej mocy pary, która jest dwa razy większa niż w innych żelazkach. Tak więc za jednym pociągnięciem osiągam perfekcyjny rezultat. Oszczędzam czas, którego jako mama nie mam zbyt wiele. Możliwość prasowania w pionie tez jest ogromnym plusem. Naciskamy jeden dodatkowy przycisk i ogromna ilość pary już robi wszystko za nas.
Żelazko robi wrażenie, dlatego cieszę się, że jedna z Was już wkrótce będzie mogła takim prasować. Opiszcie Waszą historię związaną z żelazkiem. Jestem przekonana, że każda z nas przypaliła kiedyś ulubioną bluzkę, lub – tak jak ja – kupiła żelazko, które nie posiadało funkcji prasowania. Żelazko Philips Gc9550 trafi do autora najciekawszego moim zdaniem komentarza.
Na Wasze komentarze czekam od 21.07.2014 do 28.07.2014. Wyniki konkursu ogłoszę w tym poście do 31.07.2014.
Więcej informacji o tym modelu żelazka znajdziecie na stronie producenta www.philips.pl
WYNIKI KONKURSU
Żelazko Philips Gc9550 wygrywa Monika Jacyk
„Miałam jakieś 7 lat i pomagałam mamie prasować, tzn. ja prasowałam na krześle jakimś wielkim klockiem swoje ubranka, a mama stała i prasowała resztę. W pewnej chwili zapytałam: „Mamusiu, a dlaczego właściwie nie prasuje się rajstop?” Mama powiedziała, że nie trzeba, bo się nie gniotą, a ja ” A co by się stało gdyby je uprasować? ” Mama zamyśliła się chwilę i powiedziała ” Nie wiem, chcesz to spróbujemy” I nim się spostrzegłam przejechała żelazkiem po rajstopach. Nie wiem kto był bardziej zdziwiony, ale rajstopy….zniknęły Spaliły się doszczętnie. Do dziś już pamiętam co się stanie jeśli uprasuje się rajstopy.”
Moja historia z żelazkiem jest dość nietypowa, ponieważ nigdy nie przykładałam uwagi do tego, czym prasuje swoje codzienne kreacje… aż do momentu, kiedy kilka ulubionych bluzek zostało zniszczonych przez źle dobrany sprzęt. Kupując żelazko zawsze sugerowałam się bardzo niską ceną, nie interesując się dodatkowymi atutami. Miałam kilkanaście żelazek, które niszczyły moje ubrania (poprzez pozostawianie mokrych plan oraz zaciąganie). Ostatnimi czasy zdecydowałam się na „krótki rachunek sumienia”, w którym zsumowałam pieniążki, które dotychczas wydałam na nowe żelazka oraz ubrania, które zostały poniszczone… i wiecie co? Wydatki te stanowiły trzykrotność obecnej ceny ww. żelazka philips!!! W związku z powyższym, byłabym uratowana, gdybym otrzymała od Was w prezencie ten wspaniały okaz 🙂 Liczę na pozytywne rozpatrzenie mojego wniosku.
Ubiegłej jesieni, pojechałyśmy z siostrą na zaproszenie stryjka do jednej z malowniczych wsi w zachodniopomorskim. Stryjek był kimś w rodzaju stróża-konserwatora w tamtejszym, odrestaurowanym przez pewnego Niemca pałacu. Niemiecki Jegomość wyjechał w interesach, a my nawiedziłyśmy progi tamtego przybytku. Nigdy nie byłam dobra w pakowaniu walizek,wiec i tym razem wszystko było do prasowania. Ale po kolei. Tak więc jesień była mokra i wietrzna. Stryj napalił w kominku i udał się do swoich obowiązków. A my szykowałyśmy się na podbój tamtejszej dyskoteki. Więc przystąpiłyśmy do prasowania. Żelazko, jak żelazko – podłączyłyśmy przewód do gniazdka i… zwarcie, ale takie, że dym z żelazka poszedł! Wiec siostra wpadła na pomysł, ze na pewno drugie żelazko gdzieś jest. Zaczęłyśmy zwiedzać pałacowe pokoje. Nic nie znalazłyśmy. Wtem siostra wybiega z kuchni i krzyczy „patrz co znalazłam!” O matko! Wiecie co? Znalazła żelazko z „duszą”. To takie żelazko z dawien dawna, które nagrzewało się od węgli rozżarzonych, które umieszczało się w środku. I wypaliła do mnie „a co nam zależny?!” Wytarłyśmy stopę żelazka, a z kominka wygrzebałyśmy rozżarzone węgielki. Moje levisy jakoś się rozprasowały, ale z bluzką nie poszło tak łatwo. Ale koniec końców byłyśmy „odprasowane” i gotowe do wyjścia. Z tego pospiechu zapomniałyśmy wyrzucić tą „duszę” z żelazka, a samo żelazko położyłyśmy na starej komodzie. No tak, tyle że żelazko było na tyle gorące, że odcisnęło swoje piętno na zabytkowej komodzie… Stryjek był kochany, nie krzyczał. Udało się odrestaurować blat komody i nawet właściciel pałacu jeszcze się nie połapał, przez co przeszedł ten mebel. Więc nauka jest z tego taka, że o ile pamiętam wyłączyć wtyczkę z gniazdka, to nie koniecznie pamiętam aby żelazka nie kłaść gorącą stopą na blat. Opowieść te dedykuję ku przestrodze – potomnym.
Chcę je, bo kocham nowoczesność i wygrywanie : )
Takie żelazko to cud, od zawsze mam problem z prasowanie, zwykłą koszulkę jeszcze wyprasuje ale problem pojawia się kiedy trzeba wyprasować koszulę dla taty albo sukienkę do pracy.W swoim życiu zniszczyłam sobie już tyle ubrań, że nawet zaczęłam szukać w sklepach rzeczy których prasować nie trzeba. Ubrania te mają jedną wadę nie ma ich zbyt wiele na rynku a jeśli są to bardzo drogie.Ciągle jestem zestresowana kiedy mam coś uprasować, jako przyszła żona wiem że to będzie największe wyzwanie i obawiam się tego strasznie. Nie daleko jak tydzień temu zaraz po zakupie pięknej biało czarnej sukienki przeszłam od stanu euforii bo jak tu się nie cieszyć gdy kupi się sukienkę z 200 zł przecenioną na 50 do rozpaczy po zaledwie muśnięciu jej żelazkiem. Sekunda wystarczyła i zrobią się w niej dziura wielkości mojej pięści, nic z tym zrobić się nie da i sukienkę będę musiała wyrzucić do kosza.Żelazko Philips byłby zbawieniem dla mnie, myślę że mogłabym się stać perfekcyjną panią domu gdybym miała go pod ręką.
Nigdy nie pamiętam czy wychodząc z domu wyłączyłem żelazko…30 pokonanych kilometrów, wieczór u teściowej i nagle Żona pyta – żelazko schowałeś do szafy? A ja nawet nie pamiętam czy je odłączyłem … dobrze, że piwka nie piłem jeszcze. Ruszam w drogę, wchodzę do domu, śladu po żelazku nie ma – schowane. Psychicznie odpoczywam. Wracam. Nie wiem kiedy będę w podobnej sytuacji. Pije piwko.
A ja mam trochę inną historię…
Kilka lat temu moja mama miała bardzo stare żelazko, a przy okazji bardzo ciężkie. Pewnego dnia idąc do pokoju, przez przypadek je upuściłam. Moja mama od razu w krzyk, że na pewno żelazko zepsułam, jednak ku mojemu zaskoczeniu to nie żelazko zostało uszkodzone. Kiedy je podniosłam okazało się że w panelach widnieje dość sporych rozmiarów…dziura! :)Żelazko było bardzo ciężkie i stare, ale jeszcze wiele lat potem działało bez zarzutu. 😀
Przygód z żelazkiem było parę, ale najbardziej zapadła mi w pamięć jedna z początku studiów 😉
Wynajęty pokój, rozlatująca się deska i żelazko delikatnie mówiąc „nie najwyższych lotów”, ale zapał do prasowania wielki:)
Przed koncertem z orkiestrą akademicką wzięłam się za prasowanie mojej (jedynej!) długiej, czarnej, „koncertowej” spódnicy. Rozgrzałam żelazko do (jak mi się wtedy wydawało) odpowiedzniej temperatury, przyłożyłam przy dole spódnicy i chcąc przesunąć żelazko dalej, już wiedziałam, że coś tu nie gra;) oderwałam- a tam piękny, trójkątny kształt z kropeczkami po bokach;)
Konsternacja, zimno/gorąco/zimno, przyspieszony oddech, ciśnienie 140/100! Co robić?
W portfelu bida!(jak to na studiach;), koncert lada moment! A spódnica z pięknym połyskliwym kształtem u dołu.
Niewiele myśląc uwierzyłam w swoje artystyczne moce- i dorobiłam przypalenia wzdłuż całej dolnej krawędzi. I tak oto miałam jedyną w swoim rodzaju taftową spódnicę, wykończoną „błyszczącym trójkątnym szlaczkiem”.
Koncert zagrany, nikt nie zauważył wypadku (uff) (UWAGA!potem były kolejne w tej kiecce;)
Nie ma tego złego, co by ba dobre nie wyszło;)
Ach, żelazko! Tak piękne wspomnienia mam dzięki niemu :)) Miałam jakieś 12 lat, kiedy ta historia miała miejsce. Dziadek z babcią, mama i ja wybieraliśmy się na Chrzest do rodziny. Przed nami jakieś 30 kilometrów, więc nic strasznego. Ot, normalna wycieczka. Śniadanie zjedzone, kawka wypita, zabraliśmy się na spokojnie do ubierania. Wcześniej wybrane ciuchy trzeba było wyprasować. Żelazko podłączone, lampka się pali, nie grzeje. No ale jak to? Coś musi być nie tak. Wtyczka wyjęta, wtyczka wetknięta raz jeszcze. Dalej to samo. Wołamy dziadka. Nic. Zaczyna się niepokój, bo przecież musimy się wyprasować, żeby wyglądać jak ludzie, a to jedyne żelazko w domu! Mama nerwowo chodzi po pokoju, babcia strofuje dziadka, dziadek mamrocze pod nosem (w sumie nic dziwnego ;)) Powinniśmy już wyjeżdżać! Do tej pory nie mamy pojęcia co było przyczyną tego, że żelazko miało focha (poza tym, że miało jakieś ćwierć wieku), ale po jakiejś godzinie kombinowania zaczęło grzać. Ekspresowo wyprasowałyśmy wszystko i w drogę. Jak na złość trzeba było jeszcze zatankować, więc czasu coraz mniej. No i jedziemy. Gdzieś tak w połowie drogi dziadek zaczął chichotać. Szalony, bo z czego tu się śmiać, skoro jesteśmy spóźnieni. Chichot jednak zamienił się w niekontrolowany rechot, więc babcia dopytuje: „Józek, o co ci chodzi?” A dziadek mówi: „Spójrz na moje buty”. Bo dziadek ubrany był w garnitur, elegancką białą koszulę, a na nogi w tym pośpiechu nie założył butów wyjściowych, tylko buty „podwórkowe”, czyli: szarobure, bez sznurówek, uwalane wapnem, piachem, błotem, bo i po remoncie, i po podlewaniu w ogródku. Słowem: nędza i rozpacz. Umieraliśmy ze śmiechu do końca podróży, szczególnie kiedy dziadek zrozumiał dlaczego pracownik stacji benzynowej patrzył na niego jak na idiotę. On jeden nie był ślepy, bo niestety trzy baby w domu nie zwróciły uwagi na te koszmarki na dziadkowych nogach. Jak można się domyślić, reszta rodzinki, do której jechaliśmy, nie miała szans się na nas złościć, że przyjechaliśmy z opóźnieniem. Taki rechot jest bardzo zaraźliwy 🙂 Do dziś wspominamy to na rodzinnych spotkaniach.
Witam! Jestem szczęśliwą mamą dwóch małych dziewczynek, a więc i mam całe mnóstwo prasowania, aczkolwiek nie przypaliłam jeszcze nigdy żadnego z ich ubranek. Moja przygoda dotyczy mnie samej. Wiadomo jak zaczyna się lato to chce się mieć i coś nowego w szafie. Kupiłam nową długą sukienkę, założyłam ją tylko jeden raz, wyprałam i przy drugim prasowaniu wypaliłam na dekolcie mega dziurę. Myślałam, ze się popłaczę ze złości. Nie wiem czy każda mama tak ma, ale ja z reguły kupuję ciuchy dla dzieci a dla siebie samej na szarym końcu i jeszcze taki pech. Moje stare żelazko które dostałam na rocznicę ślubu nie dość że nie chce już parować to jeszcze pluje rdzą. Czasami mam ochotę im rzucić o ścianę. Fakt faktem, że bardzo lubię prasować,obserwować jak wymięte ubranka stają się idealnie prościutkie, bez zagnieceń. żelazko, ach żelazko…. zawsze mi przywołuje na myśl historię sprzed ponad 20 lat. Gdy byłam mała rodzice mieli ze mną mękę, bo byłam niejadkiem, anemicznym dzieckiem. Pamiętam jak dziś, że siadałam na kolanach starszej o 10 lat kuzynki i tylko z nią chciałam jeść. Dzisiaj na samo wspomnienie się do siebie uśmiecham, jak ja ją uwielbiałam i zresztą jest tak do dziś. Wspomnienie dzieciństwa nadal we mnie tkwi. Jakże bym chciała choć na jeden dzień wrócić do tamtych chwil. Do rzeczy. Wracając do tematu – ona była już nastolatką. Pamiętam jak szykowała się na jakąś imprezę i prasowała spodnie, a że się spieszyła to ręcznik na wykładzinę i jechane.Skończyło się na tym że ktoś po nią podjechał i poleciała. Moja mama wróciła ze sklepu a na podłodze została wielka wypalona dziura. To dopiero był bul, dla kogoś kto musiał utrzymać 3 dzieci z jednej pensji. Dlatego takie żelazko jakie dziś się pojawiło w konkursie było by idealne na takie sytuacje. Teraz po latach została mi namiastka wspomnień z dzieciństwa i to zasługa żelazka. Mam nadzieję że żelazko Philipsa trafi w moje ręce i ja kiedyś opowiem dzieciom i wnukom jakie to szczęście mnie spotkało w wieku prawie 30 lat (niedługo mam urodzinki->26.12 – ach ależ bym miała prezent);-)
To tak jak ja. Wiele przygód z żelazkiem. Do dzisiaj mój facet postanowił dzisiaj za mnie prasować, chociaż nie ukrywam że wolałabym go zmienić w tym. ;D Zapomnieć wyłączyć żelazko nie raz się zdarzyło, spalić ubrania też, największe wyzwanie do końca życia dla mnie to prasowanie koszuli. Tego moim żelazkiem nigdy nie opracuję 😀 Często też wolę wrzucić na siebie pogniecioną bluzkę z nadzieją że po drodze się jakoś ułoży bo wiem, że wyciągając żelazko nie wiele lepiej będzie ona wyglądała. Dużo pieniędzy na żelazko nie wydałam. A zawsze interesowało mnie parowe. Zawsze to jakieś ułatwienie 😉
JA tam bardzo lubię prasować i zawsze przed większymi wyjazdami prasowałam rzeczy rodzinki która chętnie przynosiła mi ciuchy i mieli z głowy prasowanie 🙂
Teraz mam 10cio miesięczne bliźniaczki i czasu brak więc czasem mama chodzi niewyprasowana 🙂
Pewnego dnia szykując się a wyjście do rodzinki nastawiłam żelazko i z jedną panną prasowałam koszule ( którą po cichaczu pożyczyłam od siostry) Dzięki malutkiej nawet nie zmieniłam temp i prasuję a tu za żelazkiem koszula się rozstępuje 😀 nie wiem jak to opisać ale wyglądało jakbym pociągnęła koszule żyletką. hehe skończyło się na odkupieniu nowej koszuli siostrze 🙂 🙂 🙂 dlatego na razie prasuję tylko jak muszę a nie na zapas, jak małe śpią żeby nic nie spalić 🙂
Dużo osób faktycznie opisuje historie związane z przypalaniem ubrań. Mi jednak orzydarzyło się coś innego i jednocześnie bardzo głupiego.
Nigdy nie lubiłam prasować, więc każda moja rzecz była prasowana po łebkach, ot tak żeby było i już. Któregoś razu(chyba jakieś 10 lat temu) wykeżdżaliśmy na jakieś przyjęcie rodzinne i moja mama wróciła mnie, żeby, wyprasowała bluzkę, krórą miałam na sobie, bo była „jak psu z gardła”(ulubione określenie mojej mamy, gdy rzecz jest maksymalnie pognieciona:)). Wkurzona poszłam do pokoju, nagrzałam żelazko i postanowiłam być sprytna i prasowałam bluzkę mając ją na sobie(!). Wszystko szło jak z płatka do momentu kołnierzyka… Żelazkiem nagrzanym do 200 stopni przejechałam sobie po szyi. Oparzenie, krzyk, płacz i zamiast jechać na imprezę pojechaliśmy do szpitala… A pamiątkę mam do dziś. Pamiętajcie drogie Panie, aby nie prasować rzeczy na sobie:)))
To był grudzień. Byłam na studiach, mieszkałam w skromnej kawalerce ale żelazko miałam 🙂 W piątek kuzyn zaprosił mnie na „Parapetówke” w mojej rodzinnej miejscowości oddalonej o 100 km od Poznania. po zajęciach szybkie prasowanko i razem z chłopakiem gnaliśmy naszym czarnym bzyczkiem na impreze.
w połowie drogi zapytałam głośni czy wyłączyłam żelazko??
nie miałam deski a jedyne gniazdko było przy oknie balkonowym, prasoawałam na dywanie. O Matko żelzko stało koło firanki a jak się zapali? 10 poętrowy blok , spale cały blok??!?! nieeeee, na pewno wyłączyłam, zawsze wyłączam. Przez cały wieczór raz wpadasłam w panike za chwile się uspokajałam próbując sobie przypomnieć moment w którym wyciągam wtyczke z gniazdka ( każdy tak ma siedząc w kościele;-)).
Nad ranem wpadłam w paniekę, o 4,30 ubłagałam chłopaka zebyśmy pojechali do Poznania bo jestem pewna ze jednak żelazko jest włączone. piękny zimowy puch, biło dookoła a my gnamy do Poznania ratować blok.
Po wejściu do domu oboje wpadliśmy w głośny paniczny smiech… żelazko wyłączone stoi na podłodze a kabel wcale nie był w gnizadku tylko…. w śniegu :-).
W nocy była śnieżyca, stare balkonowe drzwi się otworzyły a w mieszkaniu miałam 10 cm śniegu :-).
Jestem zoną mama, siostra i córka. Dbam o moich domowników i taki prezent zdecydownie ułtwiłby mi prasowanie i zaoszczędził czas który zamiast prasowania mogłabym poświecić córeczce. Ponieważ nigdy niczego nie wygrałam pewnie i tym razem kogoś innego spotka to szczęście, już dziś szczerze gratuluje szczęściarzowi 🙂
Pozdrawiam ciepło
Kiedyś na obozie usmażyłem na żelazku kotleta.
Mam za sobą 2 żelazka, które niestety odmówiły posłuszeństwa po 2 latach każde z nich po prostu się spaliło. Obecnie trzecie, które teraz użytkuje jest już na wykończeniu, od wczoraj już nie mam uderzenia pary i co jakiś czas samo się wyłączało aż zaczęło iskrzyć i musiałem wyłączyć je z prądu z obawy przed jakimś spięciem. Jest to pewnie spowodowane użytkowaniem mojej teściowej, która wiecznie prasuje na sucho. Bo jak twierdzi z parą się źle prasuje…(no coments). Dla mnie prasowanie bez pary to jak bigos bez kiełbasy. Ja po prostu uwielbiam prasować.
Przygoda z żelazkiem … nasuwa mi się tylko jedno wspomnienie, które utkwiło mi w głowie pomimo faktu, że minęło już od tego zdarzenia 32 lata. Żelazko i szkolny stilonowy fartuszek to główni bohaterzy historii. Jako niedoświadczone w prasowaniu ubrań dziecko postanowiłam przed pójściem do szkoły zrobić coś sama. Prasowanie wydawało się takie banalne, kiedy robiła to mama. Dlaczego ja nie potrafiłabym tego zrobić. Wzięłam swój granatowy fartuszek, włączyłam żelazko, które było wyjątkowo ciężkie. Ułożyłam fartuszek i pierwszy ruch żelazka wykonałam na środek pleców. Upsss … żelazko przykleiło się do materiału mojego codziennego obowiązkowego stroju ucznia. Poczułam zapach który kojarzył mi się ze spalenizną plastiku. Cudownie! W centralnym miejscu miałam wypaloną dziurę w kształcie stopy żelazka a żelazko zyskało nowy jakże ciekawy kolor. Zrobiło mi się gorąco, nogi ugięły mi się z niemocy. Zniszczyłam fartuszek, żelazko zaklejone bliżej nieokreśloną masą stopionego stilonu. Cóż … pozostało mi założyć strój galowy, przyczepić tarczę szkoły a po powrocie do domu wytłumaczyć się mamie z tego co się stało. Żelazko po domowych sposobach oczyszczania udało się doprowadzić do stanu pierwotnego, a fartuszek szkolny stał się dla mnie przestrogą na dalsze lata jak nie należy robić.
Nie wiem czy żelazka jakie miałam okazję użytkować w swoim życiu, mają pecha do mnie czy ja do nich. Niejednokrotnie zdarzyło mi się coś przypalić np. moje jedyne spodnie ciążowe, nie dość że były białe to przypalały się na żółto ale za nic się nie dały się wyprasować, były przypalone i wygniecione. Za to jak przez przypadek żelazko spadło mi z deski bo zobaczyłam w telewizji, że Enrice I. do mnie śpiewa, to dywan nie wytrzymał takiej temperatury i trochę go zostało na żelazku ( i co? ani Enrice ani żelazka, poszło do kosza). Pamiętam też jak miałam wyprasować tacie koszulę do cioci na imieniny, to była jedyna koszula, która na niego pasowała bo z reszty „wyrósł”. Wzięłam koszulę i gdy prasowałam akurat rękaw, zadzwonila koleżanka i tak się zagadałyśmy że zapomniałam iż zostawiłam żelazko na koszuli a jak przyszłam zobaczyłam tylko wielką dziurę w rękawie. Dobrze że ciocia ma na imię Barbara i obchodzi imieniny w zimę przez co mój biedny ojciec mógł siedzieć w marynarce przez całą imprezę i mówić że chyba go coś pobiera bo mu zimno :-p. A teraz gdy mam własnych 2 dzieci plus mąż czyli troje, prasowanie mam codziennie, moje żelazko dużo już słów usłyszało ode mnie i to raczej nieprzychylnych i zastanawiam się jakie byłoby to żelazko, czy dałoby radę z tymi wszystkimi koszulkami, mankietami, spodenkami falbankami, firankami, zasłonami (o zgrozo!hektolitry melisy już się parzą) bo nie wiem czy to ja nie umiem prasować czy moje żelazko.
Wszyscy piszą o przypalaniu, a ja napiszę o rozpalaniu:)
Otóż moja historia z żelazkiem w tle jest chyba trochę inna. Pamiętam jak dziś, kiedy do mojego bloku wprowadził się wysoki, przystojny brunet. Kombinowałam z przyjaciółką, jak tu go zagaić. A że mieszkał tuż pode mną, wymyśliłyśmy z przyjaciółką pewną brzemienną w skutki mistyfikację. Przyjaciółka udawała moją mamę, robiącą mi karczemną awanturę tuż po tym jak moje żelazko z hukiem spadło na ziemię i roztrzaskało się na milion kawałków ( metalowy termos przyjął rolę żelaza:)Pobiegłam na dół zapukałam do drzwi i ze łzami w oczach, błagałam nowego sąsiada o pożyczenie żelazka, bo mama zaraz musi wyjść do pracy, a moje udało się na wieczny spoczynek. Metoda „na ofiarę losu” zadziałała, nasza pierwsza randka odbyła się następnego dnia!
Historia niebagatelna!!!
Moja mama kiedy ja byłam mała często prała i prasowała,a ze ja byłam krzykliwa i bardzo wrażliwa mamcia na rączkach mnie często nosiła,….i tak się kiedyś stało
że noszenia było mi wciąż mało,a żelazko wciąż się grzało i grzało…
i grzać nie przestawało!bo dawno dawno temu jeszcze termostatu nie posiadało:(i mamusia kochana zamiast do łóżeczka mnie z rączek włożyć zapomniała się z wrażenia że żelazko gorącem buchało położyła mnie tyłeczkiem na rozgrzanym piecu!!!!i wtedy nie wiadomo już było gdzie gasić przypalenie…i tak na moich pośladkach do dziś mam niemiłe z żelazkiem wspomnienie i naznaczenie!!!:(((może żelazko Philips będzie wspomnieniom ukojenie!!!!
No tak ilosc wpisow rzuca na kolana…dorzuce i ja kilka slow od siebie 😉 Spotkanie wybranej grupy pracownikow z prezesem jednego z najwiekszych Bankow w PL. Do spotkania przygotowywalismy sie pol roku…pol roku…trzy tygodnie przed spotkaniem prznioslam do pracy moja najlepsza, wybrana i wyprasowana biala koszule 🙂 w koncu jakbym tak zapomniala w dniu spotkania…ooooo matko…nie przywolujmy zlych mysli. WIEKI DZIEN. Przyszlam do pracy, patrze na moja starannie przygotowana koszule i mysle….hmm…nie jest tak wyprasowana jakbym chciala. poprawie tylko troszke z przodu….uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu…podnosze zelazko a tu dziura…zelazko zrobilo dziure jak Berlin…matko sklepy z ubraniami otwarte od 9. Spotkanie z prezesem o 9.30 – nie zdadze…Ubralam marynarke, zapielam i patrze w lustro…hmm…jak zapieta to nie widac. A wiec cale spotkanie z Pezesem w zapietej marynarce, z rosa na czole….Nienawidze zelazka do dzis 🙁
„Przyszłość przyniesie wiele udogodnień. W przyszłości pralki będą prasowały…” takie hasło było dziełem jednej z agencji reklamowych, która przygotowała spot dla producenta kawy, ponoć nowej generacji. Jest to hasło, które mam w głowie minimum raz w tygodniu, kiedy to staję twarzą w twarz z ogromną stertą prasowania i zaczynam toczyć boje, w których nie ma zwycięzców. Owszem, prasuję wszystko, ale kosztuje mnie to ogromnego nakładu pracy, energii i bólu kręgosłupa (niestety odziedziczyłam po mojej mamie obfity biust, co sprawia, że prasowanie to dla mnie dramat, katorga i jedno z najbardziej znienawidzonych zadań w domu),
Wracając do hasła. W dniu, w którym po raz pierwszy zobaczyłam tą reklamę w telewizji ujrzałam światełko w tunelu i moim oczom ukazała się ta cudowna przyszłość, o której producent kawy zapewnia nas w reklamie. Niestety… ta przyszłość jest chyba bardzo odległa, ponieważ spot reklamowy powstał przeszło rok temu, a moja pralka uparcie odmawia uprasowania moich ubrań – kompletnie nie wiem dlaczego, przecież mamy już przyszłość, czyż nie?
Resztkami sil trzymam się mojej cudownej wizji, jednak z tygodnia na tydzień, kiedy to zmagam się z okrutnym obowiązkiem pozbawienia mojej oraz mojego narzeczonego odzieży wszelakich zagnieceń, dochodzę do wniosku, że jedyne dobro, jakie może mnie spotkać to nowoczesne żelazko, które sprawi, że prasowanie będzie krótsze, przyjemniejsze i mniej dramatyczne.
Nie jest to co prawda historia, związana z jednorazowym wydarzeniem, jednak jest to moja klątwa deski do prasowania, więc postanowiłam się nią z Wami podzielić.
Ps. właśnie moja pralka kończy pracę – wiecie co to oznacza? Tak jest! Jutro romantyczne chwile z żelazkiem 😛
Zelazko, żelazko – prasowanie to dla mnie sztuka 😉 pewnie dlatego, że nie mam w tej dziedzinie ani krzty talentu…Nie napiszę więc o tym, jak 10 lat temu prasowałam (stirare, pamiętam do dziś) we Włoszech za pieniądze (!), nie napiszę o tym, jak w dniu ślubu, na którym miałam świadkować wypaliłam sobie dziurę w sukience, a Panna Młoda była tak pzrerażona moimi umiejętnościami, że po tym incydencie sama wzięła się za prasowanie koszuli mojego męża, nie napiszę nawet o tym, że obecnie nie mam żelazka, bo się go boję, a ubrania prasuję…susząc je na mokro, na wieszakach 🙂
Napiszę za to o tym, że kiedyś mieszkałam w internacie i byłam szczęśliwą posiadaczką cudu ówczesnej, ba! współczesnej techniki – żelazko-suszarki do włosów (musicie to sobie wyobrazić, obie funkcje pełniło marnie). No więc miałam ten sprzęcior i był on często pozyczany do innych pokoi, szczególnie przez tają jedną Wiolę 🙂 Myślałąm, ze ma dużo do suszenia i dużo do prasowania, ale baaardzo się myliłam 🙂 Kiedyś przypadkiem zawitałąm do Wioli późną nocą i ku mojemu zdziwieniu okazało się, że moje żelazko służy jako…wkład do jej anormalnych rozmiarów misia, do którego dziewczyna przytulała się na noc. Wierzcie mi, moje zdziwienie nie znało granic, ale nadal pożyczałąm moje żelazko. Dzięki niemu Wiola mogła przytulać się do ciepłego, włochatego brzuszka…
haha! najciekawszy komentarz to ty napisałaś : „każda z nas (…) tak jak ja – kupiła żelazko, które nie posiadało funkcji prasowania.” ;D No bywa bywa…
Chętnie przygarnę takie żelazko, bo nasze za punkty ze Statoil właśnie ma problem z w/w funkcją 😉
Moja historia z prasowaniem scalenie zaczęła się od prasowania ubrań:) obecnie jestem fanką prasowania podczas oglądania filmów, bo w innym wypadku wycieńczona po całym dniu najzwyczajniej zasypiam i to w dowolnej pozycji. Niestety moje żelazko jakościowo odbiega od wszelkich norm:)) wracając do mojej historii z żelazkiem, to w czasach mojej młodości nastała moda na prostowanie włosów. Jednak prostownice w owym czasie były sprzętem ekskluzywnym i drogim. Dlatego ja wpadła mną genialny pomysł prasowania włosów:D co dzień rozstawiałam deskę do prasowania i prasowałam włosy… Wszystko byłoby fajnie gdyby nie wdrażanie rytuału u mojej babci, która dysponowała żelazkiem nagrzewanym na piecu. Rezultat: połowa włosów została na desce do pracowania, a w domu okrutny smród spalonych włosów:D no i nowa ekstrawagancka fryzura:)
No dobrze. Mam nadzieję, że nie zostanę tutaj ukrzyżowany za to, że jestem facetem. Mam brodę, lekko powiększający się łysy placek gdzieś wysoko na głowie, nie lubię koloru turkusowego i nie lubię prasować. Tak mam… takim się urodziłem.
Mimo dość jeszcze młodego (tak się czuję) wieku potrafię naprawić wiele rzeczy… od lampy której nikt nie potrafi rozkręcić, przez komputer zalany kawą, po pralkę w której zawieruszył się drut od stanika i “coś złego się dzieje”. Nie potrafię naprawić jednego… miny mojej ukochanej która musi przeze mnie i moją “zdarność” używać tymczasowego żelazka pożyczonego od jej teściowej, a mojej mamy. To takie dwa minusy które nie dają matymatycznego plusa.
Żelazko (ś.p.) którego używała wcześniej było marki Philips… nie było tak kosmiczne technologiczne jak to na zdjęciu powyżej, ale je lubiła bo… spełniało swoje zadanie i to znakomicie.
Ukochana w swojej pracy musi wyglądać porządnie, a poza tym lubi tak wyglądać. Dba o szczegóły i wierzy, że diabeł w nich tkwi. Ma oko do detali i nie mówcie jej tego, ale przeważnie ma rację! I to we wszystkim. Miała też rację wtedy, gdy pisała sms-em “będę za 30min i ja się tym zajmę”. Nie poczekałem i żelazko ze stanu bardzo dobrego przeobraziło się w żelazko oblepione przypalonymi fragmentami mojej czarnej koszuli (z hiszp. la camisa negra). Ja nie muszę w pracy wyglądać bardzo porządnie, ale raz na jakiś czas przychodzi taki czas, że muszę. Nie potrafię racjonalnie wytłumaczyć co się stało. Może hieroglify na metce były nierozszyfrowalne, może rozkojarzyłem się meczem mistrzostw który akurat leciał, może kosmos nie chce żebym trzymał owe urządzenie w ręku? Nie mam pojęcia!
Nie jestem niezaradną sierotą życiową i tak się nie czuję. Poza tym uwielbiam sprzątać i jak jest czysto w mieszkaniu, zmywam ręcznie te naczynia, których szkoda wrzucać do zmywarki…
… no i tylko z tym żelazkiem nie byłem specjalnie związany. Nie mieliśmy wspólnej historii, przeżyć, godzin spędzonych razem, nie była to bliska relacja. Miewałem w rękach żelazko i całkiem nieźle mi wychodziła jego obsługa… wystarczyło, żeby poderwać miłośniczkę detali dawno temu. 🙂
A później? Preferuję styl luźnego i zrelaksowanego człowieka. Kilka kawalerskich patentów pomaga mi w tym, żeby nie prasować swoich rzeczy. Moja druga połówka myśli inaczej… i uwielbia mnie w niebieskiej, pachnącej świeżością i wyprasowanej koszuli.
Zapytałem internet o żelazko Philips i wyskoczyła Wasza strona. 🙂
Mój wpis to lekkie katharsis, więc i tak czuję się w jakiś sposób wygrany.
Pozdrawiam tutejsze grono!
Życzę powodzenia w konkursie!
z żelazkiem kojarzy mi się pewna sytuacja z przed może 10 lat… były wówczas mode takie gniecione koszule, oczywiście byłam szczęśliwą posiadaczką jednego modelu. Pewnego dnia wracam ze szkoły a moja mama stała za deską do prasowania zlana potem, cała czerwona i zmęczona i od progu na mnie krzyczy: „co za bluzę sobie wykupiłam”, „…że tego dziadostwa nie mogła rozprasować, że godzinę namęczyła się a i tak nie jest to dokładnie wyprasowane!”. Wytłumaczyłam mamie, że to taki model koszuli, że jej się nie prasuje i w pogiętej cały urok. Bilans : mama zmęczona i zdenerwowana, ja – zniszczona bluzka i zdenerwowana 🙂
A żelazko chciałbym wygrać, gdyż niedługo zostanę żona mego narzeczonego:) na nową drogę żelazko będzie super przydatny prezentem na lata…a może mi przyjdzie prasować córki modne ubrania 🙂 pozawiam
Jestem pilotem wycieczek. Standardowo na pierwszy dzień wycieczki firmowa koszula i apaszka.
-Dobra, uprasuję w hotelu.
I wszystko szło dobrze, tylko genialna Marta (czyli ja) zapatrzyła się na mapę… a koszula miała „piękną ozdobę” w postaci czarnej plamy!
Genialnie. Prawda jest taka, że za 3 godziny muszę stawić się na przystanku, a ja zostałam bez koszuli. Na szczęście kolega pilot pożyczył koszulkę, rozmiar XXL… wyglądałam w niej jak yeti i ruszyłam, jak gdyby nigdy nic reprezentować biuro podróży i oprowadzać turystów po najpiękniejszych zabytkach Lazurowego Wybrzeża.
Mój związek z żelazkiem nie należał do łatwych, więc musiał się kiedyś rozpaść. Przez jakiś czas byłam w stanie funkcjonować z nim w relacji ‘to skomplikowane’, ale sytuacja w której jedno z partnerów dojrzewa i idzie do przodu, a drugie stoi w miejscu, nie należy do komfortowych. Zaczęłam więc z premedytacją unikać ubrań, które zmuszałyby mnie do użycia żelazka, siląc się na wymuszoną mniej lub bardziej nonszalancję, której efektem był zawsze lekko wymięty look. Nie żeby zaraz niechlujny, ale taki po prostu… bardzo swobodny. Co z wieczornymi wyjściami, lub wyjątkowymi okolicznościami? No tu już gorzej, ale jakoś sobie z tym radziłam – „prasując” materiał dłońmi zwilżonymi wodą, lub prosząc męża o delikatne przejechanie żelazkiem (choć nie wiem czy to odpowiednie słowo do określenia urządzenia, jakie mamy w domu) mojej rzeczy. Styl i gust mają jednak to do siebie, że nieustannie się zmieniają, a mnie już uwiera narzucony sobie samej reżim, by w sklepie dyskwalifikować ubrania, które wymuszają użycie żelazka. W czym tkwi problem? O dziwo nie w moim strasznym lenistwie, ale w tym, jak wygląda i sprawuje się nasze żelazko. Ostatnie, co mogłabym przy nim zaznaczyć, to „komfort użytkowania”. Jest stare, ciężkie, nieporęczne, i grozi wywołaniem katastrofy, gdy spuści się je na moment z oczu. Nie ryzykuję. Po prostu omijam je szerokim łukiem. Oglądając powyższy filmik uświadomiłam sobie jednak, że naprawdę chętnie używałabym żelazka, gdybym tylko miała je lepsze. Zauważyłam, że duch czasu na tyle mocno wpływa na żelazka, że zaczynają one coraz bardziej sprawiać przyjemność podczas użytkowania i kuszą tym samym, żeby korzystać z nich bez obaw. I automatycznie uświadamiam sobie ile rzeczy tak naprawdę do prasowania jednak by się u mnie znalazło. I ile by się kupiło. Bo już nigdy w sklepie nie zwróciłabym uwagi na to, czy dana rzecz ma tendencje do gniecenia, czy też nie. Zero dyskryminacji materiałów wymagających użycia żelazka! 🙂
W dzień ustnej matury z j.polskiego TATUŚ postanowił mnie wyręczyć, a więc wyprasować koszule. Ledwo zaczął, a już do mnie leciał z tekstem: „Sylwuniu idź kupić nową, bo tu się dziura zrobiła!” i tak, dwie godziny przed egzaminem kupowałam koszulę! W ogromnym stresie, z bukietem nerwów i lekką pretensją, ale dziś wspominamy to z uśmiechem na twarzy 🙂
Skutki mojej przygody z żelazkiem noszę do dziś. Kiedy byłam w 4 klasie podstawówki, a moja siostra w 6, zaraz po powrocie ze szkoły zaczęła szykować się na szkolną dyskotekę. Rodzice wyjechali na zakupy. Mama wówczas od niedawna była w posiadaniu nowiutkiego, super nowoczesnego żelazka, więc zaproponowałam siostrze, że wyprasujemy jej puszące, lekko kręcone włosy i będzie miała jak Britney Spears z gazety Bravo, którą wtedy namiętnie czytałyśmy. Zapewniłam ją, że wiem co robię i ochoczo przeszłyśmy do czynów. Jako że nie chciało nam się rozkładać deski, siostra przyklęknęła przy ławie i na rozłożonym prześcieradle ułożyłam jej długie włosy i zaczęłam prasować. Ruszałam żelazkiem w jedną i drugą stronę i efekt był słaby, więc przytrzymałam je chwilę. Zaczęło skwierczeć, więc siostra pociągnęła włosy i ….. część z nich została na ławie a część na żelazku! Siostra zaczęła krzyczeć, płakać, więc żeby mnie się nie oberwało wpadłam na super plan: odłączyłam żelazko od kontaktu tak żeby siostra nie zauważyła, położyłam rękę na ławie i powiedziałam, że w zamian za to może mi przypalić rękę, ponieważ byłam pewna, że to super żelazko jest chłodne jak je się tylko odłączy. Trochę bym poudawała, a siostrze by złość na mnie przeszła. Nie trzeba było jej powtarzać – przycisnęła mocno żelazko do ręki i wtedy ja zaczęłam wyć w niebogłosy. Na szczęście zaraz po tym rodzice wrócili. Co prawda byli mocno zdziwieni, ponieważ obie byłyśmy uryczane dodatkowo jedna z nas wyglądała jak pudel, a druga z poparzoną ręką. Summa summarum ja wylądowałam na pogotowiu, a siostra oczywiście o dyskotece mogła zapomnieć. Dziś mam nadzieję, że moje dzieci nie będą miały takich pomysłów.
/| /\
/ |~~~~~~~~~~~~~~~~ / \
/ P|~~~~~~~~~~~~~~ / \
/ H|~~~~~~~~~~~~~ / \
/ I|~~~~~~~~~~~~~ / \
/ L|~~~~~~~~~~~~ /@@ \
| _ I|~~~~~~~~~~~~ / @@ \
| | | P|~~~~~~~~~~ /@@ |
[| | | S|~~~~~~~~~~ /@ |
| | | |~~~~~~~~~ /@@@ |
| |_| |~~~~~~~~ /@ |
|__________| /___PHILIPS GC9550_|
|==========| |__________|==|____|
| |
| /
| /
\ /
\ /
\_____/
Już dawno pragnę takiego żelazka, ale nigdy nie mam na tyle funduszy. Mam zawsze ogromne ilości prasowania, wiem że dzięki Philips GC9550 znacznie szybciej i łatwiej będzie mi pokonać stertę pomiętych ciuchów.
Pozdrawiam obydwie dziewczyny z ladygugu.
stała czyteliczka:)
ojjjj rozjechał się mój rysynek z żelazkiem :(:(:(:(:(:(:( a tak sie starałam ;(((((
********************/|*******************/\
*******************/*|~~~~~~~~~~~~~~~~**/**\
******************/*P|~~~~~~~~~~~~~~***/****\
*****************/**H|~~~~~~~~~~~~~***/******\
****************/***I|~~~~~~~~~~~~~**/********\
***************/****L|~~~~~~~~~~~~**/@@********\
**************|**_**I|~~~~~~~~~~~~*/@@@*********\
**************|*| |*P|~~~~~~~~~~**/@@************|
*************[|*| |*S|~~~~~~~~~~*/@**************|
**************|*| |**|~~~~~~~~~*/@@@*************|
**************|*|_|**|~~~~~~~~*/@****************|
**************|******|********/___PHILIPS GC9550_|
**************|======|********|__________|==|____|
*******************|************|*****************
*******************|************/*****************
*******************|***********/******************
********************\*********/*******************
*********************\*******/********************
**********************\_____/*********************
Już dawno pragnę takiego żelazka, ale nigdy nie mam na tyle funduszy. Mam zawsze ogromne ilości prasowania, wiem że dzięki Philips GC9550 znacznie szybciej i łatwiej będzie mi pokonać stertę pomiętych ciuchów.
Pozdrawiam obydwie dziewczyny z ladygugu.
stała czyteliczka:)
Witam, moja historia raczej różni się od innych.
Kiedy miałam 16 lat, tata poprosił mnie abym wyprasowała jego ulubione spodenki. Wyjęłam deskę do prasowania, a żelazko podłączyłam aby się nagrzało. Wiadomo jak to niedoświadczona gospodyni domowa chwyciłam żelazko i chciałam sprawdzić temperaturę poprzez lekkie 'naplucie’. Niestety, niefortunnie w tym momencie mój tata chciał przejść przez korytarz. Szturchając mnie lekko, czubek gorącego żelazka z impetem odbił się na mojej szyi. Przez dobry tydzień chodziłam z trójkątnym czubkiem żelazka na szyi do szkoły. Wszyscy mieli ze mnie niezły ubaw. Dostałam nauczkę, że zawsze przed prasowaniem uprzedzam wszystkich domowników 🙂
Ta historia zasłyszana od mamy
Zdarzyła się przed wielu laty.
W czasach kiedy byłam w wieku przedszkolnym
I z bratem bawiliśmy się w berka na drogach polnych.
Działo się to pewnego popołudnia
Prawie z tego powodu wybuchła kłótnia!
Była to zima – szybko ciemno robiło się na dworze
Lecz wyjazd do rodziny był zaplanowany o popołudniowej porze.
Czekała nas długa droga – ponad 100 kilometry,
Było zimno – więc mama pamiętała, by wziąć dla nas małych dzieci dodatkowe getry.
Przed wyjściem z domu ładnie je wyprasowała
W tym czasie nasza dwójka grzecznie przy stoliczku kolorowała.
Dzieci spakowane, prezenty gotowe
Ruszyliśmy więc w drogę – jedziemy drogą szybką
I nagle mój brat widzi ładną, kolorową reklamę za samochodową szybką.
„Mamo! Patrz jaka kolorowa deska!” = krzyczy brat mój prędko.
„Synku to do prasowani… O Matko! Chyba żelazko wyłączone zostawiłam. Wracajmy, ale to szybko!”
Byliśmy już w 3/4 drogi, trzeba było wracać,
Manewrować samochodem i ciągle nawracać.
Po przyjeździe na miejsce, rodzice zlęknieni
Dobrych wieści – bez żadnych szkód – i pełni nadziei złaknieni.
Mama pobiegła do mieszkania na 4 piętrze
Mając nadzieję, że zapobiegnie większej aferze.
Na szczęście żelazko zostało przez nią przed wyjazdem wyłączone
Jednak receptory pamięci w tej kwestii były wtedy chybione.
Gdyby wtedy dostępne było żelazko Phillips ze stacją parową,
byłoby wtedy dla nas wielką antystresową podporą!
Skoro jest w stanie wyłączyć się po pewnym czasie trwania,
Nie musielibyśmy wracać pełni poczucia spanikowania!
Oczywiście teraz humorystycznie, ale wtedy… strach był nie na żarty 😉
Składniki udanego prasowania wg. świeżo upieczonej żonki 🙂
-seksowna bielizna
-zmysłowa muzyka
-wracający z pracy mąż
-sterta rzeczy do prasowania
-urządzenie do prasowania znienawidzone przez świeżo upieczoną żonkę
-odrobina siły perswazji 😉
Zastosowanie:
Gdy prasowania jest mnóstwo, a chęci brak…
Sposób przygotowania:
Świeżo upieczona żonka ubiera seksowną bieliznę, włącza nastrojową muzykę i czeka na powrót męża do domu. Gdy tylko mąż przekracza próg domu żonka rzuca mu się na szyję i bujając się w rytm muzyki prowadzi do pokoju, w którym czeka deska do prasowania, żelazko i sterta ubrań… Wypieki na policzkach męża zdradzają, że bardzo podoba mu się kreatywność nowej żonki, ale nie bardzo wie z czym to wszystko się je ;)Żonka śpieszy mu na ratunek i słodkim głosikiem oznajmia, że jeśli tylko zgodzi się wyprasować tą stertę ubrań wylewającą się z szafy to taki widok (półnagiej żony bujającej bioderkami w rytm muzyki) będzie podziwiał codziennie… dopóki kolejna sterta ubrań ich nie rozłączy 😉 Zdradzę tylko, że po zastosowaniu tego planu krok po kroku mój mąż za każdym razem prasuje nasze ubrania, nawet najgorszym bublem, którego żelazkiem bym nie nazwała, z uśmiechem na twarzy 😀
Jedni prasują ubrania,drudzy zasłonki, pościele no a my deski snowbordowe 🙂 Wywaliwszy sporą kasę na sprzęt, postanowiliśmy sami owy sprzęt przygotowywać do sezonu zimowego – starawe żelazko idealnie nadawało się do woskowania. Jakby co to mam foto :-))) Oczywiście Philips będzie miał zdecydowanie inne zastosowanie 😉
Jedyna rzecz która mi pozostała po rozwodzie to właśnie żelazko 🙂 Boże jak ja go nienawidzę. Mam nadzieję że wygram to nowe żelazko i będę mógł go wywalić w diabły…
Przygód z żelazkiem miałam wiele jak zapewne setki innych kobiet, ale są takie,które zapadają na dobre w pamięci. Byłam świeżo upieczoną mężatką. Moja pierwsza wizyta u teściowej,która nie lubi prasować a ja wręcz przeciwnie. Nazbierało się jej trochę prasowania więc jako dobra synowa chciałam pomóc. Wszystko szło super, ale po zakończonej pracy postawiłam żelazko na ławie przykrytej pięknym obrusikiem,chwila nieuwagi i żelazko wylądowało stopką na ławie, no i cóż dziura w obrusie i ślad żelazka na ławie.Tak pomogłam teściowej. Innym razem udział brali moi dwaj synowie. Gdy już miałam wszystko przygotowane do prasowania na malutką chwilkę wyszłam do kuchni w tym czasie starszy syn złapał żelazko i szybciutko przeprasował młodszego brata całe szczęście,że żelazko nie było mocno rozgrzane. mimo to niewielki ślad żelazka na plecach został. Dziś żartujemy z tego mówiąc, że ma piękną gładką skórę dlatego, że go kiedyś brat wyprasował.No i jeszcze jedna malutka przygoda. Wybierałam się z rodziną na ślub. wszystkich pięknie wyprasowałam została mi tylko moja ukochana sukienka, która wprawdzie była już gotowa ale ja koniecznie chciałam ją jeszcze wygładzić. Żelazko zbyt mocno rozgrzane-zetknięcie stopki z materiałem no i wiadomo co – dziura, nie napisze nawet w którym miejscu, dodaj tylko, był to przód sukienki.
Jako dziecko zawsze w Śmigusa Dyngusa byliśmy atakowani z ręcznych sikawek. Postanowiłem kultywować ową tradycję i owego dnia wstałem rano z myślą o cudnym ataku na śpiących domowników. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wszyscy, udając że śpią, zrobili tak samo. Nie mając nic pod ręką, zaatakowałem żelazkiem z porządnym spryskiwaczem.
Witam!
Gdy tylko zobaczyłam ten konkurs natychmiast przypomniała mi się moja pierwsza przygoda z żelazkiem. Nie była to przypalona bluzka tylko… Zacznę od tego ,że moje pierwsze żelazko po ślubie było najtańszym, powiedziałabym jednorazowym żelazkiem i gdy się zepsuło, niestety musiałam sięgnąć do piwnicy po stare jeszcze po teściowej. A jak to synowa zawsze upierałam się ze nigdy nie będę nim prasować i kazałam mężowi zanieść je do piwnicy. Ale gdy nasze się zepsuło, a wiadomo jak to z budżetem w ”młodym” małżeństwie postanowiliśmy wyjąć to stare ciężkie żelazko. Pewnego dnia rano szykowałam się do pracy, ale wiadomo jak to kobieta mam czasem takie dni że co z szafy bym nie wyjęła to mi się nie podoba. I tak wybrałam bluzkę, która była bardzo pomięta. Zaznaczę że śpieszyłam się na autobus, ale mimo tego zerkałam jeszcze na pogodę. W pośpiechu zaczęłam prasować. Gdy chciałam odstawić obok żelazko, nagle zobaczyłam jak leci ono prosto na moją stopę.Po prostu nie zauważyłam ze deska była bardziej przesunięta w jedną stronę. Oczywiście nie zdążyłam nic zrobić- żelazko nie dość że stare i ciężkie to do tego bardzo rozgrzane. Nie przejmując się tym szybko zdjęłam żelazko ze stopy włożyłam bluzkę i pobiegłam na autobus. Dopiero na drugi dzień miałam piękny pęcherzyk i strasznie piekło. Więc co lepsze bluzka czy noga? Zdecydowanie bluzka! Siostra z mamą śmiały się jak to możliwe- wszystko jak widać jest możliwe:)na szczęście była to niewielka ranka, ale mogło być znacznie gorzej bo żelazko jest starej daty i dużo waży, więc mogło do tego dojść jeszcze złamanie. Marzę o prawdziwym żelazku, przede wszystkim swoim:).
To było dobre parę lat temu, kiedy w dniu mojej matury z języka polskiego wstałam rano i przypaliłam bialą, wkładaną przez głowę bluzkę, którą miałam ubrać tego dnia. Pamiętam, że byłam wtedy tak zestresowana, że zamiast rozpaczać zaczęłam płakać ze śmiechu 🙂 Nie miałam zbyt wielu alternatyw, czas uciekał więc… ubrałam bluzkę tyłem na przód i założyłam marynarkę. Niestety majowy dzień byl baaardzo gorący a ja przez cały egzamin nie mogłam jej zdjąć. Maturę zdawało mi się ciężko, ale udało się 🙂
Żelazko – z definicji – przyrząd służący do prasowania, czyli wygładzania tkanin za pomocą wysokiej temperatury i nacisku. Ale, że miało się kiedyś 8 lat a do tego wspaniałego kompana do wdrażania w życie wszystkich pomysłów w postaci siostry bliźniaczki to w moim przypadku żelazko nie miało nawet styczności z żadną tkaniną a nam jedynie co było potrzebne to ciepło jakie wyzwala. Zdarzyło się kiedyś tak, że z siostrą wróciłyśmy ze szkoły wcześniej i rodziców nie było jeszcze w domu. Pamiętam to jak dziś – na dworze panowała ostra zima, która za pomocą ręki Dziadka Mroza malowała przepiękne pejzaże na naszych starych dwu kwaterowych szybach. Jako, że nie byłyśmy nauczone, że po powrocie ze szkoły nie ma rodziców wymyśliłyśmy co zrobić, aby widzieć z okna kiedy wracają. Nasze okno z kuchni skierowane jest w stronę drogi dojazdowej do naszego domu. Jedynym problemem na jaki natrafiłyśmy był brak widoku na drogę spowodowany wyrzeźbionymi przez mróz wzorami na szybach. A jak wiadomo co dwie głowy to nie jedna, razem doszłyśmy do wniosku, że przecież żelazko daje ciepło i na pewno poradzi sobie z odmrożeniem szyb, tak abyśmy nie przegapiły powrotu rodziców. Jako, że jedna drugą podtrzymywała w przeświadczeniu o podjęciu doskonałej decyzji niewiele myśląc chwyciłyśmy za żelazko Dezamet (teraz z perspektywy czasu dziękuję niebiosom, że nie mieliśmy już żelazka „na duszę” bo nasz dom pewnie poszedłby z dymem) i siłą ciepła jakie z siebie wydawało miejsce po miejscu roztopiłyśmy lód z szyb i dumne z siebie i z powodzenia naszej misji, siedząc przy stole w kuchni jak gdyby nigdy nic czekałyśmy na powrót rodziców. Zastanawia mnie teraz tylko to jak w takich małych głowach tyle praktycznego myślenia? 🙂
Moja historia z żelazkiem związana jest z moim synem Maurycym. Jest on bardzo ciekawym świata dzieckiem. Zdarza mi się prasować nieskomplikowane rzeczy, np. ręczniki i właśnie podczas tej czynności chłopiec bardzo wnikliwie obserwował moje poczynania z żelazkiem. Nie było dnia aby Maurycy nie stawał w drzwiach z żelazkiem i prosił, ct:”czy mogę prasować?”. Uległem jego prośbie, z oporami, bowiem uważałem i nadal uważam, że 7-latek nie powinien, przede wszystkim ze względów bezpieczeństwa, prasować odzieży. Stałem przed deską do prasowania udzielając lekcji ciekawskiemu i bardzo zaabsorbowanemu tą czynnością chłopcu. Do dnia dzisiejszego towarzyszę mojemu synowi podczas jego przygody z prasowaniem. Jest to dla mnie po dzień dzisiejszy niepojęte, że można pokochać prasowanie „od małego” tak po prostu. Już nawet nie zastanawiam się dlaczego właśnie żelazko? Wiem jedno: mojego syna Maurycego proste(?!) czynności domowe będą(już są)przyjemnością.
dzień slubu, ja u kosmetyczki dzwoni mama ze prasując welon naszym starym zelazkiem wypalila się dziura. ja milcze zaskoczona, mama placze. moja kosmetyczka i klientki robia burze mozgow i pożyczają mi wycięte przez nie kwiatuszki z firanki. syn kosmatyczki zawozi jej do mamy. mama przyszywa.welon cudny.goscie pytaja ale fason, gdzie kupiłam. a ja mysle gdybym miała nowe żelazko philips…nie było by stresu i postanawiam kupie nowe żelazko philips oczywiście!
Żelazko które posiadam w chwili obecnej wywala korki w całym mieszkaniu. Wygląda to tak, że albo poodpinam cały sprzęt elektryczny i pogaszę światła – co daje mi trochę więcej czasu albo po prostu wyłącza się samo wszystko wraz z lodówka, tv, routerem itd. Korzystając z dostępnego napięcia zdążyłem napisać komentarz:)
Miałam dobre żelazko Philipsa już nie pamiętam modelu dokładnie. Ale nie spodziewałam się, że mój chłopak doprowadzi je do takiego stanu: Postanowił zrobić mapę dla mojego młodszego rodzeństwa na starym pergaminie a taki spróbował wykonać za pomocą owego żelazka, kawy i herbaty. Po całym zabiegu urządzenie nie nadawało się do dalszego użytkowania było nie do wyczyszczenia… Mój chłopak aby uniknąć mojego gniewu zamówił przez internet nowe żelazko. Nie konsultując tego ze mną. I teraz mam najbrzydsze i najgorsze żelazko jakie świat widział. Którego nawet nie mam ochoty wyciągać z szafy a rzeczy prasuje u sąsiadki hihih 😛
historia?hmm raczej jednorazowa przygoda z żelazkiem – bo tak wyglądało z mojej strony. Przygoda zapewne normalna- bo w wykonaniu mężczyzn za pewno często się to zdarza. Zawsze najpierw robię pranie zbiera się mały stosik i zabieram się za prasowanie- nie wyobrażam sobie nie użyć przy tym wody ( parowanie) bo tak to zajęłoby mi to 2 razy więcej czasu. Tym razem nastały ciche dni z mężem -jak to czasami bywa- i musiał sam wyprasować sobie spodnie niestety nie używał funkcji parowania a przede wszystkim nastawił za mocno żelazko i tym sposobem piękny trójkąt odbił się na męża spodniach pięknie błyszczały niczym jego znak firmowy:) jakże nudna prosta a zarazem przewidywalna przygoda:)oczywiście spodnie poszły do kosza. a prasowanie zostawił mi.
Parę lat temu wybieraliśmy się na wakacje do Egiptu. W trakcie pakowania poprosiłam aby mąż włożył do mojej walizki depilator,leżący w mojej szafce. Na miejscu okazało się, że owszem włożył-żelazko. Zostałam bez depilatora ale z codziennie wyprasowanymi przez męża ubraniami letnimi-za karę. Jakaś korzyść z tego faktu też wyszła-od tej chwili mąż już nie myli tych dwóch rzeczy.
Jestem mamą i mieszkam w środku lasu.Z powodu „odleglościowej izolacji” moich pociech postanowiłam w karnawale zorganizować dla grupy dzieciaków z sąsiedztwa bal przebierańców.Jeden z moich synów miał przebrać się za strażaka (o ironio!). Nadszedł czas prasowania stroju.Pech chciał, że zostawiłam rozgrzane żelazko na strażackim stroju i wyszłam odebrać telefon. Zdążyłam tylko poczuć swąd przypalonego materiału…strój został naznaczony kształtem żelazka. Tragedia, płacz i zgrzytanie zębami. Postanowiłam, że płacz przemienie w śmiech. Ustaliliśmy wspólnie z synem,że przebrany będzie za strażaka-bohatera,ratującego pogorzelcow z opresji.Nieukrywam,że byłam z siebie dumna kiedy już świadom ie robiłam kolejne przypalenia żelazkiem na strażackim stroju mojego syna.Balik udał się. Dzieciaki bawiły się wspaniale, a mój syn był bohaterem wieczoru. Od tego czasu staram się prasować ubrania długo przed mającą odbyć się imprezą.
Moja historia jest zwykłą historią która pewnie przydarzyła się nie jednej z nas. Mianowicie na parapetówkę dostałam od mojej kochanejjj:) teściowej właśnie Żelasko, które było nietrafionym prezentem ciężkie i proste w obsłudze, samemu trzeba regulować temperaturę przez co spaliłam lnianą sukienkę, kilka krotnie żelazko to spadło mi na podłogę, bo byłąm zirytowana zakupem teściowej która wiedziała co dla nas jest lepsze , żelazko spadło mi już 3 razy na podłogę i chyba pękła ta pompka od wody w każdym razie nie mogę prasować z wodą gdyż cały czas się ona wylewa z tego zbiorniczka, kilka dni temu prasowała ulubioną sukienkę nexta mojej córeczki, wylała się rdza z tego żelaska . GRR moja frustracja jest ogromna.Nie mam do tego żelaska już siły, chce właśnie takie jak opisujesz w poście , nie chce prezentu od teściowej;P
Moje „ukochane” żelazko mało nie zaprzepaściło wspomnień z najważniejszego dnia w moim życiu. 6 lat temu, przed moim ślubem, moja najdroższa mama postanowiła wyprasować mój wymarzony welon 🙂 Żelazko ma popsuty termostat, o czym matula nie wiedziała i niestety w sobotni poranek wypaliła w moim welonie wielką dziurę. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło i udało się jej kupić nieco inny ale równie ładny welon i na czas go dostarczyć do kościoła. Jednak od tego czasu obraziłam się na moje żelazko. Prasuję tylko gdy już nie mam innego wyjścia i to zawsze przez ściereczkę. Nie ufam temu ustrojstwu, a cały czas mi szkoda pieniędzy na nowe żelazko.
Z westchnieniem wspominam, jak mieszkając jeszcze z rodzicami mieliśmy dyżury „żelazkowe”. Raz w tygodniu w piątkowy wieczór ktoś prasował stertę całotygodniowego prania. Cała rodzinka siedziała na kanapie i oglądała film, a jedna osoba na stołeczku w trakcie filmu prasowała. Przyznam, ze nieco brakuje mi tego w moim domu, ale z palącym wszystko żelazkiem nie będę ryzykować.
Nigdy nie zwracałam większej uwagi na to jakie mam żelazko, zawsze dla mnie żelazko było po prostu żelazkiem i tyle, dodatkowe jego funkcje jakoś mnie nie interesowały do czasu … Kiedy wyszłam za mąż jeszcze mieszkając u teścia tymczasowo z mężem kupiliśmy żelazko zapłaciliśmy średnio jak za żelazko nie całe 100 zł o ile dobrze pamiętam no i pech chciał, że w trakcie przeprowadzki paragon gdzieś nam się zgubił a w trakcie pierwszego prasowania okazało się, że wlewając do żelazka wodę jest ono nieszczelne i woda po prostu wycieka. I tak oto już od 5 lat prasuję takim żelazkiem, materiał muszę zwilżać starą metodą butelką ze spryskiwaczem. A na dodatek jak na złość zawsze muszę tak prasować ciuchy mojego męża. Ja w swojej garderobie mam ciuchy których się nie prasuje, córci ciuszki są małe więc raz dwa i mam je wyprasowane mimo że jest ich zawsze najwięcej w pralce, ale prasowanie ciuchów męża to dla mnie koszmar. Zawsze jak się zabieram za prasowanie jego ciuchy zostawiam sobie na koniec, a że córcia moja ma pełno energii i dużo pomysłów na minutę, zawsze coś wymyśli do roboty czy coś nabroi w trakcie jak prasuję i już nie raz zdarzyło mi się przypalić jakieś ciuchy gdyż w biegu musiałam do niej biec słysząc jakiś huk z drugiego pokoju. Cały czas się przymierzam do kupna nowego żelazka ale szukam dobrego który tak jak ten przedstawiony powyżej nie będzie przypalał ciuchów jak zostawię na nim ponownie w pośpiechu żelazko, a zdarza mi się to tak średnio 1 na 10 prasowań.
Prasowanie to najgorsza kara nie tylko dla mnie, ale i mojej siostry, mamy, babci….
Kontynuuję rodzinną tradycję i prasowania po prostu nie znoszę. Pamiętam moment, gdy nocowałam u swojej babci i potrzebowałam rozprostować przed wyjściem bluzkę. Babcia oczywiście z otwartymi ramionami, że zrobi to za mnie. Uparcie postawiłam na swoim, że zrobię to sama, tylko niech mi powie, gdzie znajdę żelazko. Gdy do niego dotarłam też rozłożyłam ręce – ale z bezradności – babcia miała stare żeliwne żelazko. Myślałam, ze takich już nie ma, że to tylko w muzeum, że to największy koszmar, a do prasowania się nie nadaje, że na nim lepiej usmażyć jajka niż stracić nawet najbrzydszą bluzkę świata. Poddałam się, zawołałam babcie, jak zwykle uratowała sytuację – wyciągnęła z szafki swoje żelazko. Nowe. Białe (może i kolor nie ma znaczenia, ale w tym przypadku akurat robiło to różnicę) i lekkie. Żeliwne to jedynie pamiątka, która przysporzyła mnie o szybsze bicie serca i oczywiście ogromne zdziwienie. Uśmiech babci, która widziała moją minę – bezcenny;)
Witam
Z obecnym , a raczej juz nieobecnym żelazkiem miałam parę przygód. Od początku naszej znajomości nasze relacje nie układały się najlepiej. Miało być moim przyjacielem a okazało się ze zostało wielkim wrogiem. Pierwszą przygodę jaką miałam z nim wydarzyła się niespełna pół roku tem. Wybieraliśmy się z mężem na impezę do znajomych. Jak wiadomo jak każda kobitka chciałam błysnąć na całej gali. Właśnie zabierałam się za prasowanie swojej ukochanej sukienki. Sprzęt ustawiony na odpowiednią temperaturę. Praca idzie gładko gdy tu nagle ni z gruszki ni z pietruszki wypaliła się dziura wielkości żelazka na plecha. sukienki. Oczy zrobiły mi się jak 5złotych. Nie mogła uwierzyć swoim oczom. Niestety sukienki nie dało się uratować. Więc na imprezie nie zabłysłam. Z żelazkiem pożegnałam się ostatnio w drastycznych okolicznościach. W trakcie rutynowych obowiązków zwanych prasowaniem w kablu zrobiło się zwarcie i ogień oparzył mi rękę. Żelazko z wielkim hukiem wyleciało z domu. Dziś została mi pamiątka która goi się powoli. Mam nadzieje że ślad zaniknie. Przymierzam się właśnie do zakupu kolejnego. Mam nadzieje że będzie to bardziej udany zakup.
Ach żelazko… Gdyby nie ono to nie wiem co by dziś ze mną było. Historia która się z wami podzielę zdarzyła mi się 2 lata i co prawda nie zbyt jest się czym chwalić, ale mogę powiedzieć, iż w pewnym sensie żelazko uratowało mi życie.
Jak każdy facet w wieku dwudziestu kilku lat lubiłem się bawić. Imprezki spotkania z kumplami to było to. Pewnego dnia na jednej z takich zakrapianych alkoholem imprez poznałem swoją narzeczoną. Zawróciła mi w głowie. Po 2 latach postanowiliśmy ze sobą zamieszkać. Przeprowadziliśmy się do miejscowości w której ja spędziłem całe swoje nastoletnie życie, a co za tym idzie miałem tam sporo znajomych.
Raz w tyg jeden wieczór miałem dla kolegów. Niestety z czasem z tego jednego dnia w tygodniu zrobiło się 5 dni i co raz częściej wraz z kumplami pozwalaliśmy sobie na spożywanie nie małych ilości alkoholu. Co to ma wspólnego z żelazkiem? otóż jednego feralnego wieczoru a raczej nocy wróciłem jak zwykle w tamtym czasie do domu we wskazującym stanie – moja narzeczona akurat wtedy prasowała moje koszule do pracy. Podniosła głowę – wtedy zauważyłem wściekłość na jej twarzy. Chciałem ją pocałować ale bylem zbyt pijany i po prostu sie prawie na nią wywróciłem – wtedy jej nerwy siadły i zaczęła krzyczeć z tego wszystkiego zapomniała że trzyma w dłoni żelazko i zaczęła nim tak intensywnie wymachiwać, że w końcu ja ledwo stojący na nogach się na nie po prostu „nadziałem” gołą już klatką piersiową. Narzeczona się przeraziła bo nieźle mnie wtedy oparzyła. Zimne okłady i maści pomogły jednak blizna mi została. Od następnego dnia po tym zdarzeniu nie miałem alkoholu w ustach. Kto wie jak bym skończył i jak wyglądałoby moje życie dziś gdyby nie ta sytuacja. Wtedy otworzyły mi się oczy i zrozumiałem że nadużywam alkoholu, który powoduje wiele krzywd w życiu moim i moich bliskich bo po alkoholu nie byłem sobą, nie myślałem racjonalnie i byłem w stanie normalnie funkcjonować. Całe szczęście że to żelazko dotknęło mojego brzucha, a nie ciężarnego brzuszka mojej narzeczonej która była w tedy w 7 msc ciąży. Mamy teraz wszystko co potrzebne człowiekowi do szczęścia – żaden alkohol nie da mi tego co daje mi mój synek i narzeczona.
Przez prawie 20 lat posiadałam żelazko Phillipsa, które dostałam jako prezent ślubny. Oprócz niego było jeszcze inne – czerwone, które spokojnie czekało na swoją kolej. Kiedy z mojej winy zepsuł się poczciwy Phillips, zmuszona byłam sięgnąć po żelazko czerwone.
Pech chciał, że było to na moment przed 20 rocznicą mojego ślubu! Zupełnie nie obyta z „nowym” żelazkiem, zniszczyłan sukienkę wartą wiele więcej niż ten sprzęt. Regulator temperatury szwankował i materiał w niektórych miejscach został nieodwracalnie przekształcony.
Teraz nie mam obiekcji przed kupnem żelazka, dzięki któremu będę mogła spokojnie wyprasować każdy ciuch.
Niedawno wyszłam za mąż i chciałabym w końcu udowodnić mężowi, że świetna ze mnie gospodyni domowa. Przeprowadzając się z mężem do nowego mieszkania nie mieliśmy dosłownie nic. Wszystkie sprzęty znalazły się u nas z odzysku. A to babcia miała niepotrzebny komplet talerzy, a to ciocia wymieniła odkurzać na nowy. Podobnie jest z żelazkiem, dostałam je od szwagierki ponieważ kupiła sobie nowe. Nie pogardziłam oczywiście choć te żelazko praktycznie nie pracuje ale zdarza się, ze przypala. I tak też przytrafiło mi się przypalić ulubioną firankę do salonu i obrusik w kuchni. Ale miarka się przebrała kiedy spaliłam rękaw w koszuli ślubnej mojego męża, szczęście w nieszczęściu, że w ten dzień była brzydka pogoda i mąż cały czas siedział w marynarce. W każdym razie bardzo potrzebuję nowe żelazko a te z Philipsa to marzenie. Może jak idealnie wyprasuję wszystkie rzeczy męża to wybaczy mi tą wpadkę z koszulą ślubną. Dziękuję za poświęcenie czasu na moje wypociny i pozdrawiam 🙂
Ja prasowałam, w miedzy czasie przypomniało mi się, że zupa mi sie gotuje jak wróciłam miałam wypalone mega dziure w bluzce do tego moja deska do prasowania zaczela sie kopcic, chcac zalagodzic sytuacje i zdjąć zelazko z deski zrzuciłam sobie je na noge i ja poparzyłam.
Za dwa miesiące miał być ten wyjątkowy dzień – mój ślub. Jako, że jestem kobietą praktyczną zrobiłam listę rzeczy, których potrzebuję, dzięki czemu goście weselni mogli łatwiej znaleźć praktyczny prezent dla młodej pary. Pomyślałam, że i tak zapewne większość przyniesie tradycyjnie pieniądze, ale może choć niektórym uproszczę wybór przy okazji eliminując nieprzydatne upominki. Ślub, wesele, podróż poślubna. Po powrocie wzięliśmy się za rozpakowywanie prezentów. Ku naszemu zdziwieniu wśród nich znaleźliśmy… 6 żelazek. Co więcej 3 z nich były identyczne, zapewne kupione na tej samej promocji 😉 Prezentów się nie oddaje, więc mamy teraz zapewne dożywotni zapas żelazek. Jako puentę można uznać to, że nasze wspólne życie jest proste, bez zagnieceń i kantów 🙂
Całkiem niedawno, o dosyć wczesnej porze,
Gdy większość dalej śpi, jeśli może
Zmuszona do tego: zaspana i rozczochrana
Zebrałam siły do prasowania.
Jak zwykle przy tym, dźwiękom z radia
Radośnie pod nosem wtórowałam
Lecz Whitney Houston ze mnie jest marna,
Więc ze zdolności swych- sama się śmiałam.
I podłączając do kontaktu
Moje żelazko- już sporo ‘śmigane’
Umknęło mym oczom, że tuż przy kablu
Jest coś przetarte i naderwane.
Wyszło to na jaw dopiero wtedy
Gdy katastrofa była już bliska
Bo wystrzeliło jakby z torpedy.
I się po kablu przemieszczała iskra
Pomyślałam: ”O mój Boże!
Co by tu zrobić: byle migiem
Bo chyba wywołałam pożar
I każda decyzja jest wyścigiem!”
Ręce mi się strasznie trzęsły
Od tego bardzo przykrego faktu
Aż trudno było się odważyć
i kabel odłączyć od kontaktu.
Jak widać nie byłby ze mnie
Żaden(nawet podrzędny) strażak
Skoro emocji nie trzymam na wodzy
I nawet żelazko mnie zatrważa.
Lecz jak mogłam być wtedy
tak wielką i nierozsądną gapą?…
Pytałam siebie, choć dobrze wiedziałam,
że to żelazko jest małą stratą.
Bo najważniejsze było w tym wszystkim
że mnie się na szczęście nic nie stało
i mimo małej roztropności
uszłam z tego zdarzenia cało.
Nie jest to bardzo odkrywczą nowiną,
Że mając owe żelazko Philips
i się zmagając w powietrzu z tkaniną
– dostrzegłabym usterkę po chwili.
(a już tak poza mą opowieścią
Przyznam się całkiem szczerze i śmiało
Że marzę właśnie o tym żelazku,
by się wygodniej prasowało.;))
Hah no tak , najciekawsza przygoda z żelazkiem? Nie wiem czy moja przebije wszystkie ale spróbuje. Dostałam od rodziców na nowe mieszkanie żelazko , bodajże firmy Philips . Mój ukochany poprosił mnie o wyprasowanie mu koszul , więc zabrałam się do tego raz dwa . W końcu mamy żelazko , jest czym prasować 🙂 Gdy byłam już przy piątej koszuli , zadzwoniła babcia -jak to babcia , nie mogła się nacieszyć rozmową z wnuczką i tak mnie zagadała ,że poszłam do innego pokoju , usiadłam sobie na kanapę i na dobre zaczełyśmy sobie plotkować:) Aż tu nagle czuję dym ! Nie dość ,że koszula spaliła się na amen to cała deska poprostu zajęła się ogniem , spanikowana zaraz wylałam kubeł zimnej wody .. OD tamtej pory już tylko ukochany prasuje , a ja mam fobie na prasowanie 🙂 a ja mam nadzieję ,że nowe żelazko by to w końcu zmieniło.Babcia do dziś mnie przeprasza i obiecuje zrobić coś ze swoim gadulstwem i miłością do plotkowania. Także Kobietki widzicie do czego może doprowadzić plotkarstwo!Pozdrawiam Cię serdecznie.
Zepsuło mi się żelazko, więc pożyczyłam je od koleżanki. Wyprasowałam stertę ubrań, a gdy wystygło, włożyłam je do reklamówki i postawiłam koło drzwi, żeby o nim nie zapomnieć, gdy będę do niej szła.
Godzinę później byłam gotowa do wyjścia. Patrzę, a reklamówki nie ma…
Syn wyniósł ją na śmietnik, bo stała obok worka ze śmieciami…
To było bardzo drogie żelazko, więc pognałam do kontenera na śmiecie.
Reklamówka leżała na jego dnie! Za nic nie mogłam jej dosięgnąć!
Męczyłam się bardzo długo, aż zdesperowana weszłam do środka.
Wychodzę z kontenera z reklamówką w dłoni i widzę… tłum gapiów, których pochłonięta stresującym zajęciem nie zauważyłam.
Sami swoi… Sąsiedzi, znajomi z osiedla…
Cóż, z podniesioną głową przeszłam koło nich. Rozsunęli się, bo wydzielałam osobliwy zapach.
W domu obejrzałam żelazko i okazało się, że… pękło! Musiałam odkupić nowe!
Od tej pory żelazko kojarzy mi się z wejściem do kontenera.
To, które mam teraz osobiście mogę wynieść na śmietnik, bo jest beznadziejne. Źle prasuje i za nim na pewno nie nurkowałabym z takim poświeceniem! 🙂
Dokładnie tak jak napisałaś! Żelazko bez funkcji prasowania. Mnie też się to przytrafiło na początku studiów. Wiadomo, że wtedy jest wiele wydatków, dlatego chciałam zaoszczędzić na żelazku. Wydałam zawrotne 29 zł, a prasowanie spełzło na niczym. Kabel był tak krótki, że trzeba było używać żelazka przy podłodze obok kontaktu. No komedia! A ubrania, jak były pogniecione, takie już pozostały. Oszczędny dwa razy traci! Nie tylko pieniądze, nerwy też można stracić!:)
Moja historia z żelazkiem była bolesna, ale z drugiej strony odmieniła moje życie.
Środek tygodnia, miałam ważne wyjście. Kolacja we dwoje. Byłam bardzo podekscytowana. Nie mogłam się doczekać wieczoru. Nagle na zegarku wybiła godzina na szykowanie się do wyjścia: makijaż, ubiór – PRASOWANIE. Rozłożyłam deskę do prasowania, podłączyłam żelazko i zaczęłam prasować. To był nowy ciuszek kupiony specjalnie na tą wyjątkową okazję. W głowie ciągle miałam myśli, chodziłam zamyślona i przez to nie zwróciłam uwagi, że żelazko było z poprzedniego użycia nastawione na największą moc. I był płacz. Spaliłam bluzkę! Aż zrobiła się dziura, która widniała z tyłu na plecach. Byłam roztrzęsiona i zła sama na siebie. Na szczęście uratowało mnie to, że kochałam projektować. Znalazłam w domu kokardki, tasiemki. Zaczęłam kombinować. Wyszło jeszcze lepiej niż się spodziewałam. Będąc na kolacji, zaczepiła mnie pewna kobieta. Zapytała czy ja sama ja zrobiłam, bo wyglądała na oryginalną. Powiedziałam, że tak. Dała mi swoją wizytówkę i zaprosiła do siebie na rozmowę. Byłam najszczęśliwszą osobą na ziemi. Wieczór był cudowny. Wydarzyło się wiele, ale skończyło bombowo. A randka była cudowna. Pozdrawiam.
Więc z żelazkiem poznałam się jak miałam 9 lat
Pierwszy raz prasowałam nim wtedy ciuszki dla lalek
Do tej pory z nim jestem <3
Zawsze prawsuje Nim swoje ubrania 🙂
KOCHAM CIĘ ŻELAZKO! <3
Moja historia z żelazkiem w tle, to nie historia pewnego zdarzenia, czy wpadki. Tych trochę było, ale będąc do bólu szczerą muszę przyznać, że szybko wyparłam je z pamięci (może dlatego, że nie były aż tak dramatyczne, bym wstydziła się ich przez lata?). Chyba więcej jednak razy zdarzyło mi się osiągnąć efekt prasowania nieadekwatny do oczekiwanych rezultatów(wszystko na już, przecież się spieszę, nie ma czasu na dokładne prasowanie), niż ubrania faktycznie poniszczyć (choć to bardziej ‘filmowe’ – tam zawsze się komuś z żelazkiem w ręku udaje ubranie przypalić), więc w którymś momencie skapitulowałam. Pogodziłam się wówczas z tym, że prasowanie jest po prostu moją zmorą (choć teraz interpretuję to po prostu jako młodzieńczy bunt i niepotrzebną histerię). Zaczęłam iść wówczas przez życie w przekonaniu, że żelazko jest fanaberią. Że to niepotrzebny gadżet (jakoś musiałam się sama przed sobą tłumaczyć, bagatelizowałam wtedy swoje ewidentne błędy, tzn. pośpiech i ignorancję dla tego urządzenia). Żelazko traktowałam zatem jak wymysł, bo tak mi było wygodnie. Potem zaczęło mi być jednak trochę z tego powodu wstyd, a dziś… dziś nastał wielki dzień, bo mój stabilny światopogląd na to, że prasowanie jest trudne, wymaga talentu i sporego wysiłku, legł w gruzach. Poczytałam o tym tajemniczym urządzeniu, obejrzałam filmik, przemyślałam sprawę, spojrzałam nieśmiało w lustro i… nawróciłam się. Myślę sobie tak: opanowałam technikę używania czajnika, zrozumiałam mechanizm funkcjonowania tostera, potrafię sobie wyprostować włosy, oraz wiem co się robi z kuchenką, piekarnikiem i pralką. Czy zatem są jakieś przeciwwskazania ku temu, bym swoje uprzedzenia i lęki związane z prasowaniem schowała głęboko do kieszeni i dała znać światu, że oto jestem już gotowa do rewolucji i wreszcie sięgnęła także po żelazko? Czy mogłabym sobie wymyślić lepszy nowy start do prasowania od tego z urządzeniem Philipsa? Myślę nawet, że w ramach pokuty i rekompensaty za minione lata powinnam rozstawić się z deską do prasowania na środku jakiegoś placu, i idąc za przykładem pani przedstawionej na filmiku uszczęśliwiać ludzi szybkim prasowaniem w ramach ich przemarszu koło mojego prasowalniczego stanowiska. Wrodzona płochliwość jednak przypomina mi, że prędzej bym się schowała pod tą deską, niż podeszła do kogoś i z pełnym przekonaniem poprosiła go o zdjęcie z siebie jakiejś nieuprasowanej warstwy ubraniowej. Stąd zmieniam taktykę na rozłożenie się z deską w zaciszu domowego przedpokoju, gdzie skłonna byłabym prasować coś każdemu z domowników, który odważyłby się do mnie zbliżyć widząc, że dzierżę w dłoni nic innego, a właśnie żelazko. Jestem im to winna, taka prawda!
Na żelazka to ja, moje drogie panie, komary łapię! Należę do osób, które w głowie mają o wiele więcej, niż włożył im do niej Stwórca. Na myśli mam oczywiście niecodzienne pomysły. Zdarzyło mi się na przykład zamienić plamę z tuszu do rzęs, którym w nerwach rzuciłam o ścianę, w portret Michaela Jacksona, kończony na niej czarnym pastelem.
Pewnego dnia, kiedy promienie słońca na kilka minut przed szóstą połechtały moją roześmianą jeszcze twarz (zapewne śniłam o górze gofrów z amerykańską borówką!), odgarnęłam stanowczo włosy i krzyknęłam: „To dziś!” No tak, był to dzień ślubu mojej siostry Joanny, zwanej przez wszystkim domowników Joachimem. Patrzcie tylko, oto mój Joachim będzie przywdziewał na swe krągłe ciałko białą sukmanę i pudrował swe, już dość różowe, policzki. „Wypadałoby się jakoś przygotować”- pomyślałam. Zwlekłam się z łóżka, włożyłam stopy w kapcie- świnki i kiedy już wykąpana, wskoczyłam w szlafrok i wysuszyłam włosy, zabrałam się za stylizację. Rany boskie! Włączam prostownicę do kontaktu, a tu nic! Zero! Niewyczuwalny puls, tętno opadło! Boże, Boże, już ósma! Sklepy RTV i AGD otwierają o 10. O 12 ślub! Za późno!!! Nagle rumieniec skrada się przez twarz, a z gardła wydobywa się przebrzydły chichot- żelazkoooo! Włączam stare żelazne żelazko, z grubym kablem w pepitkę i przedziwną regulacją temperatury. Idę na całość- nastawiam na MAXA! Pianki, nie pianki, lakiery, odżywki- a na co mnie to, pooootem!No i jadę w te pędy żelazem po włosiu, skrupulatnie wywęchuję, czy przypadkiem coś się nie przypala. Pachnie apetycznie, więc jadę dalej. Na razie nie zerkam w lustro, prostuję póki mogę. Ok, już mam. Na raz, dwa, trzy- zerkam w lustro- tadammmmm…yyyyy.
O kurcza palica! Tragedii stało się za dość. Przypaliłam już i tak nader utlenione włosy, aż powietrze zatrzęsło się od zapachu pierza. Hmmmm, ciekawa asymetria- pomyślałam. Nie było czasu na płacz i rwanie włosów z głowy. W końcu i tak niewiele mi ich zostało. Lewa strona była całkiem w porządku, więc muszę przyznać, że żelazko spisało się na medal. Tylko z tą prawicą mnie trochę poniosło i rozpuszczony wodospad blondu musiałam zmienić w podpiętego i spłoszonego kuca…
Prasowanie kojarzy mi się z ciągłym pasmem niepowodzeń. Jako 16-to latka rozpoczęłam swoją pierwszą pracę- jako niania. Już pierwszego dnia zostałam poproszona o uprasowanie kilku ciuszków kiedy maluszek będzie spał. Następnego dnia dowiedziałam się, że pajacyki Krzysia mają lepiej zaprasowany kant niż spodnie od garnituru jego taty. Dziś pewnie bym się z tego śmiała ale wtedy było mi niesamowicie wstyd. Podobne uczucie ogarnęło mnie jakieś 7 lat później kiedy to po raz pierwszy mieli mnie odwiedzić moi przyszli teściowie. Wszystko było przygotowane- pół dnia w kuchni i dwa dni gruntownego sprzątania a tu pół godziny przed przybyciem gości: „kurcze nie mam wyprasowanego obrusa”. Przyłożyłam się jak nigdy, zajęło mi to jakieś 20 minut, a po rozłożeniu obrusa na stole okazało się, że niemal idealnie na środku został niewyprasowany prostokąt. Przyłożyłam niedociągnięcia talerzami i od tamtej pory szerokim łukiem omijam deskę i żelazko. Składanie ubrań zajmuje mi pewnie pięć razy tyle co normalnym ludziom ale robię to tak żeby prasowanie nie było konieczne.
Moja historia z żelazkiem, wydarzyła się ładnych kilkanaście czerwców temu i było to traumatyczne przeżycie dla małej dziewczynki, która czekała z utęsknieniem na swoją pierwszą rocznicę Komunii Świętej, by móc jeszcze raz założyć piękną, białą sukienkę w tak uroczystym dniu…Ranek przywitał mnie pięknym słoneczkiem, które prognozowało udany dzień, aż tu nagle, dobiegł do mnie załamany głos mamy…pobiegłam czym prędzej do pokoju, w którym mama prasowała moją sukienkę… i zobaczyłam wielką dziuuuurę!!!Biedna mama starannie wyprasowała całą suknię i na koniec zostawiła wierzchni tiul do prasowania, wystarczyła sekunda w której zrodziła się wielka dziura i moja czarna rozpacz. Rozpacz była niesamowita, czasu niewiele, a na szafie szparagus. Mama kochana, zaradna kobieta, utkała w mej sukience zielony szparagus i tak przebrnęłam niepostrzeżenie przez całą uroczystość. Dziś sama jestem mamą małej dziewczynki i jak tylko zabieram się do prasowania rzeczy, na których bardzo mi zależy przed oczyma pojawia się taaaaaa nieszczęsna dziura…
Ha…jak mozna o tym zapomniec…. Mieszkalam w Wawie z moimi kolezankami. Wychodze z mieszkania ostatnia, prasuje ubrania na egzamin, w autobusie staram sie przypomniec spboe czy wylaczylam zelazko i za nic w swiecie nie pamietam. Na egzamin musoalam kecjac i juz nawet w metrze czulam zapach spalenizny!! Wracajac do mieszkania, spogladalam czy noe ma chmiry dymu na niebie i czy blok jeszcze stoi; p Oczywoscoe , jak zawsze zelazko bylo wylaczobe. Teraz wylaczaja zelazko mowie soboe glosno: Zelazko wylaczone i zdecydpwanie to ppmaga!
Jestem z tych, którzy nie lubią marnować czasu na prasowanie i tak pewnego piątkowego wczesnego ranka włączyłam mój „sprzecior”, odprasowałam bluzkę i wyszłam do pracy. Cały wolny weekend spędziłam relaksując się u rodziców. Do domu wróciłam w niedzielę wieczorem. Następnego ranka zastałam moje żelazko rozgrzane do czerwoności i zarazem gotowe do użycia. Ufff… Wtedy miałam na prawdę dużo szczęścia 🙂
ostatnio kupiłem świetne żelazko na aukcji internetowej.prasowało się nim bajecznie lecz pewnego dnia pod dom przyjechał listonosz a ja w pośpiechu pobiegłem po paczkę. niestety zostawiłem włączone żelazko.wszystko uratował mój syn który wyłączył je z prądu.
Nie cierpię prasować, stosy ubrań czekają czasami tydzień lub dwa zanim się zmobilizuję. W niedzielę nadszedł właśnie taki dzień – zmobilizowałam się, zaplanowałam wieczorne prasowanie i co……. Włączyłam żelazko, wyprasowałam 3 bluzeczki córci i bęc – jakby nigdy nic moje żelazko zaczęło skrzyć, coś w środku strzeliło, pojawił się zielono-niebieski błysk i wyzionęło ducha. Wtedy zrozumiałam, że nie mam w czym iść w poniedziałek do pracy.Moje żelazko po kilku latach wysłuchiwania moich narzekań po prostu się na mnie zemściło.
Jako kura domowa prasowałam wiele,
zbliżało się akurat kuzynki wesele.
Było to przeddzień tego radosnego święta,
pomyślałam – wyprasuje męża koszulę bo była pomięta.
Wyciągnęłam deskę, żelazko włączyłam,
wyjęłam koszulę, jeszcze nie zaczęłam
a żelazko spadło niczym nie ruszone,
przestało działać, jakby niewłączone.
Chciałam je podnieść, lecz zamiast tego
prąd mnie poraził w rękę, nie wiedząc dlaczego.
Odłączyłam z prądu, na bok odstawiłam.
Pożyczyłam od sąsiadki, pracę skończyłam.
Po ślubie dopiero grata wyrzuciłam
na strych i nowe żelazko kupiłam.
To było dawno, zresztą za czasów, gdy w sklepach nie widziało się zbyt wiele, poza pustymi półkami. Moja mama jako główną pracę zarobkową, ze względu na 3 dzieci,szyła i prasowała chusteczki do nosa. To były codziennie duże ilości ze względu na akord. Jako dziecko podpatrywałam mamę jak siedzi przy maszynie a później godzinami stoi przy żelazku. Nie wiem czy jako dziecko, spodobało mi się żelazko, zresztą bardzo, bardzo ciężkie, takie dla krawców,czy zwyczajnie chciałam pomóc mamie. Pewnego razu gdy mama moja na chwilkę odwróciła się od stołu, ja podniosłam to żelazko, a ze względu na marne moje siły, uniosłam je tylko na chwilkę, i szybko upuściłam sobie na zewnętrzną część dłoni. Jak wrzasnęłam, mama w mig zorientowała się co jest za problem, starając się złagodzić ból z oparzenia na ręku, zresztą w wyraźnym kształcie żelazka. Wiele lat gdy rosłam i dojrzewałam można było dopatrzeć się owego kształtu na mojej dłoni. Z czasem jednak ręka rosła, a znak bolesnej przygody malał aż zanikł zupełnie. Praca mojej mamy również się skończyła, a chusteczki materiałowe zostały wyparte przez papierowe jednorazowe.
My, kobiety, to czynimy instynktownie,
by zawsze wyglądać olśniewająco, taktownie.
Z naturalnej potrzeby o wizerunek dbamy,
zatem godzinami fryzurę i strój dobieramy.
Pamiętam jak dziś, popołudnie gorące,
chłodząc się wiatrakiem narzekałam na słońce.
Wtem telefon dzwoni – leniwie rękę wyciągam,
i chwilkę dłużej komórce się przyglądam…
Poznaliśmy się niedawno, w podróży koleją,
na rozmowę o pracę jechałam z nadzieją.
Ujrzałam go, zaczytanego w poradniku kulturysty,
choć aparycję miał bardziej roztargnionego artysty.
Wpatrywałam się długo… aż się zorientowałam,
że właśnie swój numer panu zanotowałam.
Otrzymałam tę pracę, jednak z tak wielu wrażeń,
puściłam w niepamięć część moich marzeń.
Wówczas o przystojniaku śmiałam zapomnieć,
a on, jakie szczęście, zdołał się upomnieć !
Stremowana nieziemsko, do słuchawki dukałam,
wyznaczając spotkanie po domu się miotałam.
Zdecydowaliśmy wspólnie : to dziś wieczorem!
podniecona sytuacją tryskałam wigorem.
Lecz nagle coś wzbudziło we mnie obawę :
POŻYCZYŁAM PROSTOWNICĘ KOLEŻANCE ZA ZABAWĘ!
Nie chcę wydać się infantylna i marudna,
ale bez prostownicy moja fryzura jest wprost paskudna.
Burza mózgu, skupienie. Cóż mam poradzić?
…Żelazko może mi włosy wygładzić !
Godzina do wyjścia, makijaż gotowy,
Uruchamiam żelazko, jak fryzjer zawodowy.
Kładę głowę na desce do prasowania
i zabieram się skwapliwie do pasm prostowania.
Tsssssss…. Para leci – nieco dziwne syki,
„hi hi, jakby ON zobaczył moje nawyki…”
Pasmo po paśmie, głowa gorąca,
„ciepło, zatem działa- będę oszałamiająca”.
Uniosłam głowę w kierunku lustra…
Jednak przez moment… wydała się być pusta.
Moje włosy wyglądały jak porażone piorunem,
co nie było moim zdaniem dobrym zwiastunem…
Straciłam wiele czasu na poszukiwanie ratunku,
by ocalić w jakimś stopniu pozostałości wizerunku.
Lecz czas galopował jak zaczarowany.
Wybiegłam na spotkanie i… Mateusz był oczarowany.
Stwierdził, że fryzura jest oryginalna, zawadiacka,
i pocałował mnie w policzek znienacka.
Proszę sobie wyobrazić, jak później się śmiałam,
że z żelazkiem w sobie Mateusza rozkochałam.
Do dziś jesteśmy razem, a w naszą rocznicę,
symbolicznie wyrzuciłam tamtą prostownicę…
usmiełam sie 🙂 super
Przygodę z żelazkiem rozpoczęłam w wieku lat 5 – kiedy to chciałam bardzo mamie pomóc z górą prasowania. Oczywiście skończyło się wielkim krzykiem, płaczem i startym ziemniakiem na ręce w celu redukcji ewentualnych blizn po oparzeniowych. Od tego czasu, nie darzyłam żelazek wielka sympatią – z resztą z wzajemnością.Jakoś tak dziwnie na mnie zawsze parowały. Niestety los chciał, że życie me związałam z mężczyzną koszulowym, przez mamusię na krochmalu i gorącej parze chowanym. No cóż serce nie słucha – podobno. Przez kilka wstępnych miesięcy, pięknie migałam się przed dotykaniem tegoż to ustrojstwa, migrena moje drogie pomaga uciec nie tylko od …chyba każda wie od czego 😛 „niestety”…nadeszły czasy wyższej konieczności…na świat przyjść postanowiło nasze dzieciątko. Syndrom wicia gniazda wziął górę nad moimi zwadami z żelazkiem. Powiedzieliśmy sobie ładnie „przepraszam”, i maszyna ruszyła. A jak już ruszyła, to po za śpioszkami, bodziakami, pajacami, pieluchami- tetrowymi i flanelowymi (nie posądzajcie mnie o prasowanie pampersów – aż tak źle nie jest)pod żelazkiem znalazły się spodnie, koszulki, ba nawet skarpetki. I tak przez cudownych dla męża mojego kilka miesięcy wszystko w domu było pięknie wyprasowane. Ale, czas leci, a dzieci rosną i zaczynają uczyć się chodzić – a to nie sprzyja jakimkolwiek pracom domowym. I tak też, dnia pewnego podczas prasowania ogromnej urody i wartości sentymentalnej koszuli małżonkowej, córczę moje postanowiło wstać, iść i zrzucać wszystko co na jej drodze. A, że miał to być prababciowy wazonik z porcelanki, matka głupia, zastawiła na koszuli owej rozżarzone żelazko i wte pędy za dziecięciem. Bilans- wazonik cały, dziecko całe, koszula przepalona na wylot = bonus w postaci przyklejonego, roztopionego guzika na żelazku. No a co za tym idzie, mąż zły trochę „bo to fajna koszula była”, no i żelazko troch e pomału niedomaga…A ja już zaczęłam lubic prasowanie…
Moją historię śmiało można nazwać szczęściem. Kiedy wybieraliśmy się na wakacyjny urlop, mąż szybko prasował swoją ulubioną koszulę. Była 4 nad ranem, a chcieliśmy w południe zobaczyć morze. Szczęsliwie dojechaliśmy na miejsce. Po 4 (!!!) dniach telefonował mój tato, który podczas naszej nieobecności podlewał kwiaty. Okazało się, że zostaliwiliśmy włączone żelazko. Cały czas grzało, ale na szczęście nie doszło do zapłonu. Użytkowałam jeszcze to urządzenie 2 lata. Za to rachunek za prąd był wyższy o 50 zł.
Na moje przypalone ubrania to żelazko to jak piękna muzyka dla moich uszu.
Przygoda z żelazkiem? Oj była i to mrożąca krew w żyłach.
W 2009 roku wybierałam się na 2 tygodniowy wyjazd i pomyślałam, że żelazko turystyczne będzie doskonałym rozwiązaniem. Weszłam na portal sprzedażowy i znalazłam mosiężne wyglądające solidnie lecz małe żelazko. Zaufałam sprzedawcy, że jest to fajne urządzenie idealne w podróży. Gdy żelazko było już u mnie w domu pierwsze co mnie zaskoczyło to jego ciężar. Malutkie urządzenie 15×10 cm a miałam wrażenie iż warzy 2 kg. No cóż ale może przynajmniej dobrze prasuje….pomyślałam i natychmiast włączyłam wtyczkę tego żelazka do gniazdka aby je wypróbować. Zostawiłam urządzenie w bezpiecznym miejscu i wyszłam na chwilę do kuchni. Po chwili byłam z powrotem. Postanowiłam pociągnąć żelazkiem po posłanym łóżku (nie chciało mi się nic szukać do uprasowania, chciałam szybko sprawdzić działanie żelazka). Ku mojemu przerażeniu na prześcieradle w ułamek sekundy zrobiła się dziura! Spostrzegłam, że żelazko jest rozgrzane do czerwoności (dosłownie – niczym rozżarzony węgiel). W amoku rzuciłam żelazko na drewniany parapet, który również od razu zaczął się palić! Natychmiast polałam wodą to miejsce a żelazko wyniosłam na dwór w bezpieczne miejsce. W mieszkaniu było mnóstwo dymu i potworny smród spalenizny. Robiłam co mogłam by pozostali domownicy, których akurat nie było w domu nie zorientowali się jaka jestem „mądra”. Mąż zauważył dopiero któregoś kolejnego dnia tą wypaloną dziurę na łóżku i musiałam się przyznać, że omal nie spaliłam mieszkania. Dziś już wiem, że zakupiłam żelazko z czasów PRL’u, nie posiadające regulacji temperatury, rozgrzewające się do potwornie wysokich temperatur. Nie wyobrażam sobie ile w tamtych czasach musiało być przypalonych tym żelazkiem koszul. Dziś leży ono u mnie na dnie szafy i nie odważę się go nikomu oddać ponieważ nie chcę mieć nikogo na sumieniu.
Prasowanie to dla mnie niezbyt miłe wspomnienia.
Przed wyjściem na imieniny mamy-no cóż nowa atłasowa tuniczka -wielka dziura na brzuchu!.
Kurteczka syna też się jej doczekała -oczywiście w widocznym miejscu na plecach.
A i o kamizelce córeczki też nie zapomniałam.
A przecież tak się starałam aby żelazko nie za gorące było nawet temperaturę zmniejszyłam .
Więc o takim cacku zaczynam marzenia i o moim minionym prasowaniu zapominam.
Pare lat temu gdy na niebie blyskalo mama zawsze mowila ze jak jest burza nic do pradu nie nalezy wlaczac. Nie dosc ze nic na czas burzy nie odlaczylam to w dodatku przyszlo mi na mysl ze zrobię dobry uczynek i uprasuje ciuszki. Tak dobrze mi poszlo ze wysadzilam lodowke telewizor i oczywiscie zelazko tez. Niw mowiac juz o tym ze rece tez swoje poczuly podczas wkladania wtyczki od zelazka do gniazdka. Pochwal nie bylo 😉 ale teraz jest smiechu co nie miara. Intencje byly dpbre 😉
Odkąd pamiętam zawsze mam pecha do żelazka. W pierwsze zainwestowałam trochę kasy- było na podstawce, tzw bezprzewodowe, ale przez moją nieuwagę spadło, pękło i nie dało się naprawić, a służyło mi dość długo. Wtedy postanowiłam, że szkoda kasy na „lepsze” no i się zaczęło. Następne z uznanego marketu z AGD niby było ok, ale zatykał się spryskiwacz i tak jakoś było mi nie „do ręki”, na moje szczęście przestało grzać i poszło do kosza. Kolejne też z uznanego marketu, firmowe… coś mi ta lampka migała, niby grzało ale tak jakoś nie było efektu prasowania. Mąż stwierdził że zobaczy co z nim jest… no i rozkręcił… ale już nie potrafił mi go skręcić… następne leży w szafie bo wszystko się do niego klei, zastanawiam się czy nie wydać je komuś na prezent, bo normalnie nowizna- tylko nie prasująca! Mąż mówi, że wybrzydzam, że mi się nie chce prasować , no więc to co mam obecnie jest kupione przez niego, zostawię to bez komentarza!!! Ratujcie!!!
Gdy przyjeżdżam do swojego rodzinnego domu, to mama zazwyczaj prosi mnie abym wyprasowała stertę pranie, no i zawsze staram się to zrobić. Niestety mój tata „majsterkowicz” używa żelazka nie do prasowania odzieży ale np oklein itp, załatwił mamine żelazko na cacy. Przydałoby się wiec takie w którym nie wiedziałby za bardzo o co chodzi i spełniałoby ono w końcu ono swoją funkcję.
Druga historia związana z żelazkiem:Swego czasu modne były gniecione koszule. Znajoma elegancka kobieta, zawsze modnie ubrana postanowiła taką sobie zakupić. Ależ się zdziwiła, gdy jej gosposia powiedziała:”ciężko było cholerę wyprasować, ale udało się”.
Moja ciekawa przygoda z żelazkiem wydarzyła się na prawdę. W zasadzie są to dwie różne historie. Wszelkie podobieństwo do znanych mi osób, w tym wypadku nie jest przypadkowe 😉
Kilka lat temu moja kuzynka wychodziła za mąż. Pocztą pantoflową rozniosło się, że koperty kopertami, ale marzy jej się żelazko marki X. W tamtym czasie było ciężko dostać ten konkretny model, więc kiedy mnie udało się i znajoma mieszkająca za granicą zdobyła dla mnie to cudo byłam bardzo szczęśliwa. Później wiadomo – fryzjer, makijaż, fajna sukienka i ślub. Trochę mnie dziwiło, że mijane pod Kościołem samochody mają na tylnych siedzeniach pakunki podobne rozmiarem do mojego, ale jakoś wyleciało mi to z głowy. I kiedy nadszedł czas składania życzeń i podeszłam do młodej pary obstawionej dziesiątką żelazek mało nie padłam ze śmiechu. Taka byłam dumna, że zdobyłam to żelazko! Później okazało się, że jakiś sklep AGD w naszej okolicy zamówił te żelazka i w ciągu dwóch dni wyprzedał wszystko! 🙂 Jednego jestem pewna, tych żelazek używać będą jeszcze wnuki mojej kuzynki!
Druga historia dotyczy już mojej własnej osoby. Moje kupione przed ślubem żelazko było małe… dziś (tak, mam je do dziś!), jak na nie patrzę to trochę przypomina mi taki zabawkowy sprzęt mojej córki. Więc kilka miesięcy po ślubie postanowiłam iść na zakupy! Piątek popołudnie, ja buszuję pomiędzy półkami i czuję, że boli mnie ząb! O ile sam ból był jeszcze znośny, to fakt, że niespełna miesiąc wcześniej zostawiłam w gabinecie dentystycznym sporo ze swoich pensji, już nie. Byłam wściekła. Ja już powiem tej dentystyce, niech no tylko będzie już poniedziałek. I tak ząb bolał sobotę, potem niedzielę, aż w końcu przyszedł upragniony poniedziałek. Tuż przed 8 rano stałam już pod gabinetem gotowa rozszarpać fotel, wiertła i moją dentystkę.
Paranoja, paranoja – gadałam na cały gabinet. Przecież dopiero co leczyłam te zęby. Na co lekarka z uśmiechem odpowiadała, że zaraz zobaczymy i żebym się nie denerwowała, a ewentualny ubytek zrobi na koszt poprzednich wizyt. Chociaż tyle – pomyślałam.
Oj, Kochana… ja Ci tu nic nie pomogę.
Cooooo? Jak to?
Wygląda na to, że jesteś w ciąży. Masz bardzo spuchnięte dziąsła. Idź proszę kup w aptece test, a jeśli ból za kilka dni nie przejdzie przyjdź.
Wyszłam stamtąd jak rażona piorunem. Ale poszłam kupić test, powtarzając w myślach, że i tym razem się nie uda. Ale… udało się! Były dwie kreseczki! I tak jest już kilka lat z nami na świecie ten mały urwis. Myślę sobie tylko, czy gin mógłby stwierdzić na przykład próchnicę? 😉
Pozdrawiam
Ja i żelazka nie lubimy się odkąd pamiętam. Czy zdarzyło mi się coś przypalić? Ba, jak ja czegoś nie zepsułam podczas prasowania to był cud. Kiedyś kablem od starego żelazka stłukłam żyrandol, bo idąc z nim przez pokój wymachiwałam sobie nim niczym lasso. Kolejnym razem bawiąc się w perfekcyjną panią domu chciałam wyczyścić stopę żelazka prasując sól na kartonie (taki sposób wyczytałam gdzieś w sieci)…I zapewne sposób skuteczny do zakamienionej stopy a nie kompletnie przypalonej. Jak to wszystko zaczęło śmierdzieć, karton się przyczerniać a sprzęt był do kosza…
To nie była jednak najgorsza przygoda z żelazkiem. Ta bowiem zasługuje na nagrodę „Spalenizny roku” lub „Żelazkowego potwora ever”.
Z wizytą do mnie i narzeczonego miała na oficjalny obiad wpaść jego mama (dodam, iż wiecznie mnie krytykująca i ze wszystkiego niezadowolona;). Starałam się jak mogłam, pichciłam dwudaniowy posiłek, sprzątałam, przygotowywałam piękny stół itp. Chciałam też ładnie wyglądać a tego dnia jak na złość me długie do pasa włosy na końcówkach się pokręciły. Prostownicę oddałam siostrze a uparłam się, by włosy jednak wyprostować… więc sięgnęłam po żelazko! Nie wiem, naprawdę nie wiem co mnie podkusiło prostować strukturę włosa tym sprzętem! Do dziś jak wspominam to się wzdrygam, bo chyba zbyt mocno nagrzane i lekko psujące się żelazko spaliło mi pukiel włosów (tak w połowie długości, przy samej twarzy!). Popłakałam się ze złości i własnej bezmyślności, ale spięłam włosy wsuwkami, na twarz położyłam dodatkową warstwę podkładu i z uśmiechem na ustach przyjęłam gości.
Wyciągnęłam wnioski z tej sytuacji, by moją kreatywność przekładać na inne dziedziny życia i nigdy więcej nie eksperymentować ze sprzętem grzejącym 🙂 Aha. W naszym domu prasuje głównie mąż! 🙂
Siostrę starszą mam aż o 12lat,
ślub brała gdy ja ledwo poznawałam świat.
Dzień był już sądny, czas uciekał szalenie,
mama prasowała suknie w oczach jej zadowolenie,
spostrzegłam wnet, że welon siostry jest pognieciony,
ahh przyszły małżonek byłby niezadowolony.
Jak tylko mama skończyła ja za welon się zabrałam,
i welon siostrze stopiłam – bo przecież nie wiedziałam.
Rozpłakałam się okropnie, wszyscy szybko się zlecieli,
lecz co robić? Pytam siebie,oni przecież nie wiedzieli.
Nie martw się Kochana moja-siostra tuli mnie do serca,
welon zniknął ale przecież ja nie zniknę już z kobierca.
Trzy godziny do wesela, mamy koleżanka krzyczy,
córka ma welon i ślub za miesiąc,przecież Tobie go pożyczy.
Pół godziny nie minęło i siostra welon ma upięty,
lecz od wtedy prasowanie poszło mi mocniutko w pięty.
Ta historia choć szczęśliwe, miała swoje zakończenie,
do tej pory mnie zamraża już na samo jej wspomnienie.
Moja historia z żelzazkiem. Gdy miałam jakieś 4 lata miał odbyć się ślub mojej cioci. Miałyśmy pojechać z mamą pomóc w przygotowaniach do ślubu i mama potrzebowała swojego fartucha. Zaproponowałam że mogę jej wyprasować ale jak zobaczyłam bajke w telewizji to w środku fartucha powstała dziura 🙂 PS. Moja mama ma to żelazko od swojego ślubu 22 lata temu więc czas je zmienić na nowszy model !
Raz mi się zdarzyło prasować bluzkę z sztucznej tkaniny. Bluzka ta została na żelazku. Dosłownie, trzeba było skrobać. : P Ale uwielbiam prasować a takie żelazko byłoby moim marzeniem.:)
Na samą myśl o moim starym żelazku sprzed 10 lat dostaję gęsiej skórki… Miałam wtedy 11 lat, piękne długie włosy i marzenia, aby zostać modelką. Pewnego dnia zobaczyłam w gazecie informację, że odbędzie się casting dla młodych dziewczyn. Pomyślałam, że to dla mnie szansa. Wybrałam najlepszą sukienkę i poprosiłam mamę, aby ładnie mnie uczesała. Mamie nie podobał się ten pomysł. Pomyślałam więc, że muszę zrobić wbrew jej woli. Pobiegłam do pokoju aby się naszykować. Niestety miałam pecha bo nie umiałam nastawić żelazka i 15 minutach ciężkiej pracy moja sukienka wyglądała jak „psu z gardła wyjęta”. Stwierdziłam, że skoro ubranie nie wygląda dobrze to zajmę się chociaż włosami. Nie miałam prostownicy więc (o zgrozo) UŻYŁAM ŻELAZKA. Niestety dla włosów temp. była zbyt wysoka i przepaliłam włosy do połowy. Płakałam jak bóbr gdy zobaczyłam na ziemi moje długie pukle włosów. Na dodatek mama zrobiła mi awanturę. Na tym skończyły sie moje marzenia o byciu modelka. Teraz mam już prostownicę i śmieję się z tej historii, ale nadal nie ufam żelazkom, bo wydaje mi się, że wszystkie czekają aż je kupie, aby wyrządzić mi jakieś szkody.
Cóż nie chciałabym opisywać że to żelazko jest świetne wiem jak prasuje bo sama go posiadam . Dostałam go od córki w prezencie jak pojechała na wakacjach sobie dorobić po powrocie zrobiła mi tak piękny i praktyczny prezent. W tej chwili jej żelazko popsuło się ja proponowałam jej dać ten prezent lecz ona nie chce go przyjąć mnie w tej chwili nie bardzo stać jej sprawić takie cacko.Jest to idealny prezent jet ono tak cudowne jak wygląda po prostu samo prasuje.
Mistrzem prasowania jest moja tesciowa.Zawsze jak jest u nas nadrabia moje przeogromne zaległości.Raz tak ambitnie prasowała „gniecioną” koszulę meża ze zrobiła się 2x taka w obwodzie i nie udało nam się jej już doprowadzić do pierwotnego stanu.Moczyliśmy,związywaliśmy sznurkami,gnietliśmy rękoma,siadalismy na nie….i nic…jak przescieradło krochmalone.Fabryczne,naturalne,mechaniczne zagniecenia….nie mają szans z ręką mamy!!!!jak zapytaliśmy cos się stało z tą koszulą.Ona na to”Synuś ale ty strasznie gnieciesz te rzeczy…wiesz jak się namęczyłam aby to wyprasować….ale dałam radę”.Do dziś się z tego śmiejemy :))))
Razem z mezem wedkujemy, ktoregos pieknego dnia mialam duze branie. Zachwycona i dumna wyciagalam zylke z wody myslac ze zlowie duza rybe i pokaze mojemu ukochanemu kto tu rzadzi . Mecze sie i mecze wyciagam a tu stare zelasko z klapka tzw na dusze 😉 Bylo mi glupio i wstyd bo narobilam paniki ze mam rybe giganta a tu taki klops;) Wszyscy wedkarze sie patrzyli i podsmiewali a ja czulam sie jak byl zlapala buta 😉
Daaawno temu kupiłam żelazko turystyczne. Przed wyjazdem postanowiłam je przetestować. Wzięłam pierwszą z brzegu bawełnianą koszulkę i przystąpiłam do prasowania. Przyłożyłam żelazko a tu zonk.
1. Śmierdzi okrutnie.
2. Bluzka zaczyna się przypalać.
3. Żelazko zaczyna się lepić.
4. Przestraszona chcę odstawić żelazko i.. przypadkiem robię Tacie „żelazkowy” tatuaż na ramieniu.
Cóż. Było to żelazko jednorazowego użytku, ale za to tatuaż został na zawsze.;)
Przygód z żelazkiem miałam niemało. Być może z tego powodu przez całe życie towarzyszy mi trauma w postaci ignorowania żelazka i noszenia zmiętych ubrań.
Historia, którą chcę opisać wydarzyła się w czasach mojego beztroskiego życia w liceum. Rodzice wyjechali na dwa tygodnie, zostałam sama w domu, była wiosna, w głowie pełno pomysłów. Jedynym smutnym obowiązkiem było chodzenie do szkoły. Jako,że mama mnie opuściła byłam zmuszona samodzielnie wyprasować sobie koszulę, na domiar złego byłam jak zawsze spóźniona, niewyspana i głodna (wszak mama mnie opuściła, lodówka więc spełniała rolę dekoracji). Dzielnie wypełniłam poranne obowiązki i ochoczo popędziłam do szkoły. Pierwszą lekcją była historia, którą ,całkiem na poważnie, uwielbiałam. Sor miał w zwyczaju pytać jedną/dwie osoby na początku lekcji. Pomimo mojej miłości do historii, wolność jakiej doświadczyłam mieszkając sama była silniejsza i na lekcję jechałam nieprzygotowana.
Nagle ku memu zaskoczeniu (byłam już baardzo blisko szkoły) mój mózg zaczął wysyłać mi dziwne sygnały, ewidentnie o czymś zapomniałam. ŻELAZKO!
Niewiele myśląc, wsiadłam w autobus i popędziłam do domu. Jak się później okazało żelazko stało grzecznie na stole, wyczerpane poranną pracą, ale odłączone od prądu. Jakaż była moja ulga! Mieszkanie nie spłonęło i pomimo ogólnego chaosu i bałaganu, nadal istniało. Co więcej, koleżanka poinformowała mnie, iż moja nieobecność uratowała mnie od pytania na historii. Radość przepełniła moje serce i zdecydowałam się zostać w domu z moim kochającym żelazkiem.
Za górami za lasami była sobie panna Ada. Mieszka w serialowym mieście bo To Nie Koniec Świata. Dla niej to już koniec świata bo poderwała w stolicy chłopaka.
Marzy by wyglądać pięknie bardzo smukło i ponętnie by na sukience wszystko idealnie leżało i doskonale się miało. Więc pewnego razu na tym końcu świata zakupiła sobie Ada ładną w kwiatki sukieneczkę na to wielkie wydarzenie. Takie cudo w takim mieście czuła się jak księżniczka w Nowym Yorku. Ahhh… co to było za szczęście! Nadszedł ten wspaniały dzień . Wszystko szło po jej myśli piękni make-up cudne włosy niczym słodka cud malina ! Więc Ada postanowiła uprasować tą sukienkę ehh.. i jej szczęście trwało długo bo spaliła tą sukienkę. Taka to historia krótka jak ważna może być ważna suknia by historii więcej takich nie było takie nowe żelazko życie by mi odmieniło! Gorąco z serialowego miasta „To nie koniec świata” pozdrawiam by koniec świata który może odwiedzisz stał się początkiem ! 🙂
Ja i żelazko to dobrzy przyjaciele, uwielbiam prasować! Niestety jeszcze nigdy nie miałam nowego żelazka , pierwsze dostałam po siostrze a drugie po teściowej.I jedno i drugie przypaliłam. Pierwsze na ulubionej czarnej bluzce z aksamitnym wzorem a drugie, które mam do dzisiaj bardzo szybko „łapie” niebawełniane ubrania. A jaka jest moja historia z żelazkiem ? Jak prasuję przed wyjściem to cały czas będąc poza domem mam schizy że go nie wyłączyłam 😀 Raz jeszcze mieszkając z rodzicami wracaliśmy godzinę drogi bo nie byłam pewna, ale wtedy dobrze zrobiliśmy bo okazało się, że nie wyciągnęłam wtyczki z prądu 😀
Miałam nowe żelazko dobrej marki ale po krótkim czasie użytkowania poczułam że coś śmierdzi tak jakby topiły się jakieś przewody w środku, a że żelazko było na gwarancji zaniosłam je do punktu serwisowego. Pani wysłuchała jaki mam problem z żelazkiem i podłączyła go i stwierdziła że nic nie czuć, ja jej powiedziałam że ja czuję wtedy Ona zawołała kolegę z zaplecza i ów pan również stwierdził że nic nie czuć, żelazko już było nagrzane i było naprawdę dobrze czuć że coś się w środku topi i obstawałam przy swoim, pani już lekko poirytowana powiedziała że przyjmie żelazko do sprawdzenia ale jeżeli nie znajdą problemu o którym mówię to zapłacę za czas poświęcony mojemu żelazku, zgodziłam się. Po kilku dniach poszłam po odbiór żelazka i pani b.mile do mnie „miała pani rację stykały się jakieś przewody i zła izolacja była powodem tego topienia się i swądu, ma pani bardzo dobry węch …” Dzięki mojemu dobremu węchowi i temu że nie dałam się odprawić z kwitkiem żelazko działało jeszcze wiele lat.
Miałam jakieś 7 lat i pomagałam mamie prasować, tzn. ja prasowałam na krześle jakimś wielkim klockiem swoje ubranka, a mama stała i prasowała resztę. W pewnej chwili zapytałam: „Mamusiu, a dlaczego właściwie nie prasuje się rajstop?” Mama powiedziała, że nie trzeba, bo się nie gniotą, a ja ” A co by się stało gdyby je uprasować? ” Mama zamyśliła się chwilę i powiedziała ” Nie wiem, chcesz to spróbujemy” I nim się spostrzegłam przejechała żelazkiem po rajstopach. Nie wiem kto był bardziej zdziwiony, ale rajstopy….zniknęły 😀 Spaliły się doszczętnie. Do dziś już pamiętam co się stanie jeśli uprasuje się rajstopy 😀
Pierwsze bliskie spotkanie z żelazkiem zaliczyłam mając zaledwie 9 miesięcy. Moja mama postawiła gorące żelazko na podłodze i będąc absolutnie pewną że grzecznie siedzą na nocniku na moment wyszła z pokoju. Niefortunnie się złożyło, że ja akurat postanowiłam, iż najwyższa pora zademonstrować nowo nabytą umiejętność chodzenia, podreptałam sobie do kocyka i usiadłam gołą pupą na rozgrzanym żelazku, po czym wróciłam na nocnik i dopiero tam zaczęłam drzeć się w niebogłosy :)Wedle relacji rodzinnych mina mamy gdy podniosła mnie z nocnika: bezcenna 🙂 Dzięki szybkiej reakcji ślad na szczęście nie pozostał, awersji do prasowania też nie mam – wręcz przeciwnie – uwielbiam prasować. Jest to dla mnie najlepszy sposób na radzenie sobie ze stresem i gdy tylko czuję, że mnie „nosi” biorę się za prasowanie 🙂
Okazuje się że żelazko to urządzenie o szerokim zakresie zastosowania. Otóż podczas studenckiego pobytu w USA na wakacje, jako że spora część oszczędności poszła już na sam wyjazd i wykupienie wycieczek, to aby zaoszczędzić chcieliśmy skonsumować coś na ciepło w pokoju hotelowym. W tym celu nabyliśmy kilka produktów w pobliskim markeciku a następnie sporządziliśmy tortille, okazało się że żelazko świetnie nadaje się do podgrzania placków. Ahh czego się nie zrobi żeby zwiedzić kawałek świata.