Twierdzimy, że zależy nam na bezpieczeństwie naszego dziecka. Foteliki, kaftaniki, łóżeczka, osłonki. Zabezpieczenia szuflad, okien. Mamy w szafce leki, plastry, bandaże. Na co dzień jesteśmy przygotowani na każdą ewentualność. Na co dzień tak, a od święta? A co z wakacjami, w czasie których nasza czujność jest mocno uśpiona?
Jeśli macie małe dziecko, to najczęstszym, co może mu się przytrafić, jest skaleczenie, które – w zależności od miejsca, czyli stopnia ukrwienia – może wyglądać groźnie lub nie. Wiecie, że jestem tropicielem wszelkich niebezpieczeństw, które mogą stanąć na drodze mojego dziecka. Dlatego zawsze w pogotowiu mam apteczkę i wiem, gdzie ona znajduje się w samochodzie (teraz już wiem, ale za pierwszym razem oczywiście dzwoniłam w panice do męża). Jeśli jestem gdzieś, gdzie nie mam do niej dostępu, z pomocą mogą przyjść mi: pieluchy tetrowe (to raczej wtedy, kiedy Lenka była mała), chusta, którą aktualnie mam na szyi czy nawet rajstopy.
Podstawą jest też oczywiście butelka wody, a nawet kilka: woda zalecana jest do przemywania ran (bardziej nawet niż spirytus!) oraz jest pierwszym ratunkiem przy omdleniach (do pokropienia twarzy – nie poimy nieprzytomnego!) czy podejrzeniu udaru cieplnego (tutaj poimy i uciekamy ze słońca). Oprócz tego świetnym rozwiązaniem jest włożenie zimnej butelki wody do opakowania termicznego – utrzyma niską temperaturę i jest niezastąpiona do chłodzenia rozgrzanego karku, np. podczas wędrówek w górach. Jeśli oczywiście ktoś ma siłę dźwigać dodatkowe butelki…
Wiecie już, że dziecięce rany najlepiej przemywać zwykłą wodą, ale lepiej nie przykrywać ich niczym jeśli dziecko potrafi powstrzymać się od zachlapania ran błotem. W żadnym przypadku nie opatruj skaleczenia watą czy chusteczką higieniczną – strzępki przykleją się do rany, a chyba nie chcecie przysparzać dziecku dodatkowego cierpienia przy oczyszczaniu jej… Lepiej pozostawić ranę otwartą (jeśli oczywiście jest powierzchowna), bo stały dostęp tlenu spowoduje szybsze gojenie. Pierwszą oznaką, że trzeba szukać lekarza, jest pojawienie się ropy – wskazuje ona, że w ranie doszło do zakażenia bakteryjnego i sami sobie raczej z tym nie poradzicie.
Jakiś czas temu świat obiegła wiadomość, że jedna z córek znanej aktorki zachłysnęła się wodą pitą ze szklanki, co spowodowało niedotlenienie mózgu. Wypadek miał miejsce dawno temu, ale ja wciąż nie mogę wykasować z pamięci tej smutnej historii. Panicznie boję się, że moje dziecko czymś się zakrztusi. Podstawą jest obserwacja – patrz, czy kaszel jest efektywny i czy dziecko da radę oddychać oraz czy nie blednie. Jeśli dziecko kaszle i oddycha – nie rób nic. Nie stukaj go w plecy, nerki, kark. Jeśli jednak sprawy wyglądają źle, pięć uderzeń MIĘDZY łopatki (dokładnie tam, a nie gdziekolwiek w plecy) powinno pomóc. Jeśli nadal nie ma poprawy, pora na zabieg znany z filmów – czyli zabieg Heimlicha. Mocne uciśnięcie na przeponę czyli w miejsce POD ŻEBRAMI (nie na mostek, bo możesz połamać żebra oraz nie niżej, bo łatwo uszkodzić śledzionę czy wątrobę) powinno spowodować wypchnięcie poprzez ciśnienie niechcianej resztki pokarmu.
Nie będę tu przypominać o metodzie resuscytacji – nie wierzę, że mając dziecko nie znamy tych zasad, co najwyżej możemy mylić się co do poprawnej proporcji oddechów ratunkowych i masaży serca. Ale jest kilka najczęściej popełnianych błędów:
– nie sprawdzamy, czy faktycznie nie ma oddechu
– nie ściskamy nosa stosując oddech ratowniczy (a w przypadku bardzo małego dziecka, nie obejmujemy ust i nosa równocześnie)
– robimy to za mocno lub za słabo (przy niemowlęciu wystarczą dwa palce)
– stosujemy złą liczbę uciśnięć lub oddechów (prawidłowa to 2 oddechy na 30 uciśnięć!)
– przerywamy co chwilę akcję żeby sprawdzić, czy dziecko oddycha
– za późno wzywamy karetkę
Wiadomo, że to, o czym piszę, jest ekstremum i nikomu nie życzę, żeby miał okazję sprawdzić swoje umiejętności w praktyce. Osobiście jak dotychczas nie musiałam tego robić i wcale nie jestem pewna, że wiedziałabym w chwili stresu, jak pomóc. Ale ja lub moi znajomi przeżyliśmy:
– wepchnięcie klocka / koralika do nosa – tutaj pomocna Frida lub gruszka do nosa
– poparzenie – zdejmujemy ubranie, pod którym jest poparzony fragment skóry i tylko chłodzimy, nie zimną tylko chłodną wodą oraz nie bezpośrednio na ranę; następnie zakładamy jałowy opatrunek i absolutnie nie smarujemy żadnym tłuszczem! Pęcherze, które powstaną, zostaw w spokoju, niczym nie przekłuwaj i dziecku też zabroń.
– przegrzanie – nie wkładaj dziecka do lodowatej wody, np. w morzu – fundujesz mu błyskawiczny wstrząs termiczny! Schładzaj stopniowo, podawaj napoje, a jeśli dziecko czuje się coraz gorzej, blednie, tracisz z nim kontakt, błyskawicznie wzywaj pomoc.
– użądlenie przez pszczołę – w najbardziej drastycznych okolicznościach, czyli poprzez wypicie otwartego napoju z owadem w środku; w zasłyszanej opowieści osa ukąsiła w brodę i jeśli dziecko nie jest uczulone (to akurat nie było), żądło natychmiast trzeba wyjąć nie wygniatając, bo wtłaczamy w ten sposób tylko więcej jadu; w przypadku moich znajomych mama miała długie paznokcie i poradziła sobie szybko z żądłem.
Nam na szczęście żadna większa tragedia jeszcze się nie przytrafiła i nie wiem, czy to kwestia tego, że staramy się przewidywać skutki czy bardziej tego, że sami w dzieciństwie mieliśmy sporo tego typu przygód… Czy wy mieliście takie doświadczenia w młodości lub ze swoimi dzieciakami? Czy zawsze wiecie, co robić w takich chwilach?
Wszystko co tu napisałaś to prawda jednak strach o dziecko jest paraliżujący i często zapominamy co trzeba zrobić. Piszę to bo sama przeżyłam ostatnio tragiczny wypadek mojej 2- letniej córki. Mała bawiła się na ogrodzie, cały dzień siedziąc na tarasie patrzyłam się na nią. No i co? mogłam przewidzieć co się stanie? Córka podeszła do bramy ogrodowej i chwyciła rączkami. To były sekundy! Chwila! Patrze, nie wiem co się dzieje, wielka brama leży na moim dziecku, twarz ma zalaną krwią, głowę rozciętą do kości czaszki, płaczu nie słychać. Podbiegam do niej przerażona, ledwo zdejmuje z niej brame i nie potrafie wydusić z siebie słowa, stoję sparaliżowana i nie wiem czy mam dzwonić po karetkę czy tamować krwotok, mała nieprzytomna, nie wiem czy wogóle żyje. Rękoma próbuję powstrzymać krwawienie i krzyczę po męża żeby dzwonił po karetkę. Nie potrafię o tym zapomnieć, codziennie kładąc się spać zastanawiam się czy mogłam zrobić coś więcej, czy mogłam tego uniknąć.
Ostatnio mój syn zakrztusil się chipsem. Niby juz go odksztuszał ale po kilku próbach i pukaniu delikatnie przez żonę w plecy wiedziałem że nie da rady w jednym momencie podbiegłem i złapałem go przewocilem za nogi do góry nogami i klepnelem w plecy. Synek od razu wykrztusil duży kawałek chipsa. Akcja trwała kilkanaście sekund. Nie wiem czy dobrze zrobiłem ale pomogło. Pisząc tego posta mam prawie łzy w oczach z wściekłości że taka sytuacja miała miejsce.
Wiem jedno. Zachowaj zimną krew bo to mogą być najważniejsze sekundy w Twoim życiu.
Kilka miesięcy temu, moja wówczas 10 – miesięczna córka postanowiła pobawić się w kaskadera i spadła z tapczanu na głowę. Lekarz stanowczo zabronił zasypiać dziecku w takich przypadkach, oczywiście nie obyło się bez szpitala i prześwietleń, aby sprawdzić czy nic się nie stało. Zaleca się wówczas obserwację dziecka przez kilka dni w razie gdyby miało wystąpić wstrząśnienie mózgu. Na szczęście Małej – nic oprócz guza – nie było. 🙂
Przede wszystkim należy zachować zimną krew i nie wpadać w panikę!!!
Wiem, że to trudne, ale tylko przytomność umysłu pozwoliła mi uratować dwa lata temu moją 2-letnią wówczas córeczkę. Córka zadławiła się sporym kawałkiem chleba. Taka przeżuta, ale zwarta papka utknęła jej w przełyku. Szybko doszło do omdlenia z niedotlenienia. Dziecko wywróciło oczy do góry nogami i przelewało się przez ręce, usteczka zrobiły się sine. Ratowaliśmy ją razem z mężem. Obok nas, w totalnym osłupieniu, stała babcia mojego męża i nasza druga – 5 letnia córka, która chyba wyczuła powagę sytuacji, bo nawet nie pisnęła. To nam bardzo pomogło. Gdyby babcia albo starsza córka zaczęły krzyczeć, pewnie i ja straciłabym kontrolę nad sobą ze strachu.
Przez pierwsze sekundy od omdlenia córeczki byłam pewna, że zaraz jej pomożemy i córka odkrztusi to, co jej utknęło. Miałam już doświadczenie z pierwszą córką, która jako półtoraroczne dziecko zadławiła się kawałkiem skórki od chleba – pomogło pochylenie dziecka głową w dół w pozycji leżącej oraz mocne klepanie po plecach. Poza tym, jak byłam w ciąży z młodszą córką, przeszłam szkolenie z pierwszej pomocy udzielanej niemowlętom i dzieciom. Pamiętałam o uciskaniu przepony od tyłu, o energicznych uderzeniach miedzy łopatkami, ale ku mojemu rosnącemu przerażeniu nic nie pomagało! Nawet desperackie potrząsanie dzieckiem do góry nogami z klepaniem po plecach włącznie nie przynosiło rezultatu. Oczywiście próbowaliśmy wymusić odruch wymiotny. Bez skutku. Najpierw ja włożyłam jeden palcec do jej małej buzi, potem mąż, ale nic nie działało.
Sekundy, minuty mijały, a córeczka była na granicy utraty przytomności i nie wykazywała już żadnych odruchów. Była zupełnie wiotka. Oczy miała zamknięte. Nie oddychała. Pamiętam to jak dziś… :'(
Pamiętam, że pomyślałam sobie, wykonując po kilka razy te wszystkie, opisane wyżej czynności, że jeżeli zaraz jej nie pomożemy, to ją stracimy. Wiedziałam, że po 4 minutach niedotlenienia mózgu dochodzi najpierw do trwałych jego uszkodzeń, a zaraz potem do śmierci. Zaczęłam cała drżeć i czułam, że zaraz zacznę krzyczeć. I wtedy dotarło do mnie, że jak ja wpadnę w panikę to zaraz zacznie płakać moja starsza córka i babcia, a mąż zgłupieje i to już będzie KONIEC. W myślach powtarzałam sobie w kółko „spokojnie, tylko nie krzycz, zaraz się uda!”.
Nie wiem dokładnie ile czasu ją ratowaliśmy, bo nikt wtedy nie patrzył na zegarek, ale jak przypominałam sobie potem te wszystkie czynności, które przy niej wykonaliśmy, to wychodzi mi, że około dwóch minut. W pewnym momencie zrozumiałam, że musi się udać TERAZ, bo za chwilę będzie za późno. Poczułam uderzenie adrenaliny i wpadł mi do głowy pomysł „ostatniej szansy”. Postanowiłam połączyć wszystkie metody w jedną, tzn. jednocześnie uciskać przeponę i wywoływać odruch wymiotny. Położyłam sobie córeczkę na kolanach w taki sposób, że jednym kolanem wbijałam się jej w przeponę, dociskając jednocześnie jedną ręką jej plecy, a drugą rękę, a dokładnie dwa palce wkładałam jej do gardła. Nie myślałam wtedy o śledzionie, ale chyba robiłam to na tyle z wyczuciem i rytmicznie, że dzięki Bogu nie uszkodziłam jej żadnych organów wewnętrznych.
Po kilku takich uciskach wywołałam odruch wymiotny. Szybko pochyliliśmy córeczkę głową w dół, żeby łatwiej było jej wymiotować. Najpierw wypadła zbita bryła chleba, potem reszta. Pomiędzy falami wymiotów córka wciągała powietrze. Już wiedziałam, że ją odzyskaliśmy!
Potem był płacz i pełne pretensji pytanie mojego małego Skarba: „mamo, cemu mnie tsymas do góry nogami?” 🙂
Nogi miałam jak z waty. Czułam, jakbym razem z córką „wróciła z dalekiej podróży”. Jak już dzieci nie widziały, rozpłakałam się i długo nie mogłam się uspokoić. Wiem, że od tragedii dzieliły nas już tylko sekundy.
I jestem pewna, że gdyby nie to, że cała „akcja ratownicza” odbywała się w kompletnej ciszy przerywanej jedynie komendami, jakie rzucaliśmy do siebie z mężem, że nie straciłam opanowania i nie wpadłam w panikę, pociągając za sobą wszystkich dookoła, mojej ukochanej Martynki nie byłoby dzisiaj z nami…
nie jesteśmy w stanie ustrzec naszych dzieci przed groźnymi sytuacjami, ale możemy zminimalizować stresujące sytuacje bacznie je obserwując. Korzystając z tak nośnego tematu jakim jest bezpieczeństwo dziecka pozwolę sobie tylko dodać, że wychodząc z dzieckiem do miejsc publicznych warto zapiąć na rączce dziecka opaskę z informacją o ewentualnych chorobach/ alergiach/ grupie krwi a najlepiej z numerem telefonu do opiekuna to zawsze zmniejszy ryzyko albo przyspieszy działanie w sytuacjach zagrażających naszemu dziecku. Napisałem ten post ponieważ reprezentuję firmę Siband.pl która jest producentem takich opasek i być może uznacie że to Wam się przyda.
Moje dzieci notorycznie się zachłystuja. Na szczęście nie tak groźnie ale musza porzadnie odkaszlnać prawie za każdym razem jak pija. Kiedy odkaszlnięcie nie pomaga, wtedy stosujemy podnoszenie obu rak wysoko do góry, to pomaga lepiej niż klepanie pomiędzy łopatkami
O tym nigdy za wiele. U mnie stopniowo powstaje cykl pierwszopomocowy dla dziecka, czyli właściwie dla rodzica. Meeega ważny temat 🙂 pozdrawiam!
Pani Kingo , jak zwykle świetny post. musi być Pani wyjątkową osobą i wspaniałą mamą Lenki.
Zgadzam sie w 100% że jak jest rana otwarta to nie zaklejać plastrem , chociaż w przypadku moich dzieci to ciezko poniewaz one uwielbiaja nowe kolorowe plasterki. szybciej zdecydownie goja sie wtedy rany
Pare miesięcy temu moja Pani stomatolog opowiadała jak uratowała zycie 17 lateniemu chłopcu który rozbił sie motocyklem. Akurat nadjechała na miejsce wypdku. Powiedziałą gapiom że jest lekarzem i reanimowała go zanim przyjedzie karetka. Chlopak mial szczescie, tacy ludzie zachowuja zimna krew , nie boja sie, maja wprawde mimo ze to nie chirurg tylko dentysta. Po tej opowieści jeszcze bardziej darzę sympatią moja Pania stomatogol mimo ze zdziera ze mnie kase bo chodze do niej prywatnie ale dobra jest
jej nigdy nie pamiętam ile tych uścisków a ile oddechów, pewnie w stresie i tak bym zapomniała
Kocham mojego syna ale nienawidze , naprawde nienawidzę jego hulajnogi i jego z hulajnoga. Klne na ciotke która mu to kupiła na urodziny , powinna sama teraz z nim jezdzic i go pilnowac, juz tyle razy mial wywrotke ….
Dzieci to zywioły, naprawdę należy miec się na baczności bo wystarczy chwila nieuwagi a moze wydazyc sie tragedia. Dlatego nie zostawiam moich dzieci pod opieke moich rodzicow ani pod opieke rodziców meza poniewaz to starsi i schorowani ludzie ktorzy rowniez potrzebuja uwagi, nie wiem jak inne matki potrafia wykorzystywa ctak zmeczonych ludzi zyciem i poddawac ich jako nanie, znam takie przypadki ze babcia nie maila sily podniesc wnuczka na hustawke, podobiegalm wiec i sama to zorbilam na placu zabaw. przeciez to niebezpieczne zarowno dla babci jak i dla dziecka.
Będąc nad morzem jakas murzynka brała pod pache swoje małe murzyniątko – noworodek i pływała z nim. Nie wiem czy dziecko zyje ale nie wyglądało to powaznie.
Mam dwóch synów 6 oraz 4 lat. Wiele razy wylądowałam z nimi w szpitalu. Rok temu postanowili pobawić się w choinkę. Tzn w boze narodzenie. zaczęli palic zapałki na choince zeby zobaczyc jak to jest jak choinka bedzie zapalona i zapalili mi choinke i pościel z kołdra które lezały nieopoal tej nieszczęsnej choinki. Ja robiłam pranie w lazience, w pore się zorintowałam że coś smierdzi i to smierdziało w dosłownym tego słowa znaczeniu. sama pokonalam ogien z ranami poparzenia u siebie dzieci wyszly bez szwanku
Zdecydownie skalecznie u mojej córki to najgorsza rzecz jaka według niej moze się jej przytrafić. Kilka razy doznała takiego okaleczenia – raz bawiła sie maszynka do golenia taty adrugi raz stukła kubek i postanowiła pozbierac rozbte szkło. No nie były to drastyczne przypadki ale krew leciała a widok krwi u dziecka to tragedia.
Z tą karetka to bym sie kłóciła. To nie wina rodziców że za późno ją wezwa, tylko wina karetki że za późno przyjeżdza.
nam na szczęscie też żadna tragedia sie nie przytrafiła. ale drżę i chucham dmucham na zimne. drże i mam oczy w okół głowy non stop.
Jak sobie przypomne swoje dzieciństwo, które było szalone przez duze sz, to mam gęsią skórke na ciele. Naprawde wymyślałam bardzo niebezpieczne zabawy często namawiałam do wielu głupot moje rówieśniczki. Całe szczęście że jestem cała i zdrowa. Z małymi blisnami nieszytymi na ciele. Między innymi pozostały mi pamiątki bo – huśtawce, rowerze, skakaniu z trzepaku, i biegiem ze szklanką. ot taka moja krótka historia
Byliśmy z mężem na kursie z udzielenia pierwszej pomocy noworodkowi i dziecku. Powiedzieć Ci coś szczerze? Nabyłam przez to dołka a będą w sytuacji krytycznej ze strachu nie potrafiłabym zrobić cokolwiek.
Stłuczki i wywrotki na rowerku to u nas standard.
Moje dzieciaki kochaja rowerki. teraz kiedy jest lato i goraco całe nogi maja w sincach i strupach. Wstyd mi isc z nimi na msze niedzielna. Zuzi w ostatnia niedziele ubrałam dluzsze rybaczki zeby zakryc i ludzi na wsi nie gadali. niestety dziecinstwo trzeba przezyc z urazami. na szczescie takie jak nasze zaleza do tych najlzejszych
Trzba miec zawsze oczy w około głowy i to wyotrzone , słuch i wech równiez, moj brat jakbyl maly podpalil miska, musila straz przyjechac
Wczoraj wróciłam z Chorwacji i wiesz co ???? Jestem w szokuuuu! Ciężkim szoku co ja tam zobaczyłam. Przez cały tydzien na tej samej plaży leżała koło nas starsza kobieta – babcia niemka, bo tak do niej małe dzieci wołały – około 6 letnia dzieczynka i 2 letnia dziewczyna – chyba siostry. Nie moge pojąć jak ta babka mogła miec taka znieczulice do tych wnucząt. Chyba ze ja jestem taka przewrazliwiona albo w polsce inaczej dzieci sie chowa. Ponoc polki sa bardzo ostrozne nawet zbyt ostrozne ale ta sytuacja w chorwacji mnie przygnebila. Dziewczynki gdybym nie ja z mezem mogly sie utopic. babacia siedziala na kocyku caly czas i czytala ksiazke, nie zwracala w ogole uwagi na siostrzyczki. czasem wychodzila sie ochlodzic do pobliskiej kwatery a dzieci biegaly same. czesto przychodzi do nas po picie albo jedzienie same wolaly , ta mlodsza pewniego dnia byla bardzo goraca i czerwona jak burak chyba z przegrzania. od wczernego rana do samej nocy dziewczynki samopas na plazy. szkoda mi ich ze ich babka nie potrafila sie nimi zajac. co mam o tym myslec ?
Własnie po przeczytaniu tego postu zdałam sobie sprawę jak ja mało wiem o bezpieczeństwie moich dzieci. Zspanikowałabym od razu pewnie nie wiedząc za co się brać. Jak ratować. Potrzebne sa takie wpisy
Mój synek wpada w histerię kiedy zobaczy odrobine krwi!
Ostatnio ugryzł go komar i tak drapał ze rozdrapał sobie strupka.
Myślałam że sobie z nim nie poradze, tak szalał i płakał.
Takiego mam oto meżczyznę w domu 😉
W zeszłym tygodniu moja córeczka biegając na boso po trawie nadepneła na pszczołe, oczywiście ja użądliła. Na szczęscie szybko wyciągnęłam żądło i przelałam woda mineralną która zawsze noszę ze soba w torbie oprócz chrupków kukurydzianych i czegoś do picie w upały. Moja corka ma 3 latka nie jeszcz uczulona na owady na całe szczescie. wszystko dobrze sie skonczylo, było tylko trochę płaczu 🙂
Właśnie mi się przypomniało jak byłam dzieckiem i bawiłam się z kuzynką w skakanie z wysokiego sinka na sianko u dziadków na wsi. Była super zabawa dopóki kuzynka nie zjeciała na ostra maszynę do spulchniania gleby. Miałaysmy wtedy po 6 lat. Oczywiścnie nie obyło sie bez szpitala i szycia i tu co ciekawe – szyi . Kuzynka jakoś tak niefortunnie spadła że wbił się ostry gwóźdź w szyję.
Co do poparzeń ze zdejmowaniem ubrań byłabym ostrożna – ponieważ razem z ubraniem niestety można zdjąć też skórę.
Poprawka – osy nie zostawiają żądeł, mogą kłuć wielokrotnie. Zostawiane żądła z balonikiem jadu na koncu należą do pszczół.
Dzięki, masz rację. Już zmieniam.
My zostaniemy rodzicami dopiero we wrześniu, ale zapisaliśmy się już na kurs pierwszej pomocy noworodkom i wybieramy się za 2 tyogdnie
Ps. A jak sie wtedy zachowwalam? wzielam ja szybko to lazienki zeby zmyc troche krew bo do oczu leciala i zeby trzymala glowe do gory…mowilam caly czas ,ze nic sie nie stalo bo trzeba wtedy zachowac stoicki spokoj chociaz trzeslam sie jak galareta bo to takie nerwy sa i oczywiscie zaraz zadzownilam na pogotowie. Tego widoku nie zapomne do konca zycia i nikomu nie zycze takiej tragedii.
Moja corka jest tak zywym dzieckiem, ze kazdy sie dziwil, ze jeszcze nic sie jej nie przytrafilo. Zawsze pilnowalam ja jak oczka w glowie gdziekolwiek bylysmy nie spuszczalam jej z oka, a na placu zabaw tym bardziej. Dzis ma skonczone 4 latka i myslalam, ze wypadki typu stluczona glowa , kanty itp to juz poza mna. Niestety nie:(. Rozciela czolo o kaloryfer biegnac z pokoju do pokoju:/ do dzis nie wiem jak to sie stalo prawdopodobnie zachaczyla noga o zabawke. Niestety skonczylo sie szyciem bardzo gleboko rozciete:(. Bedzie blizna i to pionowa bo to kaloryfer ten zeberkowy. Na szczescie nie bylo wstrzasu mozgu . Przeszlam to strasznie … czlowiek jest w jakims amoku wtedy. Do dzis nie moge przezyc ,ze bedzie blizna:(.Chociaz powinnam dziekowac bogu ze tak sie to tylko skonczylo.Ale do czego zmiezam nigdy nie upilnujemy dziecka i nie wiem jak bysmy pilnowali wypadki sie zdazaja to sa sekundy. Teraz wszystkich przestrzegam przed tym zeby zabudowywali w domu kaloryfery ja o tym nie pomyslalam bo mi przez mysl nie przeszlo, ze cos takiego moze sie przytrafic .Pozdrawiam:)