Kiedy dostałam propozycję przetestowania żelazka Philips, aż podskoczyłam ze szczęścia. Nigdy nie czułam specjalnej potrzeby inwestowania w żelazko zbyt wysokiej kwoty, nie inwestowałam też swojego czasu w szukanie tego odpowiedniego, nie czytałam opinii, nie sprawdzałam, które jest najlepsze, nie pytałam koleżanek. Żelazko jak żelazko, myślałam, kupując decydowałam się na najtańsze, lub najlepiej sprzedające się w tamtym czasie. Nie wydawało mi się to ważne. Właśnie dlatego w moim domu w trakcie ostatniego roku pojawiły się aż dwa żelazka.
Żelazko za 39 zł, które kupiłam na aukcji internetowej, miało jedną podstawową wadę. Nie prasowało. Owszem, zdarzyło mu się rozprostować słabo pogniecioną tkaninę, ale z cięższymi zadaniami już sobie nie radziło. Całe szczęście, że po kilku tygodniach po prostu przestało działać. Wyrzuciłam więc do kosza 39 zł. Kolejne, które kupiłam było już trochę droższe. Pozwoliłam sobie na odrobinę szaleństwa i kupiłam żelazko za 119 zł. Znana firma, pomyślałam, więc musi być dobre. Nie było. Prasuję nim do tej pory, każde prasowanie przypomina raczej szaloną przygodę, która może się zakończyć katastrofą. Żelazko przypala i samo jest przypalone. Brudzi ubrania więc jasne rzeczy mogę prasować tylko przez czystą ściereczkę. Żeby chociaż dokładnie prasowało, niestety nie prasuje.
Philips Gc9550 od moich wcześniejszych żelazek różni się już wyglądem. Po prostu jest ładne. Plus za to, ale żelazka przecież nie kupujemy dla wyglądu. Do rzeczy więc.
Żelazko nie ma pokrętła do ustawiania temperatury. Dlaczego? Wszystko to dzięki technologii Optimal Temp, która pozwala na jedno ustawienie temperatury bezpieczne dla wszystkich rodzajów tkanin. W przypadku osób takich jak ja, które temperaturę w żelazku przestawiają dopiero wtedy, kiedy prasowana rzecz zostanie przypalona, ta technologia może być mocno przydatna i pozwoli zaoszczędzić sporo pieniędzy. Trochę też nie dowierzałam, że żelazko nie przypali mi ubrań, nawet jeśli zostawię je na kilka minut na prasowanej rzeczy. Sprawdziłam. Mogę biec za Lenką, zostawiając żelazko w takiej pozycji w jakiej będę chciała, bez obaw, że po powrocie będę musiała gasić pożar.
Podoba mi się, że ubrania można prasować tylko z jednej strony. Wszystko to dzięki ogromnej mocy pary, która jest dwa razy większa niż w innych żelazkach. Tak więc za jednym pociągnięciem osiągam perfekcyjny rezultat. Oszczędzam czas, którego jako mama nie mam zbyt wiele. Możliwość prasowania w pionie tez jest ogromnym plusem. Naciskamy jeden dodatkowy przycisk i ogromna ilość pary już robi wszystko za nas.
Żelazko robi wrażenie, dlatego cieszę się, że jedna z Was już wkrótce będzie mogła takim prasować. Opiszcie Waszą historię związaną z żelazkiem. Jestem przekonana, że każda z nas przypaliła kiedyś ulubioną bluzkę, lub – tak jak ja – kupiła żelazko, które nie posiadało funkcji prasowania. Żelazko Philips Gc9550 trafi do autora najciekawszego moim zdaniem komentarza.
Na Wasze komentarze czekam od 21.07.2014 do 28.07.2014. Wyniki konkursu ogłoszę w tym poście do 31.07.2014.
Więcej informacji o tym modelu żelazka znajdziecie na stronie producenta www.philips.pl
WYNIKI KONKURSU
Żelazko Philips Gc9550 wygrywa Monika Jacyk
„Miałam jakieś 7 lat i pomagałam mamie prasować, tzn. ja prasowałam na krześle jakimś wielkim klockiem swoje ubranka, a mama stała i prasowała resztę. W pewnej chwili zapytałam: „Mamusiu, a dlaczego właściwie nie prasuje się rajstop?” Mama powiedziała, że nie trzeba, bo się nie gniotą, a ja ” A co by się stało gdyby je uprasować? ” Mama zamyśliła się chwilę i powiedziała ” Nie wiem, chcesz to spróbujemy” I nim się spostrzegłam przejechała żelazkiem po rajstopach. Nie wiem kto był bardziej zdziwiony, ale rajstopy….zniknęły Spaliły się doszczętnie. Do dziś już pamiętam co się stanie jeśli uprasuje się rajstopy.”
Załamię się. Kupiłam tego Philipsa zaraz po twoim poście bo akurat moja mama miała urodziny to miałam okazję. Mieszkamy razem więc też skorzystałam. Spryt!! Teraz zaczęlo brudzić ubrania podczas prasowania. Odkamieniałam je dwa razy ale nie pomogło. Miałaś może taki problem?
Czyli masz twardą wodę. U nas był ten sam problem. Musisz kupić wodę destylowaną i wlewać ją do pojemnika zamiast zwykłej wody z kranu. Taka woda nie jest droga ( ok. 1 zł za litr jeśli dobrze pamiętam). Jeśli nie czyściłaś urządzenia przez dłuższy czas, musisz teraz zrobić „cykl głębokiego płukania” . W instrukcji obsługi jest to bardzo dokładnie opisane
Kinga jak cię spotkam to całuję cię po stopach. Odżałowałam i kupiłam to żelazko za twoją namową ( to ja pisałam do ciebie tysiąc maili w tej sprawie). Ono jest BOSKIE. uwielbiam prasować.
No przecież mówiłam. Ladygugu nie kłamie. 🙂 Ciesze się, że jesteś zadowolona.
Przygoda z żelazkiem pozostawiła trwały ślad w moim życiu, a raczej na mojej skroni. Kiedy miałam 5 lat obserwowałam jak moja mama prasowała ubrania. Kiedy się odwróciła, aby wziąć kolejną rzecz przykleiłam się do niego skronią, na której do dziś została blizna. Może gdyby to żelazko miało taką podkładkę jak te współczesne nie miałabym takiej pamiątki.
a ja bym po prostu chciała mieć swoje własne żelazko 🙂
Mama zawsze opowiada, jak to pierwszy raz wziąłem się za prasowanie. Wróciła zmęczona po pracy, siadła przed telewizorem i przysnęła, ja miałem wtedy może ze trzy lata i wcześniej podpatrzyłem jak mama prasuje i chyba postanowiłem spróbować. Podobno włączyłem żelazko i zacząłem prasować dywan, kiedy zobaczyłem , że dywan zaczyna się przypalać, przestraszyłem się i uciekłem do swojego pokoju oczywiście nie wyłączając żelazka, na szczęście kiedy biegłem zahaczyłem o sznur i żelazko się przewróciło i obudziło moją mamę, która zobaczyła co się stało i wyłączyła żelazko, gdyby nie to pewnie spaliłbym mieszkanie. Tak skończyła się moja pierwsza przygoda z prasowaniem, w ogóle byłem bardzo pomocny w domu np: wyczyściłem mamie nowe meble pumeksem ale to już inna historia 🙂 …
Miałam wtedy może 6 – 7 lat, marzyłam o tym, żeby mieć najmodniejsze w owym czasie tuż po spódnicach lambadówkach świecące getry lajkry. Marzenia czasami się spełniają więc w końcu stałam się szczęśliwą posiadaczką owych getrów w cudownym różowym kolorze. Niestety moja radość nie trwała długo, zaraz po pierwszym praniu postanowiłam, zrobić niespodziankę babci i pokazać jaką jestem zaradną, dużą dziewczynką, która potrafi sobie wyprasować pięknie ubrania przed pójściem do szkoły. Bluzkę jakimś cudem udało mi się uprasować, pewnie żelazko nie było jeszcze dobrze nagrzane, no a moje lajkry… Gdybym zaczęła je prasować od dołu nogawki może jeszcze udało by się je uratować skróceniem i podszyciem ale ja przyłożyłam żelazko na wysokości uda no i jak nietrudno się domyśleć w moich getrach wypaliła się wielka dziura na wylot, nawet koc na którym prasowałam trochę żelazko złapało. Byłam zrozpaczona, ukochane getry spalone, koc spalony i stopa żelazka przypalona. Getrów nowych na otarcie łez nie dostałam za to pierwszą przygodę z prasowaniem pamiętam do dziś 🙂
W dzieciństwie spaliłam sobie mundurek harcerski tusz przed wyjściem na uroczystą zbiórkę z apelem, od tamtej pory mam taki uraz do prasowania, że prawie nie prasuję bo wolę chodzić w pomiętych niż dziurawych ubraniach – mniejsze zło.
Mój ukochany ma pewną przypadłość. Musi zawsze sprawdzić trzy razy nim wyjdzie, czy wszystko powyłączał. Kuchenkę. Czajnik. Żelazko. Czasem potrafi cofnąć się samochodem 2 kilometry, byle się upewnić. Najgorzej jest jak jedziemy na wakacje. Kiedyś miałam nauczkę. Cofaliśmy się 90 kilometrów, bo był przekonany, że zostawił włączone właśnie żelazko. Na nic się zdały moje zapewnienia, że ja sprawdzałam trzy razy.
Od tamtej pory zabieram żelazko po prostu z sobą na wakacje. Wtedy jak się włączy mu „schiza”, wyciągam sprzęt z bagażnika i możemy jechać dalej. 🙂
Pozdrawiam!
Moja historia jest chyba dość niespotykana.
Wszystko zaczęło się 5 lat temu. Któregoś pięknego słonecznego dnia moje stare, wysłużone żelazko powiedziało „basta!” i postanowiło definitywnie zakończyć służbę na usługach jaśnie królewny – mnie.
Swe kroki skierowałam do pobliskiego sklepu z AGD i po niezbyt długich – ale jak się wtedy wydawało owocnych – poszukiwaniach dokonałam zakupu nowiutkiego, lśniącego przyrządu do usuwania zagnieceń na ubraniach. Było to całkiem nietanie żelazko jednej z popularnych „zachodnich” marek.
Pierwsze tygodnie użytkowania były całkiem owocne, aż do pewnego feralnego dnia, gdy zaważyłam, że po dłuższym użytkowaniu żelazko przestało grzać. Dopiero chwila „odpoczynku” sprawiała, że sprzęt zaczynał znowu działać prawidłowo. Z czasem problem zaczął się powtarzać. Sprzęt oczywiście przekazałam do naprawy gwarancyjnej i tu zaczęły się problemy. Mianowicie ten „buc” z serwisu powiedział, że nie mogą wywołać (powtórzyć) usterki, którą zgłosiłam i ich zdaniem wszystko działa jak należy. Po kilkutygodniowych przepychankach udało mi się na szczęście wywalczyć wymianę sprzętu na nowy. Ale tego chama z serwisu zapamiętałam na długo…
Traf chciał, że po kilku miesiącach spotkałam go w zupełnie innych okolicznościach! Mianowicie jako pracownica firmy szkoleniowej miałam za zadanie przeszkolić grupę osób, a wśród nich… właśnie Pana „chama” (pracował już wtedy w innej firmie)… Już ja sobie z Tobą zatańczę kolego…
No i zatańczyłam! A ten bal trwa do dziś! Mianowicie słówko do słówka, uśmiech za uśmiech i powolutku, po cichutku Pan „cham” okazał się czarującym mężczyzną. Tak mnie zaczarował, że mija już czwarty rok jak jesteśmy razem, w tym 2 lata w związku małżeńskim, w tym od roku jest nas już troje!
Tak oto za sprawą awarii starego wysłużonego żelazka znalazłam moją drugą połówkę.
Ps: Niedawno zepsuł mi się komputer. Cały czas czekam. Ciekawe jak życie zaskoczy mnie tym razem? 😉
To się wydarzyło 25 lat temu, ale za każdym razem kiedy przypominam sobie tę historię dostaję „gęsiej skórki”.
Byłam samotną matką przebywającą na urlopie macierzyńskim, postanowiłam poszukać sobie dorywczej pracy i wtedy znajoma poleciła mnie do pralni… męskiego klasztoru.W pierwszym dniu pracy skierowano mnie do prasowalni, gdzie na kilku stanowiskach kobiety świeckie prasowały całe kosze koszul, habitów,kapturów, spodni itp. Ja na „pierwszy ogień” dostałam mały kosz spodni męskich. Pomyślałam sobie „lepsze to niż koszule czy habity” i z zapałem zabrałam się do pracy. Ułożyłam pierwsze spodnie na desce, podniosłam żelazko a wtedy okazało się,że jest ono niesłychanie ciężkie. Z trudem utrzymałam ten prehistoryczny sprzęt w dłoniach. Po czym zaczęłam prasować spodnie. Jedno pociągnięcie, drugie i nagle poczułam niesamowity swąd…a moim oczom ukazała się wielka dziura w spodniach na wysokości uda. Zawirowało mi w głowie, co ja teraz mam zrobić? Jak o tym powiedzieć przełożonej? Ale cóż trzeba wziąć odpowiedzialność za swoje czyny, podeszłam do kierowniczki i przyznałam się do wypadku przy pracy. Kobieta przez dziurę w spodniach spojrzała na mnie i cicho wyszeptała cztery słowa – to ulubione spodnie przeora. Zrobiło mi się gorąco. No to po mnie – pomyślałam. Wywalą mnie z roboty i jeszcze przyjdzie zapłacić za wyrządzoną szkodę.Chciało mi się płakać. A moja przełożona widząc moją wystraszoną twarz ze stoickim spokojem powiedziała, że na razie powiesimy te spodnie na wieszaku i niech sobie wiszą za drzwiami, jak przeor się po nie zgłosi, to wtedy jakoś załatwimy tę sprawę… A teraz bierz się dziewczyno do dalszej pracy. Zakasałam rękawy,ukradkiem otarłam łzy i dalej prasowałam. Pracowałam tam miesiąc i codziennie gdy przychodziłam do pracy zaglądałam za drzwi upewniając się, że spodnie przeora wciąż wiszą. Tak było do ostatniego dnia mojej pracy, otrzymałam wynagrodzenie w pełnej wysokości i odetchnęłam dopiero kiedy po raz ostatni stamtąd wyszłam. Do dziś nie wiem czy przeor wiedział o wypalonej dziurze w swoich ulubionych spodniach.
Jestem facetem i kocham gadżety. A jeszcze bardziej kocham moją żonę i to ze względu na nią chciałbym wygrać to żelazko. W tym wypadku „ze względu na nią” nie oznacza „dla niej”, bo takim sprzętem sam bym chętnie prasował. Wspominałem już, że mam słabość do gadżetów?
Chociaż od wielu lat prasowanie nie ma przede mną tajemnic, nie zawsze wszystko szło po mojej myśli. Właściwie to miałem tylko jedną wpadkę, bo, podobnie jak Ania z Zielonego Wzgórza (Ha! Zaskoczeni? I za to podobno żona mnie pokochała!), nigdy nie popełniam dwa razy tego samego błędu.
Mam młodszą siostrę. Różnica wielu między nami jest na tyle mała, że przez siedem lat codziennie mijaliśmy się na szkolnych korytarzach, ja poznałem jej wszystkie koleżanki a ona większość moich. Jedna z koleżanek siostry wpadła mi w oko, ale zupełnie nie wiedziałem, jak dać jej do zrozumienia, że podoba mi się bardziej niż inne dziewczyny. Na co dzień zaradny i pewny siebie, w obliczu nieznanego wcześniej uczucia kompletnie straciłem rezon. W końcu wymyśliłem, że wkupię się w jej łaski niecodziennym prezentem.
Czasem podbierałem siostrze kolorowe gazetki w stylu „Filipinki” czy „Bravo” i w jednej z nich znalazłem wprasowankę ze Spice Girls. To były czasy, kiedy każda dziewczyna w podstawówce pachniała Impulsem, pod nosem nuciła „Wannabe” a na szkolnych dyskotekach tańczyło się wolne do „Viva Forever”. Nie pytajcie… W końcu żyłem pod jednym dachem z młodszą siostrą. Wiedziałem, że również K., moja sympatia, miała bzika na punkcie Spicetek, więc pomyślałem, że koszulka z ich podobizną na pewno będzie prezentowym strzałem w dziesiątkę. Kupiłem (z niemałym trudem) odpowiednią białą bluzkę i pod nieobecność rodziców i siostry w domu, wyciągnąłem deskę do prasowania, żelazko, bluzkę i wprasowankę. Nie miałem pod ręką gazetki z instrukcją wprasowywania, ale pamiętałem co nieco po wcześniejszej lekturze, więc zakasałem rękawy i przystąpiłem do dzieła. Co prawda nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z żelazkiem, ale nie raz widziałem prasującą mamę i siostrę, więc w ogóle nie brałem pod uwagę, że coś może pójść nie tak.
A ponoć miałem nad wiek rozwiniętą wyobraźnię…! A tu taka wtopa. Dosłownie. Wprasowanka tylko zaskwierczała pod wpływem temperatury, skurczyła się i na amen przylgnęła do stopy żelazka. Już nawet nie pamiętam, czy bluzka też doznała jakichś obrażeń, ale nie miało to właściwie większego znaczenia. Więcej wprasowanek nie posiadałem, a gdybym nawet posiadał, to tak koszmarnie obklejonym żelazkiem i tak bym nic już więcej nie zdziałał. Moje marzenia o romantycznej miłości rozwiały się jak swąd, który przepędziłem, otwierając na oścież okna w całym domu.
W tajemnicy przed mamą poprosiłem siostrę o pomoc w wyczyszczeniu żelazka. Nie chciałem się przyznać, co i po co chciałem wprasować, ale i tak się wydało, bo siostrze udało się oderwać nad wyraz dobrze zachowany fragment naklejki z głową jednej z piosenkarek. Myślałem, że padnie ze śmiechu a mnie aż uszy piekły ze wstydu. Następnego dnia w szkole chowałem się na przerwach po łazienkach, ale i tak dosięgnęły mnie śmiechy i chichy koleżanek siostry. Do dziś pocieszam się myślą, że pewnie żadna z nich nie domyśliła się, że koszulka miała być prezentem dla K. Zakochanie przeszło mi jak ręką odjął a na dźwięk piosenek Spice Girls już zawsze dostawałem gęsiej skórki. Za to nigdy później nie stopiłem już żadnej wprasowanki – to był pierwszy i ostatni raz.
Opowiedziałem tę traumatyczną historię żonie dopiero teraz, przy okazji konkursu, bo gdybym jakimś cudem wygrał, i tak by się o niej dowiedziała.
BACH!!! Słyszeliście? To kamień spadł mi z serca.
Moja przygoda z prasowaniem, żelazkami jest bardzo rozległa, niczym kanion na opuszczonej wyspie, który pomieścić może całe piękno świata !
Sterty prania do prasowania zawsze mnie przerażały . Do momentu ukończenia 16 roku życia, miałam paniczną obawę przed prasowanie (bo co gdyby mnie popieściło, albo spadło, albo gdyby się stopiło ? ) takie miałam właśnie głupie myślenie .
To były wtedy inne czasy, nie posiadałam prostownicy . Oglądałam właśnie w tv program taki ogólny jakiś , nazwy już nie pamiętam, ale wiem, że to był czas przed sylwestrowy . Była tam porada na upięci włosów na imprezę. Pani poradziła, żeby wyprasować włosy żelazkiem do włosów, i spiąć do boku . A że nie było pokazane jak to robić (a w tedy nie wiedziałam, że żelazko do włosów to prostownica a nie zwykle żelazko ) to wzięłam zwykłe żelazko (no tu niestety także taka uwaga, żelazko to mam do dziś i ma około 30 lat, to pomyślcie jaki to już rzęch … ) , nagrzałam je, ułożyłam włosy na desce do prasowania i przyłożyłam. W mgnieniu oka zrobił się ogromny smród, tak, jakby się coś topiło . Oderwałam szybko . Ku mojemu zszokowaniu część włosów się przyżeliła , wyglądałam jakby trafił ze mnie piorun .
Niestety od tamtego czasu, musiały minąć dwa lata zanim dotknęłam żelazka . Bart poprosił mnie, bym wyprasowała mu koszulę, bo właśnie tego dnia miał się oświadczyć. No i zabrałam się do roboty (wiedziałam jak bo podglądałam nieraz mamę). Gdy już kończyłam, zagadała mnie siostra o tym, co jak, gdzie kiedy robiła nasza koleżanka . No i bach ! W koszuli powstała stopiona dziura ! Myślałam że brat mnie udusi !Na szczęście obyło się bez rękoczynów . Cóż, zaręczyny przełożył a mnie już nikt do prasowania nie dopuszcza . Chciałabym by się to zmieniło, i jeszcze mnie za to podziwiali 😉
To żelazko być może odmieni moje życie. Odkąd pewny stary rupieć, zwany żelazkiem, zniszczył moją ukochaną miętową kurtkę, wypalając w niej dziurę, porzuciłam prasowanie na zawsze… Mam niesamowity uraz i wolę iść w niedoprasowanym, niż zniszczyć kolejne ubranie. Takie żelazko, w którym nie trzeba regulować temperatury jest moim marzeniem 🙂
Pamiętam, że zanim nastała epoka telefonów komórkowych, pewnego dnia weszłam do biura już mocno spóźniona. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że jedno ucho miałam zakryte całkowicie przez opatrunek. Wszyscy zaczęli dociekać, jak do tego doszło. Mimo, że jestem informatykiem to nie uważam się za osobę stereotypowo roztrzepaną, a wręcz całkiem schludną. Jednak usiadłam, westchnęłam i mimo bolesnej natury tej historii nie mogłam powstrzymać śmiechu, gdy opowiadałam wszystkim jak to się stało. Powiedziałam: „Dziś rano prasowałam koszulę, kiedy nagle zadzwonił telefon. Zamiast przyłożyć do ucha telefon jak normalny człowiek, ja przyłożyłam żelazko!”
Moja historia wiąże się z zakupem żelazka dla teściowej na prezent pod choinkę. Z moim przyszłym wtedy mężem szukaliśmy pomysłu na prezent. Udaliśmy się do galerii handlowej w poszukiwaniu inspiracji. Weszliśmy do sklepu z AGD licząc, że może tam nam coś wpadnie w oko użytecznego, potrzebnego i wiadomo – nie za jakąś szaloną kwotę. o żelazku wcale nie myśleliśmy bo teściowa z natury nie lubiąca prasować. Ale gdy przechodziliśmy między regałami z suszarkami do włosów, żelazkami etc. podszedł do nas pan z obsługi (wtedy tak myśleliśmy) i grzecznie zapytał czy może nam w czymś pomóc. My odpowiedzieliśmy, że owszem bo szukamy czegoś na prezent dla mamy. Pan ochoczo zaczął opowiadać, że najczęściej w tym roku sprzedają się żelazka marki Philips i że bardzo poleca bo jest akurat na nie dobra promocja. Powiedział jeszcze co nieco o tym sprzęcie i w sumie namówił nas chociaż wcale nie mieliśmy zamiaru kupić (marketing). Ulegliśmy. Ciekawa rozmowa, jasne przedstawienie produktu robi swoje. Po kilku dniach znów pojawiliśmy się w tym samym sklepie żeby kupić kartę pamięci do aparatu i co się okazało? Że ten pan, który tak zachwalał i opowiadał o żelazku jest… ochroniarzem :)bardzo nas to rozbawiło bo nawet nie zwróciliśmy uwagi na napis na jego koszulce. Podziwiam za wiedzę i zaangażowanie. A tego żelazka żal mi było dać teściowej ponieważ sama chciałam mieć takie. Ale skoro kupione na prezent to trzeba było. Może kiedyś będę w posiadaniu czegoś lepszego co będzie ładnie prasowało bo jak na razie ” nasze żelazko prasuje płasko ale gacie po tacie” innych materiałów, że tak powiem nie ogarnia;/ pozdrawiam
Moja historia z prasowaniem sięga „mrocznych” czasów uczenia się wszystkiego metodą prób i błędów… miałam wtedy może ze cztery lata, wpatrzona byłam w swoją mamę jak w obrazek! Zawsze chciałam być taka jak Ona, robić te same rzeczy, gotować, zmywać, prać, pomagać! Oj jak ja lubiłam pochwały od mamy jak coś pomogłam, zrobiłam… no i tak któregoś dnia wpadłam na pomysł, że skoro poszła do sklepu to:”Ja wyprasuję!” i tak podłączyłam żelazko jak mama, rozłożyłam ubrania jak mama, i zaczęłam prasować…
Na pierwszy ogień poszła firanka … i tu pojawił się kłopot, była to sztuczna tkanina która się stopiła… i co się stało? nic… prasowałam dalej dewastując kolejne dwa ubrania, niszcząc maminą ulubioną sukienkę i swoją koszulkę… ale intencje miałam dobre…
Oj tata w pupsko naprał…. ale teraz wszyscy się śmiejemy! Mam nadzieję, że nowym żelazkiem poprasuję w końcu solidnie i dobrze jak mama kiedyś!
Moja historia związana z żelazkiem jest nieco specyficzna, gdyż przydarza mi się ona średnio 2 razy z tygodniu, czyli 8 razy w miesiącu, a wiec 96 razy w roku:)
Jestem osobą, która mimo posiadania żelazka które wymaga bardzo wiele cierpliwości, dokłada wszelkich starań, aby ubrania były bez zarzutu. Wobec czego wiele czasu poświęcam na prasowanie. Niestety czas ten zostaje jeszcze „nieco” wydłużony z uwagi na historię, która przydarza mi się średnio 96 razy w roku:)
Mianowicie, gdy tylko opuszczę swój dom w świeżo wyprasowanych ciuchach i oddalę się od miejsca zamieszania w okolicach około 5 km w mojej głowie zostaje włączony ALARM: CZY OBY NA PEWNO PO ZAKOŃCZENIU PRASOWANIA WYŁĄCZYŁAM ŻELAZKO? Wobec pojawienia się czerwonej lampki w głowie wracam do domu i średnio 96 razy w roku stwierdzam, że po zakończeniu prasowania wyłączyłam żelazko, więc niepotrzebnie traciłam czas na powrót i ponowne sprawdzenie samej siebie:)
Tak wiec moja historia wyglądała tak :
żelazko jakie posiadałam miałam kupione jako panna wiec prasować dużo nie musiałam.
Niestety jako przyszła panna młoda chciałam mężowi uprasować koszule na nasz ślub. Dzień przed zaczęłam prasowanie i skończyło się tragedią . Na jego śnieżnobiałej nowej Ślubnej koszuli zrobiłam mu piękny znak w kształcie żelazka a sama myślałam że zapadnę się pod ziemie . Na szczęście koszule mąż miał zapasową i uprasował sobie ją sam .
Ponieważ uważam ze jeden obraz zastępuje 1000 słów, moją historię wiązaną z żelazkiem opowiem krótko: film pokazuje NIETYPOWE zastosowanie żelazka 🙂
Można go użyć w potrzebie do… SUSZENIA GRZYBÓW.
http://youtu.be/M9aruikE7IM
Cóż, gdzieś się kiedyś któregoś dnia speszyłam. Nie lubiłam i dalej nie lubię prasować, rozkładać deski itp. Postanowiłam zaprasować większe pogniecenia mając już bluzkę na sobie. Nie wyszło. To znaczy przypaliłam sobie kawałek brzucha, a się bluzka niestety nie wyprasowała. Niestety tak już mam, że idę niekiedy na skróty z efektem bardzo ujemnym. Tak jak doklejałam sobie do klipsa klejem super glu kawałek oczka, które wypadło. Operacji dokonałam nie zdejmując klipsa z ucha no i wszystko dość mocno zostało utrwalone i przyklejone do płatka usznego. Potrzebuję żelazka, które myśli niekiedy za mnie i to tutaj wydaje się idealne.
Moja historia niestety jest smutna. zawsze miałam złe wspomnienia związane z żelazkiem bo w wieku 4 lat uprasowałam sobie dłoń (od strony zewnętrznej). Była komunia brata, rok 1988. Mama szykowała nas czworo dzieci do kościoła. Uprasowała wszystko. Żelazko wyłączyła, postawiła na parapecie. Wyszła na minutę bo ktoś zadzwonił do drzwi. Ja ściągnęłam żelazko i przeprasowałam sobie rękę wrzeszcząc niemiłosiernie! Chciałam wyprostować zagięcia na palcach (tak się tłumaczyłam). Blizny mam do dziś.
Moja historia jest całkiem świeża, miała miejsce w ubiegły sobotni wieczór. Właśnie nadchodzi wielkimi krokami termin narodzin naszego synka, a przy tym niemało zamieszania. Tym bardziej iż termin przesunął się o parę tyg. wcześniej. Wymiana podłogi,malowanie ścian i zakup nowych mebli. Jakże byliśmy szczęśliwi gdy już nadszedł wieczór, dotarło do nas łóżko,mąż ustawił je we właściwym miejscu,a ja sobie spokojnie prasowałam ubrania, które składałam w nowej szafie. Przyszedł czas na relaks, położyłam się więc na łóżku, i usłyszałam dziwny pisk. Z początku pierwsza moja myśl to spięcie w przewodach od żelazka. Nie odłączyłam go jednak gdyż w danym momencie zauważyłam małą lokatorkę, która wybiegła z łóżka. W natłoku zdarzeń zapomniałam o żelazku, a myszka wybiegła przez balkon. Zgryzionego łóżka i spalonego żelazka trzeba się teraz pozbyć, ale myszki podobno mają nam przynieść szczęście. Pewnie to na które czekamy 9 miesiąc 🙂 ps. pozdrawiam dodatkowo salon meblowy w którym dokonaliśmy zakupu 🙂
Moja pierwsza poważna akcja z żelazkiem tak na śmiesznie…A więc byłam na dyskotece (chodziłam wtedy do liceum) Na owej dyskotece zauważyłam znajomego chłopaka który chodził do tej samej szkoły co ja. Już wcześniej robił pewne podchody ale ona zawsze z kolegami a ja z koleżankami i nigdy nie miał śmiałości zagadać aż do czasu tej dyskoteki… W końcu zagadał i tańczyliśmy i do końca imprezy bawiliśmy się razem Miał na imię Paweł. Odwiózł mnie do domu, był bardzo szarmancki. Rano mama na mój widok mówi ” A ty co szyję ŻELAZKIEM przypaliłaś ?”(mówiąc o malince na szyi ) A tu na ironię chłopak miał na nazwisko Żelazko :)))) Ubaw miałyśmy niezły bo później chodziliśmy ze sobą długie lata aż postanowił niestety wyprasować inną szyję :///
Ale mam jeszcze jedno wspomnienie Kiedy byłam mała tak sobie obserwowałam jak mama prasuje Kiedy nadjechał klient do taty mama chwilę z nim dyskutowała widząc przez okno że nadal rozmawia postanowiłam przejąć sprawy w swoje ręce i zaczęłam prasować W fartuszku szkolnym siostry wypaliłam dziurę , spódnica mamy nie chciała się oderwać od żelazka więc warstwa spódnicy została na żelazku a ze spódnicy to już się domyślacie co zostało… W obawie przed złością mamy uciekłam przez drugie okna i pobiegłam do domu mojej babci. Mama mnie szybko odnalazła i dostałam zasłużoną karę :/
Pracując w Włoszech musiałam prasować krawaciki pewnego wać pana który skarżył się że nie umiem prasować ale gdybyście widziały jakim żelazkiem prasowałam ,zrozumiałybyście mnie dobrze. I takie to moje historie żelazkowe trochę pesymistyczne lecz prawdziwe. Mam cichą nadzieję że z żelazkiem Philips moje nastawienie co tego urządzenia się zmieni i w nowym domu prasowanie będzie mi sprawiać samą przyjemność
Tak jestem blondynką! I to taka przysłowiowa z kawałów – chociaż włosy mam w kolorze ciemny brąz. Ale to mnie notorycznie przytrafiają sie jakieś przygody czy nieszczęścia dosłownie rodem jak z tych kawałów. A wiec historia żelazka miała miejsce niecałe 2 tygodnie temu. Niebawem powiększy sie nam rodzina, kopiliśmy wiec nowe, większe mieszkanie. Mojej radości nie bylo konca, Zarowno z powodu zakupu jak i z powodu meblowania. Kupilismy też lodówkę. Oczywiście – jak to kobiety mają w naturze – spodobała mi sie ta najdroższa. Maż szybko sprowadził mnie na ziemie – „musimy umeblować tez treszte mieszkania” – mówił. Ale kiedy kilka dni później dostałam do domu gazetkę w której zrobili na nia promocje – byłam pierwsza po nia w kolejce (o 7 rano stałam pod Media Markt w M1 czekajac jak otworza sie drzwi :)). Szczescie tryskało ze mnie całymi dniami, a i duma rozpierała mnie niesamowicie ze taka okazja mi sie przytrafiła, ze ja taka wspaniała, ze mi to sie udało… Niestety lodówka po tygodniu przestała działać… ot – takim szczęściem byla ta promocja!! Na gwałt zaczęłam szukac wiec paragonu, a ze jestem w 6 miesiącu ciąży caly czas cos gubię, czegoś zapominam. Szukałam dwa dni, cala zestresowana przed mężem – slyszac – „a nie mówiłem, zeby wziasc ta tańsza” ? – „tak, tamta na pewno by sie nie zepsuła” – mówiłam pod nosem. W końcu sie udało – znalazłam paragon w paczce paluszków mojej 2 letniej corki, ktore wraz z sokiem byly w jej torbie… Bogu dzieki pomyślałam…. dopoki nie zobaczylam, ze paragon jest tak mokry od soku Zosi ze malo co na nim widac… I ot Blondynka z włosami ciemny braz postanowiła go przeprasować… – mysle sobie, ze pod wplywem pary napewno wiecej bedzie widać…. O MALO NIE URODZIŁAM kiedy po przejechaniu po nim zelazkiem zobaczylam jedna wielka czarna, zamazana plame !!! 😉 Postanowiłam sie jednak nie poddawac i isc z tym paragonem oraz dowodem zakupu – z karty- ktorego na szczescie nie zdarzylam wyprasowac zlozyc reklamacje. Myslalam, ze spale sie ze wscydu widząc miny i usmieszki na twarzach Panow ktorzy spisywali moja reklamcje i sluchali historii o „prasowaniu paragonu”, bo znowu czulam sie jak przysłowiowa blondynka 😉 P.S mam nadzieje, ze nie urażę żadnej Pani w kolorze włosów blond 😉 Tak wiec skoro nadal nie mam lodowki wielkim szczesciem „na nowym” ( szczegolnie przy prasowaniu pierwszych ciuszkow dla „małego” byloby dla nas „to” cudowne żelazko. Judyta M.
Przecież i tak nikt nie pobije kolesia, który odebrał żelazko zamiast telefonu ! To jemu należy się nagroda! Niekwestionowany mistrz!
http://img2.wikia.nocookie.net/__cb20140524205640/nonsensopedia/images/f/f0/Odebra%C5%82_%C5%BCelazko_zamiast_telefonu.jpg
Pozdro dla Pana Tomasza 🙂 Sama nie pogardziłabym żelazkiem by Philips. Wstyd chodzić w pogniecionych ciuchach i obiecuję, że nie użyję go jako żelphona !
Jako studentka ostatniego roku także, niestety, nie mam zbyt dużego budżetu przy kupowaniu nowego sprzętu do domu. Prasowanie tanim żelazkiem było dla mnie dosyć ciężkie…i trudne… i żmudne… bo jak sama napisałaś „nie posiadało funkcji prasowania”. W końcu odłożyłam trochę i postanowiłam kupić żelazko za trzycyfrową kwotę i to nie z jedynką z przodu 😉 Upolowałam nawet niezłą promocję i voila! Żelazko jak marzenie – prasowało naprawdę nieźle. Zaczęłam nawet odkładać na deskę do kompletu, co by wygody przy prasowaniu (czy to w ogóle możliwe?) zaznać na 100%. Póki co za deskę służył więc stół (nota bene spełniający w moim domu jeszcze wiele innych funkcji ;). Po niedługim czasie od zakupu żelazka prasowałam pewnego wiosennego wieczoru, gdy zdarzyło się to – scena niczym z horroru, mrożąca krew w żyłach – zza stołu, na ścianę do której przylegał wylazł ogromny (!), tłusty, czarny jak smoła, z bardzo długimi nogami i brzuchem wielkości sporego guzika: PAJĄK! To stało się odruchowo: krzyk jak z filmu grozy i pach! Udało się za pierwszym razem, szkoda tylko, że za jednym zamachem uśmierciłam nie tylko pająka, ale i żelazko…
🙂 Aż buzia się uśmiecha na sam widok tego żelazka!!!
Uwielbiam prasować! Zwłaszcza oglądając tv 🙂 Takie przyjemne z pożytecznym. Zwłaszcza że od 8 msc. jestem mama Laurci 🙂 Tym bardziej lubię łączyć przyjemne z pożytecznym i nie czuć że marnuje mój teraz cenny czas.
Żelazka kiedyś w moim starym domu panieńskim mieliśmy zawsze z jakiejś firmy ale też przypalały brudziły i obsypywały ubrania kamieniem 🙁 Nie jest mi też obca metoda prasowania przez mokrą ściereczkę 🙂 A że lubię chodzić w wyprasowanych ubraniach to stoję i hebluje te nasze hałdy prania. A że mój mąż nie należy do takich którzy uważają że żelazko z dobrej firmy to cos niezbędnego dlatego ostatnimi czasy pożegnałam się z perfekcyjnie wyprasowanymi ciuszkami. Ależ jak by było miło mieć w ręce taka maszynę i znowu łączyć przyjemne z pożytecznym i jeszcze mieć z tego satysfakcje i radochę …:) Żelazko piękne ale cena też powalająca. Spewnością nie spodobała by się portfelowi mojego męża 😉
Moje żelazko już w drodze. Doczekać się nie mogę, ja wprost uwielbiam prasować
Pierwszy raz stało się to 10 lat temu, potem 8, 6, 5 i 2….i wlasciwie jeszcze tydzień temu… Kiedy odwiedza mnie mama, czy to kiedyś w W-wce, potem w ukochanym Krakowie… a teraz w naszej podwarszawskiej wsi, pragnie prasować. Pragnienie jest tak ogromne,a zapał tak wielki, że żaden model nie wytrzymuje… nie wiem co jest, ale po jej wizycie żelazka kończą swój żywot. I to nie te z najniższej połki.. o nie !Do niedawna było to nawet i śmieszne..bo co jest ? rózne miejsca, różne sprzęty a ta sama mama :-)…
Po wizycie dzwoniłam do Taty..
,,Tata, mama była i wiesz…” –
no wiem, dobra kupie nowe”
Tego strzegłam, zamykałam w garderobie na klucz ( poważnie!!!) nawet pojechało z nami do kina aby mama nie znalazła…i chwila nieuwagi tydzień temu.
Tylko ja już nie zadzwonię, nie bedzie juz krótkiej odpowiedzi ,,No wiem… dobra kupie”…
tam do góry nikt nie zna numeru…
ostatnie, nie działające zostaje z nami, na pamiątkę, aby powspominać… Jest wyjątkowe, bo ostatnie od Niego.
Gdy pada hasło żelazko, mam zawsze obraz mojego pełnego fantazji kolegi z akademika. Otóż wpadł on kiedyś na genialny pomysł przerobienia dwóch bardzo starych żeliwnych żelazek z podstawkami na …hantle do ćwiczeń. Stwierdził, że idealnie się one nadają do treningów bo mają wygodne uchwyty i odpowiednią wagę. Dociążył je dodatkowo, zabezpieczył taśmą klejącą i używał z powodzeniem do ćwiczeń siłowych. Do czasu…gdy podczas jednego z dynamicznych treningów w jednym z żelazek odpadła podstawa i poleciała z hukiem wybijając szybę w pokojowej witrynce. Tak oto oszczędny student stracił cześć kieszonkowego na „odtworzenie środków trwałych”, jak nazwała uczelnia wymianę szyby. A kolega od tamtej pory zyskał przydomek „Dobromir” w nawiązaniu do pewnej równie pomysłowej postaci. 🙂
Pozdrawiam Cię Adaś!
Jako dziecko naśladowałam we wszystkim moją mamę, która na owe czasy nie miała za dużo czasu na zajmowanie się mną ( miałam jeszcze rodzeństwo, gospodarstwo rolne). Pamiętam ciągłe moje płacze – „bo ja też chciałam prasować !”, Mój dziadek zrobił mi drewniane żelazko z metalową rączką (dzisiaj żadne dziecko by tego ni chwyciło do rączki). Ale miałam frajdę i prasowałam : chusteczki do nosa, ścierki, ręczniki. Jednak z wiekiem pasja do prasowania zmniejszyła się. Mogłam już prasować żelazkiem z prawdziwego zdarzenia, ale zapał był już nie ten. Dzisiaj jako żona i matka muszę prasować. Prasowania co nie miara jednak aby był efekt musi być odpowiednie żelazko. Dlatego proponowane żelazko było by początkiem moich przygód z prasowaniem, bo przecież to ono samo będzie prasować i to bez zbędnych zagnieceń, ale będzie jazda!
Moja historia do dziś jest jedną z najśmieszniejszych w moim domu. Pewnego pięknego dnia, chciałam sobie wyprasować bluzkę, trochę się spieszyłam, ale była zbyt pomięta, żebym mogła w niej wyjść. Poszłam do pokoju, gdzie owe żelazko się znajdowało, żeby je włączyć. Wchodzę, patrzę, a żelazko jak nawiedzone – nagrzane, buchało parą! Chciałam podejść bliżej i zobaczyć co się stało. Podeszłam kawałek, a ono zaczęło się ruszać po pokoju! Z piskiem wybiegłam z pokoju. Żelazko jakby jechało za mną. W szoku wpadłam do pokoju mojej siostry. Siedziała na łóżku, miała laptopa i pilot w ręce i śmiejąc się patrzyła w ekran. Jak mnie zobaczyła popłakała się ze śmiechu. Okazało się, że wmontowała zdalnie sterowane urządzenie z kamerką, którym sterowała i nagrała całe to zdarzenie! Ona zawsze lubi robić takie głupie żarty, a akurat ten padł na mnie. Do dziś wszyscy się z tego śmiejemy!
Koszula stoi sztywna jak słup soli, spodnie wyprasowane na kanty, że można się skaleczyć! Obcas- jest! Koczek- jest! To to siup do torebki świadectwo pracy i…. !!!
Moje świadectwo pracy wyglądało jak krowie z gardła! Mój zacny i szlachetny mąż włożył je luzem do szuflady z dokumentami, a kiedy czegoś w niej szukał, powyginał te dokumenty, poprzyciskał jedne drugimi i zniszczył mi wizję idealnej rozmowy kwalifikacyjnej! Zmierzyłam go morderczym wzrokiem i próbuję ratować sytuację- rozkładam deskę, włączam pokrętło i grzeję żelazko! Ostatnia szansa, jedyna próba- przejechałam kilka razy po wydruku i jest! W miarę proste. Powiem, że w drodze ktoś próbował wyszarpać mi torebkę, a ja walczyłam jak lwica i stąd te zagięcia.
Zostawiłam żelazko pod opieką oświeconego mężulka i wyszłam.
Pod moją nieobecność postanowił jednak zrobić dobry uczynek, odpłacić się za pogięte dokumenty i wyprasować świeżo wysuszone pranie. Jak pomyślał- tak zrobił, zaczynając od mojej białej bluzeczki za, bagatela, 100 złotych. Nie przewidział tylko, że na żelazku zostały przybrudzenia z druku- przecież prasowałam nim dokumenty!!! No i tak oto, proszę państwa, miłość męża miałam ukazaną jak czarne na białym… 🙂
Hej,
odkąd pamiętam nigdy nie lubiłam prasowania, nic nie przypaliłam, bo mało co chętnie wyprasowałam. A szkoda. Mój Towarzysz Życia sam prasuje koszule jak jest taka potrzeba. Ciągle kupuję rzeczy typu „non iron”.. i co z tego jak odzież i tak jest pomięta. Nie czuję się w tych ubraniach ani ładna ani elegancka, a o wyglądzie koszul męskich nawet nie wspominam 🙁 Mam zwykłe żelazko i deskę.. i ciągle szukam wymówek, żeby nie prasować.
Nie mam jeszcze żadnej przygody związanej z prasowaniem, ale silne wrażenie, że z TAKIM żelazkiem moje przygody dopiero się zaczną i tego sobie życzę.
Serdeczności
E.
Historia nie jest do końca moja, ale miałam w niej swój skromny udział (czemu skromny okaże się za chwilę). Opowieść brzmi trochę jak miejska legenda, ale jest także przestrogą przed mówieniem bez większego przemyślenia. A oto i przeżycie które państwo młodzi zapamiętają na zawsze i do końca życia. Parę lat do tyłu dostałam zaproszenie na ślub mojej dobrej koleżanki. Wiadomo jak to bywa przed tego typu uroczystościami, zawsze się ktoś spyta czy Państwo Młodzi chcą może jakiś prezent. Ku mojemu zaskoczeniu, okazało się, że tak chcą – powiedzieli, że przyda im się żelazko. Więc zadowolona z tego, że oprócz pieniędzy można dać jakiś rzeczowy prezent, zakupiłam im niedrogie lecz praktyczne żelazko. Jak niedrogie i praktyczne okazało się później – dostali dwa takie same. A oprócz tego jeszcze 28 innych żelazek…..! Tak tak, Państwo Młodzi powiedzieli większości zaproszonych gości to samo, chyba lekko nas podpuszczająć – jaka była prawda tego nie wie nikt. Ale przynajmniej będą mieli zapas żelazek do końca życia 🙂 Ja niestety nie mam 31 żelazek, ale chciałabym właśnie przetestować to jedno – Philips Gc9550.
Witam. Otóż okazuje się, że męska część społeczeństwa ma świadomość istnienia urządzenia zwanego żelazkiem, ba nawet wie jak się nim posługiwać. Lecz początki nie były tak przyjemne jak można było się spodziewać, o czym przekonała się nie jedna dziewczyna, a co dopiero dzielni chłopacy. Czerwiec, rok 2006 – 12-letni wtedy młodzieniec wątłych rozmiarów szykował się do komersu z okazji ukończenia szkoły podstawowej. Pierwsza tak ważna impreza w jego życiu zwiastująca wyjście ze strefy dzieciństwa i awans do niższej ligi młodzieżowej zwanej gimnazjum. Przygotowaniom nie było końca – włosy na gelu, estetycznie wymodelowane i przyczesane, schludne i gładko wyprasowane przez kochającą Matkę spodnie i… pognieciona koszula. Nah, dla naszego bohatera to żaden problem. Wiele razy przyglądał się jak Matka w pocie czoła operuje żelazkiem wygładzając wszystkie nierówności na koszulach, spodniach czy obrusach. Pomyślał – jestem już prawie pełnoletni, dam sobie radę. Niestety, los nie sprzyjał młodzieńcowi – gdzież może znajdować się deska do prasowania ? Po około 2 minutach i 12 sekundach poszukiwań zdecydował, że nada się drewniany stolik do kawy w pokoju siostry – przecież najważniejsze, żeby powierzchnia prasowania była płaska. Pomysł niebanalny, wystarczyło podłączyć żelazko, odczekać kilka minut i uratować swój wizerunek kilkoma szybkimi i sprawnymi ruchami po powierzchni tkaniny. Tak wyglądała teoria. W praktyce natomiast okazało się co następuje: temperatura grzania ustawiona na max – inaczej się przecież nie wyprasuje, to logiczne. Woda do produkcji pary ? Mama nigdy nic nie dolewała, więc stanowczo nie potrzeba. Plus połączenie drewno i metal, a między nimi kawałek szmaty daje efekt przecudnej, lecz brzydko pachnącej dziury w rękawie oraz nieco przypalonej sklejki na powierzchni stołu. O ile stół banalnie szybko przywrócono do pierwotnego stanu – woda i szampon w misce dla 12-latka to czyściwo doskonałe, o tyle z koszulą już tak efektownie nie poszło. Dziura jak Berlin w ’45 na wysokości przedramienia o bliżej niezidentyfikowanym zapachu o zarumienionych na brązowo i przypieczonych brzegach. Każde dziecko jednak wie, że jeśli coś się popsuje, to można to naprawić. Jeśli jednak rzucanie o ziemię nie przynosi pożądanego efektu, to należy posłużyć się nieco bardziej zaawansowanymi metodami. Tak, właśnie tak – nożyczki ! Kilka ciachnięć z jednej strony, kilka z drugiej dla zachowania symetrii i kryzys zażegnany. Impreza była przednia, własnoręcznie wykonana koszula dodała męskości i pewności siebie niezdarnemu prasowaczowi, a płeć piękna nie potrafiła powstrzymać się od zachwytów nad oryginalnym krojem koszuli. Co jednak najważniejsze, nabyte wtedy umiejętności i wyciągnięta lekcja służą naszemu protagoniście aż do teraz, gdy ów zacny młodzieniec studiuje i nie może liczyć na pomoc Mamy czy Babci.
Serdecznie pozdrawiam
Dwa tygodnie przed maturą rodzina wyprowadziła się do nowego mieszkania i zostałem sam. Byłem przerażony, bo niczego nie umiałem. Wszystko robiła mama. Spodobała mi się jednak wolność i poczułem się naprawdę dorosły.
Stwierdziłem, że nauczę się prac domowych, bo to w końcu nic trudnego. Nie zawiozłem koszuli do prasowania mamie tylko wziąłem się za jej prasowanie godzinę przed wyjściem na egzamin.
Zadzwoniła do mnie, żeby sprawdzić czy wstałem. Pytała czy wyprasowałem koszulę, wypastowałem buty… Przytakiwałem. Obiecałem, że zadzwonię, jak już będzie po wszystkim.
Wracam do największego pokoju, gdzie na ławie rozłożyłem koc, a na nim koszulę, bo mama zabrała deskę. Patrzę, a na plecach jest wypalona ogromna dziura w kształcie żelazka… Innej koszuli, która pasowałaby na tę okazję nie miałem!
Założyłem, więc marynarkę i poszedłem w tej, bo z przodu wyglądała dobrze.
Nikt o tym nie wiedział, ale świadomość, że mam tę dziurę rozśmieszała mnie do łez. Może właśnie dlatego egzamin poszedł mi świetnie, bo się wyluzowałem.
Gdy się skończył, wymienialiśmy uwagi z kumplami. Wszyscy byli zestresowani, więc ściągnąłem marynarkę i padli ze śmiechu!!! 😀
Pojechałem do sklepu i kupiłem nową. To był mój prawdziwy egzamin z dorosłości, bo dotąd robiła to mama.
Minęły dwa lata i jestem samowystarczalny, choć ciągle się uczę. Ostatnio miałem problem z plamami na koszulce, którą bardzo lubię. Sprały się dzięki odplamiaczowi.
Matura już zawsze będzie mi się kojarzyć z tą dziurą na plecach. :DDD
Moja historia jest inna niz Wasze,
Historia mojego zycia moze toczyc sie nadal, dzieki mojej milosci do prasowania.
Ja juz bylam posiadaczka tego zelazka, kochalam je calym swym sercem.
Z pasja oddawalam sie prasowaniu, uwazalam to jako relaks, a nie obowiazek.
Pewnie, nie jedna z Was teraz popatrzy na moj nick i powie oj nawiedzona jakas 😉
Ale wracajac do zadania,
Pewnego jesiennego popoludnia, gdy bylam swiezo upieczona mama, moja coreczka spala, a ja postanowilam poprasowac jej malenkie ciuszki.
Przez mysl przeszlo mi bby polozyc sie kolo mojego skarba i oddac sie blogiemu odpoczynkowi, lecz z drugiej strony ciuszki mojej malekiej istotki czekaly na sznurku…
Z lenistwem wygral rozsadek.
Moje zelazko stalo na komodzie nieopodal drzwi wyjsciowych naszego mieszkania na 7 pietrze…
Gdy konczylam prasowac 3 kaftanik poczulam dziwny zapach spalenizny, popatrzylam na zelazko, nie chcialam uwierzyc, ze przypalilo, przeciez ma samonastawna temperature… popatrzylam na gniazdko – tez nic. Wygladnelam przez okno, tez nic.
Otworzylam drzwi na klatke… moim oczom ukazala sie czarna rozpacz, w przenosni i doslownie…
Na korytarzu od dymu bylo czarno! Zatrzasnelam drzwi. Szarpnelam recznik ze sznurka, polozylam pod drzwi. Polalam woda z dzbanka filtrujacego wode do prasowania.
Zadzwonilam na pogotowie, na straz… na pogotowie przez pomylke, bo paniczny strach odebral mi racjonalne myslenie. Nie bylam sobie w stanie przypomniec nic!
Ubralam moja kruszynke i czekalam na ratunek.
Po chwili przyjechala straz.
W domu zostawilam wszystko… zaplakana, z sercem na ramieniu wychodzilam z naszego mieszkania. Ostatim rzutem oka widzialam jak z klatek wentylacyjnych na nasze mieszkanie buchaja kleby strasznego czarnego dymu…
Moje ostatnie chwile na naszym mieszkaniu spedzilam prasujac i pewnie dzieki temu dzisiaj ciesze sie z nasza coreczka zyciem… bo gdybysmy spaly obie, czy ktos by zareagowal? Czy pomoc przyszla by na czas?
Tego nie wiem.
Na poprzednie mieszkanie nigdy juz nie weszlam, nie bylo do czego ani po co wracac.
Stracilismy wiele, lecz zachowalismy to co najcenniejsze… zycie.
Dzis nie mam juz mojego ukochanego zelazka, mimo wszystko kocham prasowac i nieustannie marze o moim bohaterskim generatorze pary 🙂
Wybuchowa historia
Do dnia dzisiejszego doskonale pamiętam „horror”, jaki rozegrał się w moim domu rodzinnym. A przytrafił się on mi i mamie dokładnie 31 sierpnia 2006 roku. Był to ostatni dzień wakacyjnej wolności, następnego zaś poranka miałam rozpocząć kolejny rok szkolny w nowej szkole. Z racji tego, iż byłam wtedy 13 – letnią dziewczyną i nie kwapiłam się jeszcze do nauki prasowania, toteż obowiązek ten nadal spoczywał na mamie. Właśnie tamtego popołudnia wyciągnęła ona deskę do prasowania oraz nowe żelazko, by wyprasować mi elegancą białą bluzkę i czarną spódniczkę. To miałabyć normalna czynność, jaką moja mama wykonywała już od lat. Jednak tego co zdarzyło się potem nie spodziewał się nikt. Wraz z mamą zdałyśmy sobie sprawę, iż nawet zwykłe, niepozorne żelazko może nastawać na życie niewinnych ludzi. Zaś normalne prasowanie może okazać się naprawdę niebezpieczną czynnością.
Zanim napiszę jak doszło do niecodziennego zdarzenia z żelazkiem w roli głównego bohatera, powinnam przybliżyć historię tego, jak ten otoż dobrze maskujący się sprawca trafił do naszego domu. Zacząć tu trzeba od tego, iż w tamtym okresie mój tata przebywał na terytorium Stanów Zjednoczonych, gdzie swą ciężką pracą zarabiał pieniądze o jakich w naszym kraju mógłby tylko pomarzyć. Bardzo często zdarzało się wtedy, że tata wysyłał nam paczki. Taką też paczkę dostałyśmy razem z mamą pod koniec sierpnia, a jedną z rzeczy znajdującej się w niej było nowiuteńkie żelazko zakupione przez tatę na prośbę mamy (nasze stare nadawało się już wtedy tylko do wyrzucenia). Z tego, co pamiętam nowe żelazko było bardzo ładne i zapewne nienajtańsze. Jednak trzeba pamiętać, że w USA jest inne napięcie i częstotliwość prądu, dlatego też jakiekolwiek urządzenie pochodzące z tamtąd powinno być zaopatrzone tutaj w Polsce w przejściówkę tzw. transformator. Oczywiście taki prostokątny transformator zakupiła też moja mama. Tylko tyle, że owa przejściówka i amerykańskie żelazko nie za bardzo przypadły sobie do gustu.
Właśnie 31 sierpnia moja szczęśliwa mama miała możliwość wypróbowania nowego żelazka. Nie zdawała ona sobie sprawy, jaką katastrofę może sprowadzić na nasz dom. Tak, więc mama rozstawiła wszystko, podłączyła żelazko do przejściówki, a tą z kolei do gniazdka z prądem. Zostawiła jednak to wszystko na chwilę i poszła do kuchni coś tam zrobić. Wiadomo trzeba trochę poczekać, by żelazko się nagrzało. Jednak coś było nie tak, bo po paru minutach żelazko zaczęło dziwnie tykać. Dosłownie jak wskazówka w zegarku. Najpierw powoli a później coraz szybciej. Wystraszyłyśmy się z mamą, już nie mówiąc o tym, że żadna z nas nie chciała do tego żelazka podejść, by go wyłączyć. A że mieszkałyśmy z mamą same to przestraszyłyśmy się nie na żarty. Żelazko zaczęło na całego wydawać z siebie coraz głośniejsze tykanie, tykanie które mogłoby z pewnością naśladować odliczające bomby przedstawiane na filmach. Ja razem z mamą schowałyśmy się za kanapą i wychyliłyśmy tylko głowy, by zobaczyć co się dzieje. Strasznie spanikowałyśmy. Nie wiedziałyśmy co się bowiem stanie, a mama obawiała się, żeby w domu nie wybuchł pożar. Po paru chwilach jak nie huknęło, tak iż o mało nie dostałyśmy zawału. Oczywiście okazało się, że żelazko zostało spalone, a dokładniej rzecz mówiąc to spaliła się w nim spirala ( a takie nowe i piękne było 🙁 ). Ale na tym nie koniec. Zakupiona przez mamę przejściówka stopiła się od spodu, a stopinony z niej plastik wtopił się w dywan. Na szczęście nic nikomu się nie stało, bo w porę wybiło nam korki w domu, odcinając nas kompletnie od prądu. Mama odłączyła wtedy z gniazdka nieszczęsne żelazko. Potem z pomocą przybył nam sąsiad – złota rączka – który magiczną mocą przywrócił nam prąd. Zaś od sąsiadki pożyczyłyśmy z mamą żelazko, bo w końcu trzeba było mi uprasować ubrania na początek roku szkolnego. Tak szczerze mówiąc żelazko, które dostałyśmy od sąsiadki mogło pamiętać czasy wczesnego PRL – u. Jednakże musiałyśmy się nim zadowolić, bo naprawdę nam było ptrzebne. Dwa dni później, mama zakupiła nowe, polskie żelazko, które towarzyszy nam do dziś. Co prawda ma już ono 8 lat i nie prasuje już tak jak na początku, nie wspominając już o wyrzucaniu z siebie kamienia przy parowaniu. Dlatego też z wielką chęcią przygarnęłabym nowe żelazko. A w szczególności takie piękne jak te ze zdjęć.
A ja prasować bardzo lubię. Kiedy już wszyscy pójdą spać, ja włączam swój ulubiony serial i siadam przed nim z żelazkiem i stertą ubrań do prasowania za mną 🙂 Tym bardziej pożądliwie spoglądam na to cudo 🙂
Moja historia prasowania rozpoczyna się niemal tragicznie, ale kończy romantycznie.
Kiedy miałam 18 lat, rodzice puścili mnie na pierwsze samodzielne wakacje z koleżankami. Ostatniego wieczoru miałyśmy iść na imprezę, więc w ruch poszło turystyczne mini żelazko, żeby przygotować najlepsze kiecki. Nie miałam pojęcia, że takie małe żelazko tak szybko się nagrzewa. Za to poczułam, jak szybko pali się dywan pod wpływem ciepła z położonego na nim żelazka.
Lekko przerażone gniewem właściciela pensjonatu, uznałyśmy, że zapłacimy kaucję i będzie po sprawie.
Na imprezę poszłyśmy, kilku przystojniaków poznałyśmy i świetnie się bawiłyśmy, dopóki… nie zorientowałyśmy się, że nas okradziono. Wszystkie trzy portfele. No tak, Ci przystojniacy byli zbyt mili :/
Na szczęście, bilety na pociąg zostały bezpiecznie w domku, ale nadal nie zapłaciłyśmy za dziurę w dywanie (to były czasy, w których nastolatki nie miały kont i kart płatniczych). Postanowiłyśmy zrobić przemeblowanie, by zasłonić dziurę stołem. Po klucze od pokoju przyszedł syn właściciela, od razu zorientował się, co jest grane. Spojrzał na nas srogo, zapytał, czyja to sprawka, więc musiałam się przyznać. Obiecałam, że prześlę pieniążki za dywan, jak tylko wrócę do domu. Zostawiłam swój numer telefonu, aby chłopak mógł poinformować mnie, ile będzie kosztował nowy dywan. Zadzwonił już następnego dnia…z zaproszeniem na kolejny weekend. Oczywiście, pojechałyśmy i od tamtej pory spędzamy każde wakacje u rodziców mojego teraz już męża 🙂
P.S. Za ten dywan nigdy nie zapłaciłam, a turystyczne żelazko z resztkami dywanu dostałam od koleżanki na pamiątkę 😉
Każda z nas pragnie być Perfekcyjną Panią Domu, perfekcyjną matką, a także żoną prasującą idealnie koszule mężowi, lecz której z nas się to udaje? Dobre żelazko stanowi rozwiązanie wielu problemów dzisiejszej Pani Domu, a także pozwala na „zamaskowanie” mankamentów związanych z brakiem talentu w tej trudnej czynności domowej jaką jest prasowanie. W natłoku obowiązków dnia codziennego każdej z nas może zdarzyć się zapomnienie o wyłączeniu żelazka, a co za tym idzie przypalenie sukienki w której wyglądamy olśniewająco lub ulubionej bluzeczki naszego dziecka. Idealne żelazko potrafi ułatwić kobiecie prasowanie, ale również posiada funkcję zabezpieczającą przed spaleniem całego domu w sytuacji gdy nam, jakże zapracowanym i zabieganym kobietom, zdarzy się chwila zapomnienia. Dlatego właśnie chciałabym posiadać takie żelazko, abym moja rodzina miała dobrze wyprasowane ubrania jak również bezpieczeństwo, że gdy wyjdę zaspana w pośpiechu z domu nie będę musiała wracać się dwa razy aby sprawdzić, czy aby na pewno wyłączyłam żelazko.
Jestem naznaczona. Znak żelazka jest na całe życie ze mną. To pamiątka dnia, gdy moje dziecko poszło pierwszy raz do przedszkola. Bartuś poszedł radosny i chętnie został. A ja nie mogłam dać sobie rady. Miałam wrażenie, że nie rozstajemy się na kilka godzin a na lata. Gula dławiła mnie w gardle, ale dzielnie się trzymałam przy dziecku. Gdy poszedł do sali ja wyszłam przed przedszkole i noramalnię się rozwyłam az chlipałam. Pochodziłam wkoło przedszkola, bo może moje dziecko wyjrzy… Ale Bartuś świetnie się zaaklimatyzował. Poszłam do domu i chciałam się zając robotą, ale wszystko leciało mi z rąk, bo cały czas pakałam. Zabrałam się za prasowanie i wtedy gorące żelazkło spadło mi na udo- aż się przykleiło. Blizna, którą noszę przypomina mi „nie chowasz dziecka/syna dla siebie lecz dla świata”. Staram się wychowywać synka rozsądnie, nie zaborczo, cieszyć chwilą i pamiętać, że musi żyć swoim życiem, swoimi wyborami. Ale mówię, że serce matki rzadko podlega racjonalizacji…
Od zawsze marzyło mi sie porządne żelazko. Wie tez o tym moja przyszla tesciowa. Chciala mi sprawic przyjemnosci postanowila kupic zelazko, ktore na pierwszy rzut oka wygladalo juz jak wielka porazka, ale co tam, zrobilam dobra mine do zlej gry- w koncu trzeba sie podlizac. Postawnoilam przetestowac „cuwony prezent” a przy okazji podlizac sie tesiowej i wyprasowac nowa bluzke mojego chlopaka, ktory wlasnie dostal ja od mamusi. Tak wlasnie narodzil sie najgorszy dzien mojego zycia. Zelazko mialo jakies zwarcie- nie dosc ze wystrzelilo i poparzylo mireke, to jeszcze spalilam nowa bluzke mojego chlopaka. Od tej pory tesiowa ma focha, ze specjalnie zniszczylam od niej prezent, a chlopak nie chce slyszec o nowym zelazku. Minely dwa tyg a ja nadal nie mam zelazka. Moze nie bede musiala go kupowac….
Prasowanie nigdy nie było moim ulubionym zajęciem, zwłaszcza prasowanie koszul i jakichś przedziwnych bluzek z żabotami, zakładkami i kołnierzykami. Zaczęłam więc poszukiwać różnorakich sposobów, aby uprzyjemnić sobie ten czas i okazało się, że prasowanie jest przyjemniejsze podczas słuchania muzyki i oglądania koncertów. Z tym żelazkiem mogłabym wykonywać najtrudniejsze układy taneczne nie martwiąc się o to, że zaraz uszkodzę ubranie. Tak właśnie udało mi się przypalić podszewkę w płaszczu i teraz pod materiałem wierzchnim noszę tam naszytego misia ukrywającego tę nieszczęsną dziurę. To jednak nie była moja największa wpadka, ponieważ zdarzało mi się urządzać maraton prasowania podczas gali oscarowej bądź sylwestrowej, kiedy wszyscy domownicy już spali. Proszę wyobrazić sobie moje zażenowanie, kiedy podczas moich tańców i harców antyspaniowych i prasowalniczych do pokoju wkroczył mój chłopak. Jego mina bezcenna, a w mojej głowie kołatały myśli: „musiałam wyglądać jak wariatka :))”! Ale jeśli już poznaliśmy swoje najśmieszniejsze sekrety i nie rozstaliśmy się to chyba nie była to taka straszna tajemnica :), a ja teraz potrzebuję odpowiedzialnego partnera do tańca i czekam na żelazko Philips, by uprzyjemnić sobie kolejne wieczory 🙂
Śpieszę się, za 10 minut muszę wyjść do szkoły a jestem jeszcze w proszku… no i ta bluzka! muszę ją jeszcze wyprasować! Ale gdzie żelazko? -wiem! widziałam w pokoju Kamila. Szybko biegnę do pokoju brata, żelazko stoi na widoku. Kurcze, ale gdzie jest deska?- kit, wyprasuję u niego na łóżku. Tata woła z kuchni „Anka, zaraz ucieknie ci autobus”! Bluzka już prawie wyprasowana, dzwoni telefon. To Kaśka, pyta czy nauczyłam się na sprawdzian z historii, kończę rozmowę, jeszcze tylko kanapki…
-Co tak śmierdzi pyta tato? -nie wiem, nie mam czasu szukać, zaraz muszę lecieć!
Tato szuka źródła nieprzyjemnego zapachu, nagle krzyczy coś do mnie, biegnę… łóżko mojego brata stoi w płomieniach, w pokoju jest pełno dymu…Panikuje.
Tato ma głowę na karku wylewa kilka wiader wody gasząc tym samym pożar… Drżą mi ręce… łóżko jest spalone, kołdra i poduszka też, czarne ściany…
Z pośpiechu nie wyłączyłam żelazka, mało tego zostawiłam je na łóżku- musiało się przewrócić… a może go nawet nie odłożyłam? -strach pomyśleć co by było gdyby tata nie miał akurat wolnego dnia… gdybyśmy wtedy mieli żelazko Philips Gc9550 ta historia na pewno by się nie wydarzyła, a mój starszy brat nie prześladowałby mnie później przez cały rok.
Moja przygoda z prasowaniem nie należy do tych śmiesznych, które później opowiada się znajomym dla poprawy humoru, posiada jednak morał i wiele mnie nauczyła. Od tego czasu minęło wiele lat i jeszcze nigdy nie odważyłam się prasować na łóżku 😀
Moja historia z żelazkiem nie kończy się happy endem…chociaż?Ale o tym za chwilę;)
Zacznę od tego ,że mój Mąż nazywa mnie Pendolino-działam szybko, głośno i często coś psuje (zawsze gdy jest świadkiem takiego nieszczęśliwego wypadku wydaje z siebie dźwięk odjeżdzającego z peronu pociągu;)) Jak można się domyślić- kilka razy podczas prasowania jakimś dziwnym, niezrozumiałym dla mnie do tej pory sposobem,żelazko ”zsunęło się”;p z deski do prasowania aleee…zawsze pamiętałam o zasadach pierwszej pomocy i udawało mi się go przywrócić go do życia 😉
Aż do pewnego pięknego letniego dnia…moj Mąż postanowił wyprasować sobie koszulę i jakimś dziwnym trafem mój opanowany,pedantyczny,zawsze działający idealnie Grzegorz zrzucił żelazko i niestety nic nie mogliśmy zrobić…więc aktualnie wykorzystujemy naturalne metody prasowania;)
Ale wracając do pozytywnego aspektu tego tragicznego wypadku-mój Mąż już nie nazywa mnie Pendolino- nie ma takiego prawa:)
I wierzę w to, że tak duże żelazko Philips, nie będzie aż tak ”wywrotne”:)
Pozdrawiam:)
Oj moja historia z żelazkiem przytrafiła się całkiem niedawno ! Jestem młodą mamą – tak młodą, że w maju kończyłam technikum 😉 Po studniówce nagrywaliśmy „wstawkę” do studniówkowej płyty i przebrane byłyśmy za słowianki – spódnica, korale i BIAŁA koszula… no właśnie miała być nieskazitelnie biała… Zanim pojechałyśmy na miejsce nagrania poprosiłaś koleżanki aby zaczekały na mnie chwilę w aucie ja pójdę po koszulę którą niestety zapomniałam dzień wcześniej uprasować.. No więc szybko wzięłam do ręki żelazko nagrzałam je iiii BUM ! Czarna przypalona plama na białej koszuli !! Ale żelazko przed prasowaniem było czyste.. Okazało się, że jeśli TO żelazko nagrzeje się zbyt mocno po prostu pali, brudzi ubrania… Dodam, że temperatura była odpowiednia – po prostu TO żelazko trzeba wyłączyć od prądu po kilku minutach… Skończyło się szybką wymianą koszuli na inną.. :/ Niedługo wyprowadzam się z domu – chcemy z narzeczonym wreszcie się usamodzielnić całkowicie więc takie żelazko byłoby cudem w nowym domu z moim małym brudaskiem którego ubrania piorę i prasuję codziennie :))A w dodatku byłoby świetną ozdobą bo prezentuje się cudownie 😉
Kiedy jeszcze w kucykach biegałam,
Często babcię na wsi odwiedzałam!
Jej dom, niczym twierdza, do dziś skrywa tajemnice,
Od szczytu dachu, aż po samą piwnice!
W dni deszczowe skarbów na strychu szukałam,
Bardzo wiele ich tam odkrywałam…
Mnóstwo rzeczy nowe życie dostało,
Wiele z nich mnie intrygowało i zachwycało!
Kiedyś natknęłam się na gradkę niemałą,
Stare żelazko, co podobno „duszę” miało!
Babcia mówiła, że to była rewolucja prawdziwa,
Każda jego posiadaczka była bardzo szczęśliwa!
Żelazko przekazywane przez pokolenia-
Co wszystkie rzeczy w gładkie przemienia!
Choć ciężkie, toporne, brudne i zardzewiałe,
Dla mnie było wyjątkowe, zaczarowane!
Do dzisiaj na honorowym miejscu stoi w moim mieszkaniu,
Choć nikt nie myśli już o nim prasowaniu!
Dla mnie babci stare żelazko było wyjątkowe,
Ją, na pewno zaskoczyłoby to Philipsa-nowe!
To żelazko, jak tamto duszę posiada,
Choć inną- mi to bardzo odpowiada!
Tu nie są już potrzebne węgle rozżarzone,
By prasowało, i parą buchało jak szalone!
Chciałabym bardzo takie żelazko posiadać…
Mogłabym kiedyś wnukom o nim opowiadać…
Jest jeszcze jeden powód, powiem troszkę po kryjomu,
Dla którego chciałabym mieć żelazko Philips w domu!
Pewnie dzięki niemu swoje nastawienie do prasowania zmienię,
Przykrą konieczność w przyjemność zamienię!
Wszyscy wiedzą: dzieci brudne-to dzieci szczęśliwe!
To powiedzenie chyba zawsze będzie prawdziwe!
Lecz jest jeszcze zależność druga-mniej znana.
Im brudniejsze dzieci, tym mniej szczęśliwa mama!
Mnie, już w momencie nastawiania prania,
Przeraża wizja góry rzeczy do prasowania!
Teraz, gdy moje dzieci są jeszcze małe
W „górach tych” spędzam wieczory całe!
A mam dzieci dwójkę -synka i córeczkę.
Moje skarby nie umieją ubrudzić się troszeczkę!
Często nie mogę pozbyć się wrażenia
Że one zawsze znajdą coś do wybrudzenia!
Więc piorę bez końca- a czym to skutkuje?
Tym, że bez końca prasuję, prasuję, prasuję…
Córeczka, wiadomo, jak na królewnę przystało,
W szafie sukienek ma kolekcję całkiem niemałą!
Koronki, hafciki, aplikacje, tiule-
Ten, kto to szyje o matkach nie myśli w ogóle!
Bo chociaż taka sukieneczka wygląda pięknie,
To jej wyprasowanie stanowi prawdziwą mękę!
Temperaturę kilka razy trzeba regulować,
Aby to cudeńko misternie wyprasować!
Mój synek z kolei – codziennie świat odkrywa,
A zdobyte skarby w kieszeniach ukrywa!
Kieszenie, rzecz wspaniała-lecz nie przy prasowaniu!
Niejedna z nich, „odbiła” mi się już na ubraniu!
Gdy do tego jeszcze kolorowe aplikacje dodamy,
Pełną listę utrudnień w czasie prasowania mamy!
Chciałabym, także z przyjemnością prasować męża koszule,
A nie płakać przy tym, tak jakbym obierała cebule…
Prasowanie koszul to dla mnie prawdziwe wyzwanie-
Nim jedną jej część uprasuję, inna pomięta już się stanie.
Nie oczekuję, by żelazko za mnie prasowało,
Chciałabym tylko, lub aż, by mi tę czynność ułatwiało!
Bym nie musiała już mnóstwa czasu marnować,
Regulując wciąż jego temperaturę, czekać i próbować:
Czy nic nie przywiera, czy aplikacji nie rozmazuje,
Zastanawiać się na czym prasować bawełnę, a na czym tiule…
Więcej czasu dla rodziny i siebie bym miała,
Gdybym w „góry prasowania” na długo nie wyjeżdżała!
Zniknęłoby widmo przypaleń ,zagnieceń, wybłyszczeń.
W czasie prasowania „nie czyniłabym” już zniszczeń!
Nawet przy oglądaniu odcinka serialu ulubionego,
Mogłabym prasowaniu oddawać się na całego!
Nie bałabym się już , że znów wypalę wielką dziurę
Gdy zapatrzę się na to, jak ona jego przytula czule.
Żelazko Philips zajmie honorowe miejsce w moim domu,
Może czasem ktoś z gości, tak po kryjomu,
Zwróci uwagę jak wiele czasu i wysiłku trzeba…
Że bez tego, niczego osiągnąć się nie da!
Kiedyś żelazkiem na węgiel się prasowało…
Teraz dzięki postępowi żelazko Philips powstało!!!
Moja historia jest sprzed wielu, wielu lat,
gdy jeszcze wchodziłam pod stołu blat.
Jak to dziecko, ciekawa ludzi i świata.
lubiłam się bawić, biegać i gonić brata.
Nie zawsze jednak czas z nim spędzałam,
a wtedy różne rzeczy z szafek ściągałam.
Niestety pecha miałam raz niesłychanego,
gdy przewróciłam na siebie coś gorącego.
Domyślić się, pewnie nie jest Wam trudno
żelazko na mnie spadło i nie było już nudno.
Poparzona ręka, bąble oooogromne i krzyk,
uratował mnie jednak tata i cały w tym myk!
Jak wiadomo studenci przed sesją gromadzą się większą grupą w jednym z pokoi w akademiku, atmosfera nauki unosi się w powietrzu, a im bliżej egzaminu tym chęć robienia czegoś innego niż się powinno jest nie do odparcia. W ramach przerwy od zagłębienia się w kodeksy zajęłam się prasowaniem ubrań dla naszej paczki na egzamin, który miał się odbyć następnego dnia. Szło mi to bardzo sprawnie mimo, że żelazko było po przejściach, ale nagle do pokoju wszedł on. Przystojny student z programu ERASMUS, byłam tak oczarowana i pochłonięta konwersacją, że dopiero zapach spalenizny wyrwał mnie z tego snu. Teraz oboje śmiejemy się z tego początku naszej znajomości i od 2 lat razem wszystko prasujemy 🙂
Żelazko które posiadam też firmy Philips już niestety kończy swoją karierę jak każdy sprzęt. Służyło mi ładnych parę lat. Nie miałam jednak takiego którym można prasować tylko z jednej strony! Szczególnie rano przed pracą jest to szczególnie przydatne… 🙂 Żelazko fajnie by się prezentowało na półce. Już na nie czekam… 🙂
Byłam wtedy młodą mamą i były to lata osiemdziesiąte.Jeszcze dosyć ciężko się żyło i nie wszystko można było kupić .Nie pracowałam i zajmowałam się dwójką dzieci .Nauczyłam się szyć i swoim pociechom z każdego kawałka,cudem zdobytego materiału szyłam ubrania.Nie było łatwo coś kupić gotowego nie mówiąc już o materiale.Były wymiany sąsiedzko -rodzinne, każdy się wymieniał na to co mu potrzeba.Żeby coś uszyć musiałam chodzić z dziećmi do rodziców ,ponieważ nie miałam swojej maszyny do szycia.I tak pewnego dnia zajęta szyciem sukienki dla córci nie zwracałam uwagi dlaczego w pokoju obok zrobiło się tak cicho .Pewnie się bawią pomyślałam .Gdy sukienka była gotowa do przymiarki poszłam do pokoju a tam pobojowisko.Z brzegu dywanu wyzierał pięknie wypalony kształt żelazka .Moje dzieci mocno wystraszone same próbowały obróci dywan tak żeby wypaloną dziurę schować pod łóżko.O mało nie dostałam zawału i nakrzyczałam na nie.Szybko sama zaczęłam szarpać się z dywanem żeby go obrócić i tak zastała mnie moja młodsza siostra ,która wróciła ze szkoły.Pomogła mi obrócić dywan i wyczyścić jako tako żelazko.Ale jak powiedzieć to rodzicom żeby nie dostali zawału .W tamtych czasach ,,kolejkowych ,, spalić nowy dywan .Baliśmy się okropnie .Dzieci siedziały w kącie i pochlipywały po ostrej awanturze a ja z siostrą trzęsłyśmy się ze strachu co będzie .Była ostra bura dla mnie że nie do pilnowałam dzieci ,no i za szkodę wyrządzoną oczywiście też.Dywan jeszcze sporo czasu leżał w pokoju póki nie został zakupiony nowy ,a moje pociechy jak dorosły dopiero wtedy wzięły żelazko do ręki a z deski do prasowania nigdy więcej nie chciały robić tor samochodowego.Ja nauczyłam się czujności i jak zorganizować dzieciom czas żeby się nie nudziły jak mama jest zajęta
Witam serdecznie.
Opowiem historię, która zdarzyła się kilka miesięcy temu. Mąż szukał pracy. W końcu zaproszono go do bardzo dużej firmy na rozmowę kwalifikacyjną. Kupiliśmy piękny garnitur, koszulę, buty. Wszystko żeby zrobić dobre wrażenie. W końcu przyszedł dzień rozmowy, Wzięłam wolne w pracy, żeby go podrzucić na rozmowę oraz wszystko przygotować. No i stało się prasuje ten nowy garnitur. Marynarka już super wygląda na wieszaku, teraz pora na spodnie. No i wtedy mąż wpada do pokoju i pyta jaki krawat? A ja nie myśląc za wiele odchodzę od prasowania i idę do szafy pomóc mu wybrać. To trwało dosłownie momencik zanim się zorientowałam, że zostawiłam żelazko położone na spodniach. Gdy podbiegłam już było widać ślad po żelazku na spodniach. Garnitur popielaty, a ślad ciemno szary. Mąż wpadł w panikę, że jak on, że co oni pomyślą itp. Niestety było już mało czasu na cokolwiek. Musiał włożyć spodnie ciemnogranatowe. Poszedł na rozmowę wściekły jak „norka”. Przez całą drogę mnie obwiniał. W końcu siadł na rozmowie rekrutacyjnej. Kobieta, która ją prowadziła w końcu nie wytrzymała i zapytała go czy zawsze tak oryginalnie się ubiera. Nie wiedział, co powiedzieć. Myśląc, że wszystko już stracone odpowiedział: Taki mam styl, przynajmniej jestem oryginalny. Po tygodniu zadzwonili i okazało się, że dostał pracę. Teraz mówi, że to dzięki mnie. Ale nowy garnitur i tak musiałam mu kupić 😉
Mój mąż ma piękną lnianą koszulę. Nie prasowałam jej od 6 lat,bo kiedyś prasowałam ją 1,5 godziny, serio. Prasowałam mężowi lnianą koszulę do pracy, na szczęście zabrałam się za to z zapasem czasu, włączyłam żelazko, poleciałam po coś do góry, wróciłam i zabrałam się za prasowanie gorącym żelazkiem. 1,5 godziny dokładnego prasowania a efektów prawie nie ma, co jest? Len, to popryskam spryskiwaczem z wodą i będzie lepszy efekt. Faktycznie, trochę lepiej, dalej prasuję i wreszcie kończę. Proszę bardzo, masz koszule wyprasowaną żelazkiem. Tyle, że zimnym. Współlokatorka postanowiła je wyłączyć ze względów bezpieczeństwa.No bo skoro nikt nie prasował koszuli, kiedy żelazko się grzało po prostu je wyłączyła. A ja blondynka nie zauważyłam:)
Moja historia jest właściwie trochę na opak. Dzięki niej przekonałam się, że czasami można się obyć bez żelazka i że najlepszym lekiem na całe zło jest… kreatywne podejście do życia.
Kilka lat temu razem z trójką znajomych ze studiów wyjechałam na wakacyjny kurs włoskiego do Sieny. Wynajęliśmy dwa pokoje w dużym mieszkaniu tuż przy Piazza del Campo, bardzo blisko uniwersytetu, na którym odbywały się zajęcia. Innymi lokatorami, również uczestnikami letniego kursu, był przystojny Szwajcar, wiecznie nabzdyczona Francuzka i zagubiona Węgierka, którą z racji jej upodobania do fioletowych ubrań szybko ochrzciliśmy mianem Śliwki Węgierki. Mieszkanie, chociaż skromne, było w pełni umeblowane, posiadało dwie łazienki, dużą kuchnię z balkonem, na sufitach widać było resztki fresków a we wnęce w głównym korytarzu stała deska do prasowania i żelazko dostępne dla wszystkich. Bardzo nas to ucieszyło, bo podczas miesięcznego pobytu parę przepierek było nie do uniknięcia, tym bardziej że ograniczyliśmy liczbę ubrań do absolutnego minimum, żeby w drodze powrotnej zmieścić do walizek jak najwięcej włoskich łupów: książek, książek i… książek, które miały nam się przydać do pisania prac magisterskich na italianistyce.
Żelazko jako pierwszy wypróbował nasz kolega: trochę się przy tym nagimnastykował, bo słabo kontaktowało, słabo grzało a ubrania trzeba było zwilżać wodą na własną rękę (dosłownie), ale efekt i tak był w miarę zadowalający. Niestety, kiedy przyszła pora na kolejne prasowanie, okazało się, że żelazko zupełnie odmówiło współpracy. Próbowaliśmy ustalić, kto mógł je zepsuć, ale nasze małe śledztwo szybko utknęło w martwym punkcie, bo Szwajcar codziennie nosił nowe koszulki i zdawało się, że jego walizka nie ma dna, Francuzka zawsze rzucała pogardliwe spojrzenia akcesoriom do prasowania i dumnie nosiła swoje wymięte boho sukienki a Śliwka… cóż, jej fioletowy dres najzwyczajniej w świecie nie wymagał traktowania żelazkiem. Podczas jednej z kontrolnych wizyt właścicielki mieszkania, pani Rosanny, zagadnęliśmy ją o zepsute żelazko i zapytaliśmy, czy mogłaby je oddać do naprawy. Ale ona tylko lekceważąco machnęła ręką i powiedziała, że to nie jej sprawa, nie ona je zepsuła i że mamy sobie radzić sami. Cóż, widocznie żelazko umarło śmiercią naturalną, uczciliśmy jego nadrdzewiałą pamięć minutą ciszy i podczas rozwieszania kolejnego prania, nadzwyczaj starannie je rozstrzepywaliśmy. Na pomysł „prasowania” ubrań metodą ponoć żołnierską wpadł nasz kolega. Wysuszone koszulki i spodnie wkładał pod materac łóżka – po nocnym ugniataniu ubrania nie wyglądały już na psu z gardła wyciągnięte i nie było wstyd wyjść w nich do ludzi. Zresztą w międzyczasie udzielił się nam włoski luz, przyprażyło nas włoskie słońce a lokalne espresso tak podniosło ciśnienie, że kilka zagnieceń więcej przestało nam robić jakąkolwiek różnicę.
Po tamtym wyjeździe do mojego prywatnego regulaminu na lato mogłabym dopisać kolejny punkt: „Nigdy nie zapomnij zajrzeć pod materac.” W końcu nigdy nie wiadomo, jakie skarby mogą się pod nim kryć:)
Dziś, parę lat po pamiętnych włoskich wakacjach, zmieniłam stan cywilny a na brzuchu mam ślad po podwójnej cesarce. Mam na imię Karolina. Lubię prasować. Ale wiem, że w razie potrzeby poradzę sobie i bez żelazka. W końcu to nie powietrze – można bez niego żyć.
Kilkanaście miesięcy temu urodziła się moja córka, jak każda młoda mama, co chwilę miałam górę ubranek do prasowania… Zuzka Łobuzka nie chciała spokojnie sobie leżeć, czekając aż skończę, musiała mieć miejsce z dobrą widocznością. Tak się na to prasowanie napatrzyła przez pierwsze miesiące życia, że pierwszym dźwiękiem jaki potrafiła naśladować był właśnie dzwięk żelazka. Jak się zapytało: 'Zuzka, a jak robi żelazko?’ to nabierała powietrza, śmiesznie marszczyła nos i fuczała wypuszczając i wciągając powietrze, naśladując parę z żelazka ;). Aż się obawiałam pierwszego słowa 😉 ale było 'tata-tata’, na szczęście :). Ale do tej pory, zamiast udawać pieska albo kotka, chodzi i udaje żelazko :)) muszę już chyba obmyślać kostium na pierwszy bal przebierańców ;)).
ok.
Moja przygoda z żelazkiem zaczęła sie gdy bylam mała a moja babcia miała żelazko na „duszę”. Pamiętam ,że było okropnie ciężkie i trzeba było uważać żeby sie nie poparzyć.Moje pierwsze prasowanie skończyło sie tym,że nie dość ,że ozeliłam swoją ulubioną sukienkę to jeszcze miałam bąble na rękach ale mimo bólu prasowałam dalej by pokazać babci jaka to jestem dzielna a potem cała noc przepłakałam w poduszkę.Do dziś mam bliznę na ręce i nie zapomniane wspomnienia 😉
Witam:)
Przypaliłam kiedyś moją ulubioną sukienkę i narobiłam dymu w całym domu, wszyscy najedli się strachu, przez pewien czas nie prasowałam bo bałam się, że znów zostawię rozgrzane żelazko:) Tak naprawdę nigdy nie miałam dobrego żelazka, które mogłoby mnie zadowolić i być przyjemne nawet dla oka. Uwielbiam gdy ubrania świeżo po praniu są uprasowane – mają wtedy taki specyficzny zapach, który jest niesamowity. Myślę, że prasowanie żelazkiem Philips byłoby czystą przyjemnością i nowym, dobrym doświadczeniem.
Moja przygoda z żelazkiem pozostawiła ślad na całe życie.Pewnego dnia jako świeżo upieczona małżonka spiesząc się do pracy pospiesznie pracowałam ubrania.Po zakończeniu odstawiłam żelazko na bok i chciałam złożyć deskę i kucnęłam niestety prosto na gorące żelazko.Żelazko pozostawiło ślad na mojej pupie do dnia dzisiejszego a to minęło już pare ładnych lat.Przez kilkanaście dni nie mogłam siedzieć.teraz staram się nie zwracać na bliznę uwagi jedynie mój mąż ciągle wspomina ten dzień gdy widzi bliznę.Teraz się z tego śmiejemy ale wtedy to był ból nie do wytrzymania nie było mi do śmiechu
Żelazko nowe posiadać chęć mam,
choć w domu jedno już mam.
Stare żeliwo rdzewieje i kopci
i na ubrankach synka psoci.
Brudzi, plami, nie prasuje,
wiecie jak się wtedy czuje?
Mam ochotę je wyrzucić,
choć nie prosta to sprawa, bo u mnie w domu
panuje jedna zasada,
że ubrania prasować wypada.
Dlatego bardzo wygrać mam chęć,
a powodów podam aż pięć.
Radość, uśmiech i zabawa
Ubranka wyprasowane i uśmiech męża to podstawa 🙂
Dawno,dawno temu, kiedy jeszcze internet rozpowszechniony był za pomocą modemu który blokował połączenie telefoniczne.
Razem z koleżanką zostałyśmy same u niej w domu, mama owej koleżanki kazała jej wyprasować bluzki dwie, które miała założyć na drugi dzień do pracy oraz po pracy druga.
Kiedy zaczęła prasować pierwszą bluzkę, ja tak sobie stwierdziłam ” Ciekawe kiedy zadzwoni jakiś telefon” i nagle zadzwonił a ona wzięła żelazko przystawiła do ucha i powiedziała ” Halo”. Oczywiście żelazko było gorące i się biedactwo nacierpiało. W tej chwili ma ” ładną ” pamiątkę w postaci małego ciemniejszego znaczka na policzku. I przysięgła sobie nigdy więcej prasowania przy telefonie chociażby stacjonarnym. Bo wtedy na telefon komórkowy mało osób mogło sobie pozwolić.
Moja historia związana z żelazkiem.
Mąż bił mnie zawsze kablem od żelazka zanim zaczęliśmy „prasować” się. Mam z tym bardzo dobre wspomnienia. A teraz nasze żelazko przestało działać i wyrzuciłam je. Bez żelazka nie będę miała przyjemności. Pomóżcie.
Wszystko co proste jest najlepsze, prosty zwyczajny obiad, prosta szczera rozmowa, prosta droga i proste prasowanie, bo jak dotąd to było ono dla mnie zbyt skomplikowane. Te koronki, mankiety, plisy doprowadaja mnie do nerwicy, razu pewnego nie wutrzymałam i bluzke na inna zmieniłam. ale wkończyło sie to źle, bo bluzka była sprezentowana i wtedy miała byc ubrana. Od tej pory teściowa się obraziła i nic wiecej mi nie podarowała. A wina tkwiła w prasowaniu czy raczej nieuprasowaniu, bo to żelazko złe było.
Czy wiecie, że żelazko ma inną funkcję, niż prasowanie ciuchów?
Zacznę od tego, że żelazko zawsze kojarzy mi się z serialem „Córki McLeoda”. Tam była krótka scena, która na zawsze zmieniła moje podejście do przedmiotów codziennego użytku.
Byłam wtedy nastolatką oglądającą odcinek o przygotowaniach do ślubu jednej z bohaterek. Akcja rozgrywała się w domu na farmie australijskiego buszu.
Panna młoda wyróżniała się burzą kręconych, blond włosów, które od razu podbiły moje serce.
W tej pamiętnej scenie prostowała je. żelazkiem! Z głową przyłożoną do stołu, na którym były rozłożone jej włosy, przykładała rozżarzone żelazko do biednych pasemek i przypalała je. Tak się bałam, że sobie krzywdę zrobi, że się poparzy. W napięciu obserwowałam reakcję jej sióstr, a one tylko trajkotały o czymś, nie pamiętam o czym. Nagle panna młoda odkłada żelazko podnosi się i jak gdyby nigdy nic poprawia suknię i włosy. Proste włosy. Brzydkie. Straciłam do niej sympatię. Zżyłam się z inna bohaterką.
Mój przyszły teść opowiadał mi kiedyś jak jego mama pilnująć dzieci(a miała ich dużo)zajeła sie prasowaniem,sporo już rzeczy wyprasowała ale musiała iśc do dzieci i poprosiła swoją córkę Stasie o pomoc i wyprasowanie reszty ubrań.
No i oczywiście córka ta zaczeła prasować ale jej sie szybko znudziło i zostawiła włączone żelazko i poszła do koleżanek.
I mama teścia poczuła jakiś zapach i przyszła do tego pokoju.
A żelazko zdążyło już w między czasie się przebić przez drewniana podłogę i przepalić dziurę .i wpaść w nią oczywiście.
My z narzeczonym bardzo się uśmialiśmy 🙂 pozdrawiam
Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Dzień mojej komunii, gdzie wszystkie przygotowania toczyły się zbyt szybko, zbyt nerwowo. Jak przy każdej uroczystości, zawsze zdarza się o czymś zapomnieć, w tym przypadku była to niewyprasowana koszula mojego taty. Po parokrotnej prośbie skierowanej do mojej mamy, niestety tata został zdany sam na siebie. Podjął ryzyko, które zakończyło się wypaloną dziurą w kształcie stopy żelazka na plecach. Nie było by takiej tragedii, gdyby to nie był dzień upalny. Czerwcowa pogoda dopisywała, a mój tata siedział w kościele w marynarce zakrywając ogromną dziurę. Dodam, że inni ojcowie mieli na sobie koszule z krótkim rękawem, a mój tata ich po prostu zadziwiał. Tylko ja i mama znałyśmy historię, która niezwykle nas to śmieszyło. Był to rok 1995.
Moja przygoda z żelazkiem, a właściwie z jego nagłym brakiem dopadła mnie późnym wieczorem, na kilka godzin przed wyjściem mojej latorośli do szkoły, w chwili gdy przede mną leżała niezwykle trudna do prasowania biała koszula.
Włączyłam żelazko… i nic. Wszelkie próby przywrócenia go do życia kończyły się fiaskiem. Desperacja zmusiła mnie do kroku niezwykle ryzykownego. Włączyłam gaz, który po chwili objął płomieniem stopę żelazka. Poczekałam chwilę, po czym wykonałam próbę ogniową. O dziwo poskutkowałam. Kilkadziesiąt spotkań żelazka z palnikiem kuchenki i koszula była wyprasowana.
Zbliżał się sezon wakacyjny. Wybraliśmy się z mężem na zakupy, aby odświeżyć garderobę przed nadchodzącym latem. Pośród zakupów męża znalazły się bardzo ładne szorty do pływania, które bardzo polubił. Po powrocie do domu dopatrzyłam się w nich małej plamy, więc je uprałam jako przykładna żona 😉 Co zrobiłam później? Próbowałam je wyprasować 🙁 Temperaturę miałam ustawioną zdecydowanie za wysoko i na szortach pojawił się piękny przypalony trójkąt. Ajć…. Skrupulatnie schowałam szorty w szafie i po kilku dniach wybrała się na poszukiwanie identycznej pary na podmiankę. Jednak model w tym rozmiarze został wyprzedany 🙁
Minęło kilka dni i wybraliśmy się wspólnie z mężem wraz z przyjaciółmi nad jezioro. O przypalonych szortach zapomniałam …. nie na długo. Możecie wyobrazić sobie moją minę, gdy mąż wyciągnął z torby szorty do pływania …. właśnie te przypalone. Przypalony trójkącik na szortach pięknie zaświecił się w blasku słońca, a ja już mogłam zrobić tylko słodką minę niewiniątka 🙂
Dobre żelazko to podstawa. Dobrze, kiedy jest lekkie i ma odpowiedni kształt. O tym, że bez żelazka ani rusz, przekonałam się na własnej skórze kilkakrotnie. Ale zacznijmy d początku…O tym, że żelazko ma duszę, dowiedziałam się od babci. Pokazała mi jak działa jej stary, niezawodny ale ciężki sprzęt.W domu mieliśmy zwykłe na prąd.W szkole podstawowej nosiliśmy granatowe fartuszki z białym kołnierzem i emblematem klasy.Kiedy w pośpiechu prasowałam szkolny uniform zdarzyło mi się przypalić cienki materiał.Potem nie wiedziałam,czy lepiej iść do szkoły z dziurą, czy zostać w domu.Innym razem dziura w kolorowej bluzce i przypalona niedzielna sukienka w kwiatki.Po każdym wypadku długo czyściłam stopkę, by tata nie zauważył zniszczenia. I tak miałam w rodzinie opinię „psuja”. Złościło mnie, gdy siostra coś przypaliła, nie doczyściła żelazka, a potem było na mnie.Z perspektywy czasu wiem, że w żelazku musiał być wadliwy termostat, bo często się przegrzewało. Ale o reklamacji wadliwego produktu nikt wtedy nie słyszał. Po jakimś czasie żelazko się popsuło, a rodzina orzekła, ze to moja sprawka. Kiedy dorosłam wcale nie było lepiej. Kiedy,już jako młoda mężatka prasowałam, zauważyłam, że kabel jest lekko uszkodzony i błyska coś. Mąż sprawdził i niczego nie zauważył. Kolejne prasowanie i powtórka z rozrywki. powiedziałam, ze nie będę używała wadliwego sprzętu. Kilka dni później rzeczywiście sznur zaczął się palić. Miałam dość.Mąż chciał zmienić kabel, ale nie zgodziłam się i poszłam do sklepu po nowe żelazko. Działa do dziś, tyle, że córka chyba odziedziczyła po mnie talent do psucia i już kilkakrotnie przypaliła stopkę. Tyle tylko, ze młoda nie przyznaje się, gdy coś uszkodzi i nie czyści zabrudzeń, skutkiem czego kilka razy zabrudziłam bluzkę czy koszulę. Narzuta w pokoju Karoliny też nosi ślady żelazka. Marzy mi się nowy, dobry sprzęt. Taki, który będzie służył przez wiele lat, którym będę mogła wyprasować ubrania, obrusy czy zasłony.
Ja nie będę oryginalna,gdyż moja największa wpadka z żelazkiem dotyczyła mojej córki. Gdy rok temu wyjeżdżaliśmy na rodzinne wakacje strasznie się śpieszyliśmy. Asia miała jechać w swoich ukochanych, ciemnozielonych rybaczkach. To była pierwsza rzecz do której czuła takie przywiązanie. Sama je prała i prasowała. Zawsze żelazko miało najniższą temperaturę. Mimo, że materiał spodni tego nie wymagał. Gdy więc w dniu wyjazdu córka zaczęła prasować swoje ubranie i ustawiła żelazko na najniższą temperaturę, bałam się, że nie zdążymy na pociąg. Powiedziałam, że ja się tym zajmę. Oczywiście córka nie chciała się zgodzić ale ostatecznie dostałam żelazko. Podwyższyłam temperaturę i chciałam jak najszybciej skończyć. Jak na złość wtedy urządzenie zaczęło się psuć i temperatura zamiast o 30 stopni zwiększyła się o 100. Ostatecznie fragment spodni złączył się z żelazkiem a ja musiałam wysłuchać niezłej pogadanki. Od tamtej pory córka zawsze sama prasuje swoje ulubione ubrania.
Jedną z moich przygód z żelazkiem pamiętam szczególnie. Dostałam od mojego chłopaka z okazji urodzin piękną, zieloną bluzę z drogiego sportowego sklepu. Nie wiem co mnie podkusiło, ale po wypraniu postanowiłam ją wyprasować na największej mocy. Jakby mało było tej głupoty, zapomniałam sprawdzić czy w żelazku jest woda. Oczywiście jej nie było. Przyłożyłam żelazko na sam środek przodu bluzy i tssssss… żelazko przykleiło się do materiału! Nim udało mi się je odczepić, na bluzie pozostał czarny wzór odbitego żelazka. Mimo wszystkich przeciwności, stwierdziłam, że bluzę i tak będę nosić. Chłopak na szczęście się nie obraził, a ja ubrałam moją bluzę w pierwszy dzień świąt, gdy pojechaliśmy na kulig. Jakież było moje zdziwienie, gdy po przejażdżce, ściągając kurtkę, moja ciocia zobaczyła bluzę i stwierdziła, że jest śliczna, a wzór choinki na środku bardzo jej się podoba. Ciężko było mi powstrzymać się od śmiechu, ale podziękowałam i stwierdziłam, że artysta to nawet tanim żelazkiem coś zdziała!
Najwieksza wpadke z zelazkiem zaliczylam prasujac ubrania mojej corki. Mam malego bzika na punkcie prasowania, nie bede ukrywac. Prasuje wszystkie swoje ubrania zaraz po upraniu, wychodzac z zalozenia, ze jak sie je porzadnie powiesi lub ulozy w szafie to beda gotowe do noszenia. Pocieszam sie, ze moja mania prasowania jest mniejsza niz u mojej mamusi, ktora nawet bielizne prasowala. Moja corka w przeciwienstwie do mnie nie przejmuje sie czy ubrania, ktore nosi sa uprasowane czy nie, co mnie lekko stresuje, wiec przemycam czesto jej ubrania do mojego prasowania. I tak wlasnie zaliczylam wpadke – prasuja baaaardzo pognieciona sukienke corki, cieszylam sie, ze te wszystkie zakladki i zmarszczki w tkaninie pracowicie usuwam. Nie zdawalam sobie jednak sprawy z tego, ze ten material mial byc taki pomarszczony, celowo, i ze w rezultacie mojego prasowania sukienka nie tylko straci fason, ale tez bedzie dwa razy wieksza… za duza dla corki. Ups!
Heh…. kiedy po ślubie przeprowadziłam się do rodzinnego domu męża i jego rodziców rozpoczęliśmy remont naszych czterech kątów. Już nie mogłam się doczekać kiedy wszystko będzie na swoim miejscu i pozostanie tylko kwestia zawieszenia zasłon. Niestety nie obyło się bez przygód.
Zanim to zrobiłam musiałam dopuścić się czynu prasowania ŻELAZKIEM TEŚCIOWEJ i bufffffff…… po żelazku. To, że się spaliło to nic, to, że ucierpiała zasłona i był „smród” w całym domu to też nic, ale najważniejsze było to, że żelazko było mojej teściowej.
Od tamtej pory w naszym domu było dwa żelazka i niestety żadne nie sprostało oczekiwaniom….. , więc ratunku………….. naprawdę go potrzebuje. W 100% Żelazko Philips Gc9550 przejdzie nasze najśmielsze oczekiwania i rozprasuje nawet najbardziej uporczywe zagniecenia a także usunie plamę, którą dałam „puszczając żelazko teściowej z dymem”
Pozdrawiam
Sabina
Moja przygoda z żelazkiem jest krótka.
Wybrałam się pewnego razu do sklepu Media Markt w celu zakupu nowego żelazka. Po godzinie szukania- znalazłam! Było to również żelazko marki Philips. Zadowolona wrzuciłam żelazko do koszyka i pełna entuzjazmu powędrowałam w stronę kasy. Zapłaciłam za nie niemałą cenę, ale warto było. Wyszłam ze sklepu z pięknym, nowym żelazkiem po czym wsiadłam do autobusu i pojechałam prosto do domu. Po 15 minutach jazdy autobus zatrzymał się na moim przystanku. Niczego nieświadoma wysiadłam z autobusu i poszłam do domu. Weszłam do mieszkania z nadzieją, że wypróbuję mój nowy nabytek. Niestety… moje nowe, piękne żelazko odjechało wraz z moim autobusem, gdyż reklamówkę z nowym zakupem zostawiłam pod siedzeniem. To był koniec mojej radości z nowego nabytku.
Napiszę krótko i na temat: Urlop Tacierzyński nie lada gratka! Pranie i prasowanie…hmmm…była to dla mnie niezła abstrakcja;) Punkt pierwszy: ciuszki Maluszka ustawione na program: gotowanie, a następnie główkowanie dlaczego nagle zrobiły się o dwa rozmiary mniejsze:) Z prasowaniem nie było lepiej. Najpierw z pospiechu próba wyczyszczenia żelazka tym co było pod ręką, a więc niebieską ściereczką która przywarła szybciochem do nagrzanej płyty. Następnie w ruch chusteczki nawilżane (którymi ktoś powiedział mi – czyści się żelazko idealnie)- ale nie wspomniał o poparzonych paluchach;) (gdy żelazko wystygnie z brudem już się nic nie zrobi- trzeba zatem szorować gdy gorące;) Było tych przygód troszkę… Idzie mi coraz lepiej i teraz śmieję się z moich „domowych pracy” początków ale nie ukrywam, że wygrana takiego mega żelazka na pewno umiliłaby mi te ciężkie zajęcia:)
W podstawówce zdarzyło mi się parę razy wyprostować włosy o czym powiedziałam koleżance. Ona chyba nie chciała być gorsza i powiedziała, że prostuje włosy żelazkiem…
Nie zawsze zachowuję się rozsądnie. W moim rodzinnym domu często prasowałam i nawet lubiłam to. Ale gdy przeprowadziłam się do wielkiego miasta na studia i zamieszkałam w akademiku nie mogłam pozwolić sobie na żelazko. Kupowałam takie ubrania, żeby nie trzeba było ich prasować, jednak czasem zdarzało się, że konieczne było prasowanie. Pukałam wtedy do koleżanki z piętra wyżej i pożyczałam żelazko od niej. Niestety pewnego razu bardzo potrzebowałam żelazka,by wyprasować białą koszulę, ale koleżanki nie było w pokoju. Szukałam więc innej dziewczyny, która mogłaby mi pożyczyć żelazko. Zapukałam do kilkunastu drzwi i w końcu udało się! Jednak moja radość szybko znikła jak tylko moja „wybawicielka” pokazała mi swój sprzęt. „Jak dają, to trzeba brać” – pomyślałam i powędrowałam do swojego pokoju. żelazko było baaardzo stare. Chyba było następcą takiego ciężkiego żelazka na parę, które widywałam na kredensie u mojej babci. Nie miało pokrętła z temperaturą. Spojrzałam na stopkę – była pokryta czymś czarnym. Musiałam więc jakoś sprawdzić, czy żelazko będzie się dobrze sprawować. Nie myśląc zbyt długo przyłożyłam żelazko do tego, co znajdowało się najbliżej mnie, czyli do… koca. Nie dość, że nie wyprasowałam bluzki, to jeszcze miałam problem z wyczyszczeniem żelazka tej dziewczyny…
Takie żelazko jak Philips, to moje marzenie! Opiekuję się najbliższą mi, chorą osobą. mam co prać i co prasować. Gdybym tylko miała takie cudo, a nie mojego starego „rzęcha”! Może się nie dowie, co o nim myślę, bo szansa na wygraną niewielka i będę musiała z nim spędzić jeszcze długie lata, aż w końcu rozleci mi się na części. Lubi sobie popalić, czego ja nie znoszę,ale niekiedy muszę się pogodzić z jego nałogiem. W ten sposób straciłam bluzkę, koszulkę, serwetę, itp. Gdy był młodzikiem, przypalał sobie ukradkiem i nic o tym nie wiedziałam, dopóki nie „załatwił” nogawki nowych, eleganckich spodni mojego Taty. Ile musiałam się naganiać, aby znaleźć takie same. Niestety, nie udało się z kolorem. Gdy Tata wyciągnął w niedzielę spodnie z szafy, stwierdził:”Jak kupiłem te spodnie, to mi się kolor nie podobał, ale może być!”. Tak więc wszystko rozeszło się po kościach, lecz odtąd już nie ufam mojemu żelazku. Teraz to już staruszek, nie mam serca się na niego gniewać za jego wyskoki, lecz nadszedł czas, by odpoczął, a ja wraz z nim. Wyślijmy go na emeryturę!
Philipie, przybywaj! Nadchodzi czas na młode, prężne. energooszczędne pokolenie! Generację XXI wieku. Ileż my razem możemy zdziałać!!! Tylko, czy los da nam szansę?
Historia, którą zamierzam przytoczyć nauczyła mnie wiele – nigdy nie zmuszaj nikogo do prasowania !
Tak więc było to podczas roku szkolnego, kiedy obudziłem się rano myślałem nad tym w co się dzisiaj ubrać. Do głowy wpadła mi moja biała koszulka i za nic na świecie nie chciała z niej wyjść ! Problem jest taki, że była uprana i wymagała przeprasowania, ale jak to rano nie ma mowy by coś mnie zmusiło do prasowania… Poprosiłem siostrę, co ja mówię, zmusiłem wręcz ją, co może nie było za przyjemne, ale tak bardzo chciałem założyć tę koszulkę. Ona cała nabuzowana spieszyła się do pracy, popędziła po żelazko, rzuciła koszulkę i zaczęła szybko prasować. Po chwili usłyszałem „no to pięknie”. Gdy wszedłem do pokoju popatrzyłem się na jej twarz nieskażoną myślą, a potem na koszulkę. Była biała, była. Nie dość, że prasowała ją na prawej stronie co spowodowało zdrapanie napisu, to zrobiła to tak nieuważnie, że nie zobaczyła jak kamień z żelazka poleciał na koszulkę, a ona kilkoma ruchami to przyprasowała. Teraz mam koszulkę w paski i nosze ją w domku 🙂
Zbliżało się wesele mojej cioci, odliczaliśmy już tylko godziny do przyjazdu pana młodego. został tylko ostatnie prace, aby wszystko było dopięte na ostatni guzik. oczywiście w taki dzień panna młoda musi wyglądać nieskazitelnie Więc ciocia prasowała welon, bo był strasznie pogięty. Musiała rasować go przez inny przez inny materiał, i użyła do tego poszewki od jaśka, niechcący się machnęła i najechała na niezakryty fragment welonu momentalnie wypalając dość sporą dziurę 🙂
Sama w sumie nie zdążyłam się zestresować, bo musiałam uspokajać zapłakaną ciocię. Na szczęście moja mama tak przerobiła welon, że nikt do tej pory nie wierzy, że 2h przed ślubem był spalony na samym środku 😀
Ja to miałam nie miłą przygode z żelazkiem którą wspominam do dziś! 2 lata temu byłam druchną u mojej sąsiadki…od samego rana prześladował mnie jakiś pech . Gdy zaczełam prasować swoją sukienkę weselną stopa żelazka przykleiła mi sie do żelazka !!! O MATKO ! na środku mojej códownej pięknej sukienki była ogromna dziura!!! Rozpłakałam się bo musiałam zmienić cała swoją stylizacje ..sukienki urzyczyła mi na szczęście moja kochana siostra 🙂 <3 to nie koniec jako dróżka poszłam wcześniej do panny młodej ..wiadomo trzeba było pomoc jej przy ubiorze sukni jakieś pół godziny pozniej usłyszałyśmy straż pożarną ..zapomniałam wyłączyć z tego wszystkiego żelazka !!!!! firanka się zajeła i tak spłoneło prawie pól pokoju!!!!!!!! dobrze że to się tylko tak skączyło i i dobrze że tata "w pore" zobaczył co się dzieje i przyjechala straż!!!
Różnie w życiu bywało, zdarzały się i również różne też przygody. Byłem akurat w delegacji z pracy, na teraz. Tak, dowiedziałem się o niej dosłownie przychodząc do pracy. Od razu wyjechaliśmy, podróż trwała blisko pięć godzin. Po dotarciu byliśmy nieco zmęczeni. Ubrania były pogniecione. Poszliśmy więc do rodziny jednego z nas wyprasować koszule które na sobie mieliśmy. Niestety jesteśmy niezbyt w tym temacie rozumnymi osobami…
Ustawiliśmy zbyt wysoką temperaturę żelazka i niestety pięknie przyrumieniliśmy koledze z pracy rękawy. Ale to nie wszystko, gdy prasowałem swoją koszulę zachciało mi się użyć pary… Pary która z jakimś brudem odbiła mi się z tyłu na koszuli. Na szczęście miałem marynarkę, jakoś to udało się zamaskować. W ten sposób poszliśmy na zebranie z pracy w Warszawie. Dziwnie się czuliśmy tak siedząc – było po prostu czuć przypalone ubranie.
Moja historia pewnie nie powali na kolana, ale mojej siostrze dała start na lepsze życie- inne, wymarzone. Otóż zbierałyśmy się na dyskotekę z całą gromadką znajomych. Moja siostra nienawidzi prasować, ale za to pięknie maluje. Zrobiłyśmy małą wymianę, ja jej miałam wyprasować bluzkę, a ona miała mnie pomalować. I tak się stało. Wymalowała mnie wspaniale, tak jak chciałam. Natomiast ja miałam mały wypadek przy prasowaniu. Otóż kiedy ona się kąpała, a ja prasowałam, byłam tak podekscytowana tym wyjściem, że od czasu do czasu biegałam by macha papierosa zaczerpnąć. Raz mi się zapomniało, Żelasko zostało. I w ten sposób mały trójkącik przypalony. Tak delikatnie- niewidocznie- zwłaszcza na tym materiale. Nie przyznałam się, znajomi też nie zauważyli, ale jedna osoba musiała ją solidnie obserwować, a mianowicie przyszły mąż mojej siostry. I w taki sposób przyczyniłam się do tego, że niewinne przypalenie stało się punktem kulminacyjnym przyszłości mojej siostry. Od tamtej chwili nadali mi ksywkę żelazko:)… a ja się śmieję, że taka jestem gorąca:)
W końcu dzisiaj zebrałam się i postanowiłam zrobić porządek z całą stertą ciuchów czekającą z utęsknieniem na gorący dotyk mojego żelazka. Dzieci biegały po mieszkaniu, na patelni smażyła się rybka dla męża a ja walczyłam z moim gorącym żelazkiem prasować kanty i zagniecenia.Odeszłam na chwilę przewrócić rybkę a moja młodsza pociecha podeszła i położyła żelazko na swoje spodenki(chciała tylko pomóc ) aż się dymek spory pokazał a ona zwiała jak tornado do drugiego pokoju. Na szczęście skończyło się tylko na strachu .
Stare żelazko-z cyklu klapka…
chociaż ciężkie niewygodne
prasowało w kancik spodnie
pościel z koronkową wstawką
za elektryczności sprawką
wcześniej do historii sięgnę
było takie w środku węgle
oraz inne z duszą zwane
sztabki w piecu podgrzewane
dawny sprzęt prababek naszych
dobry był na tamte czasy
wrócę do pierwszego jednak
taka zwykła rzecz powszednia
brzydki uchwyt oraz stelaż
mogło z ręki wypaść nie raz
i zbić się podstawa szklana
nikt nie lubił prasowania
Pierwsze wspomnienie żelazka w moim życiu to rozgrzana stopa która nagle odpada od całej reszty i wtapia się w stół, płonące przewody i iskry. Przerażona mama nie wiedząca za co łapać najpierw. A później piękny, pełen zastygłych bąbelków i pęknięć, przezroczysty ślad żelazkowej stopy wytopiony na fornirowym blacie stołu, który zawsze lubiłam skrobać i odłupywać kawałki lakieru… identyczna dziura w moim kocyku i taki sam czarny kształt na dywanie w pokoju. Mama musiała być często roztargniona.
Teraz, kiedy sama jestem mamą, pewnie tylko dzięki nowym technologiom niczego nie palę i nie wytapiam, ale mogę się pochwalić – odnalazłam w swoim żelazku funkcję o której do tej pory nie wie nawet sam jego producent. W stanie „spoczynku” ma swoje dokładnie wytyczone miejsce na parapecie i służy jako podstawowa część rozbudowanej konstrukcji antenowej do odbioru internetu bezprzewodowego – która to antena w żadnym innym miejscu domu nie wyłapuje sygnału.
Wygląda na to, że dzięki mojemu żelazku mogę tu dzisiaj pisać… Hm, przeznaczenie? 😉
Pozdrawiam serdecznie!
czas: koniec roku akademickiego i wręczanie dyplomów
miejsce: wielka aula miejscowego Pałacu Kultury
akcja: krótko mówiąc dramat!
Studia podyplomowe były dla mnie małą drogą przez mękę. Naukę łączyłam z dorywcza pracą, obowiązkami domowymi i opieką nad córeczką. Odetchnęłam z ulgą gdy przyszedł koniec! To miał być wielki dzień, mój dzień. Uroczyste rozdawanie dyplomów, pamiątkowe zdjęcia, przemowy itd.
Sytuacja wymagała odpowiedniej oprawy, więc wypadało ubrać się elegancko. Ostatnim etapem przygotowań było prasowanie spódnicy. W międzyczasie kołysałam małą do snu bo była niespokojna i pech chciał, że pozostawione dosłownie na ułamek sekundy żelazko, odbiło się na materiale. Inny strój nie wchodził w grę, bo to była najbardziej wizytowa spódnica, więc pomyślałam, że w auli na pewno będzie półmrok i nikt niczego nie zauważy.
Pamiętam to jak dziś… Stoję w rzędzie, razem z innymi, którzy ukończyli rok z wyróżnieniem, Pani dziekan podchodzi do każdego z mikrofonem i wręcza dyplom, a jedna z koleżanek (znienawidzona przeze mnie Dominika) wręcza różę. Rozbłysły światła, ale sądziłam, że w takim zamieszaniu nikt nie zwróci uwagi na moją kieckę. I nadeszła ta chwila… Pękam z dumy, powoli napływają łzy wzruszenia, Pani profesor podchodzi do mnie, gratuluje mi, ja się uśmiecham, a Dominika mówi teatralnym półszeptem, który roznosi się poprzez mikrofon po całej auli: „Masz żelazko na spódnicy”.
Myślałam, że spalę się ze wstydu. Miałam wrażenie, że wszyscy na mnie patrzą. Czerwona ze złości i zniesmaczona, miałam ochotę zapaść się pod ziemię! Koleżanki oglądały moją spódnicę jak na manekinie w sklepie, były różne komentarze, a Dominika triumfowała.
Ochłonęłam dopiero jak wróciłam do domu i spojrzałam na moją małą, śpiącą kruszynkę, wtedy pomyślałam, że mam gdzieś spódnicę, wredną Dominikę i wszystkich, którzy źle mi życzą, bo to ten mój malutki skarb jest najważniejszy.
To najsmutniejsza przygoda z prasowaniem, jaka mnie spotkała. Z perspektywy czasu myślę że może to była kara za chwilową próżność, albo za lenistwo i złą organizację (bo mogłam prasować na spokojnie dzień prędzej), tak czy inaczej na samo przypomnienie tej historii ogarnia mnie subtelne poczucie wstydu, na szczęście z biegiem lat coraz mniejsze 🙂
Historia z żelazkiem … tylko jedna mi się przypomina i nie zapomne jej do końca życia. Wyda się śmieszna, zabawna i tak na nią patrzę z perspektywy czasu, choć wtedy śmiesznie nie było, ale zadziałało … No więc – kiedyś byłam bardzo nieśmiałą osobą, bardzo, bardzo niesmiałą osobą. Do tego stopnia, że bałam się wychodzić z domu. Mój brak pewności siebie powodował paraliż. Tak – dobrze myślicie – paraliżował mnie strach przed wszystkim, strach przed ludżmi. Więc siedziałam w domu i robiłam to co w domu robić można – prałam , prasowałam , sprzątałam itd. nikt mnie nie odwiedzał, nigdzie nie wychodziłam. Któregoś razu zeszłam po pocztę do skrzynki. Przeglądając stertę ulotek znalazłam jedną, której przeczytania odmieniło mnie i moje zycie. Pomyślałam – ide . To była zachęta do jednoosobowego Kursu Rozwoju Osobowości. Widniał numer – wybrałam. Miła Pani zaprosiła mnie do siebie. Idę …Spróbuję. Pokonałam strach. Ubrałam się, Umalowałam. Cięzko było, ale dałam radę. Zamówiłam taksówkę – nie chciałam iść wśród ludzi… oj było ciężko…. seansów było kilka… początkowo rozmowy, dyskusje … czułąm się lepiej… na 5 lekcji miałam sprostac pewnemu wyzwaniu… miałam wyjśc do ludzi. miałam po prostu wyjść na miasto…Zatkało mnie jednak , gdy moja miła Pani powiedziała, że nie wyjdę sama. myslę sobie – będe z kimś, będzie mi raźniej…miasteczko małe, dam radę …na spacer zaprosiła kogoś – eh – nie kogoś a coś – tak to było ono – to było żelazko – miałam wyjść na spacer z żelazkiem!!! po co? na co? Dlaczego? nie miałam zadawac pytań – miałam zabrac żelazko na spacer!wstyd nie pozwalał mi wyjść – omal nie zostałam na siłę wyciągnięta z gabinetu. miałam zcas – 15 min. Wyszłam, szłam przed siebie, nie patrzałam. ciągnęłam za sobą żelazko! w pewnym momencie podniosłam oczy – ludzie uśmiechali się miło, jedni się śmiali, inni klaskali, inni chcieli podejść. a ja? po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie czuję wstydu. idę, ludzie się uśmiechają, a ja – uśmiecham się do nich. i nawet nie pamiętam , jak doszłam z powrotem na sesję. byłam szczęśliwa. i jestem szczęśliwa do dziś! z mężem , córeczką, i moim żelazkiem. Mam go do dziś – to prezent od Miłej Pani, która pomogła mi stac się tym , kim jestem dziś! Dziękuję P. Alu jeśli Pani to czyta . 🙂 a nuż 🙂 ps. może warto wymienić żelazko na nowsze by móc prasować ubrania, w które śmiało wejdę, gdy z mężem zechcę poszaleć na mieście wśród ludzi i ich roześmianych twarzy …
Historia z żelazkiem … tylko jedna mi się przypomina i nie zapomne jej do końca życia. Wyda się śmieszna, zabawna i tak na nią patrzę z perspektywy czasu, choć wtedy śmiesznie nie było, ale zadziałało … No więc – kiedyś byłam bardzo nieśmiałą osobą, bardzo, bardzo niesmiałą osobą. Do tego stopnia, że bałam się wychodzić z domu. Mój brak pewności siebie powodował paraliż. Tak – dobrze myślicie – paraliżował mnie strach przed wszystkim, strach przed ludżmi. Więc siedziałam w domu i robiłam to co w domu robić można – prałam , prasowałam , sprzątałam itd. nikt mnie nie odwiedzał, nigdzie nie wychodziłam. Któregoś razu zeszłam po pocztę do skrzynki. Przeglądając stertę ulotek znalazłam jedną, której przeczytania odmieniło mnie i moje zycie. Pomyślałam – ide . To była zachęta do jednoosobowego Kursu Rozwoju Osobowości. Widniał numer – wybrałam. Miła Pani zaprosiła mnie do siebie. Idę …Spróbuję. Pokonałam strach. Ubrałam się, Umalowałam. Cięzko było, ale dałam radę. Zamówiłam taksówkę – nie chciałam iść wśród ludzi… oj było ciężko…. seansów było kilka… początkowo rozmowy, dyskusje … czułąm się lepiej… na 5 lekcji miałam sprostac pewnemu wyzwaniu… miałam wyjśc do ludzi. miałam po prostu wyjść na miasto…Zatkało mnie jednak , gdy moja miła Pani powiedziała, że nie wyjdę sama. myslę sobie – będe z kimś, będzie mi raźniej…miasteczko małe, dam radę …na spacer zaprosiła kogoś – eh – nie kogoś a coś – tak to było ono – to było żelazko – miałam wyjść na spacer z żelazkiem!!! po co? na co? Dlaczego? nie miałam zadawac pytań – miałam zabrac żelazko na spacer!wstyd nie pozwalał mi wyjść – omal nie zostałam na siłę wyciągnięta z gabinetu. miałam zcas – 15 min. Wyszłam, szłam przed siebie, nie patrzałam. ciągnęłam za sobą żelazko! w pewnym momencie podniosłam oczy – ludzie uśmiechali się miło, jedni się śmiali, inni klaskali, inni chcieli podejść. a ja? po raz pierwszy w życiu poczułam, że nie czuję wstydu. idę, ludzie się uśmiechają, a ja – uśmiecham się do nich. i nawet nie pamiętam , jak doszłam z powrotem na sesję. byłam szczęśliwa. i jestem szczęśliwa do dziś! z mężem , córeczką, i moim żelazkiem. Mam go do dziś – to prezent od Miłej Pani, która pomogła mi stac się tym , kim jestem dziś! Dziękuję P. Alu jeśli Pani to czyta . 🙂 a nuż 🙂 ps. może warto wymienić żelazko na nowsze by móc prasować ubrania, w które śmiało wejdę, gdy z mężem zechcę poszaleć na mieście wśród ludzi i ich roześmianych twarzy …