Chwila, w której pękasz jako matka zostanie ci zapamiętana do końca życia. Ale nie przez twoje dziecko – chyba nie łudzisz się, że ze wszystkich tych cudownych dni, które mu fundujesz, ono akurat uczepi się twojej chwili słabości?

Z niektórych rzeczy, za jakie uwielbiam dzieci jest to, że w ogóle nie są one pamiętliwe. Jakimś dziwnym trafem wakacje, wycieczki i wyprawy w nieznane zapadają im w pamięć. Nieszczęścia, chwile słabości matki, smutki i niepokoje spływają po nich jak po kaczce.

A ja kiedyś mocno pękłam. Umęczona fizycznie, pognębiona brakiem argumentów w dyskusji z kilkulatką, przepychankami w nieustannym roztrząsaniu wyższości brokułów nad czekoladą poległam. Łzy lały mi się ciurkiem, nie reagowałam na dziecięce słowa – nie było mnie przez moment. A potem dziecko zaśmiało się z mojej miny, która była grymasem płaczu i poczułam, że jestem jej wdzięczna za tę bezduszność. Aż w końcu zaśmiałam się sama, rozumiejąc, że awantura o niezjedzony obiad niewarta jest tego, aby zapamiętała matkę płaczącą. W minutę później już byłam sobą i dziękowałam w duchu, że te dzieci takie czujące, a nie myślące – gdy wiedzą, że gra niewarta świeczki (czyli jednak trochę przesadzasz), nie poświęcą ci ani sekundy…

Pękamy jako matki codziennie. Ja długo nie mogłam sobie wybaczyć, że Lenka niezbyt długo rozkoszowała się smakiem mleka matki. Wwiercałam sobie w mózg, że teraz moją winą będzie, jeśli jej rozwój przebiegnie nie tak, jak trzeba. Każde najmniejsze odchylenie od normy tłumaczyłam jednym: to dlatego, że za krótko ją karmiłam. Dopiero dziś mogę się przyznać, że uważam to za najgorszą bzdurę, jaką kiedykolwiek wymyśliłam!

Niestety: my, matki, pierwsze co robimy to szukamy winy w sobie. Źle się zachowuje? Może za mało tłumaczyłam. Nie chce jeść? Może niesmacznie gotuję. Nie chce dać się pocałować? Może za mało tuliłam.

zawiodlam jako matkaA tymczasem prawda taka, że nigdy nie przewidzisz, co może pójść nie tak. Twoje błędy mogą wyjść dopiero, gdy dziecko będzie miało 15 lat i powie: „Mamusiu, jestem w ciąży”. Każdy ruch jaki wykonuje matka obarczony jest ryzykiem. Nie mam wątpliwości, że warto je podjąć. Osobiście wiele rzeczy zrobiłabym dziś inaczej niż wtedy, gdy urodziła się moja córka. Szansę na rehabilitację dostałam przy drugim dziecku. Ale jestem pewna, że i przy nim popełnię błędy i pęknę wiele razy – w taki sposób, jeśli każde następne dziecko jest szansą na naprawienie win, mogłabym skończyć jak Angelina Jolie: z ósemką przy boku

Robię więc, co mogę, czasem stanowczo zbyt dużo i pękam. Zdaje się, że to jedyne, czego nie nauczy mnie drugie dziecko: nie odpuszczę i dalej będę robić więcej, niż starcza mi sił. Bo my, matki, już takie głupie jesteśmy.