Nie idzie Ci lepienie pierogów? Dzieci dokazują, a dom przypomina krajobraz po bitwie? Olej to. W święta nie to jest przecież najważniejsze!

Tymczasem gdzieś w jakimś domu na skraju lasu… podłogi odkurzone i umyte na błysk – pewnie z pomocą robota sprzątającego. Meble na wysoki połysk – z pomocą wynajętej pani sprzątaczki i cudownego płynu. Cały dom udekorowany, jak w sklepie z akcesoriami do wystroju wnętrz. Dzieci siedzą grzecznie na dywanie i kleją papierowy łańcuch, a choinka cała w pięknych bombkach i lampkach tylko czeka, aż gotowy zawiśnie na jej gałązkach. Kot wyleguje się przy kaloryferze i rozkosznie mruczy, a gospodyni leży i pachnie pośród kolęd oraz pierników, które w zasadzie zrobiły się same w nocy. Znasz to ? Ja też. Z reklamy. Nie z własnego życia.

Chyba każda mama ma na swoim koncie podobne rozczarowanie swoim obrazem Bożego Narodzenia porównywanym do tego z telewizora. U mnie w domu przed świętami jest trzęsienie ziemi, które nijak się ma do sytuacji promowanych w mediach. Nigdy nie jest tak, jak sobie zaplanuję. Podłoga jest umazana sokiem, w kuchni zabawki rozsypane po podłodze,  choinka od tygodnia stoi przed domem w tym swoim śmiesznym siatkowym ubranku i czeka, kiedy znajdziemy czas żeby wnieść ją do salonu. Wcale nie ma błogiego lenistwa, nie ma nawet czasu na pomalowanie paznokci, zresztą nie ma to sensu, bo zaraz trzeba będzie umyć gary i lakier zejdzie. Jest ciągła robota od świtu do nocy, bo przecież dzieci nie idą do przedszkola.

Doszłam jednak do wniosku, że nie należy się zaharowywać. Lepiej chwytać momenty. Bo święta były fajne, kiedy sama je przeżywałam, ale patrzenie jak przeżywają je własne dzieci jest już innym magicznym doświadczeniem. Nie wiem, czy nie lepszym. Bo staram się po raz drugi w życiu wczuć w emocje tej małej istotki i przywrócić własne wspomnienia. Próbuję zaznać tej beztroski i spontanicznej radości. Może trochę udaję, że cieszy mnie śnieg (a w myślach: cholera, znów trzeba będzie skrobać rano szyby i odśnieżać chodnik) czy pierwsza gwiazdka na niebie (a w myślach: szlag, znowu się nie wyrobiłam na czas z Wigilią), ale w tym roku postanawiam się poprawić i nie myśleć o tych przyziemnych rzeczach. I Wam też tego życzę.

A teraz mam dla Was dwie wiadomości: złą i dobrą. Zła jest taka, że święta nigdy nie będą takie idealne jak w reklamie, a dobra jest taka, że niezależnie od tego czy umyjesz okna/wypastujesz podłogi/zetrzesz kurze czy też nie – święta się odbędą. Ale to od Ciebie zależy, jak je spędzisz i jak zapamiętają te dni Twoje dzieci. Chciałabym, żebyś się… rozpięła. Tak, dokładnie! Spina na święta nie jest wskazana. Chrzań gotowanie 12 potraw i ślęczenie w kuchni od rana do wieczora. Chrzań generalne porządki i układanie rzeczy w szafach. Po prostu wyluzuj i zrób tylko tyle, na ile masz siłę i ochotę. Dość dużo, żeby mieć co podać na stół, a na tyle mało, żeby mieć czas na wypatrywanie tej pierwszej gwiazdki z dziećmi.

Porzućmy więc większość przedświątecznych obowiązków, zasiądźmy do stołu z rodziną i cieszmy się tymi chwilami. Bo jak już dom jest w miarę doprowadzony do porządku, a wieczerza gotowa, to fajnie się patrzy na roześmiane i rozemocjonowane dzieci, które kiedyś dorosną i wtedy nie będą tak urocze w tym swoim oczekiwaniu na Boże Narodzenie.

Bo to jest tak jak pisałam Wam rok temu. Czekajmy na święta, ale bez szaleństwa w oczach, wypoczęci, nie zmęczeni, nie zniechęceni do świąt, zanim zdążyły się jeszcze na dobre rozpocząć. Bo przecież kochamy święta, ale jeszcze bardziej kochamy święty spokój…

A więc życzę Wam zwolnienia tempa, ale i przyspieszonego bicia serca. Wielu prezentów pod choinką, ale przede wszystkim miłości. I karpia bez ości.

Wesołych Świąt!