Ostatnio na Instagram Stories podzieliłam się z Wami pewną refleksją, a właściwie pożaliłam się na mojego męża. (Ten i inne filmiki znajdziecie wchodząc na mojego Instagrama. Klikacie w zdjęcie główne i jesteście na miejscu. Jeśli jeszcze mnie nie obserwujecie, to nie macie pojęcia co was omija.)

Dziś rozwinę temat, bo po prostu muszę to z siebie wyrzucić. Potem Adam wyrzuci mnie z domu, także wstępnie już szukam nowego lokum. Przygarnie któraś?

Bo tym razem pójdzie o odkładanie rzeczy na swoje miejsce. Założę się, że większość z Was ma ten sam problem z facetami. Nieważne, czy dopiero co zamieszkaliście ze sobą, czy ciągniecie ten wspólny mieszkaniowy wózek już od wielu lat.

Ale od początku. Jak wiecie, nie było mnie w domu przez trzy dni, które spędziłam w Rzymie.  I byłabym przeszczęśliwa i nieświadoma tego, co się dzieje w chałupie, gdyby nie… powrót. A przecież wrócić musiałam, choćby do dzieci. No i do męża. Właśnie. Coraz częściej, po takich powrotach dochodzę do wniosku, że trafił mi się jakiś uszkodzony egzemplarz. Cudowny, ale jednak pewne wady ma. Ja wiem, że po ślubie, tak samo jak po odejściu od kasy, reklamacji nie uwzględnia się, no ale chętnie poszukam jakiegoś sposobu, żeby zreperować to i owo.

Bo doprawdy nie rozumiem, jak ci faceci mogą tak dezorganizować sobie życie i przestrzeń. Wasi też tak mają czy tylko mój? Że jak wychodzicie na parę chwil z domu, nieważne czy ta chwila trwa kilkanaście minut, czy kilka dni, to po powrocie zastajecie Armagedon? Antyporządek? Apokalipsę? Anything? Bo ja zastaję za każdym razem. I za każdym razem się dziwię, jak można tak robić i utrudniać sobie funkcjonowanie. Często do mnie piszecie i na Insta również rozgorzała dyskusja o „artystycznym nieładzie”, jaki męska pleć po sobie zostawia. I wiecie co? Były tylko dwa, może trzy komentarze, że to mąż sprząta, a kobieta bałagani. To ja się chętnie zamienię choćby na parę dni z takimi skarbami! I jeszcze dobrze zapłacę.

Niestety reszta Was pisała raczej, że partnerzy życiowi wszystko po sobie zostawiają i na pewno nie jest to spadek. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Już kiedyś wspominałam, że są faceci, którzy nie kończą… . Ale to, że nie kończą czynności to jedna strona niechlubnego medalu. Po drugiej jest niedbanie o porządek. Jedna z czytelniczek napisała mi, że jej mąż ma to do siebie, że zje ciastka i puste opakowanie włoży z powrotem do szafki. Zużyje szprotki i puszkę bez zawartości włoży do lodówki. Czyli niby odłożył rzecz na miejsce, ale problem w tym, że zużyte rzeczy powinny lądować w koszu. Nie lądują. Facet może myśli, że puste opakowanie samo znajdzie drogę do śmietnika. Inny przykład: dziecko ma kaszel, facet wyjmuje więc syrop z szafki, a potem nagle ten syrop odnajdujemy na schodach . Dlaczego? Bo akurat dziecko się tam bawiło. A że syrop też tam znalazł miejscówkę, to niech sobie tam już zostanie.

Albo jeszcze inny przykład: mąż jednej dziewczyny notorycznie przestawia jej rzeczy. Nudzi mu się, więc podchodzi i ustawia po swojemu. Ogląda, maca, a potem odkłada, ale w inne miejsce. Ona dostaje piany na ustach, bo już widzi, że coś krzywo stoi lub stoi w nierównych odstępach.  A może to jest sprzątanie w męskim wykonaniu?

W ogóle po opowieściach znajomych mogę śmiało stwierdzić, że facetów ogólnie nie rusza to, że coś strącili, przestawili, przewrócili, coś spadło. W myśl słów piosenki Elektrycznych Gitar: „Przewróciło się niech leży, cały luksus polega na tym, że nie muszę go podnosić, będę się potykał czasem. Będę się czasem potykał, ale nie muszę sprzątać”.

W związku z powyższym mam zasadnicze pytanie: czy to jest jakiś powszechny wirus, czy to się w ogóle leczy? Bo nie wiem do której przychodni dzwonić, żeby umówić dla męża wizytę…