Nie do wiary: ktoś ostatnio zarzucił mi, że Lenka chyba jest rozpieszczona! Nie powiem, kto, zresztą, tego kogoś nie ma już na tym świecie, zajęłam się tym… Makabryczny żart, ale oddaje mój minorowy nastrój. Wszystko przez to, że kilka razy widział nas ten ktoś w sytuacji spacerowej. Jeździ, gdzie chce, pędzi jak wariat… oczywiście Lenka, nie ja, choć ja z rozwianym włosem za nią… Potem długo tulę i całuję po doznanej niewielkiej kontuzji…

A ja uważam, że dziecka nie da się w ten sposób rozpieścić. Każdy człowiek potrzebuje wsparcia. Niektórzy szukają go u przyjaciół, męża, inni na internetowych forach tutaj. A gdzie ten mały człowiek ma szukać wsparcia, jeśli nie w ramionach rodziców? Czy może w ogóle w pewnym wieku należy go tego wsparcia pozbawiać, mówiąc: „Musisz sam się z tym uporać”? Jeśli tak, to kto ustala granicę wieku i jaka ona jest – 2, 5, może 7 lat? A ja wam mówię, że to bzdury!

Wiecie, jakie mam zdanie o przytulaniu i całusach. Kwestia rozpieszczania jest kontynuacją tych poglądów. Zawsze też miałam szacunek to ludzkiej wolności. Ludzkiej, a więc także i dziecięcej. Ten ludzik ma tez przecież swój świat, którym w okolicach 3-4 roku życia niekoniecznie będzie chciał się dzielić. I faktycznie, jeśli nie pozwolimy mu na posiadanie własnego świata, a z przysłowiowymi buciorami wtargniemy w każdy jego aspekt, także ten intymny, i będziemy usilnie sprowadzać go do roli bezwolnej istoty, to faktycznie nasze dziecko szybko stanie się rozpieszczone.

Danie dziecku nieco luzu powinno odbywać się też w obrębie zasad. Dyscyplina, maniery i zasady są jednak mniej istotne jak to, żeby zbudować dobry związek, oparty na wzajemnym zaufaniu w rodzinie. Trzeba dziecka darzyć szacunkiem, co można mu pokazać szanując jego… fochy. Każdy ma przecież prawo do gorszego dnia. Jeśli wy macie same dobre dni, to podajcie w komentarzu nazwę tabletek szczęścia, które łykacie. Dziecko nie ma czasem ochoty na spacer, na aktywność, na uśmiech i zadowolenie. I jemu czasem udziela się spleen. Jeśli przyjmiemy to do wiadomości przestaną nas wkurzać jego zachowania, bo zrozumiemy, że wynikają one z jego wewnętrznego świata.

Jeśli więc rozpieszczaniem nazywacie odpuszczanie w mniejszych sprawach i nie zawsze żelazną konsekwencję to tak, rozpieszczę sobie dziecko. Jestem bowiem zwolennikiem taktyki wojennej która mówi, że czasem trzeba przegrać bitwę żeby wygrać wojnę. Świetne określenie na to znaleźli Francuzi: mówią o tzw. cadre, czyli ramie, którą powinien każdy rodzic zbudować swojemu dziecku. Na chłopski rozum można mówić o ustanowieniu krańcowych granic, ale w obrębie których panuje nieograniczona wolność. Jak to wygląda w praktyce? Na przykład coś, co każdemu rodzicowi przysparza pewnie nieco kłopotów, czyli kładzenie dzieci spać. Francuzi radzą wyznaczyć dziecku porę, od której nie może wychodzić ze swojego pokoju, ale co ono tam robi, to już jego kwestia i rodzice w ogóle tego nie kontrolują (oczywiście odradzam telewizor i komputer w pokoju dziecięcym…). Oczywiście pierwsze wieczory mogę okazać się gehenną, ale wbrew pozorom dzieci mają zdolność samokontroli jeśli tylko im na nią pozwolimy i jeśli okażemy im maksimum zaufania.

Obserwuję rodziców na spacerach (strzeżcie się!) i widzę, że dla niektórych wychowanie dziecka to sprawa życia i śmierci. Można powiedzieć, że to raczej tresura. Nie biegaj (niechże mi któraś wyjaśni w końcu, czemu zabraniacie dzieciom biegać na spacerach?? Co, nie chce się biegać za dzieckiem?..), uważaj, nie właź do kałuży, nie buduj dwóch babek na raz, tylko jedną (też miałam zapytać, dlaczego…). Osobiście wolę pozytywne podejście: ufam, że dziecko czegoś nie zrobi, a nie zakładam, że coś zrobi złego. Zakładam, że moje dziecko jest mądre i rozsądne, a nie że głupie i niedoświadczone. Rozpieszczanie? Może z zewnątrz tak wyglądać, bo pozornie dziecko robi co chce: biega, skacze, włazi i złazi, bada, maca… niby bawi, a tak naprawdę UCZY SIĘ.

A moje granice, moje cadre? Owszem, istnieje, ale stawiam ograniczenia tylko wtedy, kiedy to konieczne. Nie mówię na przykład „Koniec zabawy!”, bo akurat chcę obejrzeć coś w internecie. Wynika to właśnie z mojego szacunku wobec tego 90-centymetrowego stworka.

Jeśli chcecie mądrze rozpieścić-nie-rozpieścić swoje dziecko, róbcie to za pomocą… wspólnie spędzanego czasu. Nie znam dziecka, które woli we własnym towarzystwie bawić się lalkami niż pojechać z rodzicami na wakacje. Chociaż Lenka miała pewne obawy tutaj, w końcu przełamała się – jej wahanie wynikało pewnie z niepewności, co tym razem ją czeka. Ale jak zwykle czekała ją świetna zabawa i duuuuużo czasu spędzonego tylko z rodzicami. Dlatego namawiam na stosowanie nagród i niespodzianek w postaci wspólnych wycieczek, wypraw, grania w gry czy gotowania. Żadne zabawki tego nie zastąpią – to właśnie one stosowane jako substytut naszej obecności czy zacieracz wyrzutów sumienia spowodowanych naszą nieobecnością są winne prawdziwego rozpieszczania. Te stosy rzeczy, jakimi nasze dzieci są od małego wręcz obrzucane (winni są tu też krewni…) są często traktowane jako przekupstwo. A dzieci niezwykle szybko nauczą się nami manipulować, jeśli im podsuniemy takie rozwiązanie.

Jeśli dalej twierdzicie, że moje dziecko mając całująco-tuląco-frywolną matkę, stanie się w niedalekiej przyszłości rozpieszczone, spróbujcie przekonać mnie w komentarzach. Bo ja sumienie mam czyste… tak sądzę…