Mąż najpierw się tylko przygląda, a potem też dołącza. Ta sytuacja nie powtarza się codziennie, ale dzięki temu intensywniej celebrujemy wspólne chwile.

Cokolwiek sobie teraz pomyślałyście, na pewno niektóre wieczory spędzamy podobnie. Bo na pewno same przyznacie, że są dni, które wyjątkowo dają nam w kość. Ciuchy już od tygodnia proszą się o wyprasowanie, w zlewie piętrzą się brudne gary po wczorajszej kolacji, trzeba skoczyć po zakupy i do urzędu gminy bo od 5 lat nie mam dowodu osobistego, a dzieci jak na złość domagają się uwagi w wyjątkowo nachalny sposób (np. mój syn podczas gotowania zupy lubi wisieć mi na nodze). Już od rana myślę więc tylko o tym, żeby poszły spać, a ja w tym czasie rozłożę się na kanapie ze swoim niecnym planem. Całodzienna walka o jako taki porządek w domu, załatwienie spraw na mieście, opieka nad maluchami, ogarnięcie posiłków i wiele innych czynności to nie lada wyczyn dla każdej matki. Dlatego wieczorne chwile wytchnienia należą się nam jak psu buda.

I w końcu nadchodzi ta wiekopomna chwila: wychodzę zwycięsko z pokoju  potomstwa, bo oto wreszcie dało się namówić na głęboki sen. Ze szczęścia nie wiem, co robić. Zatańczyć „Macarenę”? Iść z mężem na dzikie balety do klubu? Śpiewać na cały głos „Despacito”, mimo że słoń nadepnął mi na ucho? Nie no, odpada. Na żadną z tych rzeczy już nie mam siły. Ale jest coś, na co ja akurat zawsze znajdę czas i ochotę. Odpoczynek z pewną rzeczą, która zawsze poprawia mi humor, zwłaszcza po cięższym dniu.

Tak więc siadam wygodnie, nogi do góry (co za ulga!), biorę TO do ręki i już czuję tę błogość. Zapominam o tym, co mi się tego dnia nie udało, puszczam w niepamięć godzinę stania przy zlewie i kuchence z małym obciążnikiem na lewej nodze.

Bezczelnie rzucam się wreszcie na kanapę, wywalam nogi do góry (moje żyły właśnie śpiewają mi hymn pochwalny), a mnie samą ogarnia totalny „tumiwisizm”. Należy mi się! Upajam (a może upijam?) się tą chwilą, bo nie będzie trwać wiecznie. Oddycham głęboko, zamykam oczy i robię to, co przynosi mi relaks i ukojenie.

Do pokoju wchodzi mąż i bacznie mi się przygląda, kiedy TO robię. Narasta w nim napięcie, a za chwilę dołącza do wspólnej zabawy i… też nalewa sobie schłodzone winko. Aaaa odpoczywamy.  A nasze  kubki smakowe odpoczywają tak samo jak my, pijąc nasze ulubione Carlo Rossi Intense Sweet Concord… Uwielbiam je za ten owocowy aromat i bardzo intensywny i słodki smak. To wino to naprawdę niezapomniane doznania smakowe.

kieliszek na wino butelkacarlorossi concordWystarczy nam chwila, by w końcu dopieścić ciało i umysł i jako tako dojść do równowagi psychicznej po całodziennych zmaganiach z domem, rodziną i innymi sprawami. A czy Wy też pozwalacie sobie na chwileczkę zapomnienia z mniejszym kieliszkiem lub większym kielichem?

kieliszek butelka