Ech, pierwszy raz w życiu ja, poważna matka, niekarana, zdrowa na umyśle postanowiłam kogoś śledzić… Pogoda sprzyjała, a nawet – co kluczowe w tej historii – zaczynała nieco przesadzać z temperaturą. Słowem: pełnia maja, 25 stopni w cieniu. Szłam sobie marząc o zmrożonym sorbecie i prysznicu, aż tu nagle minął mnie ON. WÓZEK. Zabarykadowany, zakamuflowany, zamaskowany – postawiona budka, naciągnięta osłona na gondolę. Myślę sobie: co jest? Znowu bezdomni komuś wózek spod mieszkania ukradli i puszki będą wozić? Otóż nie. W samym środku upalnego dnia dwójka dorosłych ludzi wiozła w tym opancerzonym wozie niemowlaka. Wiem, bo jak tylko to zobaczyłam, zawróciłam i… cóż, poszłam za nimi, bezczelnie zaglądając do środka. Zajęci kłótnią nawet mnie nie zauważyli…

Zanim zdążyłam się zastanowić, co zrobić, żeby uratować to dziecko przed wyrodnymi rodzicami, oni skręcili pod dom i wyjęli malucha zza barykady czyli z gondoli. Uff, żyło. A wcale nie byłam pewna, że zniesie to bez szwanku.

Ale takie rodzicielskie ewenementy nie zdarzają się na szczęście zbyt często. Niestety, nagminnie i na każdym kroku, szczególnie w parkach czy na plaży, natykam się na okryte kocykiem lub pieluchą tetrową wózki z maluszkami. Nie wiem, czy tacy rodzice, sami roznegliżowani i ledwo zipiący od upału sami chcieliby się znaleźć w tym momencie w namiocie. Bo tak, właśnie jak w nagrzanym namiocie czuje się takie dziecko podczas upału. Nie myślcie, że tetrowa pielucha przepuszcza powietrze – naukowcy ze Szwecji sprawdzili (chociaż sami też możemy – termometry przecież mamy?..), że panuje tam temperatura wyższa o kilkanaście stopni niż w otoczeniu. Przy upale rzędu 30 stopni to chyba ma znaczenie, co?

dziecko w wozkuPonadto pieluszka, która ma chronić przed słońcem i przeciągami, blokuje cyrkulację powietrza – a  sami wiecie, że najmniejszy nawet powiew wiatru, gdy na dworze skwar, ratuje przed roztopieniem się na słońcu… Do tego dziecko pod takim nakryciem z pieluchy (widywałam też wózki okryte poliestrowymi kocykami – katorga!), ma z każdym oddechem mniejsze stężenie tlenu. Nie dostaje go bowiem z zewnątrz, a wydycha jedynie dwutlenek węgla. Klimat robi się jak w lasach deszczowych, bo wzrasta też wilgotność – przecież człowiek, nawet mały, wydycha parę wodną! Wniosek? Sauna, fińska albo parowa… Problem tylko, że dzieciom do sauny zwyczajowo wstęp wzbroniony – pewnie dlatego niektórzy rodzice fundują ją sami pociechom we własnym wózeczku…

No dobra, ale do czego to może doprowadzić? Istnieje coś takiego, jak tzw. pieluszkowy udar cieplny. Tak, właśnie od przykrytego pieluchą wózka! Dzieci rozgrzane do granic możliwości nie tylko wyglądają jak wyjęte z wrzątku. Mogą mieć przyspieszone tętno (każdy, kto był kiedyś w saunie, potwierdzi), mogą się odwodnić, a nawet stracić przytomność! Ich temperatura ciała wzrasta, a one same albo przeraźliwie płaczą, od czego jest im jeszcze goręcej albo milkną i stają się apatyczne, co bywa już objawem udaru cieplnego. Jeśli po takim spacerze dziecko wymiotuje, jest osłabione i nie ma z nimi kontaktu, trzeba błyskawicznie skontaktować się z lekarzem – są to właśnie symptomy udaru. Ale… najlepiej po prostu do tego nie dopuścić!

Ostatnio ciągle słyszę płaczące z wózków niemowlaki. Fakt, dni zaczynają robić się coraz cieplejsze, a wózki i ich gondole raczej nie są dobrze wentylowane i praktycznie od spodu nie przepuszczają powietrza. Jeśli do tego dojdzie nakrycie z góry to sorry, że to piszę, drogie Matki Niemowlaków Uwielbiające Pieluchy Tetrowe: fundujecie swoim dzieciom spacer w termosie i drzemkę w szklarni. Nie nazwę tego kretynizmem, bo wierzę, że robicie to w dobrej wierze i w trosce o dziecko, chcąc chronić je przed słońcem… Ale na pewno wasze dzieci wolałyby schronić się przed upałem w cieniu – o co w ich imieniu osobiście was proszę. Bo pewnie te maluchy wolałyby mieć jeszcze niejedno lato przed sobą… Bo „nie chodzi o to, aby robić wszystkie rzeczy we właściwy sposób. Chodzi o to, aby robić właściwe rzeczy”.