Pamiętacie Adama Słodowego, który w latach 60-tych i 70-tych uczył młodych Polaków jak mają majsterkować? Taki polski McGywer zdobył popularność dzięki programowi „Zrób to sam” i licznym książkom.  

Pomyślicie pewnie, że zwariowałam i nabyłam drogą kupna zestaw małego majsterkowicza albo co gorsza sprzęt do rzeźbienia w kamieniu i drewnie. Nic z tych rzeczy! Ale muszę przyznać, że sprzęt mam pierwsza klasa i jest mi bardzo pomocny w… robieniu manicure hybrydowego. Tak jest, w wolnym czasie (przepraszam, wyszarpniętym czasie gdzieś między godziną 24 a 25) siedzę sobie i dłubię przy pazurach. A przyznaję się bez bicia, że jest osobą raczej umiarkowanie utalentowaną manualnie i długo się broniłam przed kupieniem zestawu startowego. Po prostu byłam przekonana, że oprócz paznokci będę mieć pomalowane wszystko wokół nich, z opuszkami palców, wierzchem dłoni włącznie.

No ale niestety jestem w takiej, a nie innej sytuacji życiowej (czytaj: mam dwójkę dzieci, które wysysają mnie nie tylko z energii, ale też z całego wolnego czasu), która wymusiła na mnie decyzję o zakupie. Pewnie, że wygodniej jest wsiąść w auto, pojechać do kosmetyczki i oddać się w jej profesjonalne ręce, ale u mnie zostawienie potomstwa co 7-10 dni na 5 godzin tylko po to, żeby pojechać do salonu zrobić sobie manicure i pedicure niestety nie wchodzi w grę. . I nie chodzi o to, że Adam sobie nie poradzi z opieką, tylko zwyczajnie szkoda mi czasu na taki wypad, podczas którego się wynudzę jak mops i będę szukać gorączkowo sztucznych tematów do rozmowy, która może się nie kleić itd. Co gorsza – ciągle bym sama siebie pytała „co ja robię tu uuuu”. W tym czasie mogłabym poprasować, zmienić ze dwie pieluchy,  zrobić awanturę o nieodkładanie rzeczy na miejsce i jeszcze zdążyć pograć z Lenką w jakąś fajną planszówkę, albo jak normalny człowiek popracować w ciszy i spokoju.

Dlatego z powodu wyżej wymienionych zadań zaryzykowałam i kupiłam sobie taki oto zestaw startowy do manicure od Semilac.  Oczywiście prawie każda firma związana z pielęgnacją dłoni ma w swojej ofercie podobne zestawy. Tu wrzucam Wam linki do tych zestawów: Zestaw startowy do hybryd Indigo, Zestaw startowy do manicure hybrydowego NeoNail.

lakiery hybrydowe
manicure w domuA powiem Wam, że mój pierwszy samodzielnie wykonany manicure mocno i pozytywnie mnie zaskoczył, bo był naprawdę ładny, jak na debiutanta w tej dziedzinie. Oczywiście czasu nie zaoszczędziłam wtedy wcale, a nawet muszę stwierdzić, że straciłam go więcej, niż bym go „wysiedziała” w salonie. W łazience spędziłam, uwaga… 6 godzin. Prawie cała dniówka przy malowaniu 20 paznokci.

Ale wiadomo, że początki zawsze są trudne. Dlatego jeśli już zaczynać, to z dobrym zestawem na start, bo w nim znajdziecie wszystko co Wam będzie potrzebne do wykonania manicuru hybrydowego. Potem, w miarę jak już się opanuje poszczególne kroki, można zaszaleć i dokupić sobie np. frezarkę. Moja pamięta czasy, kiedy byłam szczęśliwą właścicielką (UWAGA!!!) salonu kosmetycznego. Działa po dziś dzień i się sprawdza, więc póki co nie kupuję innej, ale jeśli chcecie taką podobną kupić, to rekomenduję zakupy na Allegro. Wybór jest ogromny, ceny przystępne.

zestaw startowy do hybrydTaką inwestycję polecam Wam szczególnie, bo można z nią „oszlifować” nie tylko stopy, ale przede wszystkim z pomocą odpowiednich frezów usunąć niechciane skórki przy paznokciach, co jest moją ulubioną funkcją frezarki. Ja mam np. frez ceramiczny do skórek i za niego ręczę.  Oczywiście nie każdy musi i chce pozbywać się skórek, bo bez frezu też się da zrobić piękny manicure.

frez ceramiczny do skorek
frez do skorekAle jeśli już ktoś ma się pastwić nad skórkami i je wyrywać z korzeniami aż do krwistych potoków, to radzę już odżałować te 23 zł i zakupić ten frez. Jest tani i jak dla mnie spełnia swoją rolę, bo już nie muszę tych cholernych skórek wycinać czy odsuwać patyczkiem, tylko raz dwa je usuwam frezem. Można się też obejść bez innych dodatkowych akcesoriów typu frez do zdejmowania hybrydy, chociaż one też ułatwiają i przyspieszają nam pracę z pazurejrami.

I wiecie co, już za chwileczkę, już za momencik dojdę do takiej wprawy, że mój manicure niczym się nie będzie różnił od tego, który robią panie w salonie. I może jeszcze reaktywuję ten swój dawny salon kosmetyczny i będę trzepać kasę na robieniu hybryd sąsiadkom i znajomym. Hahaha! Będę to mogła robić gdzieś w przerwach między przewijaniem Antosia, pakowaniem Lenki do przedszkola, zakupami, gotowaniem pomidorówki i wstawianiem prania. Dam radę. Opanowałam taki profesjonalny sprzęt do robienia manicuru, to doby nie wydłużę?