Już od kilku tygodni przewracała mi treścią w żołądku. Uwierała gulą w gardle. Nie dawała spokojnie spać. Co takiego? Decyzja o powrocie do pracy…

Cóż, podjęcie decyzji o wyjściu z domu po urlopie macierzyńskim lub wychowawczym nie zawsze jest łatwe, o czym miałam okazję przekonać  się na własnej skórze. Na szczęście szybko też przekonałam się, że to wcale nie była zła decyzja. Powiem więcej. Powrót do pracy i zostawienie dzieci pod opieką innej osoby na parę godzin dziennie, to najlepsze co mogłam DLA SIEBIE zrobić.

Widzicie ten ból na mojej twarzy? Tak cierpi matka, która po 6 latach siedzenia z dziećmi w domu wraca do pracy. 

Nie będę odkrywcza, jeśli stwierdzę, że chyba dla większości mam chwila powrotu do pracy po przerwie związanej z urodzeniem dziecka i opieką nad nim to bardzo trudny czas. Do tej pory przecież zajmowałyśmy się pielęgnacją swojego największego skarbu, jego karmieniem, wychowywaniem. Potem może od razu zdecydowałyśmy się na kolejne dziecko i znów miałyśmy powtórkę z rozrywki, z tym że już przy widowni, czyli starszym potomstwie. Takie długie przebywanie z dziećmi w domu to przecież prosta droga do izolacji od środowiska. I to nie tylko od znajomych, ale przede wszystkim od pracy i spraw zawodowych. Oczywiście są przypadki, że kobieta niedługo po porodzie wraca do pracy, a brzdącem zajmuje się w tym czasie niania, tata, dziadkowie lub malec .„idzie” do żłobka. Ale to bardzo rzadki obraz wynikający niekiedy z przymusu. Wiąże się z doskonałą organizacją (mleko!) i wolnym czasem oraz dobrymi chęciami ze strony rodziny. Wiele z Was zapewnie się oburzy, bo w końcu matka powinna przebywać z dzieckiem niemal nieprzerwanie co najmniej przez pierwszy rok jego życia. Jest przecież tyle ważnych momentów, których nie powinno się przegapić. Pierwszy uśmiech, pierwsze słowo, pierwszy kroczek itd. Potrzebujemy tej bliskości jako matki i dzieci też tej bliskości pragną.

Jednak nie uważam, żeby poświęcanie się w 100% macierzyństwu, na zbyt długi czas było dla nas – KOBIET dobre. Po pewnym czasie po prostu trzeba wyjść do ludzi i „przewietrzyć głowę”. Choćby dla własnego zdrowa psychicznego. Przecież nie chcemy być Matkami Polkami męczennicami, prawda?

Jak wiecie, ja ten okres przebywania sam na sam z dziećmi przedłużyłam sobie aż sześciokrotnie. Najpierw urodziła się Lenka, potem na świat przyszedł Antoś. Z jednej strony bardzo chciałam już powrotu do pracy, bo bałam się zgnuśnieć w domowych pieleszach. Z drugiej jednak strony sama myśl o tym napawała mnie lękiem i dziwnym bólem głowy. Bo oto po tylu latach „siedzenia” w domu muszę się ruszyć i wyjść do ludzi, do świata. Bez dzieci uwieszonych przy nodze. Bez marudzenia, ale też bez ich chichotu. Bez wycierania buziek, ale i bez ich przytulania. To bardzo absurdalne uczucie otępienia i niepokoju towarzyszyło, towarzyszy lub będzie towarzyszyć pewnie niejednej z Was. Taki smutek, a jednocześnie radość. Ekscytacja, ale równocześnie tęsknota. Ciężko to ze sobą pogodzić. Wychodzisz do pracy i myślisz co u dzieci. Czy są najedzone, umyte, czy niczego im nie brakuje, czy mają dobrą opiekę, czy dobrze się bawią i czy się nie nudzą.  Chcesz mieć nad tym kontrolę, ale nie możesz być przecież w dwóch miejscach jednocześnie.

Dlatego pilnie nabędę drogą kupna maszynę do klonowania ludzi. Zrobię sobie swoją taką drugą siebie. Będę mogła ogarniać i dom, i pracę w jednym czasie, bez straty na żadnym z tych pól. Już nie będę musiała dzwonić co 5 minut do domu, żeby sprawdzić, czy dzieciaki żyją i co robią. Moich myśli nie zajmowałyby obrazy tego, co nie zostało w domu zrobione, bo oto siedzę w pracy a nie zasuwam przy domowych obowiązkach.  Dobrze wiem, że im dłuższa przerwa, tym trudniej może być nam mamom odnaleźć się w nowej sytuacji. Może być płacz i zgrzytanie zębów, zwłaszcza na początku. Może być odrywanie rączek dzieci od własnych kończyn, byleby tylko wyjść rano do pracy. Dlatego powrót do zawodowych obowiązków to musi być świadoma decyzja. Ale z drugiej strony nie ma się czego obawiać, bo przecież jesteśmy wartościowymi pracownikami i mamy wiele atutów. Jakich? Na przykład doskonała organizacja. Bo któż inny jak nie matka jest w stanie jednocześnie rozmawiać przez telefon, mieszać zupę, nogą bujać dziecko w kołysce i jeszcze pisać listę zakupów? Poza tym sprężamy się. I to dosłownie. Bo zależy nam na tym, by wykonać pracę solidnie i jak najszybciej wrócić do dzieci. Nie ma więc mowy o nadgodzinach z powodu niewyrobienia się z zadaniami. Potomstwo czeka przecież na swoją matkę, która nagle im uciekła z pola widzenia i chcą ją natychmiast widzieć z powrotem! „Teraz, teraz, teraz!” – jak śpiewała Agnieszka Chylińska.

Chcę Wam do tego powiedzieć, że Wasz powrót do pracy może przynieść wiele korzyści całej rodzinie. Więcej pieniędzy wpadnie do domowego budżetu, my jako kobiety będziemy spełnione zawodowo i poczujemy się znowu potrzebne na rynku pracy, a dzieci zdążą za nami zatęsknić i być może odwdzięczą się większą dozą grzeczności i posłuszeństwa. Rozstanie jest trudne i dla mnie też takie było. Nie dostałam wprawdzie nowej pracy, nie wróciłam też do starej. Po prostu robię to, co robiłam przez ostatnie 6 lat, tyle tylko, że w lepszych warunkach i bez dziecięcej widowni. I jestem naprawdę szczęśliwa z tego faktu, że przez parę godzin dziennie mogę robić to, na co mam ochotę i nikt mi w tym nie przeszkadza. Zapomniałam już jakie to fajne uczucie. Więc jak już jako matki wyjdziecie w świat i poczujecie trochę wolności, to po pewnym czasie dotrze do Was, że tak jest lepiej. Bo ja wychodząc z domu odpoczywam od rodziny i moja rodzina odpoczywa ode mnie. Ja nie marudzę, dzieci nie marudzą i mąż też nie marudzi. Teoretycznie wszyscy są więc zadowoleni, a takie rozstanie wpłynie na nasze wzajemne relacje wyjątkowo korzystnie.

Po prostu zdrowo jest wrócić do pracy. Bez wyrzutów sumienia. Polecam!

Na InstaStories możecie podglądać mnie w pracy. Wskakujcie na MÓJ INSTAGRAM,  tam po kliknięciu w zdjęcie główne, możecie oglądać dzisiejsze filmiki).

Tagged in: