Mam taką koleżankę, która właśnie zapisała dziecko do prywatnego żłobka. Na 2019 rok. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ona nawet nie jest jeszcze w ciąży! Za to kilka miesięcy temu wyszła za mąż i zaplanowała sobie, że jej dziecko przyjdzie na świat latem 2018 roku. Tak sobie wymyśliła, ta moja koleżanka…

Nie obrazi się, gdy powiem o niej wariatka. Bo oprócz tego, że ona ma plan na wszystkie najbliższe miesiące i lata, to jeszcze zamarzyła sobie, że jej dziecko musi przyjść na świat latem. Wyczytała gdzieś mianowicie, że lipcowe i sierpniowe dzieci są mądrzejsze i wyższe o 15% od pozostałych…

Lepiej rodzić zimą czy latem?

Jedno z moich dzieci jest marcowe, drugie – listopadowe. Zatem można powiedzieć, że to zimowe dzieci. I właśnie dowiaduję się, że według naukowców będą one mniejsze, chudsze, mniej odporne i mniej zadowolone z życia niż te dzieciaki, które przyszły na świat latem! (hmm nie wyglądają mi na przybite, ale zobaczymy za parę lat).  Czy jest w tym jakaś prawda? Otóż okazuje się, że to możliwe. Bowiem jak wiemy, tajemnice naszego organizmu nie są zapisane tylko i wyłącznie w genach. Na to, jakim człowiekiem się rodzimy, ma wpływ także środowisko zewnętrzne: to w brzuchu matki oraz to w pierwszych miesiącach po narodzinach. Okazuje się bowiem, że ilość witaminy D, jaką kobieta przyjmowała (lub wyprodukowała w trakcie kąpieli słonecznych), wpływa znacząco na rozwój dziecka w łonie matki! Bo niby wiemy, że witamina D oddziałuje na wszystkie układy, także nerwowy czy odpornościowy. Ale tego, że dotyczy to nie tylko matki, ale także dziecka w jej brzuchu, nie było dotąd oczywistością. Stąd naukowcy wysnuli prosty wniosek: matki, które przeżyły ciążę latem, mają większe szanse urodzić zdrowszego, bardziej odpornego malucha niż inne.

Oczywiście, nie jest to takie proste, bo ciąża trwa 9 miesięcy, więc chcąc nie chcąc kobieta i tak załapie się na to słońce. Naukowcy spierają się, ile tej witaminy D powinno się dostarczyć i w którym trymestrze płód potrzebuje jej najbardziej. Jednak na zdrowy rozum kobiety, które chodzą w późnej ciąży latem, mają organizm w lepszym stanie niż te, które znajdują się w trzecim trymestrze jesienią i zimą. Bo wiadomo: latem mamy lepszy dostęp do świeżych owoców i warzyw czy więcej się ruszamy. A jesienią najchętniej zapadłybyśmy w sen zimowy i czekały na poród. Ciąża jesienią i zimą wymaga o wiele więcej mobilizacji, nawet jeśli chodzi o zwykłe wychodzenie z domu: niełatwo wciągnąć rajtuzy, spodnie, kozaki – o wiele prościej wrzucić na nogi japonki i wyskoczyć w lekkiej sukience na spacer. Zimowe ciąże sprzyjają też otyłości i cukrzycy u kobiet ciężarnych. Dlatego według niektórych badań kobiety, które były w trzecim trymestrze ciąży latem, dają dzieciom lepszy start, gdyż zgromadziły duży zapas mikroelementów i witamin.

Podobno dzieci urodzone latem i wczesną jesienią są też pogodniejsze w późniejszym życiu. Można winić za to ponownie witaminę D, której niedobór zarówno w życiu płodowym jak i późniejszym nie sprzyja dobremu nastrojowi. Od jej poziomu zależy poniekąd temperament dziecka i jego usposobienie – czyli czy będzie melancholikiem ze skłonnościami do depresji czy optymistą.

Do tego trzeba podkreślić, że jesienią  i zimą o wiele łatwiej popaść w depresję poporodową i zapomnieć, że dziecko najbardziej na świecie potrzebuje miłości i przytulania. Nie od dziś wiadomo, że bez tego niemowlak nie rozwija się prawidłowo, a psychologowie biją na alarm, że niezaspokojona potrzeba miłości prowadzi do choroby sierocej. Co oczywiście nie znaczy, że latem nikt nie zapada na depresje poporodowe, jednak brak witaminy D jesienią i zimą wpływa znacząco na pogorszenie nastroju u matki.

Co innego godzina urodzin. Pomijając fakt, że numerolodzy uwielbiają obliczać, co oznacza godzina twoich narodzin i twierdzą, że przykładowo o 7 rano rodzą się zazdrośnicy, to podobno godzina narodzin twojego dziecka nie jest bez znaczenia. Bo dziecko już w brzuchu mamy pokazuje swój temperament – niektóre płody przykładowo są bardzo ruchliwe, a inne ospałe i trzeba je budzić w trakcie USG.  Dlatego jeśli dziecko zacznie pchać się na świat nocą, oznacza to, że w przyszłości może być tzw. sową – będzie wolało nocną aktywność, a rano ciężko będzie je dobudzić. Z kolei dzieci, których akcja porodowa rozpoczęła się rano, to typowe skowronki – wstają w przyszłości wcześnie i „kładą się z kurami”.

Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, że nie zaplanowałam ciąży na konkretne miesiące, choć tak naprawdę w każdym z miesięcy czułabym się w ciąży tak samo niewygodnie. A bo to wiecie: latem gorąco, nogi puchną, plamy wychodzą; zimą trzeba się ubierać i nie ma witamin. Do tego trzeba dodać, że na pewno choroby matki w ciąży (przeziębienia, grypy, zapalenia) nie pozostają bez wpływu na rozwój dziecka. Nie wiem więc, na ile to, że moje dzieci urodziły się w tych, a nie innych okresach, zdeterminowało ich usposobienia czy zdrowie. Mój syn zażyczył sobie wyjść na świat nocą, ale na razie jest jeszcze za wcześnie, aby mówić o jego temperamencie. Ale może są tu mamy, wśród których jedno dziecko jest „letnie” a drugie „zimowe” – czy widać wśród nich znaczącą różnicę?