Prawie każda z nas chociaż raz w życiu doświadczyła niepochlebnych komentarzy na swój temat. Zwykle zaczyna się już w piaskownicy. Niedawno się przekonałam, że niektórzy dalej z tej piaskownicy nie wyszli….

„Jesteś brzydka jak noc”, „głupia jak but” czy tam „stuknięta jak kilo gwoździ” – znacie to? Takie epitety są na porządku dziennym. Już małe dzieci, widząc różnice w wyglądzie czy zachowaniu potrafią robić sobie nawzajem przytyki i przykrości. Bo są szczere. Po prostu. W Internecie za to są ludzie, którzy mają przyjemność z tego, że kogoś shejtują czy wytkną palcem. Jaka jest różnica między nimi a dziećmi? Dzieci robią to osobiście, twarzą w twarz, ryzykując ciętą ripostę przeciwnika lub małą bójkę. Hejterzy zaś chowają się skrzętnie za swoimi monitorami i klawiaturami, mając ubaw po pachy, gdy im się uda wyprowadzić kogoś z równowagi. Nie mają tej dziecięcej odwagi i myślą, że są anonimowi i bezkarni. Muszę ich wyprowadzić z błędu – nie są.

Tak się składa, że i mnie, „starą babę”, pewna osoba również wyprowadziła z równowagi. Chociaż z racji wieku i doświadczenia życiowego nie powinno mnie to w ogóle obejść. Powinno spłynąć jak po kaczce. A jednak ugodziło mnie w dość czułe miejsce. Tym miejscem jest uczciwość. Te z Was, które mnie znają wiedzą, że jeśli coś obiecam, to dotrzymuję słowa. Jeśli coś powiem, to to robię.. Bo mam do Was szacunek i nie rzucam słów na wiatr. Bo dzięki Wam mój blog istnieje i funkcjonuje na mapie social mediów m.in. poprzez Facebooka i Instagrama.

Niestety niektórym tego szacunku brakuje, o czym się boleśnie przekonałam. A myślałam, głupia, że każdy, naprawdę każdy nieco szacunku i kultury jednak w sobie ma. A jednak nie. O co właściwie chodzi?

Minęło parę miesięcy od zakończenia pewnego konkursu a ja nagle dostaję  pod zdjęciem na Instagramie komentarz typu „kłamczucha, wyłudzasz dane, fajnie się ciebie oglądało,mam screeny (??), żegnaj” itp. Zmarszczyłam czoło, uniosłam lewą brew i zaczęłam intensywnie wprowadzać w ruch zwoje mózgowe. I jak w tej piosence Beaty Kozidrak „siedzę i siedzę, myślę i myślę”… Staram się zachować spokój i pytam o co kaman. W odpowiedzi to samo. Pani dalej cedzi słowa w komentarzach. W końcu się dowiaduję, że chodzi o nagrodę z konkursu. Że nie dostała. Że na pewno jestem oszustką (zatrzymałam wygraną dla siebie?). Bo taka jestem cwana i chytra. I złośliwa do tego. A przecież zamiast tego wystarczyło napisać : „Słuchaj, był konkurs, ale do tej pory nie mam nagrody. Czy mogłabyś to sprawdzić”? Jak wiecie, rożne sytuacje były możliwe. Paczka mogła zostać źle zaadresowana, mogła też zaginąć lub kurier nie zastał nikogo w domu.  A może wcale tej paczki nie wysłałam bo do cholery mogłam przecież popełnić błąd. Powodów mogło być co najmniej kilka. Ponieważ wygranych w tamtym konkursie było wielu, żeby to sprawdzić, oburzoną panią  poprosiłam  o maila z imieniem i nazwiskiem.  Zamiast tego dostałam kategoryczny komunikat „żegnaj”. Ostatecznie Pani dostała blokadę na dostęp do mojego profilu, bo nie widziałam sensu dłużej utrzymywać konwersacji z osobą, która wcale nie ma na to ochoty, tylko najzwyczajniej w świecie ma chęć się wyżyć.

I na tym byłby koniec, pomyślicie? O, co to, to nie! Niektórzy ludzie mają wbudowaną funkcję „mścij się do upadłego” wraz z turbodoładowaniem w postaci pomocy „znajomych znajomych”. Tak więc wkrótce zjawiły się koleżanki, które na potęgę pisały komentarze i słały wiadomości o treści sugerującej moje powiązania ze światem złodziejaszków i innych rzezimieszków. Że wyłudzam dane osobowe i ogólnie jestem po.ebana. Ktoś nawet zadał sobie tyle trudu, żeby założyć lewe konto na Instagramie, tylko po to żeby wysyłać mi wiadomości. Przeczytałam więc, że mam zdechnąć i parę innych ciekawych tekstów. No nie zrobię temu komuś tej przysługi, bo jeszcze mam zamiar trochę pożyć, nawet ku jego niezadowoleniu. Pani, od której całe zamieszanie się zaczęło podobno już wcześniej dostała u mnie „bana” na innym koncie , zapewne za wybitnie górnolotny poziom dyskusji i za arcyciekawe epitety.

Mylę, że sam fakt, iż ta osoba postanowiła  się do mnie odezwać ( jak by tego nie zrobiła) mógł wynikać z mojego błędu. Problem tylko w tym, że zabrakło na samym początku jednego prostego zdania: „Czy możesz sprawdzić dlaczego…..?”.

Fakt faktem, że ta krzywa akcja podniosła mi ciśnienie tak, że nawet kawa była niepotrzebna. Jednak z racji „podeszłego wieku” po początkowym szoku i zakłuciu w sercu (zawał czy coś?) przekalkulowałam tę sytuację i stwierdziłam, że nie ma co się kopać z koniem. Niezbyt przejęłam się za to tym, że ktoś mi w Internecie życzy śmierci. Szczerze mówiąc, nieco mnie to rozbawiło.  Ale pomyślmy teraz na trzeźwo: jak taki zmasowany atak na swoją osobę przeżyłaby jakaś młodsza osoba, a szczególnie nastolatka. Taka która uważa, że opinia innych ma kolosalne znaczenie dla jej istnienia. Taka, co przejmuje się tym, co powie lub napisze o niej świat. Taka, dla której emotikonki „wrr” i „haha” na Facebooku znaczą więcej niż słowa. Coraz częściej się słyszy o dziewczynach, które próbują odebrać sobie życie tylko dlatego, że ktoś je zgnoił w sieci. Takie zachowanie może mieć więc daleko idące konsekwencje. Zarówno dla hejtowanego, jak i dla hejtera. Ten pierwszy może i „zdechnie” wg życzeń, za to ten drugi pójdzie siedzieć. Przecież tak łatwo jest przekazać screeny rozmów i komentarzy Policji oraz zgłosić stalking i nękanie… Konsekwencje są więc opłakane.

Szanujmy się w sieci, miejmy choć odrobinę kultury, bo nikt z nas nie jest anonimowy. A dla wszystkich hejterów i ich świt mam tylko do przekazania dalszy ciąg piosenki:

„Siedzę i myślę
Myślę i myślę
Czego naprawdę ci brak
Może pewności,
Że kiedy znikniesz
Nie będę czekać przy drzwiach”.