Obserwuję sobie.  I Innych, i siebie. I dochodzę do wniosku, że urodziny dziecka to jeden z tych momentów, w których miesza się nasze staropolskie „zastaw się, a postaw się”,  ze zdrowym rozsądkiem. Miłość do dziecka, przejawiająca się chęcią rozpieszczania i dawania wszystkiego co najlepsze, z kołatającą gdzieś z tyłu głowy myślą „ale jak to, mam tyle wydać na jedną imprezę”?!

Jak wiecie, Lenka miała niedawno urodziny, a że z matematyki zawsze najbardziej podobało mi się liczenie pieniędzy, to dzisiaj postanowiłam zabawić się w księgową i policzyć, ile kosztuje organizacja imprezy w bawialni. Jesteście ciekawe, co wyszło z tych moich obliczeń?

Urodziny w sali zabaw – koszty

  1. Tort: 150-200 zł. Oczywiście to zależy od naszej wizji, ilości gości i ich apetytu.  Można kupić droższy tort, albo postawić na klasykę.  Ja osobiście nie lubię, kiedy tort ma mniej „ciasta w cieście”, a więcej udziwnień, lukru/słodkiej masy, ale skoro to urodziny dziecka to pozwalam wybrać córce. Więc zazwyczaj nasz tort bardziej przypomina postać z bajki niż tort, ale komu to przeszkadza.
  2. Przekąski: 100-150 zł. Bawialnie zazwyczaj nie mają w ofercie przekąsek, więc trzeba o nie zadbać we własnym zakresie. Jakieś chrupki, słodycze, soki.  Nie ma tu wielkich kombinacji z menu, ale moim zdaniem to jest akurat zaleta takich miejsc. Bawialnia zapewni jedynie wyszukaną plastikową/papierową zastawę. Ale czy na takiej imprezie potrzebujemy innej?
  3. Koszty wynajęcia sali zabaw: w większości bawialni odbywa się to na zasadzie za każdego gościa. U nas wyszło dokładnie po 35 zł za osobę (kiedy sprawdzałam ceny, wahały się pomiędzy 20 a 100 zł od osoby. Wiele sal ma pakiety cenowe, które zależą od ilości gości i dnia tygodnia, w którym impreza się odbędzie).

Salę wynajmowaliśmy na 3 godziny. Jeśli się zdarzy, że goście będą chcieli zostać dłużej,  musimy dopłacić. W naszej sali to było konkretnie 50 gr od gościa za każde kolejne 5 minut, ale wydaje mi się, że dzieciaki po 3 godzinach najczęściej są już wykończone i można je spakować z imprezy o przyzwoitej porze.

Ważne jest to, że te koszty nie dotyczą samej Sali, gołych ścian i paru krzeseł, ale całej bawialni, do tego w ofercie mamy zazwyczaj dodatki takie, jak malowanie twarzy, animacje dla dzieciaków i sprzątania tuż po przyjęciu. Właściwie, do nas należało w tym roku tylko rozdanie zaproszeń.

  1. Poczęstunek dla rodziców: wiadomo, przedszkolaki jeszcze muszą akceptować nadzór rodzicielski podczas imprezy a że rodzice też nie pogardzą jedzonkiem, tak więc można zamówić np. pizzę, albo specjalne, bardziej wykwintne przekąski. Pamiętajmy jednak, że to nadal raptem parę godzin, także w naszym przypadku cały poczęstunek skończył się na kawie.  Wydaliśmy tutaj od 50-100 zł.
  1. PINIATA! Coraz częściej obecna na imprezach urodzinowych.  Jeśli macie ochotę na swoją wersję latynoskiej zabawy, pewnie uda Wam się ją zorganizować za ok. 50 zł. Za piniatę zamówioną w bawialni zapłacicie ok. 2 x więcej.
  2. Inne dodatki… właściwie nawet nie wiem, co miałabym tu napisać, bo możliwości jest nieskończenie wiele. Ogranicza nas jedynie nasza własna wyobraźnia i (od tego powinnam zacząć) BUDŻET. Np. wynajęcie klauna to koszt ok. 500 zł. Słyszałam też, że coraz popularniejsze staje się wynajmowanie fotobudek, albo organizacja imprez z dziecięcym karaoke! Wtedy musimy się liczyć z wydatkiem  kolejnych 100/200 zł.

Moja ocena? Kiedyś byłam mamą, która skłaniała się najbardziej w stronę „zastaw się, a postaw się” . Każde urodziny Lenki organizowałam w domu. Urodziny to właściwie złe słowo. Dla mnie to był maraton: biegałam jak szalona, żeby wszystko dopiąć na ostatni guzik. Zależało mi, żeby każdy był zadowolony i czuł się zaopiekowany. Maraton zaczynał się właściwie już tydzień przed imprezą.  Byłam kelnerką, baristką, dekoratorką wnętrz. I wiecie co? Myślę, że wszyscy czuli się dopieszczeni. Tylko jakoś tak brakowało mi czasu dla… najważniejszej osoby: solenizantki!

No dobrze, muszę też przyznać, że na zmianę poglądów wpłynęła jeszcze jedna sytuacja.  Na czwarte urodziny Lenki do domu zaprosiłam animatorki z … poleconej firmy. Lenka kochała wtedy Krainę Lodu, więc w jej urodziny miała nas odwiedzić Elsa i Anna. Prawie zemdlałam, kiedy panie weszły do domu.  No cóż, goście też nagle trochę ucichli. Nie będę wnikać w szczegóły, ale tylko powiem Wam, że idealnie sytuację opisuje komentarz mojego męża: „Kinia, im się chyba bajki pomyliły i przysłali nam Shreka i Fionę”.

Naszą imprezę urodzinową w Krainie Lodu możecie zobaczyć tutaj. 

Kiedy to do mnie dotarło, postanowiłam zmienić strategię i przyjrzeć się bliżej ofertom Sali zabaw. Uwierzcie, że do tematu podeszłam sceptycznie. Jak do kolejnego amerykańskiego wynalazku, siłą forsowanego na naszym gruncie. Ale teraz muszę się z tym nie zgodzić. Z mojej zabawy w księgową wynika, że urodziny organizowane w bawialni dla dzieci kosztują tyle samo, albo MNIEJ, niż impreza w domu. Z prostej przyczyny: w domu było mi głupio „wykpić się” chrupkami i napojami. Zawsze chciałam przygotować jakieś ciepłe danie, generalnie bardziej się postarać: kulinarnie i nie tylko.

Pewnie będziecie zaskoczone moimi wnioskami, bo wszędzie podkreśla się, ze to domowe imprezy są tańsze i generalnie lepsze. Przyznam się, że mnie samą te wyliczenia trochę zaskoczyły.

Skoro w kwestii kosztów jest 1:1, jak podjąć decyzję? Moim zdaniem, za bawialnią przemawia to, że rodzice mają po prostu ŚWIĘTY SPOKÓJ. Wynajęcie sali odciążyło mnie z wielu obowiązków i pozwoliło się… wyluzować. Wiadomo, że nadal zależało mi, żeby wszyscy dobrze się bawili, ale nie musiałam przy tym biegać jak przeciąg i brać na siebie tysiąca dodatkowych obowiązków, tak przed, jak i po imprezie. I ten święty spokój jest dla mnie  argumentem, przez który urodziny w bawialni zdecydowanie wychodzą na prowadzenie.

Jak zawsze, ciekawi mnie, jak to jest u Was? Gdzie organizujecie urodziny? Zgadzacie się z moimi wyliczeniami?