W moim przypadku pomiędzy pierwszą a drugą ciążą minęło prawie pięć lat. W trakcie tego długiego czasu (który jednak zdawał się czasem nie tyle pędzić, co zapieprzać…), zastanawiałam się nad wieloma rzeczami. Kim będzie moja córka, gdy dorośnie? Kiedy ja się w końcu wyśpię? Czy ocet do mycia podłóg nadaje się też do płukania zębów? Jednak najczęstszym pytaniem, które tłukło mi się po głowie, było: ile do cholery tak naprawdę kosztowało mnie prowadzenie pierwszej ciąży?!

Wiadomo, że nikt nie przelicza dziecka na pieniądze, bezpieczeństwo i zdrowie najważniejsze… Wszystko to prawda, ale ja tuż po narodzinach córki zaczęłam żałować, że sobie tego nie zapisałam. I żeby naprawić błąd, postanowiłam zajść w drugą ciążę. Oczywiście żart – nie po to zachodzi się w ciążę, żeby móc prowadzić statystyki… A jednak wykorzystałam ten czas, żeby przekonać się, ile kosztuje ciąża. Przez prawie 9 miesięcy zapisywałam skrzętnie wszystko, co wiązało się z jej prowadzeniem. I wyniki były porażające.

Ile kosztuje ciąża?

ile kosztuje ciazaNajbardziej po kieszeni uderzyły mnie wizyty lekarskie i wydatki w aptece. Na to pierwsze wydałam 1550 zł, bo muszę przyznać, że zarówno w pierwszej jak i w drugiej ciąży postanowiłam nie oszczędzać na lekarzu. Dlaczego? Otóż po pierwsze miałam kiedyś „przyjemność” leczyć się u lekarza, który przyjmował na NFZ. Nie powiem, że był niekompetentny, ale oczekiwanie na wizytę u niego, przeciągające się nawet do 3 miesięcy, skutecznie wyleczyło mnie z pomysłów prowadzenia ciąży na NFZ. Owszem, ciąża to oczekiwanie, ale na dziecko, a nie na termin wizyty u lekarza! Oczyma duszy widziałam siebie, siedzącą w kolejce o niekończącej się długości i patrzącej, jak czas przecieka mi między palcami. Już widziałam się, jak wychodzę z gabinetu po 15 minutach, a i tak nie otrzymuję skierowań na zalecane badania (o tym dalej) albo bez odpowiedzi na nurtujące mnie pytania. Wybrałam więc prywatny gabinet lekarza, do którego miałam 100% zaufanie i do którego mogłam udać się prawie w każdej chwili. W końcu powierzam mu nie tyle swoje życie, co życie 3 kilogramowego człowieka, myślałam. Na to więc nie żałowałam.

Wiedziałam jednak, że z tym wiążą się kolejne wydatki, czyli przede wszystkim leki. Oczywiście nie nastawiałam się, że w ciąży będę musiała pakować w siebie całe słoiki medykamentów, ale niestety tak potoczyły się losy mojej drugiej ciąży. To był jedyny minus prywatnych wizyt u ginekologa: leki nie mogły być zapisywane z refundacją, a za każdy z nich płaciłam pełną cenę. I już teraz wiem, dlaczego koncerny farmaceutyczne są takie bogate… W aptece zostawiłam w ciąży ponad 1600 zł! Z tego tylko ok. 100 zł wydałam na suplementy diety dla ciężarnych. Niestety, na nich samych nie donosiłabym ciąży, więc większość z tej kwoty to leki na receptę.

Prywatne wizyty lekarskie wiązały się także z tym, że wszystkie badania obowiązkowe i zalecane musiałam wykonywać na własny koszt. Ale tak naprawdę gdybym prowadziła ciążę na NFZ nie zaoszczędziłabym wiele. Bowiem fundusz mówi o badaniach zalecanych, na które lekarz może ale uwaga! NIE MUSI wypisać ci skierowania. Sam decyduje o konieczności, a ty nie masz prawa na nim wymuszać niczego… Za część badań zapłacisz więc sama mimo, że ciążę prowadzisz u lekarza mającego kontrakt z NFZ (przy czym nie jest to reguła, bo niektórzy porządni lekarze wypisują na wszystko, co trzeba i co zalecane). Mnie badania laboratoryjne, w tym morfologie, badania moczu, wymazy, testy obciążenia glukozą itd. kosztowały prawie 400 zł. 

Osobno wyliczałam także USG genetyczne, za które zapłaciłam łącznie 650 zł – miałam ich w ciąży trzy, czyli tyle, ile zalecają ginekolodzy. Część z moich koleżanek rezygnowała jednak z 3.badania, jeśli dwa poprzednie nic nie wykazały. Nie żałowałam, bo w trakcie jednego z badań okazało się, że dziecko może mieć wadę jednego z narządów – na szczęście diagnoza nie została potwierdzona w innych, bardziej specjalistycznych badaniach. Ale tak dokładne USG jest jedynym sposobem, aby sprawdzić dokładnie, czy u twojego malucha wszystko rozwija się perfekcyjnie – bo jeśli nie, to interwencje chirurgiczne są już nawet możliwe w brzuchu mamy. Cud, nie?

Dalej było już z górki. Wiecie, że nie lubię wydawać pieniędzy bez potrzeby, więc postawiłam na kosmetyki, które nie okażą się bublami i znałam je ze skuteczności. Na moje stosunkowo niewielkie ciało (choć w ciąży według mnie monstrualne…) zużyłam 6 opakowań kremu i wydałam niecałe 200 zł. I tu uważam, że zaoszczędziłam! Nie mam dzięki temu ani pół rozstępu, a przy tańszych kosmetykach musiałabym wydać trzy razy tyle na specyfiki, które sobie z nimi poradzą po ciąży. I oczywiście wszystkie wiemy, że rozstępy to blizny i tylko laser może się z nimi uporać, a to dopiero są niebotyczne koszty…

To jeszcze nie wszystko, bo ostateczna kwota zwiększyłyby się, gdyby ciężarna była np. cukrzykiem albo musiała kilkukrotnie odwiedzić stomatologa. Nie wiem czy wiecie, ale ubytki w zębach muszą być wyleczone przed ciążą albo najpóźniej w jej trakcie, bo bakterie bytujące na w ubytku przenikają do krwiobiegu kobiety, a tym samym dziecka! Stany zapalne, które się tworzą na dziąsłach, mogą spowodować przedwczesne skurcze oraz wpływać na stan zdrowia płodu i noworodka.  Jeśli masz szczególnie zaniedbane uzębienie, wydasz na jego naprawę… cóż, wszystko zależy od stanu uzębienia. Wizyta u stomatologa jest więc zalecana, bo pamiętaj: po ciąży stan zębów tylko się pogarsza, gdyż mleko matki to także wapń, który jest czerpany z jej kości i zębów.

Na szczęście odszedł mi zupełnie problem prywatnego porodu. Rodziłam – jak większość polskich kobiet – w szpitalu przyjmującym porody dzięki kontraktowi z NFZ. I nie narzekam – warunki były dobre, a profesjonalizmowi lekarzy i położnych nic nie można zarzucić. Może nie poczułam się dopieszczona jak gwiazda filmowa, ale jeśli ktoś tego pragnie, może zawsze wybrać poród w prywatnym szpitalu lub klinice. I tutaj koszty są w zasadzie nieograniczone, bo podczas gdy ceny porodu zaczynają się od 5000 złotych, to nie ma górnej granicy, jaką są w stanie zapłacić majętne kobiety. Takie placówki oferują w standardzie prywatne pokoje, świetne wyżywienie i dają gwarancję, że po porodzie poczujecie się jak w hotelu. Możesz zamówić wiele dodatkowych opcji, jak np. wybrany lekarz do cięcia cesarskiego albo dodatkowa doba w szpitalu, ale niestety nie będą to tanie „widzimisie” – przykładowo za każdą z tych opcji prywatne placówki liczą sobie zazwyczaj 1000 zł!

Są też minusy porodu prywatnego – placówki w większości mają niski poziom referencyjności, więc twój noworodek w razie problemów po porodzie będzie musiał być transportowany do szpitala. Osobiście wybierałam szpital nie ze względu na warunki porodowe, ale właśnie ze względu na opiekę neonatologiczną, z której – dzięki Bogu – nie musiałam korzystać.

Podsumowując: na prowadzenie mojej ciąży wydałam ponad 4300 zł. Nie była ona tragicznie problematyczna, ale mogłaby być też mniej zajmująca. Teoretycznie według wytycznych NFZ powinno ci wystarczyć 3 wizyty w całej ciąży, w trakcie których zostaną ci wykonane badania USG. Ja wizyty odbywałam co 3 tygodnie – raz że z konieczności, a dwa że lubiłam zaglądać, co tam słychać u malucha. Ale znam też mamy, które chcą sobie na swoje nienarodzone dziecko popatrzeć co 2 tygodnie. Zresztą mój synek już w brzuchu okazał swoją oszczędnicką naturę – wyskoczył na świat prawie miesiąc wcześniej, pozwalając mi zaoszczędzić pieniądze na ostatniej wizycie lekarskiej, lekach czy badaniach, które wykonuje się blisko terminu porodu. Podziękuję mu jak dorośnie. Wiem jednak, że pierwsza ciąża, bardziej problematyczna, kosztowała mnie jeszcze więcej bo wizyty odbywały się z konieczności częściej. Nie wiem, czy żałuję, iż nie zapisywałam sobie, ile kosztowało mnie to wcześniej, bo może się okazać, że dwie ciąże tak obciążyły mój budżet, że zwyczajnie nie stać mnie na trzecią. Oczywiście żart – nie żałuję żadnej wydanej złotówki, a co więcej, dopłaciłabym tysiące, gdyby to było konieczne. Na szczęście za te marne 4300 zł efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania (leży właśnie obok mnie i pozdrawia).

Marzę, aby przeczytać historie waszych ciąż. Czy prowadziłyście je na NFZ czy prywatnie? Czy jesteście zadowolone z poziomu usług? A może też prowadziłyście statystkę wydatków?.. Może powstanie z tego kiedyś książka? Napiszę ją na emeryturze…