Mam znajomych, którzy szukają we mnie wsparcia pod kątem walczenia z chorobami. Sądzą, że w ogóle nie chorujemy i wszystkie mikroby magicznie omijają naszą rodzinę. Prawda leży pośrodku – fakt, że czasem coś nas dopada, ale jakoś szybko radzimy sobie z problemem.

Moją tajemnicą jest zdrowe odżywianie – proste potrawy z nieprzetworzonych produktów, do tego kapusta kiszona (i oczywiście sok z kiszonej kapusty), owoce, warzywa… Nie każdego jednak to przekonuje i hamburgery z frytkami popijają colą, a zaraz potem łykają suplementy diety, które mają w niewyjaśniony sposób zapobiec chorobom.

Jeśli jednak ktoś nie wierzy, że odżywianie może wspomóc odporność, to może przekona się do hartowania? Widuję mianowicie czasem człowieka, który niemal cały rok… chodzi boso! Tylko w największe mrozy ubiera coś na kształt butów, choć ja raczej nazwałabym to sandałami. Udało mi się rozpuścić wici i okazuje się, że człowiek, który wygląda na lat 40, ma w rzeczywistości… 65! Podobno właśnie hartowanie i tzw. chłodny chów zakonserwowało go, choć według mnie można tu nawet mówić o hibernacji…

Jak wzmocnić odporność?

Większość ludzi nienawidzi marznąć, za to latem woli wygrzać się do woli. Natomiast kluczem do odporności jest właśnie regularne, kontrolowane marznięcie. Niska temperatura motywuje do pracy tarczycę, a organizm w takich chwilach wytwarza więcej ciepła. Przyspiesza się metabolizm i zaczynają spalać się zapasy tłuszczyku. Dlatego w zimie mamy ochotę na ciepłe i tłuste posiłki – domaga się ich organizm, aby uzupełnić zapasy tłuszczu, spalonego w trakcie mrozów.

Przeciwnicy marznięcia mówią, że od zimna się choruje i zakładają na nogi dodatkowe skarpety. Natomiast ja nie widziałam jeszcze choroby, która nie wynikałaby z wirusów czy bakterii tylko właśnie z zimna. Faktem jednak jest, że gdy jest zimno, zakładamy dodatkowe warstwy ubrania, pod którymi pocimy się jak myszy, rozpinamy i… wychładzamy nadmiernie organizm. Dlatego pierwszym etapem hartowania jest rezygnacja z wełnianych swetrzysków na rzecz ubierania się na cebulkę.

Kontrolowane marznięcie jest sygnałem dla organizmu, że trzeba zwężać naczynia krwionośne, aby zapobiec utracie ciepła. Ale układ nerwowy automatycznie każe im się rozszerzać, dzięki czemu w czasie seansu hartowania fundujemy naszemu krwiobiegowi pełny pakiet ćwiczeń  typu „padnij-powstań. Przepływ krwi drastycznie wzrasta, dzięki czemu tlen dociera nawet do naszych najbardziej niedożywionych, niedotlenionych na co dzień tkanek i narządów.

Udowodniono również, że podczas hartowania wzrasta ilość limfocytów T, które wspaniale radzą sobie z wirusami odpowiedzialnymi za katar i potoczne przeziębienie. Dlatego podczas choroby, gdy nie czujemy się, jakby walec po nas przejechał, warto wyjść choćby na piętnastominutowy spacer. Lekarze nie bez powodu ciągle powtarzają, że katar u dziecka nie jest przeciwwskazaniem do spacerów, a nawet je zalecają – wydzielina wtedy rozrzedza się, a nos oczyszcza.

Jak się hartować? Jeśli myślicie, że wymagam od was biegania nocą po śniegu, to litości, nie jestem aż takim tyranem. Niezmiennie jednak zachęcam do jakiejkolwiek formy ruchu. Dobrym początkiem jest wyjście 5 minut wcześniej z domu, żeby wsiąść do tramwaju na następnym przystanku. Może zamiast wieść dziecko z przedszkola samochodem 2 minuty, można przejść się z nim spacerkiem ten kwadrans?.. Jesień i zima nie powinny zablokować waszej aktywności, ale jeśli nienawidzicie wychodzić zimą, zabarykadujcie się w pokoju, ubierzcie stosownie do temperatury i otwórzcie okna. Nie ćwiczcie jednak na przeciągu, bo to pewny katar.

Jako wielki zwolennik sauny zawsze wszystkich do niej namawiam, ale żeby zadziałała jako forma hartowania, musicie każdorazowo po seansie przemóc się i porządnie schłodzić ciało, zaczynając od nóg i idąc w kierunku serca. Takich cyklów może być trzy w czasie jednej wizyty w saunarium. Jeśli znajdziecie również dobre SPA, coraz bardziej popularne są ścieżki Kneippa, czyli niecki z wodą o różnej temperaturze – jest to niezawodny sposób na poprawienie odporności i zahartowanie organizmu, choć w Polsce jeszcze mało popularny.

Nawet jeśli wy nie lubicie marznąć, to pewnie waszemu dziecku jest wszystko jedno, czy biega po słońcu czy śniegu. Dla niego ważny jest ruch, ale niestety nasze przyzwyczajenia przekazujmy dzieciom, przez co potem wpadamy w martwy ciąg: przeziębienie, antybiotyk, nadkażenie, antybiotyk, choroba… a na koniec dziwimy się, że dziecko tyle choruje. Eskimosi nie chorują w ogóle i jeśli nie macie wujka na Grenlandii, żeby przesyłał wam wielorybi tłuszcz, to spróbujcie tą jesienną zimą trochę się jednak zahartować.