Ostatnio ktoś mi opowiadał, że w jego przedszkolu panuje epidemia pewnego wirusa, przez co wszystkie dzieci są na antybiotyku. Jeśli nie widzicie w tym zdaniu nic dziwnego, to ten tekst jest zdecydowanie dla was.

To jedno proste zdanie zawiera w sobie najgłupsze potoczne wierzenie ostatnich lat, iż antybiotyk poradzi sobie z każdą chorobą, także wirusową. Rodzice myślą, że gdy dziecku nie przechodzi przez kilka dni choroba, to antybiotyk jest kolejnym, naturalnym krokiem. Jest to podstawowy błąd, który może cofnąć całą ludzką populację do początków XX wieku i zdziesiątkować społeczeństwo. Jakim cudem?

Otóż jakiś czas temu  Światowa Organizacja Zdrowia wydała raport, który mówi, że niedługo antybiotyki przestaną spełniać swoje zadanie. Podobno już teraz w wyniku oporności bakterii umiera rocznie w samej UE 25 tysięcy osób! (Raport: do 2050 r. przez oporność na antybiotyki może umrzeć 10 mln osób). Przyczyną jest właśnie nadużywanie antybiotyków, przez co bakterie stają się na nie zupełnie niewrażliwe. Sprawa jest poważna, bo według WHO jeśli sytuacja nie ulegnie poprawie, ludzie znowu zaczną umierać na zapalenie płuc i gruźlicę, co było normą w epoce sprzed penicyliny i innych antybiotyków.

Bo bakterie to wyjątkowo przebiegłe bestie i bez trudu potrafią mutować, uodparniając się na walczące z nimi antybiotyki. Dlatego pewnie zauważyłyście, że w ostatnich czasach leczenie pewnych chorób wymaga zastosowania dwóch antybiotyków, jeden po drugim, bo bakteria z którą walczymy jest już lekooporna. Co więcej, jeśli organizm uodparnia się na jakiś antybiotyk, to od razu na całą grupę (np. z grupy penicyliny czy na makrolidy). Pośrednio winni są tu lekarze, którzy przez pewien czas stosowali antybiotyki bez umiaru, nie będąc pewnymi, czy pochodzenie infekcji jest wirusowe czy bakteryjna. Badania z krwi, które to stwierdzają (czyli tzw. posiew), trwają od 48 do 72 godzin, dlatego nikt ich nie zleca, najpierw próbując antybiotykoterapii.

Winni są także pacjenci, a szczególnie zdenerwowani rodzice, którzy sugerują lub nakazują lekarzowi przepisanie antybiotyku dla jego dziecka, nawet jeśli sprawa dotyczy przedłużającego się kataru czy kaszlu bez objawów infekcji bakteryjnej. Oczywiście większość lekarzy puka się wtedy w czoło, ale niestety nie wszyscy potrafią radzić sobie z agresywnym rodzicem. Efekt? Antybiotyk pod naciskiem pacjenta bywa nawet przepisywany na grypę, która wywoływana jest przez wirusa czy na bolące gardło (bo to może angina), choć w 90% infekcji górnych dróg powodem są wirusy.

Co się dzieje, gdy niepotrzebnie łykasz antybiotyk? Oprócz tego, że twój organizm uodporni się na niego i lek nie zadziała następnym razem przy prawdziwej infekcji bakteryjnej, to jeszcze wyjaławia florę bakteryjną ze wszystkich możliwych, pożytecznych bakterii. Odbudowanie flory bakteryjnej nie jest takie proste, a efektem zaburzeń mogą być bóle brzucha, powiększona wątroba, zgaga czy wzdęcia. Poza tym w ostatnich czasach notuje się coraz więcej przypadków grzybic, które często pojawiają się w trakcie czy po antybiotykoterapii; ta przypadłość jest już naprawdę trudna do wyleczenia.

Niefrasobliwi pacjenci nie tylko niepotrzebnie łykają antybiotyk, ale także popełniają szereg błędów w ich zażywaniu. Nie przyjmując pełnej kuracji, nie przestrzegając ścisłych pór podawania, łykając antybiotyki, które zostały w domu po poprzedniej kuracji (konkretne leki działają na konkretne bakterie, wywołujące choroby, więc nie jest bez znaczenia, jaki antybiotyk przepisze lekarz!), sprawiamy, że bakterie stają się oporne na antybiotyki.

Nie można jednak winą za nadużywanie antybiotyków obarczać wyłącznie chorych ludzi, bo wiele osób ma świadomość, co antybiotykoterapia za sobą niesie. Niemniej winny uodparnianiu się człowieka na antybiotyki jest przemysł spożywczy, a głównie producenci mięsa. Antybiotyki dodawane są na potęgę do pasz dla zwierząt, bo wtedy te nie tylko rzadziej zapadają na różnorakie choroby, ale także szybciej rosną. Myślicie, że wam to nie grozi, bo jesteście eko- i albo nie jecie mięsa albo wyłącznie z tzw. pewnej ręki? Niestety, antybiotyki znajdują się też w glebie, a to za niemiłym pośrednictwem… zwierzęcych odchodów, którymi użyźnia się glebę. Z tej ziemi wyrastają potem roślinki, które również skażone są już antybiotykami. W ten sposób dostarczamy do organizmu antybiotyk i, choć nawet o tym nie wiemy, stajemy się lekooporni. Antybiotykami faszerowane są też ryby, np. tilapia czy panga, o czym pisałam tutaj:  Jakich gatunków ryb unikać, a które są szczególnie cenne?

Ostatnio coraz bardziej wzdycham nad tym, jaką cenę płacimy za rozwój cywilizacji. Żyje nam się wygodnie, bezpiecznie, ale nawet nie zdajemy sobie sprawy, że superbakteria, czyli bakteria oporna wszystkim antybiotykom, już czai się za rogiem. Bakteria New Delhi – bakteria oporna na wszystkie antybiotyki, powodująca m.in. sepsę – pojawiła się już w Polsce, a w 2013 roku jej nosicielami było aż 100 osób!

Nie chcę wytrącać was ze stanu błogiego szczęścia, ale obecnie koncerny farmaceutyczne nie pracują nad nowymi antybiotykami, a stare leki zaczynają przegrywać walkę z opornymi bakteriami. Firmom nie opłaca się praca nad lekami tego typu, bo jest to przedsięwzięcie, które kosztuje miliard dolarów, a zarobi się na tym o wiele mniej, niż np. na chorobach przewlekłych, kardiologicznych czy onkologicznych.

Po co wami wstrząsam? Bo uważam, że antybiotyk to ostateczność. Wiem, że gdy dziecko choruje, do stanu paniki niedaleko. Ale może warto posłuchać zaufanego lekarza i zdać sobie sprawę, że organizm zapamiętuje każdy kontakt z antybiotykiem i nie pozostawia go obojętnym. Dajmy spokój tym lekarzom oraz naszym organizmom; pozwólmy jednym i drugim robić swoją robotę. W zamian dbajmy o odporność i szanujmy zdrowie. Mądrzę się? Moje dziecko ma prawie 5 lat i nigdy nie miało antybiotyku. My już dobre kilka lat temu. Żyjemy, mamy się świetnie. Bez antybiotyków.