Spośród wielu rad, które dostałam od moich koleżanek-matek, nie było ani jednej takiej, która mówiłaby, jak traktować ojca swojego dziecka. Niektóre nie dawały ich, bo po prostu młody tata tak świetnie odnalazł się w rodzicielstwie, że nie widziały one potrzeby mówić o sprawach naturalnych. Jednak niektóre milczały celowo – bo dla nich po narodzinach dziecka mąż-ojciec w zasadzie przestawał istnieć.

Weźmy koleżankę X. Mieszka na wsi, w rodzinnym domu. Jej mąż, Z., dumnie obnosił się z brzuchem żony. Szybko opił narodziny i chciał brać się za ojcostwo. A tu zonk – nie ma dla niego miejsca przy kołysce własnego dziecka. Chciał kąpać, karmić i przewijać, ale zawsze ktoś go ubiegał. Ktoś, kto robił to lepiej od niego. Żona, teściowa, nawet teść.  A ojciec miał tylko zapał i miłość, jednak żadnej wprawy. W końcu chłopina poczuł, że nie ma dla niego zadań, jest w tym beznadziejny (był tylko dlatego, że nikt nie dał mu ćwiczyć) i już nie wracał z pracy tak punktualnie. Smutne do kwadratu.

Bo gdy rodzi się dziecko, dla niektórych kobiet robi się w rodzinie jakby za ciasno.We własnym mniemaniu radzą sobie perfekcyjnie, a każda próba wprowadzania chaosu przez mężo-tatę wytrąca je z równowagi. Niektóre owszem, potrzebują pomocy, ale sprowadzają młodego tatę do roli „przynieś, wynieś, pozamiataj”.  I powoli, powoli robią dla mnie coś nieludzkiego, o co podejrzewalibyśmy tylko modliszki i pajęczyce: pozbywają się ojca z okolicy. Nie chodzi broń Boże o to, że te  panie pakują im walizki i mówią: „Dałeś nasienie, to teraz znikaj”. To raczej dyskretne, powolne, acz nieuchronne w czasie odsuwanie go od roli, w której młodemu tacie i tak ciężko się jest odnaleźć, bo to nie jego ktoś przez 9 miesięcy kopał w wątrobę i nie jemu wwiercał się w pęcherz. Tata może co najwyżej pogłaskać brzuch, trochę z nim pogadać, ale pewnie w większości przypadków czuje, że w sumie tego jego paplania słuchają też jelito i dwunastnica…

Tacie w rodzicielstwie nieraz ciężko nawiązać więź z noworadodzonym, ale bez mądrej matki może już zawsze odgrywać drugoplanową rolę w życiu dziecka. Ba, niektórzy staną się nawet epizodystami. A mnie szkoda tych panów, bo mówi się, że panowie nie dają sobie rady z dziećmi, ale czy ktokolwiek daje im szansę, by się wykazali?! Ile razy odsuwamy facetów z myślą (a czasem nawet słowami): „Ja to zrobię lepiej/szybciej/delikatniej”. Zdarza się, że panie degradują, nie doceniają, poniżają… Tak jak rodzina z przychodni, którą ostatnio obserwowałam. Mama, tata, niemowlę i… teściowa. Długo przyglądałam się panu, któremu przypadła smutna rola stróża dobytku – zamiast pocieszać żonę i głaskać gorączkujące dziecko, zajął się kurtkami i wózkami. Dla tych pań mógłby nie istnieć, totalnie go ignorowały, bo przecież co on może wiedzieć o chorych dzieciach. Komendy wydawała teściowa, naturalnie weszła też ze swoją córką i wnuczką do gabinetu. Tata został sam ze swoim majdanem i moim współczuciem; wyglądał tak żałośnie, że prawie podeszłam go przytulić.

taka karmi dzieckoLouis de Funes mówił „Panowie, dbajcie o żony”,

…ale nikt jakoś nie skupia się na tym, że mąż bardziej niż kotleta na obiad i wyprasowanej koszuli potrzebuje, żebyśmy docenili jego wkład w rodzicielstwo. Pozwólmy im przewijać, kąpać, smarować, karmić. Wspierajmy, nie wyśmiewajmy. Może nie robią wszystkiego perfekcyjnie, ale do cholery, znajdzie się przecież choć jedna rzecz, którą robią lepiej od nas! A przecież najważniejsze, że robią to z sercem – bo jeśli stłamsimy ich ojcostwo w zarodku, to może się okazać, że stracili to serce nie tylko do dziecka, ale też do nas.

Tagged in: