Lubicie książki, które zmieniają wasze postrzeganie tematu o 180 stopni? Czy rzucacie nimi raczej o ścianę, bo właśnie zburzyły wasz światopogląd? Dotychczas znałam kilku takich „wywrotowych” autorów, jak chociażby Michał Tombak i Pierre Dukan piszący o żywieniu. A teraz właśnie Richard Saul i jego „ADHD nie istnieje”. Można tą książką rzucić o ścianę, ale i tak zaraz ją podniesiecie z powrotem, żeby doczytać do końca.

Najpierw trochę o ADHD. Znacie pewnie ludzi (nie tylko dzieci), którzy: nie mogą się skoncentrować, wszędzie ich pełno, nie potrafią usiedzieć na miejscu, bez przerwy gadają i nie umieją zachować ciszy, gubią rzeczy, są chaotyczni, zapominalscy. O nich często się mówi, że mają ADHD, a wielu z nich ma faktycznie papierek od lekarza z taką diagnozą.

A autor tej książki mówi: nieprawda! Coś, co zwykło się nazywać tym skrótem, w rzeczywistości nie istnieje i jest wymysłem amerykańskich psychiatrów.

Książka „ADHD nie istnieje” podobno zmieniła życie wielu ludzi i od początku do końca jest prowokacyjna. Autor wychodzi bowiem z założenia że coś, co dziś diagnozuje się o wiele za często jako ADHD jest tylko zbiorem ponad dwudziestu „złych zbiegów okoliczności”, czyli dysfunkcji, z którymi boryka się człowiek, a głównie dziecko. To właśnie te symptomy bywają często rozpoznawane jako zespół nadpobudliwości psychoruchowej z deficytem uwagi, czyli w skrócie ADHD.

20150628-DSC_4416Bo nie wiem czy wiecie, ale Amerykańskie Stowarzyszenie Psychiatrów stworzyło listę około dwudziestu dziwnych zachowań; wystarczy cechować się zaledwie PIĘCIOMA (!) z nich, żeby dostać diagnozę:ADHD. Jest to standardowy test, którym kierują się psychologowie i psychiatrzy na całym świecie. Większość z nas czasem zachowuje się tak, jak napisałam kilka akapitów wyżej. Problem w tym, że nasze dzieci zachowują się tak nagminnie z różnych powodów i wtedy co robimy? Stwierdzamy, że na pewno ma ADHD i ciągamy po lekarzach…

Ostatnio ciągle się słyszy o ADHD. Kiedy czytasz fora poświęcone dzieciom co chwilę jakaś mama zdradza, że jej dziecko na to „choruje” i jak ciężkie bywa życie z takim dzieckiem na podkładzie. Nie słucha na lekcjach, jest nieuważne, roztargnione, trudno mu się uczyć. Częste, prawda? I potem lekarz, diagnoza, leki. Ręce umyte. A okazuje się, że ogromna większość przypadków bywa nietrafnie diagnozowana i kwitowana odpowiednim papierkiem przez mało spostrzegawczych, leniwych lekarzy i psychologów.

W potocznym pojmowaniu ADHD to po prostu nieznośny bachor. Jeśli lekarz potwierdza diagnozę, to zawsze jest to dla rodzica momentem ulgi. Oznacza, że zaraz ktoś przyjdzie pomóc i dostanie na to jakieś leki. A tymczasem dziecko na leki reaguje fatalnie, jest otumanione, zachowuje się jak zupełnie inny człowiek, traci apetyt i nie może spać. Szukanie innych leków kończy się tak samo. I to właśnie piętnuje dr Saul – źle postawiona diagnoza to niepotrzebne faszerowanie dziecka chemią, która zmienia go w chodzącego zombie. Bo leki na ADHD działają podobnie, jak extasy i amfetamina z tym, że są legalne.

Richard Saul  twierdzi, że te dziwne zachowania dzieci nie są chorobą – są tylko symptomami i bywają wywołane pewnymi zaburzeniami. Jest ich wiele, a szczegółowy opis znajdziecie w książce. Osobiście byłam porażona. Czasem przyczyna bywa prosta, jak kłopoty ze wzrokiem czy słuchem. Czasem jest jednak bolesna: jak zespół Aspergera czy FAS. Odszukanie tej przyczyny należy do rodzica i dobrego lekarza. Pierwszym etapem może być właśnie książka „ADHD nie istnieje”.

A na koniec najciekawsze: zespół ADHD jako zaburzenie został zatwierdzony przez towarzystwo psychiatryczne w roku 1968. Od tego czasu milionom dzieci zostały postawione diagnozy oraz przepisane tony leków (np. Ritalinu). Palce maczał w tym niejaki doktor Eisenberg. Ten sam doktor, umierając w roku 2009, przyznał się, że wymyślił ten nowy zespół tylko po to, aby zarobić. Bo nowe zaburzenie=nowe leki=ogromne pieniądze dla koncernów farmaceutycznych. A to oznacza bogactwo dla lekarzy, którzy z koncernami współpracują.

Zastanówcie się: dlaczego wieść o tym, że ADHD nie istnieje, nie rozchodzi się specjalnie w społeczeństwie? Czy dlatego, że choroba istnieje a książka, to tylko kolejna prowokacja?

Może nie wiem zbyt wiele o ADHD, a właściwie tyle, co powiedział mi doktor Saul i co zdradzają mi rodzice, u których dzieci zdiagnozowano to zaburzenie. Ten pierwszy może i prowokuje, a ci drudzy ubolewają, że mimo leczenia ich dzieciom wcale się nie poprawia. Wszystko wskazuje na to, że doktor Saul ma rację… a może dałam się zmanipulować i sprowokować? Jeśli są tu rodzice dzieci z diagnozą „ADHD” niech dadzą znać.