Jak możesz łatwo zabić swoje dziecko?

1. Kupuj plastikowe sztućce i talerzyki nieznanych firm.
2. Nie czytaj oznaczeń na opakowaniu.
3. Nie wyrzucaj zniszczonych i popękanych naczyń i kubków.
4. Pakuj mu jedzenie w tanie pudełka ze sklepu „wszystko po 2 złote”.

I teraz zagadka: jak te wszystkie rzeczy mogą niby zabić twoje dziecko? Czy przez to, że mogą łatwo się złamać i dziecko może połknąć ząbek widelca? Czy przez to, że farba się zmywa i dziecko zjada ją razem z kaszką i umiera w męczarniach? A może dlatego, że tanie=tak brzydkie, że można paść trupem na miejscu? I tak, i nie, a raczej: nie tylko przez to wszystko. Tym czymś, co będzie przysłowiowym gwoździem do trumny, jest Bisfenol-A, czyli BPA.

Każda matka, która umie czytać i dla której ważne jest bezpieczeństwo własnego dziecka na pewno widziała nieraz na opakowaniu produktów dla dzieci tajemniczy napis „BPA FREE”. Teraz można znaleźć go na smoczkach, butelkach, talerzykach, kubeczkach, jednym słowem: na wszystkim, co dziecięce, zrobione z tworzywa sztucznego i produkowane przez znanych producentów. Ale czy któraś z was zgłębiała ten temat? Czy jeśli znajdziesz się w zapadłej bieszczadzkiej wiosce, zapomniałaś butelki do mleka i masz do wyboru: znaną za 50 zł z napisem BPA FREE i jakąkolwiek za 8 zł bez tego napisu, to czy wybierzesz zawsze tę pierwszą? Bo jeśli nie, to lepiej poczytaj, co poniżej, i już więcej nie oszczędzaj na swoim dziecku.

Co to właściwie jest BPA? Otóż jest to związek chemiczny, który jest składnikiem większości plastikowych produktów, które wypełniają naszą przestrzeń. Każda matka wie, że kiedy pojawia się dziecko, nasz świat staje się światem plastiku. Kubki, talerze, butelki, smoczki… Tylko nieliczne Eko-mamy pozostają przy naczyniach bambusowych lub ceramicznych. Kto jeszcze używa smoczków kauczukowych, które mają tak zabójczy zapach, że możesz pomylić go z zapachem zużytej pieluchy? Butelki szklane, tak popularne dawniej, zostały całkowicie wycofane, i tylko kombinatorom i wnuczkom chomikujących babć udaje się taką zdobyć. Kto pakuje resztki jedzenia do słoików zamiast plastikowych pudełek? Kogo w końcu stać na same drewniane zabawki, stoliki i krzesełka dla dzieci? Jak widzicie, plastik całkowicie zdominował nasze życie i mało kto potrafiłby się bez niego obejść. I dlatego tym bardziej przeraziły mnie wieści, które kilka lat temu dotarły do nas zza oceanu.

W pewnych badaniach wykazano bowiem, że BPA w testach zwierzęcych potrafiło wykazywać niezwykle silne i niepodważalne w dowodach działanie. Okazało się, że klatki, w których trzymane były zwierzęta, umyto pewnego dnia dość silnym środkiem i uszkodzono plastik, z którego owe klatki były zrobione.. Uszkodzony plastik zaczął wydzielać niewielkie ilości BPA. Były to ilości znikome, ale wystarczyły, żeby zmienić całkowicie układ hormonalny myszy, np. ich potomstwo rodziło się z kilkunastoma sutkami… Ten przypadek sprawił, że komórki myszy zaczęły dosłownie wariować. Tutaj tkwi istota produktów z BPA – wydziela się on w dużych ilościach, jeśli powierzchnia zostaje naruszona, uszkodzona, pęka itd. A o to przy dziecku nietrudno, prawda? Sama rzecz, w której zawarte jest BPA nie jest tak szkodliwa, jak wtedy, gdy się ją porysuje nożem czy umyje w zbyt mocnym środku. Czasem możemy to dostrzec jako zmatowiałą powierzchnię, bąbelki, rozwarstwienia, nadgryzienia.

Od tej chwili zaczęto się baczniej przyglądać tej substancji. Bardzo wnikliwe badania potwierdziły, że działa ona bardzo podobnie, jak żeński hormon, estrogen. BPA rozregulowuje układ hormonalny, przez co ma wpływ na potencję i libido, rozwój raka (głównie prostaty i piersi), cukrzycę, otyłość. Są badania, które wskazują na wpływ BPA na uszkodzenia wątroby oraz rozwój mózgu małych dzieci. To właśnie dzieci są szczególnie narażone na jego działanie, ich układ hormonalny bowiem dopiero się kształtuje i wszelkie anomalie wychwytuje o wiele silniej. Porównam to do wiosennych nowalijek, które – jak wiemy – chłoną jak gąbka z gleby wszelkie szkodliwe substancje, pestycydy i środki ochrony roślin. Mówimy potem, że to „sam nawóz”. Chłoną tak silnie dlatego, że są… młode. Podobnie z dziećmi. Co gorsza, BPA ma zdolność przenikania przez łożysko, więc jeśli matka wystawia się na jego bezpośrednie działanie, może zapewnić swojemu dziecku krótszy i gorszy żywot.

Wpływ BPA został poparty tak licznymi dowodami, że w końcu w 2011 roku wprowadzono całkowity zakaz jego stosowania mimo, że w zasadzie nie ma badań, które potwierdzają wpływ na człowieka. Spowodowało ono jednak tak mocne defekty w poddawanym testom zwierzętach, że zdecydowano się prewencyjnie „chuchać na zimne” i w wielu krajach wprowadzono zakaz używania BPA.

Ale czy trzeba połknąć 10-letnią plastikową łyżkę (produkowaną przed 2011 rokiem) z łuszczącą się powierzchnią, żeby dostarczyć organizmowi dawkę szkodliwą? Otóż nie. Badania nad BPA zaprzeczyły starej maksymie toksykologii, że zabija dopiero duża dawka szkodliwej substancji. W przypadku Bisfenolu-A nawet znikoma ilość ma wpływ, bo pamiętajmy, że działa podobnie jak syntetyczny estrogen, którego wcale nie trzeba połknąć w końskiej dawce żeby narobić sobie szkód w układzie hormonalnym..

Róbcie co chcecie, wybór należy do was. Można wierzyć lub nie, ale pamiętajcie, co jeszcze kilkanaście lat temu mówiono o wpływie papierosów czy alkoholu na płody. Dziś mówi się o FAS i wielu skutkach palenia tytoniu przez ciężarne. Ja tam chcę mieć zdrowe dziecko i świadomie staram się unikać BPA. Jak to robię?

1. Używam produktów tylko znanych i poważanych firm; te firmy dają gwarancję, że do produkcji ich towarów nie użyto BPA. Piszą o tym na opakowaniu, a jeśli opakowań nie ma, to zaznaczają na samym produkcie odpowiednią ikoną.

2. Sprawdzam na spodzie ikonę – kod recyklingowy. Kupuję tylko rzeczy, które mają cyfry: 1, 2, 4, 5. Wszystkie inne są niepewne. Mamy na rynku tak wielki wybór pudełek i opakowań, że bez problemu znajdziemy odpowiednie. Unikajmy bezwzględnie tych z liczbą 3, 6 i 7!

bpa-symbole

3. Nie kupuję tanich, supermarketowych naczyń i sztućców „na wagę” czy z chińskich sklepów. Bardzo często są to produkty na licencji znanych marek, oferowane w dyskontach, sprzedawane bez żadnych opakowań. Nie znajdziemy na nich często żadnych oznaczeń. Ale jeśli myślimy, że skoro talerz jest na licencji Disneya lub Marvela, więc są one bezpieczne, bo gwarantowane przez wielkie koncerny, jesteśmy w błędzie. Produkcja takich naczyń polega na wykupie licencji i biciu ich najtańszą z możliwych metod w najtańszym możliwym kraju, gdzie nikt nie słyszał o BPA. Do tego przychodzą do sklepu w takiej ilości, że nietrudno o uszkodzenie ich powierzchni, odpryśnięcie kantu itd.

4. Wszystko, co uległo uszkodzeniu (choćby mocniejszemu zarysowaniu), a było wykonane z plastiku wyrzucam. Nauczyło mnie to szanować rzeczy i być bardziej ostrożną, bo wprawdzie plastikowy talerzyk kupię od razu nowy, ale na przykład pokrywę od sokowirówki już chyba tylko z nową sokowirówką…

5. Staram się unikać żywności puszkowanej – BPA może też znajdować się w żywicy epoksydowej, którą pokrywane są wnętrza puszek. Jeśli już je jem, to staram się nie zgrzytać widelcem po powierzchni, wygrzebując ostatnie sardynki. Mimo że od 2011 roku BPA jest zakazane, to ktoś może jeszcze mieć konserwy turystyczne ukradzione przez ojca z jednostki wojskowej…

6. Kiedy tylko mogę, stosuję ceramikę, drewno, stal szlachetną zamiast plastiku. 3-letnie dziecko naprawdę jest w stanie jeść nie zrzucając talerza za każdym razem na podłogę…

7. Nie wkładam plastików do mikrofalówki i nie myję ich żrącymi, ściernymi środkami (np. cifem). To uszkadza ich powierzchnię, a tak jak wcześniej pisałam, wtedy wydziela się najwięcej BPA.

8. Myję często ręce – BPA znajduje się też na powierzchni wydruków z bankomatów i paragonów, czyli na papierze termicznym.

9. Kupuję napoje w szklanych opakowaniach, szczególnie unikam coli z puszki i… piwa.

Owszem, można odnieść wrażenie, że nieco oszalałam w związku z BPA. Być może nie ma tak wielkiego ono wpływu na człowieka; nie wiemy tego wszystkiego na 100%, bo badań na ludziach było niewiele (albo nie było wcale). Ale wolę chuchać na zimne – w zasadzie nic mnie to nie kosztuje, a wolę mieć w domu zdrowe dziecko, niż odwiedzać je na cmentarzu. A wy nie?..