Pamiętacie te zimy, gdy biegaliśmy całymi zimowymi popołudniami po śniegu? Rękawiczki po powrocie wyciskaliśmy jak mokrą ścierkę, kozaki rozklejały się po tygodniu, a pupy mieliśmy obtłuczone od rozklekotanych sanek i popękanych jabłuszek?

Jeśli pamiętajcie, to zatrzymajcie ten widok pod powiekami. Opowiedzcie o nim dziecku, choć może po co robić mu nadzieje i budzić apetyt na coś, czego samo być może nigdy nie zazna?!

Od pewnego czasu razem z całą rodziną robimy coś w rodzaju lizania lizaka przez szybę, bo zamiast szaleć po śniegu, rzucać się śnieżkami i odbijać na nim orły, przymierzamy po kolei maski gazowe. Oczywiście to śmiech przez łzy, bo faktycznie: już dawno nie cieszyłam się zimą tak, jak robiłam to w dzieciństwie. Powodem oczywiście jest to, co zasłania mi widok z okien na Kraków – niby wiem, że on w dole tam gdzieś jest, ale nawet gdybym wyszła na nadajnik sieci komórkowej, to bym go nie dojrzała. Mowa o smogu, o którym trąbi się bardzo dużo, ale… chyba wciąż za mało.

Czytałam ostatnio o mamie, która wylądowała na Szpitalnym Oddziale Ratunkowym po tym, jak nauczycielki w przedszkolu urządziły dzieciom spacer w smogowej atmosferze, bo nie wiedziały, że nie powinny (polecam aplikacje na telefon, które co godzinę pobierają dane ze stacji pomiarowych. Dzięki nim możecie na bieżąco śledzić stopień zanieczyszczenia powietrza w swojej okolicy: SmokSmog (Polska południowa), Kanarek, Zanieczyszczenie powietrza). Niestety, maluch miał pecha: cierpiał na astmę i jego oskrzela zwyczajnie odmówiły współpracy po takiej dawce szkodliwych substancji. Inna z kolei umilała dziecku nocne chwile inhalacją, bo też nie spodobał mu się przedszkolny spacer. Dziwi mnie to, bo większość dyrektorów przedszkoli ma obowiązek sprawdzania danych dotyczących poziomu zanieczyszczenia powietrza i wydawania zakazów wychodzenia z przedszkola. Tylko jakoś trzeba do niego przecież dotrzeć, prawda?

Przekroczone normy pyłów zawieszonych może nie spowodują natychmiastowych uszczerbków na zdrowiu u osób niecierpiących na żadne schorzenia, ale astmatycy, alergicy, osoby w podeszłym wieku czy małe dzieci na pewno wolałyby oddychać czystym powietrzem. Tylko czy takie w Polsce jeszcze istnieje? Najbardziej zanieczyszczone miasta to nie tylko Kraków, Warszawa czy Poznań, ale także Nowy Targ, Zakopane, Rabka Zdrój czy Szczawnica! W domu też zresztą nie jest wiele bezpieczniej, bo przecież okna i drzwi nie są w 100% szczelne, zresztą podobnie jak nasze samochody. Myślimy, że jeśli nie palimy papierosów, to jesteśmy mniej narażeni na choroby układu oddechowego. Odżywiamy się zdrowo, uprawiamy sport i łudzimy  się, że to gwarantuje nam zdrowe i długie życie. A tymczasem powinniśmy raczej przejść się do sąsiada i poprosić go stanowczo i uprzejmie (czytaj: grożąc przemocą), żeby łaskawie przestał palić wszystkie swoje śmieci w domowym piecu!

Ja wiem, że dla niektórych smog i alarmy podnoszone w całej Polsce to jakieś widzimisię i rozdmuchiwanie tematu. Nie da się przecież zbadać, które z naszych chorób powodowane są przez niego, a które to mieszanina genów, pecha i złego trybu życia. Ale do cholery, chodzi o życie naszych dzieci i chyba warto dmuchać na zimne?! Oczywiście, nie zabronię córce, kiedy zapragnie wybrać się z koleżankami na narty gdy będzie nastolatką. Nie zakażę kuligu w stylu Wołodyjowskiego i Oleńki. Ale zanim te czasy nadejdą, może znowu będziemy mogli mówić o „świeżym powietrzu”?..

Dlatego przestaję powoli lubić zimę, bo po co mi ona, skoro nie mogę bezkarnie zrobić igloo ze śniegu, nie narażając się na przewlekły kaszel i zapach włosów a la wędzona makrela. I tylko w jednym jestem „wdzięczna” smogowi: dzięki niemu całe zimne miesiące spędzimy w domu wspólnie z rodziną, córka nauczy się czytać, a ja upiekę wszystkie ciasta, które kiedyś sobie wymarzyłam…