Czarne chinosy z lampasami dosłownie prosiły się żeby zabrać je do Nowego Jorku. Przyznaję, że gdyby nie Karolina, która po ciąży doprowadza do porządku stan mojej szafy, nawet nie spojrzałabym w ich stronę.
Przy pierwszym dziecku bałam się praktycznie wszystkiego. Smogu, promieniowania elektromagnetycznego, tego, że karmiąc mlekiem modyfikowanym sprowadzam na moje dziecko pewną śmierć. Rozglądałam się na ulicy, czy ktoś nie rzuca na Lenkę uroku, odganiałam muchy i prałam jej ubranka w temperaturze, która prawie topiła mi pralkę…
Zanim zaszłam w ciążę nawet w najgorszych koszmarach nie podejrzewałam, co to znaczy być rodzicem. Nie mówię tu o nieprzespanych nocach, problemach z karmieniem, bezustannym szorowaniu podłóg czy konieczności podzielności uwagi godnej bogini Sziwa (która ma jak wiemy 8 rąk).
Przepraszam z góry wrażliwców, ale nie mogę milczeć w temacie, który najprawdopodobniej wam się przytrafił lub przytrafi…
Zapisz się do newslettera aby pobrać darmowego ebooka: Nie będę wysyłać Ci spamu, Twój e-mail jest u mnie bezpieczny.Wysyłając swoje dane, wyrażasz zgodę na ich przetwarzanie do wysyłki newslettera. W każdej chwili możesz się wypisać. Więcej informacji https://ladygugu.pl/polityka-prywatnosci/
Przyznaję, że miałam mały dylemat jakie stroje powinnam zabrać do Nowego Jorku. Chciałam czuć się swobodnie, ale niekoniecznie odstawać od zostałałych gości. Trochę głupio byłoby wyskoczyć w sukni balowej i błądzić między ludźmi ubranymi w dresy.
Wiecie co? Wakacje z dzićmi są cudowne, ale taki reset, w towarzystwie, które nie używa już pieluch, nie rzuca się na podłogę kiedy czegoś chce a nie może tego mieć, od czasu do czasu należy się każdej mamie.