Znasz to? Zasypiasz na stojąco. Gary w zlewie wołają „zajmij się nami!”, mop czeka i tęskni, zupa aż wrze, żeby wrzeć, a przed tobą tylko dwie godziny do północy. Ale to pestka – przecież jesteś perfekcyjna. A tu jeszcze mąż popatruje na ciebie znacząco… Czego on może chcieć?.. Już wiesz… Boże, tylko nie TO!

Jeśli miałabyś wybrać, jak zagospodarować te dwie godziny, to co byś wybrała: seks czy gary, podłogi i ścierki? Jeśli wybrałaś to pierwsze, możesz darować sobie czytanie albo czytać dalej, pękając z dumy, że cię ten problem nie dotyczy (jeszcze…). Jeśli wybrałaś odpowiedź numer dwa, to zapraszam do świata zwykłej, przemęczonej, zapracowanej matki.

Bo dla matki dwie godziny na seks i przygotowanie się do niego to za mało… Trzeba by: doprowadzić się do stanu, w którym można pokazać się mężowi, sprawdzić, czy dziecko śpi; otworzyć okno, bo będzie tak gorąco, że może być za gorąco; sprawdzić, czy dziecko śpi; zamknąć okno, żeby sąsiedzi nie słyszeli, jak u was wesoło; otworzyć okno, żeby jednak usłyszeli; zamknąć, bo mogą usłyszeć, że wesoło nie dlatego, że gorąco, ale dlatego, że mąż akurat śmieje się z twojej opony na brzuchu.

No to do dzieła – jak to w mojej ulubionej piosence zespołu Zero „Po prostu daleeeeej, jedziemy na maksa-hej”. W końcu obowiązki nie są ci obce – jesteś matką! To i ten jeden małżeński też możesz spełnić.

Jesteś istotą myślącą. Ciągle coś roztrząsasz, kombinujesz.  Więc i teraz, w trakcie TEGO, opracowujesz plan na najbliższy dzień. Ale żeby całkiem nie wyjść z nastroju przypominasz sobie (choć mętnie), jak to wyglądało dawniej. Bo i wtedy brakowało czasu na przygotowania, tyle było do zaplanowania: a bo świeczuszki, winko, muzyczka i filmik. A bo świeczuszki koniecznie czerwone i pachnące. A winko półsłodkie i czerwone, bo od białego chce się spać, a kto by tu spał jak cały pokój w akademiku wolny. A muzyczka to Barry White czy Katie Melua? A filmik to… taki po 23.00. A teraz? Jeśli świeczki, to te, co zostały z urodzinowego tortu dziecka. Jeszcze tortem obklejone, ale to nawet lepiej, bo łatwo przykleić  do podstawki. Zamiast winka kawa, żeby nie zasnąć w trakcie (jak to zdarzyło się mojej znajomej) koniecznie tzw. parzucha, która może i zostawia fusy między zębami, ale daje lepszego kopa niż wkurzony byk na corridzie. Fusów i tak po ciemku nikt nie zobaczy. Muzyczka to dźwięki karuzeli, dobiegające z dziecinnego pokoju, a w najlepszym razie Radio Złote Przeboje, które dobiega z kuchni, bo najlepiej się przy nim udają pierożki.

A te chwile, co to bez przygotowań i spontanicznie? Co, nie pamiętasz ich nawet? A teraz, kiedy tylko coś zaczyna się dziać, wkracza dzidzia ze swoim „mama kupa”, a ty zdziwiona, bo dziecko miało spać, a myślałaś, że nie umie wyjąć szczebelków w łóżeczku… Nawet jak podrzucisz babci, to i tak w napięciu czekasz na telefon, że dziecko płacze albo że już śpi. Super. To ty też idziesz spać, bo i tak wszystko już opadło. Znaczy nastrój opadł.

Ale wiecie co? Seks może być nawet lepszy. Bo jak się na coś baaaardzo czeka, to potem smakuje to o wiele bardziej. Wiadomo, że po narodzinach dziecka, ciężko wrócić do starych przyzwyczajeń i… starej częstotliwości. Można dużo zrobić, żeby rozpalić na nowo ogień albo rozdmuchać palenisko, które przygasa (skojarzenie z dmuchaniem słuszne). Ja wprawdzie absolutnie nie mam tego problemu (pewnie jak każda z was), ale gdyby któraś jednak miała, to podsuwam pewien poradnik. Bo jeśli myślisz, że lepiej umyć gary, bo  nic nowego w seksie was już nie spotka, mylisz się – to zależy tylko od ciebie.  Zatem:

– urządź imprezę w stylu bezpruderyjnych lat 70-tych: w tym celu zaproś wyuzdanych znajomych i wspólnie zróbcie losowanie, kto z kim idzie na słodkie tete a tete… zaraz zaraz, jakich wyuzdanych znajomych? Waszymi znajomymi są już tylko młode mamy, ich słodkie dzieci, ewentualnie szczęśliwe małżeństwa. Jeszcze Rossman i Skok Stefczyka, bo piszą do was regularnie maile…

– pobawcie się w nieznajomych np. w sklepie; chociaż… zachodzi obawa, że jak się przebierzesz, to mąż rzeczywiście cię nie rozpozna. Przecież dawno nie widział cię w normalnych spodniach i w makijażu innym niż sok z buraka, który trysnął z sokowirówki…

– przygotuj zmysłową kąpiel we dwoje, ale koniecznie pamiętaj, żeby zabrać piszczącą kaczkę z zasięgu stopy. Chociaż… mąż może pomyśli, że to ty tak popiskujesz z zadowolenia. W każdym razie mata antypoślizgowa dziecka może nareszcie się przydać.

– uskutecznij coś z repertuaru pana Grey’a, np. wiązanie do łóżka: jeśli masz zwykły materac ze stelażem, obwiąż liny wokół materaca. Chociaż to ryzykowne, bo gdy dziecko zapłacze, to rzucisz się do drzwi i nawet nie zauważysz, że na plecach dźwigasz coś wielkości 140×200. Inna świetna rada to podwieszane łóżko wykonane samodzielnie z kawałka materiału. To nie może być trudniejsze niż cerowanie skarpetek czy przyszywanie guzika, a w tym jesteś przecież mistrzem.

– pobaw się w przebieranki: w przypadku matki przebieranką będzie założenie dżinsów zamiast dresów. Szaleństwo.

– kup gadżety: wiem, że to słowo kojarzy się matkom jedynie z dodatkami do gazety „Kaczor Donald”, ale nawet dołączony do niej sztuczny mózg nie rozpali waszego związku na nowo. W jednym babskim czasopiśmie znalazłam takie propozycje: stymulator punktu P (trzy dychy na karku a nie wiedziałam, co to… dobrze że Bóg stworzył Internet), rękawiczki lateksowe (w rozdziale „Odpowiednie zabezpieczenie” – nawet mnie zabrakło wyobraźni, do czego można ich użyć, może Hugh Hefner by wiedział), jadalna bielizna (można ją zrobić z soku malinowego, tylko trzeba uważać, żeby nie pomylić z koncentratem barszczu)

– zatańczyć erotycznie: ciężko, kiedy w głowie masz tylko „Stary niedźwiedź mocno śpi” i tańczyłaś ostatnio na własnym weselu do piosenki „Cudownych rodziców mam”

Pośmiane? Pośmiane. To teraz do roboty. Mam nadzieję, że mój poradnik pomoże i coś u was w TYM zakresie drgnie. Bo czy nie od drgań zaczyna się trzęsienie ziemi?..